-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
Dobrze jest zaliczyć dla odmiany coś dobrego od czasu do czasu :D
Me gusta!
Dobrze jest zaliczyć dla odmiany coś dobrego od czasu do czasu :D
Me gusta!
Słucham audiobooka i zmuszam się, żeby to kontynuować. Nie wiem czy jest to wina tego jak monotonnie czyta Drozda, czy może wina samej powieści. Ale powiem co mi nie leży.
1. Bohater potyka się o rozwiązania. Problem pojawia się w tym samym rozdziale w którym pojawia się rozwiązanie. Wychodzi to strasznie mechanicznie i układa się tak, że nie umiem pozbyć się wrażenia “Boskiej Przychylności” która sprzyja wszystkim w tej powieści.
2. Żaden z problemów nie stanowi problemu na długo. To jest powiązane z poprzednim punktem. Ani razu nie czułem, że będzie sytuacja w której bohaterowie nie dadzą rady albo będą musieli się nagimnastykować, żeby coś wymyślić. Wręcz już z góry zakładam, że wszystko się rozłoży po kościach.
3. Przewidywalne i mało wciągające. O ile pierwszy tom mnie zaskoczył ciekawymi motywami i światem. O tyle w tym tomie jestem już zmęczony wałkowaniem tych samych schematów.
4. Słabe tworzenie świata. Koncept na świat jest zajebisty, ale jego tworzenie przez autora praktycznie nie istnieje. Akcja cały czas toczy się w Białym Pokoju i nie mam w ogóle sceny przed oczami.
5. Chaos w przechodzeniu między scenami. Autor nawet nie zadaje sobie trudu, żeby w dwóch czy trzech zdaniach opisać nową scenerię, co w połączeniu z monotonną narracją Drozda tworzy taki mętlik, że czasem zajmuje mi dobrą chwilę, zanim zdam sobie sprawę, że bohater nie śni o piciu kawy w trakcie bitwy, a zamiast tego scena została urwana i rozpoczęta nowa.
6. Główny bohater mimo, że jest dosyć gburowaty to okazuje się, że ma tak dobre podejście do dzieci, że aż mu proponują aby został nianią… Do tego wszystkiego uczy się w mgnieniu oka i ma pomysły jak wybrnąć z każdej sytuacji.
7. Tutaj też nie jestem pewien czy to wina tego jak czyta Drozda, ale wszystkie postacie są na jedno kopyto. Nie widzę ich w wyobraźni, tylko słyszę imiona i w ten sposób ich identyfikuję.
8. Fabuła nic nie wnosi. Zlepek kilku akcji, które jakby wyciąć pomiędzy tomem 1 a 3 to nie zmieniłoby to w dużej mierze całej historii. Brakuje tutaj struktury i jakiegoś motywu przewodniego, przez co wydaje się to po prostu rozciągnięciem tomu 2 o zbędne motywy, bez których ogólna historia byłaby taka sama.
Nie jestem pewien, czy w ogóle mam ochotę kontynuować tą serię po drugim tomie. O ile pierwszy był czymś nowym, ciekawym i wciągającym. O tyle drugi mnie wymęczył i zniechęcił. Takie nijakie czytadło, bez czegokolwiek zapadającego w pamięci. Podejrzewam, że już za tydzień nie będę pamiętał zbyt wiele z całego tomu. Oceny nie daje jakiejś super niskiej, bo czytałem o wiele gorsze pozycje, a ta choć nie powaliła i trochę znużyła, to mimo wszystko nie zajechała tak jak inne.
Nie umiem tego komukolwiek polecić.
Słucham audiobooka i zmuszam się, żeby to kontynuować. Nie wiem czy jest to wina tego jak monotonnie czyta Drozda, czy może wina samej powieści. Ale powiem co mi nie leży.
1. Bohater potyka się o rozwiązania. Problem pojawia się w tym samym rozdziale w którym pojawia się rozwiązanie. Wychodzi to strasznie mechanicznie i układa się tak, że nie umiem pozbyć się wrażenia...
Zacznę od tego co mi się nie spodobało.
BIAŁY POKÓJ - O ile sam nie jestem fanem przesadnej ekspozycji na temat kolorów liści czy też wnikliwej analizy architektury, każdego z mijanych budynków, to mimo wszystko chciałbym umieć wczuć się w klimat. Tutaj jednak autor praktycznie całkowicie olał opisywanie otoczenia i skupił się na akcji. Ja umiem się do tego dostosować, ale domyślam się, że wielu osobom może to po prostu nie podejść.
CHAOS - Przejścia pomiędzy scenami są na tyle chaotyczne, że wielokrotnie nie zauważałem, jak przechodzili do innej scenerii. Myślę, że ma to związek z powyższym Białym Pokojem, przez który nie wyobrażałem sobie zbyt dobrze otaczającego ich świata.
BOHATEROWIE - Niestety ale każdy bohater jest taki sam jak poprzedni. Nie zapadają w pamięci, bo nie ma między nimi zbyt wielu różnic. A te które są, są tak subtelne, jakby wszyscy bohaterowie byli “grani przez tego samego aktora”. Być może miał na to wpływ fakt, że słuchałem audiobooka, ale wydaje mi się, że po prostu są na jedno kopyto.
Mimo powyższych niedociągnięć i minusów, to muszę powiedzieć, że fabuła jest na tyle wciągająca i na tyle ciekawa, że dało się te “błędy” wybaczyć. Cały czas byłem ciekaw tego co się wydarzy i chciałem sięgać po kolejne rozdziały. Może jest to efektem tego, że ostatnio nie czytałem nic dobrego, ale ogólnie mi się podobało.
Dodatkowym plusem jest klimat powieści i okres historyczny w którym się rozgrywa, a także wątek magii oraz demonów.
Choć szału jakiegoś super nie było, bo bohaterom wszystko przychodziło niezwykle łatwo, to mimo wszystko dobrze się bawiłem i sięgnę po kolejny tom.
Zacznę od tego co mi się nie spodobało.
BIAŁY POKÓJ - O ile sam nie jestem fanem przesadnej ekspozycji na temat kolorów liści czy też wnikliwej analizy architektury, każdego z mijanych budynków, to mimo wszystko chciałbym umieć wczuć się w klimat. Tutaj jednak autor praktycznie całkowicie olał opisywanie otoczenia i skupił się na akcji. Ja umiem się do tego dostosować, ale...
Ludzie… Was do reszty pogięło z tymi ocenami!
10/10???
Za co?
To jest tak miałkie, że aż mi przykro, że wydałem na to pieniądze!
Tytuł idealny! Droga Donikąd… Książka też o niczym.
Ta seria to jest jeden wielki niewypał i na tej części kończę już swoją przygodę, bo tego nie da się w ogóle czytać. Ten tom słuchałem audiobooka i ledwo dałem radę wytrwać.
Repetycja, monotonia, nuda i absolutne flaki z olejem!
ZERO struktury! ZERO tajemnic! ZERO intrygi! I żadnego celu bohatera, który nie wiadomo czego tak naprawdę chce. Czytelnik się tego nigdy nie dowiaduje, bo chyba sam autor też tego nie wiedział w trakcie pisania.
Po prostu idę albo nie idę… I tyle.
Jakbym nie wiedział, że to wyszło spod pióra autora Sybirpunk, to w życiu bym w to nie uwierzył. DRAMAT!
Ludzie… Was do reszty pogięło z tymi ocenami!
10/10???
Za co?
To jest tak miałkie, że aż mi przykro, że wydałem na to pieniądze!
Tytuł idealny! Droga Donikąd… Książka też o niczym.
Ta seria to jest jeden wielki niewypał i na tej części kończę już swoją przygodę, bo tego nie da się w ogóle czytać. Ten tom słuchałem audiobooka i ledwo dałem radę wytrwać.
Repetycja,...
Żeby przez 380 stron rzeźbić w gównie, to naprawdę trzeba mieć talent…
Jakbym zaczął przygodę z Twórczością Gołkowskiego od tej serii, to chyba sam bym dołączył do grona jego hejterów i nigdy nie dał szansy Sybirpunk.
Ten tom nie wnosi absolutnie NIC! Idzie i idzie, uskakuje, rzuca granat, strzela do potworka, obrywa, leczy się, potem wstaje i znów idzie.
I tak przez 380 stron… (Owszem było kilka innych momentów, ale zanikają one w gąszczu monotonnych i powtarzalnych opisów, które są po prostu relacją z gry, a nie opowieścią.)
W przedostatnim rozdziale na koniec bohater wchodzi do kanału i przez 6 stron szuka studzienki którą może wyjść w bezpiecznym miejscu… PRZEZ 6 STRON!!!
A gdy w końcu staje twarzą w twarz z potworem który go tropił, za to że Stalker go postrzelił, to uwaga uwaga! Przeprasza go i potwór sobie idzie *facepalm*
Jedyny plus to to, że napisane ładnym i sprawnym językiem, dlatego łatwo i szybko się to czyta. Ale to jest tom po prostu o niczym… Jakbym go nie przeczytał, to fabularnie nie straciłbym nawet wątku…
Ja nie wiem na jakiej podstawie wy to oceniacie na 7/10, ale ja zawyżam dając 2/10 i to tylko za język i za to, że nie wymęczyłem się tak jak przy innych pozycjach.
Robię przerwę od tej serii i nie jestem pewien czy w ogóle do niej wrócę...
Żeby przez 380 stron rzeźbić w gównie, to naprawdę trzeba mieć talent…
Jakbym zaczął przygodę z Twórczością Gołkowskiego od tej serii, to chyba sam bym dołączył do grona jego hejterów i nigdy nie dał szansy Sybirpunk.
Ten tom nie wnosi absolutnie NIC! Idzie i idzie, uskakuje, rzuca granat, strzela do potworka, obrywa, leczy się, potem wstaje i znów idzie.
I tak przez...
Zacznę od tego co mi się nie podobało.
-Nie jestem fanem pierwszoosobowej narracji w czasie teraźniejszym i to się już chyba nigdy nie zmieni. Męczy mnie to i denerwuje podczas czytania.
-Lawina nazw własnych potworów, artefaktów i broni, które przytłaczają od pierwszych stron. O ile brzmią one w większości na tyle swojsko, że da się jakoś domyślić co to może być, to wpada to jednym uchem a drugim wypada. A gdy już pojawią się jakieś konkretne opisy, to i tak nie jest się w stanie tego zapamiętać, gdyż ginie to w tym nawale.
-Pierwsze 150 stron czytałem kilka miesięcy, odkładając to i czytając raptem po kilka kartek, zastanawiając się czy kiedykolwiek to dokończę… Przypomina to relację z gry komputerowej. (Wszedłem, znalazłem, wyszedłem, upadłem, zastrzeliłem, opatrzyłem rany, uskoczyłem, oberwałem, przeczołgałem się, podkradłem się, zobaczyłem, ominąłem, wziąłem, wyszedłem, wróciłem.) I tak mija 150 stron podczas których świat kreowany jest fascynujący, ale ma się ochotę w niego grać, a nie czytać jak ktoś inny w to gra.
Wczoraj dotarłem do 150 strony i na około 151 stronie zaczęło się coś w końcu dziać. Uznałem, że odłożę i wrócę do tego dzisiaj.
Ponad 200 stron łyknąłem na jednym wdechu i tak mi mało, że zaraz sięgnę po drugi tom!
EDIT:
Muszę jednak szczerze zweryfikować swoją ocenę. Nie jest to w żadnym wypadku tak dobre jak Sybirpunk i choć pod koniec faktycznie się rozkręca, to będąc w połowie drugiego tomu stwierdzam, że oba można było skrócić o niepotrzebne grafomaństwo i stworzyć z tego jeden dobry tom. Niestety rozumiem dlaczego tą serią Gołkoś zraził do siebie tak wiele osób. Ja mam sentyment i lubię jego styl, więc czytam dalej, ale ocenę zaniżam bo nie jest to dobra pozycja.
A dodam, że gdyby nie końcówka, to pewnie zaniżyłbym jeszcze bardziej.
Zacznę od tego co mi się nie podobało.
-Nie jestem fanem pierwszoosobowej narracji w czasie teraźniejszym i to się już chyba nigdy nie zmieni. Męczy mnie to i denerwuje podczas czytania.
-Lawina nazw własnych potworów, artefaktów i broni, które przytłaczają od pierwszych stron. O ile brzmią one w większości na tyle swojsko, że da się jakoś domyślić co to może być, to...
I po raz kolejny perfidne zagranie ze strony wydawnictwa. Całość książki znajduje się w dwóch innych zbiorach "Zgroza w Dunwitch" oraz "Przyszła na Sarnath Zagłada"
I po raz kolejny perfidne zagranie ze strony wydawnictwa. Całość książki znajduje się w dwóch innych zbiorach "Zgroza w Dunwitch" oraz "Przyszła na Sarnath Zagłada"
Pokaż mimo to
Nie przeczytałem, ale ocena leci dla wydawnictwa, za ten parszywy skok na kasę. Cała treść książki (czyli 4 opowiadania) jest podzielona na dwa zbiory "Zgroza w Dunwitch" oraz "Przyszła na Sarnath Zagłada"
Za takie coś, po mordzie wytrzaskać, to za mało.
Nie przeczytałem, ale ocena leci dla wydawnictwa, za ten parszywy skok na kasę. Cała treść książki (czyli 4 opowiadania) jest podzielona na dwa zbiory "Zgroza w Dunwitch" oraz "Przyszła na Sarnath Zagłada"
Za takie coś, po mordzie wytrzaskać, to za mało.
Uwielbiam Lovecrafta, ale ten zbiór wyjątkowo słaby. Dałbym niższą ocenę, ale ostatnie opowiadanie trochę poprawiło wrażenie, bo było naprawdę kozackie. Za to reszta wyjątkowo przeciętna...
Uwielbiam Lovecrafta, ale ten zbiór wyjątkowo słaby. Dałbym niższą ocenę, ale ostatnie opowiadanie trochę poprawiło wrażenie, bo było naprawdę kozackie. Za to reszta wyjątkowo przeciętna...
Pokaż mimo to
Robiłem chyba 8 podejść do tej serii, bo na swoje nieszczęście kupiłem całość (a do tego nieźle się natrudziłem, żeby wszystkie tomy dostać.), niestety nic tu nie gra...
Ja wiem, że to jest debiut i że nie powinno się być zbyt krytycznym wobec debiutantów, ale mam wrażenie, że autor to napisał i sam nigdy nie przeczytał. A jeśli przeczytał, to nie odrobił lekcji i nie zredagował.
„Na początku był Chaos”, w środku też był chaos... a na końcu? Nie wiem, bo nie dokończyłem. Chaos mnie pochłonął i nie wiedziałem co czytam. Do tego stopnia, że mój mózg tworzył własne historie, w których odpływałem bez reszty, nie mogąc skupić się na tekście.
Świat jest ciekawy, ale przedstawiony w taki sposób, że nie da się go przetrawić. Bohaterowie są sztampowi i przewidywalni. A wszystko jest tak chaotycznie opisane, że jest to idealnym przykładem "Białego Pokoju".
Bardzo mi przykro, ale pieniądze wyrzuciłem w błoto, a wydałem sporo, bo egzemplarze się skończyły i trzeba było kupować od "Książkowych Lichwiarzy".
Kolejny dowód na to, że nie powinno się sugerować opiniami bookstagramerów i innych promotorów. A przy wyborze książek, należy porównywać zarówno opinie pozytywne jak i negatywne.
To, że debiutant zawiódł na tylu płaszczyznach, to jest zrozumiałe. Ale to, że Fabryka Słów tego nie zredagowała, tylko wydała wszystkie 4 tomy totalnego mózgotrzepu (Tak, zakładam, że cała seria jest tak samo chaotyczna jak pierwszy tom i śmiem twierdzić, że mam rację.), to jest absolutne nieporozumienie.
Robiłem chyba 8 podejść do tej serii, bo na swoje nieszczęście kupiłem całość (a do tego nieźle się natrudziłem, żeby wszystkie tomy dostać.), niestety nic tu nie gra...
Ja wiem, że to jest debiut i że nie powinno się być zbyt krytycznym wobec debiutantów, ale mam wrażenie, że autor to napisał i sam nigdy nie przeczytał. A jeśli przeczytał, to nie odrobił lekcji i nie...
Robiłem podejście do tej książki w zeszłym miesiącu. Wówczas skończyło się chyba na 6 rozdziale, po tym jak wlepiłem 1/10 i stwierdziłem, że gorszego gniota nie czytałem.
Same statystyki i ich obliczenia.
Po tym jak następne 2 książki oceniałem podobnie, również ich nie kończąc, stwierdziłem, że jednak nie mogę tak robić, bo będę po prostu zostawiał wszystko co mi nie podejdzie i będę wlepiał niesprawiedliwe oceny.
Dlatego zrobiłem podejście drugie do tej pozycji i tym razem skończyłem. Szczerze?
Dalej oceniam negatywnie. Mimo, że czyta się to lekko i szybko, to jest to taki typowy Self Insert Marty Stue, któremu wszechświat stara się podsuwać wszystko pod nos. Machanienko stworzył bohatera który nazywa się Machan (Czyli skrót od jego nazwiska, jakby ktoś jeszcze nie skumał.) i jak czytam, to nie mam wątpliwości, że autor pisał tą książkę w formie przygody dla samego siebie.
Powiedzieć, że ta powieść jest obciacharska i kiczowata, nie odda tak naprawdę jej prawdziwego ducha.
Lazy Writing to po naszemu Leniwe Pisanie (Dosłownie) ale chodzi tutaj bardziej o leniwe rozwiązywanie fabularnych problemów, które w tej powieści jest nadużywane na potęgę i widać to na każdym kroku. Zasady gry tworzone są wtedy, kiedy opisywane są jakieś sceny, które potrzebują tych zasad żeby posunąć fabułę do przodu, bo po to one właśnie są tworzone. Po nic więcej. Tylko po to, by pomagać Machanowi poruszać się dalej do przodu, nie patrząc na nic innego. Bo, czytając całą książkę, sensu i logiki nie dopatrzyłem się w nich ani razu.
POMYSŁ – (Na początku myślałem, że LitRPG to genialny pomysł. Po zetknięciu się z idealnym Machanem, którego przygoda opiera się na levelowaniu i obliczaniu statystyk, stwierdzam, że głupszego pomysłu nie spotkałem. Może da się to zrobić lepiej, Machanienko sobie nie poradził, bo chyba za bardzo był przejęty graniem siebie.) 1/10
FABUŁA – (Wszedł, postukał, pogadał, pozabijał, wyszedł. Do tego rozwiązał wszystkie problemy i zhakował grę na pierwszym poziomie. A jak przy tym złamał zasady, to dostał pochwałę i nagrodę od Strażnika Kopalni, oraz zadanie specjalne… Takie cuda! Ale, żeby dowiedzieć się, czy Machan im podołał, będziecie musieli sami przeczytać tę powieść! lol) 1/10
BOHATEROWIE – (Marty Stue, Self Insert [Postać bazowana na autorze] a do tego w czepku urodzony! Machan to jest taki gość, że w tydzień od wejścia do kopalni więziennej, poodkrywał i potworzył rzeczy, o których gracze na wolności, nie wiedzieli przez 7 lat grania w grę! :D Chyba nie muszę bardziej reklamować?) 1/10
JĘZYK – (To jedyne do czego nie można się przyczepić. A przynajmniej mnie nic nie drażniło, ale polotu i finezji to tam też nie było.) 4/10
EMOCJE – (Jest mi ta seria zupełnie obojętna. Machan jest płytki, infantylny i przewidywalny. Jedyne powody dla których mogę ją dokończyć, to to, że mam ją już zakupioną w całości, oraz to, że dość szybko się ją czyta. Poza tym, nie wzbudza u mnie pozytywnych emocji, raczej zażenowanie i rozczarowanie, tym jak dziecinna i infantylna jest ta seria. Mam wrażenie, że pisał ją ktoś, z poziomem emocjonalnym gimnazjalisty.) 3/10
ŚWIAT – (Kopalnia jak kopalnia. Nudy i raz po raz Lazy Writing. Nie chciało się stworzyć czegoś bardziej ambitnego, więc zapchało się masą przemyśleń bohaterów na temat świata, zamiast pokazać go nieco lepiej, poprzez skrócenie tej mętnej akcji w kopalni - która notabene trwa przez cały tom - i dodanie w jej miejsce kilku czy kilkunastu akcji już na zewnątrz. Niestety tom tkwi w Kopalni, razem z Machanem i z tego powodu, nie mogę dać wyższej oceny.) 3/10
OCENA KOŃCOWA:
1/10
NIE POLECAM!
Robiłem podejście do tej książki w zeszłym miesiącu. Wówczas skończyło się chyba na 6 rozdziale, po tym jak wlepiłem 1/10 i stwierdziłem, że gorszego gniota nie czytałem.
Same statystyki i ich obliczenia.
Po tym jak następne 2 książki oceniałem podobnie, również ich nie kończąc, stwierdziłem, że jednak nie mogę tak robić, bo będę po prostu zostawiał wszystko co mi nie...
OCENA ZAWYŻONA PRZEZ SENTYMENT!
Jedna z tych powieści, które kocham od dziecka, do tej pory jedynie z ekranizacji Coppoli, a teraz także z audiobooka w wykonaniu legendarnego Christophera Lee.
Uwielbiam klimat i styl. Dla mnie na równi z twórczością Lovecrafta.
Zdecydowanie Me Gusta!
OCENA ZAWYŻONA PRZEZ SENTYMENT!
Jedna z tych powieści, które kocham od dziecka, do tej pory jedynie z ekranizacji Coppoli, a teraz także z audiobooka w wykonaniu legendarnego Christophera Lee.
Uwielbiam klimat i styl. Dla mnie na równi z twórczością Lovecrafta.
Zdecydowanie Me Gusta!
Ja Lovecrafta po prostu uwielbiam! Zarówno czytać jak i słuchać! Jego powieści mają w sobie to coś, co mnie porywa atmosferą, klimatem i tematyką. Aura tajemniczości, mitu, legendy i mrocznych sekretów wszechrzeczy, jest niesamowita. Dlatego mimo, że tłumaczenie tego wydawnictwa jest zrobione w dość ciężki sposób, to nie umiem dać niższej oceny niż 10/10 bo to po prostu kocham!
TAK JESTEM STRONNICZY I SENTYMENTALNY W TEJ KWESTII!
Daję najwyższą ocenę tylko w takim kontekście, bo nie ma dzieł idealnych.
Ja Lovecrafta po prostu uwielbiam! Zarówno czytać jak i słuchać! Jego powieści mają w sobie to coś, co mnie porywa atmosferą, klimatem i tematyką. Aura tajemniczości, mitu, legendy i mrocznych sekretów wszechrzeczy, jest niesamowita. Dlatego mimo, że tłumaczenie tego wydawnictwa jest zrobione w dość ciężki sposób, to nie umiem dać niższej oceny niż 10/10 bo to po prostu...
więcej mniej Pokaż mimo to
POMYSŁ – 5 (Jest to jedyny w miarę dobry motyw tej pozycji. Pomysł na całą powieść był ok i można było z niego zrobić coś ciekawego. Niestety, na tym się skończyło.)
FABUŁA – 3 (Cholernie przewidywalna, infantylna i rozczarowująca. Oko trzeba przymykać na wszystko, żeby w ogóle móc to łyknąć. Po pierwszych 30 stronach wiedziałem, że nic się nie zmieni i że nic mnie nie zaskoczy. Miałem rację.)
BOHATEROWIE – 2 (Oprócz głównego bohatera to nawet nie ma o czym wspominać. A sam główny bohater jest tak przeciętny i bezbarwny, że raczej nie zapadnie mi w pamięci.)
JĘZYK – 1 (Dialogi są tak sztywne, że aż przykro. Jesteśmy niby na obcej planecie, należącej do obcej cywilizacji, a jedyne różnice pomiędzy nimi a ziemią to dwa słowa takie jak „Ni?” zamiast „Co?” Oraz „Jo” zamiast „Tak”. Nie chce mi się wertować książki, żeby cytować prawdziwy dialog, dlatego podam przykład, który daleko nie odbiega od oryginału:
–Bo co?
–Bo ja tak mówię.
–Dobra, tak tylko pytałem.)
EMOCJE – 1 (Nuda, rozczarowanie, zażenowanie i dezaprobata. Takie emocje mi towarzyszyły podczas czytania.)
ŚWIAT – 1 (Taka ziemia 1.1 a różnice można policzyć na palcach jednej ręki. Bardziej to przypominało jakąś dzielnicę obcego państwa na ziemi niż obcej cywilizacji na obcej planecie. Kreacja świata czerstwa. Tutaj chciałoby się napisać, jak chleb suszony na piecu kaflowym, ale taki chleb ma chociaż smak, a ten świat był beznadziejnie jałowy.)
Chciałem tutaj napisać, że przypominało mi to twórczość Rogera Zelaznego, do którego mam awersję za podobny styl i infantylność, ale w porównaniu do tego, Zelazny to chociaż tworzył ciekawe światy… Tutaj jest po prostu dramat.
Wiem, że jest to książka stara, pochodząca z innego czasu i że powinno się to brać pod uwagę, ale wszystkim tym którzy używają takiego argumentu, chciałbym powiedzieć, że my żyjemy w obecnych czasach i to z perspektywy naszych czasów powinniśmy oceniać tego typu twórczość. Bo gdyby każdy podchodził do tego w sposób sprawiedliwy i rzetelny, zamiast zawyżać oceny, ze względu na sentyment, to rankingi na tym portalu miałyby jakiś sens. Tymczasem jest jak jest…
OCENA KOŃCOWA:
1 zaniżam w dół, bo męczyłem się przy czytaniu i nie mogłem się doczekać, żeby to skończyć.
POMYSŁ – 5 (Jest to jedyny w miarę dobry motyw tej pozycji. Pomysł na całą powieść był ok i można było z niego zrobić coś ciekawego. Niestety, na tym się skończyło.)
FABUŁA – 3 (Cholernie przewidywalna, infantylna i rozczarowująca. Oko trzeba przymykać na wszystko, żeby w ogóle móc to łyknąć. Po pierwszych 30 stronach wiedziałem, że nic się nie zmieni i że nic mnie nie...
Szczerze? Spodziewałem się czegoś lepszego…
Owszem baśnie były spoko, ale tak jak już ktoś tutaj napisał, te komentarze Albusa Dumbledora to taki zapychacz i rozpychacz, nie wnoszący zbyt wiele do treści samej książki. Zamiast tego autorka mogła się pokusić o napisanie większej ilości baśni.
Według mnie to taki trochę projekt weekendowy, żeby wycisnąć trochę kasy z fanów.
Oczywiście poszło na szczytny cel, więc nie mogę się tego za bardzo czepiać, ale tym bardziej mogło to być zrobione bardziej od serca, a nie tak na odwal się, w wolnej chwili podczas lunchu. A niestety takie wrażenie pozostaje po przeczytaniu…
Może jakbym miał znów te 11 lat, kiedy to po raz pierwszy czytałem Harrego Pottera, to spojrzałbym na to inaczej, ale dzisiaj to jestem tym rozczarowany, żeby nie powiedzieć zażenowany!
Ocena z czystego sentymentu do całej serii.
Szczerze? Spodziewałem się czegoś lepszego…
Owszem baśnie były spoko, ale tak jak już ktoś tutaj napisał, te komentarze Albusa Dumbledora to taki zapychacz i rozpychacz, nie wnoszący zbyt wiele do treści samej książki. Zamiast tego autorka mogła się pokusić o napisanie większej ilości baśni.
Według mnie to taki trochę projekt weekendowy, żeby wycisnąć trochę kasy z fanów....
Seria skończona. Mogę napisać krótkie podsumowanie.
Będę zupełnie szczery, nie każdemu się to spodoba.
Ale jeśli chodzi o mnie, to była to najlepsza przygoda jaką przeżyłem od czasów Harrego Pottera. To jak Michał Gołkowski łączy wszystkie sytuacje i elementy w jedną spójną całość, to jest po prostu mistrzostwo. Zwłaszcza, że książka jest wielowątkowa, złożona i pełna akcji.
Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to to, że w całej serii były 2 duże Plot Twisty i oba przewidziałem. Nie dlatego, że mam szklaną kulę i potrafię wróżyć, ale dlatego, że autor pozostawił za dużo poszlak i sugestii, po których nie sposób było nie skojarzyć faktów. Jeden plot twist zakończył się pod koniec drugiego tomu, drugi zaś pod koniec trzeciego. Kto przeczyta, będzie wiedział. Sądzę, że lepiej by to wyszło, gdyby te poszlaki były bardziej subtelne, bo wówczas może byłbym bardziej zaskoczony. Niestety, niespodzianek nie było, bo czułem to już z daleka.
Co wcale nie oznacza, że sama powieść nie zdołała mnie zaskoczyć! Wprost przeciwnie! Było dużo niespodzianek! Banan nie znikał mi z twarzy, kiedy czytałem rozdział po rozdziale, zachwycony tą wartką akcją, która z tomu na tom przyspiesza i nie zwalnia ani na chwilkę. Momentami musiałem nawet robić przerwy w trakcie rozdziałów, żeby odsapnąć i złapać oddech.
Dlatego, mimo iż te dwa plot twisty nie wyszły tak jak powinny, całość jest dla mnie po prostu ARCYDZIEŁEM!
Jestem przekonany, że do serii wrócę jeszcze nie raz! Dlatego czekam ze zniecierpliwieniem na (wspominaną w wywiadach) kontynuację z Mykołą.
Michał Gołkowski swoim stylem i strukturą powieści zdobył moje serce.
Już w trakcie drugiego tomu zamówiłem kilka kolejnych serii spod jego pióra i już nie mogę się doczekać, żeby zacząć je czytać!
Ale najpierw muszę trochę odsapnąć, bo to była ostra jazda bez trzymanki!
Tak jestem stronniczy, bo czuję, jakby to było wręcz pisane pode mnie, dlatego dla mnie to zdecydowanie 10/10
Seria skończona. Mogę napisać krótkie podsumowanie.
Będę zupełnie szczery, nie każdemu się to spodoba.
Ale jeśli chodzi o mnie, to była to najlepsza przygoda jaką przeżyłem od czasów Harrego Pottera. To jak Michał Gołkowski łączy wszystkie sytuacje i elementy w jedną spójną całość, to jest po prostu mistrzostwo. Zwłaszcza, że książka jest wielowątkowa, złożona i pełna...
Po przeczytaniu Alchemika, stwierdziłem, że dam jeszcze jedną szansę Paulo Coelho.
Książkę dostałem używaną, wraz z innymi pozycjami, dlatego sam bym jej raczej nie kupił, zwłaszcza, że opis nie zachwycał.
Nie jest to zdecydowanie moja tematyka. Ale postanowiłem, że nie będę podchodził do tego z uprzedzeniem i zaryzykuję.
Żałuję…
Porno Harlequin, ociekający patetycznym i wzniosłym romantyzmem, przedstawianym w przesadnie poetycki sposób.
O ile porno i romantyzm mogą iść w parze, o tyle ckliwa poezja sprawia, że czuję się zażenowany…
Takie książki to moja Babcia czyta i twierdzi, że to piękne dzieło o miłości.
Dla mnie to była filozofia uczuć, tak łzawa, cukierkowata, melancholijna i rzewliwa, że aż mnie muli.
Spróbowałem. Przeczytałem. Mam nauczkę.
Od strony technicznej dodam, że UWIELBIAM, kiedy autor musi mi mówić, jak ktoś zabrzmiał, jakie wrażenie sprawiał albo jakie emocje nim targały, bo z zachowania danego bohatera w ogóle nie da się tego wyczytać… *Facepalm*
Po przeczytaniu Alchemika, stwierdziłem, że dam jeszcze jedną szansę Paulo Coelho.
Książkę dostałem używaną, wraz z innymi pozycjami, dlatego sam bym jej raczej nie kupił, zwłaszcza, że opis nie zachwycał.
Nie jest to zdecydowanie moja tematyka. Ale postanowiłem, że nie będę podchodził do tego z uprzedzeniem i zaryzykuję.
Żałuję…
Porno Harlequin, ociekający patetycznym i...
Moje pierwsze podejście do Elantris (podobnie zresztą jak kilka kolejnych) było w formie czytanej i skończyło się ostatecznie na stronie 174. Nic mnie tam nie kręciło i nie wciągnęło, wręcz nie mogłem się nadziwić, że ludzie tak to zachwalają.
Dzisiaj skończyłem słuchać audiobooka czytanego przez Rocha Siemianowskiego i wrażenia były zupełnie inne.
Nie jest to dalej mój rodzaj fantastyki. Zlewały mi się imiona i nazwy własne. Fabuła baaaaaardzo długo się rozwijała i pełna była naiwnych rozwiązań.
Mimo to, nie było aż tak źle, ale tutaj całą zasługę przypisuję panu Siemianowskiemu, który mógłby czytać o czymkolwiek, a słuchałbym jak oczarowany. Świetna robota!
Wcześniej byłem pewien, że raczej już Sandersonowi nie dam drugiej szansy, bo tak wiele mi się nie podobało, ale teraz (mimo, że dalej nie rozumiem tej fascynacji jego twórczością) spróbuje sięgnąć po coś jeszcze, żeby się przekonać, czy wszystko jest w takim stylu, czy może autor z czasem się wyrobił. Bo ponoć Elantris to jego najsłabsza powieść, a do tego debiut. Więc myślę, że warto zaryzykować z jego kolejnym dziełem.
Moje pierwsze podejście do Elantris (podobnie zresztą jak kilka kolejnych) było w formie czytanej i skończyło się ostatecznie na stronie 174. Nic mnie tam nie kręciło i nie wciągnęło, wręcz nie mogłem się nadziwić, że ludzie tak to zachwalają.
więcej Pokaż mimo toDzisiaj skończyłem słuchać audiobooka czytanego przez Rocha Siemianowskiego i wrażenia były zupełnie inne.
Nie jest to dalej...