Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Obrzydliwa. Ohydna.
Z dobrym zakończeniem.

Obrzydliwa. Ohydna.
Z dobrym zakończeniem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem co mam myśleć o tej książce.

Nie wiem co mam myśleć o tej książce.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Marlene – kontrowersyjna, silna, bezkompromisowa, trudna, wymagająca i perfekcyjna. U schyłku życia, na siedemnaście lat zamyka się w swoim paryskim apartamencie, którego praktycznie nie opuszcza. Osamotniona, ale z poczuciem, że przeżyła swoje życie zgodnie z sobą. Była kobietą, która robiła, co chciała i kiedy chciała, nie zważając na innych.

Książka ciekawa, chociaż trochę nie tego się po niej spodziewałam. Narracja jest mocno osadzona w polskim kontekście i przedstawia już końcowy okres twórczości wybitnej artystki. W książce jest wiele wspomnień rodziny i współpracowników. Mocno zaakcentowano również relacje Marlene z rodakami, którzy uważali ją za zdrajczynię. I nawet wiele lat po wojnie, nie wybaczyli jej tego, że była po drugiej stronie.

Powiedziałabym, że ta książka to… zarys. Zarys, który pozwala nam poznać Marlene, ale również wzbudza w nas ciekawość by sięgnąć głębiej w jej historie.

Marlene – kontrowersyjna, silna, bezkompromisowa, trudna, wymagająca i perfekcyjna. U schyłku życia, na siedemnaście lat zamyka się w swoim paryskim apartamencie, którego praktycznie nie opuszcza. Osamotniona, ale z poczuciem, że przeżyła swoje życie zgodnie z sobą. Była kobietą, która robiła, co chciała i kiedy chciała, nie zważając na innych.

Książka ciekawa, chociaż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak bardzo ta prosta historia na mnie wpłynęła. To książka tak niewielka, a zawierająca w sobie taki ogromny pokład emocji. Wzruszająca... poruszająca. Zachwycił mnie styl narracji – nieoczywisty, plastyczny, subtelny i głęboki, ale jednocześnie ulotny i niezwykle nasycony intymnością. Ta intymność czasami sprawiała mi dyskomfort, zmuszała do wytchnienia i odłożenia książki, ale równocześnie prowokowała mnie do nieporzucania tej historii. Intrygowało mnie poznanie dalszych losów trójki zagubionych bohaterów i odkrycie zakończenia ich trudnej historii.

Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak bardzo ta prosta historia na mnie wpłynęła. To książka tak niewielka, a zawierająca w sobie taki ogromny pokład emocji. Wzruszająca... poruszająca. Zachwycił mnie styl narracji – nieoczywisty, plastyczny, subtelny i głęboki, ale jednocześnie ulotny i niezwykle nasycony intymnością. Ta intymność czasami sprawiała mi dyskomfort, zmuszała do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/czytania_mania/

Od razu zostajemy wrzuceni do bogatego i wielowymiarowego świata, w wir mrocznej, bezwzględnej wojny. Po pewnym czasie z tej zawieruchy wyłaniają się główni bohaterowie, a w nich poddani i wierni sojusznicy cesarzowej, Podpalacze Mostów, bywalcy gospody „Pod Feniksem”, prawdziwi władcy Darudżystaniu, potężni czarodzieje i bogowie. Wydarzenia są przedstawione z dwóch perspektyw: poddanych cesarzowej, walczących za Malazańskie Imperium oraz ludzi z Darudżystanu. Postacie są bardzo dobrze zbudowane i różnorodne. Poznajemy ich lęki, zmartwienia, motywacje, pragnienia. Moje serce zdecydowanie skradł korpulentny Kruppe, który mówi o sobie w trzeciej osobie, jest przezabawny i skrywa wiele tajemnic. Kibicowałam mocno Paranowi. Wręcz odczuwałam fizycznie jego dojmujące cierpienie, nieszczęście, zagubienie. Polubiłam Crokusa, nierozgarniętego młodzieńca i złodziejaszka. Anomander Rake był bardzo tajemniczy, a latający Odprysk Księżyca, którym włada, nadal wydaje mi się najbardziej intrygującym miejscem w tej historii. Mam problem z kobiecymi bohaterkami, ponieważ nie polubiłam ani Lorn, ani Żal. Kobiety raczej przedstawione są jako te złe, na które trzeba uważać. O Cesarzowej Lassen zaczęła myśleć dopiero po skończeniu książki, bo tak naprawdę nic o niej nie wiem. Jestem ogromnie ciekawa, czy w drugim tomie będzie jej więcej, bo chciałabym ją lepiej poznać. W „Ogrodach Księżyca” bardzo podoba mi się również to, że nie ma zbędnych słów i historii – wszystko ma znaczenie. Każda scena, dialogi, wydarzenia są istotne. Akcja trzyma czytelnika w ciągłym napięciu i oczekiwaniu. Sceny batalistyczne i pojedynki magiczne są po prostu świetne.

„To my, bogowie, jesteśmy teraz niewolnikami, a śmiertelnicy są naszymi panami, choć nie zdają sobie z tego sprawy.”

Trochę zawodzą relacje między bohaterami – są zbyt płytkie, słabo zarysowane. Nie da się przejąć ani uwierzyć w żadną relacje miłosną, jaka została zarysowana w tej historii. I to mi trochę nie zgrzytało, a nawet przeszkadzało, bo miało to duży wpływ na przemianę pewnego bohaterami. Liczyłam również, że pomiędzy zaprzyjaźnionymi postaciami będą rzucane cięte riposty lub rubaszny humor – niestety brak tego jest bardzo odczuwalny. Można również zarzucić, że fabuła jest zbyt chaotyczna i zagmatwana, ale uważam, że choć początek jest dość trudny do przebrnięcie, to później już wszystko staje się klarowniejsza. Pisarz nie skupia się tylko na wydarzeniach i intrygach, opisywaniu postaci czy poznawaniu ich myśli, ale czasami wtrąca jakiś filozoficzny smaczek. Erikson nie czerpie z Tolkiena, jak wielu dobrych pisarzy fantasy. Jego uniwersum jest oryginalne, świeże, inne. Magia jest podstawowym budulcem świata, bohaterowie korzystają z niej praktycznie cały czas, co wiążę się z pewnymi konsekwencjami. Do tego bogowie, którzy mieszają się w ludzkie żywoty – odbierają i dają życie. I mamy świetną powieść fantasy od której trudno się oderwać.
Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych książek fantasy, która przyniosła mi wiele radości i ekscytacji. Z zapartym tchem śledziłam dalsze losy bohaterów. Sporo elementów mnie zaskoczyło, a jeszcze więcej zaintrygowało. Podziwiam pomysłowość pisarza – stworzył wyjątkowy świat oraz mnóstwo, różnorodnych ras, nacji i istot. Sama nie wiem, jak Erikson nie pogubił się w kreowaniu tak wielowątkowej, monstrualnej historii. Ponoć „Ogrody Księżyca” są najsłabszą książką z serii, więc nie mogę się doczekać aż sięgnę po kontynuację.

https://www.instagram.com/czytania_mania/

Od razu zostajemy wrzuceni do bogatego i wielowymiarowego świata, w wir mrocznej, bezwzględnej wojny. Po pewnym czasie z tej zawieruchy wyłaniają się główni bohaterowie, a w nich poddani i wierni sojusznicy cesarzowej, Podpalacze Mostów, bywalcy gospody „Pod Feniksem”, prawdziwi władcy Darudżystaniu, potężni czarodzieje i bogowie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/czytania_mania/

Przypadł mi do gustu pomysł na fabułę. Głowna bohaterka jest rezolutna i odważna. Polubiłam ją, choć zdecydowanie moje serce skradła więź łącząca Nathaniela z Silasem. I oczywiście sam Silas, który jest postacią nieoczywistą, toczącą ciągłą walkę ze swoją prawdziwą naturą. Czuć było chemię między bohaterami. Podobał mi się nienachalny wątek romantyczny, który rozgrywał się w tle i nie był motywem przewodnim. Były momenty, w których parsknęłam śmiechem. Niektóre sceny mnie wzruszyły. Jednak nie obyło się bez niedociągnięć. Czasami irytowały mnie decyzje bohaterów, czasami nie podobało mi się na jaki tor wkracza akcja. Postać antagonisty była słabo rozbudowana. W ogóle zbyt szybko dowiadujemy się kim jest i jakie ma motywacje, plany. Cała intryga nie jest jakaś spektakularna, raczej dość oczywista i przewidywalna. Książka napisana jest przystępnym i lekkim stylem, lecz pojawiło się za mnóstwo porównań, które czasami były nietrafione. Ale w ostatecznym rozrachunku bawiłam się bardzo dobrze czytając tę książkę. Szczególnie, że zakończenie z pewnością zaskoczy czytelnika. Jest to literatura rozrywkowa, przyjemna, lekka.

https://www.instagram.com/czytania_mania/

Przypadł mi do gustu pomysł na fabułę. Głowna bohaterka jest rezolutna i odważna. Polubiłam ją, choć zdecydowanie moje serce skradła więź łącząca Nathaniela z Silasem. I oczywiście sam Silas, który jest postacią nieoczywistą, toczącą ciągłą walkę ze swoją prawdziwą naturą. Czuć było chemię między bohaterami. Podobał mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

BLOG: http://czytaniamania.blogspot.com/2017/10/piata-pora-roku-czyli-jak-konczy-sie.html#

GOODREADS: https://www.goodreads.com/review/show/2127850552?book_show_action=false&from_review_page=1


„Dla wszystkich zmuszonych walczyć o szacunek,
Który innym jest okazywany bez pytania.”

Historia przedstawiona jest z perspektywy trzech kobiet – Damayai, Sjen i Essun.
Damaya jest młodą dziewczyną, która musi odejść z rodzinnego domu, kiedy odkrywa, że jest górotworem. Razem ze Stróżem udaje się do miejsca w którym żyją wszystkie istoty z jej gatunku. Tam przejdzie prawdziwą szkołę życia.
Sjen jest młodą, ambitną kobietą, która chce zdobyć kolejny pierścień. zdobędzie go, gdy wypełni misję, ale nic nie potoczy się tak jakby tego przypuszczała. Czy prawda otworzy jej oczy?
Essun to z pozoru normalna nauczycielka. Kobieta taka jak reszta. Lecz pewnego dnia znajduje zwłoki swojego synka. Jej mąż zabił go i uprowadził drugie dziecko. Zrozpaczona Essun pragnie tylko pomścić swoje dzieci. Rusza w podróż, a świat, jaki zna – dogorywa.
Z górotwórstwem łączy się wykluczenie, strach, samodyscyplina, całkowite podporządkowanie. Trzy kobiety przedstawiają nam różne historie, które w pewnym momencie się ze sobą splatają. Wszystkie borykają się z problemami, muszą walczyć o przetrwanie i z własnymi „demonami” w świecie, który się kończy.

„Piąta Pora Roku” ma bardzo dużo mocnych stron: bardzo dobry warsztat pisarki N.K. Jemisin, niesamowitą koncepcję, intrygujący świat, bogatą i dopracowaną historię, mnóstwo tajemnic, interesujące prawo.
Pierwszy raz, dzięki tej książce, spotkałam się z tak ciekawym pomysłem na narrację. Było to w rozdziałach Essun. Bardzo mi się to spodobało. Było w tym coś bardzo prostego, ale również szalenie oryginalnego, nowego. Taki powiew świeżości.
Tak, o tej książce z całą pewnością można powiedzieć „nietypowa”, „inna” i „intrygująca”.

Pod otoczką tego fantastycznego świata możemy doszukać się problemów, które rozgrywają się w rzeczywistości. Poruszane są tematy tolerancji, dyskryminacji, szacunku, ekologii, zaniedbania. Z pewnością jest to książka ważna i dobra, ale … nie aż tak dobra, jak się po niej spodziewałam.
Nudziłam się.
Strasznie się nudziłam.
Akcja ciągnęła się niemiłosiernie. Powoli, powolutku. Pewne zabiegi było bardzo łatwo przewidzieć. Niektóre zdarzenia nie były w żaden sposób ujmujące, interesujące czy poruszające.
Spodziewałam się, że książka mnie porwie, że nie będę mogła jej odłożyć dopóki jej nie skończę, że zawładnie mną w ten niesamowity sposób, który tak uwielbiam. A tu było wręcz tak, że przeczytawszy kilka stron – robiłam się senna. Powieki mi opadały, a ja wygodnie układałam się w ramionach Morfeusza.
No, chyba nie tak powinno być!

Przez całą książkę miałam do bohaterów obojętny stosunek. Nie polubiłam żadnej postaci! Żadnej! To chyba najbardziej mnie wkurzyło!
Jednakże, mam takie przeczucie, że „Piąta Pora Roku” jest dopiero rozgrzewką przed tym co nas czeka w dalszych częściach.
Wierzę, głęboko wierzę, w to, że pozostałe części będą lepsze, bardziej ciekawe i zajmujące. W tej książce autorka musiała bardzo dużo opowiedzieć, przedstawić świat, bohaterów i problematykę. Dlatego mam nadzieję, że pozostałe części spełnią moje wymagania.
Zdecydowanie nie powiem „nie” „The Broken Earth”, ponieważ gdzieś tam w duchu wiem, że to jedna z tych serii.

BLOG: http://czytaniamania.blogspot.com/2017/10/piata-pora-roku-czyli-jak-konczy-sie.html#

GOODREADS: https://www.goodreads.com/review/show/2127850552?book_show_action=false&from_review_page=1


„Dla wszystkich zmuszonych walczyć o szacunek,
Który innym jest okazywany bez pytania.”

Historia przedstawiona jest z perspektywy trzech kobiet – Damayai, Sjen i Essun.
Damaya...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://czytaniamania.blogspot.com/2017/04/gaeziste-czyli-polski-thriller.html


„Gałęziste” to debiut młodego, polskiego pisarza Artura Urbanowicza. Powieść rozpoczyna się od momentu, w którym Karolina razem ze swoim chłopakiem – Tomkiem, chcąc poprawić relacje i ponownie rozbudzić żar w związku wybierają się na kilkudniową wycieczkę po Suwalszczyźnie. Od samego początku wszystko nic nie idzie po ich myśli. Tomek ma napad hipoglikemii, Karolina miewa dziwne sny, a na dodatek trafili do zupełnie innego miejsca niż planowali. Do Białodębów – małej wsi otoczonej lasem i tylko lasem. Tomek z Karoliną są świadkami dziwnych, niepokojących zjawisk. Ale nic nie jest takie, jak się im wydaje.
Z czystym sumieniem mogę napisać, że takiej książki jeszcze nie czytałam. Lecz czy to dobrze? Czy wręcz przeciwnie?
Zacznę od atutów. Autor „Gałęziste” prowadzi nieczystą grę z czytelnikiem, który nie może być niczego pewny. Artur Urbanownicz stworzył niesamowity klimat niepokojącego i mrocznego lasu, a zakończenie powieści był bardzo, ale to bardzo nieprzewidywalne! Zdarzały się momenty, które spowalniały akcje. Były przegadane, toporne i niepotrzebne. Pisarz bardzo ciekawie nawiązywał do miejscowych legend i wierzeń. Muszę pochwalić pana Artura za bardzo starannie dopracowaną fabułę. Książka porusza wiele tematów, jednak głównym motywem tej powieści jest wiara. Jest to dość ciężki i trudny temat, lecz pisarz bardzo dobrze go poprowadził. A dzięki wątkowi podróży mogliśmy poznać ciekawe miejsca i poczuć niesamowitą atmosferę Suwalszczyzny, ale uprzedzam – po tej książce, mało kto z Was będzie chciał się udać na wycieczkę w te tereny.
Nie przywykłam czytać książek napisanych tak ciężkim, potocznym stylem. Nie uważam jednak by było to minus tej powieści, ale taka stylizacja językowa zdecydowanie nie leży w moim guście. Negatywem natomiast jest dla mnie relacja pomiędzy Tomkiem, a Karoliną. Opierała się ona tylko na dwóch filarach – kłótni i zgodzie, co z czasem stało się strasznie irytujące.
Jeżeli lubicie tematykę horroru i grozy to polecam Wam tę książkę.

http://czytaniamania.blogspot.com/2017/04/gaeziste-czyli-polski-thriller.html


„Gałęziste” to debiut młodego, polskiego pisarza Artura Urbanowicza. Powieść rozpoczyna się od momentu, w którym Karolina razem ze swoim chłopakiem – Tomkiem, chcąc poprawić relacje i ponownie rozbudzić żar w związku wybierają się na kilkudniową wycieczkę po Suwalszczyźnie. Od samego początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu zachwycających opinii o tej książce postanowiłam również wziąć się za lekturę. I na początku nic nie zapowiadało by opinie o „Słowiku” były przesadzone… lecz później coś poszło nie tak. I chyba jestem jedyną z nielicznych osób, której ta książka się nie spodobała.

„Słowik” jest powieścią ckliwą, lekką i nastawioną na wywoływanie konkretnych emocji w czytelniku. To autorka narzucała nam, jak w danym momencie mamy się czuć. W książce wszystko jest czarno-białe, nie ma żadnych moralnych dylematów, nie ma momentów w których zatrzymalibyśmy się po to by przemyśleć konkretną sytuację i odpowiedzieć sobie na pytanie: „Co ja bym zrobiła?”.

Czytając o bohaterach i wydarzeniach miałam wrażenie, że przedstawiono to w sposób strasznie powierzchowny. Do połowy książki miałam przed sobą duplikat „Francuskiej Suity”. Pisarka opisała naprawdę straszne zdarzenia, lecz w sposób, który na mnie nie zadziałał. Jestem bardzo wrażliwą osobą i zawsze czytając o takich rzeczach czułam smutek i bezradność. Tu – nie czułam nic, oprócz irytacji i złości. Do teraz nie mogę wyzbyć się z pamięci marszu śmierci – sceny opisanej tak płytko i nieprecyzyjnie. Sceny, która zasłużyła sobie na więcej niż jedną stronę!

Trzeba też nadmienić, że wielowątkowość fabularna jest ogromna. W „Słowiku” znajdziemy wszystkie motywy kojarzące nam się z wojną, przez co powieść jest rozwlekła, ale też przewidywalna.

O bohaterach mogę powiedzieć tylko tyle, że do żadnego z nich nie poczułam sympatii. Ich emocje były mało porywające, puste, okrojone… bezbarwne. Skomplikowane relacje między siostrami wydawały mi się rozdmuchane i wyolbrzymione.

Ostatnim aspektem jaki chce poruszyć to – język. Miałam nieodparte wrażenie, że powieść została napisana wprost na scenariusz do filmu, a dialogi były tragiczne! Miały być patetyczne i poruszające. Wyszły naiwne, cukierkowe i… kojarzące mi się tylko z tandetnymi marketingowymi hasłami. Brak w nich było jakiegokolwiek realizmu. I oprócz tego używanie słów „serio”; „fajnie” w książce, gdzie historia rozgrywa się w latach 40 to dla mnie lekka przesada.


http://czytaniamania.blogspot.com/

Po przeczytaniu zachwycających opinii o tej książce postanowiłam również wziąć się za lekturę. I na początku nic nie zapowiadało by opinie o „Słowiku” były przesadzone… lecz później coś poszło nie tak. I chyba jestem jedyną z nielicznych osób, której ta książka się nie spodobała.

„Słowik” jest powieścią ckliwą, lekką i nastawioną na wywoływanie konkretnych emocji w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgając po książkę Tarryn Fisher nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Kupiłam ją impulsywnie i w każdej wolnej chwili – bo trwała wtedy sesja – zagłębiałam się w jej zawiłą historię. Po jej zakończeniu miałam mętlik w głowie. Nie umiałam sobie odpowiedzieć na proste pytanie – czy jest dobra, czy zła? A co gorsza – nie wiedziałam czy to co przeczytałam mi się podobało. I powiem: i tak, i nie.

Styl pisania Fisher jest poprawny. Tematyka powieści jest taka, że nie da się używać barwnych, patetycznych i rozbudowanych opisów. Jedyne co wprawiło mnie w lekki stan irytacji to skakanie – dość częste – z wątku na wątek, przez co czułam się lekko zdezorientowana i musiałam wracać do wcześniejszej strony, by upewnić się czy czegoś nie przeoczyłam. Pojawiał się temat 1, a potem nagle autorka skacze do tematu 2 i wspomina jeszcze o temacie 3, a potem znowu kontynuuje temat 1 – no, to można się lekko pogubić. Uważam też, że kilka kwestii w książce mogłoby zostać wytłumaczone dokładniej, ponieważ gdy dotarłam do końca powieści zastanawiałam się, czy zrozumiałam wszystko to, co autorka chciała przekazać.

Wydarzenia w tej książce są wstrząsające, jednak podczas czytania nie czułam strachu, przerażenia ani obrzydzenia. Po prostu nie czułam tych wydarzeń tak mocno. Może przez bezemocjonalny opis? A może przez to, że naczytałam się już Kingów, Larssonów i Cobenów – którym, nie okłamujmy się, Tarryn Fisher nie dorasta (jeszcze) do pięt. Jednak wierzę w tą młodą pisarkę i jej potencjał.

O bohaterach też wypada wspomnieć. Z pewnością są to bohaterowie barwni i nietuzinkowi z którymi jednak nie udało mi się zżyć ani utożsamić. Problem polegał na tym, że pochodzimy z różnych światów.

Co do najważniejszego w tej książce: wątku moralnego – muszę przyznać, że z tym autorka poradziła sobie najlepiej. Czytelnik śledząc akcję wciąż zastanawia się czy to co robi Margo jest dobre czy złe i… co ja bym zrobiła na jej miejscu, gdybym znalazła się w podobnej sytuacji? Bardzo lubię książki, które zmuszają do refleksji, a „Margo” z pewnością taką książką jest i to od nas zależy czy dostanie rozgrzeszenie, czy ją potępimy. Psychologii w tej książce jest bardzo dużo, co akurat mi się podoba, jednak „Margo” wydaje mi się książką pozbawioną duszy – (dosłownie i w przenośni). Fisher dobrze ją prowadzi, jej styl jest w pewien sposób oryginalny, a cała akcja przemyślana, jednak czegoś na stronach „Margo” zabrakło. Jakiejś ukrytej mocy, która robi z książki (arcy)dzieło.




http://czytaniamania.blogspot.com/

Sięgając po książkę Tarryn Fisher nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Kupiłam ją impulsywnie i w każdej wolnej chwili – bo trwała wtedy sesja – zagłębiałam się w jej zawiłą historię. Po jej zakończeniu miałam mętlik w głowie. Nie umiałam sobie odpowiedzieć na proste pytanie – czy jest dobra, czy zła? A co gorsza – nie wiedziałam czy to co przeczytałam mi się podobało....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dotychczas najgorsza książka z całego cyklu.

Dotychczas najgorsza książka z całego cyklu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Amerykańskich bogów” postanowiłam przeczytać po obejrzeniu zwiastunu serialu, który swoją premierę będzie miał w 2017 roku. Jestem wyznawczynią zasady „najpierw książka, później film”, więc przy pierwszej napotkanej okazji wypożyczyłam powieść Neila Gaimana.
Muszę przyznać, że tak dobrej książki (na podstawie mitów i wierzeń) do tej pory nie miałam przyjemności przeczytać. Chociaż początkowo miałam trudności by wczuć się w prezentowany świat, to z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej dystans pomiędzy mną, a wykreowanym światem malał. Neil ma bardzo specyficzny styl pisania – możliwe, że nie każdemu przypadnie do gustu – ja natomiast nie mam żadnych zastrzeżeń! Książka przepełniona jest uwielbianym przeze mnie czarnym humorem i wydarzeniami, których się nie spodziewałam. Czytając tę książkę nie można przewidzieć jak potoczą się losy Cienia – najbardziej tajemniczej postaci z jaką się zetknęłam. Poznając świat stworzony przez Gaimana zauważymy jak wielki wysiłek i ciężką pracę pisarz włożył w tą powieść. Panteon przedstawionych bogów – tych znanych, mniej rozpoznawalnych i tych, o których istnieniu nikt już praktycznie nie pamięta – jest przeogromny.
„Amerykańscy bogowie” to powieść głęboka, magiczna i mądra. Neil uzmysławia czytelnikowi, że z upływem czasu ludzie zmieniają wiarę. Niegdyś w Polsce wierzono w Peruna, Czarnoboga, Marzannę. Kto dziś o nich pamięta? Czy ich postacie przetrwałyby w ludzkiej pamięci, gdyby nie fantastyka? Neil Gaiman dzięki historiom przedstawionym w „Amerykańskich bogach” pokazuje nam, że człowiek zawsze w coś wierzy… Wierzy, a później zapomina. Nic nie jesteś nieśmiertelne – nawet bogowie.
Głównego bohatera – lakonicznego Cienia, można porównać do everyman’a. Jest on postacią wyrazistą, ale bardzo trudną do poznania. Uniwersalną, jednakże oryginalną. Człowiekiem skrzywdzonym i zranionym, ale z ogromnym sercem. Chciało się mu towarzyszyć w podróży po Ameryce, a czasami miało się ogromną ochotę go przytulić i pocieszyć.
Jonathan Carroll przywołuje słowa Pablo Neruda „nie przeczytać tej powieści, to tak jak nie skosztować pomarańczy”. Powieść ta stała się literackim klasykiem. Tak niesamowitej, oryginalnej i mądrej książki już dawno nie przeczytałam. Neil opowiada nam niewiarygodnie magiczną opowieść, a my wierzymy w jej (jakże nieistniejący) realizm.

czytaniamania.blogspot.com

„Amerykańskich bogów” postanowiłam przeczytać po obejrzeniu zwiastunu serialu, który swoją premierę będzie miał w 2017 roku. Jestem wyznawczynią zasady „najpierw książka, później film”, więc przy pierwszej napotkanej okazji wypożyczyłam powieść Neila Gaimana.
Muszę przyznać, że tak dobrej książki (na podstawie mitów i wierzeń) do tej pory nie miałam przyjemności...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

John Grisham nie tylko przenosi nas tą historią w świat dzikiej Brazylii, ale także pokazuje upadek moralny ludzi. Ich chęć bogactwa nawet jeżeli będzie się to łączyło z pójściem po trupach. Prosto, otwarcie i brutalnie pisarz pokazuje, że pieniądz stał się religią współczesnych ludzi. Minusem tej książki być akcja, która rozgrywa się powoli i nie ma zbyt dużo do zaoferowania czytelnikowi, ponieważ tak naprawdę ta powieść porusza tylko jeden temat. Nie znajdziemy tu wątków pobocznych, które tak świetnie ozdabiają fabuły powieści. Mi osobiście przeszkadzało to, że było za mało psychologicznej strony bohaterów. Na początku też czułam się lekko zdezorientowana, ponieważ od razu zaprezentowana jest Nam duża ilość postaci. Nie do końca wiedziałam kto jest kim. Nie zżyłam się jakoś z bohaterami. Żadnego nie polubiłam, ani znienawidziłam. Powodem tego było to, że postacie były stworzone dość płytko co skutkowało tym, że byli bezbarwni. Plusem – bardzo dużym – tej książki, jest temat, który Grisham porusza. Po przeczytaniu tej książki każdy będzie miał refleksje odnośnie tego, jak człowiek jest zniewolony żądzą pieniądza.
Pierwsze spotkanie z tym autorem zaliczam do udanych, chociaż z opinii innych czytelników wnioskuję, że czekają mnie o wiele lepsze książki autorstwa Grishama.

John Grisham nie tylko przenosi nas tą historią w świat dzikiej Brazylii, ale także pokazuje upadek moralny ludzi. Ich chęć bogactwa nawet jeżeli będzie się to łączyło z pójściem po trupach. Prosto, otwarcie i brutalnie pisarz pokazuje, że pieniądz stał się religią współczesnych ludzi. Minusem tej książki być akcja, która rozgrywa się powoli i nie ma zbyt dużo do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Noc w Orient Expresie" to typowa przedstawicielka swojego gatunku, aczkolwiek znakomita narracja, świetnie nakreśleni bohaterowie i barwnie opisane weneckie widoki zabierają czytelnika nie tylko w świat wielkiej namiętności, ale także do krainy rozmyślań i refleksji.
Autorka nie buduje fabuły na wydarzeniach skupionych wokół jednej postaci, ale opowiada nam historie pięciu par, które z różnych zrządzeń losowych wybierają się do Wenecji luksusowym pociągiem Orient Express. I chociaż akcji tu mało, a niektórzy recenzenci zarzucają tej książce, że jej potencjał nie został do końca wykorzystany - mi jednak ta pozycja bardzo się spodobała zwłaszcza dlatego, że ukazywała różne rodzaje miłości. Zmusiła mnie do wielu refleksji. Mogę zapewnić, że miłośnicy gatunku nie będą rozczarowani książką. Na portalu „Woman&Home” napisano: „mistrzowska powieść o miłości, pożądaniu, nadziei i marzeniach” – ja zdecydowanie zgadzam się z tą opinią, chociaż dodałabym, że to powieść również o tęsknocie.
Po przeczytaniu „Nocy w Orient Expressie” nie Paryż będzie dla Ciebie miastem miłości, a skromna i malownicza Wenecja!

czytaniamania.blogspot.com

"Noc w Orient Expresie" to typowa przedstawicielka swojego gatunku, aczkolwiek znakomita narracja, świetnie nakreśleni bohaterowie i barwnie opisane weneckie widoki zabierają czytelnika nie tylko w świat wielkiej namiętności, ale także do krainy rozmyślań i refleksji.
Autorka nie buduje fabuły na wydarzeniach skupionych wokół jednej postaci, ale opowiada nam historie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Victoria Aveyard stworzyła „Czerwoną Królową” czerpiąc inspirację z młodzieżowych bestsellerów. Osobiście nie jestem miłośniczką literatury młodzieżowej, dlatego bardzo przeszkadzało mi ile podobnych motywów i schematów autorka wykorzystała w swojej historii. I chociaż czytało mi się tą powieść naprawdę bardzo dobrze, a Cal dołączył do grupki bohaterów, których darzę ogromna sympatią – to zawsze z tyłu głowy krążyły mi słowa „ale to już było”…
„Czerwona Królowa” to napisany dobrym stylem zlepek wielu motywów zaczerpniętych z innych książek. W powieści mamy bardzo wyraźnie zaznaczony podział na dobrych i złych, co ujmuje całej historii, bo ludzie nie są złożeni tylko z tych dwóch przeciwieństw. Bohaterowie zostali przedstawieni powierzchownie, głównie dlatego, że przyćmił ich motyw rebelii. Największym minusem jest jednak kreacja głównej bohaterki którą - muszę przyznać szczerze - lubiłam tylko z początku. Jej zachowanie z biegiem historii staje się nielogiczne, a ona sama z silnej dziewczyny przeistacza się w naiwną dziewuszkę od błyskawic. Nie lubię i nie szanuję takich bohaterek lub (poprawniej byłoby napisać) pisarzy, którzy tworzą takie postacie.
„Czerwona Królowa” nie ma w sobie nic szczególnego co mogłoby ją wyróżniać na tle innych książek, chociaż historia jest dobrze poprowadzona. Możliwe, że kiedyś przeczytam drugą część „Czerwonej Królowej”, ale zdecydowanie zrobię to tylko dla Cala, chociaż i tak ten bohater pojawiał się – jak dla mnie – za rzadko i był najbardziej skrzywdzoną postacią w tej historii. Chcecie wiedzieć dlaczego? Przeczytajcie!

http://czytaniamania.blogspot.com/

Victoria Aveyard stworzyła „Czerwoną Królową” czerpiąc inspirację z młodzieżowych bestsellerów. Osobiście nie jestem miłośniczką literatury młodzieżowej, dlatego bardzo przeszkadzało mi ile podobnych motywów i schematów autorka wykorzystała w swojej historii. I chociaż czytało mi się tą powieść naprawdę bardzo dobrze, a Cal dołączył do grupki bohaterów, których darzę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Może będziecie uważać, że przesadzam odnośnie tej książki i samego autora, ale dla mnie Brandon Sanderson jest fenomenalnym twórcą! Uważam, że jest jednym z lepszych pisarzy fantasty, ponieważ nie tworzy fabuły książek w kanonie schematów przypisywanych temu gatunkowi, a uniwersalne wzorce umie przemienić w coś nowego i niesamowitego.
Uwielbiam w jego książkach dopracowaną fabułę i niespodziewane zwroty akcji.
Uwielbiam plastycznie wykreowanego świata, który łatwo możemy sobie wyobrazić, a jeszcze łatwiej się do niego przenieść.
Uwielbiam oryginalność i pomysłowość autora w sferze magii.
Ale przede wszystkim uwielbiam bohaterów, których pisarz nakreślił bardzo realistycznie, bez zbędnego patosu i idealizacji. Bohaterowie są po prostu ludzcy, chociaż posiadają pewne nadnaturalne talenty. Mają wady i zalety. Walczą ze swoimi słabościami, popełniają błędy, ponoszą konsekwencje swoich czynów i … nie są niezwyciężeni.
Żadna postać, którą poznałam w tej książce nie została mi obojętna. Do niektórych czułam niechęć i odrazę, innych pokochałam – ale z każdym wiązała się jakaś emocja i to jest właśnie niesamowite!
Bandy Kelsiera nie dało się nie pokochać. Dockson, Ham, Brezze czy nawet małomówny, odseparowany Clubs… - każdy z nich był inny. Mieli różne charaktery, różną przeszłość i różne nastawienie do życia, ale byli po prostu cudowni! Pokochałam całą grupę, jak i każdego z osobna.
Vin była postacią, którą poszukiwałam od dawien dawna! Jestem nadwrażliwa na naiwne i głupiutkie kobiece charakterki… A Vin właśnie pokazuje, że nie każda bohaterka taka musi być. Na przestrzeni historii opisanej w książce przechodzi metamorfozę. Z dziewczyny staje się kobietą. Widzimy jak walczy... jak się nie poddaje… jak się zmienia. Jest chyba jedyną damską bohaterką, którą naprawdę lubię i której nie mogę nic zarzucić. Zachowywała się tak jak powinna w sytuacjach, które na nią spadły.
Kelsiera specjalnie zostawiłam na koniec, ponieważ do tej postaci przywiązałam się najbardziej. I to dzięki niemu ta książka jest tak dla mnie wyjątkowa. Dzięki niemu najwięcej się śmiałam i najwięcej płakałam.
Warto przeczytać, bo Brandon jest mistrzem w swoim fachu.

Może będziecie uważać, że przesadzam odnośnie tej książki i samego autora, ale dla mnie Brandon Sanderson jest fenomenalnym twórcą! Uważam, że jest jednym z lepszych pisarzy fantasty, ponieważ nie tworzy fabuły książek w kanonie schematów przypisywanych temu gatunkowi, a uniwersalne wzorce umie przemienić w coś nowego i niesamowitego.
Uwielbiam w jego książkach dopracowaną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Bazar Złych Snów” to zbiór dwudziestu opowiadań poprzedzonych przedmową autora. Czytając tę pozycję miałam wrażenie nieustającego kontaktu z Kingiem – jak gdyby stał obok z dłonią opartą o moje ramie i prowadził przez opisane historie. I chociaż często staram się czytać opowiadania – bo sama je piszę – to „Bazar Złych Snów” był najlepszym zbiorem krótkich form literackich, jakie do tej pory przeczytałam.

„Bazar Złych Snów” to zbiór dwudziestu opowiadań poprzedzonych przedmową autora. Czytając tę pozycję miałam wrażenie nieustającego kontaktu z Kingiem – jak gdyby stał obok z dłonią opartą o moje ramie i prowadził przez opisane historie. I chociaż często staram się czytać opowiadania – bo sama je piszę – to „Bazar Złych Snów” był najlepszym zbiorem krótkich form literackich,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka złamała mi serce.

Ta książka złamała mi serce.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam świat Nocnych Łowców.

Uwielbiam świat Nocnych Łowców.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Irytująca postać Patrycji.

Irytująca postać Patrycji.

Pokaż mimo to