-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2022-11-09
2022-08-26
Kobiety to z reguły niewiasty delikatne, wrażliwe, z sercem po właściwej stronie. Oczywiście posiadają też swoją mroczną naturę, która uruchamia się w okolicznościach zagrożenia, namacalnego ataku skierowanego w ich osobę czy też w chwili, gdy doświadczą w swoim życiu sytuacji, z którą nie potrafią sobie poradzić. Wtedy to pokojowe rozwiązania problemów przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, a pamiętliwość wryta w damskie dna daje sobie o znać w najmniej spodziewanym momencie, gdy kobieta z najlepszej przyjaciółki staje się największym wrogiem.
Biwa przybywa do Przemyśla, do Chramu Swaroga, na wezwanie urzędującego tam żercy, którego niepokoi aktywność kruków przybywających gromadnie nad przemyski gród i preferujących pożywianie się padliną zamiast ziarnem, będących ponadto zapowiedzią rychłej wojny (nieszczęście jakie ze sobą przynosiły było niejako powiązane z tym, że ptaki te żyły na granicy rzeczywistości, Nawii i Wyraju). Jakby tego było mało, kobieta niespodziewanie spotyka byłego kochanka, co samo w sobie może wyprowadzić z równowagi, a to dopiero początek jej problemów.
Uwielbiam powieści, których akcja toczy się w moim regionie. Nie musiałam wyobrażać sobie miejsc, w których przebywała główna bohaterka, ponieważ tak na dobrą sprawę je znam. Wizualizacja grodu przemyskiego stanęła mi jak żywo przed oczami, gdyż sama mieszkam w miejscu, które niegdyś było grodem, a wierząc legendom za naszych pra, pra, pra, pra, pra, podziemiami znajdującymi się w moim mieście, można było się dostać właśnie w okolice Przemyśla (mało prawdopodobne, ale kłócić się nie zamierzam).
"Kruki" zrobiły na mnie nie małe wrażenie i śmiem twierdzić, że są lepsze od części pierwszej cyklu "Wiedma". Nie chodzi mi tylko o mroczniejszą otoczkę powieści (niektóre momenty naprawdę przyprawiały o gęsią skórkę), ale przede wszystkim o zmianę, jaką można było zauważyć w głównej bohaterce. Biwia nie jest stylizowana na nieomylną niewiastę bez wad, a wręcz przeciwnie – kobieta popełnia błędy i nie zawsze postępuje tak jak nakazano, nieobca jest jej zazdrość prowadząca do najbardziej szalonych występków, a przy tym żyjąc na pograniczu dwóch światów jest bardzo ludzka i emocjonalna.
Autorka umiejętnie kierując fabułą sprawia, że czytelnicy nie mają chwili wytchnienia. Nowe słowiańskie rytuały, nowi niezwykli bohaterowie oraz spotkanie ze „starymi” osobistościami nie mniej istotnymi dla całej powieści sprawiają, że obcowanie z Krukami jest po prostu przyjemne, niekiedy straszne i z całą pewnością pouczające.
Nie ukrywam, że liczę na trzeci tom powieści mając nadzieję na jeszcze lepszą zabawę i jeszcze piękniejszą okładkę, co byłoby nie lada wyczynem, bo już ta prezentuje się rewelacyjnie (w sumie tak samo, jak w tomie pierwszym).
Kobiety to z reguły niewiasty delikatne, wrażliwe, z sercem po właściwej stronie. Oczywiście posiadają też swoją mroczną naturę, która uruchamia się w okolicznościach zagrożenia, namacalnego ataku skierowanego w ich osobę czy też w chwili, gdy doświadczą w swoim życiu sytuacji, z którą nie potrafią sobie poradzić. Wtedy to pokojowe rozwiązania problemów przestają mieć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Życie to jedna wielka niewiadoma i nie można przewidzieć jak się ono potoczy, ani tym bardziej, kiedy się zakończy. Ludzie posiadając wolną wolę, inteligencję i możność dokonywania wyborów oraz podejmowania decyzji, sami starają się budować je
w sposób, który uważają za słuszny. Niestety bywa i tak, że zostaje ono przerwane
w najmniej spodziewanym momencie, a gwałtowność tego zdarzenia – jak w wypadku głównej bohaterki powieści "Dlaczego mnie zabiłaś?" wcale nie oznacza końca bytności na ziemskim padole.
Wydawać by się mogło, że Marcelina Mącka ma wszystko, czego może zapragnąć dusza – urodę, męża i pracę. Niestety są to tylko pozory. Zmęczona trwającym rozwodem
i nieustannymi przepychankami z szefem, którego interesy są nie do końca legalne, udaje się na codzienną posiadówkę w parku i właśnie w tym miejscu kończy swój żywot, zamordowana z zimną krwią. Wydawać by się mogło, że wraz z jej odejściem nastąpi koniec jej życiowej przygody. Nic bardziej mylnego. Jako dusza, której niegodne było przekroczenie bram niebiańskich, pozostaje na ziemi, by dowiedzieć się, kim był jej morderca i dlaczego pokusił się o taki czyn.
Uwielbiam być zaskakiwana przez autorów i spodziewać się niespodziewanego, dlatego
z taką przyjemnością sięgnęłam po powieść Andrzeja Matka Grabowskiego, kierowana przeczuciem, że się na niej nie zawiodę. Dzięki temu trafiłam na pozycję, która bezbłędnie trafiła w mój gust literacki – było zabawnie, niekiedy poważnie i poruszająco, a przede wszystkim ciekawie (przede wszystkim ujęło mnie spojrzenie autora na życie pozagrobowe, co zwykle bywa tematem tabu, bo nikt nie lubi takich rozważań).
Jeśli myślicie, że życie po życiu to prosta sprawa, to srogo się zawiedziecie, bo żeby być duchem trzeba się tego nauczyć. Proste – z pozoru – rzeczy, jak przenikanie przez ściany czy samo lewitowanie z miejsca na miejsce, może okazać się nie lada problemem, dla kogoś, kto dopiero poznaje tajniki takiego „życia”, tym bardziej, że czas wcale się nie zatrzymał i nie płynie inaczej niż zazwyczaj. Bohaterka musi wyrobić się ze znalezieniem swojego zabójcy do dnia swojego pogrzebu, a dodając do tego przystojnego „ziemskiego” komisarza, który prowadzi sprawę jej morderstwa, otrzymujemy niezwykły, paranormalny duet.
Prawdą jest, że żaden z bohaterów nie został potraktowany po macoszemu. Czytelnicy są
w stanie poznać ich historie, charaktery, a gdy zostają dopuszczeni do głosu, to mamy pewność, że to, co mają do powiedzenia jest konkretne i istotne.
Objętość książki – 532 strony, wcale nie przeraża, ponieważ ilość ta gwarantuje dobrą zabawę, wartką akcję i niesztampową fabułę. Zdecydowanie warto dać szansę tej pozycji.
Życie to jedna wielka niewiadoma i nie można przewidzieć jak się ono potoczy, ani tym bardziej, kiedy się zakończy. Ludzie posiadając wolną wolę, inteligencję i możność dokonywania wyborów oraz podejmowania decyzji, sami starają się budować je
w sposób, który uważają za słuszny. Niestety bywa i tak, że zostaje ono przerwane
w najmniej spodziewanym momencie, a gwałtowność...
2022-07-31
Profesja płatnego zabójcy od zawsze była wdzięcznym tematem nie tylko filmów sensacyjnych, ale również książek. Nic tak bardzo nie uruchamia wyobraźni, jak postać łowcy, który jest równocześnie sędzią i katem. To właśnie on, niczym starożytne Mojry przecina cienką wstęgę życia i robi to praktycznie bez mrugnięcia okiem. Należy liczyć się jednak z tym, że osoby parające się tym zawodem mają zwykle wypaczoną psychikę, a różnica między dobrem a złem już dawno się zatarła w ich prywatnym kodeksie. Dla nich liczy się jedynie wykonanie zadania (czasami nawet po trupach) i nie spoczną, dopóki sprawiedliwości (według nich) nie stanie się zadość. Na całe szczęście w tym momencie na scenę wkracza Court Gentry – człowiek, dla którego niemożliwe nie istnieje i który zmienia oblicze płatnych morderców.
Po rozstaniu się z poprzednim opiekunem, Gray Man zaczyna pracę dla jednego z rosyjskich oligarchów, który zleca mu zabicie mającego na swoim sumieniu setki istnień prezydenta Sudanu Bakriego Ali Abouda. Los jednak postanawia sobie z niego zakpić, ponieważ na tego samego człowieka polują byli mocodawcy Gentry’ego – CIA, którzy nie chcą go zabijać, a postawić przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Court otrzymuje propozycję nie do odrzucenia – w zamian za pomoc w schwytaniu Abouda, unieważnione zostaną wszystkie nakazy aresztowania Gray Mana wystosowane nie tylko przez CIA, ale też Interpol. Czyżby łowca sam w końcu miał przestać być zwierzyną?
Powracając do historii Courta Gentry’ego trzeba liczyć się z tym, że będzie mrocznie, brutalnie i ani trochę cukierkowo, a samego głównego bohatera można albo szczerze lubić albo nienawidzić – innej możliwości nie ma. "Gray Man. Na celowniku" to powieść sensacyjna najwyższych lotów, w której wszystkie chwyty są dozwolone, a trup ściele się często i gęsto. W towarzystwie Gentry’ego nie sposób się nudzić, gdyż do człowieka tego kłopoty przylepiają się jak rzep do psiego ogona. Jest nieprzewidywalnie, czasami dramatycznie, a innym razem wręcz komicznie. Fabuła okraszona pełnymi akcji zwrotami sprawia, że czytelnicy nie mają ani chwili wytchnienia od tego, co się wokół nich dzieje, a dzięki temu pozycja licząca prawie 500 stron nie stanowi dla nikogo większego wyzwania.
Inteligencja, przebiegłość i umiejętność logicznego myślenia stawia Gray Mana pośród najlepszych z najlepszych, jednak to, co go wyróżnia, to fakt, że jest człowiekiem z krwi i kości – popełniającym błędy, za które zwykle płaci się własną krwią. Gentry nie jest terminatorem, który po solidnej dawce bęcków podnosi się, otrzepuje i idzie dalej zbawiać świat. Nieobcy jest mu ból fizyczny i uzależnienia, które w jego profesji mogą okazać się zabójcze. Court toczy walkę nie tylko z systemem, ale przede wszystkim z samym sobą, a szala zwycięstwa przesuwa się raz w jedną, raz w drugą stronę.
Z niecierpliwością czekam na kolejny tom przygód Gray Mana i mam cichą nadzieję, że spotkam się z nim już wkrótce.
Profesja płatnego zabójcy od zawsze była wdzięcznym tematem nie tylko filmów sensacyjnych, ale również książek. Nic tak bardzo nie uruchamia wyobraźni, jak postać łowcy, który jest równocześnie sędzią i katem. To właśnie on, niczym starożytne Mojry przecina cienką wstęgę życia i robi to praktycznie bez mrugnięcia okiem. Należy liczyć się jednak z tym, że osoby parające się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-22
Los bywa przewrotny i branie czegoś za pewnik, to najgorszy błąd ludzkości. Z drugiej jednak strony, ludzie posiadając wolną wolę nie muszą się całkowicie na niego zdawać, a podejmując decyzje i dokonując wyborów sami kreują swoje życie. Mając za doradcę własne doświadczenie oraz umiejętność logicznego myślenia i wyciągania wniosków mogą sami decydować o tym, co jest dla nich najlepsze – nawet wbrew przeznaczeniu, które zdawać by się mogło – jest nienaruszalne.
Aleks i Mira są Strażnikami pilnującymi bezpieczeństwa mieszkańców Nawii. Ponadto zajmują się osobami wrażliwymi na moc (tak wiem, gdzieś już to było) – tzw. Krukami, którym pomagają wrócić do Nawii, by mogli poddać się ponownemu szkoleniu. Ich w miarę spokojne życie zmienia się, gdy w Zaciszu pojawia się zbuntowany Kruk – za nic na świecie niechcący wracać do domu i za nic mający zasady powszechnie obowiązujące. Okazuje się, że schwytanie go będzie początkiem wydarzeń, które wstrząsnął posadami świata, który stworzyli sobie Strażnicy. Widmo wojny między nimi a czarownicami staje się coraz bardziej namacalne i tylko wybranie dobrej strony uchroni całą Nawię przed unicestwieniem.
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tak dobrego debiutu (tym bardziej, że nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz recenzuję książki wydane przez wydawnictwo Novae Res). Historia opuszczonej przez bóstwa Nawii będącej ostatnią kolebką słowiańskości wciąga od pierwszej strony. Uwielbiam książki, w których świat rzeczywisty miesza się z tym nadnaturalnym, ale nie wchodzi sobie w drogę. Aura tajemniczości, nutka strachu przed zdemaskowaniem, usilne starania, by zachować to, co rodzime i trudne do odbudowania sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Odbiorcy nie raz zostaną zaskoczeni pojawiającymi się, co rusz zwrotami w akcji, a napięcie i emocje mu towarzyszące będą się potęgować z każdą kolejną przewróconą stroną książki. Rozdziały – krótsze niż standardowe – pozwalają na szybką i nienużącą lekturę pozycji.
Wiele dobrego do powieści wprowadzają jej bohaterowie – zarówno pierwszo jak i drugoplanowi. Człowiek stopniowo ich poznając, wchodzi niejako w ich skórę przeżywając razem z nimi wzloty, upadki, rozterki (których akurat tutaj nie brakuje), dopingując ich a czasem nawet złoszcząc na wybory, które podejmują. Wzbudzają sympatię oraz chęć zaprzyjaźnienia się z nimi bez względu na wszystko.
Warto dać szansę zarówno tej powieści jak i jej autorce. Myślę, że jeszcze nie raz pozytywnie zaskoczy czytających, a jej warsztat z książki na książkę będzie coraz lepszy.
Los bywa przewrotny i branie czegoś za pewnik, to najgorszy błąd ludzkości. Z drugiej jednak strony, ludzie posiadając wolną wolę nie muszą się całkowicie na niego zdawać, a podejmując decyzje i dokonując wyborów sami kreują swoje życie. Mając za doradcę własne doświadczenie oraz umiejętność logicznego myślenia i wyciągania wniosków mogą sami decydować o tym, co jest dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-06
2022-06-07
"Chyba nikomu na świecie nie trzeba przedstawiać filmu "Top Gun", od którego praktycznie zaczęła się przygoda Toma Cruise’a. Każdy chłopiec chciał być jak Maverick – odważny, (co czasami graniczyło z głupotą), nieustępliwy i piekielnie utalentowany, a każda dziewczynka marzyła o tym, by wcielić się w rolę dziewczyny głównego bohatera, która tupnięciem nogi potrafiła sprawić, że grupa nieokrzesanych pilotów stawała się potulna jak baranki. Dodając do tego świetną fabułę i kosmiczną ścieżkę dźwiękową, otrzymaliśmy klasyk, który na stałe wpisał się w kanon hollywoodzkich filmów o tematyce wojskowej. Jakież było moje zaskoczenie, gdy biorąc do rąk książkę "Topgun" autorstwa Dana Pedersena nie otrzymałam powieści o bohaterach filmu, tylko swoisty reportaż o powstaniu jedynej w swojej rodzaju Szkoły Lotnictwa Morskiego nastawionej na walki powietrzne. Czy się zawiodłam? W żadnym razie. Opowiadana historia jest nie tylko ciekawa, ale przede wszystkim do bólu prawdziwa.
Gdy w roku 1968, Dan Pedersen podjął się służby, jako oficer zarządzający Szkołą Lotnictwa Morskiego, nie spodziewał się, że w ciągu 60 dni wraz z ośmioma innymi oficerami stworzy podwaliny miejsca szkolącego pilotów według starych zasad i skupiającego się przede wszystkim na walce manewrowej – traktowanej wcześniej po macoszemu – czego skutkiem były olbrzymie straty w trakcie wojny w Wietnamie. Młodzi ludzie niezgadzający się z polityką rządu, aczkolwiek niemogący wystąpić przeciwko niemu postawili wszystko na jedną kartę – własne kariery, szczęście rodzinne i mnóstwo czasu, by wkrótce zobaczyć, że to, co początkowo wydawało się tworem, który miał niewielkie szanse powodzenia stało się modelem doskonałym, kształcącym wszechstronnych i wielozadaniowych wojowników oraz wyrozumiałych i inspirujących dowódców. Silna pozycja, jaką zapewniła sobie szkoła przeciwstawiała się wszystkiemu, co mogło jej zagrozić – cięciom budżetowym, zawodowym zawiściom czy politycznemu karierowiczostwu.
Trzonem Topgun byli ludzie – traktujący wszystkich równą miarą i nieobnoszący się z władzą, jaką posiadali. Instruktorzy szkoły nauczając, sami tak na dobrą sprawę się uczyli. Musieli przekazać swój zasób wiadomości w taki sposób, by adepci sami stali się nauczycielami dla swoich współbraci.
"Na wojnach można walczyć bronią, lecz to ludzie je wygrywają."
Faktem jest, że nie było tutaj miejsca na żadne półśrodki. Ciężka praca, przy której nawiązywały się więzi przyjaźni i poczucie misji oraz wiedza, że jej powodzenie zależało od życia pilotów wyruszających na wojnę sprawiały, iż hasło: "kto zajmuje w walce drugie miejsce, nie żyje nabierało nowego, głębszego znaczenia".
Pedersen prowadzi opowieść w sposób niezwykle interesujący, a czytający oczami wyobraźni mogą przenieść się do kokpitu pilota, by razem z nim przeżywać historię najwyższych lotów.
"Chyba nikomu na świecie nie trzeba przedstawiać filmu "Top Gun", od którego praktycznie zaczęła się przygoda Toma Cruise’a. Każdy chłopiec chciał być jak Maverick – odważny, (co czasami graniczyło z głupotą), nieustępliwy i piekielnie utalentowany, a każda dziewczynka marzyła o tym, by wcielić się w rolę dziewczyny głównego bohatera, która tupnięciem nogi potrafiła...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-05-31
Poczucie bezpieczeństwa, spokój, harmonia – któż z nas o nich nie marzy? Dzięki wolnemu wyborowi sami decydujemy, którą obierzemy drogę i co spotka nas na jej końcu. Pytanie, co w przypadku, gdy równowaga zostanie zaburzona, a w nasze życie wkradnie się zwątpienie i strach, który nigdy nie jest dobrym doradą? Czy będziemy umieli walczyć o swoje wbrew wszystkiemu i wszystkim (czasem nawet rozsądkowi), a może skulimy się w sobie czekając na to, co przyniesie los? Uczniowie Scholomance wiedzą, czym jest ciągła zgroza niosąca ze sobą niepewność jutra, ale mimo wszystko daleko im do tego, by się poddać – przecież odwaga nie jest brakiem strachu, a raczej oceną, że coś innego jest ważniejsze niż strach.
Trzeci rok nauki w Scholomance zarówno dla El, jak i wielu jej podobnym będzie ostatnią, najważniejszą próbą przetrwania, której stawką jest nie tylko przeżycie, ale również upragniony powrót do domu. Niestety dając popis swoich umiejętności i niezłomności charakteru, dziewczyna przysporzyła sobie śmiertelnego wroga – samą szkołę – która zrobi wszystko, by uśmiercić ją przed zakończeniem roku szkolnego. Na całe szczęście nie jest w tym wszystkim sama. W końcu dostrzega, że ma wokół siebie osoby, którym warto zaufać, ponieważ największa siła tkwi w ludziach, których ma się po swojej stronie. Czy razem wygrają z systemem, którego głównym celem jest uśmiercanie kolejnych pokoleń absolwentów?
Przerwa pomiędzy czytaniem pierwszego i drugiego tomu nie była tak bolesna, jak się z początku mogło wydawać. Czytelnicy rozpoczynają swoją przygodę w miejscu zakończenia pierwszego tomu i z miejsca zostają rzuceni w wir niepokojących wydarzeń, jeszcze bardziej niż dotychczas panoszących się Złowrogów oraz faktu, że miejsce to skupiło się głównie na eliminacji najmocniejszego jej ogniwa jakby zapominając o tym, że prócz El jest jeszcze gro innych ucznów, które może osobno nie stanowią żadnego zagrożenia, ale razem stanowią jedyną w swoim rodzaju siłę, chociaż może tak do końca nie zdają sobie z tego sprawy.
Nie można nie zauważyć zmian, jakie zaszły w samej głównej bohaterce. Galadriela przestała skupiać się wyłącznie na sobie i żyć widmem mrocznej przepowiedni, która na niej ciąży. Zrozumiała, że od chwili przekroczenia progu Scholomance stała się odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale również za tych, którzy są zbyt słabi, by się skutecznie bronić. Razem z Orionem stanowią trzon i ostoję, dla wszystkich niezgadzających się na szybkie pożegnanie się z życiem.
"Ostatni absolwent" nie rozwiązuje zagadek pojawiających się w pierwszym tomie, mało tego mnoży nowe (ku irytacji czytających), ale taki jest właśnie mroczny urok tej powieści. Nie wiadomo do końca, czego się spodziewać i jaki będzie finał tej historii. Z chęcią sięgnę po następny tom, bo nie znoszę wręcz niedokończonych spraw.
Poczucie bezpieczeństwa, spokój, harmonia – któż z nas o nich nie marzy? Dzięki wolnemu wyborowi sami decydujemy, którą obierzemy drogę i co spotka nas na jej końcu. Pytanie, co w przypadku, gdy równowaga zostanie zaburzona, a w nasze życie wkradnie się zwątpienie i strach, który nigdy nie jest dobrym doradą? Czy będziemy umieli walczyć o swoje wbrew wszystkiemu i wszystkim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-05-31
Spotkanie dwóch światłych umysłów może przebiegać w dwojakiej atmosferze – wzajemnego zrozumienia, bądź obopólnego unicestwienia. Nikt nie jest w stanie przewidzieć jak zachowają się osoby, których atutami są logika, spryt i chęć sprawdzenia się w każdych okolicznościach, stawiające wszystko na jedną kartę i stojące po dwóch stronach barykady. Z jednej strony jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny złodziej-dżentelmen, z drugiej – najznamienitszy detektyw swoich czasów. Jedno jest pewne. Pojedynek obu panów będzie wydarzeniem, którego szybko się nie zapomni.
Maurice Leblanc po raz kolejny zaprasza czytelników do udziału w przedstawieniu, którego głównym aktorem jest nie, kto inny, jak Arsene Lupin – człowiek o tysiącu twarzach będący najgorszym koszmarem stróżów prawa i postrachem nie tylko wśród bogaczy. Jednak tym razem przyjdzie mu się zmierzyć z równym sobie przeciwnikiem. Dla Sholmes’a nie ma spraw nie do rozwiązania, zbrodni doskonałej czy przestępców nie do złapania. Jego największym atutem jest umiejętność logicznego myślenia i dedukcji oraz dostrzeganie najmniejszych, na pierwszy rzut oka nieistotnych niuansów pomagających mu z powodzeniem rozwiązywać najtrudniejsze zagadki.
Podzielona na dwa epizody książka ukazuje czytelnikom jedną prawidłowość – ofiarą Lupina może paść każda klasa społeczna – zarówno średnia (jak w przypadku pewnego profesora, który kupił mahoniowy sekretarzyk i za nic na świecie nie chciał go sprzedać) czy najbardziej majętna (gdzie po śmierci barona ginie jego diament) oraz stara, żydowska lampa skrywająca w sobie nie lada tajemnicę (tu z kolei następny baron prosi o pomoc w odnalezieniu przedmiotu). Nietuzinkowość w działaniach Arsene’a, jego elokwencja i spryt przyciągają jak magnes, sprawiając, że chce się go coraz więcej i więcej.
Dlaczego Herlock Sholmes? Wydaje mi się, że miał to być niejako ukłon w stronę sir Arthur Conan Doyle’a, ale też delikatna sugestia, że bohater Leblanca może dorównać sławą wielkiemu, angielskiemu śledczemu. Nie myślcie, że spotkanie obu panów przebiegnie gładko, a Sholmes z wrodzonym sobie talentem złapie nieuchwytnego dotąd złodzieja. Co to, to nie. Rozgrywka między nimi przypomina zabawę w kotka i myszkę. Wzajemnie „depczą sobie po piętach” i nie ma mowy, by jeden, drugiemu odpuścił. Co prawda Herlock akurat w tym przypadku jest postacią antypatyczną (nie tak jak jego prawdziwy odpowiednik), jednak w żadnym wypadku nie przeszkadza to w odbiorze powieści.
Jeśli chodzi o samo wydanie książki, to dorównuje ono pierwszemu tomowi i jest po prostu rewelacyjne. Wygląd cieszy oko, a treść zaspokaja czytelnicy gust. Osobiście jestem jak najbardziej na tak i z niecierpliwością czekam na kolejny tom przygód Arsene Lupina.
Spotkanie dwóch światłych umysłów może przebiegać w dwojakiej atmosferze – wzajemnego zrozumienia, bądź obopólnego unicestwienia. Nikt nie jest w stanie przewidzieć jak zachowają się osoby, których atutami są logika, spryt i chęć sprawdzenia się w każdych okolicznościach, stawiające wszystko na jedną kartę i stojące po dwóch stronach barykady. Z jednej strony jedyny w swoim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-03-27
2022-03-10
Rozwód rodziców zawsze jest wstrząsem dla ich dzieci. W jednej chwili kilka drastycznych słów może zachwiać posadami całego ich życia. Taką właśnie rewolucję przeszło rodzeństwo Lipowskich, które w jednej chwili dołączyło do niechlubnego grona dzieci rozwodników, oraz dowiedziało się, że czeka je przeprowadzka ze znajomego i ukochanego warszawskiego środowiska do tajemniczego, ale urokliwego miejsca zwanego Bielinami. Na miejscu okazuje się, że malowniczy dom, w którym mają zamieszkać jest stertą gruzu, a ciotka Mirka, która ich jakby nie było przygarnęła, ma gorsze problemy zdrowotne niż się z początku mogło wydawać. Atmosfera z każdą chwilą staje się zagęszczać, ale dziwne wydarzenia, które rozgrywają się wokół sprawiają, że pobyt wcale nie jest tak miły i przyjemny, jak się z początku mogło wydawać. Na całe szczęście na straży stoją Tosia, Bogusia i Leszek, którzy uzbrojeni w dziecięcą otwartość postanawiają rozwikłać zagadkę ciążącego na ich nowym domu pecha. Jednak zawsze trzeba pamiętać, że jeśli w grę wchodzą słowiańskie wierzenia, to nic nie jest takie proste, jak się z początku może wydawać.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, z jaką niecierpliwością oczekiwałam tej książki. Nie mam problemu z czytaniem literatury młodzieżowej i moje wewnętrzne dziecko jest niesamowicie ukontentowane, gdy po takową sięgam (a nie chcę się z nim kłócić), a poza tym jak mogłam nie dać szansy powieści, której akcja dzieje się w Bielinach? Miejscu, w którym czas jakby się zatrzymał, a granica między światami – zamierzchłym i teraźniejszym jest naprawdę bardzo cienka. Nie ukrywam też, że po cichu liczyłam na spotkanie ze starymi znajomi i najlepsze w tym wszystkim jest to, że wcale się nie przeliczyłam.
Mówi się, że dzieci mają większą tolerancję na to, co niezwykłe i wykraczające poza granice zdrowego rozsądku i faktycznie młodzi bohaterowie "Tajemnicy domu w Bielinach" tacy właśnie są. Nieograniczeni sztywnymi ramami dorosłości dają się porwać słowiańskiej wierze, a racjonalne podejście do życia Leszka, w bardzo krótkim czasie daje się zdominować temu, co wręcz niewytłumaczalne, a jednak prawdziwe. Cała trójka okazuje niezwykłą wręcz odwagą, chęcią działania, a nie biernego przypatrywania się temu, co dzieje się wokół oraz takim przywiązaniem do siebie, jakie może panować tylko między rodzeństwem.
"Tajemnica domu w Bielinach" to także książka mądra w swojej prostocie. Pokazuje, że prawda może mieć lecznicy wpływ na wszelkie bolączki, a złość, żal czy zwątpienie można w bardzo łatwy sposób pokonać – wystarczy szczerze, ze sobą porozmawiać, a przebaczenie jest procesem nie tyle niemożliwym, co pracochłonnym i długofalowym.
Mogę tylko dodać, że z niecierpliwością oczekuję na drugi tom cyklu "Klub Kwiatu Paproci" i mam nieodparte wrażenie, że Katarzyna Berenika Miszczuk jeszcze nie raz zaskoczy swoich czytelników.
Rozwód rodziców zawsze jest wstrząsem dla ich dzieci. W jednej chwili kilka drastycznych słów może zachwiać posadami całego ich życia. Taką właśnie rewolucję przeszło rodzeństwo Lipowskich, które w jednej chwili dołączyło do niechlubnego grona dzieci rozwodników, oraz dowiedziało się, że czeka je przeprowadzka ze znajomego i ukochanego warszawskiego środowiska do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-09
Daleko mi do fanki powieści grozy. Można wręcz powiedzieć, że nie lubię się bać, a takiej literatury unikam jak ognia. Jednak nie byłabym sobą, gdybym od czasu do czasu nie dała sobie szansy na odrobinkę strachu w moim czytelniczym życiu, a szczególnie przypadły mi do gustu antologie opowiadań grozy wydawane przez Zysk i s-ka, ponieważ skupiają się na ich klasycznych wersjach, w których nie uświadczy krwi lejącej się po ścianach litrami czy efektów specjalnych rodem z "Egzorycyzmów". Nie znaczy to, że jest nudno – wręcz przeciwnie, można z powodzeniem wczuć się w klimat minionych czasów.
"Gwiazdka z duchami" to jedenaście opowiadań, które poruszają tematykę nadnaturalną, jednakże tytuł może być mylący, ponieważ tylko jedno z nich dzieje się w okresie Bożego Narodzenia. Aczkolwiek nie chodzi tu o sam okres, ale treść zawartą w książce. Na jej kartach czytelnicy zetknął się nie tylko ze zjawami, udręczonymi duszami czy niewytłumaczalnym wręcz strachem, ale również tajemnicami (w tym także tymi niewyjaśnionymi) oraz szeregiem innych uczuć zaczynając na miłości i przyjaźni, a kończąc na zdradzie oraz nienawiści.
Autorzy opowiadań – Margareth Oliphant, J.H. Riddell, Mrs Henry Wood, Roman Zmorski oraz Zygmunt Krasiński zachwycają swoją ponadczasowością, jednakże, jeśli chodzi o polski aspekt "Gwiazdki z duchami" jest on dość marny (szczególnie opowiadanie wieszcza Krasińskiego, to jakieś totalne nieporozumienie). Na całe szczęście inne nadrabiają jakością oraz nie sprawiają zawodu. Szczególnie przypadły mi do gustu "Drzwi do nikąd", "Świąteczna partyjka" oraz o dziwo "Ucieczka". Dwa pierwsze wprowadzają odbiorców w prawdziwy, wiktoriański klimat. Nic w nich nie jest takie oczywiste, jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka, a niewiedza, która według występujących tam bohaterów jest błogosławieństwem, wcale się taka nie okazuje. Natomiast Zmorski w sposób dość drastyczny pokazuje, że miłość może być silniejsza nawet od śmierci.
Antologię głównie cenię za to, że nie trzeba czytać opowiadań w niej zawartych „od deski do deski”. Można dawkować sobie przyjemność czytania i dzięki temu dłużej korzystać z tej niesamowicie zapowiadającej się przygody.
Nie mogę nie wspomnieć o rewelacyjnym wydaniu książki. Twarda oprawa z uruchamiającą wyobraźnię obwolutą sprawia, że pozycja idealnie nadaje się na prezent oraz rewelacyjnie prezentuje się na półce.
Daleko mi do fanki powieści grozy. Można wręcz powiedzieć, że nie lubię się bać, a takiej literatury unikam jak ognia. Jednak nie byłabym sobą, gdybym od czasu do czasu nie dała sobie szansy na odrobinkę strachu w moim czytelniczym życiu, a szczególnie przypadły mi do gustu antologie opowiadań grozy wydawane przez Zysk i s-ka, ponieważ skupiają się na ich klasycznych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-10
2022-02-01
Chociaż od świąt minął miesiąc nie znaczy to, że wraz z rozebraniem choinki musimy porzucać klimat, który niektórym gra w sercach cały rok (w tym mnie). Poza tym, kto powiedział, że książki o tematyce stricte świątecznej są przeznaczone do czytania tylko w święta? No właśnie.
"Najsłynniejsze opowiadania wigilijne" zabierają odbiorców w świąteczną podróż po wiktoriańskiej Anglii. Oddają jak nic innego jej niepowtarzalny klimat, niekiedy surowość, namacalnie ukazują ludzkie przywary, ale także ociekają humorem sytuacyjnym i ukazują absurdy w sposób delikatny acz dosadny.
"Opowieści wigilijnej" tutaj przedstawionej pod tytułem "Kolęda prozą" raczej nie trzeba nikomu przybliżać. Któż nie zna historii Ebenezera Scroge’a – nienawidzącego świąt i ludzi starszego jegomościa, który swoim byciem uprzykrza wszystkim życie (rym niezamierzony), a pod wpływem odwiedzin trzech duchów diametralnie zmienia swoje życie? "Kolęda prozą" pokazuje, że każdy zasługuje na drugą szansę i nie ważne, w jakim wieku się jest, nigdy nie jest za późno na zmianę swojego postępowania i nawrócenia na dobrą drogę.
"Boże Narodzenie u Thompsonów" to pełna humoru i gagów sytuacyjnych opowieść o podróży państwa Brown do rodzinnej posiadłości pani Brown znajdującej się w Stratford-le-Bow w Anglii. Niechęć pana Browna do podróżowania zimą po Europie, tym razem przegrywa z tęsknotą jego żony za ojczyzną. Kobieta za wszelką cenę postanawia dotrzeć na święta do domu i nie przeszkodzi jej w tym nawet „choroba” męża.
Natomiast "Boże Narodzenie na plebanii Kirby Cliffe" przybliża czytelnikom historię dwojga zakochanych, którym grozi rozstanie przez nieopatrzną wypowiedź młodzieńca na temat Bożego Narodzenia. Autor w doskonały sposób pokazuje, do czego może doprowadzić brak należytej komunikacji i szczerej rozmowy.
Charles Dickens i Anthony Trollope serwują odbiorcom prawdziwą, czytelniczą uczę. Każdy dobrze przeżyty dzień zasługuje na wyjątkową oprawę, a ta pozycja jest wyjątkowa w każdym calu. W dodatku przepięknie wydana, z obwolutą oraz ilustracjami ukazującymi cudowność Bożego Narodzenia sprawia, że warto po nią sięgnąć niezależnie od pory i dać się porwać nie raz, ani nie dwa niepowtarzalności płynącej ze stronic "Najsłynniejszych opowiadań wigilijnych".
Chociaż od świąt minął miesiąc nie znaczy to, że wraz z rozebraniem choinki musimy porzucać klimat, który niektórym gra w sercach cały rok (w tym mnie). Poza tym, kto powiedział, że książki o tematyce stricte świątecznej są przeznaczone do czytania tylko w święta? No właśnie.
"Najsłynniejsze opowiadania wigilijne" zabierają odbiorców w świąteczną podróż po wiktoriańskiej...
2022-01-17
2022-01-03
2021-01-11
2022-01-06
John Grisham jest autorem poczytnych kryminałów goszczących od lat na listach bestsellerów. Prawdą jest także to, że jego twórczość jest niezwykle nierówna i czytelnicy nie wiedzą, czego tak na dobrą sprawę mogą się po nim spodziewać, bo oprócz perełek literackich, w swoim dorobku ma również kilka mniej udanych pozycji. Na całe szczęście z "Czasem łaski" obszedł się niezwykle łaskawie – i dobrze, bo nie wyobrażam sobie zniszczenia cyklu, którego głównym bohaterem jest Jake Brigance.
Zbrodnia, jaka dokonuje się w miasteczku Clanton wstrząsa jego mieszkańcami do żywego. Jak to możliwe, że szanowany zastępca szeryfa Stuart Kofler ginie z rąk szesnastoletniego syna swojej partnerki? Jaki był powód tego, że młody chłopiec zdecydował się na tak drastyczne rozwiązanie problemu? Niestety opinia publiczna już dawno wydała na niego wyrok skazujący go na śmierć. Jake Brigance po raz kolejny podejmuje się obrony osoby, której sprawa wydaje się być przesądzona. Sam proces nie będzie taki oczywisty, jak się wydaje, a wychodzące na jaw nowe dowody sprawią, że adwokat będzie miał nie lada orzech do zgryzienia.
Thrillery sądowe tworzone przez Johna Grishama mają to do siebie, że pozwalają czytelnikom poznać od kulis najbardziej zawiłe sprawy i mimo mnogości szczegółów oraz terminologii nie zawsze zrozumiałej, zagłębianie się w nie jest prawdziwą przyjemnością. Okazuje się, że zawód adwokata wcale nie jest taki wspaniały jak się może wydawać, ponieważ niesie ze sobą nie tylko ryzyko znienawidzenia przez ogół społeczeństwa, ale również nierzadko brak wdzięczności, za dobrze wykonaną pracę.
Tym, co może zdumieć jest zachowanie ludzi mieszkających w Clanton – oburzenie społeczności lokalnej na czyn Drew Gamble’a, mimo że każdy z nich zdawał sobie sprawę z tego, kim naprawdę była denat – a mianowicie damskim bokserem i alkoholikiem. Naturalnie zbrodnia zawsze pozostaje zbrodnią, ale czy wcześniej nikt nie dostrzegał niemego wołania o pomoc chłopca i jego matki przez wiele lat tłamszonych i krzywdzonych przez zdawać by się mogło wzorowego stróża prawa? Czy naprawdę Drew to pozbawiony wszelkich reguł moralnych zabójca, czy ofiara, która zabiła nim ten drugi zdobyłby się na taki czyn?
Autor – chociaż pisze w sposób prosty, potrafi skonstruować fabułę i postacie w taki sposób, że nie można przejść obok jego książek obojętnie. Wzbudza w czytelnikach emocje i sprawia, iż jeszcze przez długi czas przeżywa się historię, w której jakby nie było brało się naoczny udział.
Z pewnością nie jest to moja ostatnia powieść napisana przez Johna Grishama i chociaż jestem przygotowana na to, że nie zawsze pisze on w sposób oczekiwany przez fanów, to i tak z chęcią sięgnę po nowości wychodzące spod jego pióra.
John Grisham jest autorem poczytnych kryminałów goszczących od lat na listach bestsellerów. Prawdą jest także to, że jego twórczość jest niezwykle nierówna i czytelnicy nie wiedzą, czego tak na dobrą sprawę mogą się po nim spodziewać, bo oprócz perełek literackich, w swoim dorobku ma również kilka mniej udanych pozycji. Na całe szczęście z "Czasem łaski" obszedł się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nie raz już pisałam/mówiłam o tym, że uwielbiam mitologię słowiańską i czuję się prawdziwą Słowianką z krwi i kości. Dlaczego jest mi to tak bliskie? Ponieważ bardzo trudno pogodzić mi się z tym, że zatraciliśmy naszą przeszłość i dziedzictwo, które zostało całkowicie wchłonięte przez wiarę chrześcijańską. Jestem osobą wierzącą, ale jak na moje nic nie stanęłoby na przeszkodzie, gdyby od czasu do czasu przeszłość połączyła się z teraźniejszością i funkcjonowała na równi. Dlatego tak chętnie sięgnęłam po "Duchy Nocy Kupały", które miały swoją premierę akurat w letnie przesilenie.
Antologie mają to do siebie, że dobre, wpadające w głowę opowiadania, przeplatają się z takimi, które jak szybko zostały przeczytane, tak szybko wypadają z głowy. Tutaj jest podobnie, jednak cała otoczka, która dotyczy słowiańskich wierzeń, wszechobecnej magii, zjaw i istot, których nie powstydziłby się żaden bestiariusz całkowicie to rekompensuje. Osoby zakochane w opowieściach o Białym Wilku spotkają tutaj wilkołaki, strzygi, rusałki i wcale nie będą musiały doszukiwać się ich głębszych znaczeń, ponieważ zwyczajnie już nie raz się z nimi spotkały. I właśnie temu poświęcona jest pierwsza część antologii skupiająca się na polskich twórcach literatury klasycznej. Natomiast w drugiej części czytelnicy mają do czynienia z autorami zaliczanymi do twórców literatury światowej, którzy prezentując swój mroczny kunszt pisarski sprawiają, że książkę czyta się z niewątpliwą przyjemnością i dosłownie niewielką nutką strachu.
To, co wyróżnia tę pozycję to styl, w którym jest ona napisana. Nie każdemu przypadnie do gustu patetyczne, nie zawsze zrozumiałe słownictwo, ale osobiście uważam, że nadaje to niesamowitego uroku i pozwala bardziej wczuć się w przedstawiane opowiadania. Czytający mogą przenieść oczami wyobraźni do nawiedzonych pałaców, niebezpiecznych pogrążonych w mroku lasów i posiadłości, które niewiele mają wspólnego z sielskim i przyjemnym w nich życiem, a dzięki temu poczuć tę jedyną w swoim rodzaju i niepowtarzalną atmosferę grozy, którą bez najmniejszego problemu oddali XIX-wieczni pisarze.
Sama fabuła opowiadań jest niespieszna, dająca czytelnikom możliwość rozsmakowania się w słowie pisanym i całkowitego oddania przygodzie, która czeka na stronach antologii. Po raz kolejny na uwagę zasługuje także przepiękne jej wydanie (twarda oprawa, obwoluta) idealnie wpasowujące się w resztę serii i rewelacyjnie wyglądające na półce. Mam nadzieję, że wydawnictwo Zysk ma jeszcze pomysły na kontynuowanie tej serii, ponieważ szkoda byłoby mi się z nią rozstawać, a niecierpliwość oczekiwania zostaje w pełni zrekompensowana zawartością środka.
Nie raz już pisałam/mówiłam o tym, że uwielbiam mitologię słowiańską i czuję się prawdziwą Słowianką z krwi i kości. Dlaczego jest mi to tak bliskie? Ponieważ bardzo trudno pogodzić mi się z tym, że zatraciliśmy naszą przeszłość i dziedzictwo, które zostało całkowicie wchłonięte przez wiarę chrześcijańską. Jestem osobą wierzącą, ale jak na moje nic nie stanęłoby na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to