Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Więzienna terapeutka to pamiętnik młodej terapeutki, która pracuje w jednym z najcięższych więzień w Wielkiej Brytanii, w którym swoją karę odsiadują najgorsi mordercy, gwałciciele i pedofile.

Pozytywnie zaskoczyłam się tą książką, ponieważ nie sądziłam, że będzie to tak dobrze napisany i wciągający pamiętnik. Myślałam, że to będzie kolejne „pitu pitu”, gdzie spotkam przerost formy nad treścią, a dostałam dobrą, w pewnych momentach ciężką emocjonalnie lekturę.

Czasem trudno było uwierzyć w okrucieństwa, których dopuścili się osadzeni, a potem w to, że to zło kryło się pod pozornie formalnym, miłym facetem, który miał swoją rodzinę, pracę, przyjaciół i nikt nie podejrzewałby go o takie zbrodnie.

Nie sięgam zbyt często po książki o tematyce więziennej, ale ta jest jedną z lepszych jakie przeczytałam. Rebecca Myers jasno przedstawia etapy swojej pracy i cele jakie jej przyświecają, chociaż niektóre ciężko było mi zrozumieć i logicznie wytłumaczyć. No bo jak można widzieć normalnego człowieka, który popełnił błąd, w kimś kto zgwałcił i zabił dzieci? Dla mnie taka osoba jest skreślona na zawsze, nie powinno się o niej mówić w ogóle jako o człowieku.

Polecam ją wszystkim, którzy w mniejszym lub większym stopniu interesują się resocjalizacją, a ja mam nadzieję, że autorka jeszcze napisze kolejną, równie ciekawą książkę.

Więzienna terapeutka to pamiętnik młodej terapeutki, która pracuje w jednym z najcięższych więzień w Wielkiej Brytanii, w którym swoją karę odsiadują najgorsi mordercy, gwałciciele i pedofile.

Pozytywnie zaskoczyłam się tą książką, ponieważ nie sądziłam, że będzie to tak dobrze napisany i wciągający pamiętnik. Myślałam, że to będzie kolejne „pitu pitu”, gdzie spotkam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiem czy Wy też, ale ja odnoszę wrażenie, że hasło "ADHD" atakuje moje pokolenie od wczesnych lat szkolnych aż do teraz i nigdy jakoś specjalnie nie kwapiłam się do sprawdzenia, o co tak naprawdę z nim chodzi.

Pewnie nadal nie dążyłabym do zgłębienia tego tematu, gdyby coraz więcej osób dorosłych nie diagnozowało się pod kątem tego zaburzenia i nie widziałabym kilku spójnych cech w swoim zachowaniu.

Autorka książki przytacza swoje prywatne historie, aby lepiej przekazać nam czym jest zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi i jak z nim funkcjonować.

Jeśli miałabym polecić komuś tę pozycję, to tak naprawdę poleciłabym wszystkim. Mimo, że ktoś może nie mieć zdiagnozowanego ADHD, to warto wiedzieć co dzieję się w głowie osób z tym zaburzeniem, dlaczego zachowują się tak a nie inaczej i jak je traktować.

Dzięki temu, że książka napisana jest w przystępnym i zrozumiałym języku, czyta się ją szybko i z zaciekawieniem.

Nie wiem czy Wy też, ale ja odnoszę wrażenie, że hasło "ADHD" atakuje moje pokolenie od wczesnych lat szkolnych aż do teraz i nigdy jakoś specjalnie nie kwapiłam się do sprawdzenia, o co tak naprawdę z nim chodzi.

Pewnie nadal nie dążyłabym do zgłębienia tego tematu, gdyby coraz więcej osób dorosłych nie diagnozowało się pod kątem tego zaburzenia i nie widziałabym kilku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Dziedziczone blizny. Jak uwolnić się od traumy pokoleniowej i żyć swoim życiem?” to moja pierwsza pozycja o tej tematyce i nie będę ukrywać, że się jej bałam, ponieważ nie wiedziałam czego się spodziewać.

Pewnie każdy z nas zdaje sobie sprawę, że traumy pokoleniowe kładą się cieniem na nasze życie, ale nie każdy z nas wie w jak wielkim stopniu.

Sabine Lück w dość przystępny sposób pokazuje nam jak ważne dla nas jest zdobycie wiedzy o naszych przodkach, podpowiada jak to zrobić i jak mądrze z tej wiedzy skorzystać.

Bałam się, że ten poradnik będzie napisany specjalistycznym językiem, którego jako laik nie zrozumiem, przez co go porzucę albo źle zrozumiem pewne rzeczy. Nic bardziej mylnego. Autorka w rozumiały sposób daje nam konkretne zadania do wykonania, aby odciąć się od dziedziczonych traum, które mogą nas niszczyć.

Nie jest to łatwa lektura, chyba, że ktoś przeczyta ją byle by przeczytać bez wyniesienia czegokolwiek. Trzeba nastawić się, że to dość bolesna książka, dająca wiele do myślenia.

Na sam koniec wspomnę jeszcze, że podczas czytania naszła mnie taka refleksja, że na okładce powinna być adnotacja, że osoby zmagające się z jakimiś większymi problemami nie powinny rozgrzebywać tego tematu sami, tylko jednak udać się do odpowiedniego specjalisty, który pomoże bezpiecznie przejść przez ten proces.

„Dziedziczone blizny. Jak uwolnić się od traumy pokoleniowej i żyć swoim życiem?” to moja pierwsza pozycja o tej tematyce i nie będę ukrywać, że się jej bałam, ponieważ nie wiedziałam czego się spodziewać.

Pewnie każdy z nas zdaje sobie sprawę, że traumy pokoleniowe kładą się cieniem na nasze życie, ale nie każdy z nas wie w jak wielkim stopniu.

Sabine Lück w dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ten rok chyba wyjątkowo obfituje w bardzo dobre debiuty.

Wiem, że niektórzy je uwielbiają i wyczekują, inni unikają jak ognia albo podchodzą jak pies do jeża.
Ja od niedawna zdecydowanie zaliczam się do tej pierwszej grupy.

Wypatrywałam „Żaru” od kiedy pojawiły się pierwsze wzmianki i cieszyłam się jak dziecko trzymając je w rękach.

To była znakomita książka, z idealnie przemyślaną fabułą, pełnokrwistymi bohaterami, pełna emocji.

Lena nie miała łatwego startu w dorosłe życie, ponieważ już jako nastolatka doświadczyła straty swojej pierwszej miłości. Rafał popełnił samobójstwo w opuszczonym domu.
20 lat później los znów jej nie oszczędził, ponieważ w tym samym domu samobójstwo popełniła dziewczyna jej syna Jaśka, a on zaginął.
Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania chłopaka i wyjaśnianie przyczyn śmierci Kasi.
Życie rodzin Leny i zmarłej Kasi zostaje wywrócone do góry nogami.

Słyszałam pod adresem tej książki zarzuty, że wstęp jest długi i nudny.
Nie zgadzam się z tym. Uważam, że wstęp buduje napięcie, powoli wciąga czytelnika w ten mroczny świat pełen tajemnic, sekretów i traum z przeszłości.

Wiem, że wiele z Was już czytało tę książkę i widziałam wiele pozytywnych opinii, dlatego zachęcam wszystkich nieprzekonanych, niewierzących w potencjał naszych polskich pisarzy, aby sięgnęli po „Żar”, bo ta historia jest genialna.

Z niecierpliwością wypatruję kolejnych książek autorki , bo wysoko postawiła sobie poprzeczkę i mam nadzieję, że kolejne będą równie dobre.

Ten rok chyba wyjątkowo obfituje w bardzo dobre debiuty.

Wiem, że niektórzy je uwielbiają i wyczekują, inni unikają jak ognia albo podchodzą jak pies do jeża.
Ja od niedawna zdecydowanie zaliczam się do tej pierwszej grupy.

Wypatrywałam „Żaru” od kiedy pojawiły się pierwsze wzmianki i cieszyłam się jak dziecko trzymając je w rękach.

To była znakomita książka, z idealnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Islandia i Polacy. Historie tych, którzy nie bali się zaryzykować Aleksandra Kozłowska, Mirella Wąsiewicz
Ocena 7,2
Islandia i Pol... Aleksandra Kozłowsk...

Na półkach: , , ,

Myśleliście kiedyś, żeby zamieszkać za granicą?
A może mieszkacie lub mieszkaliście?
Ja się nie odważyłam, choć czasem przechodziło mi to przez głowę, ale zostałam w swoim rodzinnym Gdańsku.
Lubię natomiast czytać historie ludzie, którzy zdecydowali się spakować swój majątek bądź w ogóle go porzucić i wyjechać po nowe życie. Czy lepsze czy gorsze to zależy, życie pisze różne scenariusze i to też pokazuje książka Aleksandry Kozłowskiej i Mirelli Wąsiewicz.
Czy wiecie, że Polacy to najliczniejsza mniejszość na Islandii? Autorki w swoim reportażu rozmawiają i wysłuchują przeżyć osób, które zdecydowały się zamieszkać na wyspie ognia i lodu. Jakie były ich początki, trudności, które napotkali na swojej drodze.
Podobało mi się to, że autorki dogłębnie zbadały temat, nie potraktowały go powierzchownie tylko naprawdę wnikały w historie swoich rozmówców. Pokazały ich różnorodność, plusy i minusy mieszkania na Islandii oraz powody emigracji.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się chociaż na krótko odwiedzić Islandie, ale jednak mieszkać bym tam nie chciała. Wolę cieplejsze klimaty i jakbym miała się gdzieś wyprowadzić to w grę wchodzi tylko Barcelona ;D

Myśleliście kiedyś, żeby zamieszkać za granicą?
A może mieszkacie lub mieszkaliście?
Ja się nie odważyłam, choć czasem przechodziło mi to przez głowę, ale zostałam w swoim rodzinnym Gdańsku.
Lubię natomiast czytać historie ludzie, którzy zdecydowali się spakować swój majątek bądź w ogóle go porzucić i wyjechać po nowe życie. Czy lepsze czy gorsze to zależy, życie pisze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Mów mi Kolt” to lekka i przyjemna książka idealna na lato. Najlepiej na lato spędzone na gdańskiej plaży.

To kolejna książka, której akcja rozgrywa się w moim mieście i to jeszcze na dzielnicy, obok której się wychowałam. Takie pozycje zupełnie inaczej się odbiera.

Tym razem w Gdańsku, podczas wywiadu ekscentrycznego dziennikarza Teodora z milionerem, który bardzo chroni swoją prywatność i siebie, wydarza się coś dziwnego. Albert Mossakowski czyli wspomniany wcześniej mikioner, prosi Teodora o dostarczenie pewnej paczki znajomemu, który na miejscu okazuje się groźnym trójmiejskim przestępcą. Akcja nabiera tempa, gdy po drodze pojawia się trup, a dziennikarz za wszelką cenę musi wyjść z tej całej patowej sytuacji cało.

Specyficznego charakteru nadawały książce lekkie, dosyć humorystyczne dialogi i główny bohater, który sam w sobie dla mnie był specyficzny, ale polubiłam go od pierwszych stron.

Zazwyczaj komediom kryminalnym nie stawiam wysoko poprzeczki, bo z humorem bywa różnie i co jednych śmieszy innych może drażnić lub żenować, ale akurat tutaj dobrze się bawiłam. Uważam, że każdy znajdzie coś dla siebie, aby odprężyć się przy czytelniczym letniaczku.

Uprzedzam! Jeżeli komuś tak jak mi robi aura, w jakiej czyta daną książkę, to przeczytajcie ją teraz! Jesienią lub zimą to nie będzie to samo.

"Mów mi Kolt” to lekka i przyjemna książka idealna na lato. Najlepiej na lato spędzone na gdańskiej plaży.

To kolejna książka, której akcja rozgrywa się w moim mieście i to jeszcze na dzielnicy, obok której się wychowałam. Takie pozycje zupełnie inaczej się odbiera.

Tym razem w Gdańsku, podczas wywiadu ekscentrycznego dziennikarza Teodora z milionerem, który bardzo chroni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dawno przy książce nie straciłam aż tak poczucia czasu. Od samego początku wciągnęłam się w tę historię bez reszty.

„Dom obok” to przerażająca historia Mileny, dziewczyny studiującej w Gdańsku, chcącej zrobić swoim rodzicom i siostrze niespodziankę, przyjeżdżając do nich bez zapowiedzi. Jednak tego wieczoru nie zastaje w domu nikogo. Aby móc się dostać do ogródka, w którym ma nadzieję znaleźć ukryte klucze do domu, musi poprosić o pomoc sąsiadów, aby nie przedzierać się przez las za domem. Proszenie o pomoc sąsiadów lekko przeraża Milenę, ponieważ są oni zamieszani w zaginięcie pewnego chłopaka, którego nigdy nie odnaleziono.

Klucza jednak nie znajduje, nie ma jak się dostać do domu i namówiona przez sąsiadów zostaje u nich na noc. Następnego dnia budzi się uwięziona w czterech ścianach, a tortury jakie musi znosić przez następne dni są niewyobrażalne.

Klaudia Muniak zafundowała nam emocje na najwyższym poziomie przez to, że poznajemy wydarzenia zarówno z perspektywy porwanej Mileny, jak i poszukującej jej młodszej siostry Laury. Najmocniej przeżywałam jednak rozdziały Mileny, bo każdą jej krzywdę odczuwałam na własnej skórze.

Mogę śmiało powiedzieć, że cała książka była świetna, ale kulminacyjny moment powalił mnie na kolana. Czułam ciarki na całym ciele, a ciśnienie mi tak skoczyło, że w pewnym momencie zrobiło mi się gorąco, a serce prawie wyskoczyło. Czy trzeba lepszej rekomendacji, żeby sięgnąć po ten thriller?

Jeśli szukacie emocji na najwyższym poziomie, to musicie sięgnąć po najnowszą książkę Klaudii Muniak. Ja żałuję, że wcześniej nie miałam styczności z tą autorką, ale obiecuję to szybko nadrobić.

Dawno przy książce nie straciłam aż tak poczucia czasu. Od samego początku wciągnęłam się w tę historię bez reszty.

„Dom obok” to przerażająca historia Mileny, dziewczyny studiującej w Gdańsku, chcącej zrobić swoim rodzicom i siostrze niespodziankę, przyjeżdżając do nich bez zapowiedzi. Jednak tego wieczoru nie zastaje w domu nikogo. Aby móc się dostać do ogródka, w którym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

NIE! NIE! NIE!

To nie jest Nesbø, którego uwielbiam to jego zupełne przeciwieństwo.
Ta książka jest straszna.

Rozumiem chęć wyjścia ze strefy komfortu i spróbowania czegoś nowego, ale to wyjście było chyba za dalekie.
Miałam wrażenie, że czytam Kinga, a nie Nesbø.
To jakiś podrzędny, nudny i tandetny horror dla dzieci.

Ja nie wierzę, że to napisał Jo Nesbø, autor najlepszej serii kryminalnej z najlepszym śledczym jakiego widział książkowy świat, twórca ambitnych książek przy których trzeba się mocno skupić, żeby choć po części odgadnąć zagadkę. To było tak słabe, że aż mi przykro.

Jedyny plus jest taki, że zrozumiałam skąd wzięła się ta brzydka okładka, która obrzydziła mi się jeszcze bardziej.

Nie będę się więcej rozpisywać o tej książce, bo aż mnie serduszko boli, więc daję 2 gwiazdki na zachętę, bo nie wyobrażam sobie dać mojemu ulubionemu autorowi 1.

NIE! NIE! NIE!

To nie jest Nesbø, którego uwielbiam to jego zupełne przeciwieństwo.
Ta książka jest straszna.

Rozumiem chęć wyjścia ze strefy komfortu i spróbowania czegoś nowego, ale to wyjście było chyba za dalekie.
Miałam wrażenie, że czytam Kinga, a nie Nesbø.
To jakiś podrzędny, nudny i tandetny horror dla dzieci.

Ja nie wierzę, że to napisał Jo Nesbø, autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Macie czasem tak, że pogoda albo pora roku mają wpływ na odbiór książki?

Moja pierwsza myśl po skończeniu 'Kroków na strychu' była taka, że dla mnie idealnie wpasowała się ona w aurę jaką miałam za oknem.

Czytałam ją sobie w cieplejsze wieczory na balkonie i po prostu ją chłonęłam, ale wiem, że gdybym czytała ją zimą albo jesienią, to by mi nie podeszła.

Historia Patrycji, ambitnej młodej kobiety, przypadnie do gustu zarówno wielbicielom kryminałów jak i obyczajówek. Dla mnie jako fanki tego pierwszego gatunku, była to miła odskocznia od ciężkich i krwawych historii, choć trupów też tu nie zabrakło.

Główna bohaterka pewnego dnia dostała awans, na który od dawna pracowała, w związku z czym przeprowadziła się do Wrocławia. Tam kupiła dom po okazyjnej cenie, ponieważ „tubylcy” twierdzili, że jest przeklęty. Patrycja jako kobieta twardo stąpająca po ziemi nie wierzy w tego typu przesądy i nie martwi się historią poprzednich właścicieli.

Lecz pewnej nocy słyszy kroki na strychu, a podczas robienia porządków w pozostałych w domu rzeczach odnajduje tajemniczy pamiętnik. Podczas jego czytania musi zmierzyć się ze swoją przeszłością, od której chce uciec jak najdalej oraz tragicznymi wydarzeniami, które rozegrały się pod jej nowym dachem.

Autorka sprytnie przemyca motyw uzależnienia ofiary od sprawcy i pokazuje jak fatalne mogą być skutki takiego postępowania.

Pomimo ciężkiego wstępu, który troszkę się dla mnie ciągnął, reszta książki bardzo pochłania i nie pozwala się od niej oderwać.

Dodatkowym ogromnym plusem dla mnie jest okładka. Jest prześliczna, oby więcej takich!

Macie czasem tak, że pogoda albo pora roku mają wpływ na odbiór książki?

Moja pierwsza myśl po skończeniu 'Kroków na strychu' była taka, że dla mnie idealnie wpasowała się ona w aurę jaką miałam za oknem.

Czytałam ją sobie w cieplejsze wieczory na balkonie i po prostu ją chłonęłam, ale wiem, że gdybym czytała ją zimą albo jesienią, to by mi nie podeszła.

Historia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od razu na wstępie powiem, żeby nie trzymać Was w niepewności, że daje tej książce 10!

Dyszka za ogrom pracy włożony w napisanie tego reportażu i sposób przekazania historii najstraszniejszego seryjnego mordercy na świecie.

Czytanie jej przeplatałam słuchaniem audiobooka w wykonaniu genialnego duetu, jaki stworzył Filip Kosior i Mariusz Bonaszewski, bo nie mogłam się od tego oderwać.

Jest to reportaż straszny i wywołujący wiele negatywnych emocji, no bo w sumie jakie emocje mają wywoływać poczynania faceta, który gwałcił, torturował i zabił ponad 200 osób?!

Życie Luisa Alfredo Garavito Cubillosa zostało bardzo rzetelnie oddane przez @przemyslawpiotrowski. Nie usprawiedliwiał jego brutalności, a jedynie pokazał nam najpierw jak doszło do „narodzenia” bestii, a później jak działał.

Autor pozostawił przestrzeń czytelnikowi na własne oceny i odczucia. Na początku książki bardzo współczułam małemu Luisowi, bo jego dzieciństwo było okrutne, ale z upływem stron, kiedy pojawiały się kolejne coraz to bardziej okrutne morderstwa, chciałam żeby zginął w wielkich męczarniach.

Bardzo podobały mi się wstawki z podróży. Dodały autentyczności książce i pokazały, że faktycznie autor tam był zobaczył i poczuł ten specyficzny klimat Kolumbii. Tak wsiąkłam w te fragmenty, że jak działo się coś strasznego, to mój zegarek zaczynał piszczeć informując, że poziom stresu za bardzo mi podskoczył.

No co tu więcej pisać?! Tę książkę trzeba po prostu przeczytać! To powinna być obowiązkowa pozycja dla fanów true crime, kryminałów i thrillerów. Jest genialna.

Tyle czasu na nią czekałam, ale po przeczytaniu ostatniej strony miałam poczucie, że warto było czekać.

Kilka książek Przemysława Piotrowskiego mam już za sobą. Jeszcze nie wszystkie, ale na to przyjdzie czas i zdecydowanie należę do tej niemałej grupy osób, które twierdzą, że to jego najlepsza książka!

Panie Przemysławie, uwielbiam Pana fikcję literacką, a najbardziej Brudnego, ale mam wielką nadzieję, że to nie jedyny reportaż jaki Pan napisał.

Od razu na wstępie powiem, żeby nie trzymać Was w niepewności, że daje tej książce 10!

Dyszka za ogrom pracy włożony w napisanie tego reportażu i sposób przekazania historii najstraszniejszego seryjnego mordercy na świecie.

Czytanie jej przeplatałam słuchaniem audiobooka w wykonaniu genialnego duetu, jaki stworzył Filip Kosior i Mariusz Bonaszewski, bo nie mogłam się od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W tym roku naprawdę mam szczęście do dobrych książek.

Sięgając po „Pomornicę” wiedziałam, że mogę się spodziewać emocjonującej, wciągającej historii, ponieważ wszystkie poprzednie książki Ewy Przydrygi bardzo mi się podobały.

Nie zawiodłam się. Dostałam mroczny thriller, który na długo zostanie w mojej pamięci.

Julia i Wiktor to młode małżeństwo, które wprowadza się do domu rodzinnego panny młodej, w którym przed laty doszło do dramatu. Pewnego dnia Julia zauważa w ogrodzie specyficzny żółty balonik, a w nim informację, która prowadzi ją do starego, zaniedbanego motelu. To co tam ujrzy zmieni jej życie na zawsze. Z motelu wyprowadzana jest brutalnie zgwałcona dziewczyna, która oskarża o to Wiktora.

Znów możemy się przekonać jak wydarzenia z przeszłości mogą odbić się na naszym późniejszym życiu. To, co dzieję się teraz z młodą kobietą, jest następstwem tajemniczej śmierci chłopca, którego zwłoki znalazła z mamą tuż pod swoim domkiem na drzewie 16 lat temu.

Mogę śmiało powiedzieć, że Ewa Przydryga to mistrzyni budowania emocji i napięcia.

Dzięki temu, że wydarzenia z przeszłości są przeplatane z teraźniejszością, to tempo nie zwalnia, a autorka nie zostawia miejsca czytelnikowi na nudę, ponieważ cały czas dochodzą nowe puzzle, które trzeba dopasować w odpowiednie miejsce.

Czy ta książka mnie przytłoczyła? Trochę tak, ze względu na ciężkie tematy takie jak: odrzucenie przez rówieśników, choroba, śmierć, tajemnice i poświęcenie dla najbliższych, które zostały tu poruszone.

Uprzedzam, że od tej książki ciężko się oderwać! Za każdym razem odkładałam ją z wielkim bólem serca, a tyle emocji ile mi dostarczyła, to wiem tylko ja. Kibicowałam Julii od samego początku, ale nie raz ogarniał mnie smutek, rozczarowanie ludźmi i gorycz.

Dodatkowym smaczkiem dla mnie było to, że historia toczy się w dobrze znanych mi miejscach, bo mimo że mieszkam w Gdańsku, to tamte okolice Gdyni i Mechelinek odwiedzam dosyć często.

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko powiedzieć „bierzcie ją i czytajcie”, a ja z niecierpliwością wyczekuję kolejnych książek autorki, po które sięgnę bez zastanowienia.

W tym roku naprawdę mam szczęście do dobrych książek.

Sięgając po „Pomornicę” wiedziałam, że mogę się spodziewać emocjonującej, wciągającej historii, ponieważ wszystkie poprzednie książki Ewy Przydrygi bardzo mi się podobały.

Nie zawiodłam się. Dostałam mroczny thriller, który na długo zostanie w mojej pamięci.

Julia i Wiktor to młode małżeństwo, które wprowadza się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Granica możliwości” to było moje pierwsze spotkanie z Ryszardem Ćwirlejem, choć wcześniej często jego książki przewijały mi się w proponowanych, ale zawsze było coś innego do przeczytania.

Czy to spotkanie było udane?

Sama nie wiem. Mam mieszane uczucia.

Bardzo podobał mi się klimat. Jest to historia osadzona w latach 90., więc w czasie wielkich przemian politycznych, mentalnych i gospodarczych w Polsce, ale czytało mi się ją dosyć ciężko. Miałam kilka razy myśli o odłożeniu tej książki ze względu na jej ciężki (ponoć charakterystyczny dla autora) język. Wydaje mi się, że ta książka jest „przegadana”. Nie czytało mi się jej płynnie i nie miałam poczucia niedosytu kiedy musiałam ją odłożyć.

Kolejnym małym minusem jest to, że mimo iż jest to początek nowej serii, to doczytałam, że większa część bohaterów występuje już wcześniej w książkach Ryszarda Ćwirleja.

Są też rzeczy, które mi się podobały, jak np. poczucie humoru oraz błyskotliwość, szczególnie w dialogach. Wielowątkowość i dość zaskakujące zwroty akcji również są tutaj na plus.

Czy jest to książka dla każdego?

Zdecydowanie nie. Aby przypadła ona do gustu trzeba lubić klimat lat 90., przepełniony alkoholem, papierosami, układzikami i kombinatorstwem, a do tego być fanem kryminałów z nutką humoru.

Czy sięgnę po kolejną część tej serii? Zapewne tak, aby utwierdzić się w przekonaniu, czy to mój klimat czy jednak nie.

Moja ocena: 6.5/10

„Granica możliwości” to było moje pierwsze spotkanie z Ryszardem Ćwirlejem, choć wcześniej często jego książki przewijały mi się w proponowanych, ale zawsze było coś innego do przeczytania.

Czy to spotkanie było udane?

Sama nie wiem. Mam mieszane uczucia.

Bardzo podobał mi się klimat. Jest to historia osadzona w latach 90., więc w czasie wielkich przemian politycznych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Każdy kto lubi reportaże powinien przeczytać tę książkę!

Tomasz Patora wraz ze swoim zespołem wraca do bulwersującej sprawy sprzed ponad 20 lat.

Zapewne większość z Was słyszała o łódzkiej aferze, w której brały udział zakłady pogrzebowe, prosektoria i pracownicy pogotowia, dla których śmierć kogoś była cenniejsza od życia.

Tekst Tomasza Patory czyta się bardzo szybko, zarówno ze względu na temat jaki porusza, ale też styl w jakim jest napisany. Nie znajdziemy tu żadnych niepotrzebnych wtrąceń czy mało istotnych rzeczy. Otrzymujemy kawał dobrego reportażu, solidnie napisanego z wszelkimi konkretami i uporządkowanymi faktami.

Ta książka pozostawia pewien niesmak, ponieważ pokazuje jak osoby, które powinny podtrzymywać nas przy życiu, celowo uśmiercały, aby mieć z tego korzyści materialne. Nie opłacało im się ratować ludzi, ponieważ na śmierci zarabiały więcej. Przykre jest też to, że wiele osób wiedziało o tych nielegalnych praktykach, a nic z tym nie robiło. Przymykali na to oczy, jakby było to niewinne przewinienie.

Bardzo cenię sobie pracę pana Tomasza Patory, ponieważ porusza on ważne sprawy, brnie w nie do końca i nie odpuszcza, dopóki nie pozna prawy, co czasem może być wręcz niebezpieczne. Brutalnie obnaża rzeczywistość, której niektórzy wolą nie widzieć albo udawać, że nic się nie stało.

Szukacie mocnego, konkretnego, wzbudzającego emocje reportażu? Bez zastanowienia sięgajcie po „Łowców skór”, a nie będziecie zawiedzeni.

Każdy kto lubi reportaże powinien przeczytać tę książkę!

Tomasz Patora wraz ze swoim zespołem wraca do bulwersującej sprawy sprzed ponad 20 lat.

Zapewne większość z Was słyszała o łódzkiej aferze, w której brały udział zakłady pogrzebowe, prosektoria i pracownicy pogotowia, dla których śmierć kogoś była cenniejsza od życia.

Tekst Tomasza Patory czyta się bardzo szybko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Właśnie skończyłam książkę i siadam na gorąco do napisania recenzji.

Wiecie, że mam uraz do thrillerów psychologicznych, bo wiele razy się zawiodłam i niechętnie po nie sięgałam.

Anna Krystaszek to zmieniła! Swoim debiutem przywróciła mi wiarę w thrillery psychologiczne i w to, że nie muszą być one schematyczne i nudne.

Sześć lat temu policjantka na służbie zostaje ugodzona nożem. Wie kto jej to zrobił, ale zabrakło jej czasu, aby komuś o tym powiedzieć, ponieważ pomoc nie przybywa na czas i samotnie umiera. Czy komuś zależało, aby prawda, którą niedawno odkryła o rodzinie głównej bohaterki Magdy nie wyszła na jaw?

Krótko przed tym zdarzeniem, śmierć w wypadku samochodowym ponosi mąż i syn Magdy. Młoda kobieta długo nie może otrząsnąć się z tragedii, ale kiedy w końcu jej się to udaje, postanawia wrócić do swojego zawodu, czyli do bycia terapeutką.

Jednym z jej pacjentów jest Adam, którego życie nie oszczędzało już od najmłodszych lat. Swoim dziwnym zachowaniem wpędza Magdę w poczucie strachu.

Pewnego dnia za domem terapeutki zostaje znalezione ciało jej pacjentki. Czy te wszystkie morderstwa mogą być ze sobą połączone i doprowadzić do jednego sprawcy?

Wielowątkowa fabuła sprawiła, że ciężko było mi przewidzieć zakończenie. Autorka tak sprytnie wszystko przemyślała, że wątki mimo iż się przeplatały, to nie mieszały, ani nie wyprowadzały czytelnika z rytmu.

Podczas czytania nie zabrakło mi pozytywnych wrażeń i emocji. Ciężko było się oderwać od lektury, a kiedy akcja nabrała tempa, to nie było o tym mowy.

Bohaterzy byli prawdziwi. Mieli swoje wady, zalety i byli autentyczni. Książka napisana jest lekkim, nieprzekombinowanym językiem, dzięki czemu czyta się ją płynnie i z przyjemnością. Czasem nuży ilość zbędnych opisów, ale na to można przymknąć oko.

Ogromnym atutem jest zakończenie. Zupełnie się go nie spodziewałam, a epilog powalił mnie na łopatki.

Nie pozostaje mi nic innego jak trzymać Annę Krystaszek za słowo i oczekiwać kolejnych książek z nadzieją, że będą tak dobre albo jeszcze lepsze niż „W cieniu terapeutki”.

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję wydawnictwu Muza.

Właśnie skończyłam książkę i siadam na gorąco do napisania recenzji.

Wiecie, że mam uraz do thrillerów psychologicznych, bo wiele razy się zawiodłam i niechętnie po nie sięgałam.

Anna Krystaszek to zmieniła! Swoim debiutem przywróciła mi wiarę w thrillery psychologiczne i w to, że nie muszą być one schematyczne i nudne.

Sześć lat temu policjantka na służbie zostaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Większość ludzi zastanawia się, co się dzieje w głowach seryjnych morderców i gwałcicieli. Co musiało się wydarzyć w ich życiu, aby posunęli się do tak okrutnych czynów. Dzięki książce Magdy Omilianowicz możemy chociaż w małym stopniu poznać motywy działania jednego z najgroźniejszych polskich morderców.

„Wampir z Bytowa”, czyli Leszek Pękalski, to zagadka dla psychologów, psychiatrów, neurologów oraz śledczych. Zostaje mu przypisane około siedemdziesięciu morderstw i gwałtów na terenie całej Polski, do których początkowo się przyznaje, a następnie odwołuje swoje zeznania. W skutek tego zostaje skazany za jedno morderstwo i zbezczeszczenie zwłok na 25 lat pozbawienia wolności. Swoją karę odsiaduje w Areszcie Śledczym w Starogardzie Gdańskim. Jest jednym z przestępców, którego wyjścia na wolność boją się wszyscy, ponieważ jest bardzo duże podejrzenie, że Pękalski będzie nadal zabijał.

W swojej książce autorka nie przedstawia „Wampira z Bytowa” jako bestię. Stara się raczej wytłumaczyć jego działanie, co rzecz jasna jest trudne. Nie da się usprawiedliwić tego, że gdy mężczyzna poczuje ochotę na seks, to wybiera swoją ofiarę, zabija ją, a następnie zaspokaja swoje potrzeby. Po przeczytaniu reportażu mam wrażenie, że Leszek Pękalski jest ofiarą systemu lat 70/80/90, kiedy to ludzie upośledzeni psychicznie byli spychani na społeczny margines. Nikt się nimi nie interesował i nie starał się im pomóc, w skutek czego zostawali sami ze sobą, nie zdając sobie sprawy, że robią coś źle.

Reportaż jest bardzo ciekawie napisany. Ciężko się od niego oderwać, chce się czytać i poznawać kolejne losy ofiar i tok myślenia mordercy.

Podziwiam Panią Magdę Omilianowicz, że odnalazła w sobie tyle siły i odwagi, żeby porozmawiać z Leszkiem Pękalskim jako pierwsza osoba z zewnątrz. Autorka nie ocenia jego jako człowieka, ona go po prostu słucha i przedstawia fakty, aby czytelnik sam mógł wyrobić swoją opinię.

Uważam, że jest to reportaż dla ludzi o mocnych nerwach, bo wywołuje wiele negatywnych emocji i zostaje z nami na dłużej. Wzbudza też trochę strachu, ponieważ uderza w nasz system sprawiedliwości, który przez wiele lat nie był w stanie wyjaśnić tylu morderstw. Wiem, że minęło sporo czasu, technika poszła na przód, ale jakieś takie duże ziarno strachu zostaje zasiane.

Jest to drugie wydanie książki, wzbogacone o wstęp napisany przez Igora Brejdyganta- scenarzystę i autora książek.

Dziękuję bardzo za egzemplarz Kompani Mediowej.

Większość ludzi zastanawia się, co się dzieje w głowach seryjnych morderców i gwałcicieli. Co musiało się wydarzyć w ich życiu, aby posunęli się do tak okrutnych czynów. Dzięki książce Magdy Omilianowicz możemy chociaż w małym stopniu poznać motywy działania jednego z najgroźniejszych polskich morderców.

„Wampir z Bytowa”, czyli Leszek Pękalski, to zagadka dla psychologów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przemysław Piotrowski kolejny raz sprawił mi ogromną przyjemność z czytania, ale też przyprawił mnie o szybsze bicie serca.

Początek „Matni” nie zapowiadał aż takiej emocjonalnej bomby. Miałam nawet myśli porzucenia tej książki bardzo zawiedziona, ponieważ moje oczekiwania po serii z Igorem Brudnym były ogromne.

Zuza to młoda dziewczyna, której życie nie rozpieszcza. Wychowała się w domu dziecka, nie mogła znaleźć swojego miejsca, ani odnaleźć się w dorosłym życiu. Tak bardzo pragnęła, żeby ktoś ją pokochał, aż pewnego razu dała omotać się oszustowi, który zostawił ją z długami i bliźniaczą ciążą. Podczas wypłakiwania się swojej najlepszej przyjaciółce Agacie, z którą poznały się i wychowały w domu dziecka, podchodzi pewien mężczyzna i daje jej kwiaty na pocieszenie. Czy nieznany mężczyzna może odmienić jej życie? Jak się zapewne domyślacie, po Piotrowskim nie można spodziewać się happy endów.

Jestem pod wielkim wrażeniem, jak facet mógł napisać tak dobrą książkę, opowiedzianą przez kobietę. Kreacja bohaterów zasługuje naprawdę na wielkie uznanie. Są prawdziwi, nie są na siłę idealizowani. Jak każdy człowiek posiadają wady, zalety i wzbudzają wiele emocji. Nie da się od razu ich polubić albo znienawidzić. Żeby wyrobić sobie o nich zdanie, trzeba sporą część książki przeczytać.

„Matnia” to ciężki, klimatyczny i przerażający thriller, który porusza jeden z najobrzydliwszych tematów. Jaki? Nie zdradzę Wam, ponieważ historia już nie będzie tak ciekawa.

Jedyną rzeczą, o jaką mogę się przyczepić, to trochę za długi i spokojny początek. Nie polubiłam wtedy głównej bohaterki. Wręcz czekałam, aż w końcu spotka ją coś strasznego. Jednak w miarę upływu stron coraz bardziej zyskiwała moją sympatię, aż w pewnym momencie przyłapałam się na tym, że jej kibicuję i nie chcę, żeby stała się jej krzywda.

Cieszę się, że na rynku pojawia się coraz więcej kryminałów i thrillerów polskich autorów, ale na ten moment dla mnie polskim mistrzem tego gatunku zostaje Przemysław Piotrowski. Jeśli ktoś go jeszcze nie zna, to radzę szybko nadrobić zaległości. Obiecuję, że za którą książkę byście nie chwycili, to przyśpieszone bicie serca i ciarki na ciele macie gwarantowane.

Moja ocena: 8.5/10

Przemysław Piotrowski kolejny raz sprawił mi ogromną przyjemność z czytania, ale też przyprawił mnie o szybsze bicie serca.

Początek „Matni” nie zapowiadał aż takiej emocjonalnej bomby. Miałam nawet myśli porzucenia tej książki bardzo zawiedziona, ponieważ moje oczekiwania po serii z Igorem Brudnym były ogromne.

Zuza to młoda dziewczyna, której życie nie rozpieszcza....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W Łodzi szaleje seryjny morderca, który pozbawia swoje ofiary palców i wkłada w ich usta martwego ptaka. W pościg za okrutnym mordercą, który nie pozostawia po sobie żadnych śladów, wyrusza komisarz Kyrcz i podkomisarz Szolc.

Laura Wójcik jest z zawodu rysowniczką, mieszkającą w Łodzi od młodzieńczych lat, kiedy to postanowiła wyprowadzić się z rodzinnego domu i zerwać kontakt z matką. Od tamtej pory sama musi zarabiać pieniądze na swoje utrzymanie. Pewnego dnia młoda rysowniczka otrzymuje propozycję narysowania portretu mężczyzny. Z początku Laura się waha i boi, ale suma jaka została zaproponowana za tę usługę, nie pozostawia złudzeń, że jest to propozycja nie do odrzucenia.

Styl i motyw rysunków Laury jest niecodzienny, gdyż lubi ona rysować martwe zwierzęta, a najbardziej ptaki. Ma swoją teorię i przemyślenia, dlaczego akurat te rzeczy inspirują ją do działania, ale czy zdaje sobie sprawę, że jej rysunki są inspiracją dla mordercy?

„Martwy ptak” to bardzo dobrze napisana, trzymająca w napięciu książka. Ani przez chwilę się nie nudziłam. Zaciekawiły mnie wątki „miłosne” i cieszę się, że były potraktowane jako coś normalnego i autor tylko zaznaczył ich obecność, bez zbędnego rozwodzenia się. Od pierwszej strony poczułam szary, bury, brudny klimat Łodzi, dzięki czemu napisana historia jest spójna. Na koniec dałam się zaskoczyć autorowi. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, co wywarło na mnie jeszcze większe wrażenie.

Bałam się tej książki. Pisałam Wam o tym na stories, kiedy otrzymałam ją od wydawnictwa. Bałam się brutalnych opisów, ale teraz uważam, że takie recenzje były na wyrost. Czytałam brutalniejsze pozycje, a ta była tak po środku.

Trzymam kciuki za Macieja Kaźmierczaka, aby trzymał tak dobry poziom, bo wtedy będę zaczytywała się w jego książkach. Z niecierpliwością czekam na następne. Mam nadzieję, że się pojawią.

W Łodzi szaleje seryjny morderca, który pozbawia swoje ofiary palców i wkłada w ich usta martwego ptaka. W pościg za okrutnym mordercą, który nie pozostawia po sobie żadnych śladów, wyrusza komisarz Kyrcz i podkomisarz Szolc.

Laura Wójcik jest z zawodu rysowniczką, mieszkającą w Łodzi od młodzieńczych lat, kiedy to postanowiła wyprowadzić się z rodzinnego domu i zerwać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pod koniec lutego postanowiłam zlikwidować swój stos hańby, ponieważ powiększał się on w zastraszającym tempie. Jedną z pierwszych książek, które wybrałam, aby go zmniejszyć, był prezent od Seby na Święta, czyli „Pokaż mi” Marcela Mossa. Byłam bardzo ciekawa stylu tego autora, ponieważ słyszałam o nim wiele skrajnych opinii.

„Pokaż mi” to historia Łukasza, któremu nie układa się ani w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Z jednej strony jego związek z Jagodą, wieloletnią partnerką, nie układa się, a z drugiej jest ciągle atakowany przez swoją nową szefową. Aby chociaż na chwilę się od tego oderwać i wyluzować, daje się namówić przyjacielowi na zainstalowanie nowej aplikacji – „Pokaż mi”. Jest to aplikacja, w której użytkownicy wykonują polecenia „Królowej”, a następnie otrzymują za nie punkty. Zadania najczęściej mają podłoże erotyczne i często balansują na granicy prawa i przyzwoitości. Nagrodą za zdobycie największej ilości punktów jest osobiste spotkanie z „Królową”. Co jakiś czas „Królowa” pisze do Łukasza i wydaje mu się, że wywiązuje się między nimi więź. Mężczyzna uważa, że tylko ona rozumie jego problemy i wspiera go w trudnych chwilach, dlatego jeszcze bardziej angażuje się w tę internetową znajomość. Nawet nie zauważa, kiedy niepostrzeżenie zostaje wplątany w kryminalną intrygę, która pokazuje mu przerażającą prawdę.

Marcel Moss nie bawi się w zawiłe zagadki ani podchody z czytelnikiem. Cała brutalna prawda i to jak funkcjonuje człowiek w internetowym świecie jest wyłożone jak kawa na ławę. W pewnych momentach bardzo mnie to denerwowało, ponieważ czułam się jakby autor miał mnie za głupią i nie chciał dotrzeć do ambitniejszego czytelnika. Później jednak pomyślałam sobie, że nie każdy czyta tyle kryminałów co ja i nie każdy musi myśleć analitycznie, a jednak chciałby mieć przyjemność z czytania thrillerów.

INFANTYLNA – to określenie najczęściej mi się nasuwało podczas lektury, jednak po przeczytaniu całej książki nie mogę już go użyć. Zakończenie mnie nie zaskoczyło, ponieważ czułam, że może być taki przebieg zdarzeń, ale wywarło na mnie wrażenie.

Pan Moss to kolejny autor, który uświadamia mi, że warto sięgać częściej po thrillery polskich autorów, ponieważ mają predyspozycje do równej walki z zagranicznymi pisarzami, zresztą dosyć często przecenianymi.

Pochłonęłam książkę w 2 dni, jak na mnie to bardzo szybko. Historia, mimo iż nie jest wymyślna, to trzyma w napięciu. Najgorsze jest to, że im dalej ta historia postępuje, a zadania od „Królowej” robią się coraz niebezpieczniejsze, to człowiek nie jest tym zszokowany, ponieważ przywykł, że takie sytuacje mają miejsce codziennie. I to jest straszne, bo powinno pozostać fikcją literacką, a niestety coraz więcej ludzi bardziej angażuje się w życie wirtualne niż realne.

Na koniec z ręką na sercu przyznam się, że nie wiedziałam, że istnieje taki gatunek jak thriller erotyczny.

Na swoją listę chcę przeczytać wpisuję pozostałe książki Marcela Mossa, ponieważ liczę na to, że będzie to dobra odskocznia od ciężkiego, krwawego klimatu w jakim zanurzam się na co dzień.

Pod koniec lutego postanowiłam zlikwidować swój stos hańby, ponieważ powiększał się on w zastraszającym tempie. Jedną z pierwszych książek, które wybrałam, aby go zmniejszyć, był prezent od Seby na Święta, czyli „Pokaż mi” Marcela Mossa. Byłam bardzo ciekawa stylu tego autora, ponieważ słyszałam o nim wiele skrajnych opinii.

„Pokaż mi” to historia Łukasza, któremu nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

I znów C.J. Tudor wbiła mnie w fotel.

Po „Kredziarzu”, którego czytałam kilka lat temu (od razu po premierze), ale nadal mam go w pamięci, miałam co do tej książki duże oczekiwania. Wszystkie zostały spełnione nawet z nawiązką.

Pewnego popołudnia Gabe, wracając do domu, utknął w korku. Stał za starym samochodem obklejonym dziwnymi naklejkami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w pewnym momencie w tylnej szybie zobaczył dziewczynę, łudząco podobną do jego córki. Ta okazuje się być Izzi, jego córką, która rzekomo została zabita wraz z jego żoną.

Przez 3 lata Gabe jeździ autostradą w poszukiwaniu samochodu, w którym widział dziewczynkę.

W tym samym czasie Fran i jej córka Alice również przejechały wiele kilometrów autostradami, ale one uciekały przed niebezpieczeństwem. Fran, jako jedyna z głównych bohaterów, wie co spotkało żonę i córkę Gabe’a i co może spotkać Alice, jeśli ją odnajdą.

„Inni ludzie” to pełna emocji książka z idealnie wymyśloną intrygą, która wciąga czytelnika od pierwszych stron. Kibicujemy głównemu bohaterowi i trzymamy za niego kciuki, żeby odkrył prawdę za wszelką cenę. Chcemy happy endu, ale niestety z tym autorka przesadziła. Moim zdaniem zakończenie jest zbyt ‘cukierkowe’ w porównaniu do całości. Bardzo zaburza mi ono obraz całej historii i czuję przez nie niedosyt. Kolejnym moim zastrzeżeniem jest ten mały element science fiction. Po co? Nie wiem, nie rozumiem i chyba nie chcę rozumieć. Po prostu udam, że tego nie było, tak będzie najlepiej.

Jednak czy te wpadki są w stanie znacząco obniżyć moją ocenę? Nie, ponieważ przez większość książki byłam nią pochłonięta, urzeczona klimatem i związana z głównymi bohaterami, czyli dostałam prawie wszystko, czego oczekuję sięgając po daną lekturę.

Cieszę się, że w końcu miałam czas na „Innych ludzi”, ponieważ jest to prezent gwiazdkowy od mojej Antosi, więc chwilę czekał na swoją kolej.

I znów C.J. Tudor wbiła mnie w fotel.

Po „Kredziarzu”, którego czytałam kilka lat temu (od razu po premierze), ale nadal mam go w pamięci, miałam co do tej książki duże oczekiwania. Wszystkie zostały spełnione nawet z nawiązką.

Pewnego popołudnia Gabe, wracając do domu, utknął w korku. Stał za starym samochodem obklejonym dziwnymi naklejkami. Nie byłoby w tym nic...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dobrze wiecie, że romanse i obyczajówki, to nie do końca mój świat, ale tę książkę kupiłam z myślą o zabraniu jej do szpitala jak urodzę mojego Maluszka.

Pod koniec ciąży nie miałam ochoty na żadne trupy, morderstwa itp.

Mimo, że książka w szpitalu okazała się zbędna, bo nie miałam ochoty nic innego robić tylko patrzeć się na Tosię, to po powrocie do domu chętnie po nią sięgnęłam.

Lekka i przyjemna – dokładnie takiej książki w tamtym momencie potrzebowałam.

Nie był to nachalny romans. Autorka nie próbowała na siłę w każdym momencie nas rozśmieszyć do łez głupimi żarcikami. Humor moim zdaniem był wyważony i subtelny.

Historia głównych bohaterów jest mało prawdopodobna w realnym życiu, ale miło się ją przeżywało.

Tinny i Leon to zupełnie obcy sobie ludzie, którzy na ustalonych zasadach dzielą łóżko. Czego się nie robi, aby zaoszczędzić każdy grosz.

Tinny właśnie zerwała ze swoim chłopakiem i pilnie poszukuje taniego mieszkania, ponieważ pracując w niszowym wydawnictwie nie zarabia zbyt wiele.

Leon to pensjonariusz pracujący na nocne zmiany w domu opieki, który każdy zarobiony grosz odkłada na prawników, aby wyciągnęli jego brata z więzienia.

Jedną z zasad dzielenia wspólnego mieszkania jest to, że nie mogą się spotkać. Ale czy zasady nie są po to, żeby je łapać?

Łatwo się domyślić jak potoczy się historia bohaterów, ale warto przeczytać tę książkę dla samych wydarzeń w trakcie.

Idealna lektura na urlop. Lekka, niewymagająca skupienia i analizowania, w każdym momencie można ją odłożyć i wrócić bez wielkiego wdrażania się w klimat.

Podczas czytania naszła mnie jednak pewna myśl: czy większość książkowych (chociaż w sumie filmowych też) „zagubionych” bohaterek, które właśnie zakończyły swoje związki i nie wiedzą co ze sobą począć, są ładne i mają idealne ciała i nie zdają sobie z tego sprawy? Trochę mnie to denerwuje w kreowaniu bohaterek. Moim zdaniem to jest taka kreacja na zagubioną, szarą myszkę, ale z fajnymi cyckami. Drażni mnie to i jest to jeden z powodów kiedy wzdycham, przewracam oczami i mam ochotę odłożyć książkę.

Podsumowując w jednym zdaniu – urocza, ale nie słodkopierdząca historyjka miłosna z przewidywanym zakończeniem, którą polecam.

Dobrze wiecie, że romanse i obyczajówki, to nie do końca mój świat, ale tę książkę kupiłam z myślą o zabraniu jej do szpitala jak urodzę mojego Maluszka.

Pod koniec ciąży nie miałam ochoty na żadne trupy, morderstwa itp.

Mimo, że książka w szpitalu okazała się zbędna, bo nie miałam ochoty nic innego robić tylko patrzeć się na Tosię, to po powrocie do domu chętnie po nią...

więcej Pokaż mimo to