Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii
- Kategoria:
- reportaż
- Seria:
- Reportaż
- Tytuł oryginału:
- Voices of the Old Sea
- Wydawnictwo:
- Czarne
- Data wydania:
- 2015-01-27
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-01-27
- Liczba stron:
- 296
- Czas czytania
- 4 godz. 56 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375369045
- Tłumacz:
- Janusz Ruszkowski
- Tagi:
- Hiszpania
Zmęczony wojną brytyjski reporter porzuca Anglię, by spędzić rok na hiszpańskim wybrzeżu Costa Brava. Szuka miejsca odciętego od świata, a Farol, mała rybacka wioska, w której się zatrzymuje, całkowicie spełnia jego oczekiwania. Egzystencja jej mieszkańców, hołdujących tradycyjnym wartościom, płynie w rytmie przypływów i odpływów morza oraz połowów sardynek. Żyją w niemal całkowitej izolacji, a wszelkie ich potrzeby zaspokajają spróchniały kościół, składnica rybacka, rzeźnik, sklep wielobranżowy oraz krawcowa, którą mężczyźni odwiedzają nadzwyczaj często. A także bar, w którym wieczorami przy długim stole pod syreną spotyka się starszyzna rybacka, żeby białym wierszem omawiać wydarzenia minionego dnia.
Głosy starego morza to opowieść o Hiszpanii z czasów, zanim stała się turystyczną mekką. O ojczyźnie Lorki, nostalgicznej, niemal zabalsamowanej w starych zwyczajach, poranionej wojną domową, która jednocześnie była zaporą dla wpływów z zewnątrz. To też opowieść o zmianach, które wpłynęły na ten kraj bardziej niż poprzednie stulecia i odebrały mu jego unikatowy charakter.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Morza szum…
Mam marzenie. Spędzić całą noc na plaży. Od zachodu słońca, aż po świt. Wpatrując się w ciemne fale. Wsłuchując się w dźwięk morza, odgłos rozbijania się fal o brzeg, zagarniania części plaży do swojego głębinowego terytorium. W morzu jest coś fascynującego i inspirującego.
Zawsze chciałam mieszkać w nadmorskiej miejscowości. Trudno mówić czy stałabym się jej częścią, jednak fascynowałaby mnie obserwacja życia podporządkowanego morzu. Takim samym śladem podąża Norman Lewis, brytyjski reporter, który w poszukiwaniu utraconego czasu, osiada w nadmorskim miasteczku Farol. W rybackiej wiosce na hiszpańskim wybrzeżu czas się zatrzymał. Tu jest on wyznaczany przez rytm przypływów i odpływów. To senna rzeczywistość, odporna na zmiany. Kulturę stanowią tradycje i przyzwyczajenia, święta związane z morzem, sezony na połowy. Tu wszyscy łowią ryby i utrzymują się z tego, co daje morze. Żyją spokojnie, sennie, nudno…
Aż któregoś dnia przyjeżdża do Farol przedsiębiorca Muga, który ma wizję rozbudowy rybackiego miasteczka do rangi nadmorskiego kurortu. Przynosi biedakom pracę, otwiera perspektywy turystyczne: hotele, oferty transportu i wycieczek morskich. Ale mieszkańcy chcą po prostu łowić ryby. Nie dają one bogactwa, pełnego talerza, ale oferują spokój, rytm i tradycję względem starego morza. To słuchanie jego głosu, odwiecznego głosu, który nie przemija, mimo ludzkich zmian.
To świat sprzed hotelowego boomu, sprzed turystycznych najazdów. Głos minionej ery, kiedy mieszkańcy zmagali się ze zmianami. Kiedy nam już nie będzie, być może inni uznają, że to były złote czasy wyznaje jeden z mieszkańców Farol. Przedsiębiorca Muga oczywiście przekonuje o korzyściach zmian, które na pewno dla gospodarki Hiszpanii były nieocenione. Jednak wszystko jest względne. Kiedy zaczął mówić o dobrych czasach, które nas czekają, ledwo się pohamowałem, żeby nie powiedzieć: „Ciesz się tym, co masz, t o są dobre czasy”. podsumowuje Don Alberto przy samym końcu książki.
Książka Normana Lewisa to dziwny reportaż, hiszpańska epopeja non-fiction. Porównywano do reporterskich „Stu lat samotności”. Cóż, porównanie, jak dla mnie, nieco na wyrost. Nie dorównuje zarówno historia, jak i sam autor książce Marqueza. Lecz mimo wszystko łączy ich pewna wspólna aura, jednostajności i trwania na przestrzeni lat. To powolna rzeczywistość, o której czyta się równie sennie. Momentami nudno, jednostajnie. Po zakończeniu pozostaje pewien smak, który jednak niweluje wszelkie trudy lektury. To jak obcowanie ze starym morzem. Jednostajność i spokój nas nudzą, choć ostatecznie słuchamy i poddajemy się tej pierwotnej sile morza.
Monika Samitowska-Adamczyk
Oceny
Książka na półkach
- 677
- 359
- 77
- 17
- 13
- 10
- 7
- 6
- 6
- 5
OPINIE i DYSKUSJE
Nie jest to typowy reportaż, a raczej wspomnienia autora bazujące na faktach.
Niemiej jednak książkę uważam za wartościową - dzięki niej poznajemy proces metamorfozy cichej wioski rybackiej w tętniący dżwiękiem kurort nadmorski.
Dzięki niewątpliwemu talentowi literackiemu, z pozornie nieistotnej opowieści o odizolowanej mikrospołeczności, Autor uplótł historię uniwersalną o zmieniającym się Świecie.
Każdy bywalec turystycznych "destynacji" powinien zapoznać się z tą pozycją.
Nie jest to typowy reportaż, a raczej wspomnienia autora bazujące na faktach.
więcej Pokaż mimo toNiemiej jednak książkę uważam za wartościową - dzięki niej poznajemy proces metamorfozy cichej wioski rybackiej w tętniący dżwiękiem kurort nadmorski.
Dzięki niewątpliwemu talentowi literackiemu, z pozornie nieistotnej opowieści o odizolowanej mikrospołeczności, Autor uplótł historię...
Małe miasteczko nadmorskie/ wieś. Stare, dobre dzieje. Życie powoli się toczy w małej społeczności rybaków. Ta opowieść mogłaby trwać bez końca. Książka pozostawia pytania co się mogło wydarzyć? Lektura niezobowiązująca, nie trzeba się skupiać i myśleć, tylko można się cieszyć czytaniem.
Małe miasteczko nadmorskie/ wieś. Stare, dobre dzieje. Życie powoli się toczy w małej społeczności rybaków. Ta opowieść mogłaby trwać bez końca. Książka pozostawia pytania co się mogło wydarzyć? Lektura niezobowiązująca, nie trzeba się skupiać i myśleć, tylko można się cieszyć czytaniem.
Pokaż mimo toXiążka powstała jakieś 40 lat temu a opisywane wydarzenia mają miejsce podobno prawie 80 lat temu, trudno więc uznać, że to świeże spojrzenie na zmiany zachodzące w Hiszpanii. Ponadto mało w niej reportażu, za to dużo szyderstwa, kpiny, politowania i obrzydzenia ze strony Lewisa. Trudno uwierzyć, że to autentyczne historie. Analogie z Malowanym ptakiem Kosińskiego nasuwają się same. Mimo to, a może właśnie dlatego, czyta się to znakomicie. Gdyby to była zwykła powieść dałbym 8/10, ale to podobno reportaż, więc tylko 6 gwiazdek.
Xiążka powstała jakieś 40 lat temu a opisywane wydarzenia mają miejsce podobno prawie 80 lat temu, trudno więc uznać, że to świeże spojrzenie na zmiany zachodzące w Hiszpanii. Ponadto mało w niej reportażu, za to dużo szyderstwa, kpiny, politowania i obrzydzenia ze strony Lewisa. Trudno uwierzyć, że to autentyczne historie. Analogie z Malowanym ptakiem Kosińskiego nasuwają...
więcej Pokaż mimo toO tym jak turystyka diametralnie zmienia krajobraz, kulturę oraz życie codziennie mieszkańców. Do tego wspaniale opisane życie mieszkańców małego miasteczka - niby tak niewiele się w nim dzieje, a jednak przez ponad 200 stron dajemy się wciągnąć w jego historie i problemy.
O tym jak turystyka diametralnie zmienia krajobraz, kulturę oraz życie codziennie mieszkańców. Do tego wspaniale opisane życie mieszkańców małego miasteczka - niby tak niewiele się w nim dzieje, a jednak przez ponad 200 stron dajemy się wciągnąć w jego historie i problemy.
Pokaż mimo toChociaż książka została wydana w serii „Reportaż” i chociaż autor anonsowany jest jako „reportażysta”, to rzecz nie jest żadnym reportażem. To raczej powieść, stylizowana na reportaż.
Reportaż jest konkretny. Wiemy gdzie i kiedy toczy się akcja. Tutaj akcja dzieje się w miejscowościach fikcyjnych, tyle że wzmiankowane czasem rzeczywiste nazwy pozwalają lokować ją na katalońskim wybrzeżu przy granicy francuskiej. Znacznie gorzej jest z „kiedy”. Z przedmowy, kilku epizodów i wzmianek może wynikać, że chodzi o drugą połowę lat 40-tych. Ale całość sprawia wrażenie, że mowa jest raczej o późnych latach 50-tych, kiedy zaczęła się turystyczna inwazja na Hiszpanię, może nawet o 60-tych (bikini, hot dogi, hamburgery). A niektóre epizody sugerują nawet lata 70-te (np. wzmianka o organizacji Guerilleros de Cristo Rey).
Autor pisze w przedmowie, że zabrał się za tekst 25 lat po fakcie. I to jest całkiem możliwe. Gdzieś w końcu lat 70. czy w początku lat 80. (pierwsze wydanie 1984) pan Lewis usiadł przy biurku, wyciągnął stare zeszyty i notatki, podrapał się po głowie i zaczął pisać. Wyszedł mu tekst, upozorowany na relację z 3 kolejnych letnich okresów, spędzonych dekady wcześniej w Hiszpanii, ale tekst który naprawdę jest jakby puszczoną w przyspieszonym tempie rekonstrukcją przemian na przestrzeni 30 lat.
Najprawdopodobniej nie istniał nigdy żaden Don Alberto, Don Ignacio, Muga, Babcia, Sa Cordobesa i tak dalej. Wszystko to są postacie literackie skonstruowane zapewne na podstawie wspomnień o rzeczywistych ludziach, w pamięci/niepamięci w i literackiej wenie skompilowanych, przeobrażonych, skarykaturyzowanych. Zamiast jako na reportaż, na książkę proponuję patrzeć jako na wyobrażenia starzejącego się Brytyjczyka na temat przemian wiejskiej katalońskiej społeczności na przestrzeni kilku dekad, ubrane celowo w literacką formę która miesza hiperrealizm (drobiazgowe szczegóły techniczne dotyczące połowów ryb, skorupiaków i mięczaków) oraz bajkę (wieś kotów a wieś psów, rybacy którzy mówią białym wierszem). Stąd mam wrażenie, że książka więcej nam powie o autorze i jego środowisku niż o Katalonii czy Hiszpanii.
Na ile wiejskie społeczności Katalonii były w połowie XX wieku zsekularyzowane? Czy kultura pairalismo , tak charakterystyczna dla "Catalunya muntanyenca", paradoksalnie przechowała się właśnie na wybrzeżu? Czy tradycyjna wiejska katalońska gospodarka oparta na rolnictwie i rybołówstwie była w kryzysie? Czy motorem przemian na wybrzeżu byli czarnorynkowi spekulanci? Czy hamulcem była stara postfeudalna oligarchia ziemska? Czy podstawowymi mechanizmami były korupcja, zastraszanie i manipulacja? Czy lokalne społeczności opierały się zmianom czy raczej do nich parły? No, nie radziłbym odpowiadać na te pytania na podstawie książki Lewisa.
Bezpieczniej będzie zabrać się za inny zestaw pytań. Jakie jest wyobrażenie Brytyjczyka o Hiszpanach? Czy więcej jest w nim protekcjonalnej wyższości czy pełnej zazdrości fascynacji? Jakie są jego kulturowe obsesje? Czy bardziej niepokoi go katolicyzm, czy raczej irracjonalna magia? Jako reprezentant kultury racjonalności, jak radzi sobie z faktem, że postęp niszczy tradycyjne struktury? Jaka jest rola baśniowego-czarodziejskiego sztafażu w opisie wsi? Czy miejscowi rybacy to taka kolejna odmiana toposu „szlachetnych dzikich”? Czy w tym samym tonie opisywałby losy wioski rybackiej zagubionej gdzieś na wysepkach Szkocji, która gwałtownie zmienia się po odkryciu złóż ropy na Morzu Północnym?
Angielscy recenzenci piszą, że ta książka opowiada o Hiszpanii której już nie ma. Ale ciekawe, co piszą hiszpańscy recenzenci. Ci jakoś niechętnie podejmują ten wątek. Dla nich książka jest raczej fragmentem autobiografii Lewisa. I to jest chyba trafniejsza perspektywa. Proszę zwrócić uwagę, jak autor pozycjonuje sam siebie na tle przemian, które opisuje. Otóż w miarę jak na „nowe” przekonwertowani zostają pierwsi rybacy, potem Babcia, potem alkad, potem Don Alberto a na końcu nawet sam Sebastian, ostatnim rybakiem z tej wioski, ostatnim który pozostał strażnikiem tradycji i dawnych rytuałów, jest.... przyjezdny Brytyjczyk, pan Lewis.
Chociaż książka została wydana w serii „Reportaż” i chociaż autor anonsowany jest jako „reportażysta”, to rzecz nie jest żadnym reportażem. To raczej powieść, stylizowana na reportaż.
więcej Pokaż mimo toReportaż jest konkretny. Wiemy gdzie i kiedy toczy się akcja. Tutaj akcja dzieje się w miejscowościach fikcyjnych, tyle że wzmiankowane czasem rzeczywiste nazwy pozwalają lokować ją na...
Wspaniała czytelnicza niespodzianka. Zabrałam się za czytanie wracając z Andaluzji. Chciałam zobaczyć choć cień dawnej Hiszpanii. Szukając książek o tym kraju (a niechęcona do Aleksandy Lipczak po jej niby reportażowej książce „Lajla znaczy noc”) trafiłam na „Głosy starego morza” Normana Lewisa. I zatonęłam. Ta książka jest absolutnie cudowna. Choć została wydana przez Czarne w serii reportażowej czyta się ją jak powieść, zresztą opisana wioska Farol nie istnieje, a może istnieje, tylko autor nie chciał podawać jej prawdziwej nazwy, żeby nie wywołać jeszcze większej lawiny turystów.
Autor/narrator/reporter jeździ do wybranej wsi na wybrzeżu, nazwanej przez siebie Farol, obserwuje, uczy się połowu ryb, zaprzyjaźnia się (co jest niezmiernie trudne),żyje tak jak inni mieszkańcy. Prosto, biednie, według odwiecznych zasad panujących w lokalnej społeczności. To rzeczywistość sprzed ery turystyki, zabetonowanych plaż i hotelowych blokowisk. Życie rybaków toczy się starym, utartym nurtem, zależne od kaprysów morza, pełne specyficznych przesądów i wierzeń. Dość napisać, że w czasach reżimu generała Franco mieszkańcy obchodzą kościół szerokim łukiem, nazywają łodzie „pogańskimi” nazwami, a w wiosce większym szacunkiem cieszy się etatowa „kobieta lekkich obyczajów” niż ksiądz-proboszcz.
Jak lekko, jak pięknie jest to wszystko napisane, z poczuciem humoru i szacunkiem do opisywanych ludzi. Jest to też opowieść o zderzeniu dawnego świata z nowoczesnością, w czym bardzo mi przypomina kultową „Konopielkę” Edwarda Redlińskiego.
„Jednym z głównych zagrożeń tradycyjnych zwyczajów była dobra komunikacja, a potrzeby militarne w czasie wojny wymusiły budowę dróg do wielu odludnych miejscowości, które wcześniej opierały się próbom reform. Drogi, radio, telefon, a teraz napływ turystów, których wygląd i zachowanie z takim zapałem naśladowano, zwiastowały, zdaniem Don Alberta, koniec dawnej Hiszpanii.”
Drogi, radio, telefon, dziś dodalibyśmy jeszcze komputer, internet, nawigacja, wszystko, co uważamy za zdobycze cywilizacji i bez czego dziś nie moglibyśmy się obyć, bohaterowie postrzegali jako zagrożenie dla istnienia ich świata. Wiadomo, że postęp jest nieunikniony. Zmiany zachodzą nieprzerwanie. Dawniej i dzisiaj, zawsze spotykają się z niechęcią. Bo chcemy, żeby świat pozostał taki, jakim go znamy i w jakim czujemy się bezpiecznie. To ludzkie.
Norman Lewis opisuje sytuację z punktu widzenia swoich bohaterów, z książki wybrzmiewa nostalgia, on też kocha tę dawną Hiszpanię.
„W przeszłości nękała nas dżuma. Teraz nękają nas turyści, ale jak wszystkie choroby i ta kiedyś ustąpi. Przyjeżdżają do nas od roku i demoralizują nas. Za rok będzie lepiej. Słyszałem, że liczba rezerwacji spadła o połowę. […] to tylko chwilowa moda, jak hodowla świń.” - mówi jeden z bohaterów. Niestety nie miał racji.
„Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii” Normana Lewisa to prawdziwa perełka. Polecam z całego serca!
Wspaniała czytelnicza niespodzianka. Zabrałam się za czytanie wracając z Andaluzji. Chciałam zobaczyć choć cień dawnej Hiszpanii. Szukając książek o tym kraju (a niechęcona do Aleksandy Lipczak po jej niby reportażowej książce „Lajla znaczy noc”) trafiłam na „Głosy starego morza” Normana Lewisa. I zatonęłam. Ta książka jest absolutnie cudowna. Choć została wydana przez...
więcej Pokaż mimo toŚwietne, choć osadzone w prostej historii, bez udziwnień i nazbyt zawiłych opisów losy bohatera, a właściwie opowiedziana przez niego historia małej katalońskiej wioski, której był świadkiem.
Ta książka dzięki swej prostocie a zarazem kunsztowi Normana Lewisa jest najlepszym z dotychczas mi znanych opisów tempa zmian społecznych i gospodarczych, jakie dotykały, dotykają i będą dotykać tradycyjnie żyjące społeczności.
Naprawdę jest to lektura gorąca polecenia... dla każdego
Świetne, choć osadzone w prostej historii, bez udziwnień i nazbyt zawiłych opisów losy bohatera, a właściwie opowiedziana przez niego historia małej katalońskiej wioski, której był świadkiem.
więcej Pokaż mimo toTa książka dzięki swej prostocie a zarazem kunsztowi Normana Lewisa jest najlepszym z dotychczas mi znanych opisów tempa zmian społecznych i gospodarczych, jakie dotykały, dotykają i...
dużo w niej pięknych słów :)
dużo w niej pięknych słów :)
Pokaż mimo toKsiążka o powojennej Hiszpanii (1947? – 1950),odosobnionym skrawku wybrzeża na Costa Brava. Można ją przeczytać w jeden wieczór.
Podobała mi się ogromnie, a miałam duże oczekiwania, bo szukałam już jakiś czas „Starego morza”, nawet w antykwariatach. Super, że „Czarne” wznowiło, wielka szkoda, że skończyły mi się właśnie reportaże Lewisa wydane po polsku.
Bardzo dobra jest blurpowa metafora: „iberyjskie stu latach samotności non fiction” - oddaje zaskakującą epickość tej małej książeczki. I zaznaczę tu wyraźnie swoje zdanie: Lewis jest lepszy od Margueza.
Chciałabym zapamiętać Carmelę i jej „wszystko jest smaczne”, dom i cichy upór Cabezasa, delfiny „najgorszych wrogów rybaków”, trudny prezent wręczany przez Sebastiana: „trzeba było to zrobić, ale dobrze że już po wszystkim”, elegancką Marię Cabritas przeganiającą kozy, starszyznę obradującą wierszem, zakaz mycia dla „starców” po czterdziestce, wszystkie te ryby które sprawdzałam w necie, sukces połowów liczony małżeństwami, Glorię, która jechała umrzeć do Madrytu.
Piękna opowieść.
Książka o powojennej Hiszpanii (1947? – 1950),odosobnionym skrawku wybrzeża na Costa Brava. Można ją przeczytać w jeden wieczór.
więcej Pokaż mimo toPodobała mi się ogromnie, a miałam duże oczekiwania, bo szukałam już jakiś czas „Starego morza”, nawet w antykwariatach. Super, że „Czarne” wznowiło, wielka szkoda, że skończyły mi się właśnie reportaże Lewisa wydane po polsku.
Bardzo dobra...
dusze swoje spakowali i ruszyli w wielką toń
dusze swoje spakowali i ruszyli w wielką toń
Pokaż mimo to