-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2015-02-09
2015-02-01
2014-12-28
2014-09-02
2014-10-31
2014-09-04
2014-01-01
2015-01-09
2014-08-03
2014-04-01
2014-07-02
2013-12-15
2013-09-21
2013-09-03
2013-08-11
To bardzo dobra książka. Zwarta, krótka, świetnie napisana, swoiście poetycka. Każde opowiadanie opiera się na oryginalnym zamyśle kompozycyjnym (na przykład powrotu do przeszłości i spotkaniu siebie samej z dzieciństwa czy upływie czasu w odwrotną stronę w chorobie Alzheimera), który często prowadzi do zaskakujących wniosków i dramatycznych puent (jak we wspomnianym opowiadaniu o karmieniu zupą siebie z przeszłości). Jednocześnie tę dopracowaną formę wypełnia mnóstwo mocnej i wieloznacznej treści: dotyczącej wojny przekazywanej we krwi z pokolenia na pokolenie, funkcjonowania w dwóch światach, z którego jeden ciąży na życiu jak fatum (lub wielka czarna chmura), krzywdzicieli, którzy sami są ofiarami, więc nie można ich wyłącznie obarczyć winą. Jedyne ziarenko grochu, które uwierało mnie w trakcie lektury, to nie dające się ukryć godziny spędzone na psychoterapii i przemielone na wszystkie strony doświadczenia dzieciństwa, ale to naprawdę mały minus, a do tego minus niejednokrotnie wzruszający.
To bardzo dobra książka. Zwarta, krótka, świetnie napisana, swoiście poetycka. Każde opowiadanie opiera się na oryginalnym zamyśle kompozycyjnym (na przykład powrotu do przeszłości i spotkaniu siebie samej z dzieciństwa czy upływie czasu w odwrotną stronę w chorobie Alzheimera), który często prowadzi do zaskakujących wniosków i dramatycznych puent (jak we wspomnianym...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-21
Po lekturze tej książki utwierdziłam się w przekonaniu, że Joanna Bator jest mistrzynią w obrazowaniu pewnych grup i zjawisk społecznych. Kiedy odwiedzane przez główną bohaterkę postacie otwierają usta, od razu wiemy, kto zacz - czy to siedząca nad popielniczką matka Angeliki, konkubina, matka brudnej piątki, czy Zofia Socha, tłukąca kotlety, dbająca o czystość domu tak, że można je jeść prosto z podłogi. Autonomiczne rozdziały powieści (trzy "Bluzgi"), mimo że nieco za długie i po chwili nużące, imitowały świat internetowych forów tak, że troll stał przed oczami jak żywy.
Słabością tej książki jest dla mnie po pierwsze konstrukcja głównej bohaterki, która momentami wydawała mi się być stworzona tylko po to, by łączyć w jedną historię wspomniane drugoplanowe postaci, a brakiem znaczącej reakcji na szokujące wiadomości dotyczące jej rodziny i własnego życia traciła psychologiczne prawdopodobieństwo.
Po drugie, im dalej w las, tym fabuła bardziej się rwała, pojawiało się coraz więcej gatunkowych i pretensjonalnych klisz, a to z romansu, a to z taniego horroru czy serialu kryminalnego. Miałam wrażenie, że autorka nie miała pomysłu na wyjaśnienie intrygi, w związku z czym od czasu do czasu rzucała coraz to więcej informacji, które pozbawione odpowiedniego anturażu, traciły siłę rażenia.
Po lekturze tej książki utwierdziłam się w przekonaniu, że Joanna Bator jest mistrzynią w obrazowaniu pewnych grup i zjawisk społecznych. Kiedy odwiedzane przez główną bohaterkę postacie otwierają usta, od razu wiemy, kto zacz - czy to siedząca nad popielniczką matka Angeliki, konkubina, matka brudnej piątki, czy Zofia Socha, tłukąca kotlety, dbająca o czystość domu tak, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-06
Pamiętam ze studenckich czasów utyskiwania mądrych głów na zanik powieści jako takiej. Myślę, że Morfina wypełni tę pustkę, bo jest chyba najbardziej "powieściową powieścią", jaką było mi dane czytać w nowej polskiej literaturze. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że jest to książka współczesna, wyróżnia ją, że się tak wyrażę, językowy twist, dla mnie cudowny, dosłownie transowy, demoniczny, z brzucha. Kobiecy głos, szepczący Konstantemu ni to miłosne zaklęcia, ni wieszczący przekleństwo to jeden z najbardziej fascynujących elementów książki.
Poza tym Morfina opowiada o tak wielu rzeczach, spośród których sam autor na pierwszy plan wysunął poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: "Kim jestem?". Ja wyczytałam z niej bardziej sztuczność, umowność i teatralność życia, zabawę dużych dzieci w wojnę, konspirację, romanse i dramaty, co powinno być tylko dekoracją życia, a okazuje się być jego determinantą, wielką niszczącą wszystko łapą.
Dodam jeszcze, że w wyniku kontaktu z autorem, który w kilku obejrzanych przeze mnie wywiadach i mówi żywym językiem, i (niepokojąco) wygląda, Konstanty już zawsze będzie miał dla mnie fizis Szczepana Twardocha.
Pamiętam ze studenckich czasów utyskiwania mądrych głów na zanik powieści jako takiej. Myślę, że Morfina wypełni tę pustkę, bo jest chyba najbardziej "powieściową powieścią", jaką było mi dane czytać w nowej polskiej literaturze. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że jest to książka współczesna, wyróżnia ją, że się tak wyrażę, językowy twist, dla mnie cudowny, dosłownie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zdecydowałam się na lekturę tej książki nie jako fanka thrillerów, a fanka Miłoszewskiego, który do tej pory tworzył powieści z pogranicza gatunków. Dzięki publicystycznym wątkom wplatanym w kryminalną historię w jego książkach chodziło o coś więcej niż tylko, kto zabił, a autor tak boczkiem i jakby niechcący wskakiwał na półkę z literaturą piękną.
Tutaj cała książka ulepiona jest z thrillerowatych chwytów. Myślę, że w swoim gatunku ta książka jest dobra, może nawet bardzo dobra. Te sceny jak z Jamesa Bonda, brawurowe pościgi, zmiany miejsca akcji z Nowego Jorku po Lwów, tykanie wskazówek zegara, kiedy na szali jest życie ludzkie, wprowadzanie bohaterów po kawałku, niby przypadkiem rozsypane puzzle wydarzeń i rekwizytów, które składały się na całość, jak tytułowy obraz Młodzieńca. Wyobrażam sobie korkową tablicę z kolorowymi karteczkami i strzałkami jak z amerykańskich filmów wykorzystywaną do skonstruowania tej historii, prawdziwie mrówcza praca.
Ale przy lekturze sykałam z bólu co drugą stronę. Nie mogłam wyłączyć filtra, przez który nie przechodziły naciągane, efekciarskie i kalkowate sceny, a przede wszystkim kwestie wypowiadane przez bohaterów. Miłoszewski tak dalece chciał upodobnić język do gatunkowego, że fragmenty książki brzmiały jak słabo przetłumaczone z anglojęzycznego oryginału (te wypite "kubki i dzbanki kawy" i "cholerne" przeróżne rzeczy). Scena wyznania miłosnego też słabiutka.
Edytorsko rzeczywiście ktoś się nie przyłożył, bo nawet imię głównej bohaterki Zofii pojawiło się z literówką.
Nie chcę być zbyt surowa, bo jako wakacyjna lektura Bezcenny spełnił swoją rolę i pomógł mi w podróży pociągiem. Jeśli ktoś lubi takie Dany Browny, to smacznego.
Zdecydowałam się na lekturę tej książki nie jako fanka thrillerów, a fanka Miłoszewskiego, który do tej pory tworzył powieści z pogranicza gatunków. Dzięki publicystycznym wątkom wplatanym w kryminalną historię w jego książkach chodziło o coś więcej niż tylko, kto zabił, a autor tak boczkiem i jakby niechcący wskakiwał na półkę z literaturą piękną.
więcej Pokaż mimo toTutaj cała książka...