Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Zdecydowałam się na lekturę tej książki nie jako fanka thrillerów, a fanka Miłoszewskiego, który do tej pory tworzył powieści z pogranicza gatunków. Dzięki publicystycznym wątkom wplatanym w kryminalną historię w jego książkach chodziło o coś więcej niż tylko, kto zabił, a autor tak boczkiem i jakby niechcący wskakiwał na półkę z literaturą piękną.

Tutaj cała książka ulepiona jest z thrillerowatych chwytów. Myślę, że w swoim gatunku ta książka jest dobra, może nawet bardzo dobra. Te sceny jak z Jamesa Bonda, brawurowe pościgi, zmiany miejsca akcji z Nowego Jorku po Lwów, tykanie wskazówek zegara, kiedy na szali jest życie ludzkie, wprowadzanie bohaterów po kawałku, niby przypadkiem rozsypane puzzle wydarzeń i rekwizytów, które składały się na całość, jak tytułowy obraz Młodzieńca. Wyobrażam sobie korkową tablicę z kolorowymi karteczkami i strzałkami jak z amerykańskich filmów wykorzystywaną do skonstruowania tej historii, prawdziwie mrówcza praca.

Ale przy lekturze sykałam z bólu co drugą stronę. Nie mogłam wyłączyć filtra, przez który nie przechodziły naciągane, efekciarskie i kalkowate sceny, a przede wszystkim kwestie wypowiadane przez bohaterów. Miłoszewski tak dalece chciał upodobnić język do gatunkowego, że fragmenty książki brzmiały jak słabo przetłumaczone z anglojęzycznego oryginału (te wypite "kubki i dzbanki kawy" i "cholerne" przeróżne rzeczy). Scena wyznania miłosnego też słabiutka.
Edytorsko rzeczywiście ktoś się nie przyłożył, bo nawet imię głównej bohaterki Zofii pojawiło się z literówką.

Nie chcę być zbyt surowa, bo jako wakacyjna lektura Bezcenny spełnił swoją rolę i pomógł mi w podróży pociągiem. Jeśli ktoś lubi takie Dany Browny, to smacznego.

Zdecydowałam się na lekturę tej książki nie jako fanka thrillerów, a fanka Miłoszewskiego, który do tej pory tworzył powieści z pogranicza gatunków. Dzięki publicystycznym wątkom wplatanym w kryminalną historię w jego książkach chodziło o coś więcej niż tylko, kto zabił, a autor tak boczkiem i jakby niechcący wskakiwał na półkę z literaturą piękną.

Tutaj cała książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To bardzo dobra książka. Zwarta, krótka, świetnie napisana, swoiście poetycka. Każde opowiadanie opiera się na oryginalnym zamyśle kompozycyjnym (na przykład powrotu do przeszłości i spotkaniu siebie samej z dzieciństwa czy upływie czasu w odwrotną stronę w chorobie Alzheimera), który często prowadzi do zaskakujących wniosków i dramatycznych puent (jak we wspomnianym opowiadaniu o karmieniu zupą siebie z przeszłości). Jednocześnie tę dopracowaną formę wypełnia mnóstwo mocnej i wieloznacznej treści: dotyczącej wojny przekazywanej we krwi z pokolenia na pokolenie, funkcjonowania w dwóch światach, z którego jeden ciąży na życiu jak fatum (lub wielka czarna chmura), krzywdzicieli, którzy sami są ofiarami, więc nie można ich wyłącznie obarczyć winą. Jedyne ziarenko grochu, które uwierało mnie w trakcie lektury, to nie dające się ukryć godziny spędzone na psychoterapii i przemielone na wszystkie strony doświadczenia dzieciństwa, ale to naprawdę mały minus, a do tego minus niejednokrotnie wzruszający.

To bardzo dobra książka. Zwarta, krótka, świetnie napisana, swoiście poetycka. Każde opowiadanie opiera się na oryginalnym zamyśle kompozycyjnym (na przykład powrotu do przeszłości i spotkaniu siebie samej z dzieciństwa czy upływie czasu w odwrotną stronę w chorobie Alzheimera), który często prowadzi do zaskakujących wniosków i dramatycznych puent (jak we wspomnianym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po lekturze tej książki utwierdziłam się w przekonaniu, że Joanna Bator jest mistrzynią w obrazowaniu pewnych grup i zjawisk społecznych. Kiedy odwiedzane przez główną bohaterkę postacie otwierają usta, od razu wiemy, kto zacz - czy to siedząca nad popielniczką matka Angeliki, konkubina, matka brudnej piątki, czy Zofia Socha, tłukąca kotlety, dbająca o czystość domu tak, że można je jeść prosto z podłogi. Autonomiczne rozdziały powieści (trzy "Bluzgi"), mimo że nieco za długie i po chwili nużące, imitowały świat internetowych forów tak, że troll stał przed oczami jak żywy.

Słabością tej książki jest dla mnie po pierwsze konstrukcja głównej bohaterki, która momentami wydawała mi się być stworzona tylko po to, by łączyć w jedną historię wspomniane drugoplanowe postaci, a brakiem znaczącej reakcji na szokujące wiadomości dotyczące jej rodziny i własnego życia traciła psychologiczne prawdopodobieństwo.

Po drugie, im dalej w las, tym fabuła bardziej się rwała, pojawiało się coraz więcej gatunkowych i pretensjonalnych klisz, a to z romansu, a to z taniego horroru czy serialu kryminalnego. Miałam wrażenie, że autorka nie miała pomysłu na wyjaśnienie intrygi, w związku z czym od czasu do czasu rzucała coraz to więcej informacji, które pozbawione odpowiedniego anturażu, traciły siłę rażenia.

Po lekturze tej książki utwierdziłam się w przekonaniu, że Joanna Bator jest mistrzynią w obrazowaniu pewnych grup i zjawisk społecznych. Kiedy odwiedzane przez główną bohaterkę postacie otwierają usta, od razu wiemy, kto zacz - czy to siedząca nad popielniczką matka Angeliki, konkubina, matka brudnej piątki, czy Zofia Socha, tłukąca kotlety, dbająca o czystość domu tak, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pamiętam ze studenckich czasów utyskiwania mądrych głów na zanik powieści jako takiej. Myślę, że Morfina wypełni tę pustkę, bo jest chyba najbardziej "powieściową powieścią", jaką było mi dane czytać w nowej polskiej literaturze. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że jest to książka współczesna, wyróżnia ją, że się tak wyrażę, językowy twist, dla mnie cudowny, dosłownie transowy, demoniczny, z brzucha. Kobiecy głos, szepczący Konstantemu ni to miłosne zaklęcia, ni wieszczący przekleństwo to jeden z najbardziej fascynujących elementów książki.

Poza tym Morfina opowiada o tak wielu rzeczach, spośród których sam autor na pierwszy plan wysunął poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: "Kim jestem?". Ja wyczytałam z niej bardziej sztuczność, umowność i teatralność życia, zabawę dużych dzieci w wojnę, konspirację, romanse i dramaty, co powinno być tylko dekoracją życia, a okazuje się być jego determinantą, wielką niszczącą wszystko łapą.

Dodam jeszcze, że w wyniku kontaktu z autorem, który w kilku obejrzanych przeze mnie wywiadach i mówi żywym językiem, i (niepokojąco) wygląda, Konstanty już zawsze będzie miał dla mnie fizis Szczepana Twardocha.

Pamiętam ze studenckich czasów utyskiwania mądrych głów na zanik powieści jako takiej. Myślę, że Morfina wypełni tę pustkę, bo jest chyba najbardziej "powieściową powieścią", jaką było mi dane czytać w nowej polskiej literaturze. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że jest to książka współczesna, wyróżnia ją, że się tak wyrażę, językowy twist, dla mnie cudowny, dosłownie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z trzech stworzonych przez autora postaci najbliższa znanemu nam światu i moim zdaniem, najbardziej udana, jest sylwetka Waldka Mandarynki. Opis przygotowań do Sylwka we Wrocławiu jest brawurowy, a pod względem umiejętności oddania telewizyjnego żargonu z "bekstejdżu" to majstersztyk. Część "tirowa" i "celebrycka" łączą się w tej powieści trochę na siłę, jak gdyby autor nie mógł się zdecydować, co jest bardziej warte uwagi, ale książka godna polecenia, chociażby ze względu na humor i językowe wygibasy.

Z trzech stworzonych przez autora postaci najbliższa znanemu nam światu i moim zdaniem, najbardziej udana, jest sylwetka Waldka Mandarynki. Opis przygotowań do Sylwka we Wrocławiu jest brawurowy, a pod względem umiejętności oddania telewizyjnego żargonu z "bekstejdżu" to majstersztyk. Część "tirowa" i "celebrycka" łączą się w tej powieści trochę na siłę, jak gdyby autor nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pomijając pornograficzne sceny seksualne ze słynną już chyba "maszyną do jebania" oraz przymykając oko na nieznośną egzaltację autora, pretensjonalność i swego rodzaju naiwność w oglądzie bohatera, jak również język składający się w przeważającej części ze zdań pojedynczych, trudno było mi się tą książką przejąć.

Po początkowym wysiłku związanym z próbą ukrycia rumieńców pojawiła się mała iskierka nadziei, że może pochopnie tę powieść oceniłam. Najbardziej poruszający fragment to ten dotyczący śmierci matki, ale całość się jakoś nie klei. Nie jest to wyłącznie historia o miłości, to w pewnym sensie kilka książek w jednej (wątek bobrów, wątek kryminalny, wątek żydowski?), co w tym wypadku nie jest zaletą.

Jedyną esencją, jaką zdołałam wyciągnąć ze wszystkich opowiedzianych tu historii, aktów i przeżyć, jest kryzys wieku średniego. I z szacunku dla ludzkich słabości w tym momencie zamilknę.

Pomijając pornograficzne sceny seksualne ze słynną już chyba "maszyną do jebania" oraz przymykając oko na nieznośną egzaltację autora, pretensjonalność i swego rodzaju naiwność w oglądzie bohatera, jak również język składający się w przeważającej części ze zdań pojedynczych, trudno było mi się tą książką przejąć.

Po początkowym wysiłku związanym z próbą ukrycia rumieńców...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak jak większość - ledwo dotrwałam do końca.

Jeśli chodzi o plusy - mam wrażenie, że tłumaczenie tej książki jest bardzo dobre, zdania piękne, fraza płynie wartko - chciałoby się powiedzieć - jak tytułowa wódka w gardła bohaterów. Językowa wyobraźnia autora szaleje między poezją a obrzydliwością; zdarzają się naprawdę smakowite kąski, podszyte tym charakterystycznym azjatyckim poczuciem humoru. Podobał mi się też pomysł na połączenie czterech form literackich, z różnych porządków/poziomów tekstu, ale mających gdzieś podskórną wspólną "żyłę" fabularną oraz wprowadzenie do tekstu Mo Yana, wymykającego się definicjom (czy to autor, narrator czy bohater?).

Jeśli chodzi o minusy subiektywne - nie lubię takich dziwactw, trochę z baśni, trochę z koszmaru, to znikających, to mnożących się pijanych stworów, karłów i panów w prochowcach.

Jeśli chodzi o minusy obiektywne - nie wiadomo, o czym ta książka jest. Skojarzyła mi się z krótkim filmem Siergieja Łoźnicy "List", który jest serią czarno-białych, niemal statycznych obrazków przedstawiających umysłowo chorych ludzi gdzieś w otoczeniu rosyjskiej przyrody, rzekomo będących alegorią "zniewolonego rosyjskiego społeczeństwa" (tę interpretację wyśmiał sam reżyser, odbierając nagrodę na festiwalu).
Okładka "Krainy wódki" informuje, że mamy do czynienia z "obrazem zdegenerowanego chińskiego społeczeństwa" (szukajcie, a być może znajdziecie?), a autor w końcówce litościwie przychodzi czytelnikowi z pomocą i próbuje się jakoś z tych pięciuset stron wytłumaczyć. Na nic to. Upitemu też się często wydaje, że poznał istotę wszechrzeczy, ale następnego dnia tylko ból głowy i ani śladu po wielkiej głębi.

Tak jak większość - ledwo dotrwałam do końca.

Jeśli chodzi o plusy - mam wrażenie, że tłumaczenie tej książki jest bardzo dobre, zdania piękne, fraza płynie wartko - chciałoby się powiedzieć - jak tytułowa wódka w gardła bohaterów. Językowa wyobraźnia autora szaleje między poezją a obrzydliwością; zdarzają się naprawdę smakowite kąski, podszyte tym charakterystycznym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Rumunów..." czytałam po "Kotach..." i poczułam się, jak gdybym spotkała dawno niewidzianą znajomą. Myślę, że w tej książce Masłowska osiągnęła mistrzostwo w przenoszeniu na papier dialogów zasłyszanych w tramwaju albo pod sklepem. Cmokałam z zadowolenia co drugą stronę, a poczucie humoru po lekturze miałam ostre jak żyleta.

Na minus przemawia jedynie nieco naiwne przesłanie książki (że koniec końców wszyscy szukamy miłości). Tak jak gdyby Masłowska chciała uniknąć zarzutów, że to książka o niczym i potencjalnym krytykom podała na tacy gotowy morał, bez happy endu.

Myślę sobie, że gdyby "Rumunów..." z ich cudownym mięsistym językiem i "Koty..." z przemyślaną społeczną diagnozą połączyć w jedno, wyszłaby perełka.

"Rumunów..." czytałam po "Kotach..." i poczułam się, jak gdybym spotkała dawno niewidzianą znajomą. Myślę, że w tej książce Masłowska osiągnęła mistrzostwo w przenoszeniu na papier dialogów zasłyszanych w tramwaju albo pod sklepem. Cmokałam z zadowolenia co drugą stronę, a poczucie humoru po lekturze miałam ostre jak żyleta.

Na minus przemawia jedynie nieco naiwne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już od "Obsoletek" nie mogę pozbyć się wrażenia, że Bargielska bredzi. Wyrzuca z siebie serie (owszem - niekiedy błyskotliwych) zdań, myśli, cytatów, spostrzeżeń i historii, które dla mnie nie układają się w żaden - ani fabularny, ani logiczny - ciąg. Nie nadążam za narracją, mylą mi się bohaterki, za cholerę nie mogę dojść, o czym to wszystko jest.

Ostatnią kroplą w kielichu mojego podejrzliwego stosunku do autorki był wywiad w radiowej Trójce, w którym Bargielska chichotała i pozdrawiała kota, uciekając od odpowiedzi na pytania dotyczące zawartości książki, co dało mi niemal pewność, że na próżno szukać w "Małych lisach" sensu.

Myślałam, że na ratunek przyjdzie język, jak to się po wielokroć działo u Masłowskiej, no ale nie. Bargielska nie ma aż tak dobrego słuchu na język ulicy, brakuje mu tego lisiego pazura.

Już od "Obsoletek" nie mogę pozbyć się wrażenia, że Bargielska bredzi. Wyrzuca z siebie serie (owszem - niekiedy błyskotliwych) zdań, myśli, cytatów, spostrzeżeń i historii, które dla mnie nie układają się w żaden - ani fabularny, ani logiczny - ciąg. Nie nadążam za narracją, mylą mi się bohaterki, za cholerę nie mogę dojść, o czym to wszystko jest.

Ostatnią kroplą w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciężko jest mi oceniać tę książkę, bo bloga zimno czytam od niepamiętnych czasów. Kupiłam "Projekt..." bardziej z sentymentu, ale też z ciekawości - żeby zobaczyć jak autorka posklejała blogowe notki, które wybrała i czym świat w książce różni się od świata wirtualnego.

I w tym chyba problem, bo różni się niewiele. Nie miałabym z tym problemu, nawet wolałabym, gdyby tę "niepowieść" nazywano po prostu blogiem w wersji papierowej. Trzeba się mocno wysilić, żeby znaleźć nowe w stosunku do internetu fragmenty, a jedyne, co namierzyłam, to wprowadzenie w początkowych partiach książki narratorki różnej od autorki. Bo miejsce pracy się nie zgadza, a fikcyjna Judyta przyjęła na siebie role różnych kobiet z otoczenia zimno. Nie bardzo widzę w tym sens, bo niczego ten zabieg nie zmienia, nie dodaje książce literackości, ona nadal pozostaje blogiem. Mam wrażenie, że zimno mimo wszystko miała powieściowe ambicje i to one sprawiły, że do "Projektu..." wkradła się nutka pretensjonalności.

Ciężko jest mi oceniać tę książkę, bo bloga zimno czytam od niepamiętnych czasów. Kupiłam "Projekt..." bardziej z sentymentu, ale też z ciekawości - żeby zobaczyć jak autorka posklejała blogowe notki, które wybrała i czym świat w książce różni się od świata wirtualnego.

I w tym chyba problem, bo różni się niewiele. Nie miałabym z tym problemu, nawet wolałabym, gdyby tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest napisana bardzo ładnym, skondensowanym językiem. Ma fajną "filmową" kompozycję - sceny z ośrodka przetykane są retrospekcjami z życia "przed". Jednak po przeczytaniu wywiadu w "Dużym Formacie" wiedziałam tyle samo, co po przeczytaniu książki, a przy lekturze nie mogłam opędzić się od wrażenia, że to wszystko jest jakoś na wyrost i nie wiadomo dokładnie po co. Bo jeśli kolejnym etapem terapii, to po co zostało wydane? A jeśli literaturą, to jak dla mnie zbyt intymną. Czułam się jak przypadkowy gość w cudzym domu, podglądający zza firanki sceny, które się ogląda z lekkim zażenowaniem - bo nie są raczej przeznaczone dla obcych oczu.

Książka jest napisana bardzo ładnym, skondensowanym językiem. Ma fajną "filmową" kompozycję - sceny z ośrodka przetykane są retrospekcjami z życia "przed". Jednak po przeczytaniu wywiadu w "Dużym Formacie" wiedziałam tyle samo, co po przeczytaniu książki, a przy lekturze nie mogłam opędzić się od wrażenia, że to wszystko jest jakoś na wyrost i nie wiadomo dokładnie po co....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu "Chmurdalii" nadal nie wykreślam Joanny Bator z moich ulubionych odkrytych niedawno autorek. Książka sprawiła mi dużą radość, bohaterowie "Piaskowej Góry" nadal byli obecni, Jadzia w dalszym ciągu mistrzowsko pomstowała na świat i rzucała uwagami, które mogłabym sobie wpisać do notesika z aforyzmami. Jednak czegoś zabrakło. Może odejście tak bardzo od polskich realiów, może nieco naciągane, mało prawdopodobne psychologicznie zakończenie. Tak jakby rezygnując z pozycji obserwatorki świata Bator zechciała pobawić się w kreatorkę i poukładać świat po swojemu, co wyszło mało wiarygodnie. Ale i tak ta proza nadal mi smakuje. I uwielbiam Ciocie Herbatki :)

Po przeczytaniu "Chmurdalii" nadal nie wykreślam Joanny Bator z moich ulubionych odkrytych niedawno autorek. Książka sprawiła mi dużą radość, bohaterowie "Piaskowej Góry" nadal byli obecni, Jadzia w dalszym ciągu mistrzowsko pomstowała na świat i rzucała uwagami, które mogłabym sobie wpisać do notesika z aforyzmami. Jednak czegoś zabrakło. Może odejście tak bardzo od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna książka, pełnokrwiste postacie, język żywcem wyjęty z M3, podsłuchany przez ścianę. Postać wszechwładnej Matki Rodziny przez cały czas kojarzyła mi się z główną bohaterką filmu dokumentalnego Marcina Koszałki "Takiego pięknego syna urodziłam", wypluwającą z siebie serie nieprzemyślanych słów, żali, utyskiwań, przekleństw. Do łez mnie wzruszała postać wnuczki i stłamszonego dziadka, bojącego się przekroczyć próg domu. Plus Maciuś - urastający do rangi archetypu truteń żerujący na rodzinie. Lektura była tyleż zachwycająca, co bolesna.
Do wspaniałości brakło mi tylko jakiejś myśli przewodniej, rdzenia, który by spajał całą historię w jedno (co znalazłam u Joanny Bator).

Świetna książka, pełnokrwiste postacie, język żywcem wyjęty z M3, podsłuchany przez ścianę. Postać wszechwładnej Matki Rodziny przez cały czas kojarzyła mi się z główną bohaterką filmu dokumentalnego Marcina Koszałki "Takiego pięknego syna urodziłam", wypluwającą z siebie serie nieprzemyślanych słów, żali, utyskiwań, przekleństw. Do łez mnie wzruszała postać wnuczki i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W recenzji książki w "Wyborczej" przeczytałam, że to lektura dobra do autobusu czy tramwaju i (niestety) się z tym zgadzam. Specyficzne poczucie humoru, absurdalne zdarzenia w poetyce snu, dziwne pomysły okraszone gdzieniegdzie seksualną pikanterią bądź siarczystym przekleństwem z "r" w środku - to wszystko, co mi się z tą książką kojarzy.

W niektórych opowiadaniach czułam potencjał (jak na przykład w moim ulubionym o złotej rybce), tam, gdzie pojawiał się temat śmierci (szczególnie tej bezsensownej w zamachu czy na wojnie) mogłam zobaczyć jak za mgłą, że to może być o czymś i może nawet wywołać gęsią skórkę, ale wielkość tej literatury ulatywała gdzieś jak para w gwizdek.

Ot, takie sobie opowiadanka, ale raczej "nie wzrusza".

W recenzji książki w "Wyborczej" przeczytałam, że to lektura dobra do autobusu czy tramwaju i (niestety) się z tym zgadzam. Specyficzne poczucie humoru, absurdalne zdarzenia w poetyce snu, dziwne pomysły okraszone gdzieniegdzie seksualną pikanterią bądź siarczystym przekleństwem z "r" w środku - to wszystko, co mi się z tą książką kojarzy.

W niektórych opowiadaniach czułam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjna książka. Saga rodzinna pisana niesamowitym językiem z zawijasami, podwójnym dnem, porównaniami, po których można tylko cmoknąć z uznaniem. Wrażliwość autorki na język potoczny przypomina mi "Szopkę" Papużanki, to zresztą bardzo podobne klimaty.

Do tego to chyba najbardziej polska powieść, jaką ostatnio czytałam: pokazująca "chłopską" mentalność w bloczyskach z wielkiej płyty, mówiąca o zamknięciu na inność, strachu przed tym "co ludzie powiedzą" i lęku krążącym w żyłach, przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Nie mogę się doczekać "Chmurdali".

Rewelacyjna książka. Saga rodzinna pisana niesamowitym językiem z zawijasami, podwójnym dnem, porównaniami, po których można tylko cmoknąć z uznaniem. Wrażliwość autorki na język potoczny przypomina mi "Szopkę" Papużanki, to zresztą bardzo podobne klimaty.

Do tego to chyba najbardziej polska powieść, jaką ostatnio czytałam: pokazująca "chłopską" mentalność w bloczyskach z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czuję się oszukana. Sądząc po laudacjach, tytule tomu i aurze, jaka unosiła się nad tą książką, liczyłam na interesującą lekturę, łączącą dzięki lekkiemu pióru w udatny sposób kulturę wysoką i tą z półki "pop". Tymczasem pióro okazało się tak ciężkie, a jego kaliber tak ogromny, że sama wręczyłabym sobie Nike za dotrwanie do końca.

Niewiele tu jest z kultury masowej poza luźnym, ale trochę niezrozumiałym nawiązaniem do facebooka i może znaną z rubryk sportowych postacią (a właściwie twarzą) Beenhakkera (to był zresztą jedyny esej, po którym się uśmiechnęłam - genialne ironiczne zdanie podsumowujące!). To nie jest książka dla zwykłych śmiertelników, ale polonistów przygotowujących się do egzaminu z teorii literatury (wiem coś o tym, bo swego czasu się przygotowywałam) lub uczących się, czym jest gatunek zwany esejem. Ilość słów zaczerpniętych ze słownika terminów literackich oraz wyrazów obcych jest przytłaczająca, przez co kontakt z tą książką był dla mnie bardzo męczący.

To, że Bieńczyk zawiódł moje oczekiwania nie odbiera oczywiście wartości pisanym przez niego esejom. Nie można mu odmówić erudycji, inteligencji, wnikliwości i prawdziwie humanistycznego zacięcia w postrzeganiu świata. Dlatego ja, preferująca lekturę w nurcie dionizyjskim (emocjami i "brzuchem") niż apollińskim (na surowo, intelektem) miałam problem z oceną i z tego powodu wstrzeliłam się w sam środek skali.

Moim zdaniem, mimo kilku tematów "z życia" (sport, kajaki, wino) jest to pozycja bardzo specjalistyczna, która w księgarniach powinna się znajdować na półce z napisem: teoria literatury.

Czuję, że dałam się (autorowi? wydawcy? jurorom Nike? )zrobić w balona.

Czuję się oszukana. Sądząc po laudacjach, tytule tomu i aurze, jaka unosiła się nad tą książką, liczyłam na interesującą lekturę, łączącą dzięki lekkiemu pióru w udatny sposób kulturę wysoką i tą z półki "pop". Tymczasem pióro okazało się tak ciężkie, a jego kaliber tak ogromny, że sama wręczyłabym sobie Nike za dotrwanie do końca.

Niewiele tu jest z kultury masowej poza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z wszystkich dziesięciu opowiadań największe wrażenie zrobiło na mnie to pierwsze. Bardzo sugestywnie została opisana przemoc domowa, a właściwie reakcja na nią bitego dziecka, przeżywającego cały wachlarz emocji, ale cyklicznie wracającego do nieznośnego stanu "jak gdyby nigdy nic".

Poza tym czytałam tę książkę po prostu jako swego rodzaju opowieść o życiu konkretnej kobiety, która mniej lub bardziej udatnie walczyła z ograniczeniami środowiska czy czasu, w którym przyszło jej żyć. Nie mogłam jednak tej bohaterki polubić, było w niej coś irytującego (może to ta teatralność jej poczynań i zachowań, o której chyba miała być ta książka). Nie doszukałam się w niej tego, o czym przeczytałam w nocie krytycznej w magazynie "Książki".

Tak ogólnie to bez szału.

Z wszystkich dziesięciu opowiadań największe wrażenie zrobiło na mnie to pierwsze. Bardzo sugestywnie została opisana przemoc domowa, a właściwie reakcja na nią bitego dziecka, przeżywającego cały wachlarz emocji, ale cyklicznie wracającego do nieznośnego stanu "jak gdyby nigdy nic".

Poza tym czytałam tę książkę po prostu jako swego rodzaju opowieść o życiu konkretnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo że jestem wielką fanką Masłowskiej, po szumnych zapowiedziach rzeczywiście czuję się trochę rozczarowana. Nie wiem, czy gdybym wcześniej nie przeczytała i nie wysłuchała recenzji i wywiadów, potrafiłabym myśleć o tej książce tak jak teraz. Na pewno u Masłowskiej jak zwykle najważniejszy jest język, który sam w sobie jest treścią, światem przedstawionym i to w nim należy szukać opowieści. Tu autorka nie chciała "walić czytelnika po głowie" i ten język nieco rozrzedziła, co moim zdaniem książce zaszkodziło.

Mimo że jestem wielką fanką Masłowskiej, po szumnych zapowiedziach rzeczywiście czuję się trochę rozczarowana. Nie wiem, czy gdybym wcześniej nie przeczytała i nie wysłuchała recenzji i wywiadów, potrafiłabym myśleć o tej książce tak jak teraz. Na pewno u Masłowskiej jak zwykle najważniejszy jest język, który sam w sobie jest treścią, światem przedstawionym i to w nim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zgadzam się z poprzednimi opiniami, że początek książki - opowieści Ilany - miał największą moc i urok. Bawiłam się odszukiwaniem nawiązań do mitów (harpie, parki) i baśni (Czerwony Kapturek, Roszpunka), które były przetrawione na magiczno-turpistyczny sposób. Pełno w tej książce było robaków, brudu, fascynacji ciałem i (głównie kobiecą) fizjologią.

Podobało mi się, jak w nieoczekiwany sposób mikroświat łączył się z tym w skali makro, cykliczność, umieranie i odradzanie składały się na poszczególne historie każdej z kobiet, a jednocześnie mówiły o życiu, świecie i kobiecości jako takiej. Olśnił mnie moment, kiedy do harpii decydujących o losie ludzi można było jak ulał przyłożyć trzy pierwsze bohaterki.

Niesamowita książka, nieco gorzka, ale całość mięsista do szpiku kości.

Zgadzam się z poprzednimi opiniami, że początek książki - opowieści Ilany - miał największą moc i urok. Bawiłam się odszukiwaniem nawiązań do mitów (harpie, parki) i baśni (Czerwony Kapturek, Roszpunka), które były przetrawione na magiczno-turpistyczny sposób. Pełno w tej książce było robaków, brudu, fascynacji ciałem i (głównie kobiecą) fizjologią.

Podobało mi się, jak w...

więcej Pokaż mimo to