-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
2021-01-10
2021-01-03
W zestawieniu moich ulubionych autorów zawsze wymieniam Katarzynę Berenikę Miszczuk, natomiast wśród moich ukochanych książek fantasy, od wielu lat znajduje się seria diabelsko-anielska o Wiktorii Biankowskiej napisana przez tę właśnie autorkę. Po raz kolejny robię reread serii, ale po raz pierwszy postaram się ubrać w słowa to, co o niej myślę.
Wiktoria po nieudanej próbie bycia diablicą i przypadkowym zniszczeniu naturalnego satelity Ziemi wraca do świata żywych. Jednak jej diabelscy kompani nie pogodzą się z utratą tak potężnego sojusznika i ponownie wplątują ją w swoje machlojki. Tym razem Wiki trafia do Wyższej Arkadii, gdzie dowiaduje się, że jednak nie każdy anioł ma czyste serce. Czy diablico-anielicy uda się uratować świat? I czy nareszcie zdecyduje, czy chce zestarzeć się ze swoim ziemskim chłopakiem Piotrkiem, czy przeżyć wieczność z nieziemsko przystojnym diabłem Belethem?
Co muszę sama przyznać, trójkąt miłosny jest dla mnie zazwyczaj nie do zniesienia. Nie lubię żadnych love story, jednak tutaj autorka oprócz rozterek głównej bohaterki (które przynajmniej nie zajmują pół książki!), wplotła w to wiele humoru. Czytanie o tym, jak dwaj mężczyźni przekomarzają się ze sobą sprawia wiele frajdy. Ciągła bitwa o serce Wiktorii między dwojgiem w niej zakochanych mężczyzn jest rewelacyjnym elementem komizmu słownego i sytuacyjnego.
Właśnie pod względem humorystycznym jest to, według mnie najlepsza część serii. Chociaż w „Ja, diablica” (recenzja) również było całe mnóstwo momentów, w którym śmiałam się nie tylko pod nosem, ale również na głos i to niemal od pierwszych stron książki, tak tutaj za każdym razem, gdy czytam ten tom wręcz płaczę ze śmiechu. Nastrój narasta wraz z liczbą przeczytanych stron, środek powieści zwala z nóg, jeśli chodzi o komedię, aby później, wciąż w radosnym nastroju, wkroczyć do właściwej akcji przezwyciężania sił zła. Lubię wracać do tych książek autorki, ponieważ dają mi wszystko, czego potrzebuję – wartką akcję, nieirytującą główną bohaterkę i mnóstwo śmiechu. Powieści są idealnym materiałem na odstresowanie się.
Uwielbiam również zakończenia książek z cyklu. Autorka nie pozostawia żadnych niedopowiedzeń, wszystko zostaje wyjaśnione, a jednocześnie słowa zapraszają do sięgnięcia po kolejną część przygód Wiktorii. Jeśli więc wciąż nie znacie niesamowitych, pozaziemskich perypetii Wiki, bardzo mocno polecam Wam spotkanie z nią, w Piekle, w Niebie, a może w Tartarze…
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/ja-anielica-wiktoria-biankowska-tom-ii.html
W zestawieniu moich ulubionych autorów zawsze wymieniam Katarzynę Berenikę Miszczuk, natomiast wśród moich ukochanych książek fantasy, od wielu lat znajduje się seria diabelsko-anielska o Wiktorii Biankowskiej napisana przez tę właśnie autorkę. Po raz kolejny robię reread serii, ale po raz pierwszy postaram się ubrać w słowa to, co o niej myślę.
Wiktoria po nieudanej...
2021-12-24
Rok temu miałam okazję przeczytać naprawdę wyjątkową antologię - “Najsłynniejsze Opowiadania Wigilijne”. W środku znaleźć można opowieści dwóch autorów - niezwykle słynną “Opowieść Wigilijną” Charlesa Dickensa oraz dwa lekko humorystyczne opowiadania Anthonego Trollope, o których osobiście wcześniej nie słyszałam, ale entuzjaści klimatu wiktoriańskiej Anglii na pewno już je czytali.
Książka jest przede wszystkim przepięknie wydana, zabezpieczona obwolutą, pod którą znaleźć możemy matową, przypominającą płótno okładkę. W środku książki, pomiędzy opowiadaniami zamieszczone zostały też bardzo klimatyczne, świąteczne grafiki nawiązujące do czasów, w jakich zostały one opowiedziane po raz pierwszy.
Jeśli chodzi o treść - historię Ebenezera Scrooge’a zna chyba każdy, książka w której jest on głównym bohaterem jest przecież lekturą (a przynajmniej za moich czasów była), a dodatkowo powstało całe mnóstwo ekranizacji i adaptacji tejże historii (moją ulubioną jest “Opowieść Wigilijna Muppetów”, polecam!). Pozostałe dwa opowiadania autorstwa Anthonego Trollope były dla mnie czymś nowym. Są one utrzymane w podobnym stylu i klimacie. Pierwsze z nich opowiada o humorystycznej wpadce pewnej wytwornej damy, drugie natomiast kręci się wokół uczucia powstałego pomiędzy dwojgiem młodych ludzi. Zatem - dla każdego coś dobrego. Jest tutaj odrobina grozy wśród duchów Dickensa, szczypta humoru i dodatek miłosny. Ale wszystkie te historie łączy dwie rzeczy - świąteczny czas wydarzeń oraz szczęśliwe, optymistyczne zakończenie.
Mnie jej lektura minęła błyskawicznie, było to zaledwie około 4 godzin. Uważam, że książka jest stworzona do tego, by stać się podarkiem pod choinkę. Ale jej całokształt zapewni uciechę nawet już po świętach, szczególnie jeśli zima będzie biała.
Serdecznie polecam, nawet tym, którym te historie są już znane, warto sobie je przypomnieć, a wydanie będzie się dodatkowo pięknie prezentowało na regale. Jest to jedna z tych książek, do których będę na pewno wielokrotnie wracać w przedświątecznym okresie.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/12/najsynniejsze-opowiadania-wigilijne.html
Rok temu miałam okazję przeczytać naprawdę wyjątkową antologię - “Najsłynniejsze Opowiadania Wigilijne”. W środku znaleźć można opowieści dwóch autorów - niezwykle słynną “Opowieść Wigilijną” Charlesa Dickensa oraz dwa lekko humorystyczne opowiadania Anthonego Trollope, o których osobiście wcześniej nie słyszałam, ale entuzjaści klimatu wiktoriańskiej Anglii na pewno już je...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
Książka to zbiór rozmów, wywiadów, prywatnych zapisków i tajnych notatek, dzięki czemu można przypuszczać, że daje ona realny obraz człowieka, jakim był Kissinger. Wykorzystanie prywatnych archiwaliów przy tworzeniu tej lektury wielokrotnie sprawiło, że mogłam poczuć wszystkie emocje, jakie w danym czasie przeżywał polityk. Ta biografia nie jest suchą treścią, wyliczaniem przeżyć, zasług i wad człowieka, ale częściowo poboczną, częściowo centralną wizją ówczesnych wydarzeń, co pozwala cofnąć się kilka lat i przenieść kilka tysięcy kilometrów dalej, by przeżyć to własnymi zmysłami. Jednocześnie jednak jest ona bezstronna, pozostawia osąd czytelnikowi.
Jestem bardzo zadowolona z tej lektury, szczególnie że nie spodziewałam się po niej w zasadzie niczego. To jak wielu rzeczy się z niej dowiedziałam, zarówno o Kissingerze, jak i niektórych wydarzeniach ważnych dla historii współczesnego świata, przerosło moje wszelkie oczekiwania. Jest to zatem książka nie tylko dla zainteresowanych tematem – taki laik jak ja również może z niej wynieść coś wartościowego. Ogromny plus stawiam za przystępny język, jakim została napisana ta biografia, jak i za czcionkę ułatwiającą czytanie. Oba te czynniki sprawiły, że ponad dziewięćset stronicową książkę pochłonęłam w około 10 dni (choć nie z rzędu, bo jest to jednak cięższy gatunkowo kaliber i w międzyczasie musiałam mieć też coś lżejszego). Reasumując – polecam! Nawet tym nie do końca zainteresowanym.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/12/kissinger-walter-isaacson.html
Książka to zbiór rozmów, wywiadów, prywatnych zapisków i tajnych notatek, dzięki czemu można przypuszczać, że daje ona realny obraz człowieka, jakim był Kissinger. Wykorzystanie prywatnych archiwaliów przy tworzeniu tej lektury wielokrotnie sprawiło, że mogłam poczuć wszystkie emocje, jakie w danym czasie przeżywał polityk. Ta biografia nie jest suchą treścią, wyliczaniem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-27
Książka trąci nieco schematycznymi rozwiązaniami – Tessa Brown, zwyczajna dziewczyna, która ukrywa przed światem swoje prawdziwe ja. Za dnia zwyczajna kelnerka, w nocy łowczyni demonów. I oczywiście to właśnie w demonie musiała się zakochać. Ale czy proste rozwiązania nie są czasem najlepsze? Autorka zręcznie lawirowała pomiędzy wątkami, nie pozostawiając niedosytu w głowach i sercach czytelników.
Wykreowany przez D. B. Foryś świat był idealny. Niczego nie brakowało w jego opisach. Nie można było pogubić się w zawiłościach „genetycznych” bohaterów. Co do postaci: nic dodać, nic ująć. Tessa lekko zirytowała mnie w dwóch, może trzech momentach, ale nie jest to czymś, czego można uniknąć. A postać księdza Gabriela skradła całe moje serce – lekkoduch, śmieszek i chyba nie do końca czuje powołanie do swojego zawodu ;)
Książka napisana jest w doskonały sposób. Lekko żartobliwie, humorystycznie, ale treść zawiera również mroczne elementy. Wszystko zostało idealnie wyważone. „Tylko żywi mogą umrzeć” to powieść, która nie nudzi i czyta się ją z zapartym tchem.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/03/55-tylko-zywi-moga-umrzec-d-b-forys.html
Książka trąci nieco schematycznymi rozwiązaniami – Tessa Brown, zwyczajna dziewczyna, która ukrywa przed światem swoje prawdziwe ja. Za dnia zwyczajna kelnerka, w nocy łowczyni demonów. I oczywiście to właśnie w demonie musiała się zakochać. Ale czy proste rozwiązania nie są czasem najlepsze? Autorka zręcznie lawirowała pomiędzy wątkami, nie pozostawiając niedosytu w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-02
2021-12-04
2021-11-25
2021-11-17
2021-07-23
2021-06-25
2021-04-22
2021-04-05
2021-07-05
2021-07-31
Historia rozpoczyna się w sposób, który łudząco przypomina wiedźmiński świat. Główna bohaterka, Violet, wydaje się być początkowo kobiecą wersją Geralta z Rivii i choć po jakimś czasie podobieństwa się zacierają, to ja wciąż nie mogę wyrzucić z pamięci tej próby “podrobienia” charakteryzacji postaci. Violet wraz ze swoim przyjacielem spędzają życie na ciągłej wędrówce, ratując mijane po drodze mieściny od potworów i złych mocy. Brzmi znajomo, prawda?
Opis książki zwiastował mi pełną przygód i niebezpieczeństw historię. Jednak już po niedługim czasie mogłam stwierdzić, że wkraczam w słaby romans zahaczający o erotyk. I uwaga, bo tutaj właściwie docieramy do najgorszego momentu - sceny łóżkowe przyprawiały mnie o tak mocne ciary żenady, że mimo słuchania audiobooka w słuchawkach, to podczas spaceru musiałam go wyłączać, bo było mi wstyd przed mijającymi mnie ludźmi (nawet mając świadomość, że nie są w stanie usłyszeć z tej opowieści ani słowa). Czułam tak mocną konsternację, że miałam wrażenie jakby wszystko dało się wyczytać z mojej twarzy. Autorka wielokrotnie wspomina nam o uczuciu łączącym partnerów, jednak w żaden sposób nie możemy tego dostrzec. Jest to raczej nagła miłostka, porównywalna do nastoletnich emocji, oparta na słabych scenach seksu, niż głębokie, dojrzałe uczucie. W żadnym momencie, poza suchymi słowami nie możemy zauważyć tej więzi, nie czuć tu zupełnie chemii, nawet w intymnych momentach.
Książka nie ma rozpoczęcia, rozwinięcia i zakończenia. Bliżej jej jest do zbioru opowiadań, tylko bardzo mocno ze sobą związanych. Można powiedzieć, że “Malachitowe Ostrze” ma swoje rozpoczęcie, które w pewnym momencie się kończy i później następuje szereg kilku mniejszych rozpoczęć, rozwinięć i jako takich zakończeń. Sięgając po ten tytuł chciałam jednak przeczytać powieść, a nie zbiór anegdot.
Chociaż od lektury “Malachitowego Ostrza” minął już prawie rok, wciąż w pamięci mam nonsensowny wątek niejakiego spisku. Nasza główna bohaterka przypadkiem podsłuchuje kilka zdań rozmowy wyrwanej z kontekstu i od razu zaczyna mieć obsesję na temat domniemanej intrygi. Kompletnie nie mając podstaw, nie robiąc żadnego rozeznania w temacie, czy śledztwa, zafiksowuje się wokół tego tematu. Niestety śmiem sądzić, że wątek spisku jest jak najbardziej realny, a autorka nie miała pomysłu jak w inny sposób wplątać go w fabułę.
Rozmowy są sztywne, emocje płaskie, a informacje przekazywane w formie infodump’ów mnie osobiście nudzą i odstręczają. Wiele dało się zrobić tu inaczej, a gdybym pisała tę recenzję świeżo po przeczytaniu książki, na pewno napisałabym o wielu innych mankamentach. Kontynuacji nie zamierzam czytać, a tej pozycji serdecznie nie polecam.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/10/malachitowe-ostrze-aleksandra-pisarska.html
Historia rozpoczyna się w sposób, który łudząco przypomina wiedźmiński świat. Główna bohaterka, Violet, wydaje się być początkowo kobiecą wersją Geralta z Rivii i choć po jakimś czasie podobieństwa się zacierają, to ja wciąż nie mogę wyrzucić z pamięci tej próby “podrobienia” charakteryzacji postaci. Violet wraz ze swoim przyjacielem spędzają życie na ciągłej wędrówce,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-31
Drugi tom ściśle związany jest z częścią pierwszą. Zostajemy wrzuceni dosłownie w ten sam moment akcji, na jakim skończyliśmy „Królestwo …”, co jest świetnym zabiegiem, bo dzięki temu od razu możemy sobie przypomnieć bieg wydarzeń, na przykład w sytuacji, gdy nie zabieramy się za kontynuację bezpośrednio po odłożeniu poprzedniej książki. Niestety, jeśli chodzi o akcję, mam wrażenie że jednocześnie było jej za mało i za dużo. Z jednej strony widoczne jest, że autorka chciała, żeby historia się rozwinęła, przez co starała się dołożyć kilka wątków, tylko moim zdaniem niepotrzebnie. Przez ten zabieg niestety tracimy związek z główną osią, ponieważ mamy wrażenie jakby z jednego centralnego biegu wydarzeń, utworzyło się dwa, a może nawet trzy oddzielne opowieści, które choć połączone ze sobą, są odrębnymi bytami.
Przechodząc do bohaterów – już przy pierwszej części wspominałam, że główna bohaterka jest nieco irytująca, ale zdarza się to często w tego typu książkach. I o ile tam niebardzo mi to przeszkadzało, bo spotykałam już gorsze, bardziej denerwujące kobiece postacie, tak tutaj czuję ze zdwojoną siłą jej głupotę. Wciąż też mało mi postaci drugoplanowych. Nadal mam wrażenie, że niezależnie czy autorka wykreowałaby tych bohaterów, czy też nie, nie miałoby to wpływu na fabułę.
Gdybym nie widziała okładki, imiona bohaterów zostałyby zmienione, a ja kompletnie zapomniałabym poprzedni bieg wydarzeń, mogłabym pomyśleć, że są to dwie zupełnie odrębne książki. Tak bardzo czuć zmianę stylu pisania Reny Barron, że można by pomyśleć, że książki mają zupełnie innych autorów (choć być może jest to wina zmiany tłumacza).
Zdecydowanie na plus zasługuje teraz sam motyw mitologiczny, który z kolei nie do końca sprostał moim oczekiwaniom poprzednio. Tutaj jest on rozbudowany i lepiej rozumiem zasady działające w wykreowanym świecie, przez co znacznie łatwiej podążało mi się przez fabułę i koniec końców zdecydowanie mam chrapkę na dalszą część przygód Arrah i Rudjeka.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/10/zniwiarz-dusz-rena-barron-krolestwo.html
Drugi tom ściśle związany jest z częścią pierwszą. Zostajemy wrzuceni dosłownie w ten sam moment akcji, na jakim skończyliśmy „Królestwo …”, co jest świetnym zabiegiem, bo dzięki temu od razu możemy sobie przypomnieć bieg wydarzeń, na przykład w sytuacji, gdy nie zabieramy się za kontynuację bezpośrednio po odłożeniu poprzedniej książki. Niestety, jeśli chodzi o akcję, mam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-14
Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, to pomyślałam „pozostałe były o połowę chudsze!”. Niepotrzebnie się jednak zafrasowałam, bo autorka nie daje się znudzić podczas lektury. I chociaż akcja pędzi na złamanie karku, to nie możemy poczuć przesytu. Wszystko jest idealnie wyważone – mamy ilość wartkiej akcji dostosowaną idealnie do odpoczynku dla naszej głowy. I to jest świetne.
Chciałabym Wam napisać coś więcej o fabule, jednak boję się, że będzie tutaj zbyt wiele spojlerów, tym bardziej, że nie do końca wiem, w którym momencie skończyła się „Cress”, a zaczęła „Winter”. Jeśli chcielibyście podyskutować o serii bardziej dogłębnie, dajcie znać w komentarzach, z chęcią zrobię na tę okazję osobny post, gdzie będziemy mogli swobodnie porozmawiać, a niezainteresowani będą mogli ominąć kwestie zdradzające zbyt wiele szczegółów.
Cała seria przesycona jest wątkami miłosnymi, ale tutaj wydarzyła się całkowita kumulacja. I wiecie co? Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Saga Księżycowa ma ten specyficzny wyraz, dzięki któremu całą rzeczywistość przyjmuje się bez zbędnych pytań. Tak jest, bo tak musi być i już. Cudownie lekko płynie się przez tę powieść, mając nadzieję, że gdzieś na końcu być może kryje się happy end. Jeśli mam być szczera to od poprzedniej części uwielbiam relację Cress i Thorna – jest wyjątkowa, równomiernie słodko-gorzka i realno-nierealna. Która para tego uniwersum jest Waszą ulubioną?
Niezależnie jak wiele słów napisałabym w tej recenzji, nie będę w stanie wyrazić tego, jak bardzo podobał mi się finał historii. Może nie wszystko poszło po mojej myśli i samo zwieńczenie wyobrażałam sobie trochę inaczej, ale jeśli mam oceniać książkę, jako całokształt, to jest to zdecydowanie powyżej skali. 10,5 lub nawet 11 gwiazdek na 10 możliwych. Polecam serdecznie tę serię każdemu (mój ponadpięćdziesięcioletni tata też się zaczytywał 😉 ).
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2021/05/winter-marissa-meyer-saga-ksiezycowa.html
Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, to pomyślałam „pozostałe były o połowę chudsze!”. Niepotrzebnie się jednak zafrasowałam, bo autorka nie daje się znudzić podczas lektury. I chociaż akcja pędzi na złamanie karku, to nie możemy poczuć przesytu. Wszystko jest idealnie wyważone – mamy ilość wartkiej akcji dostosowaną idealnie do odpoczynku dla naszej głowy. I to jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-11
2021-12-10
2021-12-05
Po raz kolejny wracam do świata wykreowanego przez Katarzynę Berenikę Miszczuk. Jest to moje już prawdopodobnie czwarte spotkanie z serią anielsko-diabelską o Wiktorii Biankowskiej. Za każdym razem reread budzi we mnie niepokój, że tym razem książki nie będą w stanie wywrzeć na mnie takiego wrażenia, jak poprzednio. Na szczęście jeszcze nigdy się nie zawiodłam.
Wiktoria po swoich przygodach w Piekle i w Niebiosach może spokojnie wrócić na Ziemię i wieść tam swoje spokojne nieżycie. Brzmi zbyt sielankowo, by mogło się to udać naszej głównej bohaterce. Diablico-anielica po raz kolejny pada ofiarą knowań diabłów, jednak tym razem skutki są przerażające. Wiktoria trafia do Tartaru – mitycznego miejsca, do którego trafiają tylko potępione dusze i z którego nie ma ucieczki. Na swojej drodze spotyka tak „znamienite” osobistości jak Hitler, Kuba Rozpruwacz, czy Elżbieta Batory. Czy zakochany w niej Beleth zdoła odrzucić swoją diabelskość, aby uratować ukochaną?
Muszę przyznać, że choć uwielbiam tę serię całym sercem, to chyba „Ja, potępiona” wypada w rankingu najsłabiej. Uważam, że pomysł na książkę był rewelacyjny. Stworzenie otoczenia jak zwykle wyszło pisarce niesamowicie – Tartar przypomina mi odrobinę świat przedstawiony w „Roku 1984” Orwella. Wydaje mi się, że pomimo rozwiązań, jakie podsunęła nam Miszczuk, wszystko poszło zbyt lekko – szczególnie do połowy powieści. Wiem, że Wiktoria jest jednocześnie postacią, która ma takiego pecha, jak nikt inny, a jednocześnie wychodzi z opałów z nadzwyczajną łatwością.
Autorka niezmiennie zachwyca mnie rozwiązaniami w danych sytuacjach. Jak już wspomniałam w recenzji „Ja, anielica”, potrzeba dogłębnej wiedzy z danego zakresu, aby stworzyć tak dopracowany świat przedstawiony i tak realnie nakreślić wszelkie intrygi. Uwielbiam lekki styl pisania, jakim posługuje się Katarzyna Berenika Miszczuk i nie mogę doczekać się, żeby zobaczyć jak będzie wyglądała kontynuacja serii wydana po tak wielu latach oczekiwania.
Jak zawsze polecam Wam serię, a przynajmniej pierwsze trzy tomy. Za czwartą część zabieram się od razu, choć z lekkimi obawami. Mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno, jak jej poprzedniczki.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/ja-potepiona-wiktoria-biankowska-tom.html
Po raz kolejny wracam do świata wykreowanego przez Katarzynę Berenikę Miszczuk. Jest to moje już prawdopodobnie czwarte spotkanie z serią anielsko-diabelską o Wiktorii Biankowskiej. Za każdym razem reread budzi we mnie niepokój, że tym razem książki nie będą w stanie wywrzeć na mnie takiego wrażenia, jak poprzednio. Na szczęście jeszcze nigdy się nie zawiodłam.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWiktoria...