Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

„Nimfomanka” napisana przez jedną ze znanych polskich pisarek, wydana pod literackim pseudonimem Sonia Rosa. Jak głosi tekst na skrzydełku, nie jest to historia prawdziwa...w każdym razie nie cała.

Nimfomanka. Takie zabawne słowo.
Faceci naprawdę szeroko się uśmiechają, kiedy je słyszą...

Anita jest uzależniona od seksu. Stacje benzynowe, bary, męskie toalety – każde miejsce jest dobre, żeby poderwać faceta. A oni prawie nigdy nie odmawiają. Od lat żyje na krawędzi. Z czasem traci wszystko: syna, dom i każdą kolejną pracę. Rozpaczliwie pragnie bliskości, ale nie potrafi nikogo przy sobie zatrzymać. Palący głód seksu sprawia, że wszystko inne przestaje się liczyć.
Desperackie pragnienie bliskości i głód przygodnego seksu odebrały jej wszystko.
A jednak wciąż walczy o godność i miłość.

„(…) wpatruję się w mój gładko wygolony wzgórek łonowy. Tatuaż, który go zdobi, wciąż jest świeży i nieco zaczerwieniony. F52.7 – dla przeciętnego człowieka o tylko litera i kilka przypadkowych liczb, ale dla mnie znaczy o wiele więcej. F52.7 to w kwalifikacji chorób psychicznych sygnatura oznaczająca moje piętno. Hiperlibidemia, erotomania, bądź – bardziej kolokwialnie – nimfomania, to właśnie przypadłość, z którą żyję.”

Historię Anity poznajemy w powieści dwutorowo: → w teraźniejszości, gdzie towarzyszymy tej czterdziestoletniej kobiecie każdego dnia, oraz → w przeszłości, gdzie poznajemy jej losy odkąd była trzynastoletnią dziewczynką, aż po dorosłość.
Wszystko opisane w pierwszej osobie, a zatem to właśnie sama Anita opowiada nam o swoim życiu, co tworzy swoistą więź pomiędzy nią, a odbiorcą.
Kiedy sięgałam po tę powieść nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Byłam jej ciekawa, a jednocześnie pełna obaw, że dostanę spłyconą wersję podrzędnego porno i duszno, które ostatnio tak dobrze się sprzedaje w formie papierowej.
Jak zatem było?

„Nimfomanka” to dla mnie przede wszystkim, paraliżujące studium psychologiczne kobiety, która pragnie miłości i normalnego życia, a w poszukiwaniu tego od najmłodszych lat trafiła na złą ścieżkę. Nie chcę Wam opowiadać za dużo – jednak wyraźnie widać w tej historii, jak dzieciństwo pozbawione czułości i miłości może narobić wielkich deficytów w umyśle młodego człowieka. To pokazuje, jak bardzo my dorośli mamy wpływ na przyszłość naszych dzieci bądź wnuków. Kiedy dziecko ma braki emocjonalne szuka kompensacji we wszystkim co jest w stanie przynieść mu chociaż chwilowe zaspokojenie jego potrzeb.
Nikt z nas nigdy nie zastanawia się dlaczego ta kobieta czy ten mężczyzna w dorosłym życiu robi to, co robi. A powinniśmy. Bo nas również ktoś kiedyś ukształtował, my też mamy swoje lęki i braki, mające źródło daleko w naszej przeszłości.

„Nimfomanka” prócz olbrzymiego ładunku emocjonalnego i psychologicznego podejścia do sprawy, zawiera w sobie olbrzymią dawkę sexu. Niemal co druga strona tej powieści to sex: wyuzdany, szybki, długi, krótki, brutalny, pełen ostrej jazdy bez trzymanki a nawet miejscami obrzydliwy z racji swego wydźwięku. Ale dzięki tym scenom, możemy dogłębnie, choć to może niezbyt fortunnie dobrane słowo w kontekście całej tej historii, a jednak ono najbardziej mi tu pasuje, poznać z czym tak naprawdę mamy do czynienia poznając Anitę i problem, z którym się boryka.

„Nimfomanka” to nie jest słodki erotyk z lekką fabułą i szczęśliwym zakończeniem. Przeciwnie – w moim odczuciu jest to naprawdę powieść na wysokim poziomie, która łączy w sobie kilka gatunków literackich, takich jak: romans, erotyk, dramat obyczajówka, biografia czy nawet literatura fachowa z zakresu psychologii.
A to wszystko napisane bardzo starannie, dokładnie i z wyczuciem, mimo wielu drastycznych scen. Widać, że autorka przed napisaniem powieści przyłożyła się do porządnego research’ u, chcąc wykreować dla Nas nie tylko zwykłą banalną historię, ale przedstawić nam prawdziwość i realność problemów, o których w dobrych domach się nie mówi przy obiedzie.
Wszak jeśli facet sypia i uprawia porządny sex z kim popadnie, jest seksoholikiem, erotomanem – to i tak w świadomości społecznej jest po prostu zwykłym ogierem, młodym bogiem, korzystającym z życia i nikt nie nazwie go dziwkarzem, koledzy będą mu zazdrościć, stawiać go sobie za wzór itp.
Tymczasem jeśli to kobieta sypia z wieloma facetami, niezależnie od tego czy cierpi na nimfomanię, czy po prostu ma wysokie libido i nie każdy mężczyzna jest w stanie ją zaspokoić seksualnie, a jeszcze nie daj „book” ona jest otwarta na różne rodzaje seksu, lubi to i nawet ogląda filmy porno – to w społeczności, w której zakorzeniony jest inny model kobiety, taka osoba zawsze będzie traktowana jak dziwka, kurwa, puszczalska pusta lala.

Dlaczego?
Powieść Soni Rosy to moim zdaniem apel – swoisty i wyrażony dosadnie manifest, by, w końcu wyjść poza ramy utartych konwenansów, ale również, by dostrzec, to że sex to nic złego, to naturalność, która jednak może stać się uzależnieniem, jeśli dochodzi do niego z przyczyn zupełnie innych nich fizjologiczna potrzeba. Nasza kobieca seksualność i nasze kobiece potrzeby w tej sferze, mają ścisły związek z naszą psychiką i emocjonalnością.
Polecam Wam zatem zapoznanie się z tą pozycją, bo uważam, że cholernie warto po nią sięgnąć!

I bynajmniej nie po to, by zobaczyć jakie kobiety żyją obok Nas, albo dlatego, żeby większość z Was pilnowała swoich mężów (bo, gdzieś z takim stwierdzeniem w necie się spotkałam :P - wszak im krócej trzymamy psa na smyczy, tym częściej może chcieć się zerwać).

Po prostu, uważam, że „Nimfomanka” to spory kawałek dobrej, naprawdę dobrej książki, pełnej wiedzy i szerokich horyzontów.

Asia.
Egzemplarz do recenzji od Wydawnictwa Filia.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/nimfomanka-sonia-rosa.html

„Nimfomanka” napisana przez jedną ze znanych polskich pisarek, wydana pod literackim pseudonimem Sonia Rosa. Jak głosi tekst na skrzydełku, nie jest to historia prawdziwa...w każdym razie nie cała.

Nimfomanka. Takie zabawne słowo.
Faceci naprawdę szeroko się uśmiechają, kiedy je słyszą...

Anita jest uzależniona od seksu. Stacje benzynowe, bary, męskie toalety – każde...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Najmilszy prezent” Agnieszki Krawczyk rozpoczyna nowy cykl pt. „Ulica Wierzbowa”. Książka wdana w okresie przedświątecznym jako jedna z ogromu propozycji na zimowy czas, a zarazem jedna z niewielu, po którą sięgnęłam. Ale tej nie mogłam sobie odmówić, gdyż przepadam za twórczością tej autorki.
Najmilsze prezenty to te niespodziewanie, przecież wiesz. Takie, na które wcale nie liczysz, a one się pojawiają, jakby je ktoś wyczarował. - to prawda, tym bardziej, że kiedy zabierałam się za czytanie powieści dostałam taki prezent – kubeczek na zimową herbatę bądź gorącą czekoladę, z którym spędziłam czas nad tą właśnie lekturą.

Przy ulicy Wierzbowej stoi dziewięć domów. Każdy z mieszkańców ma swoje troski, gnębią go nierozwiązane problemy z przeszłości, czegoś się boi i o czymś skrycie marzy. Jest rodzina z niepełnosprawnym dzieckiem, lekarz po rozwodzie, artysta szukający sensu życia, wścibskie sąsiadki, młoda kobieta, która przeżyła wielki zawód, starszy pan tęskniący za synem. I jest Flora Majewska, dobry duch tej okolicy. Tylko że tegoroczne Boże Narodzenie ma być ostatnim, jakie spędzi na Wierzbowej, bo uznała, iż stan zdrowia zmusza ją do wyprowadzki. Chce się przenieść do domu spokojnej jesieni.
Na pożegnanie postanawia coś podarować sąsiadom: osobisty list z konkretną wskazówką lub przestrogą. Bo Flora wierzy w ludzi i wie, że czasami małe zdarzenia, ciche słowa, drobny gest mogą zmienić wszystko. Jest przekonana, że dobro rodzi dobro, a szczęście uśmiecha się w najmniej spodziewanej chwili.
Czy listy Flory zdołają poruszyć serca mieszkańców ulicy? Skłonić do zadumy i zachęcić do odwagi? Czy skromna sąsiadka okaże się aniołem wigilijnej nocy? Tego roku Święta na Wierzbowej będą niezapomniane.
Pełna uczuć i wzruszeń opowieść o tym, że świat nas kocha, wystarczy tylko przystanąć i wsłuchać się w jego głos. Otworzyć się na emocje i odważyć się czerpać z życia pełnymi garściami, nie oglądając się za siebie.

„Najmilszy prezent” w moim odczuciu nie jest stricte powieścią świąteczną. Jest to raczej wstęp do wielkiej całości o perypetiach mieszkańców ulicy Wierzbowej, na której stoi dziewięć domów. Każdy z mieszkańców tej ulicy to tak naprawdę inna historia życia, radości, smutków i problemów jakich każdy z nas może z czasem doświadczyć. A wszystko to dzieje się z nutą świątecznego nastroju unoszącego się nie tylko w poszczególnych domach, ale również snującego się ulicą Wierzbową.
Bohaterów jest całkiem sporo, ale jest to stały element w powieściach Agnieszki Krawczyk, mimo to dzięki jej staranności w tworzeniu fabuły, które gna na łeb na szyję, nie ma obaw, że pogubicie się w plejadzie postaci. Punktem, łączącym sąsiadów z Wierzbowej jest oczywiście pani Flora, starsza kobieta o ogromnej wrażliwości z otwartym sercem na każdego.

„Najmilszy prezent” to powieść, która przyniesie Wam mnóstwo emocji, powędrujecie poprzez smutek, skoczycie z radością, usiądziecie cicho w kącie z nostalgią, a także schowacie twarz w poduszkę pełni wzruszenia.
Mnie, przyznaję, przydały się chusteczki. Ale to właśnie lubię w powieściach Agnieszki Krawczyk, tę niebanalność fabularną połączoną z wachlarzem ludzkich uczuć, z prawdziwym życiem, które raz jaśnieje, to znów zachodzi ciemnymi chmurami.

„Najmilszy prezent” to nie jest powieść, którą należy czytać w tak zwanym biegu. Zdecydowanie jest to jedna z tych książek, którym należy poświęcić więcej czasu, przysiąść nad nią, wczytać się w jej sedno i pomyśleć nad tym, co wnosi ona w nasze życie.
Autorka złożyła na ręce jednej z bohaterek, mianowicie pani Flory, trudne zadanie – jakim jest bezinteresowne niesienie refleksji, dobrych rad, mądrości czerpanej z życia i doświadczenia. To właśnie pani Flora daje w tej powieści przykład innym, dba o obcych ludzi, jest empatyczna i niczego nie oczekuje w zamian.
Listy, które napisała do swoich sąsiadów – urzekły mnie prostotą, szczerością, autentycznością i dużym ładunkiem mądrości. W wielu z nich odnalazłam przesłanie dla siebie samej, dlatego zamierzam do nich wracać częściej, bo przecież do nie ujma korzystać z czyjego dobrego serca ani z wyciągniętej bezinteresownie pomocnej dłoni.

„Najmilszy prezent” to powieść, którą można śmiało określić mianem życiowego drogowskazu, który pod starannie wykreowaną fabuła, pod postaciami stworzonymi przez autorkę, chce pokazać nam to, co w życiu jest najważniejsze. Mówi o tym, nad czym powinniśmy się zastanowić. Uświadamia nam, że w życiu nie chodzi jedynie o to pędzić przed siebie, aby lepiej, szybciej, sprawniej. Wręcz przeciwnie, w tej gonitwie codzienności powinniśmy się zatrzymać. Powiedzieć sobie stop. Spojrzeć na siebie, na innych, na wszystko to, co jest wokół nas. Warto zastanowić się czasem (i to nie tylko tuż przed świętami) czy mogę zrobić coś dla kogoś innego?
Bo wiecie nie na darmo mówi się, że czasem pomagając innym – tak naprawdę pomagamy najbardziej samym sobie. W tym tkwi cała tajemnica niesienia pomocy, bycia empatycznym i otwartym człowiekiem.

„Najmilszy prezent” nie jest zatem książką, dla tych co lubią w okresie około świątecznym sięgać po powieści oblane lukrem i posypane cynamonem, z migającymi natrętnie świątecznymi światełkami i z mnóstwem głośno grających piosenek „xmas” niczym w galerii. Ten wyjątkowy początek wielowątkowej historii, zdecydowanie nie przypadnie im do gustu.
Ale Ci z Was, którzy lubią kawałek dobrej obyczajowej powieści, napisanej z rzetelnością i starannością, dobrym językiem, z przemyślaną fabułą i dobrze wykreowanymi bohaterami – to nie zawiedziecie się, jako i ja.

Tymczasem nie pozostaje mi nic innego jak (nie)cierpliwie czekać na drugi tom cyklu.

PS. korzystając z okazji - Pani Agnieszko - dziękuję po stokroć za pamięć o mnie na ostatnich stronach :)

Asia.
Egzemplarz do recenzji od Wydawnictwa Filia.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/najmilszy-prezent-agnieszka-krawczyk.html

„Najmilszy prezent” Agnieszki Krawczyk rozpoczyna nowy cykl pt. „Ulica Wierzbowa”. Książka wdana w okresie przedświątecznym jako jedna z ogromu propozycji na zimowy czas, a zarazem jedna z niewielu, po którą sięgnęłam. Ale tej nie mogłam sobie odmówić, gdyż przepadam za twórczością tej autorki.
Najmilsze prezenty to te niespodziewanie, przecież wiesz. Takie, na które wcale...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Miłość z widokiem na Śnieżkę Ilona Ciepał-Jaranowska, Tomasz Kieres, Magdalena Majcher, Dorota Milli, Anna H. Niemczynow, Agnieszka Olejnik, Karolina Wilczyńska, Magdalena Witkiewicz
Ocena 6,9
Miłość z widok... Ilona Ciepał-Jarano...

Na półkach: ,

„Miłość z widokiem na Śnieżkę” to już piąta świąteczna antologia od Wydawnictwa Filia. To zbiór ośmiu opowiadań napisanych prze ośmiu różnych autorów. Motywem łączącym je wszystkie jest jet jedynie konkurs, w którym do wygrania jest sylwestrowy wyjazd do Karpacza do Hotelu Pod Skałą z widokiem na naszą cudną Śnieżkę.
Śnieżka to jedna z nielicznych polskich szczytów, który pieszo zdobyłam już dwa razy i wiążę z tym piękne wspomnienia, ale aż do tej pory nie spędziłam Sylwestra u stóp tej zacnej góry.

Zapraszamy na Wielki Bal Ducha Gór, który odbędzie się 31 grudnia w Hotelu Pod Skałą, w Karpaczu!
Komu uda się wziąć udział w tej imprezie?
Kto stoi za tym tajemniczym przedsięwzięciem?
Osiem zaproszeń, osiem opowieści.
Każde trafiło w inne miejsce – do rozgłośni radiowej, lokalnej telewizji, gminnej biblioteki publicznej, wielkomiejskiej galerii handlowej… Czasami wystarczy się dobrze rozejrzeć. Może to właśnie tuż obok Ciebie skrywa się szansa na przeżycie czegoś niesamowitego? Wszystko się może zdarzyć! Nigdy nie wiemy dokąd doprowadzi nas los.
Zapraszamy w piękną podróż do Karpacza, małego miasteczka u podnóża Śnieżki!

Jako, że jest to antologia, to nie mogę traktować tej pozycji jako spójną całość, mimo wspólnego mianownika łączącego owe opowiadania. Opowiem Wam zatem pokrótce o każdym z nich.

„Jeszcze jedna szansa” Agnieszka Olejnik → piękne, pełne wzruszenia opowiadanie o tym, że nigdy nie jest za późno, na miłość, na bal i na lepsze jutro, niesie mnóstwo ciepła i sporo refleksji, na tym, czego nie udało nam się zrobić, a może warto podjąć jeszcze jedną próbę.

„Nudne – Cudne” Magdalena Witkiewicz → opowiadanie zwyczajnej i niezwyczajnej kobiecie, która ma na koncie pewien mały erotyczny sekret :), historia pena ciepła, wzruszająca, ale też z dozą dobrego humoru i nutką pikanterii.

„Ucieczka” Karolina Wilczyńska → historia niebanalnej przyjaźni, o przygodzie i dążeniu do marzeń, które warto spełniać a przede wszystkim warto zrobić krok do ich realizacji, opowiadanie o odwadze i stawianiu czoła utartym konwenansom.

„Bal ostatniej szansy” Magdalena Majcher → historia małżeństwa, w którym nie brak problemów, o życiu na odległość, ale przede wszystkim jednak o miłości na różnych płaszczyznach. Opowiadanie o tym, że niepodlewany kwiat usycha i więdnie, a ten, o który dbamy z pietyzmem rozwija się i rośnie. I ta moja florystyczna metafora pasuje mi do tego opowiadania najbardziej.

„Urodziny” Tomasz Kieres → niezwykła historia dwojga obcych sobie ludzi. Idealnie pasują mi do niego słowa Henninga Mankela: „Przyjaźń często rodzi się ze spotkania, od którego nikt nie oczekuje cudu”. Wszystko może się zdarzyć niespodziewanie :)

„Fantazja” Anna H. Niemczynow → opowiadanie zawiera w sobie piękne przesłanie, że wiara potrafi czynić cuda, a optymizm i pozytywne myślenie przynoszą wymierne skutki przyciągając do nas to, czym sami emanujemy. Perełka wizualizacji :)

„Bo życie to bal” Ilona Ciepał – Jaranowska → historia o miłości, na którą życie zesłało czarne chmury zwiastujące armagedon, dosłownie. Życie pisze różne scenariusze, nie zawsze licząc się tym, czego my pragniemy. Bardzo dużo refleksji zawartej w tym opowiadaniu dotyka moich blizn.

„Wygrać szczęście” Dorota Milli → historia z mnóstwem humoru, który aż iskrzy pomiędzy wierszami, rozlewa ciepło w sercu i mówi, że zawsze warto podejmować wyzwania, bo nagroda może być sowita i to z nawiązką.

Antologia „Miłość z widokiem na Śnieżkę” jest pełna ludzkich historii, jakie może przeżyć każdy z nas.
Dla mnie to była niesamowita przyjemność móc u podnóża Śnieżki spędzić tyle uroczych, zabawnych, smutnych i niosących nadzieję chwil.
Polecam serdecznie, a przy okazji liczę po cichu, że doczekam się również szóstej edycji na kolejny świąteczny czas.

PS. przy okazji zachęcam do sięgnięcia po wcześniejsze świąteczne edycje :)

Asia
Egzemplarz do recenzji od Wydawnictwa Filia.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/miosc-z-widokiem-na-sniezke-antologia.html

„Miłość z widokiem na Śnieżkę” to już piąta świąteczna antologia od Wydawnictwa Filia. To zbiór ośmiu opowiadań napisanych prze ośmiu różnych autorów. Motywem łączącym je wszystkie jest jet jedynie konkurs, w którym do wygrania jest sylwestrowy wyjazd do Karpacza do Hotelu Pod Skałą z widokiem na naszą cudną Śnieżkę.
Śnieżka to jedna z nielicznych polskich szczytów, który...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Opętania. Historie prawdziwe Robert David Chase, Ed Warren, Lorraine Warren
Ocena 5,9
Opętania. Hist... Robert David Chase,...

Na półkach: ,

„Opętania. Historie prawdziwe” wg Eda i Lorraine Warrenów wzbudziły moje niekłamane zainteresowanie, jak tylko zobaczyłam tę pozycję w zapowiedziach wydawniczych. Uwielbiam ich historię, obejrzałam wszystkie filmy nagrane na podstawie ich pracy, egzorcyzmów i zjawisk, z którymi to niezwykłe małżeństwo spotkało się w ciągu swojego życia. „Obecność”, „Annabelle” oraz „Amityville” to historie, które zostają w głowie na długo. Normalne były zatem moje emocje na wieść o wydaniu tej powieści.

Polecamy kolejny po Nawiedzeniach. Historiach prawdziwych bestseller Warrenów!
Ed i Lorraine Warrenowie, najsłynniejsi i najbardziej szanowani demonolodzy świata, poświęcili kilka dziesięcioleci na badanie, potwierdzanie i wreszcie dokumentowanie niezliczonych przypadków zjawisk nie z tego świata. Zdumiewające doświadczenia Warrenów ze światem nadprzyrodzonym stały się inspiracją dla bestsellerowych książek i bijących rekordy popularności filmów, w tym Obecność, Annabelle czy The Amityville Horror.
Książka Opętania. Historie prawdziwe zawiera między innymi szczegóły dotyczące sprawy nastolatki, eksperymentującej z satanizmem i seansami spirytystycznymi, co sprawiło, że stała się ofiarą najbardziej przerażającego demona… Przeczytacie w niej również o miasteczku terroryzowanym przez morderczą, niepowstrzymaną siłę, tak złą, że mogło ją zrodzić wyłącznie piekło… a także o domu opanowanym przez bezlitosną, niszczycielską furię poltergeistów… Poznacie też szczegółowe fakty stojące za słynną posiadłością w Amityville.

Okładkowy opis, pobudził moje zmysły i pragnienie do przeżycia emocjonujących chwil z tą pozycją.
Niestety, z rozczarowaniem, muszę stwierdzić, że ta publikacja zdecydowanie nie zaspokoiła moich oczekiwań.

Jeśli spodziewacie się (tak jak ja), że sięgając po tę lekturę znajdziecie w niej mocne i pełne klimatu opowieści o demonach, opętaniach i egzorcyzmach w najlepszym wydaniu, to muszę Was rozczarować.
W tej książce jest tego tyle, co śniegu w zimie, w tym wypadku może ze dwa autentycznie.
Opisane w tej książce historie, w moim odczuciu, znalazły się w tej pozycji kompletnie przypadkowo, ot tak, by wydać książkę i by dobrze ją sprzedać, bazując na sławnym nazwisku Warrenów.

Opisane w książce zdarzenia są masakrycznie spłycone i ujęte okropnie lakonicznie, do tego stopnia, że nawet pełna emocji historia Amityville nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. A przecież jest to jedna z tych historii, która dosłownie jeży włos na karku.

„Opętania. Historie prawdziwe” nie wzbudziły we mnie żadnych większych emocji, nie czułam generalnie nic, oczywiście poza rozczarowaniem i jedną wielką nudą. :(
Szkoda! :(
Dawno tak już nie miałam, i o tyle o ile, są powieści, których forma mi nie odpowiada, ale zamysł fabularny już tak i mogę o takich pozycjach napisać sporo dobrego i złego. Tak o tej książce nie mogę napisać nic pozytywnego poza tym, że potencjał w historiach Warrenów jest przeogromny i każdy to wie.
I moim zdaniem, można było się postarać bardziej, dać ludziom, prawdziwość, emocje i aurę strachu, wszak to, z czym zmagało się małżeństwo, to z czym walczyli miało wielką moc. Oni mieli wielką moc i siłę.
Szkoda, że ten wielki potencjał został zmarnowany napisanymi „na kolanie” krótkimi reportażykami bez ładunku emocjonalnego.

Asia

Egzemplarz od Wydawnictwa Replika.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/opetania-historie-prawdziwe-ed-i.html

„Opętania. Historie prawdziwe” wg Eda i Lorraine Warrenów wzbudziły moje niekłamane zainteresowanie, jak tylko zobaczyłam tę pozycję w zapowiedziach wydawniczych. Uwielbiam ich historię, obejrzałam wszystkie filmy nagrane na podstawie ich pracy, egzorcyzmów i zjawisk, z którymi to niezwykłe małżeństwo spotkało się w ciągu swojego życia. „Obecność”, „Annabelle” oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nie patrz” to jedna z najświeższych powieści na rynku. Jej autorem jest Marcel Moss, który debiutował powieścią „Nie odpisuj”, której nie czytałam, zatem jest to moje pierwsze spotkanie z autorem.
Powieść wzbudza niemałą sensację wśród czytelników, ale czy faktycznie słusznie?

„Próbuję powstrzymać się od krzyku. Leżę pod kołdrą i udaję, że rozmowa sprzed chwili nie miała miejsca. To moje ostatnie sekundy wolności. Czy ten koszmar kiedyś się skończy?”
Ewa na co dzień jest szanowanym psychoterapeutą. Skrywa jednak mroczną tajemnicę, którą poza nią zna tylko jedna osoba.
Pewnego dnia kobieta dostaje na Instagramie wiadomość video od swojej byłej pacjentki, Martyny, która przebywa na leczeniu w szpitalu psychiatrycznym. Gdy odtwarza filmik, widzi sceny, o których wolałaby zapomnieć.
Tylko Martyna wie, co Ewa zrobiła przed laty. Teraz grozi, że upubliczni nagranie, jeżeli lekarka nie pomoże jej w rozwiązaniu sprawy głośnego morderstwa sprzed kilku miesięcy. Ewa wie, że musi się zgodzić. W miarę zgłębiania się w kryminalną sprawę, odkrywa coraz więcej powiązań między śmiercią 40-letniego mężczyzny a swoją mroczną i bolesną przeszłością.
Nigdy nie uciekniesz od przeszłości...

„Nie patrz” zaczyna się bardzo mocnym akcentem. I w zasadzie taka jest cała ta książka, dlatego moim zdaniem nie nadaje się dla czytelników o słabych nerwach, albo zbyt wrażliwych.
Niemniej jednak Ci z Was, którzy odnajdują się w klimacie thrillerów psychologicznych, z pewnością znajdą w niej coś dla siebie.
Ja lubię, jak wiecie, tego typu ciężką atmosferę. Dlatego wciągnęłam się z bijącym sercem w historię wykreowaną przez autora.

„Nie patrz” to powieść napisana rzeczowo, dosłownie i ostro. Autor dotyka wielu trudnych wciąż problemów, które są plagą obecnych czasów. Alkohol, narkotyki, przemoc. Z pewnością nie zabraknie Wam emocji podczas tej lektury. Marcel Moss absolutnie nie boi się kontrowersyjnych scen, co to, to nie. Porusza tematy tabu i wprowadza nas w świat pełen brudu i zepsucia moralnego.

Niestety – tym razem mimo całego mojego początkowego zafascynowania treścią, im dalej w las tym trudniej mi było czytać tę powieść. Jej konstrukcja przy tak wielowątkowej problematyce sprawiła, że nie złapałam synchronizacji z tą książką, czego bardzo żałuję.
Nie mam pojęcia czy „Nie odpisuj” też była tak zbudowana…?
Być może autor ma w tym swój zamysł, którego ja zwyczajnie nie widzę.
Nie mam pojęcia…

A zatem, generalnie fabuła i tematy tabu podejmowane przez Marcela Mossa – sprawiły, że widzę ogromny potencjał w tym autorze. Naprawdę mogło by być mega mocno i ostro – no gdyby nie ta konstrukcja rozdziałów. Nie przy takiej ilości wątków, tematów i problemów.

Ale to tylko moja prywatna opinia, a każdy z Was inaczej może zinterpretować to, co mnie nie przypadło do gustu.
Książka choć dobra, a nawet bardzo dobra, w takiej postaci moim zdaniem sporo straciła. Szkoda :( 
A mogła być po prostu rewelacyjna! 
W nieco innej formie. 


I jeszcze jedna uwaga, tak już na koniec – nie wszystkie rzeczy opisywane w książce muszą w realnym życiu mieć jedynie negatywny wydźwięk, o ile jest to robione z zachowaniem zdrowego rozsądku i szacunku do drugiej osoby. W świecie autora najwidoczniej istnieje tylko jedno oblicze, a ja uważam, że jeśli już podejmuje się tego typu tematy, to warto byłoby pokazać je z każdej strony, również tej bardziej pozytywnej. Bo przecież w życiu nic nie bywa tylko czarne, albo tylko białe.

Asia

Egzemplarz od Wydawnictwa Filia, Filia Mroczna Strona.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/nie-patrz-marcel-moss.html

„Nie patrz” to jedna z najświeższych powieści na rynku. Jej autorem jest Marcel Moss, który debiutował powieścią „Nie odpisuj”, której nie czytałam, zatem jest to moje pierwsze spotkanie z autorem.
Powieść wzbudza niemałą sensację wśród czytelników, ale czy faktycznie słusznie?

„Próbuję powstrzymać się od krzyku. Leżę pod kołdrą i udaję, że rozmowa sprzed chwili nie miała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Uwierz w Mikołaja” Madzi Witkiewicz to jedna z wielu świątecznych propozycji jakich było totalne zatrzęsienie pod koniec poprzedniego roku.
I tym razem wyjątkowo nie byłam tym faktem specjalnie zafascynowana, wręcz przeciwnie, zrażona tendencyjnością tych powieści – tym razem zdecydowałam się przeczytać jedynie raptem trzy takie pozycje.
Czy autorce udało się sprawić, że uwierzyłam w Mikołaja?

Każdy z nas ma marzenia.
Agnieszka pragnie spędzić Wigilię z babcią, ale babcia ma zupełnie inne plany. Nie godząc się z tym Agnieszka jedzie do domu babci, położonego w samym środku lasu. Jednak jej tam nie zastaje. Jedna śnieżna noc powoduje, że droga do cywilizacji zostaje odcięta, na dodatek przez zaspy brnie do niej święty Mikołaj.
Pięcioletnia Zosia chciałaby mieć choinkę taką ogromną jak w centrum handlowym, a pod nią mnóstwo prezentów. Jednak tym razem jej wigilia zapowiada się zupełnie inaczej…
Robert, policjant, przyjmuje służbę w święta, bo przecież wszyscy mają rodziny, a on jest samotny. Więc może się poświęcić.
Sam w wigilijny wieczór jest też pewien starszy pan z długą siwą brodą, ale mu w ogóle to nie przeszkadza. Jest przekonany, że lubi samotność, a ludzi lubi tylko z daleka.
Jego żona natomiast ma aż nadto towarzystwa zwariowanych pensjonariuszy domu opieki "Happy End".
Jedna świąteczna opowieść, wielu bohaterów. I wiele marzeń do spełnienia. Bo może, żeby pięknie spędzić święta, trzeba uwierzyć w Mikołaja?

„Uwierz w Mikołaja” to powieść, do której zamierzam wracać dosłownie każdego roku. Ze wszystkich do tej pory przeczytanych świątecznych pozycji na przestrzeni trzech lat zdecydowanie i bezapelacyjnie ta staje na najwyższym podium!

Magdalena Witkiewicz stworzyła niesamowicie klimatyczny nastrój, pełen refleksji nad życiowymi priorytetami, które każdy z nas powinien we własnym sercu zweryfikować. Nastrój pokryty śniegiem i mrozem, otulony oczekiwaniem na czas świąteczny i wypełniony przygotowaniami do tego wyjątkowego okresu.
Z ogromnym wyczuciem sięgnęła do skrywanych w głębi duszy uczuć i emocji swoich bohaterów, których nota bene spotkamy w tej powieści całe mnóstwo. Ale spokojnie i bez obaw – autorka tak swobodnie i plastycznie posługuje się językiem, że nie zgubicie się w tym gąszczu postaci, wręcz przeciwnie zaprzyjaźnicie się z nimi wszystkimi, a pod koniec książki będziecie tworzyć jedną wielką rodzinę.

„Uwierz w Mikołaja” to powieść, której się nie czyta. Przez jej karty się po prostu płynie. Atmosfera stworzona przez Magdalenę Witkiewicz porusza najczulsze struny w sercu i nie tylko :), ale o tym później… W tej powieści znajdziecie wartościowy, mądry, a przede wszystkim prawdziwy i szczery przekaz, o tym że warto ufać sobie i innym, że warto dążyć do marzeń, ale nie wolno zapominać o ludziach wokół nas, bo tylko z nimi będziemy mogli w pełni cieszyć się ich realizacją. To historia, o tym że samotnym można być nawet w tłumie, ale przecież nie trzeba takim być, wystarczy zacząć wierzyć, że może być inaczej...lepiej.

„Uwierz w Mikołaja” to nie jest słodka, lukrowana powiastka świąteczna, od której zemdli Was jak od masy kajmakowej.
To fantastyczna książka, pełna uczuć, emocji, przemyśleń okraszonych nostalgią…
Ale również niesamowita przygoda wypełniona po brzegi extremalnie dobrym humorem, niczym worek świętego Mikołaja wypełniony prezentami.
Magdalena Witkiewicz zadbała o to, by uśmiech nie schodził mi z twarzy przez wszystkie strony. I szczerze mówiąc, przyznaję się bez bicia, kilka razy zdarzyło mi opluć strony tej powieści. Zwłaszcza podczas fragmentu "łon zimny, łon zimny, łona gorąca..." Ci z Was, którzy sięgną po tę powieść zrozumieją dlaczego :)

„Uwierz w Mikołaja” to książka idealna! Rzadko to mówię, ale Magdalena Witkiewicz wykreowała prawdziwy powieściowy cud świąteczny.

Gdzieś widziałam w sieci informację, o tym, że będzie ekranizacja tej powieści. I powiem Wam, że nie mogę się doczekać obejrzenia tej wyjątkowo udanej fabuły na wielkim ekranie. To będzie prawdziwy hit!

Gorąco Wam polecam przeczytanie tej powieści, gdyż na jej stronach czeka na Was niebywała, tryskająca optymizmem, mądrością i humorem historia.

Asia
Egzemplarz do recenzji od Wydawnictwa Filia.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/uwierz-w-mikoaja-magdalena-witkiewicz.html

„Uwierz w Mikołaja” Madzi Witkiewicz to jedna z wielu świątecznych propozycji jakich było totalne zatrzęsienie pod koniec poprzedniego roku.
I tym razem wyjątkowo nie byłam tym faktem specjalnie zafascynowana, wręcz przeciwnie, zrażona tendencyjnością tych powieści – tym razem zdecydowałam się przeczytać jedynie raptem trzy takie pozycje.
Czy autorce udało się sprawić, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja Przedpremierowa (premiera 12.02.2020)

„Ślad” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Przemysława Żarskiego.
Czy to spotkanie okazało się udane?
Czy Przemysław Żarski pozostawił we mnie swój ślad?
I czy ja podążę jego tropem w przyszłości?

Są blizny, których nie przykryje żaden tusz, i decyzje, które nawet po latach odciskają na życiu trwałe piętno.
W studniówkową noc 1993 roku ginie Sylwia Nowicka. Dziewczyna kłóci się z chłopakiem i wraca pieszo do domu, a następnego dnia znika bez śladu. Poszukiwania nie przynoszą rezultatu, a wysłany do rodziców list pożegnalny sprawia, że w teorię na temat porwania niemal nikt już nie wierzy.
Blisko dwadzieścia pięć lat później, w jednym z mieszkań w centrum Sosnowca policja trafia na kasetę VHS z zapisem zabójstwa młodej dziewczyny. W mieszkaniu nie ma ciała ani żadnych śladów wskazujących na to, że doszło tu do zbrodni. Komisarz Robert Kreft i jego zespół muszą ustalić, kim jest ofiara, a także kto i kiedy pozbawił ją życia.
Poza tym dlaczego akurat teraz ktoś podrzucił taśmę śledczym?
"Ślad" to opowieść o tym, że jedna nierozważna decyzja może zrujnować życie wielu ludzi i jak wielkie piętno odciska na nas przeszłość. O wyborach, które tkwią niczym drzazga w sercu bliskich i nie pozwalają o sobie zapomnieć. A także o tym, że prawda potrzebuje czasu, zatacza koło i zaciska się pętlą na przyszłości.
„Ślad” to w moim odczuciu rasowy kryminał, który wciąga bez reszty, chociaż początki nie są łatwe z racji czasowych przeskoków fabuły, jak też poznawanie wydarzeń z perspektywy różnych bohaterów. Mimo wszystko z biegiem akcji człowiek wciąga się do tego stopnia, że później przychodzi to z łatwością. Ale przecież w każdym śledztwie na początku jest trudno i wiele jest niewiadomych.

Styl pisania autora przypadł mi bardzo do gustu. Krótkie pełne konkretów zdania, dobrze dobrane metafory i nawet nieznacznie poetyckie opisy codzienności, sprawiły, że książkę dosłownie wciągnęłam na wdechu. Wielowątkowa fabuła oraz jej wielotorowość nadały jej specyficznego klimatu pełnego tajemnicy, niewiadomych, domysłów. A zastosowane w powieści treściwe rozdziały zakończone z reguły clifhangerami stworzyły atmosferę idealną do tego, by podążać śladami zbrodni jakie pozostawiono w wielu miejscach.

„Ślad” nie jest lekturą, która Was zrelaksuje, wymaga bowiem zaangażowania i dedukcji ze strony czytelnika, w przeciwnym razie w mnogości poszlak zgubicie się jak dzieci we mgle. Dlatego nie polecam czytania tej powieści tuż przed snem.

Zdradzę Wam, że solidnie podążając śladami Przemysława Żarskiego udało mi się przed końcem znaleźć dobry trop i wskazać sprawcę, jednak zakończenie tak czy inaczej wprowadziło mnie w zaskoczenie, bo nie spodziewałam się tego zupełnie.
Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną część z cyklu o perypetiach Roberta Krefta, który nota bene jest bardzo ciekawą i barwną postacią.

„Ślad” to dowód na to, że wszystko to, co robimy nie znika, nie rozpływa się w nicości, każdy nasz czyn i każda nasza decyzja pozostawiają ślad w czasoprzestrzeni, a prawda prędzej czy później zatoczy idealny krąg tajemnic, by znaleźć ujście i wychynąć na światło dzienne.

Serdecznie Wam polecam.
I nie przegapcie jutrzejszej premiery tej świetnie napisanej powieści.

Asia.

Egzemplarz od Wydawnictwa Czwarta Strona, Czwarta Strona Kryminału.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/przedpremierowo-slad-przemysaw-zarski.html

Recenzja Przedpremierowa (premiera 12.02.2020)

„Ślad” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Przemysława Żarskiego.
Czy to spotkanie okazało się udane?
Czy Przemysław Żarski pozostawił we mnie swój ślad?
I czy ja podążę jego tropem w przyszłości?

Są blizny, których nie przykryje żaden tusz, i decyzje, które nawet po latach odciskają na życiu trwałe piętno.
W...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Balladyna Max Czornyj, Gaja Grzegorzewska, Robert Małecki, Łukasz Orbitowski, Małgorzata Rogala, Alek Rogoziński, Marek Stelar, Marcel Woźniak
Ocena 6,4
Balladyna Max Czornyj, Gaja G...

Na półkach: ,

„Balladyna” to antologia kryminalnych opowiadań, które zaciekawiły mnie od pierwszych zapowiedzi. Ostatnio zauważyłam w sobie niedosyt dobrych emocji czytelniczych i adrenaliny związanej z treścią. Czy zbiór opowiadań napisanych przez ośmiu „kryminalistów”, którym przewodził jeden wspólny motyw jakim była postać Balladyny wykreowanej przez Juliusza Słowackiego – to pozycja warta uwagi? I jak autorzy poradzili sobie z tym zadaniem?

Już przeszłość zamknięta
W grobach... Ja sama panią tajemnicy.
Juliusz Słowacki, „Balladyna”, Akt V, Scena IV

Balladyna ma wiele oblicz. Raz odcina głowę, bo taki ma kaprys; innym razem potrafi zabić po cichu, a winę zrzucić na kogoś innego. Jest pełna nienawiści i nie przebiera w środkach w dążeniu do realizacji swoich planów. Manipuluje, kłamie, oszukuje, zabija. Zło kusi ją od dziecka. Ma bardzo dobrą pamięć i nie zna litości. Czasem skrywa się pod innym imieniem. Bella, Beata, B., Sandra, Waleria, a nawet Al Bandyn. Nieważne jakie imię by przybrała, prędzej czy później da się ją rozpoznać po charakterystycznej bliźnie na czole.

Jednak nie każdy jest na tyle rozsądny, by zejść jej z drogi.

Ośmiu wybitnych polskich autorów odsłania współczesne oblicze Balladyny!

„To nie jest kolejna ballada o miłości” Max Czornyj - > Nie spodziewałam się, że będzie inaczej, znam autora i z pewnością nie zawiodłam się Balladyną w wersji Maxa. Autor jak zawsze poprowadził fabułę według Czornyjowskiego stylu, a jego interpretacja to zimna zemsta, chłodna i wykalkulowana, nie zabrakło również bólu, cierpienia, brutalności oraz rozlewu krwi. Zdecydowanie autor zachował swój własny styl, ten który osobiście tak lubię.

„Opowieść pioruna” Łukasz Orbitowski → to moje pierwsze spotkanie z piórem tegoż autora. Ta interpretacja Balladyny bardziej psychologiczna strona ludzkiej natury, niż rasowy kryminał, aczkolwiek emocji też nie brakuje. Zwłaszcza, że opowiadanie nawiązuje do śp. Anny Przybylskiej. Ile prawdy w tym opowiadaniu? Intryguje mnie to. Historia pełna zazdrości, kłamstw i smutku w moim odczuciu.

„Upadek” Marek Stelar. - > pierwsze spotkanie z autorem. Mafijna interpretacja Balladyny w wykonaniu autora okazała się całkiem ciekawa. Historia Pięknej Belli, która przejmuje przywództwo nad gangiem i rządzi nim bezwzględną ręką, do czasu…Jakież to życiowe, nieprawdaż. Świetnie pasuje tutaj powiedzenie „trafiła kosa na kamień”.

„Model testowy B” Gaja Grzegorzewska – to również moje pierwsze spotkanie z piórem autorki. To opowiadanie, które najmniej mną zawładnęło, gdyż szczerze mówiąc nie przepadam i nie gustuje w science fiction. Niemniej jednak sam styl i interpretacja popełniona przez autorkę jest dobrze napisana i naprawdę nawet taki non fiction, jak ja daje się wciągnąć w fabułę opowiadania.

„Beata” Małgorzata Rogala - > jedna z moich ulubionych autorek, zwłaszcza jeśli chodzi o cykl o Agacie Górskiej i Sławku Tomczyku. Powieści autorki włączą w sobie zwykle kryminał z rozbudowanym wątkiem obyczajowym. I tym razem nie było inaczej. Autorka skupiła się nie tylko na kryminalnej intrydze ale pięknie interpretując Balladynę w swoim własnym stylu literackim stworzyła bardzo dobre opowiadanie, które jej stałych czytelników z pewnością nie zawiedzie.

„Gra” Robert Małecki → po „Wadzie” to moje drugie spotkanie z piórem autora. Interpretacja autora spodobała mi się, pokazał bowiem, że nie koniecznie trzeba skupić się na fabule klasyka i stworzył nieszablonowe opowiadanie, w którym zawarł mnóstwo nawiązań do Balladyny. Zachował moim zdaniem również swój styl, ale też zaprezentował tym samym że posiada duży talent do kreowania historii kryminalno sensacyjnych.

„Raz, dwa, trzy, znikasz Ty” Marcel Woźniak – pierwsze spotkanie z twórczością autora. Interpretacja Balladyny raczej klasyczna, dwie siostry, zdrada, zazdrość, zbrodnia. Nie było źle, aczkolwiek dziwna koncepcja kompozycji, nie specjalnie przypadła mi do gustu, opowiadanie można było przeczytać w kolejności w jakiej spisał je autor lub chronologicznie (co jednak wymaga przeskakiwania). Nie wiem, czemu miał służyć ten zabieg zastosowany przez autora. Być może wyjaśnienie jest banalne, jednak do mnie takie kompozycje nie przemawiają.

„Królowa” Alek Rogoziński - > wieńczy antologię. Autor zachował swój styl, co mnie bardzo ucieszyło, opowiadanie bowiem zawiera kryminalistyczne rasowe rysy, jest napięcie i emocje, które Alek umiejętnie potrafi rozładować poprzez lekkość i barwność języka, jak również niezawodne poczucie humoru sytuacyjne i dialogowe. Fani Księcia Komedii Kryminalnej z pewnością znajdą w tym opowiadaniu wszystko to co lubią.

Antologii „Balladyna” oczywiście nie można traktować jako całości, wszak to zbiór opowiadań stworzonych przez osiem różnych osób. Dlatego też starałam się podsumować każde z opowiadań.
Pomysł interpretacji klasycznej Balladyny Juliusza Słowackiego moim zdaniem to ciekawy zabieg, jakiego jeszcze nie było. To bowiem pokazuje, że wszystko to co czytamy może być przez każdego z nas odbierane, rozumiane i interpretowane na tyle sposób, ilu czytelników. I to jest właśnie moja myśl, która niezłomnie kotłuje mi w głowie - > ilu czytelników tyle wersji odbioru.
Dlatego z czystym sumieniem podkreślę tutaj – czytaj to co lubisz, to co ci się podoba, ale nie krytykuj kogoś innego dlatego, że czyta zupełnie coś innego. Szanujmy się.

Na pewno polecam Wam zapoznać się z antologią „Balladyna”, gdyż większość czytelników znajdzie tam coś dla siebie, a tym którzy dopiero rozpoczynają przygodę z kryminałem, ten zbiór opowiadań pozwoli zapoznać się z kilkoma autorami.

Asia.

Egzemplarz do recenzji od Wydawnictwa Filia, Filia Mroczna Strona.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/balladyna-antologia-opowiadan.html

„Balladyna” to antologia kryminalnych opowiadań, które zaciekawiły mnie od pierwszych zapowiedzi. Ostatnio zauważyłam w sobie niedosyt dobrych emocji czytelniczych i adrenaliny związanej z treścią. Czy zbiór opowiadań napisanych przez ośmiu „kryminalistów”, którym przewodził jeden wspólny motyw jakim była postać Balladyny wykreowanej przez Juliusza Słowackiego – to pozycja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Muszę przyznać, że tęskniłam za przygodami Górskiej i Tomczyka, na szczęście moje i wielu innych fanów tej serii autorka postanowiła zrobić nam niespodziankę w postaci kolejnego już siódmego tomu pt. „Cicha noc”.
Zdecydowanie to mój ulubiony cykl autorstwa Małgorzaty Rogali i nie da się ukryć, że liczę po cichcu na kolejne tomy o Agacie i Sławku, ten duet bowiem podpił moje serce bezapelacyjnie.

Podczas przyjęcia, na którym świętowano sukces reality show „Nowe życie”, zostaje zamordowany reżyser programu. Wszystko wskazuje na to, że zabójcą jest ktoś z uczestników imprezy. Do rozwiązania sprawy przydzielona zostaje Agata Górska, która mimo problemów ze zdrowiem robi wszystko, żeby spełnić oczekiwanie przełożonego – sprawca ma być ujęty przed świętami!
Tymczasem Sławek Tomczyk wyjeżdża na szkolenie do Budapesztu. Jednak gdy dowiaduje się o uprowadzeniu swojej siostry, błyskawicznie wraca do Polski. Rozpoczyna się wyścig z czasem.
Czy to możliwe, żeby zniknięcie Kingi i sprawa, nad którą pracuje Agata, były ze sobą powiązane?

Akcja „Cichej nocy” porywa od pierwszych stron. Bardzo dużo się dzieje, a fabuła kręci się z zawrotną prędkością – wszak jednocześnie prowadzone są dwa śledztwa.
Natomiast w głowie jak zawsze powstaje mętlik i rodzą się nieodmienne pytania: Kto? Jak? Dlaczego? Co się stało? Jakie są motywy? Czy uda się to wszystko poskładać i znaleźć szczęśliwe zakończenie? Czy winni poniosą zasłużoną karę? Czy Temida dotknie ich swoją ręką?

Małgorzata Rogala ma to do siebie, że pomiędzy wierszami powieści wplata współczesne, społeczne problemy, nakreśla je bardzo wyraźnie i jeśli trzeba krytykuje to, co jest bolączką obecnych czasów.
Nie boi się głośno mówić, o tym, co zwykle zamiatane jest pod dywan milczenia bądź zasłaniane kotarą zwaną „nic nie widziałem, nie słyszałem, nie mówiłem”.

W powieści „Cicha noc” jedną z ważniejszych kwestii współczesnego życia jakie autorka wzięła pod lupę – jest handel żywym towarem.
Tak, ten temat jest zdecydowanie wciąż w mediach skutecznie omijany, albo podawany zdawkowo.
O problemie się nie mówi, nie rozmawia się z dziećmi o tym w szkołach, nie uświadamia się młodzieży. Uważam, że jest to patologiczna sytuacja, o której powinniśmy jako społeczeństwo wiedzieć i rozmawiać, przestrzegać młodych ludzi i uczyć ich jak postępować.

„Cicha noc” Małgorzaty Rogali kipi zatem nie tylko wartką akcją, ale jest też starannym studium psychologicznym zahaczającym o różne patologie współczesności. Autorka nie przesadza, nie stosuje nadmuchanej fabuły, nie koloryzuje, dzięki czemu dla mnie powieść ma wyjątkowo autentyczny wydźwięk.
Autorka – jak zawsze – bardzo starannie dopracowała bohaterów swej powieści. Postaci żyją własnym życiem oraz wykonywaną pracą i naznaczone są realnymi emocjami. Agata i Sławek – stanowią idealny przykład na to, że obowiązki służbowe mogą iść w parze z prywatnymi relacjami, nie zaburzając poglądu na to pierwsze.

Myślałam, że mój ulubiony cykl skończy się na piątym tomie, tymczasem jednak po nim przyszedł szósty i obecna „Cicha noc”.
Nie mam pojęcia zatem czy tym razem żegnam duet Agaty i Sławka na zawsze czy też nie.
Któż to wie ?
Nie mniej jednak zamierzam czekać na kolejny tom.

Ps. Cyklu nie trzeba czytać po kolei, aczkolwiek polecam zachowanie chronologii, ze względu na rozwijający się wątek obyczajowy, szkoda by było tracić tyle emocjonujących wydarzeń z życia policyjnego teamu Górska&Tomczyk.

Asia.

Egzemplarz do recenzji od Wydawnictwa Czwarta Strona.
https://przeczytajka.blogspot.com/2020/02/cicha-noc-magorzata-rogala.html

Muszę przyznać, że tęskniłam za przygodami Górskiej i Tomczyka, na szczęście moje i wielu innych fanów tej serii autorka postanowiła zrobić nam niespodziankę w postaci kolejnego już siódmego tomu pt. „Cicha noc”.
Zdecydowanie to mój ulubiony cykl autorstwa Małgorzaty Rogali i nie da się ukryć, że liczę po cichcu na kolejne tomy o Agacie i Sławku, ten duet bowiem podpił moje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Córeczki” to ostatnia powieść, która wyszła spod mrocznego pióra Adriana Bednarka. Wcześniejsza moja przygoda z jego pisarstwem to piekło pisane umysłem Kuby Sobańskiego w tetralogii „Pamiętnik Diabła”. Czy najświeższa powieść autora pociągnęła mnie na dno absolutnej degradacji i czy dostarczyła mi oscylującej na granicach normalności rozrywki?

Wspólna tajemnica jednoczy bardziej niż więzy krwi.

Ewa jest niedoszłą policjantką, która prowadzi butik w centrum Częstochowy. Pola zrezygnowała ze studiów medycznych i ledwie wiąże koniec z końcem, udzielając lekcji pole dance. Dzieli je prawie wszystko: wiek, osobowość, plany na przyszłość. Łączy zamaskowany morderca zwany Strachem na Wróble, który w odstępie dziesięciu lat sprowadził koszmar na ich rodziny.

Kiedy Ewa przypadkiem wpada na trop prowadzący do Stracha, nie waha się prosić Poli o pomoc. Wspólnie postanawiają odnaleźć bezwzględnego psychopatę, którego tożsamość pozostaje zagadką od ponad dwudziestu lat. Rozpoczyna się drobiazgowe i pełne zwrotów akcji śledztwo, które zmieni niejedno ludzkie życie. A to dopiero początek…

„Córeczki” to po pierwsze w porównaniu do poprzednich książek Adriana Bednarka „grubasek” liczący 608 stron.
Powieść mimo że tym razem napisana z zupełnie innej perspektywy okazała się intrygująca i zaskakująca. Czytało mi się ją naprawdę dobrze, chociaż wrażenia tym razem mocno dawkowane przez autora, to jednak były silne i szczerze mogę powiedzieć, że nawet w tak stonowanym wydaniu Adrian znów dał mi na tacy paletę trudnych do zaspokojenia emocji.

„Córeczki” to świetnie popełniony thriller psychologiczny, który wprowadza czytelnika w obłędny, doskonały inaczej świat kolejnego wykreowanego przez autora psychopaty.

Powieść opowiada o kolejnym seryjnym zabójcy, który dając upust swej mrocznej naturze rozpoczyna nierówną „zabawę” z matkami i dziećmi.
Jak mocno musi być zblazowany umysł, który podejmuje się takiej „gry”?
Kim tak naprawdę jest ten, który morduje na oczach matki niewinne dziecko?

Akcja powieści jest poprowadzona po mistrzowsku. Bardzo dużo się dzieje!
To daje Wam gwarancję porządnej lektury, przy której nie będziecie mieli czasu na nudę!
Ba!
W ogóle nie będziecie mieli czasu na cokolwiek.

„Córeczki” zaskoczą Was totalnie. Fabuła jest nieprzewidywalna, a ja nie chcę Was zbytnio naprowadzać na to, co Was czeka.
A jest tego sporo!
Wszystko nakreślone perfekcyjnie i w bardzo przemyślany sposób, do tego mnogość wydarzeń i ich nieszablonowy tok doprowadzi Was na skraj czytelniczego orgazmu.
Śmiało mogę to powiedzieć, gdyż zdarza mi się to naprawdę rzadko!

Adrian Bednarek, jak już kiedyś wspomniałam, postawił na zło, takie w najczystszej postaci, pisząc swoje powieści.
Znajdą się tacy, co rzekną, że obecnie to się najlepiej sprzedaje. Może i tak.
Jednakże jego powieściom daleko jest od taniego blichtru, jakiego wiele na polskim rynku wydawniczym.

Autor w moim odczuciu, jak zawsze pisze głęboko, dosłownie i obrazowo, a sposób kreowania fabuły oraz postaci oraz ich wyrazistość nadaje jego książkom wielowymiarowy obraz, co z pewnością daje nam możliwość poznania najmroczniejszych zakamarków ludzkiej psychiki.

Adrian Bednarek to dla mnie geniusz thrillera psychologicznego – nawet jeśli tworzy powieści zupełnie inne niż wcześniej i opowiadane z innej perspektywy.

Czy zatem warto sięgnąć po „Córeczki”?
Ja Wam powiem tylko tyle – warto!
Oj warto po stokroć!

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Asia
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/12/coreczki-adrian-bednarek.html

„Córeczki” to ostatnia powieść, która wyszła spod mrocznego pióra Adriana Bednarka. Wcześniejsza moja przygoda z jego pisarstwem to piekło pisane umysłem Kuby Sobańskiego w tetralogii „Pamiętnik Diabła”. Czy najświeższa powieść autora pociągnęła mnie na dno absolutnej degradacji i czy dostarczyła mi oscylującej na granicach normalności rozrywki?

Wspólna tajemnica jednoczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nić Arachny” rozpoczyna nowy cykl pt. „Siostry Jutrzenki” autorstwa Renaty Kosin. Jeśli śledzicie od dawna mój profil, to wiecie, że powieści autorki zwykle trafiają do mnie w odpowiednim momencie mojego życia, wówczas potrafię zagłębić się w ich treść na tyle mocno, że jestem wyciągnąć z fabuły wszystko to, czym można się w powieści zachłysnąć. Czy tym razem też mi się to udało? Czy ziarno posiane przez Renatę Kosin padło na podatny grunt?

Historia, w której prawie każdy mógłby przejrzeć się jak w lustrze.
Saga szlacheckiego rodu Śmiałowskich, którego losy wyznacza rytm polskich dziejów.
Fragmentem takiego świata jest też Przytulisko, maleńka podlaska wieś, która z pozoru nie różni się od innych. Tu, w wiekowym dworze, mieszkają dziadkowie Michaliny. Wnuczka spędza u nich każde swoje wakacje. Miejsce to skrywa w sobie wiele sekretów, co potwierdza pewien stary dziennik, w którym tkwi klucz do poznania dziejów rodziny Śmiałowskich. Dziewczyna dzięki niemu odkrywa, że losy jej przodków, mimo upływu czasu snują się nadal, splecione z jej własnym, jak nitki lnianego płótna tkanego przez Arachnę.

„Nić Arachny” to prawdziwy „grubasek” , mimo to lekkie i barwne pióro jakim posługuje się autorka sprawiło, ze zaczytałam się w tej powieści na dobre.
Zwłaszcza, że ta powieść to niesamowita podróż po dziejach polski. Akcja dzieje się w wymiarze dwutorowym, mamy zatem wydarzenia bardziej współczesne, dziejące się w latach osiemdziesiątych poprzedniego wieku, jak i te odleglejsze, zapoczątkowane jeszcze w XIX wieku. Obie narracje w sposób niezwykły i malowniczy kreślą wizję całej fabuły.

Autorka, co widać podczas czytania, poświęciła tej powieści dużo czasu, jest ona napisana z wielką starannością i pietyzmem. Mnie „Nić Arachny” urzekła i zafascynowała swoim klimatem i atmosferą, która pozwala na wniknięcie w świat obyczajowości i tradycji życia szlacheckiego rodu. Przedstawia wzorce ówczesnych wartości, pokazuje jak trudne bywało życie, aranżowane małżeństwa, mezalianse, to wszystko sprawiało, że choć pozornie beztroskie i bogate życie, wcale takim nie było. Książka jest nad wyraz wartościowa, mądrość zawartą na jej kartach autorka powplatała pomiędzy wiersze niczym tytułowa Arachna.

„Nić Arachny” to niezwykle dojrzała w wydźwięku powieść, która intryguje i zachwyca. I tak, tym razem również trafiła w moje ręce w odpowiednim momencie, z czego bardzo się cieszę. To wielowątkowa historia, w którą autorka wplotła wierność wobec tradycji i szacunek dla pamięci przodków. To powieść pokazująca również, że dzisiejszy świat, nasza teraźniejszość jest niczym innym, jak często wiernym odbiciem tego co już minęło, chociaż my niezbyt mamy tego świadomość, a jednak tak jest.

Jeśli kochacie powieści obyczajowe z wątkiem historycznym, ze szczyptą rodzinnej tajemnicy i zakurzonym pamiętnikiem...
Jeśli lubicie podróże w czasie, intrygi oraz ociupinkę magii słowiańskiej, to jest to odpowiednia lektura dla Was.
Zapraszam Was zatem do podlaskich wsi, gdzie pokochacie zielone pola, złote łany i kręte drogi pośród szumiących brzóz i rosochatych wierzb. Tam gdzie wciąż rozmawia się o tym, co minęło, jakby to nadal było. I gdzie czasami patrzy się w przyszłość przez pryzmat tego, czego już dawno nie ma.

Ja tymczasem zamierzam czekać cierpliwie na ciąg dalszy tej serii – wszak to dopiero początek i saga ma się wić dokładnie jak „Nić Arachny”.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia.
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/11/nic-arachny-renata-kosin.html

„Nić Arachny” rozpoczyna nowy cykl pt. „Siostry Jutrzenki” autorstwa Renaty Kosin. Jeśli śledzicie od dawna mój profil, to wiecie, że powieści autorki zwykle trafiają do mnie w odpowiednim momencie mojego życia, wówczas potrafię zagłębić się w ich treść na tyle mocno, że jestem wyciągnąć z fabuły wszystko to, czym można się w powieści zachłysnąć. Czy tym razem też mi się to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Czarna lista” to drugi tom z cyklu o przygodach detektyw Jessiki Daniel autorstwa Kerry Wilkinson. Wilkinson jak może wiecie (albo nie) jest brytyjskim pisarzem i dziennikarzem sportowym urodzonym w Bath w Somerset.
To było moje drugie spotkanie z jego twórczością. Czy zaliczyłam je do udanych?

Przed sierżant Jessicą Daniel piętrzy się stos ciał. Zazwyczaj kiedy na wolności grasuje seryjny zabójca, prowadzący śledztwo działają pod dużą presją, żeby jak najszybciej ująć sprawcę. Ale tym razem wszystkie ofiary to także nieznający litości kryminaliści. Media i opinia publiczna w tajemniczym mścicielu widzą nieoczekiwanego sprzymierzeńca. Nowy przełożony Jessiki również wydaje się nie mieć nic przeciwko temu, by ktoś wyręczał jego ludzi w pracy. Sprawy komplikują się, gdy lekarze sądowi odkrywają, że znaleziona na miejscu zbrodni krew zabójcy należy do mężczyzny odsiadującego wieloletni wyrok w więzieniu...

Muszę przyznać, że ten opis mnie zaintrygował i od razu nabrałam apetytu na ugryzienie tej historii.

W „Czarnej liście” autor wykreował nie lada zagadkę dla detektyw Jessiki Daniel. Wszystkie ślady na miejscach zbrodni jednoznacznie wskazują na to kim jest morderca. Nic tylko się cieszyć chciało by się rzec i klasnąć w dłonie. Ale tak łatwo nie było…
Bo jak się szybko okazało problem był bardziej skomplikowany!
No i tu zaczęło się już całkiem ciekawie, gdyż człowiek podejrzany o zabójstwa w tym samym czasie osadzony jest już w zakładzie karnym.
W głowie powstał mi mętlik, bo niby jak to możliwe, by penitencjariusz zakładu więziennego mógł dokonać zbrodni spoza krat?
Skąd na miejscu zbrodni ślady krwi zabójcy? Mordercy, który już not bene odsiaduje wyrok!
A może to wcale nie on?
Może ktoś go wrabia?
A może to jakiś jego genetyczny bliźniak?
Różne scenariusze krążyły mi po głowie.

„Czarna lista” zaskoczyła mnie i trzymała poziom adrenaliny na odpowiednim poziomie kryminalnym.
Fajnie skonstruowana fabuła, dobrze wykreowani bohaterowie i niesamowity brytyjski klimat wciągają bez dwóch zdań!

Powiem Wam szczerze, że zaczynam siebie widzieć częściej w takim otoczeniu.
Autor zdecydowanie nabiera wiatru w żagle i wypływa na coraz to szersze morze, co niezmiernie mnie cieszy, bo to oznacza, że dobrego i ciekawego kryminału mi nie zabraknie.

Teraz zamierzam cierpliwie czekać na kolejną odsłonę cyklu o pani detektyw Daniel i mam nadzieję, że autor zaskoczy mnie wkrótce czymś niebagatelnym.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dragon.
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/11/czarna-lista-kerry-wilkinson.html

„Czarna lista” to drugi tom z cyklu o przygodach detektyw Jessiki Daniel autorstwa Kerry Wilkinson. Wilkinson jak może wiecie (albo nie) jest brytyjskim pisarzem i dziennikarzem sportowym urodzonym w Bath w Somerset.
To było moje drugie spotkanie z jego twórczością. Czy zaliczyłam je do udanych?

Przed sierżant Jessicą Daniel piętrzy się stos ciał. Zazwyczaj kiedy na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„W potrzasku” to pierwszy tom z cyklu o przygodach detektyw Jessiki Daniel autorstwa Kerry Wilkinson’a. Kerry jest brytyjski pisarzem i dziennikarzem sportowym. Powiem szczerze, że zainteresowała mnie możliwość poznania jego pióra, ponieważ jak do tej pory, z kryminałem brytyjskim nie miałam za wiele do czynienia.

Kiedy w zamkniętym domu zostają odnalezione zwłoki, sierżant Jessica Daniel z wydziału dochodzeniowo - śledczego otrzymuje zadanie: musi nie tylko znaleźć mordercę, lecz także dowiedzieć się, w jaki sposób udało mu się niepostrzeżenie wejść do budynku i z niego wyjść.
Mając do dyspozycji nieliczne poszlaki oraz dziennikarza, który wydaje się wiedzieć na temat sprawy więcej od niej, Jessica zaczyna odczuwać presję – i to zanim na światło dzienne wyjdzie kolejne morderstwo, popełnione w tych samych okolicznościach.
W jaki sposób zabójcy udało się dopaść swoje ofiary w teoretycznie niemożliwych sytuacjach i co – jeśli w ogóle – te ofiary łączy?

Przyznam się od razu, że początek książki szedł mi mozolnie, ale jak zwykle w takich przypadkach daję powieści kredyt zaufania w ciemno i czekam cierpliwie na rozwój wydarzeń. Czy nastąpiło przyśpieszenie akcji i czy krew w żyłach zaczęła krążyć szybciej?

„W potrzasku” mogę z całą pewnością zaliczyć do kategorii dobrej lektury, z ciężkim jak dla mnie początkiem, jak już wspomniałam, ale mimo to patrząc z perspektywy całości lektury to myślę, że warto dać tej powieści szansę, jak i samemu autorowi, który w Polsce nie jest jeszcze zbyt znany.
Jego powieść potrafi trzymać w napięciu, zwłaszcza ze względu na wykreowaną przez autora postać mordercy, który ciągle jest o krok przed panią detektyw.
No, bo kim jest do diaska ten, kto dokonuje zabójstw?
W jaki sposób udaje mu się dostać bezpiecznie do mieszkań i wyjść z nich zamykając za sobą drzwi po dokonaniu zbrodni?
Czyżby to był ktoś o zdolnościach słynnego iluzjonisty Houdini’ego?

„W potrzasku” należy raczej do spokojnych kryminałów z zarysowanym wątkiem obyczajowym, a to znaczy, że jeśli szukacie brutalności i scen ociekających tryskającą wszędzie krwią, to się rozczarujecie.
Akcja owszem trzyma w napięciu, zarysowana zagadka kryminalna jest bardzo dobra i świetnie rozwinięta, ale ta powieść nakłania raczej do myślenia, aniżeli jeży włos na karku. I moim zdaniem dobrze. Wszak, ja miałam ochotę na dobry kryminał, a nie na połączenie krwawej jatki z psychozą. Analizowanie śladów, poszlak i szukanie „modus operandi” ramię w ramię z panią detektyw było wielce pasjonujące.
Czy udało mi się zgadnąć, kto i w jaki sposób zabijał? Niestety nie.
Rozwiązanie całej tej zagadki było dla mnie dość zaskakujące.
Ale nie zdradzę Wam nic więcej.
Przekonajcie się o tym sami!

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dragon.
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/11/w-potrzasku-kerry-wilkinson.html

„W potrzasku” to pierwszy tom z cyklu o przygodach detektyw Jessiki Daniel autorstwa Kerry Wilkinson’a. Kerry jest brytyjski pisarzem i dziennikarzem sportowym. Powiem szczerze, że zainteresowała mnie możliwość poznania jego pióra, ponieważ jak do tej pory, z kryminałem brytyjskim nie miałam za wiele do czynienia.

Kiedy w zamkniętym domu zostają odnalezione zwłoki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Światło gwiazd” to już czwarty tom cyklu „Willa pod Kasztanem” autorstwa Krysi Mirek. Poprzednie części tj. „Światło w Cichą Noc”, „Światło o poranku” a także „Na strunach światła” skradły moje serce swoim ciepłem i rodzinną atmosferą.
Czy zwieńczenie tetralogii również otuliło mnie swoim świetlistym i pełnym miłości klimatem?

W Wilii po kasztanem nastała jesień. W wielkim ogrodzie jak zawsze pięknie, ale w życiu mieszkańców wiele zawirowań. Pewien mężczyzna, który częściej niż pod nogi spogląda w gwiazdy, bowiem z zawodu jest astrofizykiem, wprowadzi sporo zamieszania w życie jednej z kobiet. Bartek w swoim polowaniu na miłość będzie przekraczał kolejne granice, a dwie synowe pod jednym dachem mocno dadzą się we znaki spokojnej z natury babci Kalinie. Zapach szarlotki i smak domowej lemoniady nie wystarczą, by zaprowadzić pokój. Trzeba będzie użyć mocniejszych środków.
Jak wyprostować zawikłane rodzinne relacje?
Czy uda się wszystkim zasiąść przy wspólnym stole?
Kto zostanie w Wilii pod kasztanem?
Droga do szczęścia czasem bywa krucha, ale zawsze warto jej szukać.

Jesień w Willi pod Kasztanem jest szczególnie malownicza. Muszę przyznać, że Krystyna Mirek świetnie oddała wszystko to, co w tej porze roku najpiękniejsze i najbardziej urzekające. I udało się to autorce osiągnąć we własnym lekkim stylu, do tego stopnia, że byłam niemal gotowa pokochać jesień jako porę roku. A to już sporo, bo jak wiecie – nie przepadam, a nawet nie lubię takiej pogody, aury i klimatu.

„Światło gwiazd” zaczęło się od tzw. wielkiego bum, a raczej od podróży do gwiazd.
Od razu poczułam, że w tej części cyklu sporo się wydarzy.
I nie myliłam się!

To powieść, która zawiera w sobie wszystkie najważniejsze składniki jakie powinna mieć wciągająca historia obyczajowa. Napisana charakterystycznym stylem pani Krysi, sprawia, że jest doskonałym antidotum na kłopoty dnia codziennego. Można się oderwać od własnej codzienności i znaleźć się w malowniczym i nostalgicznym ogrodzie Willi pod kasztanem, lub w kuchni babci Kaliny, gdzie panuje atmosfera ciepła i pachnie gorącą szarlotką.
Autorka niezwykle mocno podkreśla (tak też było w poprzednich tomach), jak bardzo ważnym aspektem w życiu każdego człowieka jest rodzina. Rodzina, w której powinno być wzajemne poszanowanie, wsparcie i zrozumienie. Troska powinno być jej drugim imieniem. A jak wiadomo nie zawsze tak jest. Rodzina to skomplikowana machina, która czasami szwankuje. Wystarczy czasem jedno zdarzenie, jedna chwila, jedno słowo – a jej fundamenty zaczynają pękać. Autorka wielokrotnie podkreśla, że mimo wszystko można te spękania posklejać. Da się wszystko naprawić pod warunkiem, że w rodzinie panuje miłość.

„Światło gwiazd” to historia mocno ujmująca, miejscami zabawna, a czasem wzruszająca. Nie chcę Wam zbyt dużo zdradzać, ale jedno musicie wiedzieć, że w tej części naprawdę sporo się wydarzyło, nie wspominając już o zakończeniu, które...hmm zaskakuje, bo nie do końca tak sobie to wymarzyłam. No bo jak to tak?
Nie mam pojęcia czy doczekamy się kontynuacji tej serii, ale nie ukrywam, że po takiej końcówce w moim odczuciu istnieje taka szansa. I ja chętnie wówczas ponownie powrócę do Willi pod Kasztanem.

„Światło gwiazd” to także historia, w której autorka porusza problematykę dojrzałej miłości pomiędzy dwojgiem doświadczonych życiowo ludzi. Czy łatwo jest zdecydować się na zakochanie w późniejszym wieku? Czy kobietom łatwo jest się otworzyć na coś nowego co staje na ich drodze? Jak widzą to inni? Czy dorosłe dzieci potrafią akceptować fakt, że ich rodzice wchodzą w silne relacje z nowymi osobami? Myślę, że to bardzo ciekawy temat. I warto się nad tym zastanowić i zadać sobie też pytanie: czy my jako społeczeństwo potrafimy być tolerancyjni wobec dojrzałej miłości, czy może raczej piętnujemy takie obrazki twierdząc „w tym wieku już nie wypada”?

„Światło gwiazd” jak i cała seria – to tak naprawdę lek na wszystko. Na smuteczki codziennego dnia, na zły humor, na zmęczenie, na zwątpienie i na stres.
Otula ciepłym szalem, nakłada kolorowe okulary, aby jesienne słońce nie raziło zbyt mocno i wkłada rękawiczki na dłonie, by zbytnio nie zmarzły na wietrze.
Krystyna Mirek niezawodnie zabrała mnie kolejny raz w magiczną podróż, pełną ciepła i dobroci oraz wiary.
Jeśli i Wy macie ochotę zanurzyć się w takim niesamowitym klimacie, który panuje w Willi pod kasztanem – to serdecznie Was tam zapraszam!
Babcia Kalina z pewnością od razu uraczy Was słodkim ciastem i pyszną herbatką.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/11/swiato-gwiazd-krystyna-mirek.html

„Światło gwiazd” to już czwarty tom cyklu „Willa pod Kasztanem” autorstwa Krysi Mirek. Poprzednie części tj. „Światło w Cichą Noc”, „Światło o poranku” a także „Na strunach światła” skradły moje serce swoim ciepłem i rodzinną atmosferą.
Czy zwieńczenie tetralogii również otuliło mnie swoim świetlistym i pełnym miłości klimatem?

W Wilii po kasztanem nastała jesień. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Rachunek za szczęście, czyli caffé latte” to już ostatnia część serii „Kawiarenka za rogiem” Karoliny Wilczyńskiej. Jeśli czytaliście moje opinie o poprzedniczkach, to już wiecie, że z miłą ochotą po raz kolejny przekroczyłam progi tego uroczego miejsca, gdzie pachnie kawą, ciastem….ale nie tylko.

Kawiarenka za rogiem to miejsce, do którego chce się wracać! - to fakt, z którym trudno się nie zgodzić.

Miłka próbuje poradzić sobie z problemami w kawiarence, ale niełatwo myśleć o pracy, gdy życie osobiste znowu się komplikuje. Na dodatek tajemnicza właścicielka kamienicy robi wszystko, by doprowadzić do zamknięcia lokalu.
Co na to Tymon? Kto będzie dla Miłki wsparciem w trudnych chwilach? Czy pani Wera wywróży bohaterce dobrą przyszłość? A może przepowie kolejne problemy?

„Rachunek za szczęście, czyli caffé latte” to po prostu petarda. Najlepsza część cyklu , moim zdaniem, chociaż poprzedniczkom też niczego nie brakowało.
Ale teraz to się dopiero podziało! Oj, mówię Wam...emocji było co niemiara i tych dobrych i tych złych, jak to w życiu bywa. A dzięki temu historia stała się bardziej realistyczna.

To ciepła i wzruszająca historia opowiadająca o tym, że przede wszystkim w życiu nic nie jest tylko czarne, albo tylko białe, że pomiędzy nimi jest mnóstwo odcieni szarości, ale także wiele innych barw. To także opowieść, o tym że dialog między ludźmi jest naprawdę potrzebny, a unikanie rozmowy zwłaszcza podczas konfliktów nie prowadzi do niczego dobrego. Czasem są w naszym życiu sytuacje, że owszem nie chcemy rozmawiać, mamy wszystkiego dość...i dobrze, jest czas na gniew, na przemyślenia, na namysł i refleksje, a także czas na wyciąganie wniosków i podążanie ku temu by naprawić to, co jeszcze się da sprostować.

„Rachunek za szczęście, czyli caffé latte” jest bardzo dobrze skrojonym fabularnie zwieńczeniem całej historii. Całą serię czyta się bowiem bardzo dobrze, jest lekko napisana, jest w niej sporo emocji, ale nie brak jej humoru. Jeśli wybierzecie tę pozycję jako lekturę na nadchodzące zimne listopadowe wieczory to czeka Was dobrze i przyjemnie spędzony czas w towarzystwie nader wybornych postaci. A to wszystko w miłej i ciepłej atmosferze małej „Kawiarenki za rogiem”, która przyciąga do swego wnętrza niezliczoną ilość najróżniejszych charakterów. Nie raz się uśmiechniecie, nie raz uronicie łzy i nie raz zagotuje się w was ze złości.

Czeka Was wiele emocji, codzienne zmagania i nieoczekiwane wydarzenia, a do tego aromatyczne słodko – gorzkie caffé – latte serwowane przez Karolinę Wilczyńską.
Macie ochotę zostać stałym gościem tej klimatycznej kawiarenki?
Jeśli tak – to zapraszam i polecam!

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu FILIA.

ps. A na koniec, mam tylko dwa „ale”:
1. Dlaczego w tej części kot przybłęda raz nazywał się Wędrowiec, a raz Włóczęga?
2. I dlaczego Państwo Cieślik (Luiza, Witold i Franek) z pierwszego i drugiego tomu nagle zostali przechrzczeni na Państwo Dobrzyńskich?
Hmm...
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/11/rachunek-za-szczescie-czyli-caffe-latte.html

„Rachunek za szczęście, czyli caffé latte” to już ostatnia część serii „Kawiarenka za rogiem” Karoliny Wilczyńskiej. Jeśli czytaliście moje opinie o poprzedniczkach, to już wiecie, że z miłą ochotą po raz kolejny przekroczyłam progi tego uroczego miejsca, gdzie pachnie kawą, ciastem….ale nie tylko.

Kawiarenka za rogiem to miejsce, do którego chce się wracać! - to fakt, z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Gdy powrócił spokój” to już ostatni tom trylogii autorstwa Anety Krasińskiej.
Nie będę ukrywać przed Wami, że jej poprzedniczki – bardzo mi się podobały, ujęły bowiem moje serce i poruszyły moją wrażliwość.
Czy zwieńczenie serii okazało się również tak głęboko sięgające w moją duszę?

O spokoju marzy każde z trojga przyjaciół: Marcelina, Magda i Emil. Wszyscy zostali poturbowani przez los. Po wcześniejszych próbach Marceliny i Magdy rozliczenia przeszłości, tym razem to Emil budzi demony. Podejmuje trud rozwikłania zagadki śmierci przyjaciela. Nie cofnie się przed niczym, by wreszcie odkryć prawdę. Kolejne sekrety łączy w logiczną całość. Komuś jednak bardzo zależy na tym, by tajemnice nie ujrzały światła dziennego. Czy Emil zdoła odsłonić wszystkie karty i cieszyć się gorzkim smakiem zwycięstwa? Gdy powrócił spokój to ostatnia część trylogii. Każdy tom poświęcony jest rozterkom innej osoby w związku z wydarzeniami z czasów liceum, gdy tworzyli zgraną grupę z nadzieją patrzącą w przyszłość.

Tym razem bliżej poznajemy Emila i to z jego perspektywy zapoznajmy się z przeszłością oraz teraźniejszością. Z życiem, które nadal nabrzmiałe jest od niewyjaśnionych tajemnic i kłamstw, które wciąż sprawiają ból.
Główny bohater wzbudził moją sympatię, bo okazał się być takim mężczyzną, z moich snów, można by rzecz. Oczywiście nie jest bez wad, jak każdy z nas. Ale potrafi też podejmować stanowcze decyzje, brać odpowiedzialność za błędy i ponosić konsekwencje. A to akurat nie jest domeną wszystkich przedstawicieli płci męskiej. Jest też bardzo uczuciowy i wrażliwy, a przede wszystkim nie boi się okazywania emocji, cierpienia i słabości. To czyni go w moich oczach prawdziwie męskim.

„Gdy powrócił spokój” cechuje nie tylko, jak w przypadku poprzednich części wielka dawka ładunku emocjonalnego, ale też w moim odbiorze większy dynamizm akcji, który jak mniemam wynika z faktu, że Emil pragnie za wszelką cenę dotrzeć do prawdy i rozwiązać zagadkę śmierci przyjaciela. Jego podejście do tematu sprawia, że powieść nabiera szybszego tempa, ale dostarcza również czytelnikowi dodatkowych wrażeń i bodźców na poziomie sensacyjnym.

Ta powieść to nie tylko zwyczajne zwieńczenie trylogii, które zamyka sprawnie wszystkie wcześniej niedokończone wątki i sprawy, ale również historia, która porusza całkowicie nowe problemy.

Cała trylogia nie wyróżnia się ani olbrzymią objętością poszczególnych tomów, ani też specjalnie nie posiada „super-hiper” rzucających się w oczy okładek.
Ot, zwyczajna powieść trzytomowa, koło której większość z Was przeszłaby w księgarni bez zwrócenia na nią uwagi.
A wierzcie mi, byłoby szkoda! Gdy tak zrobicie – wiele stracicie.
Z serca polecam!

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Szara Godzina.
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/11/gdy-powroci-spokoj-aneta-krasinska.html

„Gdy powrócił spokój” to już ostatni tom trylogii autorstwa Anety Krasińskiej.
Nie będę ukrywać przed Wami, że jej poprzedniczki – bardzo mi się podobały, ujęły bowiem moje serce i poruszyły moją wrażliwość.
Czy zwieńczenie serii okazało się również tak głęboko sięgające w moją duszę?

O spokoju marzy każde z trojga przyjaciół: Marcelina, Magda i Emil. Wszyscy zostali...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Gdy nadeszło życie” Anety Krasińskiej to drugi tom trylogii wydanej przez Wydawnictwo Szara Godzina. Niedawno wrzucałam dla was moją opinię o pierwszej części, tak że tym razem nie będę zwlekać z opisem moich odczuć co do kolejnej.
Czy powieść zawojowała moje serce, jak to było w przypadku jej poprzedniczki?

W tej odsłonie cyklu postacią główną jest Magda, druga z trójki przyjaciół.

Znajomi z liceum spotykają się na czterdziestych urodzinach Marceliny. Podczas imprezy jej przyjaciółka Magda trafia do szpitala. Koleżanki i partner starają się ją wesprzeć w trudnych chwilach, choć temperament kobiety znacznie utrudnia im działanie. Nieopatrznie zadane pytanie uruchamia lawinę wspomnień. Mimo upływu lat koszmary dręczą Magdę. Okrutny los zakpił z jej uczuć, planów i marzeń o przyszłości u boku ukochanego. Czy po dwudziestu latach zdoła się otrząsnąć i ucieszą ją zmiany? Ile kłamstw tkwi w każdym w nas?
Gdy nadeszło życie to druga część trylogii. Każdy tom poświęcony jest rozterkom innej osoby w związku z wydarzeniami z czasów liceum, gdy tworzyli zgraną grupę z nadzieją patrzącą w przyszłość.

„Gdy nadeszło życie” jest powieścią, którą z pewnością można polecić do przeczytania każdej kobiecie, a już zwłaszcza takiej, która chce mieć dzieci i / lub / bądź już je nosi pod swoim sercem. Historia opowiedziana przez autorkę jest pełna uczuć i rozterek głównej bohaterki. Wszak nie od dziś wiadomo, że kobieta w ciąży to chodząca bomba emocjonalna. Nie bez znaczenia jest też fakt, że bohaterkę wewnętrznie drapią niezagojone dawne rany i tajemnice z lat młodości.

Jak wiele niezamkniętych furtek przeszłości ma wpływ na naszą teraźniejszość?
Czy można je jedynie domknąć i starać się „jakoś” żyć?
A może warto w końcu zakończyć pewne etapy życia, by móc z odwagą witać przyszłość?

„Gdy nadeszło życie” to podobnie jak pierwsza część, kompletnie niepozorna, niewielkich objętości książka.
A jednak, tkwi w niej prawdziwe epicentrum emocji, problemów i wszelakich ludzkich zachowań, które mimowolnie zmuszają czytelnika do podejmowania głębokich refleksji w głębi własnego serca.
Ostatnie zdanie - „(…) ile kłamstw tkwi w każdym człowieku.” - sprawiło, że zatrzymałam się nad tym zagadnieniem na dłużej.

Nie ma co ukrywać, świat i ludzie na około nas są pełni obłudy i fałszu…
Ileż to razy w ciągu jednego dnia jesteśmy się na nie natknąć w naszym własnym życiu?
A czy i przypadkiem nie zdarza się nam oszukiwać samych siebie, choćby w drobnych aspektach?
Autorka nakłania w ten sposób do zastanowienia się na tą „chorobą” w szerszym wymiarze. Moim zdaniem warto. Przecież nie można „chorować” na kłamstwo w nieskończoność.

„Gdy nadeszło życie” porusza również inną problematykę, bardziej kontrowersyjną niźli sama obłuda, mianowicie homoseksualizm. Oczywiście może źle to ujęłam, wszak sama orientacja seksualna nie jest problematyką, ale jej ogólnospołeczna akceptacja, a raczej brak akceptacji, już jest sporym problemem.
Hasła o tolerancji towarzyszą nam na co dzień, w mediach poruszana jest tematyka par homoseksualnych, ale mimo to, wciąż dla większości są to tematy tabu. Nieakceptowalne, a nawet budzące agresję.
Dlatego autorka ma u mnie kolejnego plusa, że nie boi się pisać o sprawach trudnych dla naszego, tylko pozornie, tolerancyjnego społeczeństwa.

„Gdy nadeszło życie” to powieść godna uwagi, nie tylko ze względu na swą treść i zawarte w niej szerokie pole do zadumy i refleksji. Mimo swej niewielkiej objętości, fantastycznie spędza się z nią czas.
Słowa autorki, która poprzez wykreowaną fabułę uwrażliwia na to, co się dzieje wokół, a przy tym nie stygmatyzuje, sprawiły, że po jej przeczytaniu po raz kolejny zrozumiałam, jak ważna jest proza w życiu człowieka świadomego.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina.
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/11/gdy-nadeszo-zycie-aneta-krasinska.html

„Gdy nadeszło życie” Anety Krasińskiej to drugi tom trylogii wydanej przez Wydawnictwo Szara Godzina. Niedawno wrzucałam dla was moją opinię o pierwszej części, tak że tym razem nie będę zwlekać z opisem moich odczuć co do kolejnej.
Czy powieść zawojowała moje serce, jak to było w przypadku jej poprzedniczki?

W tej odsłonie cyklu postacią główną jest Magda, druga z trójki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Pierwszy śnieg” Jo Nesbø to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora. Wcześniej buszując po bibliotekach czy księgarniach brałam jego książki do ręki i miałam iście szekspirowskie dylematy „wziąć czy nie wziąć – oto jest pytanie?”. Jednak jakoś do tej pory nie mogłam się zdecydować.
Przyznam się bez bicia, że po „Pierwszy śnieg” zdecydowałam się po tym jak zupełnie przypadkowo natrafiłam w Internecie na zwiastun filmu, ekranizacji akurat tego tomu i powiedziałam sobie, że książkę trzeba przeczytać przed filmem! Trailer zainteresował mnie na tyle, że po prostu musiałam ją przeczytać.

Powieść Jo Nesbø „Pierwszy śnieg” nie rozczarowała mnie. Przeczytałam ją z wypiekami na twarzy i bijącym sercem aż do ostatniej strony. Fabuła trzyma w napięciu cały czas. Jak to przy kryminałach bywa – ja uparcie próbuję sama zgadnąć kto jest sprawcą i jakie miał motywy. Miałam kilku podejrzanych, ale koniec końców okazało się, że żaden z nich nie jest tym właściwym. A najbardziej zaskakujące było zakończenie...zrozumiałam, ze prawda nie zawsze jest oczywista.

Autor w sposób niezwykły buduje całą historię, gmatwa, miesza i znakomicie intryguje każdym nowym, drastycznym faktem, to wszystko jego pióro wprawnie tonuje wplecionymi w fabułę, zwykłymi opisami codzienności komisarza Harrego Hole oraz jego problemami.

„Pierwszy śnieg” dostarczył mi nie lada emocji...znacie to uczucie, kiedy czytacie dobrze skrojoną powieść i czujecie drżenie własnych rąk, serce wali jak młotem a na karku czujecie powiew mrożącego krew w żyłach zimna, nie wiadomo skąd? Kiedy cisza podczas czytania zaczyna być za głośna? A każdy szmer za oknem doprowadza Was do stanu przedzawałowego?
W takim razie to i jeszcze więcej "Pierwszy śnieg" zapewni Wam w st procentach.

Autor opanował do perfekcji sztukę wodzenia czytelnika za nos i wyprowadzania go w pole. Tyle faktów, jeden przemawiający za drugim, szybka akcja, tonowana od czasu do czasu (podejrzewam, że gdyby nie to, to serce mogłoby momentami zwariować).

Z pewnością sięgnę po jego twórczość jeszcze nie raz i dwa. Czas nadrobić zaległości i od czasu do czasu sprawić, że krew szybciej zakrąży w żyłach. Autor z niebywałą i godną podziwu precyzją łączy wątki, przemyca detale, pozornie nieważne a jednak...na końcu wszystko łączy się w spójną całość, która na długo pozostaje w głowie.

Jeśli do tej pory nie mieliście styczności z twórczością Nesbø to warto sięgnąć, zwłaszcza polecam „Pierwszy śnieg”.

Ps. Już nigdy nie spojrzę na ulepionego ze śniegu bałwana tak, jak do tej pory.
Serce bezwarunkowo zabije szybciej.

Recenzja na: http://przeczytajka.blogspot.com/2017/09/pierwszy-snieg-jo-nesb.html

„Pierwszy śnieg” Jo Nesbø to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora. Wcześniej buszując po bibliotekach czy księgarniach brałam jego książki do ręki i miałam iście szekspirowskie dylematy „wziąć czy nie wziąć – oto jest pytanie?”. Jednak jakoś do tej pory nie mogłam się zdecydować.
Przyznam się bez bicia, że po „Pierwszy śnieg” zdecydowałam się po tym jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Powiedz życiu tak, Lili” Ani H. Niemczynow to druga część serii o Liliannie Berg.
Czekałam na nią niecierpliwie i równie niecierpliwie pochłonęłam ją niemal bez odrywania się od jej treści. No niestety…
Ta książka należy zdecydowanie do kategorii tych, które się nie czyta.
Ją się po prostu chłonie całym swoim jestestwem!
A dlaczego niestety?
A dlatego, że tak szybko, że tak krótko, że chciałabym jeszcze i tak mi przykro, że to już koniec.

Lilianna Berg jest niepoprawną poszukiwaczką szczęścia bez powodu. Głęboko wierzy, że przyszła na świat po to, aby czerpać radość pełnymi garściami i obdarowywać nią innych.
Mimo codziennych trosk, w każdym doświadczeniu potrafi odnaleźć coś wartościowego. Nie buntuje się przeciwko temu, czego doświadcza, lecz dziarsko płynie z prądem życia.
Bo aby było ono piękne, trzeba mówić TAK. Trzeba być elastycznym na to, co nam przynosi, i trzeba wierzyć, że kocha nas takimi, jacy jesteśmy. BO JESTEŚMY CUDEM!
Spotkanie z radosną i pogodną Lili dodaje odwagi, energii i mocy do tego, aby wreszcie wyjść z cienia. Bo życie jest tylko jedno i tylko od nas zależy, czy przyjmiemy dary, jakie chce nam ofiarować.
Przestań się buntować. Powiedz TAK i żyj pięknie. Tak, jak Lili i jej barwni przyjaciele.

„Powiedz życiu tak, Lili” to prawdziwa bomba zawierająca w sobie mnóstwo pięknych i pozytywnych przekazów. Na tyle oddziałuje na odbiorcę, że nawet teraz pisząc dla Was swoją opinię, uśmiecham się do ekranu, na myśl o tej powieści.

Już po pierwszych słowach tej powieści wiadomo, że będzie równie mądrze i optymistycznie, jak w przypadku starszej siostry.
"Wybór między życiem pięknym a nijakim należy wyłącznie do nas. Każdego dnia, gdy tylko otworzymy oczy, rozpościera się przed nami paleta nieograniczonych i optymistycznych możliwości. Chociaż wiadomo, łatwiej jest narzekać. A już najlepiej na pogodę. Za zimno - źle, za gorąco - jeszcze gorzej. Mgliście - niedobrze, deszczowo - istna katastrofa! Dlaczego nie możemy wziąć przykładu z Niemców, którzy twierdzą, że nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania?"
Sama prawda, czyż nie?
Przecież dokładnie tacy jesteśmy! Łatwiej nam narzekać, niż znaleźć proste rozwiązanie i inną perspektywę patrzenia na nasze życie i codzienność.

Ania H. Niemczynow uczy nas zatem, jak to zmienić. Oczywiście, nie nakazuje, wszak każdy z nas ma wybór i od nas zależy, jak poczynimy. Ja jednak od dawna korzystam z doświadczenia autorki i czerpię z jej powieści tyle ile się da i jak najmocniej się da. Po prostu wyciskam jej powieści jak cytrynę.

„Powiedz życiu tak, Lili” jest książką pełną miłości i ciepła – ale nie brakuje w niej również zabawnych chwil, ale i też smuteczków, jak to w życiu bywa. Autorka nie stworzyła zatem idyllicznej historii, w której „szklane domy” wyrastają jak grzyby po deszczu. Przeciwnie. Ania jest autorką, która czerpie z życia, pisze o nim, ale jednocześnie stara się nam pokazać, jak możemy zmienić nasz odbiór rzeczywistości, jak zmienić postrzeganie świata i zdarzeń, jak sobie radzić z trudami, ze strachem, z obawami i przede wszystkim z tym co uważamy za „niemożliwe”.

W książce znajdziecie też bardzo inspirujące i dość nietypowe przepisy babci Rózi – ummm...już podczas czytania czułam zapach tych specjałów i jak tylko będę miała swoją własną kuchnię i piekarnik – to niech mnie, jeśli się nie skuszę ich wypróbować. :)

„Powiedz życiu tak, Lili” to zbiór iluminacji Lilianny Berg, pełen czułości, wrażliwości i magii. Jest przepełniona szacunkiem i miłością do samego siebie, jak również do innych ludzi, medytacją, uwielbieniem życia i wszystkich jej aspektów. Jest drogowskazem do tego, jak żyć piękniej, lepiej, pełniej.
Autorka ponownie nakarmiła swoją powieść własnym wewnętrznym światłem, które bije z każdego wyrazu i z każdej strony.

Ale to światło albo czytelnik wchłonie w siebie, albo nie.
Ponownie zatem, tylko od nas samych zależy, co zrobimy z tym ogromem mądrości, optymizmu i wiary jakie nam przekazała Ania.
Ty odbiorco, Ty sam jesteś w stanie sprawić, że Twoje życie się zmieni!
Czy jest w Tobie siła, by w to uwierzyć?

Czy jesteś w stanie pracować nad sobą, by reszta świata pochyliła się ku Tobie?
Czy masz odwagę przestać narzekać i marudzić?
Czy przestaniesz się buntować i powiesz życiu TAK?

„Powiedz życiu tak, Lili” to podobnież jak pierwsza część tej serii staje się dla mnie „biblią” dla chcących zmienić siebie i swoje życie!

Jeśli chcesz – to zacznij od powieści „Życie Cię kocha, Lili”, a potem koniecznie sięgnij po „Powiedz życiu tak, Lili” -> WARTO!
Włącz mantrę „sa ta na ma” i zacznij zmieniać świat od siebie!

Spójrz tylko, jakie życie jest piękne!
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Filia.
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/10/powiedz-zyciu-tak-lili-anna-h-niemczynow.html

„Powiedz życiu tak, Lili” Ani H. Niemczynow to druga część serii o Liliannie Berg.
Czekałam na nią niecierpliwie i równie niecierpliwie pochłonęłam ją niemal bez odrywania się od jej treści. No niestety…
Ta książka należy zdecydowanie do kategorii tych, które się nie czyta.
Ją się po prostu chłonie całym swoim jestestwem!
A dlaczego niestety?
A dlatego, że tak szybko, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po bardzo długim czasie od premiery – przychodzę do Was z recenzją książki Anety Krasińskiej pt. „Gdy opadły emocje”.
Nie mogłam wcześniej, bo tak jakoś się złożyło, że zwyczajnie po jej przeczytaniu pochłonęły mnie moje prywatne problemy. Ale cóż – żadna to wymówka, jednakże lepiej późno aniżeli wcale.

Spotkanie po latach może skutkować sporą dawką emocji i zmianą życiowych planów.
Marcelina jest mężatką wychowującą nastoletnie bliźnięta. Bywa przytłoczona codziennymi obowiązkami. Od czasu do czasu jej przyjaciółka Magda próbuje to zmienić. Tym razem namawia koleżankę do udziału w imprezie zorganizowanej dwadzieścia lat po maturze. Spotkanie otwiera niezabliźnione rany.
Gdy opadły emocje to pierwsza część trylogii.
Każdy tom poświęcony jest rozterkom innej osoby w związku z wydarzeniami z czasów liceum, gdy tworzyli zgraną grupę z nadzieją patrzącą w przyszłość.

„Gdy opadły emocje” to powieść żyjąca własnym życiem, ogromnie realistyczna i choć nie jest obszerna to obfitująca w kawał dobrej fabuły.
To historia paczki przyjaciół czasów liceum i o tym w jaki sposób przeszłość kształtuje nasz charakter i jak mocny ma wpływ na naszą teraźniejszość. Czasami bowiem wystarczy jedno zdarzenie, które może zmienić wiele w naszym życiu, i położyć się cieniem na jego przyszłości. O tym właśnie przekonała się paczka przyjaciół → Marcelina, Magda oraz Emil.

Nie...o nie! Nie zamierzam Wam zbytnio przybliżać fabuły i kontekstu powieści. Wolałabym byście sami po nią sięgnęli.
Dziś pisząc tą recenzję z perspektywy wszystkich trzech tomów – zamieram być bardzo tajemnicza. Dlaczego?
Z bardzo prostego powodu - uważam, że warto zachęcić Was do lektury tego cyklu.
Bo dzięki niemu zrozumiecie, że przeszłość ma nas większy pływ niż przypuszczacie. A przy okazji skłoni Was do refleksji nad tym – czy warto stawiać wszystko na jednej szali?
Czy warto pozwalać na to by nasze emocje zawsze brały górę nad rozsądkiem?
Czy warto dokonywać życiowych wyborów pod naciskiem uczuć?

Zdradzę Wam jednak, że w tej części poznajemy historię z perspektywy Marceliny.
A to oznacza jak się pewnie domyślacie, że w kolejnych tomach poznacie wersję Magdy i Emila.
Ten zabieg literacki użyty przez autorkę sprawił, w zasadzie z moich obserwacji dość rzadko stosowany, jest jak widać mocno skuteczny, ponieważ do kolejnych części ciągnęło mnie jak jeszcze nigdy.

„Gdy opady emocje” nie jest „grubaskiem” i być może przez to się nie wyróżnia. Jednakowoż w przypadku tej powieści idealnie sprawdza się powiedzenie „przerost treści nad formą” - co dla mnie było wielkim plusem :)
Dlatego chciałabym, abyście będąc w księgarni zwrócili na nią uwagę.

Ta niepozorna książka nosi na swoich stronach ogromny ładunek emocjonalny i uczuciowy.
Do tego wszystkiego autorka nie podaje czytelnikowi od razu całości na tacy. Wręcz przeciwnie, bardzo umiejętnie stopniuje napięcie, przeplata przeszłość z teraźniejszością, sprawia, że z każdą stroną stajemy się coraz bardziej głodni poznania całej historii.

Zachęcam zatem do sięgnięcia po powieść, bo w moim odbiorze warto. Dzięki niej popłyniecie w emocjonalną podróż, przypomnicie sobie swoje młodzieńcze marzenia i postanowienia, zweryfikujecie fakt, czy je spełniliście i zobaczycie, jak to wszystko wpłynęło na Wasze obecne życie.
To naprawdę ciekawe i frapujące doświadczenie.

„Gdy emocje opadły” to taka historia, obok której nie przechodzi się obojętnie. Jest idealna na jesienne wieczory i chłodne dnie. Czas upływa szybko, a z tą powieścią godziny zamienią się na minuty.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina.
https://przeczytajka.blogspot.com/2019/10/gdy-opady-emocje-aneta-krasinska.html

Po bardzo długim czasie od premiery – przychodzę do Was z recenzją książki Anety Krasińskiej pt. „Gdy opadły emocje”.
Nie mogłam wcześniej, bo tak jakoś się złożyło, że zwyczajnie po jej przeczytaniu pochłonęły mnie moje prywatne problemy. Ale cóż – żadna to wymówka, jednakże lepiej późno aniżeli wcale.

Spotkanie po latach może skutkować sporą dawką emocji i zmianą...

więcej Pokaż mimo to