-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-09-17
2023-06-17
Książka "Ty pieronie! Biografia Franciszka Pieczki" to kolejna propozycja wydawnictwa Rebis prezentująca życiorys znaczącej postaci dla rozwoju polskiej kultury. Tym razem na przysłowiową tapetę został wzięty kultowy i można powiedzieć, że ponadczasowy, pan Franciszek Pieczka.
Kolejne rozdziały prowadzą nas przez poszczególne etapy jego długiego i ciekawego życia. Życia, które rozpoczęło się na Górnym Śląsku, we wsi Godów położonej nieopodal Wodzisławia Śląskiego. Z książki wyłania się obraz małego łobuza, który od najmłodszych lat lubił psocić, ale też jest zafascynowany teatrem i rodzącą się kinematografią.
Franciszek wywodził się z rodziny o górniczych tradycjach, toteż dla rodziców było pewne, że chłopak pójdzie w ślady ojca. Nawet dostał się na studia z inżynierii górniczej na Politechnice Śląskiej. Szybko jednak odczuł, że to nie jego droga i postanowił zdawać na aktorstwo. Kiedy powiedział o tym w domu usłyszał serię przekleństw, w tym tytułowe "ty pieronie". Jak miało się potem okazać, była to bardzo dobra decyzja.
Autorka książki wnikliwie przygląda się życiorysowi, a w szczególności karierze scenicznej i telewizyjnej pana Franciszka Pieczki. Wszystko umieściła w rozdziałach, które obrazują jego współpracę z poszczególnymi reżyserami. Ostatnie rozdziały prezentują jego życie już po zakończeniu kariery aktorskiej. Przez taki układ często wraca się do jakiegoś etapu w historii. Dopiero w rozdziałach wszystko zostało uporządkowane w kolejności chronologicznej. Można w nich wyczytać zarówno o tych bardziej znanych, jak i o tych mniej znanych jego rolach. Uzupełnieniem są fotografie z planu i życia codziennego aktora oraz fragmenty wywiadów z nim samym, jak i z osobami, które miały okazję z nim współpracować. Niemal wszyscy wypowiadali się o nim z szacunkiem i w pozytywny sposób. Bardzo mi się spodobało stwierdzenie reżysera Jana Jakuba Komasy, który też współpracował z wielkim aktorem, że "miarą bezinteresowności i życzliwości powinna być jedna pieczka".
Książka "Ty pieronie! Biografia Franciszka Pieczki" zaczęła powstawać jeszcze za życia aktora. Kiedy jej autorka zadzwoniła do niego z prośbą o wywiad do niej, miał powiedzieć: "Po co, jedna książka już była (...) Dlaczego chce pani pisać o takim starym człowieku jak ja? Czy to ma sens? (...) Wielkie słowa, zawstydza mnie pani...". Widać w tym niezwykłą skromność i pokorę, które tak często były podkreślane w wywiadach, dwie cechy charakterystyczne dla pana Pieczki. Nie zdążyła jednak przeprowadzić tego wywiadu. Szkoda. Sama książka jest jednak chętnie czytana przez ludzi w różnym wieku, co oznacza, że Franciszek Pieczka budzi zainteresowanie i wśród starszych i wśród młodszych.
Książka "Ty pieronie! Biografia Franciszka Pieczki" to kolejna propozycja wydawnictwa Rebis prezentująca życiorys znaczącej postaci dla rozwoju polskiej kultury. Tym razem na przysłowiową tapetę został wzięty kultowy i można powiedzieć, że ponadczasowy, pan Franciszek Pieczka.
Kolejne rozdziały prowadzą nas przez poszczególne etapy jego długiego i ciekawego życia. Życia,...
2022-12-04
Podobno Emilia Wojtyłowa, matka przyszłego papieża - Polaka, miała pragnienie, aby jeden z jej synów został lekarzem, a drugi księdzem. Nie wiadomo, czy rozmawiała o tym z nimi, ale jej marzenie (choć ona sama tego nie doczekała), spełniło się. Jej młodszego syna Karola świat poznał po latach jako papieża Jana Pawła II. Jej starszy syn natomiast został lekarzem. Jego wspaniale zapowiadająca się kariera medyczna została przerwana przez śmierć, będącą konsekwencją zakażeniem szkarlatyna. Nie wiem czy ktoś z Was wie, ale Edmund Wojtyła umarł dokładnie 90 lat temu - 4 grudnia 1932 roku, ponad trzy i pół roku po swojej matce, Emilii. Czyż może być lepsza okazja na przeczytanie pierwszej jego biografii napisanej przez panią Milenę Kindziuk?
Kim był Edmund Wojtyła? Jakie cechy charakteru go wyróżniały? Dlaczego zdecydował się leczyć chorą na szkarlatynę pacjentkę wiedząc, że może się od niej zakazić śmiertelną chorobą? Czy brat papieża zostanie świętym? Jak potoczyło się życie jego narzeczonej, Jadwigi Urban? Co łączyło Edmunda z postacią świętego Mikołaja? Pytań dotyczących życia i działalności doktora Edmunda Wojtyły jest dużo. Milena Kindziuk próbuje na nie odpowiedzieć na podstawie zdobytych informacji i materiałów w swojej najnowszej książce. Dowiadujemy się z niej o dzieciństwie Mundka, jak na chłopca wołano w domu, jego rodzinie, częstych zmianach szkoły powszechnej, nauce w szkole średniej oraz na studiach. Wreszcie o jego dorosłym, w pełni samodzielnym życiu naznaczonym praktyką lekarską oraz miłością do pochodzącej z położonego nieopodal Wadowic Mucharza Jadwigi Urban. Jednak autorka nie kończy całej opowieści na tragicznej i niespodziewanej śmierci Ekusia. Ukazuje w jaki sposób pamięć o Edmundzie Wojtyle przetrwała do czasów dzisiejszych nie tylko wśród członków jego rodziny, ale i w społeczności Bielska-Białej. Całość opatrzona jest zdjęciami, na których widać sympatyczną i miłą twarz.
W książce padło takie ciekawe stwierdzenie, że gdyby Karol Wojtyła nie został wybrany na Stolicę Piotrową, to być może mówiłoby się "Karol, brat Edmunda", a nie "Edmund, brat papieża". Być może to prawda, a osoba młodszego brata po prostu przyćmiła osobę Edmunda? Dlatego cieszę się, że powstała ta książka. I choć znowu miałam dosyć intensywny dzień, to udało mi się przeczytać ją w całości. Co prawda znalazłam w niej kilka błędów i nieścisłości, ale i tak autorce należą się wielkie brawa za to, że zdecydowała się ją napisać i za podjęty trud w zdobycie materiałów. Wywiady z krewnymi, którzy znali bielskiego lekarza (bo oni sami też już nie żyją), odwiedzanie archiwów i miejsc związanych z życiem Wojtyłów - to się musi po prostu komuś chcieć. Ale dzięki temu powstała pozycja, która przybliża nam brata papieża, a zarazem wpisuje się w 90-tą rocznicę jego śmierci.
Podobno Emilia Wojtyłowa, matka przyszłego papieża - Polaka, miała pragnienie, aby jeden z jej synów został lekarzem, a drugi księdzem. Nie wiadomo, czy rozmawiała o tym z nimi, ale jej marzenie (choć ona sama tego nie doczekała), spełniło się. Jej młodszego syna Karola świat poznał po latach jako papieża Jana Pawła II. Jej starszy syn natomiast został lekarzem. Jego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-08
Czy w warszawskim getcie było miejsce na zabawę i śmiech. Jak wielką tajemnicę może skrywać niepozorny, zniszczony już płaszcz? Przechowywany przez wiele lat w kącie szafy czekał, aż stary już Mika sięgnie po niego i skrywane w nim skarby. Impulsem do tego jest spacer sędziwego staruszka wraz z wnuczkiem, Dannym po ulicach Nowego Jorku i zobaczenie afisza zachęcającego do obejrzenia sztuki o małym lalkarzu z warszawskiego getta. Po powrocie do domu prosi wnuka o to, żeby wyciągnął z szafy tajemnicze pudło, wyciąga płaszcz i pacynki i rozpoczyna snuć opowieść.
Rok przed wybuchem II wojny światowej dziadek Miki zostaje profesorem matematyki na Uniwersytecie Warszawskim. Z tej okazji postanawia sprawić sobie elegancki płaszcz. Nie cieszy sie jednak długo z tej zaszczytnej posady - wkrótce rozpoczynają się represje wobec Żydów i zostaje usunięty z grona pracowników uczelni. Wkrótce ze szkoły zostaje usunięty też czternastoletni Mika, a całą trzyosobową rodzinę umieszczono w getcie. Kiedy wydaje się, że nic złego nie może ich już spotkać, dziadek Miki zostaje zastrzelony na ulicy. Chłopcu udaje się ściągnąć ukochany płaszcz dziadka z jego martwego ciała, a w jednej z licznych kieszeni znajduje klucz do tajemniczej komórki, w której dziadek spędzał całe dnie. Kiedy ją otworzył, jego oczom ukazała się kolekcja pacynek. Wraz z przybyłą spod Krakowa kuzynką Ellią dają przedstawienia w getcie, wzbudzając uśmiech na twarzach dzieci w domu dziecka, w szpitalach i na ulicach. Któregoś dnia odgrywa małą scenkę przed niemieckim oficerem, ratując w ten sposób nieznaną kobietę. Max dostrzega talent chłopca i zabiera go do koszar, gdzie nakazuje mu wystawienie przedstawienia dla jego kompanów. Wkrótce okazuje się, że obszerny płaszcz znajduje jeszcze jedno zastosowanie. Chociaż Mike dużo ryzykuje, decyduje się pod nim przemycić kilka maluchów. Tymczasem sytuacja w getcie robi się coraz bardziej napięta. W pewnym momencie Max rozstaje się z chłopcem, a na pożegnanie dostaje ukochaną pacynkę Miki - królewicza. To ona stanie się jego towarzyszem niewoli podczas zsyłki na Syberię i jedynym przyjacielem podczas ucieczki z obozu. To o nią będzie dbał niczym o największy skarb. Przed śmiercią poprosi swoich bliskich, aby spróbowali odszukać chłopca-lalkarza imieniem Mika...
Książka pochłonęła mnie bez reszty. Całym sercem byłam przy Mice, który, chociaż sam doznał okrucieństwa getta, znalazł sposób, aby chociaż na chwilę umilić los jego mieszkańców. Imponowała mi jego odwaga, kiedy przybywał do drugiego człowieka. Ileż musiał mieć w sobie odwagi, kiedy przemycał pod płaszczem dzieci, niczym skarby. Żal mi też było Maxa - może i był bezwzględnym Niemcem, ale i pokazał swoją ludzką twarz. W dodatku jako jeden z nielicznych w gułagu potrafił dostrzec i zrozumieć popełnione przez siebie i innych niemieckich żołnierzy, błędy. To dowód, aby nie oceniać wszystkich jedną miarą. Zachwycił mnie też sam płaszcz, z niezliczoną ilością kieszonek i schowków tak, że można było w nich niepostrzeżenie schować wiele rzeczy. W getcie takie rozwiązanie było bardzo praktyczne, nie tylko ze względu na możliwość przeniesieniu w nich kilku małych pacynek.
Czy w warszawskim getcie było miejsce na zabawę i śmiech. Jak wielką tajemnicę może skrywać niepozorny, zniszczony już płaszcz? Przechowywany przez wiele lat w kącie szafy czekał, aż stary już Mika sięgnie po niego i skrywane w nim skarby. Impulsem do tego jest spacer sędziwego staruszka wraz z wnuczkiem, Dannym po ulicach Nowego Jorku i zobaczenie afisza zachęcającego do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-27
2021-07-19
Podczas II Wojny Światowej Niemcy chcieli nie tylko pozbawić życia wszystkich "podludzi", ale też zniszczyć wytworzone przez nich dobra kulturowe. Więźniom przywożonym do obozów koncentracyjnych zabierano wszystko, łącznie z zabranymi ze sobą książkami. Aż trudno uwierzyć, że w Birkenau istniał księgozbiór złożony zaledwie z ośmiu pozycji, pieszczotliwie przechowywany i ukrywany przed wrogimi oczami i dłońmi. Ta niesamowita historia nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby Iturbe nie przeczytał wspomnień Ota Krausa. W ten sposób natrafił na jego żonę, Ditę Kraus, która z chęcią podzieliła się z nim swoimi wspomnieniami. Połączone z fikcją literacką stworzyły magiczną powieść o ocaleniu fragmentu ludzkiej kultury tam, gdzie z pozoru jest to niemożliwe - "Bibliotekarkę z Auschwitz".
Nastoletnia Dita mieszka wraz z kochającymi rodzicami w przedwojennej Pradze. Jej szczęśliwe dzieciństwo zostaje przerwane z chwilą, kiedy do miasta wkraczają naziści. Wkrótce wybucha druga wojna światowa, a kolejne represje zmuszają rodzinę najpierw do przeprowadzki do wydzielonej dzielnicy w stolicy, następnie do getta w Terezinie(gdzie pomagała bibliotekarce rozwozić książki pomiędzy domami), aż po obozy koncentracyjne w Brzezince i Bergen Belsen.
Wraz z dotarciem do okraszonego złą sławą Oświęcimia, dziewczynka ma wrażenie, że trafiła do piekła. Rozdzielona na noc z ukochanym ojcem stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości, pełnej głodu, strachu i niepewności kolejnego dnia. Jakież jest zdziwienie nowego transportu, kiedy okazuje się, że w jednym z bloków(konkretnie w bloku 31) zorganizowana została szkoła(chociaż oficjalnie była to ochronka dla dzieci pracujących rodziców). Zarządzał nią Fredy Hirsch, młody chłopiec, którego Dita znała z widzenia z poprzednich miejsc przesiedlenia. I on ją pamiętał, a w szczególności utkwiła mu scena z terezińskiego getta, kiedy po ulicach pchała wózek z książkami. Być może dlatego dostała szczególne zadanie. Z powodu swojego wieku nie mogła być uczestnikiem zajęć w ochronce, jednak mógł ją zatrudnić jako bibliotekarkę odpowiedzialną za zbiorek książek, przechowywanych w ukryciu pod deskami baraku. Oświęcimski zbiór liczył zaledwie osiem pozycji - zniszczone książki, w których brakowało wielu kartek, traktowano jako niezwykły skarb, wypożyczany na odbywające się w małych grupkach prowizoryczne lekcje. Dla dzieci stanowiły cały świat, były nie tylko pomocą dydaktyczną, ale i ostoją w otaczającym ich świecie.
Książka zachwyciła mnie od pierwszej strony. Najbardziej podobały mi się opisy zajęć w szkole. Z jaką determinacją nauczyciele przekazywali wiedzę swoim podopiecznym, a w razie zagrożenia - rzucali wszystko i udawali że prowadzą zwyczajne zajęcia zajmujące czas najmłodszym mieszkańcom obozu. Takim zagrożeniem był chociażby doktor Josef Mengele, który lubił przychodzić do baraku 31 i wybierać dzieci do swoich eksperymentów medycznych. To on, podczas jednej z rewizji, zauważa nienaturalne zachowanie Dity, która chowa pod sukienką "księgozbiór". Prawdopodobnie gdyby nie zwrócenie na siebie uwagi rewidujących przez profesora Morgensterna, obozowego dziwaka łapiącego płatki śniegu w siatkę na motyle, wszystko by się wydało. Na szczęście nikt nie przeszukał nastolatki, chociaż na odchodnym dziewczyna usłyszała, że lekarz będzie miał na nią oko. Od tego momentu Dita sama nie wie komu może ufać, a na kogo powinna uważać. W książce najbardziej wzruszyła mnie scena, kiedy wieczorem ojciec wziął Ditę na tyły baraku i zaczął przerabiać z nią, jak w praskim mieszkaniu, zagadnienia z geografii. Tak, jakby nic dookoła się nie działo, aby to wszystko było tylko ułudą.
Ale może to właśnie ta pozorna ułuda oraz kreowanie rzeczywistości sprawiło, że dzieciom łatwiej było to wszystko przetrwać? Wszak wsłuchując się w opowieści o "Czarodziejskiej podróży" czy też historie o Narodzie Wybranym wyobrażali sobie, że sami uczestniczą w tych wydarzeniach. I nawet jeżeli jest to tylko wytwór wyobraźni autora, to nie sposób było uśmiechnąć się, czytając te sceny.
Podczas II Wojny Światowej Niemcy chcieli nie tylko pozbawić życia wszystkich "podludzi", ale też zniszczyć wytworzone przez nich dobra kulturowe. Więźniom przywożonym do obozów koncentracyjnych zabierano wszystko, łącznie z zabranymi ze sobą książkami. Aż trudno uwierzyć, że w Birkenau istniał księgozbiór złożony zaledwie z ośmiu pozycji, pieszczotliwie przechowywany i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-02-28
John Boyne dał się mi już poznać, jako autor doskonałych jak dla mnie powieści poruszających w dość delikatny sposób problem holokaustu - "Chłopca w pasiastej piżamie" oraz "Chłopca na szczycie góry". Z czystej ciekawości sięgnęłam po "W cieniu Pałacu Zimowego", aby zobaczyć jak poradzi sobie z inną tematyką. Jak zwykle nie zawiodłam się, a lektura należała do prawdziwej przyjemności. Tym bardziej, że dzieje dynastii Romanowów należą do szerokiego kręgu moich zainteresowań.
Akcja powieści rozpoczyna się na początku lat 80 XX wieku. Ponad 80 letni Georgij Jachmieniew, z pochodzenia Rosjanin, mieszka wraz z żoną, Zoją, w Londynie. Zoja jest w ostatnim stadium choroby nowotworowej, toteż mężczyzna spędza bardzo wiele czasu w szpitalu. Pociechą dla pary staruszków jest syn przedwcześnie zmarłej córki Ariny, Michael, który spędza z nimi wiele czasu.
Chociaż małżeństwo sprawia wrażenie w miarę przeciętnych ludzi, skrywa w sobie pewną tajemnicę. Georgij doskonale pamięta dzień sprzed około 75 lat, kiedy przez jego rodzinną wieś przejeżdżał krewny cara Mikołaja II - Mikołaj Mikołajewicz. Ratując go od śmierci z rak swojego przyjaciela Kolika udowodnił swoją ogromną odwagę. W ten sposób trafił do słynnego Pałacu Zimowego w Petersburgu, zasilając tym samym carską służbę. Zostaje opiekunem chorego na hemofilię carewicza. Poznaje również tajemniczego mnicha Rasputina, traktowanego przez carycę niczym bóg. Jest też mimowolnym świadkiem upadku rosyjskiej dynastii, co powoduje jego rozpacz. A także zakochuje się w pięknej córce cara - Anastazji. Wspomnienia z życia w legendarnym Pałacu przeplatają się z tymi dotyczącymi życia po wyemigrowaniu z Rosji wraz z tajemniczą Zoją. O ile jednak wspomnienia z życia przed emigracją ułożone są według wydarzeń, o tyle te po niej opowiedziane są od najświeższych do najdawniejszych. Poznajemy z nich jak wyglądało jego życie na wygnaniu oraz małżeństwo z samą Zoją.
Boyne jak zwykle stanął na wysokości zadania przekazując stworzonym przez siebie postaciom wspaniałe, barwne życiorysy. Najbardziej podobała mi się w książce postać Georgija - skromnego wiejskiego chłopaka, który nie dość, że awansował społecznie, to jeszcze odnalazł się w nowej roli. Postać Zoji też została ciekawie zakreślona. Z ciekawością czytałam o życiu w samym Pałacu Zimowym. A już najbardziej wzruszyła mnie jedna z końcowych scen, podczas których Georgij i Zoja spotykają w Sankt Petersburgu swoich "starych znajomych", spotkana kobieta zaś prosi staruszkę o to samo, o co poprosiła przed laty...
John Boyne dał się mi już poznać, jako autor doskonałych jak dla mnie powieści poruszających w dość delikatny sposób problem holokaustu - "Chłopca w pasiastej piżamie" oraz "Chłopca na szczycie góry". Z czystej ciekawości sięgnęłam po "W cieniu Pałacu Zimowego", aby zobaczyć jak poradzi sobie z inną tematyką. Jak zwykle nie zawiodłam się, a lektura należała do prawdziwej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-25
Przeczytałam książkę i jestem do głębi nią poruszona. Ile miłości musiało być w nastoletnim Fritzu, aby dobrowolnie zgłosić się do transportu wyruszającego do Auschwitz, którym miał odjechać jego ukochany tata.
Gustav jest Żydem polskiego pochodzenia. Wraz z rodziną mieszka w Austrii. Mężczyzna utrzymuje ją z tapicerstwa, którym się trudni. Czasami w pracy pomaga mu jego nastoletni syn, Fritz. Widać, że z ojcem łączy go niezwykle silna więź. Gustav jest dla Fritza wzorem do naśladowania i ostoją w ciężkich chwilach. Tym bardziej, że w kraju coraz bardziej nasilają się ruchy antysemickie - Gustav traci oficjalne zatrudnienie(czasami któryś z przyjaciół pozwala mu u siebie dorobić), dzieci zostają wydalone ze szkoły, najstarsza córka Edith jest jawnie prześladowana. Kiermannowie postanawiają wysłać dzieci za granicę. Udaje się to z Edith oraz najmłodszym, Kurtem.
Kiedy w 1939 roku wybucha II wojna światowa, ojciec i syn, na skutek intrygi sąsiadów, trafiają do obozu w Buchenwaldzie. Nie jest im łatwo, cierpią głód i upokorzenia, ale mają siebie wzajemnie. Podobnie jak w czasach przedwojennych, także i teraz Gustav jest dla syna prawdziwym podparciem. Wielokrotnie powtarza mu, że jeszcze wszystko będzie dobrze, jeszcze odmieni się ich życie i będą szczęśliwi. Pewnego dnia jednak Gustav trafia na listę osób przeznaczonych do transportu do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Fritz nie jest głupi, wie co to oznacza w rzeczywistości. Decyduje się jednak jechać z ojcem do kraju jego przodków, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jego ojciec postąpiłby tak samo. W Auschwitz cierpią kolejne katusze, a każdy ich dzień może być tym ostatnim.
"O chłopcu, który poszedł za tatą do Auschwitz" jest piękną opowieścią o niezwykle silnej więzi miłości, łączącej ojca z synem. Więzi, która pozwoliła im przetrwać piekło obozów koncentracyjnych. Czytając książkę wielokrotnie czułam ciarki na plecach i zastanawiałam się, czy w dzisiejszych czasach takie zachowanie byłoby możliwe...
Przeczytałam książkę i jestem do głębi nią poruszona. Ile miłości musiało być w nastoletnim Fritzu, aby dobrowolnie zgłosić się do transportu wyruszającego do Auschwitz, którym miał odjechać jego ukochany tata.
Gustav jest Żydem polskiego pochodzenia. Wraz z rodziną mieszka w Austrii. Mężczyzna utrzymuje ją z tapicerstwa, którym się trudni. Czasami w pracy pomaga mu jego...
2019-03-14
Dawno nie utożsamiałam się z jakimś bohaterem książki tak bardzo, jak z pierwszoplanową postacią powieści "Złodziejka książek" - Liesel. Szczerze powiedziawszy już dawno chciałam przeczytać tą pozycję, jednak dopiero obejrzenie w samolocie lecącym do Panamy jej ekranizacji(dobre rozwiązanie, przynajmniej było czym zająć czas) sprawiło, że zdecydowałam się ją wypożyczyć i przeczytać. I muszę przyznać, że książkowy pierwowzór zachwycił mnie nie mniej, niż jego adaptacja.
Akcja "Złodziejki książek" rozpoczyna się w pewien zimowy dzień, niedługo przed wybuchem II wojny światowej, kiedy dziewięcioletnia Liesel trafia pod opiekę małżeństwa o nazwisku Hubermann. Początkowo miała dotrzeć do nich z swoim o trzy lata młodszym bratem, jednak Werner(bo tak miał na imię) zmarł w drodze do miejsca swojego przeznaczenia. Po prowizorycznym pogrzebie z kieszeni grabarza wypadła na ziemię niewielka książka. Nikt tego nie zauważył. Nikt, z wyjątkiem Liesel, która ją wzięła i schowała za pazuchę. To była jej pierwsza kradzież. Na razie jednak poznaje zwyczaje panujące w domu Hubermannów oraz zawiera nowe znajomości z innymi dziećmi mieszkających na ulicy Himmelstrasse. Jednym z jej pierwszych przyjaciół okazuje się Rudy(to jego imię), jej rówieśnik z włosami żółtymi jak cytryna, który chce być tak szybkim biegaczem jak Jesse Owens, zdobywca czterech złotych medali w konkurencjach biegowych podczas Igrzysk Olimpijskich w 1936 roku. Nie podoba się to jego rodzicom, ponieważ Owens był murzynem, czyli... podczłowiekiem. Dzieci chodzą razem do szkoły, po lekcjach spędzają też wspólnie czas, po wybuchu wojny będą też razem kraść. Drugą znaczącą postacią w życiu dziewczynki jest przybrany ojciec. Hans, bo tak ma na imię mężczyzna, okazuje się nie tylko cudownym akordeonistą, ale też wyśmienitym pedagogiem(chociaż nie ma takiego wykształcenia). Kiedy okazuje się, że Liesel nie potrafi czytać, postanowił pomóc jej w nauce. Najpierw, po nocach, razem czytali pierwszą ukradzioną przez Liesel książkę - "Podręcznik grabarza". Potem czytali kolejne książki. Nie wszystkie były ukradzione. Niektóre zostały wymienione przez ojca za papierosy. W piwnicy na jednej ze ścian pisze wszystkie nieznane przez przybraną córkę słowa, aby w każdej chwili mogli to nich wrócić. To głównie dzięki niemu dziewczynka szybko nadrabia braki edukacyjne. Trzecią postacią, która wpłynęła na życie Liesel jest mieszkająca w luksusowym domu burmistrzowa. Poznajemy ją jako osobę, która zleca matce dziewczynki wykonanie prania i prasowania. Kiedy za drzwiami jej posesji staje Liesel, postanawia zaprosić ją do swojej imponującej biblioteki. Z czasem dziewczynka zaczyna podbierać kolejne znajdujące się w niej książki. Czwartą osobą, jaka miała znaczący, jeżeli nie największy, wpływ na dziewczynki jest syn zmarłego przyjaciela Hansa - Żyd o imieniu Max. Kiedy w Niemczech coraz silniej nasila się holokaust, rodzina Hubermannów przygarnęła go pod swój dach. Dla bezpieczeństwa trzymano go w ciemnej piwnicy, a jedynymi "oczami" mężczyzny były opowieści nastolatki o tym, co się dzieje na zewnątrz. Odkrywając w nastolatce talent do opisywania otaczającej jej rzeczywistości podarował jej prezent, który nie tylko przypadł jej do gustu, ale wręcz ocalił ją od śmierci...
Narracja książki prowadzona jest przez... śmierć. Tak, dobrze czytacie - to, co czeka każdego z nas u kresu życia, opowiedziało historię Liesel. Jednak jeżeli myślicie, że jest to smutna i przygnębiający sposób, to muszę Was rozczarować. W książce nawet sceny śmierci(mimo wszystko akcja w większości toczy się w czasie wojny) są opisane tak, że nie budzą strachu czy też zgrozy, ale nadzieję. Dobrze czytacie, nawet śmierć może budzić pozytywne odczucia. I szczerze powiedziawszy to chciałabym, aby śmierć przyszła po mnie w taki sposób, jaki zrobiła to w tej powieści. Dodatkowym atutem jest kilka stron zawierających "książkę w książce"(w pewnym momencie Max napisał książkę dla dziewczynki). To taki ciekawy przerywnik w całej akcji zawierający proste ilustracje, które wręcz mnie urzekły. Wszystko to sprawiło, że książkę, wcale nie taką cienką, czytało mi się bardzo dobrze, a co za tym idzie - szybko. A z drugiej strony tak mnie wciągnęła cała akcja, że po prostu chciałam wiedzieć, co się dzieje dalej.
Tak jak pisałam we wstępie, dawno się też nie zdarzyło, abym tak bardzo wczuwała się w sytuacje głównej bohaterki książki. Wspólnie z nią się śmiałam, przeżywałam to, czy burmistrzowa przyłapie ją na kolejnej kradzieży książki, ocierałam łzy, bałam się podczas opisów bombardowań miasta, drżałam czytając, jak w pochodzie Żydów do obozu w Dachau wypatrywała uwielbianego przez siebie Maxa. Ale z drugiej strony Liesel miała w sobie to coś, co sprawia, że nie sposób jej nie lubić. Wydaje mi się nawet, że gdybym spotkała ją na ulicy, to szybko zaprzyjaźniłybyśmy się. Mamy przecież tą samą pasję - czytanie książek. I podejrzewam, że gdybym była w jej sytuacji, to też zdecydowałabym się na ich kradzież.
Dawno nie utożsamiałam się z jakimś bohaterem książki tak bardzo, jak z pierwszoplanową postacią powieści "Złodziejka książek" - Liesel. Szczerze powiedziawszy już dawno chciałam przeczytać tą pozycję, jednak dopiero obejrzenie w samolocie lecącym do Panamy jej ekranizacji(dobre rozwiązanie, przynajmniej było czym zająć czas) sprawiło, że zdecydowałam się ją wypożyczyć i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-10
2018-06-20
2018-06-01
10-letni Auggie mieszka z kochającą rodziną i psem Deisy. Uwielbia "Gwiezdne wojny", grę w xboxa oraz czytać książki. Jedyne co go odróżnia od rówieśników, to zdeformowana na skutek wady genetycznej twarz. Dotąd chłopiec uczył się w domu pod okiem mamy, jednak wraz z nowym rokiem szkolnym rodzice postanawiają zapisać go do zwyczajnej szkoły. Obawiając się docinków kolegów i koleżanek z powodu swojego wyglądu, August dosyć niechętnie przystaje na tą propozycję. Doskonale pamięta reakcje innych ludzi na swój widok podczas spacerów czy też pobytów na placu zabaw. Mimo ciekawskich spojrzeń i docinków na swój temat, Auggie znajduje w nowym środowisku również przyjaciół. Jedną z pierwszych osób, której wygląd chłopca zdaje się zupełnie nie przeszkadzać, jest jego rówieśnica - Summer. Z czasem coraz więcej uczniów w szkole przekonuje się do tego, że nie powinno się oceniać osób po wyglądzie, ale po jego wnętrzu.
Bardzo mi się podoba to, że "Cudowny chłopak" porusza tak ważną kwestię, jaką jest odrzucenie ze względu na niedoskonałości wyglądu. Kiedy w dzisiejszym świecie wszystko goni za doskonałością i pięknem, to co niedoskonałe jest zrzucane na dalszy plan. A właśnie tacy ludzie bywają najwięcej warci. Zwłaszcza takie postawy przejawiają się u ludzi młodych, chodzących jeszcze do szkoły. Już nie raz poruszałam na blogu kwestię wyzywania kogoś od "Downa". A jeżeli już mija się osobę faktycznie dotkniętą tym symptomem, to najczęściej z obrzydzeniem odwraca się od niej twarz. Tak samo jak od kogoś, kto posiada liczne deformacje. Najczęściej do takich osób przylegają niezbyt miłe przezwiska. Tymczasem August pokazuje, że pomimo swojej niedoskonałości jest równie sympatycznym, jak i zdolnym chłopakiem. Książka pokazuje też w mistrzowski sposób, jak to widząc osobę z deficytami bardzo często wydaje nam się, że może ona być upośledzona umysłowo. I wobec Auggie'go były takie sugestie. Nic bardziej mylnego - chłopiec okazał się jednym ze zdolniejszych uczniów szkoły.
"Cudowny chłopak" to książka, którą naprawdę warto przeczytać. Napisana została prostym, przystępnym językiem, także dla najmłodszym. Pomimo to daje jednak czytelnikowi do myślenia. A jeżeli już czytanie jest dla nas passe, to chociaż obejrzyjmy film pod tym tytułem, zastanówmy się nad pewnymi rzeczami...
10-letni Auggie mieszka z kochającą rodziną i psem Deisy. Uwielbia "Gwiezdne wojny", grę w xboxa oraz czytać książki. Jedyne co go odróżnia od rówieśników, to zdeformowana na skutek wady genetycznej twarz. Dotąd chłopiec uczył się w domu pod okiem mamy, jednak wraz z nowym rokiem szkolnym rodzice postanawiają zapisać go do zwyczajnej szkoły. Obawiając się docinków kolegów i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-05-31
2018-01-27
Kiedy w 2006 roku pojawiła się książka autorstwa irlandzkiego pisarza Johna Boyne'a "Chłopiec w niebieskiej piżamie" nic nie wskazywało na to, że w krótkim czasie stanie się ona światowym bestsellerem. Jednak historia dwóch chłopców, z których jeden był Żydem, a drugi komendantem obozu zagłady podbiła serca czytelników i wzruszyła do łez niejednego z nich.
Po blisko 11 latach Boyne powraca do niełatwego tematu holokaustu w książce zatytułowanej "Chłopiec na szczycie góry". Głównym jej bohaterem jest kilkuletni Pierrot, zwyczajny chłopiec wychowujący się w Paryżu. Ma mamę, tatę, ukochanego psa D'artaniana oraz przyjaciela imieniem Anszel, który co prawda jest niemy, ale potrafi pisać wspaniałe opowiadania. Chociaż Anszel jest Żydem, nie przeszkadza to chłopcom we wspólnych zabawach. Kiedy w wieku siedmiu lat zostaje zupełnym sierotą, zaś mama Anszela nie ma na tyle środków, aby utrzymać oboje chłopców, Pierrot trafia do domu dziecka, prowadzonego przez dwie siostry. Po jakimś czasie, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, odnajduje go w nim siostra jego ojca - Beatrix i zabiera do siebie. W czasie podróży do Austrii malca spotyka wiele przykrych sytuacji, np. oficer na peronie wgniata mu dłoń w posadzkę lub chłopcy siedzący z nim w przedziale wyjadają mu kanapki. Kiedy Pierrot dociera wreszcie do Berghofu, ma wrażenie, że zacznie w nim nowe życie. Nie wie jednak, że położona na wysokiej górze rezydencja należy do samego Adolfa Hitlera, zaś on sam zostanie podstępem wciągnięty w rodzące się imperium zła.
Historia Pierrota jest niezwykła. Tak samo jak jej tytuł, który ja osobiście rozumiem na dwa sposoby: pierwszy dosłowny, czyli mówiący o chłopcu, który fizycznie mieszkał na szczycie góry. I drugi, metaforyczny, mówiący o tym, że Pierre, poprzez mieszkanie w domu Adolfa Hitlera i prowadzone z nim rozmowy, znalazł się na szczycie góry, którą był rodzący się antysemityzm Fuhrera oraz jego chęć zawłaszczenia Europy. Takim szczytowym momentem tej machiny zła była dyskusja prowadzona przy chłopcu, która dotyczyła budowy obozu zagłady. Przez te wszystkie zabiegi Hitlera znajdujący się w rezydencji chłopiec z czasem zatraca swoją dziecinną niewinność, zaś na jej miejscu pojawia się wyrachowanie. Wpatrzony w Fuhrera potrafi też zdradzić swoich najbliższych, którzy tak go kochali, a nawet wyrzec się swojej przyjaźni z Anszelem.
Kiedy w 2006 roku pojawiła się książka autorstwa irlandzkiego pisarza Johna Boyne'a "Chłopiec w niebieskiej piżamie" nic nie wskazywało na to, że w krótkim czasie stanie się ona światowym bestsellerem. Jednak historia dwóch chłopców, z których jeden był Żydem, a drugi komendantem obozu zagłady podbiła serca czytelników i wzruszyła do łez niejednego z nich.
Po blisko 11...
2017-11-27
Wiele już napisano na temat tego, jak podczas II wojny światowej traktowano ludzi pochodzenia żydowskiego. Jak z nich szydzono, poniewierano, izolowano, w końcu zabijano w celu wyeliminowania "nieczystej rasy". Jednak wśród tego całego wszechobecnego zła pojawiali się też ludzie, którzy ratowali innych niejednokrotnie narażając swoje życie. Opisywani w "Azylu..." Żabińscy z całą pewnością do nich należeli.
Już sama okładka książki wzbudza pozytywne emocje. Bo kogóż nie wzruszyłby obraz przedstawiający młodą kobietę przytulającą równie młode lwiątko(?). Jest to kadr z filmu nakręconego na podstawie tej historii.
Bohaterami książki jest rodzina Żabińskich - Jana i Antoniny oraz ich dzieci Rysia i Tereski. Przed II wojną światową prowadzili warszawskie zoo. Ach, czego tam nie było? Majestatyczne pingwiny przechadzały się obok egzotycznych małp, lwów i żyraf. Kolorowe papugi skrzeczały na swój sposób, zaś szybkie gepardy biegały po przestronnych wybiegach. Ogród cieszył się niebywałą popularnością, odwiedzały go szkolne wycieczki, prywatni ludzie, jak również przybyli z zagranicy goście.
Żabińscy planowali stale powiększać kolekcje zwierząt posiadanych w zoo. Ich plany przerwał wybuch II wojny światowej. W obawie przed zniszczeniem ogrodu, a w związku z tym przedostaniem się znajdujących się w nim zwierząt na teren miasta, postanowiono wiele z nich wywieźć do innych miast, w tym Berlina. Inne z ciężkim sercem zabijano. Zoo opustoszało, pozostały w nim puste wybiegi, klatki i jaskinie. I willa, w której w dalszym ciągu mieszkała rodzina. Sami Żabińscy w dalszym ciągu zajmowali się zwierzętami, z tym że teraz przyszło im hodować przeznaczone pod ubój świnie.
Te puste miejsca z czasem wykorzystano w zupełnie inny sposób. Chociaż zoo izolowało Żabińskich w niejaki sposób od zewnętrznego świata, doskonale wiedzieli co się dzieje w mieście. Zwłaszcza w getcie, do którego spędzono również wielu ich przyjaciół. Jan wiele razy ich odwiedzał, kiedy pod pretekstem szukania odpadków do wykarmienia trzody, wchodził na zamknięty teren. Często przemycał dla nich jedzenie oraz lekarstwa. Aż w końcu pojawiła się myśl. Szalona myśl, która dawała jednak nadzieję na uratowanie chociaż części z przebywających w izolacji osób. Z czasem nie tylko ogród zoologiczny, ale też sama willa Żabińskich stała się tymczasowym domem dla wielu wyprowadzonych z getta i w ten sposób uratowanych istnień ludzkich.
Wiele już napisano na temat tego, jak podczas II wojny światowej traktowano ludzi pochodzenia żydowskiego. Jak z nich szydzono, poniewierano, izolowano, w końcu zabijano w celu wyeliminowania "nieczystej rasy". Jednak wśród tego całego wszechobecnego zła pojawiali się też ludzie, którzy ratowali innych niejednokrotnie narażając swoje życie. Opisywani w "Azylu..."...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-05-30
2017-05-03
Niepełnosprawność w dalszym ciągu jest w naszym kraju niewygodnym tematem. W dużej mierze dzieje się tak za sprawą nieodpowiedniej edukacji społeczeństwa, zwłaszcza tego najmłodszego. O ile liczba placówek integracyjnych rośnie z roku na rok, o tyle w szkołach masowych problem zdaje się nie istnieć. Pod warunkiem, że w takiej szkole nie kształci się dziecko ze stwierdzoną niepełnosprawnością. Chociaż i tak w takich przypadkach z góry skazuje się je na izolacje poprzez nauczanie indywidualne. Innym poważnym problemem jest brak odpowiedniej literatury skierowanej dla najmłodszych. O ile jeszcze można znaleźć pozycję dla dorosłych, która przybliżałaby ten problem, o tyle autorzy literatury dziecięcej zbytnio nie są chętni do podjęcia tak trudnych tematów.
Agnieszka Kossowska nie jest zawodową pisarką, a jej nazwisko nie widnieje na światowych listach bestsellerów. Zrobiła jednak coś, na co nie odważył się niejeden autor – napisała książkę przedstawiającą świat dzieci niepełnosprawnych z ich własnej perspektywy, która jest przeznaczona dla najmłodszych. Czegoś takiego jeszcze nie było na polskim rynku, dlatego zarówno pierwszy, jak i drugi nakład „Dużych spraw w małych głowach”, rozszedł się niczym świeże bułeczki.
Autyzm, problemy ze słuchem i wzrokiem, rdzeniowy zanik mięśni, rozszczep kręgosłupa wraz z wodogłowiem, dziecięce porażenie mózgowe, niepełnosprawność intelektualna, epilepsja – prawda jest taka, że dopóki dane schorzenie nie pojawi się w rodzinie, niewiele wiadomo czym ono jest. Nasza wiedza opiera się zaś najczęściej na przekazywanych z pokolenia na pokolenie stereotypów: no bo jak niewidomy może czytać coś na komputerze, niesłyszący tańczyć, a osoba niepełnosprawna intelektualnie czegoś się nauczyć. Tymczasem Agnieszka Kossowska w swojej książce w prosty i przystępny sposób łamie wszystkie te stereotypy, przedstawiając nasz świat takim, jaki jest – szczęśliwy na swój sposób, pełen pasji i otwartości na otaczający nas świat.
Zachwyciła mnie szata graficzna książki. Na próżno szukać w niej wspaniałych, kolorowych ilustracji. Znajdziemy za to proste, schematyczne rysunki. Ale to właśnie ta prostota sprawia, że doskonale łączą się w całość z treścią książki.
Dodatkowo, aby dzieci pełnosprawne mogły lepiej zrozumieć rzeczywistość ich niepełnosprawnych rówieśników, na końcu większości rozdziałów znajdują się specjalne ku temu zadania. Jak dla mnie jest to wspaniały pomysł, ponieważ nie da się „wczuć w czyjąś skórę”, nie rozumiejąc jego ograniczeń. W książce znajduje się też wkładka z symbolami Brailla, kilka gestów z języka migowego oraz makatonu, przykładowe piktogramy. Czyli wszystko to, co pomaga najmłodszym na oswojenie się z „innością”.
Książka nie powstała pod wpływem chwili. Złożyły się na nie długie kilkugodzinne rozmowy z terapeutami, którzy niepełnosprawność znają od poszewki oraz rodzicami dzieci zmagających się z niepełnosprawnością. Któż lepiej od nich mógłby nakreślić Agnieszce specyfikę poszczególnych opisanych przez nią schorzeń? Zresztą sama autorka wychowuje niepełnosprawnego synka, Franka, który był głównym inspiratorem powstania książki.
„Duże sprawy w małych głowach” powinny znaleźć się w każdym przedszkolu, szkole, bibliotece. Teksty powinny być wykorzystywane na zajęciach na temat integracji przeprowadzanych w placówkach oświatowych. Na stronie internetowej książki znajdują się gotowe scenariusze lekcji przeprowadzone dla różnych grup wiekowych. Dodatkowo książka została wydana w formie audiobooka, gdzie poszczególne fragmenty czytane są przez niepełnosprawne dzieci. I tu został złamany kolejny stereotyp, odnośnie tego, że dziecko z problemami z wymową nie może czytać. Mały Franek udowadnia, że można. Trzeba tylko chęci z obydwóch stron…
Niepełnosprawność w dalszym ciągu jest w naszym kraju niewygodnym tematem. W dużej mierze dzieje się tak za sprawą nieodpowiedniej edukacji społeczeństwa, zwłaszcza tego najmłodszego. O ile liczba placówek integracyjnych rośnie z roku na rok, o tyle w szkołach masowych problem zdaje się nie istnieć. Pod warunkiem, że w takiej szkole nie kształci się dziecko ze stwierdzoną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-05
Zawsze mam łzy w oczach, kiedy sięgam po tą niepozorną książeczkę. W tych dwóch nowelkach znalazłam najpiękniejsze opisy miłości rodziców do dzieci i dzieci do rodziców, jakie znalazłam w polskiej literaturze. Taką, mimo biedy i kłopotów. Taką, jaką każde dziecko chciałoby otrzymać.
Zawsze mam łzy w oczach, kiedy sięgam po tą niepozorną książeczkę. W tych dwóch nowelkach znalazłam najpiękniejsze opisy miłości rodziców do dzieci i dzieci do rodziców, jakie znalazłam w polskiej literaturze. Taką, mimo biedy i kłopotów. Taką, jaką każde dziecko chciałoby otrzymać.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-22
Kolejna książka potwierdzająca fakt, że święty Jan Bosko był wielkim wychowawcą młodzieży...
Kolejna książka potwierdzająca fakt, że święty Jan Bosko był wielkim wychowawcą młodzieży...
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W "Szmaragdowej tablicy" jej autorka, Carla Montero, zostawia czytelnika z rozwiązaną zagadką nie tylko mającego niezwykłe właściwości obrazu "Astrolog", ale i odkryciem kart dotyczących relacji z innymi osobami Any i jej znajomych. Jedne były bardziej szokujące, inne mniej. Nic jednak nie zapowiadało kontynuacji tej historii. Dlatego mile zaskoczyła mnie wiadomość, że na polskim rynku wydawniczym pojawił się "Ognisty medalion" opowiadający o dalszych losach głównej bohaterki i przeszłości jej rodziny.
Tradycyjnie już na początku autorka nakreśla rys historyczny niezwykłego przedmiotu. W tym celu cofa się do schyłku XV wieku, kiedy pod osłoną nocy Wawrzyniec Medyceusz karze grabarzom otworzyć jedną z trumien. Znajdują się w niej zwłoki niejakiego Cyriaka z Ankony. Zgodnie z przewidywaniami Florentczyka przy szyi trupa znajdował się medalion ze smokiem. Znając niezwykłe właściwości przedmiotu postanawia go sobie przywłaszczyć. Mija kilka wieków, kończy się pierwsza wojna światowa. Jednak zanim to się stanie w willi w Jekaterynburgu zostaje zamordowana rodzina carska. Wśród kosztowności bolszewicy znajdują niepozorny medalion. Kilka lat później medalionem zaczyna interesować się intelektualista Walther Hanke, nie do końca jednak wie, gdzie go szukać.
Część powieści toczy się u schyłku II wojny światowej. Jest przełom kwietnia i maja 1945 roku. Hitler popełnia samobójstwo, ale zawierucha w dalszym ciągu trwa. Gdzieś w ruinach chowają się naukowiec Eric z kilkuletnim synem Sebą, Żydówka Ilsa, Hiszpan Ramiro oraz Rosjanka Katia. Ta ostatnia tak właściwie też jest Hiszpanką, która po śmierci rodziców została adoptowana przez rosyjskiego krewnego, Fiodora. Kilka lat później Fiodor zginął z rąk Petera Hanke, szukającego magicznego medalionu, a ona została przygarnięta przez rodzinę jej przyjaciółki, Julii. Dziewczyny walczyły w wojsku, podobnie jak Ramiro. Pewnego razu Katia trafia do kryjówki Erica, Ramiro, Ilsy i małego Seby. Kobieta zakochuje się w Ericu, zresztą ze wzajemnością. Kiedy mężczyzna zostaje zabrany, nie bacząc na wszystko postanawia mu pomóc. W tym czasie Ilsa i Ramiro, również zakochani w sobie, uciekają z Sebą z miasta. Dodatkowo Peter Hanke nie poprzestaje szukać Katii i medalionu. Poszukiwania przynoszą tragiczny finał.
Równoległa część powieści toczy się w czasach współczesnych. Do Any dzwoni Martin Loshe, którego poznała przy poszukiwaniach "Astrologa". Mówi jej o "Ognistym medalionie" mającym równie magiczne właściwości, jak malarskie dzieło. Tymczasem kolega Any z pracy, Alain, oświadcza jej się. Kobieta, chcąc przemyśleć sobie w spokoju tą propozycję, wyrusza z Martinem na poszukiwanie owego przedmiotu. Nie wiedzą jednak, że ktoś jeszcze jest nim zainteresowany i zrobi wszystko, aby go zdobyć. Dosłownie wszystko. Ana jeszcze raz przekonuje się, że największy przyjaciel może z czasem stać się wrogiem, a także odkrywa kolejne losy swoich przodków.
Książka, jak właściwie każda autorstwa Carli Montero, poruszyła moje najczulsze struny. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tych 544 stron przeczytałam jednym tchem, a jednocześnie naprawdę dobrze mi się ją czytało. Uśmiechałam się do zabawnych sytuacji, czułam obawę, kiedy działo się coś niedobrego w życiu bohaterów. Pomimo przeskoków czasowych, nie pogubiłam się w jej akcji. Bohaterowie tradycyjnie już zostali nakreśleni w bardzo ciekawy sposób, a ich losy oryginalnie się ze sobą przeplatają. Może początek mógłby szybciej przenieść czytelnika w przeszłość, ale to tylko moja mała dygresja.
W "Szmaragdowej tablicy" jej autorka, Carla Montero, zostawia czytelnika z rozwiązaną zagadką nie tylko mającego niezwykłe właściwości obrazu "Astrolog", ale i odkryciem kart dotyczących relacji z innymi osobami Any i jej znajomych. Jedne były bardziej szokujące, inne mniej. Nic jednak nie zapowiadało kontynuacji tej historii. Dlatego mile zaskoczyła mnie wiadomość, że na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to