-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2024-05-23
2024-01-27
2023-09-25
2023-09-17
W "Szmaragdowej tablicy" jej autorka, Carla Montero, zostawia czytelnika z rozwiązaną zagadką nie tylko mającego niezwykłe właściwości obrazu "Astrolog", ale i odkryciem kart dotyczących relacji z innymi osobami Any i jej znajomych. Jedne były bardziej szokujące, inne mniej. Nic jednak nie zapowiadało kontynuacji tej historii. Dlatego mile zaskoczyła mnie wiadomość, że na polskim rynku wydawniczym pojawił się "Ognisty medalion" opowiadający o dalszych losach głównej bohaterki i przeszłości jej rodziny.
Tradycyjnie już na początku autorka nakreśla rys historyczny niezwykłego przedmiotu. W tym celu cofa się do schyłku XV wieku, kiedy pod osłoną nocy Wawrzyniec Medyceusz karze grabarzom otworzyć jedną z trumien. Znajdują się w niej zwłoki niejakiego Cyriaka z Ankony. Zgodnie z przewidywaniami Florentczyka przy szyi trupa znajdował się medalion ze smokiem. Znając niezwykłe właściwości przedmiotu postanawia go sobie przywłaszczyć. Mija kilka wieków, kończy się pierwsza wojna światowa. Jednak zanim to się stanie w willi w Jekaterynburgu zostaje zamordowana rodzina carska. Wśród kosztowności bolszewicy znajdują niepozorny medalion. Kilka lat później medalionem zaczyna interesować się intelektualista Walther Hanke, nie do końca jednak wie, gdzie go szukać.
Część powieści toczy się u schyłku II wojny światowej. Jest przełom kwietnia i maja 1945 roku. Hitler popełnia samobójstwo, ale zawierucha w dalszym ciągu trwa. Gdzieś w ruinach chowają się naukowiec Eric z kilkuletnim synem Sebą, Żydówka Ilsa, Hiszpan Ramiro oraz Rosjanka Katia. Ta ostatnia tak właściwie też jest Hiszpanką, która po śmierci rodziców została adoptowana przez rosyjskiego krewnego, Fiodora. Kilka lat później Fiodor zginął z rąk Petera Hanke, szukającego magicznego medalionu, a ona została przygarnięta przez rodzinę jej przyjaciółki, Julii. Dziewczyny walczyły w wojsku, podobnie jak Ramiro. Pewnego razu Katia trafia do kryjówki Erica, Ramiro, Ilsy i małego Seby. Kobieta zakochuje się w Ericu, zresztą ze wzajemnością. Kiedy mężczyzna zostaje zabrany, nie bacząc na wszystko postanawia mu pomóc. W tym czasie Ilsa i Ramiro, również zakochani w sobie, uciekają z Sebą z miasta. Dodatkowo Peter Hanke nie poprzestaje szukać Katii i medalionu. Poszukiwania przynoszą tragiczny finał.
Równoległa część powieści toczy się w czasach współczesnych. Do Any dzwoni Martin Loshe, którego poznała przy poszukiwaniach "Astrologa". Mówi jej o "Ognistym medalionie" mającym równie magiczne właściwości, jak malarskie dzieło. Tymczasem kolega Any z pracy, Alain, oświadcza jej się. Kobieta, chcąc przemyśleć sobie w spokoju tą propozycję, wyrusza z Martinem na poszukiwanie owego przedmiotu. Nie wiedzą jednak, że ktoś jeszcze jest nim zainteresowany i zrobi wszystko, aby go zdobyć. Dosłownie wszystko. Ana jeszcze raz przekonuje się, że największy przyjaciel może z czasem stać się wrogiem, a także odkrywa kolejne losy swoich przodków.
Książka, jak właściwie każda autorstwa Carli Montero, poruszyła moje najczulsze struny. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tych 544 stron przeczytałam jednym tchem, a jednocześnie naprawdę dobrze mi się ją czytało. Uśmiechałam się do zabawnych sytuacji, czułam obawę, kiedy działo się coś niedobrego w życiu bohaterów. Pomimo przeskoków czasowych, nie pogubiłam się w jej akcji. Bohaterowie tradycyjnie już zostali nakreśleni w bardzo ciekawy sposób, a ich losy oryginalnie się ze sobą przeplatają. Może początek mógłby szybciej przenieść czytelnika w przeszłość, ale to tylko moja mała dygresja.
W "Szmaragdowej tablicy" jej autorka, Carla Montero, zostawia czytelnika z rozwiązaną zagadką nie tylko mającego niezwykłe właściwości obrazu "Astrolog", ale i odkryciem kart dotyczących relacji z innymi osobami Any i jej znajomych. Jedne były bardziej szokujące, inne mniej. Nic jednak nie zapowiadało kontynuacji tej historii. Dlatego mile zaskoczyła mnie wiadomość, że na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-03
Historia Janusza Korczaka, którego prawdziwe imię i nazwisko brzmiało Henryk Goldszmit jest raczej powszechnie znana. Z wykształcenia lekarz, z zamiłowania pedagog, twórca domów dziecka dla dzieci narodowości żydowskiej i będących wyznania chrześcijańskiego. Autor wielu książek dla dzieci i o dzieciach. W swojej pracy wychowawczej wyznawał zasadę, że dziecko to też człowiek. Był tak oddany swoim wychowankom, że wraz z nimi dał się zamknąć za murami warszawskiego getta, aż w końcu wsiadł do pociągu jadącego do Treblinki i razem zginęli w jednej z tamtejszych komór gazowych. Na kanwie tych wydarzeń Elisabeth Gifford oparła historię dwójki zakochanych w sobie młodych ludzi pokazują tym samym, że nawet w getcie było miejsce na miłość.
Misza jest młodym mężczyzną pełniącym funkcję wychowawcy w Domu Sierot prowadzonym przez Janusza Korczaka. Dodatkowo uczęszcza na wykłady prowadzone przez Starego Doktora, chcąc w ten sposób poszerzyć swoją wiedzę i kompetencje pedagogiczne. Na jednym z nich poznaje Zosię, młodą i piękną dziewczynę z tzw. "dobrego domu". Młodzi zakochują się w sobie. Pomagają Januszowi Korczakowi w opiece nad opuszczonymi dziećmi, a jednocześnie snują plany na wspólną przyszłość. Przekreśla je wybuch II wojny światowej, a wraz z tym - nowa rzeczywistość. Naród żydowski doświadcza coraz większych represji, wkrótce zostaje zamknięty na niewielkiej przestrzeni nazwanej gettem. Wśród osób, które zostały w nim umieszczone jest też Janusz Korczak z dziećmi i rodzina Zosi. Jej samej i Miszy udaje się uciec do Lwowa. Wkrótce jednak wracają do Warszawy i dostają się na teren getta. Tam w dalszym ciągu pomagają Korczakowi w prowadzeniu sierocińca. W 1942 roku po getcie zaczynają krążyć pogłoski o jego likwidacji. Janusz Korczak robi wszystko, aby jego dzieci nie zostały wywiezione pociągiem do Treblinki. Bezskutecznie. Marsz Dobrego Doktora z dziećmi obserwuje z okien domu Zosia, nie jest jednak w stanie nic zrobić. Tuż przed wybuchem powstania w getcie jej, Miszy i synkowi jej zmarłej siostry udaje się przedostać za mury getta. On poszedł walczyć na froncie, ona z dzieckiem ukrywała się u pewnej rodziny na Wschodzie nie tracąc nadziei, że jeszcze kiedyś się spotkają.
"Dobry doktor z Warszawy" w ciekawy sposób przedstawia osiągnięcia i założenia pedagogiczne Janusza Korczaka widziane z perspektywy jego uczniów. Zosia i Misza chodzą na jego wykłady, czytają książki napisane przez Korczaka, rozmawiają z dziećmi przebywającymi w sierocińcu, a nawet wyjeżdżają na organizowane przez pedagoga kolonie letnie dla dzieci. Widzimy ich oczami obraz wojny oraz niezwykłą postawę Janusza Korczaka, który do końca pozostał do dyspozycji swoich małych podopiecznych oraz walczył o ich godność, jako ludzi. Książka pokazuje, że nawet w środku piekła może się pojawić chociaż niewielki skrawek niebieskiego nieba z promieniami słońca. Wystarczy tylko, że pojawi się w nim człowiek, który będzie takim słońcem. Ktoś taki, jak Janusz Korczak.
Historia Janusza Korczaka, którego prawdziwe imię i nazwisko brzmiało Henryk Goldszmit jest raczej powszechnie znana. Z wykształcenia lekarz, z zamiłowania pedagog, twórca domów dziecka dla dzieci narodowości żydowskiej i będących wyznania chrześcijańskiego. Autor wielu książek dla dzieci i o dzieciach. W swojej pracy wychowawczej wyznawał zasadę, że dziecko to też...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-07
2023-04-19
2023-04-12
Jednak film bardziej do mnie przemówił. Książka jak dla mnie jest za bardzo chaotyczna
Jednak film bardziej do mnie przemówił. Książka jak dla mnie jest za bardzo chaotyczna
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-17
2022-06-09
2022-05-31
"Motyl i skrzypce" ukazują, jak trudne, a zarazem ważne dla więźniów, będących wcześniej artystami, było kontynuowanie za drutami swojego dzieła. Elena wiele razy buntowała się wbrew samej sobie. Nigdy jednak nie odważyła się nie iść na koncert - dzięki temu była "niewidzialna". Tak, niewidzialna - gdyby nie przyszła na występ ktoś od razu by to zauważył. W książce widzimy też wielką potrzebę tworzenia - Omara, kierowniczka orkiestry ryzykowała wiele, aby namalować portret skrzypaczki, chociaż wiedziała co ją czeka, kiedy jakiś SSman przyłapie ją na tym, co robi. Aż wreszcie czytelnik jeszcze raz może się przekonać, jak wiele może dać i jaką rolę w przezwyciężeniu wszelkich przeciwności losu może mieć miłość - zarówno do drugiego człowieka(Elena nie przestała kochać Vladymira nawet w obozie), jak i do swojej pasji. Być może jedno i drugie było tym, co ocaliło życie bohaterce...
"Motyl i skrzypce" ukazują, jak trudne, a zarazem ważne dla więźniów, będących wcześniej artystami, było kontynuowanie za drutami swojego dzieła. Elena wiele razy buntowała się wbrew samej sobie. Nigdy jednak nie odważyła się nie iść na koncert - dzięki temu była "niewidzialna". Tak, niewidzialna - gdyby nie przyszła na występ ktoś od razu by to zauważył. W książce widzimy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11-29
Już dawno chciałam przeczytać książki uważane za narodową epopeję naszych wschodnich sąsiadów.
Akcja powieści toczy się w okresie 1805 - 1812 rok. W 1805 roku w Petersburgu pewna arystokratka, Anna Scherer, organizuje przyjęcie. Wśród gości znajduje się m.in. Pierre Bezuchow, przeciwnik Napoleona. Na zabawie pojawia się też książę Andrzej Bołkoński z żoną oraz hrabiego Ilię Rostowa z żoną i dziećmi. To ich losy będziemy śledzić w kolejnych rozdziałach, a następnie tomach, narodowej rosyjskiej epopei. To z nimi też będziemy się cieszyć czasami pokoju i martwić w okresie najazdu Napoleona na Moskwę.
Cztery tomy "Wojny i pokoju" są doskonałym odzwierciedleniem życia bogatych mieszczan w XIX wiecznej Rosji. Jednak mnogość wątków, podobnie jak w przypadku "Anny Kareniny", znacznie utrudnia jednomierne streszczenie utworu. Mamy tutaj i bogate bale, i przepych pałacowych sal, i romanse wśród arystokracji, i ploteczki, i intrygi, i zamach na Napoleona Bonapartego, i front wojenny, i rany, i śmierć, i łzy. A wszystko dzieje się we wciąż przeplatających się stanach wojny i pokoju. Trochę zaskoczyło mnie zakończenie powieści, oczekiwałam czegoś równie mocnego jak podczas czytania "Anny Kareniny", ale z drugiej strony, czy to nie byłoby nudne, gdyby wszystko kończyło się tak samo?
Już dawno chciałam przeczytać książki uważane za narodową epopeję naszych wschodnich sąsiadów.
Akcja powieści toczy się w okresie 1805 - 1812 rok. W 1805 roku w Petersburgu pewna arystokratka, Anna Scherer, organizuje przyjęcie. Wśród gości znajduje się m.in. Pierre Bezuchow, przeciwnik Napoleona. Na zabawie pojawia się też książę Andrzej Bołkoński z żoną oraz hrabiego...
2022-02-08
Wydawać by się mogło, że w miejscu takim jak obóz koncentracyjny nie ma miejsca na coś takiego jak życie, a już na pewno nikt nie chciałby, aby jego dziecko przyszło w nim na świat. Tymczasem łódzka położna, Stanisława Leszczyńska, w skrajnie trudnych warunkach przyjęła blisko 3000 porodów.
Główną narratorką powieści jest młoda kobieta o nieznanym imieniu, która po Powstaniu Warszawskim trafia do owianego złą sławą obozu koncentracyjnego w położonym na południu Polski. Ponieważ jest w ciąży, trafia na blok, w którym przebywają kobiety spodziewające się dziecka. Grupie tej przewodzi niepozorna i niezwykle pobożna łódzka położna - Stanisława Leszczyńska. Wiele kobiet obdarza ją tak wielkim zaufaniem, że nazywa ją wręcz "Mamą". Jednak cała akcja powieści toczy się wielotorowo. Poznajemy więc drogę Stanisławy Leszczyńskiej do zdobycia uprawnień położnej i życie w międzywojennej Łodzi, dalsze losy narratorki, która marzyła o zawodzie fotografa, a w ostateczności została rzeźbiarką oraz działalność doktora Mengele, który prowadził w obozie eksperymenty medyczne, i który nieraz nakazywał Leszczyńskiej pozbawienie życia dzieci, zwłaszcza narodowości żydowskiej.
Stanisława Leszczyńska nigdy nie wykonała tego typu rozkazów. Przyjmowała porodu, jak niegdyś w rodzinnej Łodzi, zarówno Polek, jak i Żydówek. Nie było dla niej ani lepszej, ani gorszej rasy, wszystkie noworodki były równe w jej oczach. Dla każdego zdobywała wodę do przemycia oraz coś do okrycia. I chociaż później nie wszystkie przeżywały, a te, które przeżyły oddawane były do niemieckich rodzin na wychowanie, to jednak ani jedno z nich nie zmarło podczas porodu, w co nawet sam Mengele nie mógł uwierzyć.
"Położna z Auschwitz" to fikcyjna opowieść o rzeźbiarce, oparta jednak na prawdziwych świadectwach i wydarzeniach. Nadaje to książce swoistej wymowy, sam czytelnik ma zaś wrażenie, że przez kartki przemawia do niego ktoś, kto przeżył to wszystko na swojej skórze.
Wydawać by się mogło, że w miejscu takim jak obóz koncentracyjny nie ma miejsca na coś takiego jak życie, a już na pewno nikt nie chciałby, aby jego dziecko przyszło w nim na świat. Tymczasem łódzka położna, Stanisława Leszczyńska, w skrajnie trudnych warunkach przyjęła blisko 3000 porodów.
Główną narratorką powieści jest młoda kobieta o nieznanym imieniu, która po...
2022-01-08
Czy w warszawskim getcie było miejsce na zabawę i śmiech. Jak wielką tajemnicę może skrywać niepozorny, zniszczony już płaszcz? Przechowywany przez wiele lat w kącie szafy czekał, aż stary już Mika sięgnie po niego i skrywane w nim skarby. Impulsem do tego jest spacer sędziwego staruszka wraz z wnuczkiem, Dannym po ulicach Nowego Jorku i zobaczenie afisza zachęcającego do obejrzenia sztuki o małym lalkarzu z warszawskiego getta. Po powrocie do domu prosi wnuka o to, żeby wyciągnął z szafy tajemnicze pudło, wyciąga płaszcz i pacynki i rozpoczyna snuć opowieść.
Rok przed wybuchem II wojny światowej dziadek Miki zostaje profesorem matematyki na Uniwersytecie Warszawskim. Z tej okazji postanawia sprawić sobie elegancki płaszcz. Nie cieszy sie jednak długo z tej zaszczytnej posady - wkrótce rozpoczynają się represje wobec Żydów i zostaje usunięty z grona pracowników uczelni. Wkrótce ze szkoły zostaje usunięty też czternastoletni Mika, a całą trzyosobową rodzinę umieszczono w getcie. Kiedy wydaje się, że nic złego nie może ich już spotkać, dziadek Miki zostaje zastrzelony na ulicy. Chłopcu udaje się ściągnąć ukochany płaszcz dziadka z jego martwego ciała, a w jednej z licznych kieszeni znajduje klucz do tajemniczej komórki, w której dziadek spędzał całe dnie. Kiedy ją otworzył, jego oczom ukazała się kolekcja pacynek. Wraz z przybyłą spod Krakowa kuzynką Ellią dają przedstawienia w getcie, wzbudzając uśmiech na twarzach dzieci w domu dziecka, w szpitalach i na ulicach. Któregoś dnia odgrywa małą scenkę przed niemieckim oficerem, ratując w ten sposób nieznaną kobietę. Max dostrzega talent chłopca i zabiera go do koszar, gdzie nakazuje mu wystawienie przedstawienia dla jego kompanów. Wkrótce okazuje się, że obszerny płaszcz znajduje jeszcze jedno zastosowanie. Chociaż Mike dużo ryzykuje, decyduje się pod nim przemycić kilka maluchów. Tymczasem sytuacja w getcie robi się coraz bardziej napięta. W pewnym momencie Max rozstaje się z chłopcem, a na pożegnanie dostaje ukochaną pacynkę Miki - królewicza. To ona stanie się jego towarzyszem niewoli podczas zsyłki na Syberię i jedynym przyjacielem podczas ucieczki z obozu. To o nią będzie dbał niczym o największy skarb. Przed śmiercią poprosi swoich bliskich, aby spróbowali odszukać chłopca-lalkarza imieniem Mika...
Książka pochłonęła mnie bez reszty. Całym sercem byłam przy Mice, który, chociaż sam doznał okrucieństwa getta, znalazł sposób, aby chociaż na chwilę umilić los jego mieszkańców. Imponowała mi jego odwaga, kiedy przybywał do drugiego człowieka. Ileż musiał mieć w sobie odwagi, kiedy przemycał pod płaszczem dzieci, niczym skarby. Żal mi też było Maxa - może i był bezwzględnym Niemcem, ale i pokazał swoją ludzką twarz. W dodatku jako jeden z nielicznych w gułagu potrafił dostrzec i zrozumieć popełnione przez siebie i innych niemieckich żołnierzy, błędy. To dowód, aby nie oceniać wszystkich jedną miarą. Zachwycił mnie też sam płaszcz, z niezliczoną ilością kieszonek i schowków tak, że można było w nich niepostrzeżenie schować wiele rzeczy. W getcie takie rozwiązanie było bardzo praktyczne, nie tylko ze względu na możliwość przeniesieniu w nich kilku małych pacynek.
Czy w warszawskim getcie było miejsce na zabawę i śmiech. Jak wielką tajemnicę może skrywać niepozorny, zniszczony już płaszcz? Przechowywany przez wiele lat w kącie szafy czekał, aż stary już Mika sięgnie po niego i skrywane w nim skarby. Impulsem do tego jest spacer sędziwego staruszka wraz z wnuczkiem, Dannym po ulicach Nowego Jorku i zobaczenie afisza zachęcającego do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-27
Jednym z moich ulubionych motywów literackich jest holokaust. Lubię czytać o codziennym życiu w gettach, obozach koncentracyjnych, czy też tych, którym udało się w jakiś sposób uciec z któregoś z tych "ośrodków odosobnienia". "Dwa światła" opowiadają o tym ostatnim.
Akcja książki rozpoczyna się w marcu 1955 roku, kiedy emerytowany nauczyciel muzyki, Edward Sokołowski, dowiaduje się, że jego dawny uczeń Andrzej Czajkowski, wygrywa prestiżowy Konkurs Chopinowski. Wiadomość uruchamia w staruszku serię wspomnień. Wraca swoją pamięcią do grudniowego dnia sprzed dwudziestu lat, kiedy jedna z jego najlepsza uczennica, Felicja, urodziła synka. Dano mu na imię Robert, czyli "ten, który jest sławny". Wkrótce wybucha II wojna światowa. Jednak zanim to nastąpiło, jeden z przyjaciół Sokołowskiego, Arne Hofer, popełnia samobójstwo. Profesor traci chęć życia, przez co przestaje grać. W Warszawie powstaje getto, w którym zostają zamknięci m.in. Felicja z matką, konkubentem i małym Robertem. Natomiast w mieszkaniu Sokołowskich ulokowany jest punkt pomocy przemyconym z getta Żydom. Pewnego dnia trafia do nich wyprowadzony z dzielnicy żydowskiej Andrzejek wraz z babcią Janiną. Sokołowscy wiedzą, że to syn i matka Felicji. Edward szybko przenosi chłopca w świat muzyki, a mały Andrzej okazuje się wyjątkowo pojętnym uczniem. Nauczyciel nie tylko odzyskuje dawną radość życia, ale i wierzy w to, że chłopiec kiedyś stanie się kimś sławnym.
"Dwa światła" to piękna i wzruszająca opowieść o tym, że muzyka właściwie zawsze dawała ludziom wytchnienie, nawet w trudnych czasach wojennej zawieruchy. W książce widzimy, że niejako pozwalała ona Andrzejowi zapomnieć o tym, co działo się za murami getta. Mogłoby się wydawać, że małe dzieci nic z tego nie rozumiały. Tymczasem one widziały dużo więcej, o czym świadczy cały rozdział napisany z punktu widzenia siedmiolatka. Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że chłopiec, chociaż musi się rozstać z ukochaną matką, trafia pod opiekuńcze skrzydła Edwarda, który za wszelką cenę chce rozwinąć niesamowity talent chłopca. Jak widać w prologu, udało mu się to, chociaż Andrzej nie umiał tego docenić, niestety.
Jednym z moich ulubionych motywów literackich jest holokaust. Lubię czytać o codziennym życiu w gettach, obozach koncentracyjnych, czy też tych, którym udało się w jakiś sposób uciec z któregoś z tych "ośrodków odosobnienia". "Dwa światła" opowiadają o tym ostatnim.
Akcja książki rozpoczyna się w marcu 1955 roku, kiedy emerytowany nauczyciel muzyki, Edward Sokołowski,...
2021-07-19
Podczas II Wojny Światowej Niemcy chcieli nie tylko pozbawić życia wszystkich "podludzi", ale też zniszczyć wytworzone przez nich dobra kulturowe. Więźniom przywożonym do obozów koncentracyjnych zabierano wszystko, łącznie z zabranymi ze sobą książkami. Aż trudno uwierzyć, że w Birkenau istniał księgozbiór złożony zaledwie z ośmiu pozycji, pieszczotliwie przechowywany i ukrywany przed wrogimi oczami i dłońmi. Ta niesamowita historia nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby Iturbe nie przeczytał wspomnień Ota Krausa. W ten sposób natrafił na jego żonę, Ditę Kraus, która z chęcią podzieliła się z nim swoimi wspomnieniami. Połączone z fikcją literacką stworzyły magiczną powieść o ocaleniu fragmentu ludzkiej kultury tam, gdzie z pozoru jest to niemożliwe - "Bibliotekarkę z Auschwitz".
Nastoletnia Dita mieszka wraz z kochającymi rodzicami w przedwojennej Pradze. Jej szczęśliwe dzieciństwo zostaje przerwane z chwilą, kiedy do miasta wkraczają naziści. Wkrótce wybucha druga wojna światowa, a kolejne represje zmuszają rodzinę najpierw do przeprowadzki do wydzielonej dzielnicy w stolicy, następnie do getta w Terezinie(gdzie pomagała bibliotekarce rozwozić książki pomiędzy domami), aż po obozy koncentracyjne w Brzezince i Bergen Belsen.
Wraz z dotarciem do okraszonego złą sławą Oświęcimia, dziewczynka ma wrażenie, że trafiła do piekła. Rozdzielona na noc z ukochanym ojcem stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości, pełnej głodu, strachu i niepewności kolejnego dnia. Jakież jest zdziwienie nowego transportu, kiedy okazuje się, że w jednym z bloków(konkretnie w bloku 31) zorganizowana została szkoła(chociaż oficjalnie była to ochronka dla dzieci pracujących rodziców). Zarządzał nią Fredy Hirsch, młody chłopiec, którego Dita znała z widzenia z poprzednich miejsc przesiedlenia. I on ją pamiętał, a w szczególności utkwiła mu scena z terezińskiego getta, kiedy po ulicach pchała wózek z książkami. Być może dlatego dostała szczególne zadanie. Z powodu swojego wieku nie mogła być uczestnikiem zajęć w ochronce, jednak mógł ją zatrudnić jako bibliotekarkę odpowiedzialną za zbiorek książek, przechowywanych w ukryciu pod deskami baraku. Oświęcimski zbiór liczył zaledwie osiem pozycji - zniszczone książki, w których brakowało wielu kartek, traktowano jako niezwykły skarb, wypożyczany na odbywające się w małych grupkach prowizoryczne lekcje. Dla dzieci stanowiły cały świat, były nie tylko pomocą dydaktyczną, ale i ostoją w otaczającym ich świecie.
Książka zachwyciła mnie od pierwszej strony. Najbardziej podobały mi się opisy zajęć w szkole. Z jaką determinacją nauczyciele przekazywali wiedzę swoim podopiecznym, a w razie zagrożenia - rzucali wszystko i udawali że prowadzą zwyczajne zajęcia zajmujące czas najmłodszym mieszkańcom obozu. Takim zagrożeniem był chociażby doktor Josef Mengele, który lubił przychodzić do baraku 31 i wybierać dzieci do swoich eksperymentów medycznych. To on, podczas jednej z rewizji, zauważa nienaturalne zachowanie Dity, która chowa pod sukienką "księgozbiór". Prawdopodobnie gdyby nie zwrócenie na siebie uwagi rewidujących przez profesora Morgensterna, obozowego dziwaka łapiącego płatki śniegu w siatkę na motyle, wszystko by się wydało. Na szczęście nikt nie przeszukał nastolatki, chociaż na odchodnym dziewczyna usłyszała, że lekarz będzie miał na nią oko. Od tego momentu Dita sama nie wie komu może ufać, a na kogo powinna uważać. W książce najbardziej wzruszyła mnie scena, kiedy wieczorem ojciec wziął Ditę na tyły baraku i zaczął przerabiać z nią, jak w praskim mieszkaniu, zagadnienia z geografii. Tak, jakby nic dookoła się nie działo, aby to wszystko było tylko ułudą.
Ale może to właśnie ta pozorna ułuda oraz kreowanie rzeczywistości sprawiło, że dzieciom łatwiej było to wszystko przetrwać? Wszak wsłuchując się w opowieści o "Czarodziejskiej podróży" czy też historie o Narodzie Wybranym wyobrażali sobie, że sami uczestniczą w tych wydarzeniach. I nawet jeżeli jest to tylko wytwór wyobraźni autora, to nie sposób było uśmiechnąć się, czytając te sceny.
Podczas II Wojny Światowej Niemcy chcieli nie tylko pozbawić życia wszystkich "podludzi", ale też zniszczyć wytworzone przez nich dobra kulturowe. Więźniom przywożonym do obozów koncentracyjnych zabierano wszystko, łącznie z zabranymi ze sobą książkami. Aż trudno uwierzyć, że w Birkenau istniał księgozbiór złożony zaledwie z ośmiu pozycji, pieszczotliwie przechowywany i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-30
Książka z cyklu "umrę, jeżeli nie przeczytam". To oczywiście żart, co nie zmienia faktu, że nie zależało mi na tym, aby ją przeczytać. Ech, zbyt bardzo mnie interesuje tematyka holokaustu i życia w obozach koncentracyjnych, zbyt bardzo.
Książka "Doktorzy z piekła rodem" porusza tak kontrowersyjny i dramatyczny temat, jakim były drastyczne pseudoeksperymenty przeprowadzane na ludziach w obozach koncentracyjnych i zagłady. Jej autorka, amerykańska dziennikarka Vivien Spitz, przez prawie dwa lata, przyglądając się i relacjonując słynny proces nazistowskich lekarzy w niemieckiej Norymberdze. A raczej pseudolekarzy, ponieważ niejednokrotnie traktowali oni więźniów obozów koncentracyjnych jako typowe "króliki doświadczalne". Sterylizacja, badanie wytrzymałości ludzkiego organizmu na wzrastającą wysokość i zimno, eksperymenty z przeszczepianiem kończyn, badanie wytrzymałości na picie wody morskiej - już to budzi grozę. Zwłaszcza, kiedy czyta się ich opisy i zeznania lekarzy, świadków, jak i samych poszkodowanych, dotyczące zarówno ich wykonywania, jak i skutków, jakie ze sobą niosły. Mroczności wydarzeń dodawała sceneria zbombardowanego miasta, jakim była Norymbergia. Z tekstu wyczuwa się, jak dużym obciążeniem dla autorki był udział w serii procesów. Dlatego wydaje mi się, że opisane bankiety i zabawy były dla niej niejako wytchnieniem od otaczającej jej rzeczywistości.
Książka zmusza do zastanowienia się nad etyką zawodu lekarza oraz dokonywanych doświadczeń medycznych. Zdumiewa że ci, którzy przecież składali przysięgę Hipokratesa(przytoczoną zresztą przez autorkę), tak łatwo zapominali o kluczowej zasadzie swojego zawodu - "po pierwsze nie szkodzić". A może przez wszechobecną propagandę wierzyli, że nie tylko nie szkodzą, ale wręcz przyczyniają się do rozwoju społeczeństwa niemieckiego. Tylko jakim kosztem? Sprawiedliwość ich jednak nie ominęła - większość z nich została skazana na karę śmierci, dożywotnie lub długoletnie więzienie.
Książka z cyklu "umrę, jeżeli nie przeczytam". To oczywiście żart, co nie zmienia faktu, że nie zależało mi na tym, aby ją przeczytać. Ech, zbyt bardzo mnie interesuje tematyka holokaustu i życia w obozach koncentracyjnych, zbyt bardzo.
Książka "Doktorzy z piekła rodem" porusza tak kontrowersyjny i dramatyczny temat, jakim były drastyczne pseudoeksperymenty przeprowadzane...
2020-06-25
Przeczytałam książkę i jestem do głębi nią poruszona. Ile miłości musiało być w nastoletnim Fritzu, aby dobrowolnie zgłosić się do transportu wyruszającego do Auschwitz, którym miał odjechać jego ukochany tata.
Gustav jest Żydem polskiego pochodzenia. Wraz z rodziną mieszka w Austrii. Mężczyzna utrzymuje ją z tapicerstwa, którym się trudni. Czasami w pracy pomaga mu jego nastoletni syn, Fritz. Widać, że z ojcem łączy go niezwykle silna więź. Gustav jest dla Fritza wzorem do naśladowania i ostoją w ciężkich chwilach. Tym bardziej, że w kraju coraz bardziej nasilają się ruchy antysemickie - Gustav traci oficjalne zatrudnienie(czasami któryś z przyjaciół pozwala mu u siebie dorobić), dzieci zostają wydalone ze szkoły, najstarsza córka Edith jest jawnie prześladowana. Kiermannowie postanawiają wysłać dzieci za granicę. Udaje się to z Edith oraz najmłodszym, Kurtem.
Kiedy w 1939 roku wybucha II wojna światowa, ojciec i syn, na skutek intrygi sąsiadów, trafiają do obozu w Buchenwaldzie. Nie jest im łatwo, cierpią głód i upokorzenia, ale mają siebie wzajemnie. Podobnie jak w czasach przedwojennych, także i teraz Gustav jest dla syna prawdziwym podparciem. Wielokrotnie powtarza mu, że jeszcze wszystko będzie dobrze, jeszcze odmieni się ich życie i będą szczęśliwi. Pewnego dnia jednak Gustav trafia na listę osób przeznaczonych do transportu do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Fritz nie jest głupi, wie co to oznacza w rzeczywistości. Decyduje się jednak jechać z ojcem do kraju jego przodków, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jego ojciec postąpiłby tak samo. W Auschwitz cierpią kolejne katusze, a każdy ich dzień może być tym ostatnim.
"O chłopcu, który poszedł za tatą do Auschwitz" jest piękną opowieścią o niezwykle silnej więzi miłości, łączącej ojca z synem. Więzi, która pozwoliła im przetrwać piekło obozów koncentracyjnych. Czytając książkę wielokrotnie czułam ciarki na plecach i zastanawiałam się, czy w dzisiejszych czasach takie zachowanie byłoby możliwe...
Przeczytałam książkę i jestem do głębi nią poruszona. Ile miłości musiało być w nastoletnim Fritzu, aby dobrowolnie zgłosić się do transportu wyruszającego do Auschwitz, którym miał odjechać jego ukochany tata.
Gustav jest Żydem polskiego pochodzenia. Wraz z rodziną mieszka w Austrii. Mężczyzna utrzymuje ją z tapicerstwa, którym się trudni. Czasami w pracy pomaga mu jego...
2020-07-30
Kilka lat temu miałam przyjemność przeczytać "Listę Schindlera" opowiadającą o tym, jak w okresie II wojny światowej niemiecki przedsiębiorca Oscar Schindler uratował kilkaset Żydów z niechybnej śmierci, zatrudniając ich w swojej fabryce. Teraz miałam okazję przeczytać wspomnienia jednego z ocalałych - Leona Leysona.
Leon, a właściwie Lejb, urodził się w położonej na wschodzie wsi Narewka, w tradycyjnej, żydowskiej rodzinie. Wczesne lata jego dzieciństwa były raczej beztroskie - spędził je na zabawach z czwórką starszego rodzeństwa. Jego ojciec, Mosze, pracownik położonej nieopodal huty szkła, został przeniesiony do Krakowa, kiedy chłopiec miał trzy lata. Przez pięć lat ciężko pracował, aby sprowadzić do siebie resztę rodziny. Kiedy w końcu mu się to udało, wszyscy myśleli, że znaleźli raj na ziemi. Ich szczęście trwało zaledwie dwa lata. Wybuchła II wojna światowa, a wraz z nią pojawiły się restrykcje dotyczące ludności żydowskiej. Mały Leon został wydalony ze szkoły, szykanowany przez kolegów. Wkrótce prawie cała rodzina została zamknięta w getcie krakowskim. Tam też nie czuli się w pełni bezpieczni, ponieważ co rusz były jakieś łapanki. I wtedy na drodze rodziny pojawił się Oscar Schindler, który najpierw zatrudnił w swojej fabryce naczyń emaliowanych Mosze, a następnie, kiedy zlikwidowano getto, a zamieszkującą go ludność przeniesiono do obozu na Podgórzu, całą rodzinę Leysonów. Prawdopodobnie uratował im tym życie, zwłaszcza w chwili, kiedy zabierał wszystkich swoich pracowników do Czech, gdzie przeniósł swoją fabrykę. Co ciekawe, nawet po latach, pamiętał swoich Żydów i od razu poznał Leona, kiedy w latach 60 przyleciał do USA.
Piękne autentyczne wspomnienia osoby, która na własnej skórze przeżyła piekło holokaustu, a zarazem potwierdzenie, że nie wszyscy Niemcy byli źli i bezduszni.
Kilka lat temu miałam przyjemność przeczytać "Listę Schindlera" opowiadającą o tym, jak w okresie II wojny światowej niemiecki przedsiębiorca Oscar Schindler uratował kilkaset Żydów z niechybnej śmierci, zatrudniając ich w swojej fabryce. Teraz miałam okazję przeczytać wspomnienia jednego z ocalałych - Leona Leysona.
Leon, a właściwie Lejb, urodził się w położonej na...
2020-01-23
Lata współczesne. Barbara i Marcin są młodymi ludźmi, planującymi wspólne życie. Pewnego razu dostają do swojego mieszkanie starą, trzydrzwiową szafę. Po pewnym czasie kobieta zaczyna odczuwać dziwne zjawiska tak, jakby przedmiot chciał jej coś przekazać. Zaczyna szukać pierwszych właścicieli mebla. W ten sposób trafia do niewielkiego Sławkowa, miejscowości położonej między Olkuszem, a Dąbrową Górniczą. Zaprzyjaźnia się tam z niejakim Mikołajem, pasjonata historii i opiekuna kirkutu. Razem odkrywają, że przed wojną należała ona do pewnej żydowskiej rodziny. Koniec lat 30 XX wieku. W Sławkowie mieszka wiele rodzin żydowskich. Wśród nich jest też rodzina Morgensternów. Pewnego razu ich córka, Sara, niosąc garnek z szabatowym czulentem upuściła go na ziemię. Scenę tą zauważył syn miejscowego szklarza, Janek. Niemal od razu się w niej zakochał, chociaż małżeństwa gojów z Żydami nie były mile widziane. Wkrótce wybucha II wojna światowa, a wraz z nią nadchodzą prześladowania wyznawców religii mojżeszowej. W dodatku Janek zostaje powołany do wojska. Samotność Sary staje się jeszcze bardziej dotkliwsza, kiedy rodzina dostaje przydział w miejskim getcie. Z powodu małej ilości miejsca, w dotychczasowym mieszkaniu Morgensternów zostaje chociażby szafa z ukochanymi sukienkami Sary. Kiedy mienie żydowskie zostaje wysprzedawane, trafia ona do domu Janka. Czy miłość młodych przetrwa próbę? Czy Sara zdoła wydostać się z getta? Jaką rolę tak naprawdę odegrała stara szafa? Tego wszystkiego dowiemy się czytając książkę.
Ze wzruszeniem czytałam książkę, której akcja rozgrywała się w położonym nieopodal Sławkowie oraz jednej z dzielnic mojego miasta - Strzemieszycach. W ogóle było to dla mnie niemałym zaskoczeniem. Nawet nie wiedziałam, że w Sławkowie było otwarte getto. Interesuję się losem mieszkających na moich terenach Żydów, toteż przypadła mi ona do gustu. Bo chociaż bohaterowie "Narzeczonej z getta" są fikcyjni, to tak naprawdę ta historia mogła się zdarzyć naprawdę.
Lata współczesne. Barbara i Marcin są młodymi ludźmi, planującymi wspólne życie. Pewnego razu dostają do swojego mieszkanie starą, trzydrzwiową szafę. Po pewnym czasie kobieta zaczyna odczuwać dziwne zjawiska tak, jakby przedmiot chciał jej coś przekazać. Zaczyna szukać pierwszych właścicieli mebla. W ten sposób trafia do niewielkiego Sławkowa, miejscowości położonej między...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
John Boyne rozpoczyna historię opowiedzianą w "Zostań, a potem walcz" w dniu piątych urodzin głównego jej bohatera Alfiego. Jest to podwójnie wyjątkowy dzień - w tym dniu wybuchła także I wojna światowa. Alfie jeszcze nie wie jak wraz z tym zmieni się jego życie. Na razie jedynie wiele jego kolegów i koleżanek odwołuje swój udział w przyjęciu urodzinowym. Alfie się tym jednak nie przejmuje. Ważne, że jest babcia, i Stary Bill Hemperton, i ulubiona koleżanka Alfiego, Kalena, z tatą, i ukochany tata chłopca. Ten ostatni obiecuje Alfiemu, że na pewno nie uda się na front. Jednak nazajutrz malec odkrywa, że Georgie nie dotrzymał danej mu obietnicy i poszedł walczyć z wrogiem. Od tego momentu chłopiec mieszkał sam z mamą. Było im ciężko, aby podreperować rodzinny budżet, Alfie opuszcza w niektóre dni szkołę i idzie robić za pucybuta na dworcu King Cross. Akcesoria do tego potrzebne znajduje w domu Kaleny, którą pewnego dnia wraz z tatą deportowali w inne miejsce. Ale to nie jedyne zmartwienie dziewięcioletniego już chłopca. Wszak nie wie, co się dzieje z jego ukochanym rodzicielem. Przez jakiś czas do domu przychodziły listy pisane przez Georgie'a, nagle jednak przestały. Alfie tłumaczył to sobie tym, że na pewno zginął podczas jakiejś bitwy. Pewnego razu, podczas pucowania butów nieznajomego, wzrok Alfiego pada na trzymany przezeń plik dokumentów. Jego uwagę przykuwa jeden z mieszczących się na nich numerów - chłopiec wie, że taki sam numer wojskowy nosi jego tato. Postanawia wybrać się w niedaleką podróż, aby sprawdzić, czy tata naprawdę żyje i w razie potrzeby sprowadzić go do rodzinnego, kochającego domu.
"Zostań, a potem walcz" to kolejny obraz wojny, widzianej oczami dziecka. Tym razem jest to nie druga, a pierwsza wojna światowa. Boyne, jak zresztą w pozostałych powieściach o tego typu tematyce, nie przedstawia jej jednak od tej złej strony. Tradycyjnie już próżno w niej szukać opisów krwawych bitew i trupów bez kończyn. Za to na pierwszy plan wysuwają się takie problemy, jak miłość względem siebie członków rodziny, oddanie względem drugiego człowieka, tęsknota za tym, co utraciliśmy, strach o bliskich, nadzieja na poprawę losu. Czyli właściwie coś, co jest znane niemal każdemu pokoleniu. Alfie to normalny chłopak, taki jakich wielu - lubiący dłużej pospać, mający swoje ulubione smaki i sposoby spędzania czasu, chcący być wreszcie dorosłym, aby tak jak tata rozwozić co rano mleko. Kocha swoich rodziców i autentycznie martwiący się o nich - o tatę, z którym nie wiadomo co się dzieje, i o mamę pracującą ponad siły. A jednocześnie niesamowicie odważny i pomysłowy, dążący do osiągnięcia obranego celu mimo piętrzących się przeciwności losu. Być może to sprawia, że jest tak bliski sercu czytelnika. To ten rodzaj człowieka, z którym chce się przebywać. Pomysłowe jest też osadzenie głównej akcji książki** - zaczyna się o na w dniu wybuchu I wojny światowej, a kończy wraz z dniem jej zakończenia. Dla mnie ma to symboliczny wydźwięk - być może coś rozpocznie się nie po naszej myśli, ale warto do końca wierzyć w to, że koniec tego czegoś będzie naprawdę piękny.
John Boyne rozpoczyna historię opowiedzianą w "Zostań, a potem walcz" w dniu piątych urodzin głównego jej bohatera Alfiego. Jest to podwójnie wyjątkowy dzień - w tym dniu wybuchła także I wojna światowa. Alfie jeszcze nie wie jak wraz z tym zmieni się jego życie. Na razie jedynie wiele jego kolegów i koleżanek odwołuje swój udział w przyjęciu urodzinowym. Alfie się tym...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to