-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać229
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać6
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-05-13
2024-03-21
„Zmiana” to druga część z trylogii postapokaliptycznej „Silos”. Czytając ten tom wydawało się przez sporą część książki, że nie ma to nic wspólnego z częścią pierwszą. Dopiero jakoś w połowie zaczyna się ta historia łączyć.
Cóż tu mamy? Ano to samo co w „Silosie”. Świat po zagładzie atomowej i ludzie w podziemiu, właśnie silos, a jest ich tyle co Stanów Ameryki północnej. Jak to się stało, że tak się stało to w „Zmianie” jest sporo wyjaśnione. Generalnie w tomie tym dużo o mechanizmach polityki, ale spokojnie, autor zna proporcje.
Osobiście kocham tego typu tematykę w fantastyce, ale nie będę ukrywać, że mam przesyt takich treści i trochę męczyłem „Zmianę”. Wierzę, że tom ostatni czymś mnie zaskoczy, ale już teraz wątpię. Ta trylogia moim zdaniem tylko dla fanów gatunku. Reszta niech omija szerokim łukiem jak i ja omijam fantasę.
„Zmiana” to druga część z trylogii postapokaliptycznej „Silos”. Czytając ten tom wydawało się przez sporą część książki, że nie ma to nic wspólnego z częścią pierwszą. Dopiero jakoś w połowie zaczyna się ta historia łączyć.
Cóż tu mamy? Ano to samo co w „Silosie”. Świat po zagładzie atomowej i ludzie w podziemiu, właśnie silos, a jest ich tyle co Stanów Ameryki północnej....
2024-01-22
„Droga nacjonalisty” dzieli się na dwie części: Część właściwa czyli tytułowa Droga oraz aneksy i wywiady. W tej drugiej części przemówienia lidera podczas uroczystości państwowych oraz opisy manifestacji ONR.
Część pierwsza to swego rodzaju poemat prozą, bardzo uduchowiony, ideowy, idealistyczny i z pewnością romantyczny. Wyraźna inspiracja „Płonącymi duszami” L. Degrella. Zresztą sam autor o tym w „Drodze…” wspomina.
Bóg, Honor i Ojczyzna. Tyle w temacie, taka to treść. Jednak ta Trójca to nie byle słowa, to nie slowa, które znaczą nic. To nie słowa w ustach wstawionego, stereotypowego łysego. To słowa wypowiadane przez dumnego Polaka, kroczącego drogą Prawdy, kompromisów noe ma, bo i z kim? (Prawda).
Co ja wyłuskałem dla siebie z tej książki? Ano to, że sumienie to kompas, a Dekalog to mapa. Z jednym tylko elementem nigdzie nie dojdziemy.
Dobrze mi się to czytało, bo jestem katolikiem i tym samym nacjonalistą co jest zgodne z nauką Pana Naszego Jezusa Chrystusa.
Nie wiem w jakim miejscu swojego życia jest dziś autor Tomasz Greniuch, ale w czasie kiedy to pisał i opisywał swoje doświadczenia w ONR (A. D. 2005-2008) to serce miał na wierzchu, a idea wprost biła mnie w twarz!
Polecam książkę, tym bardziej na dziś, kiedy bolszewik już nie tylko u bram.
„Droga nacjonalisty” dzieli się na dwie części: Część właściwa czyli tytułowa Droga oraz aneksy i wywiady. W tej drugiej części przemówienia lidera podczas uroczystości państwowych oraz opisy manifestacji ONR.
Część pierwsza to swego rodzaju poemat prozą, bardzo uduchowiony, ideowy, idealistyczny i z pewnością romantyczny. Wyraźna inspiracja „Płonącymi duszami” L....
2024-01-09
Bardzo lubię literaturę rosyjską i nigdy tego nie ukrywałem, tym bardziej dziś. Wciąż uważam, że jeżeli chodzi o powieść taką klasyczną prozę wieku XIX i początek wieku XX to Rosjanie są lepsi w tej materii od Polaków. Jednak pewien mój polski znajomy, konserwatysta (zresztą ja też jestem konserwatystą) stwierdził, że gówno wiem i powinienem się zainteresować także tą mniej znaną polską prozą (ale za to znanych autorów) z tamtego czasu i "będę śpiewał inaczej". Jest starszy ode mnie, wiem, że się gość zna więc w swoim czasie wezmę od niego listę.
Do rzeczy.
O "Doktorze Żywago" słyszałem sporo, kojarzyłem fragmenty filmu na podstawie tej książki (film A. D. 1965) i tak mniej więcej wiedziałem na co się szykować.
Przeczytałem w końcu tę "cegłę" i myślę, że było warto. Piszę trochę tak bez większych emocji, ponieważ jestem przyzwyczajony do stylu pisania Tołstoja i Dostojewskiego i tych dwóch ostatnich autorów o wiele lżej mi się czytało (chodzi o styl pisania) niż po raz pierwszy Pasternaka. Po prostu B. Pasternak to inny człowiek i inaczej pisze. Tyle.
Wskazówka od razu. Radzę czytać "Doktora Żywago" ciągiem, nie robić jakichś większych przerw typu dwa tygodnie, bo potem ciężko się odnaleźć w wątkach. Może ktoś nie ma z tym problemu, ale właśnie ja tak miałem. W książce tej są spore przeskoki czasu i autor robi to dość gwałtownie, takie cięcia ostre. Pojawiają nowi bohaterowie, którzy nie mają wiele wspólnego z wątkiem ostatnim, później dopiero się to gdzieś łączy. Dlatego też zalecam ciąg w czytaniu.
Tematyka: Zbliżająca się rewolta październikowa A. D. 1917, "biali", "czerwoni", śmiertelni wrogowie ideologiczni. Książka się zaczyna od pogrzebu, doktor jest jeszcze dzieckiem i tak zaczyna się powieść. Ramy czasowe to koniec wieku XIX, a kończy się jakoś chyba koniec lat 50 XX wieku, ale to tylko kilka stron na końcu. Większość tovkrótki czas przed rewoltą, sama rewolta i trochę po. Generalnie klasyczna powieść z bohaterami, którzy żyli w tamtym czasie. Ktoś kto lubi tego typu tematykę to na pewno się w tym odnajdzie, dlatego właśnie po tę książkę sięgnąłem.
Podobało mi się w miarę, styl pisania Pasternaka nie jest jakiś tam zły, ale czytało mi się inne książki o tych treściach lepiej napisane.
P. S. Ciekawostką jest to, że po powieści, na końcu książki są wiersze doktora i jest tego sporo. Przeczytałem, ale się wymęczyłem, nigdy nie lubiłem poezji. Myślę jednak, że ktoś kto jest bardziej wrażliwy i wie "o co kaman" w poezji będzie potrafił docenić lub wręcz odwrotnie.
Generalnie polecam tę książkę B. Pasternaka.
Bardzo lubię literaturę rosyjską i nigdy tego nie ukrywałem, tym bardziej dziś. Wciąż uważam, że jeżeli chodzi o powieść taką klasyczną prozę wieku XIX i początek wieku XX to Rosjanie są lepsi w tej materii od Polaków. Jednak pewien mój polski znajomy, konserwatysta (zresztą ja też jestem konserwatystą) stwierdził, że gówno wiem i powinienem się zainteresować także tą mniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10-23
Pamiętam, że szczególnie panny w ogólniaku się tą książką mocno fascynowały. Miałem wtedy inne zajęcia i czasu nie było na te sprawy.
W każdym razie tylko i wyłącznie sięgnąłem po "Buszującego w zbożu", bo sobie przypomniałem o tych dziewojach co tak przeżywały ten tytuł. Się gadało, się pisało, że to coś kultowego. Hmmm...
Z wiekiem człowiek staje się mniej wrażliwy. Mam prawie 42 lata i może faktycznie "Buszjącego..." powinienem był przeczytać jak miałem te 17, 18 lat? Takie mam odczucia po przeczytaniu.
USA, Nowy Jork, A. D. 1946, 1947 może. Zbliżające się Święta Bożego Narodzenia. Główny bohater, 16 latek zostaje usunięty ze szkoły i szwenda się po "Wielkim Jabłku". Rozmyślania, wspomnienia z niedawnej szkoły. Holden (główny bohater) to taki typ, że generalnie wszystko go irytuje, a najbardziej gardzi snobizmem (co sobie akurat bardzo cenię). Sam nie wie czego chce, sam nie wie jak pewne sprawy ma wyjaśniać.
Co charakterystyczne to spory tu nacisk na młodziutką siostrę Holdena. Wyraźnie podkreślane jak bardzo ją kocha, ale co to wnosi do książki jako całość?
"Buszujący w zbożu" spłynął przeze mnie i nic właściwie nie zostawił. Jedyny melancholijny dla mnie wątek to rozmyślania młodziuchnego bohatera by wyruszyć na zachodnie wybrzeże, wszystko zostawić, dom rodzinny (bogata rodzina) i zacząć od nowa. Czy tak się stało? Ktoś chętny to może sobie to przeczytać, bo szybko się czyta, ale jak dla mnie to nie tyle strata czasu co po prostu książka jakby o niczym.
Pamiętam, że szczególnie panny w ogólniaku się tą książką mocno fascynowały. Miałem wtedy inne zajęcia i czasu nie było na te sprawy.
W każdym razie tylko i wyłącznie sięgnąłem po "Buszującego w zbożu", bo sobie przypomniałem o tych dziewojach co tak przeżywały ten tytuł. Się gadało, się pisało, że to coś kultowego. Hmmm...
Z wiekiem człowiek staje się mniej wrażliwy. Mam...
2023-08-31
Jak dla mnie tom II "Anody-katody" był bardziej przystępny aniżeli tom I. Oczywiście język śp. M. Wańkowicza nic się tu nie zmienił - taki styl, takie pisanie. Przypomnę się z moich wcześniejszych wrażeń dotyczących pisarstwa tegoż autora: Styl ciężki (nie, że nie zrozumiały, ale po prostu ciężki), sporo słów takich, że trzeba sięgać po słownik wyrazów obcych (nie, że nic nie rozumiem) i generalnie jak na A. D. 2023 to język dość toporny. Jak dla mnie się to mocno zestarzało. Taka to szybka dygresja, a teraz wracamy do tomu II.
W "jedynce" reportaże o Polsce Międzywojnia, a "dwójeczka" to tak od A. D. 1939 gdzieś do lat "70, do śmierci autora. Tom kończy się wywiadem z nim.
Dlaczego ten ostatni tom był dla mnie bardziej przystępny? Ano ze względu na tematykę. Jaką? Kłamstwa na temat Polski płynące z USA, Kanady.
Któż tak kłamał? Nic się nie zmieniło i do dziś. Chazarzy (zwani dla zmylenia przeciwnika Żydami z Izraela) zamieszkujący do dziś tereny m. in. Ameryki północnej.
Następnie ciekawe sprawy dotyczące Tradycji i postępu.
Kolejne to historie żołnierzy polskich, ale także i cywilów po II wojnie światowej na emigracji.
Generalnie w tomie tym sporo o tym, że Polacy nie mają się czego wstydzić, nasza historia jest wspaniała, godna podziwu. Jednocześnie śp. M. Wańkowicz słusznie tu zawarł sporo uzasadnionego krytycyzmu wobec nas, Polaków. Bardzo dobrze to napisane (treść, bo forma jak już wspomniałem przyciężkawa. No nie miał jak dla mnie lekkiej ręki pisarskiej ten autor).
Coś co mnie konkretnie znużyło w tomie II "Anody-katody" to rozprawa bardzo długa o reportażu. To naprawdę coś dla pasjonatów gatunku.
I tyle ode mnie. Bo o wiele więcej jest w samej książce do której bardzo zachęcam.
Jak dla mnie tom II "Anody-katody" był bardziej przystępny aniżeli tom I. Oczywiście język śp. M. Wańkowicza nic się tu nie zmienił - taki styl, takie pisanie. Przypomnę się z moich wcześniejszych wrażeń dotyczących pisarstwa tegoż autora: Styl ciężki (nie, że nie zrozumiały, ale po prostu ciężki), sporo słów takich, że trzeba sięgać po słownik wyrazów obcych (nie, że nic...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-12
Ostatnia (niestety) część wspaniałej "Trylogii złodziejskiej". Ja pierniczę! Tak mi żal rozstawać się z bohaterami tej trylogii! "Nikt nie da nam zbawienia" jest chyba najlepsze, a nieczęsto się zdarza, że to co ostatnie przebija to co pierwsze. I w filmie i w literaturze tak właśnie jest.
Ostatnia książka z trylogii jest po prostu polska do bólu! Nie wiem jak to wyrazić słowami, ale czytając to się czuje! S. Piasecki jest mistrzem literackim. To się czyta tak lekko, że brak słów. Chyba się powtarzam co do recenzji książek tego autora, ale tak właśnie jest.
"Nikt nie da nam zbawienia" to prawdziwy obraz tego co wyprawiali bolszewicy niedługo po rewolcie październikowej A. D. 1919 w Mińsku. Oczywiście dalsze losy bohaterów dwóch poprzednich książek dlatego też trzeba czytać w kolejności i od początku by miało to sens.
Książka nie tyle mną wstrząsnęła co bardzo mocno wzruszyła, roztkliwiła, swego rodzaju melancholia - sam nie wiem. Piękno samo.
Kończąc "Nikt...." w głowie od razu pierwsze co: "Precz z komuną! Niech żyje wolna Polska!"
Ostatnia (niestety) część wspaniałej "Trylogii złodziejskiej". Ja pierniczę! Tak mi żal rozstawać się z bohaterami tej trylogii! "Nikt nie da nam zbawienia" jest chyba najlepsze, a nieczęsto się zdarza, że to co ostatnie przebija to co pierwsze. I w filmie i w literaturze tak właśnie jest.
Ostatnia książka z trylogii jest po prostu polska do bólu! Nie wiem jak to wyrazić...
2023-04-07
"Trylogia Złodziejska" i druga jej część. No i cóż? No i świetna książka. Tak samo dobra moim zdaniem jak część pierwsza. Starzy bohaterowie, a także nowi.
Piasecki jak dla mnie to geniusz pisarstwa, a wcale zawodowym pisarzem nie był. Wrodzony talent. Czyta się to lekko, taką miał formę, ale dzięki temu bardzo dobrze się odbiera treści, które w znacznej mierze należą do poważnych. Nie wiem czy się jasno wyraziłem, ale pisarzem nie jestem i tylko tak to umiem ubrać w słowa.
Miejsce i czas: Mińsk, A. D. 1919.
Co się powtarza u tego autora to takie mocno wyidealizowane życie przestępców (tu złodzieje). Ci z wyższej półki to pisząc żartem chodzące wręcz cnoty. Sprawiedliwi, uczciwi, mający swoje zasady i się ich konsekwentnie trzymający. W każdym razie tak to Piasecki opisuje, że tylko wyjść z domu i wyjechać w przysłowiowe Bieszczady (tutaj wstąpić do szajki hahaha).
Książka jest nasiąknięta polskością. Podkreślam, "POLSKOŚCIĄ", nie czymś polskojęzycznym.
P. S. Redaktorzyny z ul. Czerskiej wiedzą o co mi chodzi.
Polecam. Mistrzowska lektura!
"Trylogia Złodziejska" i druga jej część. No i cóż? No i świetna książka. Tak samo dobra moim zdaniem jak część pierwsza. Starzy bohaterowie, a także nowi.
Piasecki jak dla mnie to geniusz pisarstwa, a wcale zawodowym pisarzem nie był. Wrodzony talent. Czyta się to lekko, taką miał formę, ale dzięki temu bardzo dobrze się odbiera treści, które w znacznej mierze należą do...
2023-02-05
Po prostu świetna książka! Co bardzo lubię, bezpretensjonalna, napisana takim językiem, że czyta się z ogromną przyjemnością i nawet się nie wie kiedy przewraca się następną stronę by czytać i czytać.
Moje drugie spotkanie z S. Piaseckim i pokochałem tego pisarza. Wybitny talent, a nie był on żadnym zawodowym pisarzem i jest S. Piasecki dowodem na to, że wcale nie trzeba kończyć żadnych studiów literackich czy innych nauk w tym kierunku.
"Jabłuszko" to pierwsza część Trylogii złodziejskiej. Akcja to dawne kresy Rzeczpospolitej, konkretnie Mińsk.
Autor opisuje złodziejskie środowisko pod koniec drugiej dekady wieku XX. Robi to w bardzo przewrotny sposób. Pamiętacie "Bony and Clayde"? Ten klimat usprawiedliwiania. Piasecki tak to napisał, że aż się rozczuliłem nad dolą tych przestępców.
Wódka, miłość (ale jaka to nie napiszę, czytać!), złodziejski język (niewielki słownik na końcu książki), opisy włamów, mądrości życiowe i samo życie przede wszystkim!
Nie, no brak mi słów. Dobra rzecz!
P. S. I jak sobie przypomnę jedną książkę tej śmiesznej pani Tokarczuk to aż mnie szlag trafia komu oni dają te śmieszne Noble obecnie.
Po prostu świetna książka! Co bardzo lubię, bezpretensjonalna, napisana takim językiem, że czyta się z ogromną przyjemnością i nawet się nie wie kiedy przewraca się następną stronę by czytać i czytać.
Moje drugie spotkanie z S. Piaseckim i pokochałem tego pisarza. Wybitny talent, a nie był on żadnym zawodowym pisarzem i jest S. Piasecki dowodem na to, że wcale nie trzeba...
2023-01-22
Wydawnictwo "Agora", patroni Gazeta Wyborcza m. in. No nie wygląda dobrze, ale już kiedyś coś od nich czytałem i nie było źle. I tutaj tak samo. Zaskoczenie jak na tych sekciarzy i nienawistników od kreatora dawnej polskiej rzeczywistości Adasia M.
"Londyńczycy" to książka o polskiej wojennej i powojennej emigracji. Chodzi tu o Drugą Wojnę Światową. Ktoś tutaj w swojej recenzji napisał, że szkoda, że mamy tu do czynienia z emigracją tylko z wyższej półki (generałowie, oficerowie, artyści etc.), a nikogo z nizin, szarego obywatela tak zwanego. Mi to osobiście nic nie przeszkadzało. Co mnie interesują jakieś szare mysze hehe.
W każdym razie książka ta to taki zbiór: wywiady, opowiastki danych bohaterów "Londyńczyków". Sporo tu polityki, bo inaczej być nie mogło jeżeli chodzi o tematykę. Oczywiście jak to w "Wybiórczej" - trochę o rasizmie, niedobre Polaki, "antysemity" i takie tam pierdy, ale biorąc pod uwagę, że to od Adasia to naprawdę było tego jak na lekarstwo i całkiem subtelnie. No szacun!
P. S. Książki tej nie napisał Adaś M., ale p. Ewa Winnicka, żeby nie było!
Dobrze się czytało i polecam, ale przede wszystkim dla tych co są od dawna już uodpornieni na wywody GazWybu. Młodzież nie znająca klimatu może się podtruć, ale co tam, niech próbuje!
Polecam!
Wydawnictwo "Agora", patroni Gazeta Wyborcza m. in. No nie wygląda dobrze, ale już kiedyś coś od nich czytałem i nie było źle. I tutaj tak samo. Zaskoczenie jak na tych sekciarzy i nienawistników od kreatora dawnej polskiej rzeczywistości Adasia M.
"Londyńczycy" to książka o polskiej wojennej i powojennej emigracji. Chodzi tu o Drugą Wojnę Światową. Ktoś tutaj w swojej...
2022-10-11
Nawet nieźle się to czytało. Szczegółowa, tyle nazwisk, że ciężko to wszystko spamiętać, ale dla wielbicieli Pink Floyd to żadna wada, a zaleta.
Ktoś w swojej recenzji tej książki stwierdził, że za dużo w niej o śp. S. Barett. Czy ja wiem? Jak dla mnie to jakoś źle z tym nie było, ale fakt, ten śp. dziwak przewijał się, aż do ostatniej strony. Tworzył przecież tę kapelę od samego początku, ale długo nie pograł. Jak dla mnie postać przeceniona mocno, ale to już mój subiektyw.
Blake ciekawie opisał charaktery poszczególnych głównych muzyków. Co do Watersa to sporo już o nim czytałem wcześniej i w tej książce było dużo potwierdzeń co do jego osobowości, ale Wright i Mason to dla mnie nowości co do wiedzy o nich.
Nie tylko o Pink Floyd, ale sporo o tamtych czasach specyficznych i pod wieloma względami wyjątkowych. Jednak to jakoś oryginalne nie jest, ponieważ ciężko byłoby pisać tylko i wyłącznie o zespole. Pink Floyd to po prostu kapela stworzona właśnie przez ten rewolucyjny obyczajowo czas. W wielu biografiach o grupach z końca lat '60 XX wieku się to przewija.
Ciekawa biografia, jakaś szczególna nie jest, ale wiedzy w tym sporo i warto przeczytać.
Nawet nieźle się to czytało. Szczegółowa, tyle nazwisk, że ciężko to wszystko spamiętać, ale dla wielbicieli Pink Floyd to żadna wada, a zaleta.
Ktoś w swojej recenzji tej książki stwierdził, że za dużo w niej o śp. S. Barett. Czy ja wiem? Jak dla mnie to jakoś źle z tym nie było, ale fakt, ten śp. dziwak przewijał się, aż do ostatniej strony. Tworzył przecież tę kapelę od...
2022-09-11
Moje pierwsze spotkanie z tym autorem i napiszę, że jestem bardzo zadowolony po przeczytaniu.
"Anioły na ostrzu igielnym" to powieść bardzo realistyczna. Miejsce akcji to Moskwa, czasy Breżniewa. Powieść głównie obraca się w środowisku dziennikarskim stolicy, a konkretnie w redakcji fikcyjnej (na potrzeby powieści) gazety "Prawda robotnicza".
No cóż, gdybym był młodszy to z pewnością byłbym pod większym wrażeniem książki Drużnikowa. Dlaczego? Po prostu znam tę tematykę z innych książek.
"Anioły na ostrzu igielnym" to obraz Rosji totalitarnej pod koniec lat '60 wieku XX. Wszędobylskie zakłamanie, hipokryzja, cynizm, totalne oddanie się ideologii bolszewickiej.
Warto przeczytać nawet dla tych, którzy czują, że są trochę zmęczeni taką tematyką. Drużnikowa jak wspomniałem czytało mi się dobrze i z pewnością sięgnę po coś innego spod jego ręki.
P. S. Autor ten potwierdza moją tezę, że literatura rosyjska jest świetna i napiszę nawet, że lepsza od polskiej. Takie moje już bardzo generalnie stwierdzenie.
Moje pierwsze spotkanie z tym autorem i napiszę, że jestem bardzo zadowolony po przeczytaniu.
"Anioły na ostrzu igielnym" to powieść bardzo realistyczna. Miejsce akcji to Moskwa, czasy Breżniewa. Powieść głównie obraca się w środowisku dziennikarskim stolicy, a konkretnie w redakcji fikcyjnej (na potrzeby powieści) gazety "Prawda robotnicza".
No cóż, gdybym był młodszy to z...
2022-01-08
Ktoś kto nie zna kanału D. Fazowskiego na Youtube może być z pewnością zszkowany. Wszystkim. Przede wszystkim styl pisania (a może nie ma tu żadnego stylu, a tylko jeden wielki słowotok bez ładu i składu), wulgarność w słownictwie i w postępowaniu podczas podróży(jakieś akcenty nieliczne). Dla tych co znają (a jest ich wielu) to lądowanie przy tej książce na pewno będzie łagodniejsze. Do tego ściśle określony światopogląd autora, który jest prawicowy. No może się nie podobać, ale życie to nie zupa pomidorowa!
W każdym razie ja kanał youtubowy znam, oglądam i jestem pod wrażeniem wyczynów Fazowskiego (liznąłem w swoim czasie tego typu podróżowania, ale w o wiele mniejszej skali ilościowej jak i jakościowej i lubię ten klimat), dlatego też książkę postanowiłem przeczytać jak tylko wpadnie w moje ręce. Wpadła.
D. Fazowski to literat nie jest i nawet nie próbuje się stawiać w tej roli. Robi to jednak przesadnie, to znaczy za bardzo jaskrawie jak dla mnie stara się być szczery w tym co pisze, częste podkreślenia jaki to on jest i jak się coś komuś nie podoba no to wypad. W porządku, rozumiem, ale trochę się z tym powtarza.
Książkę od samego początku czyta się świetnie. Lekkość i naturalność. Jednak z tą lekkością Fazowski przesadził - strona za stroną gna z szybkością wystrzałów z karabinu maszynowego! Jakby ktoś go gonił w tym pisaniu. Być może jak to pisał to brał wszystko na raz. Sam nie wiem, ale takie są moje odczucia.
Jak pisałem początek świetny, ale tak od połowy coś zaczęło szwankować. Zbyt duża chaotyczność, sam nie bardzo wiedziałem skąd nagle pojawia się dany wątek, a zaraz następny. Generalnie od połowy książki coś się rozwodniło i już nie było tak fascynujące (chodzi mi o sposób pisania, bo przygody faktycznie miał chłopak niemiłosierne).
Wielki podziw dla Fazowskiego, że to napisał (wierzę, że bez niczyjej pomocy, to się da wyczuć czytając książkę) i, że się nie wstydził opisać kilka zdarzeń erotycznych, których doświadczył w trakcie tej wyprawy.
Co do mnie to jak wyda książki z następnych wypraw to sięgnę z pewnością. Lubię gościa za to jaki jest.
Ktoś kto nie zna kanału D. Fazowskiego na Youtube może być z pewnością zszkowany. Wszystkim. Przede wszystkim styl pisania (a może nie ma tu żadnego stylu, a tylko jeden wielki słowotok bez ładu i składu), wulgarność w słownictwie i w postępowaniu podczas podróży(jakieś akcenty nieliczne). Dla tych co znają (a jest ich wielu) to lądowanie przy tej książce na pewno będzie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-13
Opinia moja "dobra", bo dobrze się to czytało, ale tak jest chyba z większością tzw. wywiadów rzek.
Sporo ciekawostek muzyczno-obyczajowych, ale co innego niby miało się tu znaleźć? To nie jest jakieś zgryźliwe pytanie, ale fakt. I bardzo dobrze, że takie elementy są zawarte w "Idę tam gdzie idę".
Co do samego Kazika. Szczery bardzo gość, często naiwny (nie piszę o dawnych czasach młodości, ale obecnie), trochę jak dorosłe dziecko, ale jednocześnie wie co robi. Po prostu jego decyzyjność polega na tym, że trzeba go przycisnąć do muru i nie ma się jak ruszyć. Takie moje wrażenia na temat tego artysty po lekturze jego prawie, że własnej.
Czy to książka dla fanów Kultu (nie tylko tej kapeli, bo Kazik udzielał się kilku innych też) ortodoksów? Że niby nic się z tej książki już nie dowiedzą, bo wiedzą więcej? Hmm, ciężkie pytanie. Ja jestem takim "normalsem" i bardzo wiele się dowiedziałem, do tego czytało się szybko i treściwie. Polecam.
Opinia moja "dobra", bo dobrze się to czytało, ale tak jest chyba z większością tzw. wywiadów rzek.
Sporo ciekawostek muzyczno-obyczajowych, ale co innego niby miało się tu znaleźć? To nie jest jakieś zgryźliwe pytanie, ale fakt. I bardzo dobrze, że takie elementy są zawarte w "Idę tam gdzie idę".
Co do samego Kazika. Szczery bardzo gość, często naiwny (nie piszę o dawnych...
2021-09-28
To reportaże w dużej mierze dotyczące Polski kresowej a więc lata przed tragicznym dla nas A. D. 1939. Tematyka dość ciekawa, ale nie czytało mi się tego jakoś z większymi emocjami. Po prostu nic mi do utraconych Kresów. Moja śp. Mama stamtąd pochodziła, ale jakoś się nigdy tym czasem i miejscem nie interesowałem, nie pytałem.
W każdym razie interesuje się trochę historią więc chciałem poznać jak na te tematy zapatrywał się Wańkowicz.
Niestety ten autor jak dla mnie pisze bardzo przyciężkawym językiem. Nie chodzi o to, że styl staroświecki, ale dla mnie to autor nie ma polotu w pisaniu. Albo ze mnie taki ignorant albo inni mają podobne wrażenia.
Sam nie wiem co jeszcze mogę o tej książce napisać, ponieważ się na niej srogo zawiodłem, liczyłem, że będzie się to świetnie czytać, a wymęczyłem to z wielkim wysiłkiem.
Do tego M. Wańkowicz stosuje duże skróty myślowe i ktoś zupełnie nie obeznany w tematyce zupełnie nie będzie wiedział co z czym jest.
Sporo naprawdę trudnego (że już nieużywanego, wymarłego) słownictwa. Niby nic w tym złego, w końcu pisane w takiej, a nie innej epoce, ale bez słownika się nie obejdzie by czasem zrozumieć sens zdania.
Często trudno było się domyślić o jakich latach autor pisze i stąd trudność zrozumienia o czym autor pisze. Hmmm, piszę jak to czuję po tych reportażach.
Może starsze pokolenie nie będzie wiedziało o co mi chodzi, ponieważ im się to czytało świetnie.
To reportaże w dużej mierze dotyczące Polski kresowej a więc lata przed tragicznym dla nas A. D. 1939. Tematyka dość ciekawa, ale nie czytało mi się tego jakoś z większymi emocjami. Po prostu nic mi do utraconych Kresów. Moja śp. Mama stamtąd pochodziła, ale jakoś się nigdy tym czasem i miejscem nie interesowałem, nie pytałem.
W każdym razie interesuje się trochę historią...
2000
Wiele lat temu przeze mnie czytane, ale autora i tytuł zapamiętałem, oznacza to tyle, że zrobiła na mnie wrażenie. Nie pamiętam dokładnie szczegółów, ale to literatura o zsyłce Polaków na wschód oraz o ich życiu tam. Fragment, który mną wstrząsnął w czasie kiedy czytałem tą książkę to taki kiedy autor opisuje jak ludzie byli zmuszani do płaczu po śmierci Stalina. Coś przerażającego mając świadomość, że to wszystko przymuszane i tylko terror mógł takie zdarzenia sprawiać. Dziś mając już sporo wiedzy w tym temacie nie zrobiło by to na mnie takiego wrażenia jak wtedy.
Książkę polecam tym wszystkim, którzy interesują się szeroko pojętą współczesną historią Polski.
Zaznaczam, że nie jest to stricte historyczna pozycja, ale wspomnienia autora z czasu kiedy był jeszcze mały.
Wiele lat temu przeze mnie czytane, ale autora i tytuł zapamiętałem, oznacza to tyle, że zrobiła na mnie wrażenie. Nie pamiętam dokładnie szczegółów, ale to literatura o zsyłce Polaków na wschód oraz o ich życiu tam. Fragment, który mną wstrząsnął w czasie kiedy czytałem tą książkę to taki kiedy autor opisuje jak ludzie byli zmuszani do płaczu po śmierci Stalina. Coś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-17
Jest to ostatnia część trylogii rosyjskiego pisarza Diakowa. Pierwsza to "Do światła", następnie "W mrok" i teraz ta o której kilka słów chciałbym napisać. Zainteresowanych tym co sądzę o dwóch poprzednich zapraszam do przeczytania mojej opinii.
"Za horyzont" - zgodzę się z tym co zostało już napisane przez innych, którzy tą książkę przeczytali. Po pierwsze sporo elementów, które bardzo wyraźnie nawiązują do klimatu filmu "Mad Max" (dla młodych ignorantów przypomnę, że to legendarna, stara trylogia z M. Gibsonem. Świat po apokalipsie etc.,.), czyli Taran i jego towarzysze podróży mają spotkania z bandytami rodem wyjętymi właśnie z tego filmu. Opis ich samych oraz tym czym się poruszają naprawdę nie przysporzy autorowi aury oryginalności. No nic, można to spokojnie przeboleć, w końcu to postapokalipsa więc jakoś super to nie razi.
Po drugie przyznam także rację tym co pisali, że książce jakby brakuje siły, jakby autor poprzez to, że nie ma już pomysłu stara się szybko pewne wątki zakończyć, a robi to w taki sposób, że jest to infantylne, dziecinne, wręcz absurdalne. Nie będę zdradzał o co konkretnie chodzi, ponieważ musiałbym odkryć coś co zepsuje komuś czytanie książki. Generalnie czuć było, że Diakow nie jest w stanie wycisnąć z tej trylogii już nic więcej (Hmm, mimo wszystko książka ma prawie 500 stron).
By nie było tak gorzko to od siebie napiszę, że bardzo mi się podobały opisy świata przez który poruszają się bohaterowie, to akurat ten autor robi świetnie i szkoda, że nie było tego więcej. Zima, śnieg, szarość, pustka, skażone promieniowanie tereny. Tym razem prawie całość przygód bohaterów ma miejsce poza metrem, na ogromnej przestrzeni Rosji. Jak to czytałem to sam czułem się jakby osaczony tą "niewidzialną śmiercią". Czyli opis zagłady jak najbardziej plastyczny, człowiek czuje jakby tam był. Przynajmniej na mnie to tak podziałało.
I na koniec to, że autor skończył z tym cyklem we właściwym momencie, ponieważ było czuć, że dalej tak nie można. Kto czyta w całości trylogię będzie wiedział o co chodzi.
Oczywiście warto w kolejności czytać te tomy by wiedzieć co z czym i dlaczego.
Tak zupełnie poza tą książką - czytam "Uniwersum Metro 2033" od samego początku i przyznaję, że jestem trochę już tymi światami przesycony (napromieniowany haha?). Nie wartościuję tego, po prostu zdaję sobie sprawę, że ciężko tu cokolwiek nowego stworzyć i "Za horyzont" trochę to pokazuje. Nie wiem jak to będzie dalej więc piszę o moim wrażeniu w związku z tą książką.
I na koniec jak zwykle - to jest literatura tylko i wyłącznie dla pasjonatów tego typu światów, dla "tolkienowców" czy innych "sapkowskich" może to nie przypaść do gustu ze względów i estetycznych i samej treści. Takie moje zdanie.
Jest to ostatnia część trylogii rosyjskiego pisarza Diakowa. Pierwsza to "Do światła", następnie "W mrok" i teraz ta o której kilka słów chciałbym napisać. Zainteresowanych tym co sądzę o dwóch poprzednich zapraszam do przeczytania mojej opinii.
"Za horyzont" - zgodzę się z tym co zostało już napisane przez innych, którzy tą książkę przeczytali. Po pierwsze sporo elementów,...
2012
Nie jest to kolejna powieść tego autora, a zbiór luźnych... Sam nie wiem. Opowiadania, eseje, jakieś takie nie bardzo powiązane ze sobą treści na różnorodne tematy. Ta książka także na tyle nie zrobiła na mnie wrażenia, że niewiele z niej pamiętam. Ot może tyle, że autor opisuje m. in. coś o społeczeństwie amerykańskim, ale z pewnością nie nazwałbym tego analizą czy jakąś głębszą refleksją. Być może nawet Vogegutowi nie o to chodziło, ale z drugiej strony też nie mam pojęcia po co to właściwie zostało napisane. Nie to, że mam jakieś pretensje do autora, ale wyrażam tu swoją ignorancję (może to faktycznie wielkie dzieło, w końcu sam Kurt, do mnie to jednak nie przemówiło).
Nie jest to kolejna powieść tego autora, a zbiór luźnych... Sam nie wiem. Opowiadania, eseje, jakieś takie nie bardzo powiązane ze sobą treści na różnorodne tematy. Ta książka także na tyle nie zrobiła na mnie wrażenia, że niewiele z niej pamiętam. Ot może tyle, że autor opisuje m. in. coś o społeczeństwie amerykańskim, ale z pewnością nie nazwałbym tego analizą czy jakąś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2004
Od razu i konkretnie. Autora poznałem od książki "Rzeźnia numer pięć", jakoś w połowie LO to przeczytałem - genialne. Po prostu każda strona powodowała, że dusiłem się ze śmiechu.
Po "Pianolę" sięgnąłem, ponieważ przeczytałem gdzieś, że to antyutopia, a ten gatunek ubóstwiam. Od razu skojarzyłem, że to będą ponure obrazy zagłady świata, promieniowanie, szarość, mutacje etc.,. No do czego mnie przyzwyczaiła fantastyka ze wschodu mojego kontynentu. I na nic takiego tu nie trafiłem. Myślę dziś, że za bardzo estetycznie, formalnie się nastawiłem i tego tu nie znalazłem. Generalnie niewiele pamiętam z fabuły. Ktoś mi tu przypomniał w swojej recenzji, że chodziło o to, że doszło do jakiejś rebelii maszyn (komputerów), ale z jakich powodów? Hmm, po prostu gdyby ta książka zrobiła na mnie wrażenie (jak z wieloma innymi) to bym i po latach pamiętał. Ta nie zrobiła. Co nie znaczy, że dla kogoś może nie być świetna. I tyle.
Od razu i konkretnie. Autora poznałem od książki "Rzeźnia numer pięć", jakoś w połowie LO to przeczytałem - genialne. Po prostu każda strona powodowała, że dusiłem się ze śmiechu.
Po "Pianolę" sięgnąłem, ponieważ przeczytałem gdzieś, że to antyutopia, a ten gatunek ubóstwiam. Od razu skojarzyłem, że to będą ponure obrazy zagłady świata, promieniowanie, szarość, mutacje...
Postanowiłem przeczytać, bo z tego co mi mówiła moja była dziewczyna to autor to jej kuzyn.
Można przeczytać, jakichś wielkich nowinek to tu nie ma dla wielbicieli rockowej legendy. D. Łanocha we wstępie pisze iż niektóre dialogi pomiędzy bohaterami książki wymyślał sam tak by pasowało do opisywanego czasu. Wynikało to chyba z faktu, że książka była pisana jeszcze przed czasami Internetu i nie było łatwo z dostępem do informacji jak dziś. W każdym razie mi to nie przeszkadzało w czytaniu. Sam autor to zagorzały fan Purple i dało się to odczuć, nic złego w tym. Opisał nawet chyba ze dwa koncerty na których był i to w bardzo dobrym okresie tej grupy. Zazdro!
Książka się kończy na A. D. 1993, jeszcze przed nagraniem „The battle rages on”. Znawcy wiedzą, że później z tym świetnym bandem sporo się jeszcze działo i dzieje do dziś!
Można przeczytać, szału nie ma.
Postanowiłem przeczytać, bo z tego co mi mówiła moja była dziewczyna to autor to jej kuzyn.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMożna przeczytać, jakichś wielkich nowinek to tu nie ma dla wielbicieli rockowej legendy. D. Łanocha we wstępie pisze iż niektóre dialogi pomiędzy bohaterami książki wymyślał sam tak by pasowało do opisywanego czasu. Wynikało to chyba z faktu, że książka była pisana jeszcze przed...