-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2021-02-13
2017-09-21
2019-10-24
2019-09-29
Zabójstwo to coś co nie mieści się w głowie (jak sądzę) większości ludzi - bo po co? Na co? Jest tyle innych rozwiązań. Trafiają się osoby niezrównoważone psychicznie, co pewnie czas omawiane w prasie czy telewizji sprawy budzą nasze poruszenie, ale nic tak nie szokuje, jak mordy popełnione na dzieciach. Z książki najbardziej zapadła mi w pamięci sprawa Sylwii, nad którą znęcało się wiele osób - począwszy od kobiety, która miała się nią opiekować, skończywszy na znajomych jej dzieci. Coś makabrycznego.
Warto sięgnąć po tę pozycję, jednak jeżeli ktoś ma słabe nerwy i tragicznie znosi przemoc w literaturze (tym bardziej, że to faktyczne sytuacje) niech da sobie spokój. Książką zdecydowanie dla ludzi, którzy potrafią znieść bardzo mocne i sugestywne, pełne okrucieństwa opisy.
Zabójstwo to coś co nie mieści się w głowie (jak sądzę) większości ludzi - bo po co? Na co? Jest tyle innych rozwiązań. Trafiają się osoby niezrównoważone psychicznie, co pewnie czas omawiane w prasie czy telewizji sprawy budzą nasze poruszenie, ale nic tak nie szokuje, jak mordy popełnione na dzieciach. Z książki najbardziej zapadła mi w pamięci sprawa Sylwii, nad którą...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-08
Niesamowita książka, ukazująca, jak okrutni mogą być ludzie stojący ponad prawem, jak długo potrafią być rozwiązywane sprawy, których sprawców potrafi wskazać wiele osób, jak działa zastraszanie. Pokazuje również ból i niemoc rodziny Iwony, wiele razy musiał na chwilę przerwać czytanie, ze względu na szok, jaki wzbudza działanie policjantów ze Szczucina. Oby, jak najmniej takich przypadków. Polecam z całego serca.
Niesamowita książka, ukazująca, jak okrutni mogą być ludzie stojący ponad prawem, jak długo potrafią być rozwiązywane sprawy, których sprawców potrafi wskazać wiele osób, jak działa zastraszanie. Pokazuje również ból i niemoc rodziny Iwony, wiele razy musiał na chwilę przerwać czytanie, ze względu na szok, jaki wzbudza działanie policjantów ze Szczucina. Oby, jak najmniej...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-18
Oglądałam film, przeczytałam książkę i mam na temat jednego i drugiego kilka przemyśleń. Postać Laszlo bardzo zawładnęła moją wyobraźnią, gdy oglądałam film, jeszcze bardziej po przeczytaniu "Alienisty". Jest to zdecydowanie ten typ bohatera, który przyciąga moją uwagę. Nieprzeciętny umysł, mglista przeszłość i jestem kupiona :)
Czytając książkę miałam przed oczami kadry z serialu i szczerze mówiąc wydaje mi się, że ekranizacja jest nieco lepsza, ze względu na swoją wielowątkowość, poszerzenie ukazania relacji w walce z korupcją, mylnymi tropami, ukazaniem postaci w szerszym kontekście - na tle filmu książka okazuje się nieco ograniczona. (Tak, moi drodzy, wiem, że piszę te słowa na forum dla moli - też kocham książki, ale... :P ).
Pomimo tego, czas spędzony z książką, uważam za bardzo owocny, skłaniający do przemyśleń nad ludzką psychiką i motywami, jakie nami kierują. To inspirujące doświadczenie spojrzeć na człowieka oczami kogoś, kto dopiero buduje pojęcia związane z psychiką, pojęcia, które dziś są dla nas na wyciągnięcie ręki, nie stanowią czegoś zadziwiającego, czegoś czemu można by zaprzeczyć.
Polecam.
Oglądałam film, przeczytałam książkę i mam na temat jednego i drugiego kilka przemyśleń. Postać Laszlo bardzo zawładnęła moją wyobraźnią, gdy oglądałam film, jeszcze bardziej po przeczytaniu "Alienisty". Jest to zdecydowanie ten typ bohatera, który przyciąga moją uwagę. Nieprzeciętny umysł, mglista przeszłość i jestem kupiona :)
Czytając książkę miałam przed oczami kadry z...
2013-08-06
Ostatnimi czasy, jak grzyby po deszczu rosną nam powieści, których akcja ściśle powiązana jest z okresem PRLu. Pochłaniając kolejne pozycje powoli zaczyna mnie nużyć smutna postawa, rozliczanie z przeszłością, życie w otoczeniu śmietanki towarzyskiej naszego kraju i nie do końca wyjaśniony spisek.
W tego typu lekturze głównym bohaterem zawsze i niezmiennie jest facet, w okolicach sześćdziesiątki, działacz podziemia, czasami internowany, czasami mający układy z ówczesną władzą. Koniecznie rozwodnik, który nie może się odnaleźć w dzisiejszym świecie, jest zawiedziony współczesną Polską, nie ma grosza przy duszy, ale nagle pojawia się nieznany sponsor, który ma w dotacjach jakiś cel. Nie zapominamy o tym, że przy naszym brzydkim, obwisłym, grubiutkim dziadziusiu (chyba mogę tak mówić o sześćdziesięciolatku?) wiecznie kręci się jakaś ładna, atrakcyjna kobieta (młodsza żeby nie było), czasami nasłana przez żadnych krwi spiskowców, czasami tajemnicza do samego końca. Nie zapominajmy o tym, że polak jest przedstawiony, jako padalec z dwóch nurtów – albo jest żulem, w najlepszym razie mogącym liczyć na współczucie, albo szują, która podczas komunizmu pięknie się odbiła, a teraz spija śmietankę swoich działań, ciesząc się poważaniem, sławą i czym tam jeszcze chce. Wyrzuty sumienia w takim przypadku poszły do konta liczyć pająki.
Czy ten sam zestaw serwuje nam pan Bronisław Wildstein?
W pewny sensie tak, ale nie do końca – i właśnie to „nie do końca” sprawiło, iż „Dolina nicości” coś w człowieku pozostawia, gdy zakończy czytanie powieści.
Po pierwsze autor, w przeciwieństwie do wielu innych pisarzy skupiających się na rozliczeniu z PRLem nie daje się zbyt intensywnie ponieść wyobraźni i przy samym zakończeniu uraczyć nas faktami zbyt wydumanym i „fantastycznymi”, aby można było w nie uwierzyć. Tutaj wszystko jest przedstawione w granicach rozsądku, w pełni daje się strawić, pozostawiając sobie nić zainteresowania dalszymi losami Wilczyckiego – dziennikarza, któremu jeden artykuł zagrażający byłym komunistom, rozwalił całą karierę. Żeby nie było ostrzegali go wcześniej żeby nie brał się za coś co może go przerosnąć.
Kolejnym aspektem, który zwraca pełne zainteresowanie i uwagę są opisy medialnej szarpaniny, papki jaką z mózgu robi nam zarówno prasa, jak i telewizja, jak łatwo nami manipuluje. Niby się o tym wie, ale gdy przyjdzie do konfrontacji z zabiegami stosowanymi przez dziennikarzy, aż ciarki przechodzą – cieszę się, że na mnie nie ma, jak wpłynąć, gdyż z telewizji nie korzystam. Czasami można się poczuć ostro zacofanym, gdy wszyscy cytują różne reklamy, ale nawet wonga nie sprawi żebym zapragnęła towarzystwa telewizora, gazety zresztą też nie koniecznie. Tak wiec czytając tą książkę po raz kolejny zdajemy sobie sprawę, że nie ma co się dawać zagrywkom mediów i stawać się szarą ogłupiałą masą. Lepiej wyjść na dwór i cieszyć się życiem.
Tym co zasługuje na pochwałę jest to, iż w tej książce, zupełnie inaczej niż w innych bohater nie zostaje nagle wywyższony. Wręcz przeciwnie, na wstępie los daje mu wielkiego kopniaka, potem kolejne i kolejne… a wszystko za próbę bycia sprawiedliwym. Wildstein podkreśla, że choć wielu chciałoby spróbować stać się ludźmi godnymi, żyjącymi według mocnych, konkretnych zasad opartych na działaniu w prawdzie i miłosierdziu, to nie mogą. Wszystko dlatego, że paru gładkich gości w gajerkach trzyma im spust przy skroni, zagraża rodzinie, karierze i pozycji. Cóż robić, gdy dobrobyt zagrożony?
W książce dużym plusem jest to, że bohaterowie w niej przedstawieni mają prawo bytu w realnym świecie, a to co im się przytrafia spotkało zapewne niejednego przedstawiciela pokolenia PRLu. Autor nie spłyca postaci dzieląc je na dobre i złe. Każda ma pierwiastek egoizmu (w sumie jego jest najwięcej), czasami współczucia, nawet dobroci, pewne pokłady zła i braku moralności. Pojawiają się też osoby pragnące za wszelką cenę zemsty, dojścia do prawdy, majątku czy po prostu spokoju.
W „Dolinie nicości” nie jest powiedziane, że sprawiedliwy wygra, a zły poniesie karę. To nie baśń, wręcz przeciwnie, tutaj jest przedstawiona najprawdziwsza z prawd – trzeba być mendą zrodzoną w pocie kłamstw i obłudy, aby do czegoś dojść, oczywiście w sferze materialnej.
Czy Polska rzeczywiście jest tytułowa Doliną Nicości, Miejscem Zła, Manipulacji, Kłamstwem? Może dla tego, starszego pokolenia, zamkniętego w odmętach przeszłości, może dla tych którzy żyją ułuda zrodzoną w okresie komunizmu? Dla takich ludzi chyba tak. Według mnie książka ta niekoniecznie jest rozliczeniem, pokazaniem prawdziwej polskości, gdyż ludzie o których mówi autor powoli odchodzą na emerytury, witają się ze Stwórcą, bądź odchodzą w zapomnienie. Moimi oczami Polska wygląda trochę inaczej, za bardzo upodobniła się do innych krajów europejskich, powoli się wyrabia (bardzo powoli, ale jednak), bo teraz ster zaczynają przejmować młodzi – wiadomo, że szuja zawsze się wybije, ale tak nie jest tylko tutaj, taki jest przecież cały świat.
Szczerze mówiąc z chęcią zobaczyłabym książkę, która opisuje, to jak PRL wpływa na młode pokolenie, powiedzmy dwudziesto, trzydziestolatków – o tym jakoś nikt nie pisze. Szkoda. Osoby w wieku moich dziadków, ich działania, to jak na siłę próbuje się ich odmłodzić i zrobić z nich niemal mafioso Ala Don Corleone troszkę już mnie zmęczyły. Jednakże ta lektura ma w sobie coś co przyciąga, co sprawia że z chęcią pogadałoby się na tematy ukryte między wierszami i wyciągnęło wnioski, które może rzeczywiście odsłoniły by nam pewne klapki z oczu.
Dlatego z chęcią wam ją polecam, oczekując, że z tymi, którzy po nią sięgną będę mogła nawiązać chociaż luźny dialog na poruszane sprawy. Nie ważne ile macie lat, jakie są wasze zainteresowania, czy światopogląd – ważne żeby to wszystko skonfrontować, porównać, może ocenić. Czekam.
Ostatnimi czasy, jak grzyby po deszczu rosną nam powieści, których akcja ściśle powiązana jest z okresem PRLu. Pochłaniając kolejne pozycje powoli zaczyna mnie nużyć smutna postawa, rozliczanie z przeszłością, życie w otoczeniu śmietanki towarzyskiej naszego kraju i nie do końca wyjaśniony spisek.
W tego typu lekturze głównym bohaterem zawsze i niezmiennie jest facet, w...
2013-06-17
O kondycji polskiego społeczeństwa, styranego okresem PRLu już nie raz było nam dane czytać. Podawane statystyki, przemyślenia i wszelkiego rodzaju inna analiza wypadała dość blado i negatywnie. Najmniejszy szaraczek brany pod lupę okazywał się marnym przedstawicielem gatunku ludzkiego. Jednakże, to jak wypada społeczeństwo ogółem, nawet jeżeli w sposób bardzo przerysowany, nie dorówna temu co dzieje się na Olimpie naszego szlachetnego rządu oraz jego podwykonawców.
Nasz kraj przeszedł już naprawdę bardzo wiele okrutnych chwil, nie trzeba cofać się do czasów II Wojny Światowej, aby zauważyć jego styranie i poniewierkę. Po niedoścignionych w szachrajstwie komunistach przyszedł okres „nieistniejących”, jak uznawała policja mafii. Trudno się dziwić, skoro sama była hojnie opłacana, z ich rąk, aby w śledztwie dotyczącym czyjeś śmierci nie osądzono czasem prawdziwego winowajcy…
Do obnażenia niektórych prawd dotyczących nie tylko polskiej mafii, polityki i innych brudnych interesów naszych szlachetnych bossów przystąpiła pani Dorota Kania, dziennikarka, która śmiało stawia fakty na arenie i przystępuje z nimi do walki, aby ukazać nam małe co nieco z górnej półki władzy.
Dorota Kania (1)
Autorka będąca absolwentką wydziału filozofii UKSW, dziennikarką „Super Exspressu”, „Życia Warszawy”, TVP, czy „Gazety Polskiej” ma na swoim koncie wiele nieprzychylnych spojrzeń ze strony osób w kręgu zainteresowania polityki, którym nadepnęła skutecznie na odcisk. Jej działania w służbie ujawniania prawdy i niewygodnych faktów, które wielu wolałoby przemilczeć sprawiły, iż jej nazwisko znalazło się w Raporcie Departamentu Stanu USA z 2011 roku dotyczącym łamania wolności słowa.
Czy w „Cieniu tajnych służb” dopatrzymy się uchybień prowokujących do uznania, iż pani Kania łamie ową „wolność słowa”? Jak sama mówi w jednym z wywiadów tytuł książki powstał podczas badania zabójstw, z których wynikało, iż za ich sprawą stoją tajne służby, a te jak wiemy nie lubią, gdy znajdują się na celowniku zainteresowania.
Co takiego zawiera ta pozycja? Czy rzeczywiście rodzi sensację? Czy powoduje sprzeczne emocje? Czy może przysłużyć się w niewyjaśnionych sprawach? Jak może wpłynąc na nas samych?
„Cień tajnych służb” jest pozycją podzieloną na czternaście rozdziałów. Każdy z nich dotyczy oddzielnego śledztwa – na pierwszy ogień poszedł Andrzej Stuglik, następnie Alicja i Piotr Jaroszewiczowie, nawet sławetny pan Andrzej Lepper czy Krzysztof Olewnik nie uszedł przed czujną panią dziennikarz.
Od pierwszych zdań książka budzi wysokie napięcie i wiele skrajnych emocji. Powieszenia, tortury, udział KGB, mafii pruszkowskiej, nieodnalezione ciała, pożegnalne listy, niedowierzanie, wmawianie chorób psychicznych, pełna nirwana korupcyjna i brak konsekwencji, a na końcu najczęściej informacja, iż śledztwo zamknięte, a sprawa wciąż nie wyjaśniona…
Czytając „Cień tajnych służb” miałam wrażenie, iż przenoszę się do świata rodziny Corleone, „Kryminalnych zagadek Las Vegas” czy powieści Harlana Cobena, z tymże tutaj główną rolę odgrywają sprawdzone i udokumentowane fakty. Praktycznie całą lekturę przeczytałam na głos zdziwionej rodzinie, która nie pozwoliła mi na jej egoistyczne zgłębianie. Nie jest to książka, którą da się przerwać, odłożyć na jakiś czas, aby wieczorem przypomnieć sobie o jej istnieniu. To tytuł który połyka się na momencie, aby zaraz do niego powrócić, gdyż przedstawiona rzeczywistość wydaje się zbyt nierealna, aby z miejsca w nią uwierzyć.
Wiele z ukazanych zabójstw czy tez samobójstw znanych jest nam z telewizji, jednakże tam informacje są podawane na szybko, po łebkach, co tylko robi mętlik w głowie, powodując, iż raptownie zapominamy o danej sprawie. Natomiast, gdy wszystko jest gruntownie przygotowane, dosłownie czarno na białych kartach, nic nam nie umknie. Słowo pisane zagnieździ się głęboko i nie da o sobie łatwo zapomnieć.
Pomimo, iż jest to opis intrygujących wydarzeń, z miejsca przykuwających uwagę, aby lekturę można było przełknąć musi być napisana w sposób przystępny i zachęcający do dalszego poznawania niezwykłych wątków polskiej kryminologii. Pani Kania daje nam więcej. Jej styl sprawia, iż momentami czułam się, jakbym czytała powieść, a nie zbiór czystych faktów. Widać, iż każde zdanie jest dobrze przemyślane, ani zbyt wybujałe, ani za mało opisowe.
Do tego oczywiście dochodzą zamieszczone kopie dokumentów potwierdzające, to co wywnioskowała i opisała autorka.
Również wydawnictwo świetnie przyczyniło się do zachęcenia czytelnika lekturą – ciekawa okładka, duże litery i praktycznie brak literówek czynią ze zgłębiania książki prawdziwa przyjemność, od strony technicznej.
Po przeczytaniu „W cieniu tajnych służb” wciąż staram się dokładnie wszystko poukładać, we własnych skołatanych nie co myślach. Wracam sobie do rozdziałów, które w szczególności zburzyły mi krew i próbuję odpowiedzieć na wciąż rodzące się pytania.
Pani Kania sprawia, iż trudno nie zastanawiać się nad kondycją naszych służb, w których ciągle zbierają się chmury coraz to nowych afer, wyzwiska SA ciskane na wszystkie strony, a my mamy wybierać. Tylko czy rzeczywiście to my dokonujemy wyboru? Czy warto bogacić się kosztem nerwów, rozszarpanego na strzępy sumienia i uwagi osób, które z chęcią dobiorą się do mamony? Czy warto pożerać władzę, która w gruncie rzeczy i tak może zostać zakończona przez jedną kulkę?
Dobrze, że sama takich wyborów dokonywać nie muszę. Po przeczytaniu tej książki pojawia się obawa czy świat, który nas otacza kiedykolwiek będzie przynajmniej w jednej setnej naprawdę uczciwy i klarowny, odpowiedź niestety nie napawa optymizmem…
„W cieniu tajnych służb” polecam nie tylko osobą zainteresowanym poszczególnym zabójstwom, nurzającym się w polskiej kryminologii, ale każdemu czytelnikowi, który pragnie wiedzieć co dziś w trawie piszczy. Warto.
O kondycji polskiego społeczeństwa, styranego okresem PRLu już nie raz było nam dane czytać. Podawane statystyki, przemyślenia i wszelkiego rodzaju inna analiza wypadała dość blado i negatywnie. Najmniejszy szaraczek brany pod lupę okazywał się marnym przedstawicielem gatunku ludzkiego. Jednakże, to jak wypada społeczeństwo ogółem, nawet jeżeli w sposób bardzo przerysowany,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-04-13
Ksiażka wciągająca, dająca duże pole do popisu naszej wyobraźni i wyborom sumienia. O stylistyce w wypadku tego autora nie ma się co rozwodzić, jak dla mnie to kolejny przykład jego wielkiego talentu.
To co najbardziej przyciagalo moją uwage to złożonośc postaci oraz ukazanie tzw "podwójenego zycia" wybranych kadetów. z chęcią przeczytałabym cos więcej o losach, niektórych z nich.
Gdyby ksiażka była wyrażniej podzielona na rozdziały można by ją czytać jak cztery oddzielne lektury.
Polecam kazdemu.
Ksiażka wciągająca, dająca duże pole do popisu naszej wyobraźni i wyborom sumienia. O stylistyce w wypadku tego autora nie ma się co rozwodzić, jak dla mnie to kolejny przykład jego wielkiego talentu.
To co najbardziej przyciagalo moją uwage to złożonośc postaci oraz ukazanie tzw "podwójenego zycia" wybranych kadetów. z chęcią przeczytałabym cos więcej o losach, niektórych...
2013-03-07
Zakończenie przewidywalne - od razu wiedziałam kto jest głównym spiskowcem. Cała treśc całkiem przyjemna w odbiorze, pomysł na zabójstwa wg dzieł Szekspira uważam za trafiony.Jak dla mnie książka dużo lepsza niż Kod Da Vinci, gdyż przy Brownie usnęłam po dwóch rozdziałach a tę pozycję przeczytałam całą.
Zakończenie przewidywalne - od razu wiedziałam kto jest głównym spiskowcem. Cała treśc całkiem przyjemna w odbiorze, pomysł na zabójstwa wg dzieł Szekspira uważam za trafiony.Jak dla mnie książka dużo lepsza niż Kod Da Vinci, gdyż przy Brownie usnęłam po dwóch rozdziałach a tę pozycję przeczytałam całą.
Pokaż mimo to2013-01-30
Katarzyna Michalak należy za pewne do tych polskich autorów, których nie trzeba zbyt wylewnie przedstawiać, ze względu na sympatię i popularność, jaką (całkiem zasłużenie) cieszy się wśród czytelniczek. Pani weterynarz w świecie literatury zabłysła w 2007 roku powieścią fantasy „Gra o Ferrin”, później przyszedł czas na trylogię rozpoczętą przez „Poczekajkę” oraz „owocową” serię w skład której wchodzi min „Rok w Poziomce”. Teraz rozchwytywana za sprawą „Mistrza”. Śledząc jej karierę można zauważyć, iż nie skupia się na jednym gatunku – raz daje nam kawałek fantastyki, raz romansu, przenosząc w świat, który relaksuje i odpręża.
Szczerze mówiąc przed przeczytaniem „Wiśniowego Dworku” z twórczością pani Michalak nie miałam żadnego kontaktu. Jej nazwisko często migało mi w witrynach księgarnianych czy stronach internetowych. Po recenzjach, jakie widziałam na temat jej książek byłam bardzo zaciekawiona, aż w końcu i ja mogę śmiało zaliczyć się do grona jej wyznawców.
Przeczytana przeze mnie książka głównie skupia się na życiu Danusi i Danki.
Pierwsza z nich to przykładna choć odpychana przez ojca córka. Życzliwa i dobra pani dyrektor ucząca w wiejskiej szkółce prowadzonej w Wiśniowym Dworku. Mieszka sobie na poddaszu tego urokliwego budynku, niczym „Ania z Zielonego Wzgórza” i marzy. Danusia nie wyobraża sobie życia w wielkim mieście, czuje, że miejscem, do którego najbardziej pasuje jest wieś – brakuje tylko królewicza na koniu (albo w jakimś nowym mercedesie), który wypełnił by pustkę w jej życiu, bo choć jest miła, śliczna i lubiana to straszny z niej nieśmiałek i odludek.
Danka zaś to całkowite przeciwieństwo (choć równie urodziwe) wiejskiej nauczycielki. Twardo stąpa po betonowym życiu Warszawy, jest dyrektorem dobrze prosperującej firmy, kasy i kwasów żołądkowych ma jak lodu. Nie wyobraża sobie, aby mogły pociągać ją wiejskie klimaty, jakimi raczą się jej rodzice. Facetów owija sobie wokół małego paluszka, ma porządnie gadane, ale również wiedzie życie samotnika.
Co może łączyć te dwie kobiety oprócz samotności i podobnego wieku? W jakim celu tajemniczy „ktoś” doprowadził do ich spotkania? I czy jest możliwe, aby tak zawiła gra, w jaką zostajemy wprowadzeni podczas lektury, mogła zakończyć się słowami „i żyli długo i szczęśliwie”?
Przyznaję szczerze, że autorka zrobiła niezły bigos w mojej głowie tą, jakże pozytywną lekturą. W niewyjaśniony dla mnie sposób płynnie łączy ze sobą elementy romansu z dramatem, komedią łupiącą prosto w twarz z dawką czarnego humoru, siłą rodzinnych więzi z kryminalnymi zagadnieniami, do tego jeszcze odczucie irytacji, gdy nagle dochodzi do nieprzewidzianego zwrotu akcji – akcji początkowo dość przyjemnej dla jednej z bohaterek, niestety zakłóconej wtargnięciem policji.
Aby wyrazić wszystkie emocje, jakie mną targały podczas lektury (a byłby z nich niezły kociołek Panoramiksa) musiałabym opisywać praktycznie każdy fragment książki po kolei.
Bohaterzy i ich perypetie częściowo są dość realni, częściowo, jakby wyjęci z amerykańskiego filmu sensacyjnego.
„Wiśniowy Dworek” to moim zdaniem książka z przymrużeniem oka, zbyt baśniowa, aby uznać ją za realną, przy tym nie mająca w sobie żadnej sztuczności. Naturalne dialogi, zachowania bohaterów oraz płynne następstwo wydarzeń, sprawiają, iż dopiero pod koniec lektury zdajemy sobie sprawę, iż w taką historię trudno by nam było uwierzyć… ale gdyby działa się naprawdę?
Michalak, jak nikt potrafi z powrotem sprowadzić mnie do okresu gdy byłam dziewczynką, nastolatką i tak jak Danusia marzyłam o tym swoim księciu – za to wielkie dzięki.
„Wiśniowy Dworek” to lekka lektura, dająca dużego kopa pozytywnej energii, nie ogłupia, a ładuje baterie, sprawiając, iż nawet odwilż ma swój urok.
Co do wydania nie mam żadnych zastrzeżeń. Okładka kusząca, wręcz zmuszająca do spojrzenia i chwili zapomnienia. Dla mnie, przy okazji wywołuje wspomnienia związane z podobnym oknem, sprawiając, iż serce ze szczęścia mi rośnie, gdy się do nich uśmiecham.
To co mile zaskakuje to brak literówek (osobiście nic nie dojrzałam) oraz miłe w odbiorze kartki. Do tego odpowiedniej wielkości druk i spokojnie możemy rozkoszować się lekturą – wykorzystując akapit poświęcony wydaniu chciałam pochwalić Wydawnictwo Literackie, gdyż ostatnio często zdarza mi się czytać książki przez nie wypuszczone i żadna jeszcze (ani pod względem technicznym, ani pod względem treści) mnie nie zawiodła.
Książkę polecam głównie kobietom (choć jeśli jakiś pan chciałby sięgnąć po tę pozycję to czemu by nie?) pragnącym chwili relaksu; lektury którą szybko pochłoną, aby potem przez parę dni chodzić z głową w chmurach, lektury, która może dużo od czytelnika nie wymaga, ale naprawdę wiele mu daje. Jest to po prostu książka, z którą spokojnie można się zżyć.
Ocena blogowa 5/7
Katarzyna Michalak należy za pewne do tych polskich autorów, których nie trzeba zbyt wylewnie przedstawiać, ze względu na sympatię i popularność, jaką (całkiem zasłużenie) cieszy się wśród czytelniczek. Pani weterynarz w świecie literatury zabłysła w 2007 roku powieścią fantasy „Gra o Ferrin”, później przyszedł czas na trylogię rozpoczętą przez „Poczekajkę” oraz „owocową”...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-03
Książka nie robi szału, ale ma pewien potencjał..to co najbardziej denerwuje to masa pojawiających się literówek. Ogólnie polecam fanom ciętej riposty, dozy humoru, melancholii i użalania się nad sobą.
Książka nie robi szału, ale ma pewien potencjał..to co najbardziej denerwuje to masa pojawiających się literówek. Ogólnie polecam fanom ciętej riposty, dozy humoru, melancholii i użalania się nad sobą.
Pokaż mimo to2012-08-19
Są książki, które raz przeczytane pozostawiają w naszej pamięci pewne piętno. Sprawiają, że temat w nich poruszany zaciekawia nas i sprawia, że zgłębiamy jego tajniki. Kiedy najpierw obejrzałam a potem przeczytałam „ Ojca chrzestnego” świat mafii pochłonął mnie do reszty. Gdy wszyscy przygotowywali prace na temat Lady Gagi czy Dody ja zajęłam się wyszukiwaniem wiadomości na temat cosa nostra oraz poznawaniem genezy mafijnych kontaktów. Szczerze mówiąc było to dość interesujące doświadczenie.
Dalsza część opinii na:
http://wyrazoneslowami.blogspot.com/2012/09/ojciec-chrzestny-mario-puzo.html
Są książki, które raz przeczytane pozostawiają w naszej pamięci pewne piętno. Sprawiają, że temat w nich poruszany zaciekawia nas i sprawia, że zgłębiamy jego tajniki. Kiedy najpierw obejrzałam a potem przeczytałam „ Ojca chrzestnego” świat mafii pochłonął mnie do reszty. Gdy wszyscy przygotowywali prace na temat Lady Gagi czy Dody ja zajęłam się wyszukiwaniem wiadomości na...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-31
Warto przeczytać, aby odczarować postać pokazaną w telewizji, w książce jest dużo bardziej autentyczna i złożona, bardziej rzuca się w oczy jego infantylność i brak empatii. Polecam.
Warto przeczytać, aby odczarować postać pokazaną w telewizji, w książce jest dużo bardziej autentyczna i złożona, bardziej rzuca się w oczy jego infantylność i brak empatii. Polecam.
Pokaż mimo to