-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
1999
2000
Wiele lat temu przeze mnie czytane, ale autora i tytuł zapamiętałem, oznacza to tyle, że zrobiła na mnie wrażenie. Nie pamiętam dokładnie szczegółów, ale to literatura o zsyłce Polaków na wschód oraz o ich życiu tam. Fragment, który mną wstrząsnął w czasie kiedy czytałem tą książkę to taki kiedy autor opisuje jak ludzie byli zmuszani do płaczu po śmierci Stalina. Coś przerażającego mając świadomość, że to wszystko przymuszane i tylko terror mógł takie zdarzenia sprawiać. Dziś mając już sporo wiedzy w tym temacie nie zrobiło by to na mnie takiego wrażenia jak wtedy.
Książkę polecam tym wszystkim, którzy interesują się szeroko pojętą współczesną historią Polski.
Zaznaczam, że nie jest to stricte historyczna pozycja, ale wspomnienia autora z czasu kiedy był jeszcze mały.
Wiele lat temu przeze mnie czytane, ale autora i tytuł zapamiętałem, oznacza to tyle, że zrobiła na mnie wrażenie. Nie pamiętam dokładnie szczegółów, ale to literatura o zsyłce Polaków na wschód oraz o ich życiu tam. Fragment, który mną wstrząsnął w czasie kiedy czytałem tą książkę to taki kiedy autor opisuje jak ludzie byli zmuszani do płaczu po śmierci Stalina. Coś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-17
Jest to ostatnia część trylogii rosyjskiego pisarza Diakowa. Pierwsza to "Do światła", następnie "W mrok" i teraz ta o której kilka słów chciałbym napisać. Zainteresowanych tym co sądzę o dwóch poprzednich zapraszam do przeczytania mojej opinii.
"Za horyzont" - zgodzę się z tym co zostało już napisane przez innych, którzy tą książkę przeczytali. Po pierwsze sporo elementów, które bardzo wyraźnie nawiązują do klimatu filmu "Mad Max" (dla młodych ignorantów przypomnę, że to legendarna, stara trylogia z M. Gibsonem. Świat po apokalipsie etc.,.), czyli Taran i jego towarzysze podróży mają spotkania z bandytami rodem wyjętymi właśnie z tego filmu. Opis ich samych oraz tym czym się poruszają naprawdę nie przysporzy autorowi aury oryginalności. No nic, można to spokojnie przeboleć, w końcu to postapokalipsa więc jakoś super to nie razi.
Po drugie przyznam także rację tym co pisali, że książce jakby brakuje siły, jakby autor poprzez to, że nie ma już pomysłu stara się szybko pewne wątki zakończyć, a robi to w taki sposób, że jest to infantylne, dziecinne, wręcz absurdalne. Nie będę zdradzał o co konkretnie chodzi, ponieważ musiałbym odkryć coś co zepsuje komuś czytanie książki. Generalnie czuć było, że Diakow nie jest w stanie wycisnąć z tej trylogii już nic więcej (Hmm, mimo wszystko książka ma prawie 500 stron).
By nie było tak gorzko to od siebie napiszę, że bardzo mi się podobały opisy świata przez który poruszają się bohaterowie, to akurat ten autor robi świetnie i szkoda, że nie było tego więcej. Zima, śnieg, szarość, pustka, skażone promieniowanie tereny. Tym razem prawie całość przygód bohaterów ma miejsce poza metrem, na ogromnej przestrzeni Rosji. Jak to czytałem to sam czułem się jakby osaczony tą "niewidzialną śmiercią". Czyli opis zagłady jak najbardziej plastyczny, człowiek czuje jakby tam był. Przynajmniej na mnie to tak podziałało.
I na koniec to, że autor skończył z tym cyklem we właściwym momencie, ponieważ było czuć, że dalej tak nie można. Kto czyta w całości trylogię będzie wiedział o co chodzi.
Oczywiście warto w kolejności czytać te tomy by wiedzieć co z czym i dlaczego.
Tak zupełnie poza tą książką - czytam "Uniwersum Metro 2033" od samego początku i przyznaję, że jestem trochę już tymi światami przesycony (napromieniowany haha?). Nie wartościuję tego, po prostu zdaję sobie sprawę, że ciężko tu cokolwiek nowego stworzyć i "Za horyzont" trochę to pokazuje. Nie wiem jak to będzie dalej więc piszę o moim wrażeniu w związku z tą książką.
I na koniec jak zwykle - to jest literatura tylko i wyłącznie dla pasjonatów tego typu światów, dla "tolkienowców" czy innych "sapkowskich" może to nie przypaść do gustu ze względów i estetycznych i samej treści. Takie moje zdanie.
Jest to ostatnia część trylogii rosyjskiego pisarza Diakowa. Pierwsza to "Do światła", następnie "W mrok" i teraz ta o której kilka słów chciałbym napisać. Zainteresowanych tym co sądzę o dwóch poprzednich zapraszam do przeczytania mojej opinii.
"Za horyzont" - zgodzę się z tym co zostało już napisane przez innych, którzy tą książkę przeczytali. Po pierwsze sporo elementów,...
2012
Nie jest to kolejna powieść tego autora, a zbiór luźnych... Sam nie wiem. Opowiadania, eseje, jakieś takie nie bardzo powiązane ze sobą treści na różnorodne tematy. Ta książka także na tyle nie zrobiła na mnie wrażenia, że niewiele z niej pamiętam. Ot może tyle, że autor opisuje m. in. coś o społeczeństwie amerykańskim, ale z pewnością nie nazwałbym tego analizą czy jakąś głębszą refleksją. Być może nawet Vogegutowi nie o to chodziło, ale z drugiej strony też nie mam pojęcia po co to właściwie zostało napisane. Nie to, że mam jakieś pretensje do autora, ale wyrażam tu swoją ignorancję (może to faktycznie wielkie dzieło, w końcu sam Kurt, do mnie to jednak nie przemówiło).
Nie jest to kolejna powieść tego autora, a zbiór luźnych... Sam nie wiem. Opowiadania, eseje, jakieś takie nie bardzo powiązane ze sobą treści na różnorodne tematy. Ta książka także na tyle nie zrobiła na mnie wrażenia, że niewiele z niej pamiętam. Ot może tyle, że autor opisuje m. in. coś o społeczeństwie amerykańskim, ale z pewnością nie nazwałbym tego analizą czy jakąś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2004
Od razu i konkretnie. Autora poznałem od książki "Rzeźnia numer pięć", jakoś w połowie LO to przeczytałem - genialne. Po prostu każda strona powodowała, że dusiłem się ze śmiechu.
Po "Pianolę" sięgnąłem, ponieważ przeczytałem gdzieś, że to antyutopia, a ten gatunek ubóstwiam. Od razu skojarzyłem, że to będą ponure obrazy zagłady świata, promieniowanie, szarość, mutacje etc.,. No do czego mnie przyzwyczaiła fantastyka ze wschodu mojego kontynentu. I na nic takiego tu nie trafiłem. Myślę dziś, że za bardzo estetycznie, formalnie się nastawiłem i tego tu nie znalazłem. Generalnie niewiele pamiętam z fabuły. Ktoś mi tu przypomniał w swojej recenzji, że chodziło o to, że doszło do jakiejś rebelii maszyn (komputerów), ale z jakich powodów? Hmm, po prostu gdyby ta książka zrobiła na mnie wrażenie (jak z wieloma innymi) to bym i po latach pamiętał. Ta nie zrobiła. Co nie znaczy, że dla kogoś może nie być świetna. I tyle.
Od razu i konkretnie. Autora poznałem od książki "Rzeźnia numer pięć", jakoś w połowie LO to przeczytałem - genialne. Po prostu każda strona powodowała, że dusiłem się ze śmiechu.
Po "Pianolę" sięgnąłem, ponieważ przeczytałem gdzieś, że to antyutopia, a ten gatunek ubóstwiam. Od razu skojarzyłem, że to będą ponure obrazy zagłady świata, promieniowanie, szarość, mutacje...
2014-01-20
Kolejny bardzo dobry numer kwartalnika Fronda z roku Pańskiego 2012. Co mnie zdziwiło to to, że nie ma już na wstępie napisane "Pismo poświęcone".
Numer skupia się na teorii darwinowskiej, generalnie o ewolucji. I jak to we Frondzie jest zawsze - podważanie tego co wielu uważa za oczywistość i wcale nie ma tu żadnego silenia się na "bunt dla buntu" jak to "pryszczate" nastolatki często czynią. Kilku autorów wypowiada się na temat czym jest Inteligentny Projekt (IP), jak to się ma do Kreacjonizmu. Co jest bardzo ważne to z tych treści nie wynika, że zwolennicy IP zupełnie odrzucają darwinizm, uważają, że jest tam sporo mądrych rzeczy, natomiast zwolennicy darwinizmu nie są skorzy do przyjmowania czegokolwiek co pochodzi od IP. Warto o tym poczytać by się dowiedzieć, że ci co wierzą w ewolucję w ujęciu Darwina to tak naprawdę zacofańcy zacietrzewieni w swej głupocie, ale to moje zdanie. Fronda tak tego nie określa, zaznaczam od razu.
Następne co mi się bardzo w tym numerze podobało to wywiad z prof. Zybertowiczem i jego bardzo mądre w mojej opinii zdanie dotyczące polskiej prawicy. Nic nowego dla obytych w temacie, ale dla tych ciekawych może coś interesującego. Jak pisze profesor to nigdy w tym kraju nie dojdzie do rządów konserwatywno-liberalnych jeżeli polskie środowisko prawicy (bardzo zróżnicowane) będzie zadufanie w sobie, takie zacietrzewione, takie mało skore do wspólnoty. Post komuniści i zdrajcy od PO na tym wygrywają właśnie. Profesor tego tak nie pisze, ale ja taki sens z tego wyciągam.
To jest całkiem nowa Fronda i to co się rzuca w oczy to krótsze artykuły w porównaniu do Frondy z lat '90 i tom już nie taki opasły. Mimo wszystko poziom wciąż bardzo wysoki, a przede wszystkim nie ma tego zadufania ("co to nie my"), jest luz gdzie ma być, a powaga tam gdzie powaga. A pismo jak wiadomo służy w walce z diabłem i wrogami Kościoła. Polecam.
Kolejny bardzo dobry numer kwartalnika Fronda z roku Pańskiego 2012. Co mnie zdziwiło to to, że nie ma już na wstępie napisane "Pismo poświęcone".
Numer skupia się na teorii darwinowskiej, generalnie o ewolucji. I jak to we Frondzie jest zawsze - podważanie tego co wielu uważa za oczywistość i wcale nie ma tu żadnego silenia się na "bunt dla buntu" jak to "pryszczate"...
2014-01-23
Na początek pytanie. Czy jest jakikolwiek Polak (od szkoły podstawowej, gimnazjum i potem do śmierci), który by nie "kojarzył" kto to jest H. Sienkiewicz i czym jest Trylogia? Hmm, kiedyś odpowiedź była oczywista, dziś czuję, że mogą być wątpliwości co do tego pytania. Oglądam od czasu do czasu "Matura to bzdura", ale do rzeczy.
"Ogniem i mieczem" - pierwsza część Trylogii. Skupię się tu w kilku słowach na tej książce, a jak dzięki Bogu skończę całość to odniosę się ogólnie do tej całości.
Czytało mi się to wspaniale. I śmiech był i łzy i czasem ręce w pięść się ściskały kiedy H. Sienkiewicz serwował mi, czytelnikowi jak wojska polskie gonią wroga. Opisy niesamowite bitew - dosłownie, ogień i miecz, a od siebie dodam jeszcze i krew! Potęga, siermiężność! (w dobrym znaczeniu tego słowa). Generalnie konstrukcja książki po prostu "wgniatała" mnie w to na czym akurat czytałem. Wszystko logiczne, sensowne i cały czas zapierające dech w piersi. Język i zdania bardzo wyszukane, ze względu na pewne archaizmy słowne od czasu do czasu słownik wyrazów obcych musiał być w użyciu. I dobrze, tak się rozwija człowiek.
Kilka zarzutów co do charakteru poszczególnych postaci, ale ten wątek pewnie od zawsze jest poruszany. Dla mnie osobiście jakieś to uciążliwe nie było - ta pierwsza część by "krzepić" polskie serca, a nie powieść psychologiczna. Konkretnie.
Moim ulubieńcem był pachołek p. J. Skrzetuskiego czyli Rzędzian. No takiego opisu inteligentnego cwaniaczka dawno nie czytałem, a chłopak był też wrażliwy haha.
P. J. Skrzetuski - chodząca dobroć, zrównoważony, odważny etc., Trochę takie nudne, ale źle nie było.
P. Zagłoba - trochę mnie męczył tym "ściemnianiem" co to nie on (ale chodzi mi tu o bitwy, bo łeb to on faktycznie inteligentny posiadał), ale bardzo chętnie bym wypił z nim.
P. Wołodyjowski - jakoś jeszcze nie mogę się odnieść, ale najbardziej mdłe, bez polotu to te opisy Heleny, te jej drętwe dialogi. Z oporami mi te fragmenty szły w czytaniu. Podobnie mogę napisać o Podbipięcie, choć to człowiek cnotliwy do granic możliwości. Dodam jeszcze to, że bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie wątek ogromnej przyjaźni pomiędzy p. J. Skrzetuskim, p. Podbipiętą, p. Zagłobą i p. Wołodyjowskim. Wszyscy poszliby za sobą w ogień i tak właśnie czynili. Piękna sprawa na dzisiejsze czasy.
Bohun - no cóż. Człowiek burza, tornado (odnosząc się do natury). Szaleniec, duch zupełnie niezaspokojony, ale honorowy, pełen dumy (czy zdrowej?).
O wszystkich tych postaciach faktycznie można napisać, że są "papierowe", ale co z tego? Czy ktoś faktycznie wierzy, że H. Sienkiewicz był tak infantylny tworząc takie postacie? Bardzo polecam. Więcej (bo mam sporo) napiszę jak ukończę całość. Daj Bóg.
P. S. Tak technicznie na koniec - "Ogniem i mieczem" ma miejsce w latach 1647 - 1651. Skupia się na powstaniu Chmielnickiego oraz obronie twierdzy w Zbarażu.
Na początek pytanie. Czy jest jakikolwiek Polak (od szkoły podstawowej, gimnazjum i potem do śmierci), który by nie "kojarzył" kto to jest H. Sienkiewicz i czym jest Trylogia? Hmm, kiedyś odpowiedź była oczywista, dziś czuję, że mogą być wątpliwości co do tego pytania. Oglądam od czasu do czasu "Matura to bzdura", ale do rzeczy.
"Ogniem i mieczem" - pierwsza część Trylogii....
2013-12-28
Dla tych wszystkich obeznanych z twórczością R. A. Ziemkiewicza, a szczególnie z jego książkami "Michnikowszczyzna" i "Polactwo" nie będzie tu czegoś zaskakującego. Pomimo tego, że autor "Czasu wrzeszczących staruszków" kilka razy w tej książce podkreśla, że nie chce rozwijać treści zawartych w tych dwóch pierwszych tu przeze mnie przywołanych to kilka razy wątki się pokrywają. Jednak tak to jest umiejętnie napisane, że to nie jest wtórne, a po prostu niezbędne by rozwijać nowe wątki poprzez przypomnienie tego co już wcześniej było gdzieś napisane i dzięki temu czytelnik nie pogubi się w co poniektórych dość zawiłych sprawach polityki Polski współczesnej.
O czym jest ta książka?
Autor skupia się tu mocno na J. Kaczyńskim, na jego historii politycznej. Na powodach jego klęsk, a także sukcesów. Co bardzo mi się podoba to to, że Ziemkiewicz swoje tezy stawia bardzo obiektywnie, wręcz podkreśla to, a jeżeli już pisze coś od siebie to zaznacza to i daje czytelnikowi możliwość tego by sam do tego doszedł jeżeli mu coś nie pasuje w tym co pisze autor. Czuć z tej książki jak bardzo Ziemkiewiczowi na tym zależy, bym ja jako czytelnik miał sporą przestrzeń na własne zdanie.
To książka także o nieudanej koalicji PO i PiS i od razu zaznaczę, że dość tak dziwnie się to czyta po tragedii smoleńskiej (powstała ta książka jakoś dwa lata przed tym wypadkiem(?)).
Jestem też pewien, że po treści tej książki sięgną jedynie ludzie, którzy zainteresowani są dość mocno najnowszą historią polityczną Polski,tym co nam Polakom bardzo współczesne w polityce polskiej. To książka dla tych ludzi, którzy nie ulegli nachalnej propagandzie z TV i jeżeli któryś tzw. "leming" ma ciekawość świata i jest w stanie przeskoczyć to co mu się każdego dnia wciska przez masowy przekaz to po przeczytaniu tej pozycji może przeżyć szok. Spokojnie jednak, nie umrze na zawał serca. Autorowi można być wdzięcznym za, że daje taką możliwość, iż jeżeli ktoś się nie zgadza z tym co pisze to nie ma żadnego problemu. Wystarczy by sięgnął do źródeł, a one potwierdzą to co zostało tu zawarte. I to jest siła tego właśnie, że nie są to treści "wyssane z palca".
I jak to z Ziemkiewiczem - dla znawców nic nowego, dla "nowych" to zupełnie nowy świat, jakże odmienny od współczesnej politycznie poprawnej papki. Autor pisze bardzo racjonalnie, język jest lekki, nie ma żadnego puszenia się na "pompatyczny patriotyzm" (choć ja akurat to puszenie się lubię), dzięki temu dla wielu ta ważna moim zdaniem książka może być "zjadliwa" i odtruć tych zaczadzonych bzdurami z mediów "nurtu mętnego".
Dla tych wszystkich obeznanych z twórczością R. A. Ziemkiewicza, a szczególnie z jego książkami "Michnikowszczyzna" i "Polactwo" nie będzie tu czegoś zaskakującego. Pomimo tego, że autor "Czasu wrzeszczących staruszków" kilka razy w tej książce podkreśla, że nie chce rozwijać treści zawartych w tych dwóch pierwszych tu przeze mnie przywołanych to kilka razy wątki się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-25
Książa ta to całkiem dobry wstęp dla tych wszystkich, którzy są zainteresowani nowożytną Konkwistą. Bardzo ogólnie opisane wyprawy takich wielkich zdobywców jak Cortes, F. Pizzaro, oczywiście między innymi, ale te nazwiska są jak sądzę najbardziej znane. Ta książka to też jakby album ze względu na sporą ilość zdjęć przedstawiających współczesne zdjęcia krain zdobywanych przez konkwistadorów, na przykład dżungla amazońska. Jest także kilka map, które korespondują z opisami szlaków konkwisty. Autor zaznacza, że niektóre z tych szlaków są hipotetyczne, a to z tego powodu, że do naszych czasów nie zachowały się źródła potwierdzające taką, a nie inną drogę.
Te dawne opisy tych niesamowitych podróży przeplatają się z wędrówką M. Wooda w tamte rejony (m. in. Meksyk, Peru, USA) i to najbardziej mnie irytowało w tej książkowej pozycji. Po prostu moim zdaniem autor mógł sobie darować własne przemyślenia, wrażenia. Jednak rozumiem, że takie było założenie.
Ogromną zaletą są dwie rzeczy. Po pierwsze miałem obawy, że treść będzie mocno politycznie poprawna (czym już współczesne czasy doprowadzają mnie do wymiotów). Mam na myśli to, że autor będzie się wyżalał jak to biały, zły człowiek wyrządził wielkie krzywdy rdzennym mieszkańcom opisywanych rejonów. Oczywiście, nie neguję, że tak nie było, ale bałem się, że będzie to po prostu zwykłe "walenie po głowie białej rasy". M. Wood nie uczynił czegoś takiego w taki sposób o jakim myślałem. Było tego trochę, ale wszystko w ramach rozsądku, w kontekście więc to jest najważniejsze.
Druga wielka zaleta to bibliografia na końcu książki. Szczegółowe podanie tytułów dotyczących tematu, nazwy tekstów źródłowych, a co najważniejsze jak sądzę dla polskiego czytelnika to tytuły przełożone na ojczysty język. Dzięki temu ma się "podane na stole" co jest warte przeczytania w szczególe jeżeli chodzi o zdobywanie Nowego Świata.
I jeszcze jedno. Autor nie zapomniał w nawiązaniu do Konkwisty podać tytułu genialnego moim zdaniem filmu z roku 1972 "Aguirre - Gniew Boga". Kto nie widział... Ktoś mógł tego nie widzieć?!
Książa ta to całkiem dobry wstęp dla tych wszystkich, którzy są zainteresowani nowożytną Konkwistą. Bardzo ogólnie opisane wyprawy takich wielkich zdobywców jak Cortes, F. Pizzaro, oczywiście między innymi, ale te nazwiska są jak sądzę najbardziej znane. Ta książka to też jakby album ze względu na sporą ilość zdjęć przedstawiających współczesne zdjęcia krain zdobywanych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-07
Mocna rzecz! Mocna jednak będzie dla tych wszystkich, którzy mają otwarty umysł, są krytyczni, potrafią zweryfikować swoje poglądy (a to nie jest łatwe, coś o tym wiem). Dla tych ludzi jednak, którzy trochę "siedzą" w tym temacie, a bardziej by chcieli uporządkować swoją wiedzę, poznać kilka ważnych elementów o których się nie mówi w tzw. "głównym nurcie" przekazu medialnego (i coś czuje, że jeszcze bardzo długo się mówić nie będzie) to nie będzie nic super nowego.
Po pierwsze autor jest żydowskim profesorem więc dla tych wszystkich, którzy by coś marudzili o stronniczości to sobie już w tej sprawie nie pojęczą. Po drugie warto zaznaczyć, że profesor ten w pewnym stopniu przez pewne środowiska żydowskie został zdyskredytowany i wciąż jest. Dlaczego? Proste, napisał prawdę. Ech, jak zwykle w świecie ludzi. A cóż takiego napisał? Otóż to, że organizacje żydowskie (szczególnie te funkcjonujące w USA) pisząc brutalnie żerują na holokauście. Żerują czyli robią na tym pieniądze nic, a nic nie licząc się z faktycznymi ofiarami zbrodni niemieckich (tak, tak, niemieckich, a nie żadnych nazistowskich kosmitów i to należy wszędzie podkreślać). Zresztą książka skupia się także na Szwajcarii (chodzi o odszkodowania jakie Żydzi żądają od tego kraju). Należy też od razu zaznaczyć iż profesor Finkelstein często bardzo podkreśla, że trzeba odróżnić prawdziwe ofiary holokaustu od tych organizacji żydowskich, które pieniądze za odszkodowania przygarniają dla siebie i m. in. przeznaczają je na jakiejś bzdurne na przykład projekty edukacyjne nie służące nikomu. Bardzo ciekawym elementem jest to, że autor pisze o tym, że najczęściej jest tak, że to całe wyłudzanie opiera się na motywacji moralnej, że nie chodzi o pieniądze, ale o sumienie etc.,. Bardzo podle się człowiek czuje jak to czyta. Oczywiście wszystko jest poparte przypisami, cytatami, nie ma tak, że jest to wyssane z palca, że żydowski autor uparł się by dopiec swoim. To nie tak, to się czuje jak to się czyta. Po prostu mamy doczynienia z uczciwym Żydem (o ile można to tak określić).
Jak to czytałem to miałem takie skojarzenie z książką "Od białego do czerwonego caratu" Kucharzewskiego. Tam było coś takiego, że nie tyle naród jest zły, ale ci co rządzą. To tak ogólnie bardzo oczywiście, ale coś w tym jest.
Dla mnie osobiście ta książka to tylko potwierdzenie tego co gdzieś kiedyś wyczytałem. Wcześniej postanowiłem przeczytać "Historię Żydów" Johnsona i potem sięgnąłem po "Przedsiębiorstwo holokaust". Naprawdę warto, wtedy łatwiej rozumieć to o czym pisze Finkelstein.
A, właśnie, ważna sprawa. Kilka razy autor podkreśla, że tak naprawdę holokaust to nic szczególnego w historii dziejów świata, ale Żydzi tak to uczynili, że o to przed tym wydarzeniem narody świata mają padać na kolana i przepraszać. No bo dlaczego nic się nie mówi o "Wielkim głodzie na Ukrainie"? Tego nie ma pytania w książce, ale sam tak się nad tym zastanawiam.
Człowiek jest mocno emocjonalny i co do mnie to czytając tą książkę ogromny gniew we mnie wzbierał kiedy profesor opisuje działanie tych organizacji żydowskich. By nie było nieporozumień, nie mam nic do jednostek jako jednostek, ale do tego systemu wyłudzania co poniektórzy z nich stworzyli. Zresztą w książce jest opisane i to, że poszczególni Żydzi sądzą się z tytułowym "przedsiębiorstwem holokaust" za to jak podle często owo postępuje.
I tyle. Bardzo polecam.
P. S. Dla tych skażonych oficjalną propagandą, ale chcących zweryfikować swoje poglądy to będzie naprawdę gorzka pigułka. Reszta dalej niech sobie tkwi w oparach absurdu.
Mocna rzecz! Mocna jednak będzie dla tych wszystkich, którzy mają otwarty umysł, są krytyczni, potrafią zweryfikować swoje poglądy (a to nie jest łatwe, coś o tym wiem). Dla tych ludzi jednak, którzy trochę "siedzą" w tym temacie, a bardziej by chcieli uporządkować swoją wiedzę, poznać kilka ważnych elementów o których się nie mówi w tzw. "głównym nurcie" przekazu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1996-01-01
Ktoś mnie już w swojej opinii na temat tej książki ubiegł i mogę się z tym tylko zgodzić. Autor opisuje tu podróż po ogromnej rzece w Ameryce Północnej, a jest nią właśnie tytułowa Missisipi. Podróż, to co przeżył, to jakich ludzi spotkał, jest to tak opisane, że jakby się brało w tym udział. To dość charakterystyczne dla tego autora, ponieważ takie same odczucia miałem jak czytałem "Pod gołym niebem". Rzeka, jej opis w taki sposób, że czułem jej zapach, słyszałem jej dźwięk, widziałem to co się w niej porusza. Wspaniała sprawa, to się nazywa talent. Jednocześnie mam przekonanie, że książka ta spodoba się wszystkim tym, którzy kochają "amerykańskie południe" (o ile wiedzą o co chodzi haha). Bardzo polecam.
No nic, siadam sobie deskach pokładu i patrzę jak tam Murzyny bawełne zbierają!
Ktoś mnie już w swojej opinii na temat tej książki ubiegł i mogę się z tym tylko zgodzić. Autor opisuje tu podróż po ogromnej rzece w Ameryce Północnej, a jest nią właśnie tytułowa Missisipi. Podróż, to co przeżył, to jakich ludzi spotkał, jest to tak opisane, że jakby się brało w tym udział. To dość charakterystyczne dla tego autora, ponieważ takie same odczucia miałem jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1997-01-01
Bardzo dawno to czytałem, nie pamiętam szczegółów, ale jeżeli ktoś lubi literaturę podróżniczo-awanturniczą (cokolwiek można tu rozumieć) to z pewnością mu się spodoba ta książka. Pamiętam, że opisy rejonów kontynentu w których znajdował się autor były naprawdę ciekawe, można poczuć jakby się faktycznie tam było. Jest to podobno lektura mocno przesiąknięta wątkami biograficznymi Twaina, ale które konkretnie to nie mam pojęcia, ponieważ jego biografii nie czytałem. Jest zachowany "klimat i atmosfera" czasu, w którym dzieje się akcja. Pamiętam, że dość długo czytałem tą książkę, ale to nie z powodu iż była nudna. Ktoś w swojej recenzji tej książki napisał, że jest tu charakterystyczny humor M. Twaina i faktycznie tak jest, z tym się zgodzę. Ciężko to opisać słowami, ale się to wyróżnia i może się to spodobać albo i nie.
Bardzo dawno to czytałem, nie pamiętam szczegółów, ale jeżeli ktoś lubi literaturę podróżniczo-awanturniczą (cokolwiek można tu rozumieć) to z pewnością mu się spodoba ta książka. Pamiętam, że opisy rejonów kontynentu w których znajdował się autor były naprawdę ciekawe, można poczuć jakby się faktycznie tam było. Jest to podobno lektura mocno przesiąknięta wątkami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2001-01-01
Czytane przeze mnie wiele lat temu i jak dziś sobie przypominam wrażenia z tej lektury to są pozytywne. Po prostu. Niczym szczególnym się ta książka dla mnie nie wyróżnia. Nawet i ta oryginalność, że autor pisał historię od teraźniejszości do przeszłości. Do dziś nie wiem po co ten zabieg, jakie to miało mieć znaczenie. Nie mam pojęcia, ale dla mnie osobiście nie przeszkadzało.
Charakterystyczne w tej książce były porównania i te jakie najbardziej zapamiętałem to R. Dmowski oraz J. Piłsudski. Nie zdawałem sobie sprawy, że to był tak ogromny konflikt. Według autora to prawie, że na granicy osobistych pretensji. W każdym bądź razie te różne porównania dobrze wychodziły N. Davisowi, ponieważ dzięki temu czytelnik może w jasny sposób zrozumieć pewne zjawiska, motywacje, programy czy idee.
Warto przeczytać tą książkę, następnie dla tych bardziej dociekliwych sięgnąć po bardziej szczegółowe treści o ile ktoś wyrazi taką chęć. Jest to sensowny wstęp.
Czytane przeze mnie wiele lat temu i jak dziś sobie przypominam wrażenia z tej lektury to są pozytywne. Po prostu. Niczym szczególnym się ta książka dla mnie nie wyróżnia. Nawet i ta oryginalność, że autor pisał historię od teraźniejszości do przeszłości. Do dziś nie wiem po co ten zabieg, jakie to miało mieć znaczenie. Nie mam pojęcia, ale dla mnie osobiście nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-10-27
Miałem obawy co do najnowszej Frondy. Czytałem, że redakcję jakże szanownego kwartalnika przejęła "hipster prawica". Faktycznie tak jest, ci młodzie ludzie co do Frondy obecnie piszą tak się określają. Wkurwia mnie to określenie, na co "ten cyrk"? Takie trochę płynięcie z prądem, wiadomo co z prądem płynie, a Fronda to kontrrewolta, coś oryginalnego od samych swoich początków.
Pomyliłem się, świetne artykuły, dobrze się czyta, poziom merytoryczny bardzo wysoki, jak zawsze. Zmiana jest taka, że poszczególne artykuły są krótsze aniżeli we wcześniejszych numerach. Poza tym sporo humoru, "z jajem" (szczególnie co poniektóre noty o autorach na końcu Frondy).
Bardzo polecam. Nie będę tu przytaczał o czym jest treść, warto przeczytać wszystko.
P. S. Frondo - zrezygnujcie z tego badziewnego określenia "hipster prawica". Co to k.... jest?!
Miałem obawy co do najnowszej Frondy. Czytałem, że redakcję jakże szanownego kwartalnika przejęła "hipster prawica". Faktycznie tak jest, ci młodzie ludzie co do Frondy obecnie piszą tak się określają. Wkurwia mnie to określenie, na co "ten cyrk"? Takie trochę płynięcie z prądem, wiadomo co z prądem płynie, a Fronda to kontrrewolta, coś oryginalnego od samych swoich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2008-01-01
Przeczytana, ale za trudna dla mnie. Nie będę się tu silił. Może kiedyś ponownie.
Przeczytana, ale za trudna dla mnie. Nie będę się tu silił. Może kiedyś ponownie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-01-01
Sięgnąłem po tą książkę nie dlatego, że jestem jakiś ogromnym fanem dzienników wojennych czy generalnie literatury wojennej. Generał Patton to dla mnie autorytet ze względu na jego wielki patriotyzm, za jego inteligencję oraz za dumę jaką miał, co jest jak najbardziej usprawiedliwione. Po prostu chciałem poznać tą postać bliżej i uznałem, że czytając to co sama ona napisała jakoś mnie do niej bardziej zbliży. Także by poznać realia II wojny światowej w zakresie działań prowadzonych przez generała. To ostatnie jak najbardziej, a nawet za bardzo. Dużo szczegółowych opisów taktyki, były także mapki co i jak planował Patton. I to nie było coś co mi się podobało. Liczyłem na to, że będzie więcej opisów przemyśleń generała na temat wojny, świata, życia ogólnie. Było tego trochę, ale jak dla mnie za mało.
Jest to książka bardziej dla tych co się fascynują wojskowością, mają wiedzę na temat np. czym jest batalion, pluton etc.,. by rozumieć opisy poszczególnych bitew. Nie jest to zła pozycja traktując ją w ten sposób, ale ja jako poszukiwacz większej ilości przemyśleć autora na temat własnych działań trochę się zawiodłem.
Sięgnąłem po tą książkę nie dlatego, że jestem jakiś ogromnym fanem dzienników wojennych czy generalnie literatury wojennej. Generał Patton to dla mnie autorytet ze względu na jego wielki patriotyzm, za jego inteligencję oraz za dumę jaką miał, co jest jak najbardziej usprawiedliwione. Po prostu chciałem poznać tą postać bliżej i uznałem, że czytając to co sama ona napisała...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-10-20
Ktoś gdzieś napisał w swoim zdaniu o tej książce, że jest trochę encyklopedyczna. I fakt, zgadzam się z tym. Pisana trochę tak "sucho", bez polotu, ale jednocześnie wcale nie jakimś super trudnym językiem. Tak się topornie jakoś dla mnie to czytało. Po drugie też gdzieś ktoś napisał, że jest to książka mało szczegółowa w temacie jakim się zajmuje, że jeżeli ktoś faktycznie tak dogłębnie chce poznać historię Żydów to nie poprzez to, bo są ciekawsze pozycje. Hmm, z pewnością. Dla mnie jednak jest tu ogrom wiedzy, sporo się można dowiedzieć, wcale nie jest tak ogólnie. Jednak dla mnie to pierwsze taka literatura dotycząca Żydów więc jak najbardziej satysfakcję uzyskałem czytając to.
Również było gdzieś napisane, że jeżeli ktoś chce się zapoznać konkretnie i w szczególe samą historią religii żydowskiej, albo samą ichną religią to pozycja także nie jest wystarczająca. I może coś w tym jest, ponieważ główny nacisk jest tu położony na kontekst społeczny, polityczny, kulturalny czyli historia "braci starszych" oparta na tych trzech elementach. Autor w tym się spełnił jak najbardziej.
Ode mnie napiszę tak, że od razu czuć, że pisał to "brytol", a może bardziej ogólnie człowiek z "zachodu". Słabą stroną tej książki to stosunki polsko-żydowskie (co dla mnie jako Polaka jest bardzo ważne czytając tego typu treści). Opisane dość stereotypowo, "po macoszemu", jakoś autor się nie przyłożył. Jednak nie piszę tu, że postawa P. Johnsona jest antypolska, nie, to nie tak. Po prostu dość charakterystyczna ignorancja, prawdopodobnie nieświadoma. No nie wiem, tak to poczułem kiedy czytałem akurat te treści dotyczące tych relacji. I od razu napiszę, że nie było tego wiele.
Należy napisać, że Johnson w swojej "Historii Żydów" faktycznie starał się zachowywać tak jak prawdziwy historyk, starał się być obiektywny (jak jak nie lubię tego słowa, jest współcześnie tak "wyświechtane", że niedobrze się robi). Mam na myśli to, że czuło się, że jest uczciwy w pisaniu o wielu bolesnych i tragicznych wypadkach tego narodu. Czuło się, że nie reprezentuje swojego światopoglądu (a wiadomo, że Johnson to konserwatysta, ale w rozumieniu zachodnim).
Ogromna bibliografia, wykorzystanie wielu źródeł, co można znaleźć na końcu książki.
Polecam, dla zainteresowanych tematem jak najbardziej.
Ktoś gdzieś napisał w swoim zdaniu o tej książce, że jest trochę encyklopedyczna. I fakt, zgadzam się z tym. Pisana trochę tak "sucho", bez polotu, ale jednocześnie wcale nie jakimś super trudnym językiem. Tak się topornie jakoś dla mnie to czytało. Po drugie też gdzieś ktoś napisał, że jest to książka mało szczegółowa w temacie jakim się zajmuje, że jeżeli ktoś faktycznie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-01
Jest to kontynuacja książki "Do światła" i od razu napiszę, że bardzo udana, co nieczęsto się zdarza czy to jeżeli chodzi o film czy właśnie o książkę. W porównaniu do części pierwszej "W mrok" charakteryzuje się z pewnością większą ilością opisów, w dużej mierze wynika to z tego, że książka ma większą ilość stron. "Do światła" moim zdaniem charakteryzowała się tym, że było bardzo wiele dialogów, trochę za dużo jak na mój gust, tu jest tego mniej. Tak jak pierwsza część wyróżniała się tym, że większość akcji odbywała się na zewnątrz, poza metrem tak tu większość treści zanurzona jest w tych zatęchłych tunelach podziemnego Sankt Petersburga.
Chciałbym jeszcze napisać o pewnym paradoksie. W wielu recenzjach czytałem, że "W mrok" jest bardziej ponura, mroczna aniżeli "Do światła", zresztą już same tytuły sporo sugerują. Jednak po obu lekturach mam takie wrażenie, że "Do światła" było bardziej takie przygniatające, "szare", bardziej takie apokaliptyczne właśnie, przygniatające. Większość książki dotyczyła świata na zewnątrz, ogromne przestrzenie i pomimo tej przestrzenności było to dla mnie bardziej mroczne. Nie piszę tu, że "W mrok" takie nie jest, ale subiektywnie zupełnie mam tak, że jest jakby taki mniej mroczny.
W każdym bądź razie polecam tą lekturę dla wszystkich fanów światów apokaliptycznych czy post. Nie polecam tego czytelnikom o innych gustach co do fantastyki, bo uważam, że innym ten typ wyobraźni "nie podejdzie".
Z niecierpliwością czekam na część trzecią, wiem, że takowa powstaje.
A, właśnie, zgadzam się z wieloma opiniami, że autor Diakow jak na razie jest najlepszy w świecie Uniwersum Metro 2033 z tym co do tej pory napisał. Śmiem twierdzić, że uczeń przebił trochę mistrza D. Glukhovskego. Jednak to ten ostatni jest odpowiedzialny za tą genialną serię.
Jest to kontynuacja książki "Do światła" i od razu napiszę, że bardzo udana, co nieczęsto się zdarza czy to jeżeli chodzi o film czy właśnie o książkę. W porównaniu do części pierwszej "W mrok" charakteryzuje się z pewnością większą ilością opisów, w dużej mierze wynika to z tego, że książka ma większą ilość stron. "Do światła" moim zdaniem charakteryzowała się tym, że było...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-07-27
Wyczytałem gdzieś w swoim czasie, że "Do światła" należy do jednej z najlepszych z Uniwersum Metro 2033 czyli ze świata post apokalipsy generalnie rzecz ujmując. Zgadzam się z tą opinią. Książka jest świetna, nie ma porównania do "Piter", który moim zdaniem jest jak na razie najsłabszy.
"Do światła" - opis świata przedstawionego jest niesamowity. Autor tak to opisał, że czułem jakbym tam był. Te zniszczone domy, popękany asfalt, zmutowana fauna i flora. Do tego miejsca w których promieniowanie było szczególnie mocne i jak to wpływało na człowieka. Generalnie opisy jak dla mnie są takie, że czuło się na skórze ten skażony świat, tą post apokalipsę. I taka przygniatająca atmosfera, duszna, ciasna bardzo mi się podobała. Swoją drogą pewien paradoks, a to dlatego, że większość akcji odbywa się na zewnątrz czyli poza podziemiami metra, na powierzchni. I to jest właśnie novum w odniesieniu do poprzednich książek z tego uniwersum.
Jedyne co mi się nie podobało to pewna infantylność (ale to może ja już jestem za stary) wydarzeń. To znaczy jakoś od razu wiadomo kto przeżyje, kto zginie, swego rodzaju przewidywalność, ale opis świata po zagładzie atomowej mocno to rekompensuje. Oczywiście autorowi daleko jeszcze do mocno szczegółowych opisów naszego rodaka S. Lema (głównie mam tu na myśli takie jego książki jak "Niezwyciężony", "Solaris" czy "Eden"), ale naprawdę świetnie sobie radzi. Oby tak dalej.
I tak na koniec napiszę, że nie wyobrażam sobie by "Do światła" nie zostało sfilmowane. Toż to gotowy scenariusz. Zresztą nie tylko ta książka z tej serii.
A, właśnie, jeszcze jedno. Tak sobie myślę, że książka ta (całe uniwersum zresztą) to raczej będzie się podobać tylko tym, którzy kochają klimaty zagłady atomowej, apokalipsy, dymiących fabryk, zanieczyszczeń, tego typu elementy. I to jest zrozumiałe, ja nigdy nie sięgnę po fantasę (smoki, elfy etc.,.), szanuję, ale nie "odbieram" tego.
Polecam bardzo A. Diakowa i jego "światło".
Ech, zapomniałem o jeszcze jednej sprawie. W książce jest poruszony motyw "Exodusu" - pewnej tajemniczej sekty. Odnoszę wrażenie, że autor poprzez ten wątek bardzo negatywnie odnosi się do religii w życiu człowieka. Nie będę zdradzał na czym miałoby to polegać, czytelnik niech sam przeczyta i się nad tym zastanowi. Jak dla mnie dość mocno to psuje (ale jest więcej zalet tej książki) treść ze względu na mocno politycznie poprawny charakter jakże typowy na dzisiejsze czasy.
Dobra, na tym już koniec.
Wyczytałem gdzieś w swoim czasie, że "Do światła" należy do jednej z najlepszych z Uniwersum Metro 2033 czyli ze świata post apokalipsy generalnie rzecz ujmując. Zgadzam się z tą opinią. Książka jest świetna, nie ma porównania do "Piter", który moim zdaniem jest jak na razie najsłabszy.
"Do światła" - opis świata przedstawionego jest niesamowity. Autor tak to opisał, że...
2013-07-04
To książka o której mogę napisać, że jest dla mnie wyjątkowa. Z pewnością będzie zapamiętana przeze mnie tak samo jak zapamiętałem "Szkice piórkiem" A. Bobkowskiego. "Wesela w domu" pozostawiły we mnie ślad niczym gorący metal na skórze. Tak właśnie chcę podkreślić wrażenie jakie na mnie wywarła ta literatura.
B. Hrabala właściwie czytałem po raz pierwszy. Kiedyś było coś tego autora - o pewnej robotnicy i jakiś poemat o Pradze. Nie pamiętam tytułów, ale jakoś zraziłem się po owych do tego autora. Dziś sądzę, że za młody na to byłem. W każdym bądź razie zetknięcie się z opisywaną tu książką na pewno zrodziło we mnie chęć sięgnięcia po inne "produkcje" tego Czecha.
O książce tej napiszę tak (mimo wszystko te przymiotniki tego nie oddadzą): ciepła, sentymentalna, żartobliwa, poważna, pełna humoru, śmieszna, wzruszająca. Tak, wiem, to za mało. By jeszcze bardziej to uściślić to napiszę, że jest taka bardzo ludzka, człowiecza, coś jak kwintesencja ludzkiej natury. No nie wiem, tak to czuję.
"Wesela w domu" to autobiografia, ale pisana w dość oryginalny sposób, a mianowicie autor pisze o sobie, ale z punktu widzenia jego żony. Tak jakby to napisała ona, nie on. Czas opisywanych wydarzeń to jakoś od lat '50 do połowy '70. Warto znać choć ogólnie historię współczesną Europy by wiedzieć o jakich wydarzeniach polityczno-społecznych pisze od czasu do czasu Hrabal.
Druga część tej trylogii przeraziła mnie pod względem "technicznym", stylistycznym jak tak ogólnie sobie książkę przeglądałem. Nie będę tu zdradzał tajemnicy przyszłemu czytelnikowi, ale osobiście się szybko przyzwyczaiłem choć jestem purystą bardzo w tym temacie.
Też tak jak to sobie czytałem to odnosiłem wrażenie, że książka lepiej by była czytana przez ludzi co najmniej ponad dwudziestoletnich by jakoś bardziej to poczuć, zrozumieć, odnieść się do tego. Nastolatki to jeszcze nie ten typ odczuwania, ale to bardzo takie moje stwierdzenie.
Hmm, co by tu jeszcze. A, właśnie. Bardzo czuć ten czeskich duch, tą mentalność. Nie chodzi mi o te bzdurne stwierdzenie "o czeskim filmie, gdzie nie wiadomo o co chodzi", ale o jakby taki dystans do świata, taki jakiś spokój, tak jakoś mało nerwowo, tak jakoś bez pompatyczności (co akurat bardzo lubię), tak właśnie cholernie czesko. Oczywiście ciężko ponownie "ubrać" to w słowa.
"Wesela w domu" - piękne i bardzo dobre.
To książka o której mogę napisać, że jest dla mnie wyjątkowa. Z pewnością będzie zapamiętana przeze mnie tak samo jak zapamiętałem "Szkice piórkiem" A. Bobkowskiego. "Wesela w domu" pozostawiły we mnie ślad niczym gorący metal na skórze. Tak właśnie chcę podkreślić wrażenie jakie na mnie wywarła ta literatura.
B. Hrabala właściwie czytałem po raz pierwszy. Kiedyś było coś...
Tak, arcydzieło. Może zbyt emocjonalnie do tej książki podchodzę, ale to wszystko przez sentyment. Nic to zmienia. "Rok 1984" broni się sam do dziś. Od początku. Tą książkę odnalazłem w domu w roku gdzieś 1998/1999. Była ona w wydaniu podziemnym, tzw. drugi obieg. Rozpadała się, trzeba było ją mocno posklejać taśmą by się nie rozleciała zupełnie. Niestety gdzieś komuś pożyczyłem i zaginęła (już się odnalazła dzięki Bogu). W każdym bądź razie to właśnie od tej książki rozpoczęła się moja miłość do typu literatury zwanej fikcją polityczną czy socjologiczną. Nie będę opisywał o czym jest ta książka, ponieważ po pierwsze każdy szanujący się "czytacz" na pewno wie czym jest ta pozycja, a po drugie napisano "tomy" na jej temat. Pragnę tylko zaznaczać, że wizja Orwella zawarta w tej książce odcisnęła na mnie znaczące piętno. Ten ponury, szary świat, gdzie jednostka wtłaczana była w masę, gdzie zabronione były uczucia, gdzie musiała się liczyć ze wszystkim tym co mówi. Jednostka, która była wręcz organiczną maszyną. Do tego tajemniczy "wielki brat". Ech, kocham to arcydzieło. Czytać kto nie czytał, bez dwóch zdań. Tak na marginesie - warto zastanowić się nad współczesną Polską w odniesieniu do "Roku 1984". Dostrzegam wiele analogii, a jeszcze więcej w odniesieniu do smrodu zwanego UE.
Tak, arcydzieło. Może zbyt emocjonalnie do tej książki podchodzę, ale to wszystko przez sentyment. Nic to zmienia. "Rok 1984" broni się sam do dziś. Od początku. Tą książkę odnalazłem w domu w roku gdzieś 1998/1999. Była ona w wydaniu podziemnym, tzw. drugi obieg. Rozpadała się, trzeba było ją mocno posklejać taśmą by się nie rozleciała zupełnie. Niestety gdzieś komuś...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to