rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

"Przesilenie" to pod wieloma względami wyraźnie lepszy tom od swojego poprzednika zatytułowanego "Żerca". Akcja prowadzona jest dynamiczniej, fabuła jest niewątpliwie bardziej rozwinięta i ponownie czuć klimat słowiańskiego folkloru. Jest też sprytnie przemycona treść mitów opowiadających o słowiańskich bóstwach i powstaniu świata. Takich elementów zdecydowanie brakowało mi w poprzednich tomach.
Niestety już mniej pozytywnie przedstawia się styl autorki, który niezmiennie pozostawia wiele do życzenia. W jej tekstach roi się od powtórzeń, nic nie wnoszących fragmentów, czy zbyt szczegółowych i niepotrzebnych opisów. Czasami, co prawda, ma to charakter humorystyczny, jednak... bez przesady. Ile można czytać o kolorze bielizny bohaterki. Aczkolwiek jeśli miałabym humor cyklu "Kwiatu paproci" ocenić całościowo, to wypada on mimo wszystko dobrze. Jest sporo momentów, przy których można się szczerze uśmiechnąć.
Przechodząc do zakończenia... O matko. To było złe. Pomysł może i był, ale realizacja niestety zupełnie niewiarygodna, a momentami wręcz absurdalna. Niech za przykład posłużą (uwaga: mini spoiler) dziady, które z powodu swoich niematerialnych ciał nie są w stanie przeszkodzić szalejącemu demonowi, a już kilka rozdziałów później potrafią utrzymać w miejscu szamoczącego się boga ognia, Swarożyca. Nagle stały się materialne..? Coś przeoczyłam..? A było tego więcej, zdecydowanie więcej.
Wątek obietnicy głównej bohaterki danej Swarożycowi został wyjątkowo rozczarowująco rozstrzygnięty.
No nie. Po prostu. Ja nie kupuję tego zakończenia i dla mnie ono mocno obniża ocenę książki. Szkoda.

"Przesilenie" to pod wieloma względami wyraźnie lepszy tom od swojego poprzednika zatytułowanego "Żerca". Akcja prowadzona jest dynamiczniej, fabuła jest niewątpliwie bardziej rozwinięta i ponownie czuć klimat słowiańskiego folkloru. Jest też sprytnie przemycona treść mitów opowiadających o słowiańskich bóstwach i powstaniu świata. Takich elementów zdecydowanie brakowało mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najbardziej rozwleczona i najmniej wnosząca do całości część cyklu. Mnóstwo opisów rozbudowanych niepotrzebnymi szczegółami, sporo powtórzeń i nic nie wnoszących wzmianek (naprawdę, to jakiego koloru jest parasolka nikogo raczej nie interesuje). Styl autorki pozostawia sporo do życzenia. Opisywanie czynności postaci w rodzaju: "podeszłam do stołu, usiadłam na krześle, wzięłam łyżkę do ręki i zjadłam zupę" jest czymś, co pojawia się także w poprzednich częściach, jednak w tej najbardziej mi to przeszkadzało. Może dlatego, że przez lwią część książki nic innego się nie dzieje.

Fabuła niewiele ma wspólnego z tym, co obiecuje blurb, bo wątek dotyczący Sławy i niebezpieczeństwa, które rzekomo jej zagraża, rozkręca się dopiero w... ostatnim rozdziale. Wątek pojawia się wcześniej, ale raczej nie w sposób, jakiego można było się spodziewać. Główna bohaterka jakoś nie specjalnie stara się znaleźć sposób, aby pomóc przyjaciółce, a raczej to Sława wielokrotnie ostrzega Gosię, żeby od lasu trzymała się z daleka. Nowy wróż także nie pojawia się często, zwłaszcza w drugiej połowie książki, a jeśli już to przeważnie podczas obrządków, gdzie wykonuje swoje obowiązki, jednak to nie rozbudowuje w żaden sposób jego postaci, a jedynie daje obraz tego, czym się zajmuje i na czym polega bycie wróżem. Tylko że to wiemy już z poprzednich tomów. Zakończenie przewidywalne i trochę w stylu "odgrzewanego kotleta". Głównego antagonisty też łatwo można było się domyślić.

Rozdziały poświęcone przeszłości Mieszka są zdecydowanie najciekawsze. Co poza tym? Wątki na temat słowiańskich obrządków oraz fragmenty, w których pojawia się Swarożyc.

Najbardziej rozwleczona i najmniej wnosząca do całości część cyklu. Mnóstwo opisów rozbudowanych niepotrzebnymi szczegółami, sporo powtórzeń i nic nie wnoszących wzmianek (naprawdę, to jakiego koloru jest parasolka nikogo raczej nie interesuje). Styl autorki pozostawia sporo do życzenia. Opisywanie czynności postaci w rodzaju: "podeszłam do stołu, usiadłam na krześle,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dobre zakończenie serii jest dla mnie znacznie ważniejsze, niż dobre rozpoczęcie. Jasne, mocny początek jest niezwykle ważny, aby przyciągnąć czytelnika i zainteresować go dalszymi losami postaci i rozwojem akcji, ale wymuszone i nieadekwatne do pozostałej treści, także poprzednich tomów, zakończenie może sprawić, że całe dobre wrażenie zostanie zatarte i pozostanie tylko rozczarowanie zmarnowanym potencjałem. I niestety w przypadku Królowej Niczego tak właśnie się stało.

Książka trzyma naprawdę wysoki poziom do momentu zakończenia pierwszej księgi. Później stopniowo robi się coraz gorzej, a po pewnej scenie, która w moich oczach niszczy wszystko, już tylko pojedyncze fragmenty utrzymują fabułę na powierzchni. Nie rozumiem, jak autorka mogła tak zepsuć postać Cardana i jednocześnie jego relację z Jude, która była do tej pory bardzo konsekwentnie prowadzona w trakcie poprzednich tomów. Związek, który opierał się na wzajemnej nienawiści połączonej z pożądaniem (co tylko tę nienawiść podsycało) w najlepszym przypadku przekształcił się później w partnerską zależności, która miała dać im wzajemne korzyści – Jude dostaje pośrednią władzę, a Cardan kogoś, kto będzie w stanie odwalać brudną robotę. Pomimo coraz intensywniejszych pozytywnych emocji, które zaczęły pojawiać się między nimi, a zwłaszcza ze strony Jude, która momentami dawała się oczarowywać Cardanowi i jego gierkom, niechęć do siebie nawzajem tak naprawdę nigdy nie zniknęła. Moim zdaniem to, co autorka stworzyła pomiędzy Cardanem i Jude miało ogromną szansę zostać jednym z najlepszych w swoim gatunku przykładem love - hate relationship. Pierwsze dwa tomy były pod tym względem wręcz idealne i naprawdę cieszyło mnie, że nie idzie to w stronę na maksa utartych banalnych schematów. Do czasu...

Wyznanie Jude miłości przez Cardana wzięło się tak zupełnie znikąd, że niemal do samego końca liczyłam, że kryje się w tym jakiś haczyk. Nie krył się. I w porządku, może mogłabym zaakceptować takie zakończenie, gdyby fabularnie zostało to dobrze ograne. Nie zostało. Przecież jeszcze w tym samym tomie Cardan sugeruje, że chciałby usłyszeć krzyk Jude (powiedziane w kontekście sceny, kiedy były ściągane jej szwy i była opatrywana jej rana nie jest w żadnym stopniu pozytywne) i praktycznie przyznaje, że podobało mu się patrzenie na jej cierpienie. Większość argumentów, które zostały podane jako dowody na miłość Cardana nie zostały przedstawione fabularnie, a jedynie wspomniane na szybko przez Nicassię podczas rozmowy z Jude, a także za pomocą wątku z listami, które Cardan do niej wysyłał (treści tych listów niestety nie dane jest czytelnikowi poznać...). Niestety, to wcale nie dodaje wiarygodności tak nagłej zmiany nastawienia i charakteru postaci, jest wręcz przeciwnie – ma się wrażenie, że jest to wymuszone przez autorkę, byleby tylko na szybko uratować całą konstrukcję fabuły i usprawiedliwić absurdy, które się w niej dzieją.

Co jeszcze mnie rozczarowało?

Vivienne, która przez dwa poprzednie tomy (i trzeci też) konsekwentnie nienawidzi Madoka nagle zmienia front i po jego wygnaniu do świata ludzi pomaga mu się zaaklimatyzować i wraz z Orianą i Dębęm tworzy szczęśliwą rodzinkę. Brzmi wiarygodnie. Jako wisienki na torcie brakowało tylko Jude i Nicassi jako najlepszych przyjaciółek. Tego na szczęście autorka czytelnikom oszczędziła.
Śmierć Locke'a (będę używać imienia z oryginału, bo polskie tłumaczenie to dramat). Jestem zawiedziona, że zginął w taki sposób. Liczyłam, że ta postać jeszcze sporo namiesza w świecie faeries i jego wątek będzie miał dużo większe znaczenie w rozwoju wydarzeń. Niestety posłużył się tylko jako pretekst do powrotu Jude na Elfhame.
Nicassia jako ambasadorka Toni. Po co to było? Chyba po nic, bo ten wątek zupełnie niczego nie wniósł. Córka królowej Orlagh była zupełnie niewidoczna na głównej arenie. Liczyłam na jakiekolwiek ożywienie jej relacji z Cardanem zwłaszcza, że były dwa fragmenty, które dawały do zrozumienia, że ponownie się do siebie zbliżyli podczas nieobecności Jude. Choć być może to ja odczytałam to błędnie, bo za bardzo chciałam, aby coś takiego się pojawiło.
Wątek matki Cardana - Ashy. Również nic nie wniósł. Chyba nawet nie było żadnej sceny pomiędzy nią, a jej synem.

Co mi się podobało?

Cała pierwsza księga jest bardzo solidna. Wartka akcja, która stale trzyma w napięciu, dzieje się dużo i naprawdę interesująco. W drugiej księdze najmocniejszym elementem zdecydowanie są rozterki Jude na temat tego, co musi zrobić, aby uwolnić Cardana od klątwy. Te fragmenty bardzo dobrze obrazują też jej charakter. Za to trzeba Holly Black pochwalić, bo główna bohaterka była pomimo wszystko prowadzona bardzo konsekwentnie na przestrzeni wszystkich trzech tomów, to samo tyczy się jej relacji z Madokiem. Zakończenie ich wspólnego wątku akurat bardzo trafiło w mój gust, pasowało dla obu postaci.
Na plus jest także prolog dotyczący przeszłości Cardana, dzięki któremu można lepiej zrozumieć charakter najmłodszego księcia, a jednocześnie autorka rzuca nam po raz kolejny idealne światło na to, jak pokrętne są zagrywki Elfowego Ludku.
Bardzo dobra jest także scena z dwudziestego pierwszego rozdziału. Holly Black radzi sobie wyśmienicie z tego rodzaju scenami, co jest raczej dość rzadko spotykane, zwłaszcza w young adult.

Ocenę podwyższam z sympatii do całej serii. Sam epilog i tak nagła zmiana koncepcji w relacjach pomiędzy głównymi bohaterami moim zdaniem są okropne i psują wydźwięk wszystkich trzech tomów. Nie da się jednak ukryć, że Holly Black stworzyła niesamowicie magiczny fantastyczny świat pełen zagadek, tajemnic i pokrętnych intryg. Do Okrutnego Księcia i Złego Króla na pewno jeszcze wrócę, ale Królową Niczego chyba przy kolejnym spotkaniu z cyklem The Folk of the Air sobie odpuszczę.

Dobre zakończenie serii jest dla mnie znacznie ważniejsze, niż dobre rozpoczęcie. Jasne, mocny początek jest niezwykle ważny, aby przyciągnąć czytelnika i zainteresować go dalszymi losami postaci i rozwojem akcji, ale wymuszone i nieadekwatne do pozostałej treści, także poprzednich tomów, zakończenie może sprawić, że całe dobre wrażenie zostanie zatarte i pozostanie tylko...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Najpopularniejsze mity nordyckie zebrane razem przez Neila Gaimana, opowiedziane w bardzo przyjemnej, lekkiej formie. Te historie można czytać po kilka razy i w ogóle nie jest się nimi znudzonym, no chyba że to już kwestia mojej fascynacji tą mitologią. Szkoda natomiast, że zabrakło mitów o naszyjniku Freji.

Najpopularniejsze mity nordyckie zebrane razem przez Neila Gaimana, opowiedziane w bardzo przyjemnej, lekkiej formie. Te historie można czytać po kilka razy i w ogóle nie jest się nimi znudzonym, no chyba że to już kwestia mojej fascynacji tą mitologią. Szkoda natomiast, że zabrakło mitów o naszyjniku Freji.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta książka nie skupia się na bohaterach (autor poświęca większości z nich tylko kilka zdań przedstawienia, nie ma tu rozbudowanych charakterów, czy miejsca na głębsze przemyślenia), a na akcji, która, mam wrażenie, prowadzona jest według planu standardowych elementów pojawiających się w tego typu "przygodówkach". Poszukiwanie skarbu? Odhaczone! Bitwa morska? Jest! Potwory morskie? Są! I tak można wymienić jeszcze kilka innych przykładów, jednak moim zdaniem wcale nie działa to na niekorzyść. Autor sprawnie i wciąż ciekawie posługuje się znanymi już schematami. Akcja płynie szybko, pełna jest zwrotów i wbrew pozorom niektóre fragmenty wciąż potrafią zaskoczyć. Bardzo przyjemna, typowo rozrywkowa historia idealna na lato. Aż chciałoby się teraz zrobić maraton "Piratów z Karaibów", coby pozostać w klimacie!

Ta książka nie skupia się na bohaterach (autor poświęca większości z nich tylko kilka zdań przedstawienia, nie ma tu rozbudowanych charakterów, czy miejsca na głębsze przemyślenia), a na akcji, która, mam wrażenie, prowadzona jest według planu standardowych elementów pojawiających się w tego typu "przygodówkach". Poszukiwanie skarbu? Odhaczone! Bitwa morska? Jest! Potwory...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niesamowita, wielowątkowa powieść fantasy. Bawiłam się przy niej świetnie i myślę, że każdy czytelnik znajdzie tu coś, co mu się spodoba ze względu na bardzo rozbudowaną fabułę. Zakon Drzewa Pomarańczy pokazuje świat pełen intryg dworskich, magii, konfliktów religijnych, a także tajemnic związanych z dawnymi bohaterami, których następne pokolenia uznały za bogów. Znajdzie się tu miejsce nawet dla piratów i poszukiwania skarbów. Autorka tworzy świat wraz z jego własną religią (i wychodzi jej to wyśmienicie!), według której majestatyczne smoki czczone są przez ludy Wschodu, a potępiane przez Zachód, stawiający je na równi z wyrmami, Wielkimi Zachodnicami i innymi smoczymi potworami, których ogień trawi całe miasta. Wątki mitologiczne są w mojej opinii najmocniejszą stroną tej książki. To z nimi wiąże się najwięcej tajemnic i zaskakujących zwrotów akcji, a odkrywanie tego było czystą przyjemnością. Niesamowite jest także to, jak sprawnie autorka łączy losy postaci z przeszłości, z tymi których wątki śledzimy na bieżąco. Widać, że obie linie czasowe, o ile mogę to tak nazwać, zostały porządnie zaplanowane i nic nie dzieje się tu bez przyczyny.

Nie daję dziesięciu gwiazdek z uwagi na jedną rzecz: budowanie napięcia w przypadku losów niektórych postaci naprawdę kuleje. Wiem, że to nie Gra o Tron i wcale nie wymagam uśmiercania połowy głównych bohaterów, jednak ja nie jestem w stanie przejąć się losami bohatera, jeśli z góry wiem, jak się one potoczą, albo kiedy wszystko, co robi przychodzi mu nad wyraz łatwo, zwłaszcza kiedy logicznie przy nakreślonych okolicznościach, raczej nie powinno. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich postaci, głównie mam ten problem tylko z jedną, sporadycznie z dwoma bohaterkami, ale mimo wszystko jest to dla mnie minus. Żałuję też, że wątek Turosy spełzł na niczym i został zupełnie zapomniany w dalszej części książki. Miałam nadzieję, że jego konflikt z Tane jest po coś budowany i będzie miał swoje rozwinięcie, a wyszło inaczej, szkoda.

Niesamowita, wielowątkowa powieść fantasy. Bawiłam się przy niej świetnie i myślę, że każdy czytelnik znajdzie tu coś, co mu się spodoba ze względu na bardzo rozbudowaną fabułę. Zakon Drzewa Pomarańczy pokazuje świat pełen intryg dworskich, magii, konfliktów religijnych, a także tajemnic związanych z dawnymi bohaterami, których następne pokolenia uznały za bogów. Znajdzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo dobre rozwinięcie historii Fermina, a także postaci z Gry Anioła. Jestem pod wrażeniem sprawności z jaką autor łączy ze sobą różne wątki na przestrzeni wszystkich części cyklu Cmentarza Zapomnianych Książek jednocześnie zostawiając cały czas miejsce na kontynuację. Klimat dwudziestowiecznej Barcelony da się wyczuć z każdej strony tej niesamowitej lektury.

Bardzo dobre rozwinięcie historii Fermina, a także postaci z Gry Anioła. Jestem pod wrażeniem sprawności z jaką autor łączy ze sobą różne wątki na przestrzeni wszystkich części cyklu Cmentarza Zapomnianych Książek jednocześnie zostawiając cały czas miejsce na kontynuację. Klimat dwudziestowiecznej Barcelony da się wyczuć z każdej strony tej niesamowitej lektury.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jedna z moich ulubionych, jak na razie, części Zwiadowców. Z każdym następnym tomem wzrasta mój zachwyt co do szerokiego wachlarza tematów przygód bohaterów tej serii i już nie mogę się doczekać, żeby dowiedzieć się jak rozwiąże się sprawa sekty Alsejasza. Ósma księga Zwiadowców może pochwalić się wciągającą fabułą, a także świetnym humorem, który autor wplata w swoją opowieść, a zwłaszcza dialogi pomiędzy Haltem i jego młodszymi kompanami. Naprawdę momentami ciężko jest powstrzymać się od parskania śmiechem. Uwielbiam sposób, w jaki Flanagan rozwija relacje między bohaterami i jak zabawnie potrafi prowadzić ich rozmowy. Zwiadowcy to wyjątkowa seria otoczona klimatem wieków średnich, chwaląca sobie męstwo i przyjaźń. Minusem jest (dotyczy to nie tylko tej, ale także poprzednich ksiąg), że autor ma skłonność do zapętlania się w opisywaniu wydarzeń, nienaturalnego ich rozwlekania przez co ma się czasami wrażenie, że przez połowę strony czyta się dokładnie to samo, ubrane tylko w inne słowa.

Jedna z moich ulubionych, jak na razie, części Zwiadowców. Z każdym następnym tomem wzrasta mój zachwyt co do szerokiego wachlarza tematów przygód bohaterów tej serii i już nie mogę się doczekać, żeby dowiedzieć się jak rozwiąże się sprawa sekty Alsejasza. Ósma księga Zwiadowców może pochwalić się wciągającą fabułą, a także świetnym humorem, który autor wplata w swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo przytłaczająca i melancholijna opowieść człowieka, który nie potrafi sobie poradzić z tym, czym się stał. Momentami klimat "Wywiadu...." stawał się zbyt ciężki dla mnie, nie jest to książka, którą dałabym radę przeczytać "na raz". W tym jednak przypadku nie jest to wada, nie wyobrażam sobie, żeby taką historię można było przedstawić lekko i przyjemnie. Mowa w końcu o losach istoty, której wieczne życie w mroku jest przekleństwem, której istnienie uzależnione jest od śmierci. Wizerunek wampira w książkach takich jak ta przemawia do mnie zdecydowanie bardziej niż to, co znamy tak dobrze z popkultury.

Bardzo przytłaczająca i melancholijna opowieść człowieka, który nie potrafi sobie poradzić z tym, czym się stał. Momentami klimat "Wywiadu...." stawał się zbyt ciężki dla mnie, nie jest to książka, którą dałabym radę przeczytać "na raz". W tym jednak przypadku nie jest to wada, nie wyobrażam sobie, żeby taką historię można było przedstawić lekko i przyjemnie. Mowa w końcu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ostatnia godzina Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska
Ocena 5,9
Ostatnia godzina Anna Bartłomiejczyk...

Na półkach: , ,

Zmiany klimatyczne powodują, że świat nieuchronnie zmierza do końca. Australii już nie ma, wybuchają do tej pory uśpione wulkany, powodzie zalewają kolejne obszary, a trzęsienia ziemi rozrywają Ziemię na strzępy. Jednak "Ostatnia Godzina" to książka nie tylko o apokalipsie.

Przyznaję, że słysząc zewsząd płynące zachwyty, a także po opisach patronów na skrzydełkach książki spodziewałam się czegoś odrobinę innego. Zapowiedzi sugerowały coś bardzo dynamicznego, pełnego akcji, fajerwerków, mrożących krew w żyłach momentów i emocjonalnej huśtawki. Moim zdaniem jest trochę inaczej, co nie znaczy, że jest źle. Faktycznie, są momenty, w których akcja zdecydowanie przyspiesza, jednak na ogół budowana jest dość powoli. Niekiedy zbyt rozległe opisy najprostszych codziennych czynności, bez których fabuła zdecydowanie by nie ucierpiała dodatkowo to tempo spowalniały. Wbijających w fotel zwrotów akcji też jest stosunkowo niewiele, ale nie to jest najważniejsze. "Ostatnia Godzina", pomimo swoich niedociągnięć, jest naprawdę dobrze napisana i ja przyjemnie spędziłam czas przy tej książce. Rozdziały 21 i 22 wręcz kocham, mają niesamowity klimat i są zdecydowanie najbardziej emocjonalne.

Budowanie miejsca akcji i przedstawienie świata dręczonego coraz to nowymi katastrofami i anomaliami wyszło bardzo dobrze. Zawirowania pogodowe nie zostają sprowadzone wyłącznie do ogólnego nakreślenia tragicznego wręcz stanu całej Ziemi i opisu pierwszej burzy. Jest tego znacznie więcej. Poprzez wiadomości, które oglądają bohaterowie czy informacje nadawane w radio do opisów wyjaśniających poszczególne zjawiska i obraz stopniowo pustoszejących ulic miast. Jest nawet nawiązanie do zalążków konfliktu powstającego na półwyspie Arabskim, co może doprowadzić do wybuchu kolejnej wojny. Dzięki temu pomiędzy fragmentami, w których bohaterowie prowadzą swoje codzienne życie cały czas czuć widmo katastrof bezustannie spadających na walącą się na oczach bohaterów Ziemię. Trzeba jednak zwrócić uwagę na pewne zaburzenia w budowie samej akcji. Jest kilka takich momentów, gdzie występuje jakieś dziwne zakrzywienie czasoprzestrzeni, lub zmiana wersji wydarzeń. Chodzi na przykład o współpracę Mercy z doktorem Schultzem, gdzie w pierwszym wspominającym o tym fragmencie jest napisane, że zaczęli ze sobą pracować przy projekcie już w czasie studiów, natomiast kilkadziesiąt stron dalej jest podane, że dopiero po studiach nawiązują współpracę. Tak samo jest w przypadku pewnej rozmowy z Alexem. Mercy, przypominając sobie o czymś, co powiedział jej Alex twierdzi, że odbyli tą rozmowę kilka godzin wcześniej, gdzie w rzeczywistości minęły dwa dni (tak, sprawdzałam!). Owszem, dotyczy to tylko drobiazgowych elementów całej fabuły, jednak tak czy inaczej wprowadza trochę zagmatwania i dezorientacji dla czytelnika.

Najbardziej ciekawa byłam wątku sił nadprzyrodzonych, które opanowały umysły bohaterów i jestem w tej kwestii odrobinę podzielona. Nie wyszło to źle, jednak chciałabym czegoś więcej. Moim zdaniem było przede wszystkim za mało walki wewnętrznej bohaterów pomiędzy własnym umysłem, a podszeptami istot, które nad nim zawładnęły. Więcej, mam wrażenie, że u niektórych postaci nie było tego w ogóle! Było tylko suche przyjęcie faktów takimi jakie są, z góry pogodzenie się z losem i nic poza tym. Motyw, w którym mamy możliwość nawiązania dialogu, jakiejkolwiek relacji pomiędzy człowiekiem a demonem/aniołem otwiera ogromne pole do popisu i mam wrażenie, że tutaj nie zostało to do końca wykorzystane. Wielkie brawa należą się natomiast za research na tematy i postaci biblijne. Informacje zostały w sprawny sposób przekazane, zwłaszcza na początku, kiedy bohaterowie starali się dowiedzieć czegoś więcej o istotach, które wdarły się do ich życia. Czułam się, jakbym uczestniczyła w tych poszukiwaniach razem z nimi i wiele mogłam się dowiedzieć. Podoba mi się także to, że autorki wyraźnie próbowały odpowiednio połączyć ludzkich bohaterów z pasującymi w jakiś sposób do nich istotami biblijnymi. To sprawia, że w pewnym stopniu historia pozbawiona jest przypadkowości. Patrząc na przykład Alexa i Knoxa naprawdę widać pewne powiązania do historii demonów, które zamieszkały ich umysły. Trochę szkoda, że w przypadku Mercy, a już zwłaszcza Gillesa nie jest to już aż tak widoczne. Jeśli chodzi o zakończenie tematu końca świata, to nawet podoba mi się sposób, w jaki zostało to zrobione. Bardzo trafiło do mnie zdanie wypowiedziane przez jednego z demonów podczas tej kulminacyjnej sceny i uważam, że wprowadziło to niezły plot twist co do obrazu i roli tej postaci.

Wątek kryminalny, a dokładniej ten dotyczący pracy Alexa uważam za najbardziej rozczarowujący. Zapowiadało się nieźle, ale potem było już tylko gorzej. Podobał mi się pomysł na stworzenie takiej organizacji i umieszczenie w niej głównego bohatera, ale motyw "kreta" był zupełnie bezużyteczny i prowadzący dosłownie donikąd, a przy tym pokazał nieudolność tej "instytucji", o ile można to tak w ogóle nazwać. Samo zakończenie sprawy z TESSĄ uważam za totalne pójście na łatwiznę.

Główni bohaterowie są naprawdę dobrze napisani. Alex i Mercy dają się lubić, są bardzo wyraziści, pomimo użytych kilku schematów. To, w jaki sposób przeszłość ukształtowała ich charaktery i bariery, którymi się otoczyli, zostało wyśmienicie pokazane, dzięki czemu można naprawdę zrozumieć tych bohaterów i szczerze im kibicować. Fragmenty dotyczące przeszłości Alexa są jednymi z moich ulubionych! Poza głównymi protagonistami, jest tu także rasowy antagonista Knox, którego raz nienawidzisz, a raz mu współczujesz. Jego postępowanie jest dobrze wytłumaczone i ma swoje podstawy, nawet jeśli skutkuje w absolutnie złych uczynkach, których nie da się usprawiedliwiać tym co przeżył. Widać jednak, że to, co robił nie wzięło się znikąd i dzięki temu nie miało się wrażenia, że to tylko zły charakter, który jest wyłącznie po to aby być. Drugoplanowi bohaterowie raczej nie są zbyt interesujący. Evret, który owszem, budzi sympatię, jednak dowiedziałam się o nim zbyt mało, żeby jakkolwiek mocniej zżyć się z tą postacią. Przez większą część książki miałam wrażenie, że jest to postać stworzona chyba tylko po to, aby nadać normalności życiu Mercy, co z resztą jest podkreślone niemal za każdym razem we fragmentach, w których on występuje. Może właśnie przez to nie byłam w stanie spojrzeć na niego jakkolwiek inaczej. Gilles i Joanne moim zdaniem najmniej wnieśli do całej fabuły i w sumie nic by się szczególnie nie stało, gdyby ich po prostu nie było. Joanne jest bardzo schematyczną postacią, która pojawia się w tekstach kultury niezwykle często. Wygadana, sarkastyczna, niekiedy denerwująca samą swoją obecnością. Ja tu zadziornego charakteru nie dostrzegłam, tylko dorosłą kobietę zachowującą się i rzucającą odzywkami jak dziecko z podstawówki. Nie miała większego udziału w żadnym momencie fabuły, jej główną rolą było chyba opowiedzenie Mercy historii Alexa, potem nie robi już nic znaczącego. Gilles natomiast pojawia się trochę z kapelusza, tylko po to, żeby pasować do "koncepcji czworga". Gdyby nie to, to równie dobrze mogłoby go nie być i historia na niczym by nie straciła. Niby w jednym rozdziale została opowiedziana historia jego rodziny, jego charakter także został jako - tako nakreślony, jednak od postaci wplątanej w wątek przewodni oczekiwałabym znacznie więcej.

Podsumowując, uważam, że to dobry debiut. Radzę tylko nie sugerować się za bardzo tym, że książka jest ogromnie "hajpowana", zwłaszcza przez booktube, a po prostu podejść do niej ze świeżą głową nie oczekując z góry nie wiadomo jak dramatycznych scen, zwrotów akcji, czy szalonego tempa, bo wtedy faktycznie można się rozczarować. Widać natomiast, że autorki ewidentnie chciały przekazać coś więcej niż tylko opowieść o końcu świata, więc to także warto wziąć pod uwagę, że fabuła nie skupia się wyłącznie na klimacie armagedonu.

Zmiany klimatyczne powodują, że świat nieuchronnie zmierza do końca. Australii już nie ma, wybuchają do tej pory uśpione wulkany, powodzie zalewają kolejne obszary, a trzęsienia ziemi rozrywają Ziemię na strzępy. Jednak "Ostatnia Godzina" to książka nie tylko o apokalipsie.

Przyznaję, że słysząc zewsząd płynące zachwyty, a także po opisach patronów na skrzydełkach książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tom drugi cyklu "Daję ci wieczność" jest kontynuacją historii Lothara i tego, w jaki sposób próbuje sobie on poradzić ze stratą Armagnaca. Także próba odnalezienia dawnego mecenasa, lorda Huntingtona przeplata się z uzupełnieniem wątków niektórych postaci drugoplanowych, co bardzo mi się podoba, chociaż moja ciekawość nie została jeszcze w pełni zaspokojona. Ja wciąż chcę więcej! Niektóre wątki są zbyt powierzchownie pokazane, zbyt ogólnie, a to powoduje ogromny niedosyt. Bohaterowie są na tyle interesujący, że właściwie o każdym z nich dałoby się napisać oddzielną książkę, dlatego rzucanie tylko strzępkami informacji jest dość frustrujące dla czytelnika. Widać to głownie przy fragmentach o Estelli, kiedy wspomina swoją relację z Armagnaciem. Toż to przecież aż prosi się o rozwinięcie i zobrazowanie chociaż kilku scen z przeszłości z ich udziałem! Aleksandra i Arapaggio również powinno być zdecydowanie więcej, jednak w tym przypadku domyślam się, że jest to kwestia przyszłych tomów. Za najmniej emocjonujący (co wcale nie znaczy, że zły! tu nie było słabych momentów), uważam wątek Lothara z Thomasem, jako że było tam naprawdę sporo podobieństw do pierwszej części, przez co powstał trochę odgrzany kotlet. Rozumiem co miało na celu pokazanie tego podobieństwa, jednak tak czy inaczej, sprawiło to, że nie było tam miejsca na zaskoczenie i z góry było wiadomo, do czego ta znajomość dąży.

I jeszcze to zakończenie. Znowu. Myślałam, że epilog tomu pierwszego był bombą atomową. Myliłam się. Tu jest gorzej. Autorka zafundowała mi emocjonalny, frustrujący rollercoaster, na który nie byłam przygotowana, i to o czwartej nad ranem. Siedzę tak od godziny (łzy już nawet zdążyły wyschnąć :')) i próbuję zdecydować, czy takie zakończenie uważam za pozytywne dla bohaterów, czy wręcz przeciwnie i dalej nie wiem. Nie no, tak się po prostu nie robi... Lothar, moje ty biedne dziecko! Ta książka jeszcze przez długi czas nie wyjdzie mi z głowy, moja dusza płacze.

Tom drugi cyklu "Daję ci wieczność" jest kontynuacją historii Lothara i tego, w jaki sposób próbuje sobie on poradzić ze stratą Armagnaca. Także próba odnalezienia dawnego mecenasa, lorda Huntingtona przeplata się z uzupełnieniem wątków niektórych postaci drugoplanowych, co bardzo mi się podoba, chociaż moja ciekawość nie została jeszcze w pełni zaspokojona. Ja wciąż chcę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pierwszym i największym plusem tej książki jest to, że jest ona wyśmienicie napisana. Autorka bardzo sprawnie posługuje się zarówno współczesnym, jak i tym charakterystycznym dla XIX wieku słownictwem, co sprawia, że treść jest niezwykle przyjemna w odbiorze.

Fabuła, z pozoru przedstawia się bardzo prosto. Młody chłopak, który traci rodzinę i cały majątek, wpada w ręce tajemniczego mecenasa (promuje on i wynosi na salony nieznanych artystów) i jego podopiecznego, skrzypka Lothara. Od momentu nawiązania z nimi współpracy, życie Armagnaca wywraca się do góry nogami. Wszystkie jego dotychczasowe przekonania zostają zachwiane. Zaczyna odczuwać namiętności, które do tej pory wydawały mu się niedopuszczalne i całkowicie zakazane. Nie potrafi odnaleźć się w tym nowym dla niego świecie londyńskiej elity. Nie rozumie też dziwnego uczucia, które wiąże go z mecenasem, lordem Huntingtonem... Do czasu.

Bardzo podoba mi się to, że w tej książce nic nie dzieje się bez powodu. Widać, że wydarzenia zostały dokładnie zaplanowane i przemyślane przez autorkę. Postępowanie bohaterów, ich motywy mają swoją logiczną przyczynę. Czytając, nie ma się wrażenia, że postaci podejmują dziwne, niewynikające z niczego decyzje. Nic nie dzieje się tylko po to, aby się działo. Nie przeszkadza mi też zastosowana forma pamiętnika, mimo że to zdecydowanie ograniczyło ekspozycję pewnych fragmentów opowieści. W tym jednak przypadku podobało mi się, że o swojej przeszłości Huntington opowiada sam, chociaż oczywiście równie dobrze można by było przedstawić te wydarzenia czytelnikowi, niż tylko o nich opowiedzieć. Nie podoba mi się natomiast to, że zdecydowanie za mało miejsca zostało poświęcone pokazaniu rozwoju relacji Armagnaca z Lotharem. Po raz kolejny autorka momentami raczej tylko wspomina o tym, co się między nimi działo, zamiast pokazać to w akcji. O ile przy wspomnieniach Huntingtona taka forma mi nie przeszkadzała, tak tutaj już uważam to za minus. Mam wrażenie, że w ogóle Lothara było zdecydowanie za mało, a szkoda. Przechodząc do zakończenia... Epilog powalił mnie na łopatki. Gdyby to była powieść jednotomowa, miałabym teraz złamane serce. To zakończenie z rodzaju tych, które zostawia czytelnika wpatrującego się w ostatnie zdanie na stronie i zastanawiającego się: "co tu się właśnie stało". Na szczęście drugi tom jest już dostępny, więc nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem opisu. Moje zszargane nerwy się odrobinę uspokoiły. Pozostaje się cieszyć, że w obecnych czasach można tak szybko i łatwo opłacić e-booka i czytać dalej.

Pierwszym i największym plusem tej książki jest to, że jest ona wyśmienicie napisana. Autorka bardzo sprawnie posługuje się zarówno współczesnym, jak i tym charakterystycznym dla XIX wieku słownictwem, co sprawia, że treść jest niezwykle przyjemna w odbiorze.

Fabuła, z pozoru przedstawia się bardzo prosto. Młody chłopak, który traci rodzinę i cały majątek, wpada w ręce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Horace, rycerz wykonujący salto w pełnej zbroi nad murami obronnymi zamku pozostanie hitem tej części! (nie mogłam się powstrzymać :p).
Tak jak poprzednie tomy "Zwiadowców", ten również jest bardzo wciągający, mimo tego, że większość wydarzeń raczej da się przewidzieć i nie ma tu zbyt wielu zaskakujących zwrotów akcji. Wynagradza to jednak wspaniały świat wykreowany przez autora, bajkowy i przepełniony klimatem średniowiecza, który pomimo swoich śladowych niedoskonałości wciąga na godziny nieprzerwanego czytania.

Horace, rycerz wykonujący salto w pełnej zbroi nad murami obronnymi zamku pozostanie hitem tej części! (nie mogłam się powstrzymać :p).
Tak jak poprzednie tomy "Zwiadowców", ten również jest bardzo wciągający, mimo tego, że większość wydarzeń raczej da się przewidzieć i nie ma tu zbyt wielu zaskakujących zwrotów akcji. Wynagradza to jednak wspaniały świat wykreowany przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Prawdziwa - i to chyba w niej najsmutniejsze. Książka napisana genialnym językiem. Szanuję za solidną dawkę niebanalnego sarkazmu.

Prawdziwa - i to chyba w niej najsmutniejsze. Książka napisana genialnym językiem. Szanuję za solidną dawkę niebanalnego sarkazmu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Serce Kaeleer", podobnie jak inne książki z tego cyklu, które do tej pory przeczytałam, nie porwało mnie.
Bohaterów całej serii "Czarne Kamienie" ciężko jest polubić. Zachowują się jak dzieci, nie potrafią się ze sobą komunikować, z czego potem powstają liczne nieporozumienia. Każdy problem wyolbrzymiany jest do rangi katastrofy, wystarczy czyjeś krzywe spojrzenie, żeby doprowadzić do rozróby skutkującej śmiercią co najmniej kilku osób. Intrygi są na poziomie dziecka z pierwszej klasy podstawowej, a absurdalnych zachowań jest tu na pęczki.
Odruchy i zwyczaje postaci często sprowadzają się do zwierzęcych zachowań. Bohaterowie przez cały czas warczą na siebie (w dosłownym tego słowa znaczeniu, po prostu warczą) i wpadają w morderczą furię. Tak, przeczytacie o tym prawie na każdej stronie.
Język pozostawia też wiele do życzenia, nie wiem, jak to wygląda w oryginalnej wersji, ale w polskim tłumaczeniu jest pełno powtórzeń i dziwacznie brzmiących zwrotów.
Opowiadanie "Zuulaman" podobało mi się najbardziej. Widać, że autorka ma ciekawe pomysły, jednak wykonanie jest trochę na zasadzie "nie ważne jak, byle do celu".
Na razie kończę swoją przygodę z "Czarnymi Kamieniami", ale nie wykluczam, że spróbuję wykonać kolejne podejście do całej serii. Mimo wszystko wciąż mam nadzieję, że jeszcze mogę się mile zaskoczyć.

"Serce Kaeleer", podobnie jak inne książki z tego cyklu, które do tej pory przeczytałam, nie porwało mnie.
Bohaterów całej serii "Czarne Kamienie" ciężko jest polubić. Zachowują się jak dzieci, nie potrafią się ze sobą komunikować, z czego potem powstają liczne nieporozumienia. Każdy problem wyolbrzymiany jest do rangi katastrofy, wystarczy czyjeś krzywe spojrzenie, żeby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wydana po raz pierwszy dwanaście lat temu, dziś jest wciąż aktualna, może nawet bardziej niż kiedykolwiek...
Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki. Z jednej strony porusza bardzo ważny i trudny temat, a z drugiej, przedstawia go w sposób, który nie do końca uważam za właściwy. Kasety Hannah w pewnych momentach zaczynały przybierać niejako formę zemsty, czy szukania "powodów" na siłę i nie, to tak nie działa. I szkoda, bo książka porusza kwestie niezrozumienia problemu dotyczącego depresji i samobójstwa przez społeczeństwo, a równocześnie niejako sama powiela błędne założenia.
Nie będę się nad tym bardziej rozwodzić, bo w przypadku książek takich jak ta, chyba jednak lepiej się skupić na jej przesłaniu, a tutaj jest ono bardzo ważne, nawet jeśli trochę nieumiejętnie przekazane.
"Nikt nie wie ze stuprocentową pewnością, w jakim stopniu jego postępowanie odbija się na życiu innych. Bardzo często nie mamy choćby bladego pojęcia. Mimo to robimy, co się nam żywnie podoba". To jeden z tych cytatów, które każdy powinien znać i zapamiętać. Po prostu. Nigdy nie traktujmy innych tak, jak byśmy sami nie chcieli być traktowani. Ludzie nie mają pojęcia jak plotki, obelżywe komentarze, mogą zniszczyć drugiego człowieka. A może mają? I mimo wszystko to robią? Ciężko powiedzieć.
Książka zwraca też uwagę na problem społeczeństwa, tego jak odwracamy oczy od problemów innych, jak nie zauważamy, że coś złego może dziać się z drugim człowiekiem, jak lekceważymy znaki, które otrzymujemy. Za pomocą postaci Claya, Asher pokazuje też, jak ważne jest, aby dać sobie pomóc. Clay kilkakrotnie powtarza: "pomógłbym ci, gdybyś mi pozwoliła". Z mojego punktu widzenia to najtrudniejsze zadanie dla osoby z depresją. Wyciągnąć rękę po pomoc. Bo nie da się opowiedzieć wszystkiego "na raz", ciężko się otworzyć w obawie, że nie zostanie się zrozumianym, a ocenianym.
Moje odczucia po lekturze "13 powodów"? Przykro. Po prostu. Nie wyobrażam sobie, w jak ciemnym miejscu trzeba się znaleźć, żeby nie widzieć dla siebie już nadziei. Żeby nie mieć siły dłużej oddychać. Bo pamiętaj, dopóki oddychasz, wszystko może się zmienić.

Wydana po raz pierwszy dwanaście lat temu, dziś jest wciąż aktualna, może nawet bardziej niż kiedykolwiek...
Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki. Z jednej strony porusza bardzo ważny i trudny temat, a z drugiej, przedstawia go w sposób, który nie do końca uważam za właściwy. Kasety Hannah w pewnych momentach zaczynały przybierać niejako formę zemsty, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

To jedna z tych książek, które są trudne do podsumowania, czy opisania. Magiczna, a tak bardzo realna jednocześnie. Samotność bohaterów jest niemal namacalna, przytłaczająca. Tak, można być samotnym będąc otoczonym mnóstwem osób, jeśli ktoś wątpi, niech przeczyta. Niezwykła, pokazująca życie jako powtarzający się cykl wydarzeń, jako węża pożerającego własny ogon, jako wynik życia w żalu, z wyrzutami sumienia, bez możliwości kochania i bycia kochanym. Na pewno nie jest to coś, co czyta się lekko i przyjemnie, niemniej warto jest ją znać. W fabułę wplecione są też odniesienia do faktycznej historii Kolumbii, czy obyczajów (nazywanie dzieci imionami przodków, granie w warcaby, nawiązanie do wojen domowych, czy "bananowej masakry"). Pod względem stylistyki jest to absolutny majstersztyk. Jestem pod ogromnym wrażeniem z jaką sprawnością autor posługuje się wydarzeniami, opisuje wszystko zwinnie, płynnie przechodzi z jednego wątku w drugi. Marzę, żeby kiedyś poznać język hiszpański na tyle, aby móc przeczytać tę książkę jeszcze raz, w oryginale.

To jedna z tych książek, które są trudne do podsumowania, czy opisania. Magiczna, a tak bardzo realna jednocześnie. Samotność bohaterów jest niemal namacalna, przytłaczająca. Tak, można być samotnym będąc otoczonym mnóstwem osób, jeśli ktoś wątpi, niech przeczyta. Niezwykła, pokazująca życie jako powtarzający się cykl wydarzeń, jako węża pożerającego własny ogon, jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zaraz po "Zielonej Mili" i "Cmętarzu zwieżąt", "Outsider" ląduje wśród moich ścisłych ulubieńców twórczości Kinga.
Dawno nie czytałam czegoś, co aż tak mnie wciągnęło. Od tej książki dosłownie nie można się oderwać, a losy bohaterów naprawdę mocno przejmują czytelnika (już dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie aż takich emocji względem postaci). W trzecim rozdziale niemal znienawidziłam połowę bohaterów za ich postępowanie w sprawie Terry'ego Maitlanda, a z pozostałymi, którzy wzbudzili we mnie najwięcej sympatii, King również nie obszedł się łaskawie, ale do tego, czytając powieści tego autora już się przyzwyczaiłam.
Doskonały thriller z przerażającym morderstwem dziecka w tle, które jest początkiem niesprawiedliwych oskarżeń, a następnie poszukiwań prawdziwego zabójcy. King naprawdę wpadł na świetny pomysł z przedstawieniem bezwzględnego mordercy jako Outsidera żywiącego się cierpieniem innych.

Zaraz po "Zielonej Mili" i "Cmętarzu zwieżąt", "Outsider" ląduje wśród moich ścisłych ulubieńców twórczości Kinga.
Dawno nie czytałam czegoś, co aż tak mnie wciągnęło. Od tej książki dosłownie nie można się oderwać, a losy bohaterów naprawdę mocno przejmują czytelnika (już dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie aż takich emocji względem postaci). W trzecim rozdziale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bohaterowie to bez wątpienia najmocniejsza strona tej pozycji. Podziwiam sposób, w jaki King kreuje swoje postaci - czytając można się z nimi utożsamić, czuć się, jakbyśmy czytali o samych sobie, lub osobach, które nas otaczają. Bohaterowie "Sklepiku z marzeniami" są po prostu do bólu prawdziwi i podobnie jak w prawdziwym życiu, spełnianie marzeń nie jest dla nich drogą usłaną różami (mimo, że początkowo tak im się wydaje). W końcu "każdy chciałby dostać coś za nic, nawet jeśli przyszłoby mu zapłacić za to wszystkim"... prawda?

Trzyma w napięciu, przeraża, skłania do przemyśleń, wywołuje najróżniejsze emocje. Wielowątkowa, nie nuży ani przez moment. Ta książka ma wszystko, czego zazwyczaj szukam w lekturze. Jest tu zdecydowanie coś więcej, niż tylko horror, mający za zadanie przestraszyć czytelnika. Zakończenie iście w stylu autora.

Bohaterowie to bez wątpienia najmocniejsza strona tej pozycji. Podziwiam sposób, w jaki King kreuje swoje postaci - czytając można się z nimi utożsamić, czuć się, jakbyśmy czytali o samych sobie, lub osobach, które nas otaczają. Bohaterowie "Sklepiku z marzeniami" są po prostu do bólu prawdziwi i podobnie jak w prawdziwym życiu, spełnianie marzeń nie jest dla nich drogą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Ten jeden dzień" przeczytałam dobrych kilka lat temu. I sama byłam zdziwiona jak dużo pamiętam z pierwszej części. O kontynuacji przypomniałam sobie nagle kilka dni temu. Sama nie wiem, czemu ta książka przyszła mi do głowy. Czyżby to jeden z tych słynnych "wypadków", w które wierzy główna postać "Tego jednego roku"? ;)
Książkę czyta się bardzo szybko, właściwie w ciągu jednego - dwóch wieczorów. Od samego początku można się domyślać zakończenia, ale to jest dość typowe dla literatury tego rodzaju. Bardzo lekka, emocjonalna i w pewnym sensie inspirująca lektura. Bardzo polecam.

"Ten jeden dzień" przeczytałam dobrych kilka lat temu. I sama byłam zdziwiona jak dużo pamiętam z pierwszej części. O kontynuacji przypomniałam sobie nagle kilka dni temu. Sama nie wiem, czemu ta książka przyszła mi do głowy. Czyżby to jeden z tych słynnych "wypadków", w które wierzy główna postać "Tego jednego roku"? ;)
Książkę czyta się bardzo szybko, właściwie w ciągu...

więcej Pokaż mimo to