-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel5
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2019-05-01
2019-03-25
Zamiast szarej rzeczywistości za oknem, zamiast sporów politycznych i społecznych, zamiast narzekania na codzienne smutki, przeczytałem trzecią część przygód Marii Kostka z zamku Kostka. I od razu zrobiło mi się przyjemniej. Bo nic tak nie poprawia humoru, jak problemy (a jeszcze bardziej nieszczęścia) innych.
Okładając na bok złośliwości, mogę powiedzieć, że książka Bocka to znakomity relaks, niezły humor i całkiem realistyczne sytuacje. To prawda, że dzieją się w Czechach, że różni nas mentalność i poczucie humoru, ale przecież i oni, i my żyjemy w kraju postkomunistycznym i pewne zjawiska są podobne.
Co mi się podoba? Galeria postaci, nawarstwianie problemów, wynikających z kontaktu z codziennością, przyziemnych problemów. Podoba mi się barwny język, różny dla poszczególnych postaci.
Może nie jest to literatura na literackiego Nobla, ale czyta się to mile i to wystarczy. Mnie się podoba. I dobrze, ze jest kolejna część przygód arystokratki Marii.
Zamiast szarej rzeczywistości za oknem, zamiast sporów politycznych i społecznych, zamiast narzekania na codzienne smutki, przeczytałem trzecią część przygód Marii Kostka z zamku Kostka. I od razu zrobiło mi się przyjemniej. Bo nic tak nie poprawia humoru, jak problemy (a jeszcze bardziej nieszczęścia) innych.
Okładając na bok złośliwości, mogę powiedzieć, że książka Bocka...
2018-07-23
Kasztelan zamku na Morawach to takie skrzyżowanie kustosza z dyrektorem administracyjnym. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Kasztelanem zostaje, chyba trochę z przypadku, bohater i narrator w jednej osobie. Pisuje on, nie zawsze regularnie, swój dziennik z pobytu w nowym miejscu, bo jako prażanin staje nagle w obliczu zupełnie innego świata. Ale - niczemu nie należy się dziwić - i z tą dewizą trwa na zamku mimo wielu przeciwności - spraw rodzinnych, problemów zdrowotnych, lokalnych władz i lokalnych układów, pracowników...
To nie jest książka pełna humoru, jak cykl o arystokratce tegoż autora. Jest to jednak bardzo prawdziwe widzenie świata postkomunistycznego, pełnego sprzeczności i dziwactw w atmosferze starego zamku, pełnego trzasków, kroków, starych mebli i starych właścicieli lub administratorów. Jest to też studium wsiąkania w szczególnego rodzaju pracę głównego bohatera, Wiktora.
Jest to też podsumowanie dotychczasowego życia i zmiany priorytetów. Potrzeba dostrzeżenia, że wielkie, ważne inteligenckie (i nie tylko) potrzeby nijak się mają do prawdziwych potrzeb człowieka, nawet wykształconego. I dlatego jako kwintesencję powieści zacytuję monolog Wiktora po kłótni z żoną:
"Tylko dlaczego, do cholery, wciąż nie może zrozumieć, że to, czego tak jej brakuje, to same niepotrzebne rzeczy? Po co jej to wszystko? Cała ta quasi-kultura, koślawe pląsy beznogich artystów, wszystkie te gadki o gównie?
Owszem, zmieniłem się. Mnie to już po prostu nie interesuje.
A jej argumenty, że karłowacieję mentalnie, są śmieszne. Że nie czytam gazet i nie jestem ciekaw, na którym końcu świata jakieś zero pierdnęło, ze nie chodzę do kina na głupie, amerykańskie szmiry, że nie oglądam rakotwórczej telewizji, że nie słucham eunuchów z radia, że nie zamierzam podziwiać kupy piasku albo zakonserwowanego cielęcia jako dzieła sztuki, że nie czytam współczesnej literatury, która przeraża mnie równie mocno jak rak prostaty, że zbytecznym wydaje mi się posiadanie poglądu na każdy bzdet, że wolę naprawić spłuczkę w kiblu niż słuchać bzdur o postmodernistycznej cywilizacji globalnej, że dziesięciominutowa rozmowa z Fialą [ogrodnik i pijak] daje mi sto razy więcej przyjemności niż semestr funkcjonalizmu, że nigdzie się nie wpycham i nie przedzieram...
Jeśli według niej to wszystko oznacza rozwój duchowy - to owszem, przyznaję, że karłowacieję. I zdecydowanie zamierzam karłowacieć dalej".
Warto, warto przeczytać.
Kasztelan zamku na Morawach to takie skrzyżowanie kustosza z dyrektorem administracyjnym. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Kasztelanem zostaje, chyba trochę z przypadku, bohater i narrator w jednej osobie. Pisuje on, nie zawsze regularnie, swój dziennik z pobytu w nowym miejscu, bo jako prażanin staje nagle w obliczu zupełnie innego świata. Ale - niczemu nie należy się...
2018-07-12
Styl autora się nie zmienił i nadal jest lekki i soczysty. A jednak druga część Arystokratki już nie jest tak znakomity, jak pierwszy. Wydaje mi się, że to kwestia tematu i postaci. Znamy już z pierwszego tomu charakter, fobie i przywary bohaterów, a ponieważ nowi się nie pojawili, dotychczasowi niczym nas już nie zaskakują. Część pierwsza niosła pewne niespodzianki, druga - to codzienność bycia panem - i zarazem sługą - szlacheckiej posiadłości. Oczywiście, mamy wciąż wisielczy, surrealistyczny lub plebejski humor, ale to już tak nie bawi, bo spodziewamy się pewnych zachowań. Poza tym pojawia się wątek mniej sympatyczny - turyści. Można co prawda i właścicielom pałacu zarzucić wiele (o czym zresztą narratorka często wspomina), ale obraz zwiedzających, zapewne prawdziwy, sądząc z życiorysu autora, jest przerażający. Kradzież, niszczenie (bo nie moje), butne zachowanie, wymagania ponad stan - to obraz współczesnych turystów. Czeskich? Też Obawiam się, że w postkomunistycznych krajach zjawisko raczej powszechne, sądząc z obrazków w polskich obiektach zabytkowych (patrz: guma do żucia). W każdym razie obok humoru jest też gorzka prawda. To oczywiście dobrze, ale zarazem absurdalny świat pierwszego tomu jakoś spowszedniał i nie czaruje, jak w tomie pierwszym.
Ale - czyta się nadal dobrze i warto sięgnąć do tej lektury.
Styl autora się nie zmienił i nadal jest lekki i soczysty. A jednak druga część Arystokratki już nie jest tak znakomity, jak pierwszy. Wydaje mi się, że to kwestia tematu i postaci. Znamy już z pierwszego tomu charakter, fobie i przywary bohaterów, a ponieważ nowi się nie pojawili, dotychczasowi niczym nas już nie zaskakują. Część pierwsza niosła pewne niespodzianki, druga...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-11
Dałem się skusić licznym opiniom - bardzo pozytywnym opiniom - na temat tej książki. Nieczęsto mi się to zdarza, więc przekaz musiał być bardzo sugestywny. Przeczytałem. Z ogromną radością. Zresztą radość gościła w trakcie czytania podczas wybuchów śmiechu. Bo taka jest ta powieść - pełna humoru, ciekawych obserwacji, zabawnych sytuacji i dowcipnych ocen. W dodatku napisana lekko. czyta się to lekko i przyjemnie. A przy okazji otrzymuje się całkiem sporą dozę obserwacji współczesnych Czech i Czechów.
Pisanie kolejnej opinii po kilku setkach wcześniejszych za chwilę przerodzi się w jakiś sadyzm wobec czytelnika, pozostaje mi więc tylko polecić jako fantastyczną lekturę na lata lub znakomitą lekturę na pozostałe pory roku.
Właściwie nie jest to literatura z najwyższej półki, więc na pewno nie wybitna, ale też ocena bardzo dobra to za mało i stąd moje liczne gwiazdki powyżej.
P.S. Już po opublikowaniu opinii przeczytałem zdanie innych osób na temat Ostatniej arystokratki. I nasunęło mi się porównanie do filmu - bardzo łatwo (i często) powstaje dobry wyciskacz łez, książka (film) poważna, do przemyślenia. Jakże rzadko mamy do czynienia z książkami zabawnymi (dobrymi komediami filmowymi). To tylko mistrzowie potrafią. I, co ważne, komedia nie jest gorszym gatunkiem niż tragedia. za to przyjemniejszym w odbiorze. A życie jest tak pełne dramatów, ze ta chwila oddechu jest jakże cenna...
Dałem się skusić licznym opiniom - bardzo pozytywnym opiniom - na temat tej książki. Nieczęsto mi się to zdarza, więc przekaz musiał być bardzo sugestywny. Przeczytałem. Z ogromną radością. Zresztą radość gościła w trakcie czytania podczas wybuchów śmiechu. Bo taka jest ta powieść - pełna humoru, ciekawych obserwacji, zabawnych sytuacji i dowcipnych ocen. W dodatku napisana...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-29
Na kolejnych Warszawskich Targach Książki po raz kolejny kupiłem powieść Sabacha i po raz kolejny nie czekała na swoją kolej. Po prostu musiałem ja przeczytać. Właściwie takie nic. Stron nie za wiele, treść dość banalna, zwykłe wydarzenia zwykłych ludzi, dużo przypadkowych sytuacji. Jak w życiu. I właśnie to jest wspaniałe. Autor zebrał wiele epizodów, stworzył szesnastoletniego bohatera narratora i kazał mu uczestniczyć w dorastaniu. Prawda, że nie było to zbyt chwalebne doświadczanie progu dorosłości, ale pewnie wiele osób przeżyło podobne historie. Jest tam sporo jazdy na krawędzi, ale też jest rzeczywistość schyłku czasów komunistycznych, a może początku kapitalizmu. Jest śmiech, choć pojawia się też płacz. Jak to w życiu.
A przecież kryje się w tym, wszystkim trudny okres wchodzenia w dorosłość, doświadczania nowego, poznawania innego, niż dziecinno-szkolny, świata.
Lubię Sabacha. Za humor, za bezpretensjonalność, za zwyczajnego człowieka i jego proste problemy. Lubię też za sugestywne opisy, za dosadność sformułowań, za język, w którym przekleństwo jest wtedy, gdy czytelnik go oczekuje, a nie co chwila, bo tak jest nowatorsko, nowocześnie, modnie. I szkoda, że już nic więcej nie napisze. Więc po kolejną jego książkę sięgnę za rok, żeby przyjemność obcowania z pisarstwem Sabacha trwała jak najdłużej.
Na kolejnych Warszawskich Targach Książki po raz kolejny kupiłem powieść Sabacha i po raz kolejny nie czekała na swoją kolej. Po prostu musiałem ja przeczytać. Właściwie takie nic. Stron nie za wiele, treść dość banalna, zwykłe wydarzenia zwykłych ludzi, dużo przypadkowych sytuacji. Jak w życiu. I właśnie to jest wspaniałe. Autor zebrał wiele epizodów, stworzył...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-22
Czytam obecnie 13 czy 14 książek jednocześnie. Wiem, to przesada. Nawet sobie powiedziałem, że następnej nie zacznę. Ale istota ludzka ma tak słabą wolę...
Więc przywiozłem powieść Sabacha z warszawskich targów i jakoś tak nieopatrznie zacząłem czytać pierwsze zdanie. I właśnie skończyłem - cały utwór. I polecam go bardzo mocno. Zresztą, przy stoisku wydawnictwa zachęcałem, podobnie jak kilka innych nieznanych mi osób, jakąś parę do kupna i przeczytania. I chociaż zachęta była w ciemno, mogę ją teraz powtórzyć.
"Dowód osobisty" jest mniej dowcipnym utworem niż inne powieści tego autora. Co więcej, to bardzo poważna i gorzka proza. Bohaterami (bo tak naprawdę każda postać powieści na to zasługuje) są pozornie ludzie marginesu, nieroby, hipisi (powieść zaczyna się w połowie lat 60.), drobni pijaczkowie. Ale to pozory. Może i za dużo piwa się leje, może zbyt często powroty do domu zaczynają się o świcie, może brak pracy to wina trybu życia, lecz jeśli wczytamy się w tok myślenia tych ludzi, to są to osoby inteligentne, zbyt inteligentne, jak na czas i miejsce, w którym przyszło im żyć. Praga na przestrzeni czterdziestu lat zmienia się niewiele, ludzie raz nabywszy nawyków, np. noszenia dowodu, nie zmieniają ich, choć ustrój się zmienia, jednak panorama wydarzeń i zwykłego człowieka w nie uwikłanego zmusza do myślenia.
Chociaż tytuł sugeruje wyjątkową rolę dokumentu tożsamości, naprawdę istotne i będące zwornikiem całej powieści są kontakty bohaterów z milicją, policją i wszelkimi służbami. I nie są to kontakty przyjemne, choć czasem także dla mundurowych. Sabach pokazał też mechanizmy donosicielstwa, jakże znanego także z polskiego podwórka. Kto tych czasów nie zna, może nawet nie zrozumie ich istoty.
Ogromną zasługą autora jest - i to mogę odnieść do innych utworów i innych twórców - brak martyrologicznego podejścia do tematu. Mogę sobie wyobrazić polską wersję takiej powieści, gdzie z każdej strony przebija rozpacz albo ból lub nienawiść czy też chęć zemsty. Ale nie tutaj. Sabach nie pała chęcią rewanżu ani nie epatuje opisami tragedii ludzkiej. Raczej, pozornie beznamiętnie, relacjonuje wydarzenia, sytuacje, zjawiska, zostawiając czytelnikowi ocenę. I między innymi także za to lubię Sabacha.
I jeszcze jeden rys charakterystyczny. Autor opisuje życie bardzo plastycznie, nie szczegółowo, często nawet nie wiemy, jak wygląda ten czy ów bohater, ale za to możemy sobie z łatwością wyobrazić każdą anegdotę, każdą przygodę, każde wydarzenie. I za to też lubię Sabacha.
I na koniec - nie widzę potrzeby, aby w mojej opinii dokonywać opisu treści książki, bo od tego jest notka wydawnicza. Ja tylko pragnę na gorąco przedstawić swój prywatny odbiór tej, moim zdaniem, znakomitej powieści. A kto chce streszczenia albo notki bibliograficznej, niech szuka jej gdzie indziej. Tu dostanie tylko ocenę - warto sięgnąć po tę książkę, warto czytać prozę Sabacha.
PS. Cudowne uzupełnienie stanowią wiersze Alesa Kovandy. A zapewne chociaż jeden z nich powinien starszy czytelnikom skojarzyć się z Polską w 1981 r.
Czytam obecnie 13 czy 14 książek jednocześnie. Wiem, to przesada. Nawet sobie powiedziałem, że następnej nie zacznę. Ale istota ludzka ma tak słabą wolę...
Więc przywiozłem powieść Sabacha z warszawskich targów i jakoś tak nieopatrznie zacząłem czytać pierwsze zdanie. I właśnie skończyłem - cały utwór. I polecam go bardzo mocno. Zresztą, przy stoisku wydawnictwa zachęcałem,...
2017-01
Wielu znakomitych aktorów nie istnieje w świadomości ogółu, ponieważ nie grają w serialach, a w filmach nader rzadko(często brak dla nich odpowiedniej roli), no i oczywiście nie są celebrytami. Za to do teatru przychodzą tylko nieliczni i tylko oni mogą poznać kunszt i mistrzostwo znakomitych aktorów. Chyba tak się stało z Mariuszem Benoit, który nie miał szczęścia do telewizji czy kina, ale jest aktorem znakomitym. Daje temu wyraz także w swojej interpretacji "Świata według Garpa" Irvinga. Stonowany, spokojny, dający czytelnikowi możliwość samodzielnego rysowania postaci bez narzucania interpretacji głos świetnie oddaje sytuacje i stany uczuciowe bohaterów książki. I to wielka zaleta prezentowanego audiobooka, i to powód, by dodać nieco gwiazdek do oceny.
Bo sama powieść może i jest dobra, ale jakoś mnie nie zachwyciła. Może dlatego, że jej adaptacja filmowa była, moim zdaniem, znakomita, i dlatego oczekiwałem więcej. Bo przecież film ma więcej ograniczeń. Nic z tych rzeczy. Kolejne obrazy to właśnie takie filmowe kadry, urwane, niedokończone, wyjaśniane z czasem pospiesznie. Wyrazisty Garp, dominująca (także w powieści) matka, to na pewno postacie wyraziste. Dalej jest nieco gorzej. No po prostu nie podoba mi się i już!!!!
Żeby oddać sprawiedliwość, to dobra literatura, ale mnie nie zachwyciła i tylko sugestywny głos Mariusza Benoit podnosi w moich oczach przeciętną ocenę powieści. Oczywiście, z moją oceną nie trzeba się zgadzać.
Wielu znakomitych aktorów nie istnieje w świadomości ogółu, ponieważ nie grają w serialach, a w filmach nader rzadko(często brak dla nich odpowiedniej roli), no i oczywiście nie są celebrytami. Za to do teatru przychodzą tylko nieliczni i tylko oni mogą poznać kunszt i mistrzostwo znakomitych aktorów. Chyba tak się stało z Mariuszem Benoit, który nie miał szczęścia do...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-27
Wielokrotnie przeżywamy "pierwszy raz". Właśnie po raz pierwszy skończyłem słuchać audiobook w wykonaniu Andrzeja Seweryna z prozą Marka Hłaski. I wiem, że jednak wolę czytać niż słuchać. Ale jeśli wykonuje się monotonne i manualne prace, to taka form,a "czytania" jest do zaakceptowania.
To tyle o moich poglądach na temat nowych form czytelnictwa.
Sposób czytania Seweryna jest bardzo oszczędny w środki wyrazu. To dziwne, ze zawodowy aktor, przyzwyczajony do sceny, tak ascetycznie podchodzi do tekstu. I dla mnie to jest zaleta. Głos nie odbiera mi tekstu, raczej pozwala mieć przyjemność z kolejnych raz, akapitów, rozdziałów. Aktor nie zastępuje pisarza, nie tworzy nowego obrazu tekstu, a jedynie go prezentuje, udostępnia, przybliża. I to mi się podoba.
Sam tekst, dziś trochę "historyczny" (czasy stalinowskie), broni się jednak, bo oprócz otoczki ideologicznej (zresztą nie nadmiernie rozbudowanej) przynosi przede wszystkim opis relacji między skazanymi na siebie okolicznościami miejsca i pracy ludźmi, obcymi sobie, niechętnymi często, przypadkowo tu się znajdującymi. W dodatku bez szansy na zaprzyjaźnienie, bo przecież co chwila kolejny trafia do raju...
Ale ten raj to także cała otaczająca rzeczywistość - stare samochody, błoto, niebezpieczeństwo, wódka, karty, przeszłość, brak nadziei na przyszłość. I ten raj jest najstraszniejszy.
A jednak warto przeczytać powieść Hłaski. Lub posłuchać w znakomitym wydaniu Seweryna. Właśnie za ten głos dodatkowa gwiazdka.
Wielokrotnie przeżywamy "pierwszy raz". Właśnie po raz pierwszy skończyłem słuchać audiobook w wykonaniu Andrzeja Seweryna z prozą Marka Hłaski. I wiem, że jednak wolę czytać niż słuchać. Ale jeśli wykonuje się monotonne i manualne prace, to taka form,a "czytania" jest do zaakceptowania.
To tyle o moich poglądach na temat nowych form czytelnictwa.
Sposób czytania Seweryna...
2016-06-02
Taka niewielka książeczka. Można schować do kieszeni, poczytać w podróży albo przy śniadaniu. Lekka wagowo i lekka w treści. Prawie. Bo to czeska literatura. Tu komedia, a nawet farsa miesza się z dramatem. I taki czeski humor, czasem przez łzy, czasem rechot, czasem intelektualna zabawa.
Ktoś już napisał, że to nie Hrabal. Oczywiście. I dobrze, bo wtedy mielibyśmy wtórny tekścik, nudny i przewidywalny. A to już inny autor. Też nieprzewidywalny, też po czesku kpiący ze świata i z siebie, ludyczny i intelektualny.
Czyta się nieźle od połowy. Może chciałem powtórki ze znanych mi dzieł braci znad Wełtawy i nie mogłem uchwycić rytmu Sabacha, ale wreszcie się udało i zaczęła mi ta książka sprawiać przyjemność, nawet, gdy przyjemności nie było (wypadek Misy sam kiedyś przeżyłem, traumatyczne wydarzenie, ślady do dziś). Lubię Czechów, chyba poczytam kolejne wyczyny autora, szczególnie, że na samym końcu wylazł z niego prawdziwy prześmiewca i dopiero ostatnie zdanie w pełni pokazuje perskie oko Sabacha. Polecam.
Taka niewielka książeczka. Można schować do kieszeni, poczytać w podróży albo przy śniadaniu. Lekka wagowo i lekka w treści. Prawie. Bo to czeska literatura. Tu komedia, a nawet farsa miesza się z dramatem. I taki czeski humor, czasem przez łzy, czasem rechot, czasem intelektualna zabawa.
Ktoś już napisał, że to nie Hrabal. Oczywiście. I dobrze, bo wtedy mielibyśmy wtórny...
2016-02-21
Wymyśliłem już trzy wstępy do tej opinii. Każdy jest zły. Jakkolwiek bym zaczął, nie zdołam przekazać wszystkiego, co o tej książce sądzą, a na pewno nie zrobię tego we właściwej kolejności.
O autorce nieco słyszałem, ale zbyt mało, by zainteresować się jej twórczością. Odwołania do Wałbrzycha - nie przemawiają do mnie. Lubię szukać piękna, a to miasto kojarzy mi się... w każdym razie nie kojarzy się z pięknem. Trafiłem na "Ciemno, prawie noc" w dziale kryminały, które ostatnio pasjami czytam. Widocznie ktoś niezorientowany tam postawił tom, bo trudno powieść uznać za kryminał. Może horror? (nie lubię horrorów). Też byłoby źle. Ta książka nie mieści się w typowych kategoriach, przypisywanych prozie. Literatura kobieco to nie jest. Powieść psychologiczna? Też nie. Obyczajowa? Sensacja? Reportaż? Mogę tak wymyślać, ale to nie zmieni, że Joanna Bator wyszła poza ramy gatunku i stworzyła coś, co z jednej strony łączy różne, a jednocześnie stanowi zamkniętą całość. Nie ma tu niczego nienormalnego, ale jest nienormalnie. Nie ma wyjątkowości, ale jest specyficznie. Co ja piszę? To słowa, które kompletnie nie zdołają oddać, czym jest ta powieść.
A snuje się ona powoli i bardzo szybko, leniwie i jak w filmie sensacyjnym, jest przewidywalna i nierealna, zwykła i niezwykła.
Zanim popadnę w grafomanię (jeśli już się to nie stało), chcę zamknąć swoje wrażenia w kilku obrazach. Pierwszy, że język powieści, choć trzeba się w niego wgryźć, coraz bardziej wciąga i zniewala. Drugi, że autorka rewelacyjnie wręcz odczytuje mentalność i sposób myślenia ludzi zwyczajnych. Trzeci, że powikłane historie rodzinne można opowiedzieć bez patosu i rozdrapywania ran. Czwarty, że można polubić nawet brzydkie miasto. Piąty, że ...
To może nie jest arcydzieło, ale mnie się podobało. A jeśli ktoś chce odnaleźć słabe strony powieści - nie szuka i opisuje. Ja nie mam zamiaru.
Wymyśliłem już trzy wstępy do tej opinii. Każdy jest zły. Jakkolwiek bym zaczął, nie zdołam przekazać wszystkiego, co o tej książce sądzą, a na pewno nie zrobię tego we właściwej kolejności.
O autorce nieco słyszałem, ale zbyt mało, by zainteresować się jej twórczością. Odwołania do Wałbrzycha - nie przemawiają do mnie. Lubię szukać piękna, a to miasto kojarzy mi się... w...
2010-07
Gatunek skazany na zagładę, czyli science fiction. Wyparty bardzo skutecznie przez fantasy. I trudno się dziwić. Baśnie, mity i legendy to literatura dzieciństwa, a tak smutno jest dorosnąć. Nie, żebym miał potępiać fantastykę - przeciwnie, czytuję z przyjemnością wybrane tytuły. Ale zaczynałem z fantastyką od Lema i lubię podczas czytania zmuszać się do myślenia. A SF wymaga właśnie myślenia.
I tu "Hyperion" jest dla mnie triumfalnym powrotem fantastyki naukowej. Znakomicie skonstruowana intryga, ciekawa koncepcja czasu i przestrzeni, wyraziste postacie - czego chcieć więcej? na pewno nie opiszę fabuły, jak to się zdarza w wielu opiniach, bo to odbiera czytelnikowi przyjemność poznawania rzeczywistości powieściowej. Warto, warto, warto przeczytać. Nawet jeśli nie jesteś miłośnikiem tego gatunku literatury.
Gatunek skazany na zagładę, czyli science fiction. Wyparty bardzo skutecznie przez fantasy. I trudno się dziwić. Baśnie, mity i legendy to literatura dzieciństwa, a tak smutno jest dorosnąć. Nie, żebym miał potępiać fantastykę - przeciwnie, czytuję z przyjemnością wybrane tytuły. Ale zaczynałem z fantastyką od Lema i lubię podczas czytania zmuszać się do myślenia. A SF...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07
2012-08
2013-04-13
2013-01-31
Maleńki format, niewielka objętość, mała czcionka. Typowy produkt serii Koliber Książki i Wiedzy. Ale przecież nie zawsze wielkość książki decyduje o jej randze.
Autor to Niemiec, który przeżył II wojnę światową służąc w Wehrmachcie i musiał borykać się nie tylko z problemami życia w zniszczonych po wojnie Niemczech, ale także z problemem odpowiedzialności za wojnę. W prezentowanych opowiadaniach widoczne są te zagadnienia.
Tomik jest debiutem literackim Bolla i dlatego uważam, że to jeszcze nie była literatura na miarę Nagrody Nobla, którą uzyskał w 1972 r. Opowiadania - moim zdaniem - są nierówne. Bodaj najsłabsze było "Nie tylko na Boże Narodzenie". Pomysł ciekawy, realizacja także, zabrakło jednak puenty. Przynajmniej dla mnie opowiadania kończy się przedwcześnie.
Tytułowy "Człowiek z nożami" to niemal studium egzystencjalne. Bardzo dobrze zbudowany wątek psychologiczny narratora, zmagającego się z kalectwem, wojną, egzystencją, strachem, beznadzieję, obojętnością - sądzę, że każdy z czytelników doszuka się innej interpretacji czy zrozumienia bohatera
Ostatni utwór to zmaganie się z codziennością i chęcią ucieczki od niej w sposób bardzo osobisty, nie do podrobienia, jedyny w swoim rodzaju. Moim zdaniem - najlepszy utwór zbioru.
To jeszcze nie jest wielka literatura. To początek drogi twórczej autora. Początek udany, ale nie genialny. Warto sięgnąć po tomik, bo choć opowiadania są krótkie, zmuszają do przemyśleń. Nie są to więc czytadła, choć jeszcze wielkości tu nie ma. Jest dobra literatura.
Maleńki format, niewielka objętość, mała czcionka. Typowy produkt serii Koliber Książki i Wiedzy. Ale przecież nie zawsze wielkość książki decyduje o jej randze.
więcej Pokaż mimo toAutor to Niemiec, który przeżył II wojnę światową służąc w Wehrmachcie i musiał borykać się nie tylko z problemami życia w zniszczonych po wojnie Niemczech, ale także z problemem odpowiedzialności za wojnę. W...