-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2014-09-22
2014-09-27
Na wstępie zaznaczam, że alergicznie reaguję na spisane i wydane (w formie książkowej, najczęściej) osobiste przeżycia o charakterze mistyczno-duchowym. Spowodowane jest to głównie tym, że ilość egzaltacji i zapewnień o niemożności opisania tego, co właśnie jest opisywane zakrawa w pewnym momencie na parodię. Takie odczucia towarzyszyły mi podczas czytania prozy lamy Ole Nydahla i jego drogi do buddów na dachu świata. W przypadku książki Lies Groening takie wrażenia gdzieś się przebijały, ale... No, właśnie.
Książka posiada ciekawą cechę - im dłużej od momentu przeczytania, tym bardziej odczuwać można jej wpływ. Napisać, że wrasta w czytelniku niczym roślina będzie zapewne trącić banałem i trywializmem, niemniej jednak, tego można doświadczyć. Żartobliwie można dodać, ze parzenie i picie herbaty już nie będzie tym samym.
Szkoda jedynie, że pani Groening niczego więcej nie napisała. Ale przecież byłoby to zaprzeczenie buddyzmu zen - tu jest wszystko, po co tracić słowa na więcej?
Na wstępie zaznaczam, że alergicznie reaguję na spisane i wydane (w formie książkowej, najczęściej) osobiste przeżycia o charakterze mistyczno-duchowym. Spowodowane jest to głównie tym, że ilość egzaltacji i zapewnień o niemożności opisania tego, co właśnie jest opisywane zakrawa w pewnym momencie na parodię. Takie odczucia towarzyszyły mi podczas czytania prozy lamy Ole...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-30
2014-03-18
"Nagi lunch" to książka obrzydliwa. Pornograficzna. Niesmaczna. Czytanie jej jest jak taplanie się w najgorszych ściekach świata, jest nurkowaniem w kloaczne klimaty.
A jednocześnie to rzecz fascynująca. Hipnotyzująca. Rzecz poszatkowana, bez linearnej fabuły, dająca jednak doskonały wgląd w mózg morfinisty, heroinisty - zdeklarowanego narkomana.
Przy tych wszystkich cechach, "Nagi lunch" to książka okraszona burrowsowskim humorem, dość mocno czarnym, dodajmy. Kpiarskim, szyderczym. Anarchistycznym. Niektóre zdania, sprawiające wrażenie rzuconych od niechcenia, stanowią prawdziwe perełki, np: "<Jestem waszym autorytetem, do czego predysponuje mnie inteligencja> (Złowieszcze słowa, mój chłopcze... Kiedy je usłyszysz, natychmiast uciekaj".
Bardzo frapujący eksperyment literacki. Lektura niełatwa, ale obowiązkowa.
"Nagi lunch" to książka obrzydliwa. Pornograficzna. Niesmaczna. Czytanie jej jest jak taplanie się w najgorszych ściekach świata, jest nurkowaniem w kloaczne klimaty.
A jednocześnie to rzecz fascynująca. Hipnotyzująca. Rzecz poszatkowana, bez linearnej fabuły, dająca jednak doskonały wgląd w mózg morfinisty, heroinisty - zdeklarowanego narkomana.
Przy tych wszystkich...
2014-04-13
Dawno nie czytałem tak źle napisanego kryminału, gdzie policjanci zadają idiotyczne pytania (np. dotyczące mutacji u chłopców). Zagadka może i byłaby ciekawa, ale akcja rozgrywająca się na przestrzeni bodajże sześciu dni nie tyle ciągnie się niemiłosiernie, ile najzwyczajniej w świecie nie przekonuje. Trudno też nie traktować z przymrużeniem oka całej masy nieszczęść, która dotyka głównego bohatera. Aż dziwne, że autor nie nadał mu imienia Hiob.
Ze wszystkich spotkań z kryminalną literaturą skandynawską, islandzka rzecz pod tytułem "Głos" wypada najsłabiej. I raczej nie zachęca do sięgnięcia po kolejne produkcyjniaki jej autora.
Dawno nie czytałem tak źle napisanego kryminału, gdzie policjanci zadają idiotyczne pytania (np. dotyczące mutacji u chłopców). Zagadka może i byłaby ciekawa, ale akcja rozgrywająca się na przestrzeni bodajże sześciu dni nie tyle ciągnie się niemiłosiernie, ile najzwyczajniej w świecie nie przekonuje. Trudno też nie traktować z przymrużeniem oka całej masy nieszczęść, która...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-10-12
Bardzo ciekawy koncept z gatunku "anty-utopia". Czyta się dobrze, także za sprawą humoru, którym autor skutecznie ozdabia akcję powieści (czy też: dłuższego opowiadania, bo trudno mówić o więcej niż jednym wątku). Żadne to arcydzieło, bez głębszych refleksji, ale pozwala się oderwać od rzeczywistości.
Bardzo ciekawy koncept z gatunku "anty-utopia". Czyta się dobrze, także za sprawą humoru, którym autor skutecznie ozdabia akcję powieści (czy też: dłuższego opowiadania, bo trudno mówić o więcej niż jednym wątku). Żadne to arcydzieło, bez głębszych refleksji, ale pozwala się oderwać od rzeczywistości.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-12
2014-08-21
2014-12-31
Trzeba przyznać - pomysł ciekawy i nieco upiorny (choć nie oryginalny): oto nieco przebrzmiała gwiazda zaczyna otrzymywać anonimy informujące o śmierci adresata dokładanie dnia 12 listopada (jak w tytule). Teoretycznie rozpoczyna się wyścig z czasem, bo policja - oczywiście - stara się zapobiec spełnieniu groźby.
Problem w tym, że jak na kryminał, to strasznie on przegadany i w sumie dość przewidywalny. Autorowi powieści nie tylko daleko do Agathy Christie, ale i do klasyków polskich historyjek kryminalnych, jak choćby do Zygmunta Zejdlera-Zborowskiego.
Ogólnie - dobra lektura na podróż pociągiem, autokarem czy miejskim przewoźnikiem.
Trzeba przyznać - pomysł ciekawy i nieco upiorny (choć nie oryginalny): oto nieco przebrzmiała gwiazda zaczyna otrzymywać anonimy informujące o śmierci adresata dokładanie dnia 12 listopada (jak w tytule). Teoretycznie rozpoczyna się wyścig z czasem, bo policja - oczywiście - stara się zapobiec spełnieniu groźby.
Problem w tym, że jak na kryminał, to strasznie on...
Kiedy ktoś Wam zaproponuje tę rzecz do czytania/słuchania (tak, tak - jest też audiobook!), uciekajcie!!! Uciekajcie, zerwijcie kontakt z osobą, która Wam TO chciała wyrządzić, bo to nie jest przychylna Wam osoba. Wyjedźcie z miasta, zmieńcie nazwisko (i imię na wszelki wypadek też), zamówcie najlepszego chirurga plastycznego w kraju i zacznijcie wszystko od nowa w swoim życiu.
Kiedy ktoś Wam zaproponuje tę rzecz do czytania/słuchania (tak, tak - jest też audiobook!), uciekajcie!!! Uciekajcie, zerwijcie kontakt z osobą, która Wam TO chciała wyrządzić, bo to nie jest przychylna Wam osoba. Wyjedźcie z miasta, zmieńcie nazwisko (i imię na wszelki wypadek też), zamówcie najlepszego chirurga plastycznego w kraju i zacznijcie wszystko od nowa w swoim życiu.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-05-05
W przeciwieństwie do entuzjastów prozy kryminalnej Stiega Larssona, nie uważam, że drugi tom przygód Lisbeth (i, tutaj poniekąd, Mikaela) jest lepszy od pierwszej części. Powiedziałbym nawet, że akcja rozwija się wolniej niż poprzednio, zaś mnogość bohaterów pierwszoplanowych utrudnia nieco solidaryzowanie się z niepokorną hakerką (o dociekliwym dziennikarzu nie wspominając).
Mimo tych wad, książkę czyta się dobrze, intryga może być zaskakująca dla czytelnika (acz parę rozwiązań da się wykombinować czytelnikowi samemu) i na pewno zachęca do sięgnięcia po tom trzeci.
W przeciwieństwie do entuzjastów prozy kryminalnej Stiega Larssona, nie uważam, że drugi tom przygód Lisbeth (i, tutaj poniekąd, Mikaela) jest lepszy od pierwszej części. Powiedziałbym nawet, że akcja rozwija się wolniej niż poprzednio, zaś mnogość bohaterów pierwszoplanowych utrudnia nieco solidaryzowanie się z niepokorną hakerką (o dociekliwym dziennikarzu nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-16
2014-02-15
2014-01-02
2014-07-06
Niebywałe Allana Emanuella Karssona przypadki - tak można by zatytułować tę zwariowaną, nacechowaną inteligentnym dowcipem, powieść, stanowiącą jednocześnie krótki przegląd najważniejszych wydarzeń historycznych minionego stulecia. A jednocześnie - choć żaden to przykład literatury wysublimowanej - to książka mądra, której bohater to przykład, jak można przeżyć życie po swojemu, na własnych zasadach, w każdej sytuacji zachowując pogodę ducha.
Warto!
Niebywałe Allana Emanuella Karssona przypadki - tak można by zatytułować tę zwariowaną, nacechowaną inteligentnym dowcipem, powieść, stanowiącą jednocześnie krótki przegląd najważniejszych wydarzeń historycznych minionego stulecia. A jednocześnie - choć żaden to przykład literatury wysublimowanej - to książka mądra, której bohater to przykład, jak można przeżyć życie po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-22
2014-07-16
Bardzo sympatyczna, zręcznie napisana historia zagubionego w życiu prezentera radiowego. Powieść w niewymuszony sposób pobudza nie tylko do refleksji nad sobą, ale i zachęca do innego spojrzenia na toczące się wokół nas losowe wypadki. Miła lektura.
Bardzo sympatyczna, zręcznie napisana historia zagubionego w życiu prezentera radiowego. Powieść w niewymuszony sposób pobudza nie tylko do refleksji nad sobą, ale i zachęca do innego spojrzenia na toczące się wokół nas losowe wypadki. Miła lektura.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-04
Czerwone koszule, najnowsza książka Johna Scalziego, zbiera same pozytywne recenzje zarówno od krytyków, jak i od czytelników. Z okładki polskiego wydania dowiedzieć się można, że sam dwutygodnik „Forbes” zachwyca się wielowymiarowością powieści, mającą zadowolić i zatwardziałych miłośników s-f, i tych, którzy na co dzień czytają lektury z innej półki. Jak pośród tych, niemalże unisono wygłaszanych, entuzjastycznych opinii ma czuć się osoba, która przeczytawszy Czerwone koszule, jest pełna rezerwy wobec tego produkcyjniaka? Zwłaszcza w przypadku, gdy sprawa postawiona została na ostrzu noża wraz ze stwierdzeniem (także z okładki), iż „trudno wyobrazić sobie czytelnika, któremu by się [ta książka] nie podobała”. Nie, wcale nie trudno.
Czytając Czerwone koszule, przychodzi na myśl taka oto refleksja, że minęły chyba czasy, kiedy to pisarze science fiction potrafili historię dobrze opowiedzieć, okraszając ją nierzadko niewymuszonym humorem. Bo chociaż o Narracji wspomina się w tej książce bardzo często, to tak naprawdę w powieści nie ma jej prawie wcale. Zamiast tego obcujemy z niekończącymi się dialogami, które potwierdzają prawidłowość wygłoszoną przez Śmierć w „Sensie życia według Monty Pythona”, traktującą o tym, że Amerykanie tylko mówią, mówią i mówią. I wszystko pozostaje dla nich „skomplikowane” (to chyba motto tej pozycji). Ja rozumiem, że nie każdy pisarz to Lem czy Dukaj i że nie każda powieść musi być egzystencjalna, choć – paradoksalnie – powieść Johna Scalziego właśnie taka jest, a przynajmniej widać aspiracje autora, by taką ją uczynić. (Nieco poważniejszą wymowę posiadał debiut pisarza, „Wojna starego człowieka”, który przyniósł mu rozgłos.) Ale trudno takiemu Lemowi odmówić poczucia humoru, które wypełniało karty jego dzieł. Przecież „Kongres futurologiczny” (przykład nieprzypadkowy) to jedna z najlepszych powieści humorystycznych, jakie powstały!
Powieść popkulturowa, jaką niewątpliwie Czerwone koszule są, posługuje się cytatem, odwołuje się do kultury masowej. Tutaj mamy tego przykładów bez liku, żeby tylko przywołać odniesienia do „Star Treka”, „Gwiezdnych wrót” (choć, gwoli ścisłości, sam Scalzi odżegnuje się, że praca przy tym ostatnim była inspiracją) czy „Diuny”. Cała historia jest ujęta w cudzysłów, stąd też, jak w filmach Tarantino, wszechobecny humor. W zamierzeniu ma to być pastisz. Problem w tym, że dowcip, choć częsty, to lata nisko. Daleko mu pod tym względem do kultowej powieści „Autostopem przez Galaktykę” Douglasa Adamsa, książki z nurtu s-f, również trawestującej cytaty z popkultury, niesilącej się przy tym na Wielkie Dzieło.
Być może bohaterowie (dość regularnie deklarujący konieczność skorzystania z toalety) są celowo papierowi i posługują się językiem przywodzącym na myśl głupkowate kwestie rodem z telewizji. To założenie łatwo przyjąć, biorąc pod uwagę, jak autor prowadzi tę historię. Niestety, nadchodzi moment w tej powieści, kiedy tę konwencję należałoby porzucić, zmienić formułę, spróbować uwypuklić rozbieżność między planami czasowymi, pomiędzy którymi akcja się toczy. Zdecydowanie uwypukliłoby to wymiar komediowy Czerwonych koszul (zważywszy na to, czym okazują się tytułowe koszule). Tego brak i – przykro stwierdzić – działa to na niekorzyść powieści.
Można by stwierdzić, że Scalzi również nie wmawia nam, iż obcujemy z czymś więcej niż z postmodernistycznym produktem, w żadnym wypadku nie oryginalnym (z czego sam autor zdaje sobie sprawę), napisanym w wolnej chwili (bo takie wrażenie nieustannie towarzyszy przy lekturze). Można by, gdyby nie ostatnia część powieści, serwująca czytelnikowi wątpliwej jakości metafizyczne rozważania, gdzie tekst przyjmuje poważny ton. Za przeproszeniem, ale miejscami bełkotliwy Dick brzmi bardziej przekonująco i mniej ckliwie.
„W science fiction chodzi nie tylko o naukę, ale o fantazję” – mówi bohater książki, na co drugi mu odpowiada: „Tyle że w twoim wydaniu i jedno, i drugie jest kiepskiej jakości”. I choć summa summarum naprawdę nie jest aż tak tragicznie, a powyższy cytat nie stanowi samospełniającej się przepowiedni aż w tak drastycznym stopniu, bo przecież można przy czytaniu tej powieści zaśmiać się parę razy, ponieważ zdarzają się inteligentne riposty, a Scalzi nie operuje humorem wulgarnym (ani razu nie pada w książce brzydkie słówko, co zaliczyć należy na plus), to jednakowoż ograniczyłbym zachwyt nad Czerwonymi koszulami. Chyba że naprawdę nic dowcipniejszego w tym gatunku nie powstaje.
Czerwone koszule, najnowsza książka Johna Scalziego, zbiera same pozytywne recenzje zarówno od krytyków, jak i od czytelników. Z okładki polskiego wydania dowiedzieć się można, że sam dwutygodnik „Forbes” zachwyca się wielowymiarowością powieści, mającą zadowolić i zatwardziałych miłośników s-f, i tych, którzy na co dzień czytają lektury z innej półki. Jak pośród tych,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to