-
Artykuły
Nowa książka autora „Wyspy tajemnic”: coś więcej niż kryminałEwa Cieślik2 -
Artykuły
„Foto Retro”, czyli XX-wieczna historia Warszawy zatrzymana w siedmiu albumachLubimyCzytać1 -
Artykuły
Najlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński19 -
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać4
Biblioteczka
2015-01-13
2014-10-09
Czy ujrzawszy kominiarza instynktownie chwytamy się za guzik, a na widok czarnego kota uciekamy w popłochu? A może wierzymy, że czterolistna koniczyna przynosi szczęście, zaś rozbite lustro stanowi zły omen? Owo bezzasadne przekonanie o istnieniu nadprzyrodzonych związków między określonymi zjawiskami oraz fatalnej mocy pewnych słów, rzeczy czy znaków, które zwykliśmy uważać za pozostałość po dawnych wierzeniach, jest głęboko zakorzenione w naszej kulturze. W domu, przedszkolu czy na placu zabaw – dzieci prędzej czy później poznają treść tych wciąż żywych w świadomości ludzi przesądów, warto więc zawczasu zadbać, by umiały je właściwie zinterpretować.
Renata Piątkowska w książce "Szczęście śpi na lewym boku" wzięła pod lupę najbardziej popularne zabobony. By podkreślić ich irracjonalny charakter, zmyślnie wplotła je w treść dziewięciu zabawnych i mądrych bajek. Mali czytelnicy przekonają się dzięki nim, że gwarantem pomyślności nie jest niepozorna roślinka o czterech listkach czy mieniący się w słońcu pieniążek, lecz uparte i wytrwałe dążenie do celu, jednolicie czarne umaszczenie niektórych kotów to nie wynik konszachtów z nadprzyrodzonymi siłami, zaś pukanie w niemalowane powierzchnie nie zapewni naszym planom powodzenia. Fikcyjności opowiadań dopełnia również plejada fantastycznych postaci: zamieszkujący ogrodową fontannę wodnik, skrywające się w drewnianych meblach zazdrosne licho bądź sprytny wysłannik piekieł – diabeł Asmodeusz.
„Jeśli teraz się zastanawiacie, czy w waszych sypialniach kłębią się gdzieś w kątach elfy, duszki, wiły lub liszki, to spieszę was uspokoić, że wszystkie te istoty mieszkają tylko w baśniowej krainie i w książkach z bajkami. Gdy zamykacie karty książki, one podwijają ogony, składają skrzydełka i zasypiają tam, zaklęte w słowa. Dlatego jeśli ktoś twierdzi, że może tupać, kłócić się i wrzeszczeć, bo wstał lewą nogą, to mu nie wierzcie. Nogi nie mają z tym nic wspólnego.
Oprócz oczywistego waloru dydaktycznego książka "Szczęście śpi na lewym boku" oferuje również odbiorcom znakomitą rozrywkę, bowiem poszczególne bajkowe opowieści napisane są przystępnie i dowcipnie, a duże, klasyczne ilustracje Edwarda Lutczyna znakomicie je uzupełniają. Pisarka nie pozostawia swym czytelnikom żadnych złudzeń: wiara w przesądy pozbawiona jest racjonalnych podstaw, a dobrobyt i świetlana przyszłość są wyłącznie efektem ciężkiej pracy oraz dobrego serca.
Czy ujrzawszy kominiarza instynktownie chwytamy się za guzik, a na widok czarnego kota uciekamy w popłochu? A może wierzymy, że czterolistna koniczyna przynosi szczęście, zaś rozbite lustro stanowi zły omen? Owo bezzasadne przekonanie o istnieniu nadprzyrodzonych związków między określonymi zjawiskami oraz fatalnej mocy pewnych słów, rzeczy czy znaków, które zwykliśmy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-26
Nadeszły upragnione wakacje, a wraz z nimi okres niczym nieskrępowanej swobody, relaksu i… niezwykłych przygód! Wraz ze swym ludzkim stadem Winter przemierza Polskę w bagażniku kombi, który dzieli ze swym nieodłącznym towarzyszem – Rudym.
Jak łatwo się domyślić, podróżowanie z psem, zwłaszcza ze sporych rozmiarów przedstawicielem rasy Alaskan Malamute, nie należy do najbardziej komfortowych. Zawczasu należy opracować drobiazgowy plan wyprawy: sprawdzić przyjazne dla zwierząt pensjonaty, zadbać o ich komfort i bezpieczeństwo zarówno podczas przejazdu, jak i samego pobytu, a także zaopatrzyć się w odpowiedni zapas pożywienia. Jednak nawet najbardziej przemyślana strategia nie znajduje zastosowania wobec wulkanu energii, jakim jest bohater "Wakacji grzecznego psa".
Podczas spokojnego relaksu nad mazurskimi jeziorami wdaje się on w głośną awanturę ze stadem miejscowych kur i wyjątkowo bezczelnym kogutem, wizyta w starym zamczysku niespodziewanie zmienia się w polowanie na ducha Białej Damy, zaś odwiedziny u przebywającego na obozie harcerskim Alka kończą się zdemolowanym polem namiotowym. Konsekwencje beztroskich wybryków malamuta spadają rzecz jasna na członków jego ludzkiego stada, wszak Winter uważa się za doskonale ułożonego i dobrze wychowanego psa.
„Ja na przykład zawsze jestem zadowolony (oczywiście pod warunkiem, że moja miska jest pełna i trafi mi się jakiś długi, porządny spacerek). Uwierzcie mi, że też mam swoje powody do narzekania, bo z ludźmi bywa naprawdę ciężko. Ale jakoś daję radę… Zwykle mam dobry humor i nie kręcę nosem na drobne niedogodności.”
Ze zbioru opowiadań pisarskiego duetu wyłania się nie tylko postać doskonałego wakacyjnego kompana, w towarzystwie którego nie sposób się nudzić, lecz także gotowego do heroicznych czynów bohatera. Czworonożny śmiałek bowiem staje w obronie swej właścicielki, która wdaje się w dyskusję z jegomościem, próbującym w lesie zutylizować swe odpady, godzi dwie opozycyjne frakcje podczas demonstracji, w wyniku czego zostaje mianowany Obrońcą Zwierząt, a nawet ratuje dziewczynkę przed dwoma groźnymi napastnikami!
Winter to urodzony gawędziarz – posługując się prostym, zrozumiałym nawet dla najmłodszych odbiorców językiem, żywo, barwnie i bez cienia fałszywej skromności przedstawia swe niecodzienne perypetie. Brak przydługich opisów czy zbędnych dygresji wpływa na wartkość akcji, a swobodny styl wypowiedzi sprawia, że nie sposób oderwać się od tej lektury. Błyskotliwa i niezwykle zabawna opowieść stanowi nie tylko znakomitą rozrywkę dla całej rodziny, ale i w przystępny (oraz humorystyczny) sposób pokazuje świat widziany oczyma psa. Dodatkowym atutem wszystkich tomów jest niewątpliwie jednolita szata graficzna: zachwycające żywą kolorystyką ilustracje Joanny Rusinek oraz graficzne, czarno-białe szkice znakomicie oddają klimat poszczególnych historyjek, a wydrukowane przypominającą odręczne pismo czcionką tytuły poszczególnych rozdziałów podkreślają ich żartobliwy charakter. Serdecznie polecam!
Nadeszły upragnione wakacje, a wraz z nimi okres niczym nieskrępowanej swobody, relaksu i… niezwykłych przygód! Wraz ze swym ludzkim stadem Winter przemierza Polskę w bagażniku kombi, który dzieli ze swym nieodłącznym towarzyszem – Rudym.
Jak łatwo się domyślić, podróżowanie z psem, zwłaszcza ze sporych rozmiarów przedstawicielem rasy Alaskan Malamute, nie należy do...
2014-09-03
W tomie tym sympatyczny narrator z niesfornego szczeniaka przeistacza się w całkiem dorosłego i… obdarzonego nieposkromionym temperamentem psa. Winter w dalszym ciągu wykazuje ogromną ochotę na wszelkie swawole i skwapliwie wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję, by się oswobodzić i pomknąć w nieznane. Z determinacją i podziwu godną odwagą broni też swego terytorium, które po wyprowadzce z mieszkania w bloku znacznie się powiększyło. Zwierzę ma teraz do dyspozycji przydomowy ogród, który z lubością penetruje, nie oszczędzając przy tym kwitnących krzewów czy ozdobnych klombów. Od czasu, kiedy do rodziny bohatera dołączył nowy członek (mały, rudy kundelek ze śmiesznie oklapniętymi uszkami), spadło na niego także znacznie więcej obowiązków, związanych z dbaniem o honor stada. Życie rasowego alaskan malamuta nie należy do łatwych!
Wrodzona ciekawość świata i wysoko rozwinięty instynkt poznawczy czworonoga sprawiają, że nie umie on zbyt długo pozostawać w bezruchu. Żądny przygód, aktywnie uczestniczy we wszystkich domowych uroczystościach, nierzadko siejąc przy tym niemałe spustoszenie. Podczas kinder party przyjacielskie zamiary psa stają się co prawda głównym źródłem dziecięcego chaosu, jednak już chęć pomocy w opróżnianiu talerzy, zaproszonych na powitalnego grilla gości powoduje, że napięta początkowo atmosfera rozładowuje się, a ogrodowe przyjęcie skutkuje zacieśnieniem dobrosąsiedzkich stosunków.
„(…) jak pewnie wiecie, nie reaguję na komendę <<stój>>, jak również na inne tego typu komendy. Właściwie nie przypominam sobie, żebym reagował na jakąkolwiek komendę i prawdę mówiąc, jestem z tego dumny. Nie myślcie sobie, że jestem nieposłuszny. Nic z tych rzeczy. Po prostu wiem, jak mam się zachować i nie potrzebuję do tego żadnych komend.”
Mimo że Winter przysparza swym właścicielom mnóstwa problemów, to są oni do niego głęboko przywiązani i darzą go prawdziwie szczerym uczuciem. Malamut odwdzięcza się Henrykowi, Hance, Julii i Alkowi bezgranicznym oddaniem i „całą miłością, która siedzi w nim od niepamiętnych czasów”. Do czasu, kiedy za sprawą pewnej szaro-białej husky z błękitnymi oczami, jego świat wywraca się do góry… łapami.
Oprócz potężnej dawki humoru, w "Nowych przygodach grzecznego psa", czytelnik odnajdzie również cenne wskazówki, dotyczące właściwej opieki nad żywymi stworzeniami. Rzeczywistość, postrzegana z psiej perspektywy, znacznie różni się bowiem od ludzkiego pojmowania świata. Wojciech Cesarz i Katarzyna Terechowicz uświadamiają zarówno małym, jak i dorosłym odbiorcom, że pewne zachowania wobec zwierząt (jak choćby polewanie lodowatą wodą w upalny dzień czy huk pękającego balona) są NIEDOPUSZCZALNE. Należy zawsze o tym pamiętać!
W tomie tym sympatyczny narrator z niesfornego szczeniaka przeistacza się w całkiem dorosłego i… obdarzonego nieposkromionym temperamentem psa. Winter w dalszym ciągu wykazuje ogromną ochotę na wszelkie swawole i skwapliwie wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję, by się oswobodzić i pomknąć w nieznane. Z determinacją i podziwu godną odwagą broni też swego terytorium,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-28
Zapewne niejeden miłośnik zwierząt zastanawiał się niejednokrotnie, jak postrzega świat jego pupil. Czy jego byt ogranicza się jedynie do zaspokajania elementarnych potrzeb? A może, by prawidłowo się rozwijać, potrzebuje również uwagi i systematycznie okazywanego mu zainteresowania? Na te i wiele innych, zaskakujących często pytań, odpowiedzi udziela przesympatyczny szczeniak o wdzięcznym imieniu Winter.
Snucie zabawnej opowieści malamut rozpoczyna od przedstawienia członków swego ludzkiego stada: wiecznie zrzędzącego Henryka, który nie znosi, kiedy coś (lub KTOŚ) zakłóca jego spokój i wprowadza chaos do perfekcyjnie uporządkowanego życia, obdarzoną anielską cierpliwością Hankę, która nierzadko ratuje swego czworonożnego ulubieńca, ukrywając opłakane skutki jego niesfornych poczynań, a także Alka i Julię – rodzeństwo zawsze gotowe do spontanicznej zabawy z nowym lokatorem. Początki ich wspólnej egzystencji nie należą do najłatwiejszych, jednak z biegiem czasu Winter podbija serce wszystkich domowników.
"Pamiętnik grzecznego psa" to zapis zwyczajnych – niezwyczajnych przygód niezbyt zdyscyplinowanego zwierzaka, którego wszędobylski nos i żywiołowy charakter często wpędzają w nie lada tarapaty. I tak rutynowa kontrola u weterynarza kończy się reanimacją królika, który doznał zawału, zwykła kąpiel skutkuje zalanym i zdemolowanym mieszkaniem, zaś spokojny spacer znajduje finał w sadzawce z lodowatą wodą. Nieposkromiona natura i gwałtowne odruchy naszego bohatera dają o sobie znać także podczas wystawy psów rasowych (wszak Winter posiada rodowód!), zakończonej głośną awanturą oraz na planie filmowym reklamy ciasteczek, który po wizycie malamuta do złudzenia przypomina pobojowisko…
„Ciągle słyszę od moich Państwa, że mam być grzeczny. Ale czy można mieć pretensje do psa, że wytrzepał się w jadalni i zachlapał ściany? Przecież byłem cały mokry! Jestem bardzo grzecznym psem i w dodatku – uważnym obserwatorem rzeczywistości. I widzę, że to ludzi można by nauczyć tego i owego. Na przykład taplania się w kałuży! Albo szaleńczego biegu! Przecież życie jest za krótkie na ciągłe podawanie łapy i chodzenie przy nodze, prawda?”
Choć niektórzy dość nerwowo reagują na spontaniczne próby lizania po twarzy czy radosnego skakania na pierś, to pogodne i towarzyskie usposobienie zjednuje przedstawicielowi rasy Alaskan Malamute wielu przyjaciół. Z kolei nieprzeciętna ciekawość otaczającego świata sprawia, że i my zaczynamy dostrzegać w najbanalniejszym wydarzeniach dnia codziennego nowe, niezwykłe możliwości.
Literacki debiut Wojciecha Cesarza i Katarzyny Terechowicz jest doskonałym narzędziem w nauce akceptacji obecności zwierzęcia w domu. Autorzy pokazują, że dzielenie przestrzeni ze stworzeniem, które bywa niepokorne i hałaśliwe, bywa trudne i niekomfortowe, a pies to żywe stworzenie, które musi być odpowiednio pielęgnowane i otaczane troską. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy wahają się nad przygarnięciem pod swój dach czworonoga!
Zapewne niejeden miłośnik zwierząt zastanawiał się niejednokrotnie, jak postrzega świat jego pupil. Czy jego byt ogranicza się jedynie do zaspokajania elementarnych potrzeb? A może, by prawidłowo się rozwijać, potrzebuje również uwagi i systematycznie okazywanego mu zainteresowania? Na te i wiele innych, zaskakujących często pytań, odpowiedzi udziela przesympatyczny...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-22
Jak często zastanawiamy się nad sensem swego istnienia? Czy w natłoku codziennych obowiązków zdarza nam się poświęcić choć chwilę na osobistą refleksję? Czy nasza egzystencja sprowadza się tylko do mechanicznie odtwarzanych powszednich czynności? A może pragniemy czerpać z życia pełnymi garściami, wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, by rozwijać się duchowo i osiągnąć pełnię szczęścia, ale zwyczajnie brakuje nam odwagi? Bohater książki Mateusza Czarneckiego przez znaczną część swego życia również stara się sprostać przede wszystkim oczekiwaniom innych, nie koncentrując się na własnych pragnieniach, nadziejach czy marzeniach. Jednak egzotyczna podróż zmienia całkowicie jego nastawienie do świata...
Teodor jest człowiekiem sukcesu – świetnie prosperujące przedsiębiorstwo, własne mieszkanie oraz samochód, perfekcyjna partnerka. Każdego dnia wraz z doskonale skrojonym garniturem przywdziewa maskę, by idealnie dopasować się do roli prezesa zarządu dużej firmy. Nastawiony na realizację służbowych celów, osiąganie określonych wyników, generujący skrupulatnie przekalkulowane zyski. Życie prywatne młodego mężczyzny niczym nie odbiega od korporacyjnego schematu, bowiem tkwi on w układzie, który sam określa mianem „syntetycznej namiastki bliskości”.
„Kiedyś mnie to wszystko jarało, naprawdę, przyjemność miałem z tego ogromną. Satysfakcję. Czułem się jak zdobywca nowych lądów. Ale już tak nie jest. Teraz jest przede wszystkim stres, tłumaczenie się przed klientami za błędy, którym wcale nie ja jestem winny. Wypalenie. Często nieprzespane noce. Nie wiem też, gdzie podziało się kilka ostatnich lat mojego życia. Co ja w tym czasie zrobiłem? Napisałem miliony maili? Myślisz, że o tym będę pamiętał, mając sześćdziesiąt-siedemdziesiąt lat, o ile nie zejdę wcześniej na zawał? Bzdura. Przegapiłem jakiś moment, zagłuszyłem siebie i pędzę cały czas w kierunku, o którym chyba nie do końca marzyłem. Przestałem to kontrolować.”
Wiedziony impulsem, kupuje bilet lotniczy i wyrusza w podróż do Indii, która zapoczątkowuje metamorfozę jego światopoglądu. Z anonimowych wnętrz szklanych biurowców bohater przenosi się na tętniące życiem zatłoczone ulice Bombaju, wypełnione rykiem klaksonów, przekleństwami miotanymi przez zniecierpliwionych kierowców i jazgotliwymi nawoływaniami ulicznych handlarzy. Nie mając sprecyzowanego planu działania, Teo daje się porwać przygodzie, otwiera na nowe doznania, smakuje każdą chwilę. Nieoczekiwane spotkanie z piękną muzułmanką sprawia zaś, że budzą się w nim uśpione dotąd uczucia i emocje. Oczarowany Amirą, postanawia definitywnie zmienić swą dotychczasową ponurą egzystencję, naiwnie wierząc, że najbliżsi bezwarunkowo zaakceptują jego nagłą decyzję. Niestety w wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności, z dnia na dzień pozbawiony zostaje dorobku swego życia...
Wydawać by się mogło, iż utrata starannie wypracowanej pozycji społecznej oraz zajęcia, umożliwiającego zapewnienie środków niezbędnych do przeżycia, doprowadzi bohatera do załamania. Nie mając jednak nic do stracenia, rusza w nieznane.
Książka "Otwórz oczy, zaraz świt" skonstruowana jest z dwóch części. W pierwszej poznajemy Teodora, młodego biznesmena, zmagającego się z wypaleniem zawodowym i niespełnieniem w sferze uczuciowej. Dynamicznie rozgrywająca się akcja odpowiada tu intensywnym zmianom, zachodzącym w umyśle i duszy głównego bohatera. W drugiej zaś tempo narracji zdecydowanie zwalnia, ustępując miejsca refleksjom i rozterkom egzystencjalnym Teo, który pragnie odkryć prawdę o sobie.
„Odpowiedzieć na te pytania, które zdefiniowałyby nas samych, nasze pragnienia i cele to chyba najważniejsze, co mamy... co w ogóle moglibyśmy mieć do zrobienia. Odpowiedzieć samemu sobie, <<kim tak naprawdę jestem>>, to rzecz arcytrudna, ja wiem, ale jeśli umrzesz, nie odnajdując odpowiedzi, to trochę tak, jakbyś nie żył, a zamiast ciebie przez te kilkadziesiąt lat istniała jakaś galaretowata istota dopasowująca się tylko i wyłącznie do foremki, w którą została włożona. Co gorsza, niektórzy całe życie potrafią przeżyć w przekonaniu, że oni naprawdę są tą foremką, że ta foremka, w którą ich wsadzono, to prawdziwi oni, i umierają, nigdy dla samych siebie się nie rodząc. To chyba jedna z niewielu rzeczy w życiu, które są naprawdę warte zachodu. Także, jeśli uważasz, że coś jest w twoim życiu nie tak, to zmień to. Szukaj prawdziwego siebie, który w tobie samym na pewno jest gdzieś zakopany. I nie przestawaj, póki nie odnajdziesz. Nie umierasz przecież za pięć minut, ciągle jest jeszcze o co walczyć.”
Debiut literacki Mateusza Czarneckiego z powodzeniem można by określić mianem prozy psychologicznej, bowiem kluczowym elementem konstrukcyjnym fabuły czyni autor doznania i przeżycia wykreowanej przez siebie postaci. Konfesyjny charakter powieści podkreśla również jej pamiętnikarska forma. Z kolei dokonywany na bieżąco zapis przebiegu i wrażeń z podróży, pozwala zaklasyfikować tę lekturę do kręgu literatury podróżniczej. Wraz z bohaterem odwiedzamy nie tylko najbardziej reprezentatywne dla Indii miejsca – kunsztownie zdobione świątynie czy perły lokalnej architektury, lecz zaglądamy również do omijanych przez europejskich turystów dzielnic, opuszczonych hoteli i miejsc odosobnienia – mekki dla poszukujących równowagi duchowych odkrywców. To właśnie w jednym z buddyjskich klasztorów Teo odnajduje upragniony spokój i spływa na niego „natchnienie”.
"Otwórz oczy, zaraz świt" to lektura bardzo osobista, a każda strona stanowi potwierdzenie, iż opisane w niej zdarzenia są inspirowane autentycznymi wydarzeniami z życia pisarza. Autorowi udało się jednak uniknąć mentorskiego tonu wypowiedzi, próżno tu również doszukać się prób narzucenia odbiorcom własnego punktu widzenia czy nawrócenia ich na „jedyną słuszną życiową drogę”. Mateusz Czarnecki we właściwym sobie swobodnym stylu przypomina jedynie prawdy, o których w gonitwie codzienności zapominamy. Przekonuje, że niezbędne do osiągnięcia szczęścia narzędzia są w naszym posiadaniu – wystarczy jedynie mieć odwagę, by po nie sięgnąć.
Jak często zastanawiamy się nad sensem swego istnienia? Czy w natłoku codziennych obowiązków zdarza nam się poświęcić choć chwilę na osobistą refleksję? Czy nasza egzystencja sprowadza się tylko do mechanicznie odtwarzanych powszednich czynności? A może pragniemy czerpać z życia pełnymi garściami, wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, by rozwijać się duchowo i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-13
Czy od częstego mycia ręce robią się mniejsze? Czy ze wstydu można się skurczyć? Czy nocne zjawy rzeczywiście uciekają w popłochu przed światłem? Te i inne problematyczne kwestie zajmują Piotrusia – obdarzonego pogodnym usposobieniem przedszkolaka, który z powagą, ale i poczuciem humoru opowiada czytelnikom o swych „życiowych perypetiach”.
Spośród dziesięciu, składających się na książkę opowieści, wyłania się postać rezolutnego chłopca, który z pomocą najbliższych przezwycięża codzienne trudności: pokonuje strach przed groźnie wyglądającą sąsiadką, do złudzenia przypominającą złowrogą czarownicę, zmienia swoje nastawienie do nowo przybyłego do grupy kolegi, przekonuje się, że zwierzęta są żywymi stworzeniami i trzeba o nie należycie dbać, a nawet znajduje sposób na przełknięcie wyjątkowo ohydnego lekarstwa! Przygody, jakie przeżywa Piotruś, stanowią dlań inspirację przy tworzeniu nie tylko najładniejszych, ale i przepełnionych mądrością bajek, umieszczonych w zakończeniu każdego rozdziału.
W przystępny i zrozumiały dla najmłodszych odbiorców sposób autorka zaprezentowała w swym dziele skuteczne sposoby na oswojenie gnębiących maluchy lęków oraz proste rozwiązania niełatwych zagadnień. Niejeden maluch zapewne zacznie identyfikować się z osobą głównego bohatera i zechce przetestować jego metody radzenia sobie w kłopotliwych sytuacjach, zaś pozytywne przesłanie, płynące z każdej opowiastki (zwłaszcza z tych, „wymyślonych” przez Piotrusia), da mu poczucie gwarantowanego sukcesu.
O świecie dziecięcych przeżyć i emocji Renata Piątkowska pisze rozważnie, ciepło, ale i zabawnie, czego oczywistym dowodem będą z pewnością wybuchy serdecznego śmiechu, towarzyszące wspólnej lekturze.
„– Kochanie, wspaniale sobie poradziłeś, ale założyłeś buty na złe nogi – powiedziała.
– Jak to?! – spojrzałem w dół. – Ja przecież nie mam innych nóg!”
Dodatkowym atutem książki są niewątpliwie zachwycające żywą kolorystyką ilustracje Artura Gulewicza, znakomicie oddające klimat poszczególnych historyjek. Nic dziwnego, że publikacja "Na wszystko jest sposób" została wpisana na Złotą Listę Fundacji ABC XXI, inicjatora akcji „Cała Polska czyta dzieciom”.
Czy od częstego mycia ręce robią się mniejsze? Czy ze wstydu można się skurczyć? Czy nocne zjawy rzeczywiście uciekają w popłochu przed światłem? Te i inne problematyczne kwestie zajmują Piotrusia – obdarzonego pogodnym usposobieniem przedszkolaka, który z powagą, ale i poczuciem humoru opowiada czytelnikom o swych „życiowych perypetiach”.
Spośród dziesięciu, składających...
2014-06-02
Przypuszczalnie każde dziecko choć raz stanowczo wyraziło chęć zmiany swego imienia. Prawdopodobnie niejeden maluch zgubił się kiedyś i przerażony nie mógł odnaleźć drogi powrotnej. Z pewnością u większości kilkulatków wizyta w gabinecie operującej strzykawką pielęgniarki budzi lęk, a z kątów niektórych pokojów po zmierzchu wyłaniają się straszydła. Te, znane doskonale zarówno małym, jak i dojrzałym odbiorcom sytuacje, stanowią dla bohaterów dzieła Renaty Piątkowskiej tytułowy „twardy orzech do zgryzienia”.
W zbiorze dziesięciu niedługich historyjek autorka zaprezentowała plejadę barwnych dziecięcych indywidualności. Poznajemy obdarzonych nieskończenie bogatą wyobraźnią Mateusza i Malwinkę, zatroskanego o zdrowie sąsiadki Adasia, niezbyt pewnego siebie Tomka, a także Franka – marzyciela i Julkę – złośnicę. Każdy z nich posiada wyjątkowe przymioty charakteru, choć często nie zdają sobie z tego sprawy. Wówczas z pomocą przychodzą bliscy – pomysłowa wychowawczyni, kochający rodzice czy wdzięczna staruszka, uświadamiający malcom, że drzemie w nich ukryty talent, który może przejawiać się w najprostszych powszednich czynnościach.
„Czy prawdziwy bohater musi być wielki, odważny i niezwykle silny?
Czy musi biegać w stroju Batmana z dwoma mieczami za pasem? Nie!”
W swym tomiku opowiastek pisarka zawarła sporą dawkę poczucia humoru, dozę optymizmu, a także praktyczną lekcję radzenia sobie w codziennych tarapatach, z której z pewnością skwapliwie skorzystają najmłodsi czytelnicy. Zaś prosty język, jakim operuje Renata Piątkowska, jasny przekaz poszczególnych utworów oraz zdobiące tekst zabawne, kolorowe ilustracje, których autorem jest Artur Nowicki, przypadną do gustu najbardziej wymagającym dorosłym odbiorcom. Świetna rozrywka gwarantowana!
Przypuszczalnie każde dziecko choć raz stanowczo wyraziło chęć zmiany swego imienia. Prawdopodobnie niejeden maluch zgubił się kiedyś i przerażony nie mógł odnaleźć drogi powrotnej. Z pewnością u większości kilkulatków wizyta w gabinecie operującej strzykawką pielęgniarki budzi lęk, a z kątów niektórych pokojów po zmierzchu wyłaniają się straszydła. Te, znane doskonale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-16
2014-05-15
2014-04-07
2014-02-04
2013-11-15
Opowiadanie jest niezwykle wymagającą formą prozatorską. Ów niewielkich rozmiarów utwór o prostej, zazwyczaj jednowątkowej fabule, charakteryzuje się daleko posuniętą swobodą kompozycyjną, epizodycznością fabuły, obecnością dygresji, partii opisowych i refleksyjnych[1]. Właściwe wyważenie tych części składowych, zbudowanie odpowiedniego napięcia czy wyraźne zaakcentowanie zakończenia, stanowi nie lada wyzwanie dla pisarza. Niesłabnąca popularność dzieł Erica-Emmanuela Schmitta – francuskiego prozaika, w którego literackim dorobku znajdują się liczne zbiory opowiadań – zdawałaby się potwierdzać pozycję autora w gronie „mistrzów krótkiej formy”. Niestety, w najnowszej na rodzimym rynku wydawniczym publikacji, prezentuje nie tylko treści wtórne, ale i banalne.
Tom "Małżeństwo we troje" otwiera historia "Dwóch panów z Brukseli" – pary homoseksualistów, których los w niecodzienny sposób splata się ze zwyczajnym życiem Geneviève Grenier. Podczas ceremonii zaślubin tej młodziutkiej dziewczyny z wybrankiem jej serca, Jean i Laurent, skryci w cieniu katedry, również składają sobie przysięgę miłości i wierności. Nieświadoma roli świadka tajnego rytuału kobieta staje się obiektem zainteresowania dwojga mężczyzn – towarzyszą jej w przełomowych momentach, współczują w niedoli, dyskretnie wspomagają finansowo, lecz przede wszystkim roztaczają czułą opiekę nad jej synem, Davidem. Nieznajoma Geneviève staje się im bliższa niż ktokolwiek inny.
Na przykładzie „bliźniaczych par” autor dokonuje jednoznacznej, choć dość powierzchownej oceny trwałości relacji – homoseksualnej i heteroseksualnej: „Byli parą mężczyzn, ta anormalność jednak paradoksalnie ułatwiała im życie, ponieważ dwoje ludzi tej samej płci jest dla siebie bardziej czytelnych niż osobnicy różnej płci.” Schmitt dołącza tu swój głos nie tylko do debaty, dotyczącej legalizacji związków osób tej samej płci, ale również adopcji dzieci przez te pary. Głos mało odkrywczy, niemniej ważny.
W opowiadaniu, zatytułowanym "Pies", przedstawia pisarz naznaczone obozową traumą dzieje szanowanego lekarza Samuela Heymanna. Ów skryty jegomość w liście pożegnalnym wyjawia nowo przybyłemu do miasteczka pisarzowi mroczną tajemnicę swego życia: zdradę kolegi ze szkolnej ławy, w wyniku której stał się ofiarą nazistowskiego terroru oraz źródło głębokiego przywiązania do psa – owczarka francuskiego o wdzięcznym imieniu Argos.
Ten wzruszający utwór z pewnością pobudzi miłośników zwierząt do refleksji nad charakterem relacji pan-ukochany pupil. Autor zdaje się potępiać bezgraniczne oddanie i bezwarunkowe zaufanie, jakim właściciele obdarzają niekiedy swych czworonogów, co rzutuje na charakter i trwałość więzi międzyludzkich. Jednocześnie przypomina okrucieństwo epoki masowej eksterminacji i wskazuje na nieusuwalne piętno doświadczeń obozów zagłady. Pies stanowi niezbyt udaną kompilację tych dwóch, skrajnie odmiennych zagadnień.
"Małżeństwo we troje", któremu zbiór zawdzięcza swój tytuł, jest laurką wystawioną genialnemu kompozytorowi, którego fenomen świat docenił dopiero po śmierci. Wierząc w przytoczoną przez Schmitta historię, do zaistnienia muzyki Mozarta w świadomości ludzi znacząco przyczynił się mąż wdowy po utalentowanym muzyku. Ów niepozorny Duńczyk nie tylko drobiazgowo skatalogował i opisał całą spuściznę po znakomitym artyście, lecz przede wszystkim wprowadził jego muzykę na salony.
Pisarz w utworze tym daje się poznać jako prawdziwy pasjonat muzyki poważnej. Odkrywa przed czytelnikiem nieznane fakty z życia wybitnej osobowości, za jaką powszechnie uznaje się Wolfganga Amadeusza Mozarta, a także przypomina, iż miłość i przywiązanie przybierają niekiedy przeróżną formę.
Przedostatnie opowiadanie pt. "Serce w popiele" to studium niełatwych siostrzanych relacji. Katrin to przebojowa kobieta z dynamicznie rozwijającą się karierą zawodową, która zmusza ją do odbywania licznych zagranicznych podróży. Opieką nad dotkniętym wadą serca dzieckiem obarcza Almę, która gorycz rodzicielskiej porażki rekompensuje bezgranicznym oddaniem choremu siostrzeńcowi. Śmierć jednego chłopca staje się szansą na życie drugiego.
Francuski prozaik w szkicu swym zwraca uwagę na złożony problem, jakim jest transplantacja organów. Wskazuje na zawiłości systemu prawnego, uniemożliwiającego identyfikację anonimowego dobroczyńcy oraz konsekwencje utajniania tych danych. Tłem rozgrywających się tu wstrząsających wydarzeń czyni dziki i nieskażony cywilizacją krajobraz Islandii, której spokój zakłóca nagłe przebudzenie uśpionego dotąd wulkanu. Ta gwałtowna erupcja zbiega się w czasie z dramatycznymi przeżyciami głównych bohaterów, jeszcze je potęgując.
Zbiór zamyka "Dziecko upiór" – krótki utwór traktujący o emocjonalnych konsekwencjach aborcji. Séverine i Benjamin są szczęśliwą i spełnioną zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej parą. Osiągnąwszy niebywały sukces w profesjach, jakie wykonują, decydują się nie zwlekać dłużej z decyzją o założeniu rodziny. Tymczasem okazuje się, że oboje są nosicielami genów, które narażają ich potencjalne potomstwo na choroby grożące upośledzeniem, a płód, jaki niemłoda już kobieta nosi po sercem, dotknięty jest niebezpiecznym schorzeniem – mukowiscydozą. Zdruzgotani rodzice, obawiając się trudności, związanych z opieką nad nieuleczalnie chorym dzieckiem, decydują się przerwać ciążę. Widmo nienarodzonego ostatecznie burzy ich dotychczasową sielankę, doprowadzając do rozpadu długoletniego związku.
Eric-Emmanuel Schmitt na przestrzeni kilkuset stron porusza wiele społecznie ważnych, wciąż pozostających w sferze tabu tematów. I choć są to zagadnienie ważne z punktu widzenia współczesnego człowieka, to umieszczenie ich w tak niewielkim objętościowo zbiorze spłyca ich odbiór. Kwestie, które należało poddać dogłębnej analizie, potraktowano tu w sposób pobieżny i trywialny.
W tomie "Małżeństwo we troje" pisarz „upchnął” pięć diametralnie różnych opowieści, obdarzonych rzekomo wspólnym mianownikiem. Czytelnikom, którym trudność mogłoby sprawić rozwikłanie owego „uniwersalnego przesłania”, drobiazgową wykładnię przedstawia autor w dzienniku, znajdującym się na ostatnich kartach książki. Schmitt nie tylko zdradza w nim okoliczności powstawania poszczególnych historii, wskazuje źródła, z których czerpał inspirację podczas konstruowania fabuły, ale i dokonuje szczegółowej interpretacji! Odbiorcom do samodzielnego odkrycia nie pozostaje dokładnie nic[2].
Przedostatni akapit zbioru stanowi doskonałą (acz zapewne niezamierzoną) puentę:
„Bruno i Yann dodają, że te opowiadania mówią także o miłości. Jest to dla mnie tak naturalne, że nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zresztą, czy kiedykolwiek napisałem opowiadanie, które mówiło o czymś innym?”
W tym problem, monsieur Schmitt.
[1] M. Głowiński, T. Kostkiewiczowa, A. Okopień-Sławińska, J. Sławiński, Słownik terminów literackich, pod red. J. Slawińskiego, Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo, Wrocław 2005, [hasło: opowiadanie], s. 359.
[2] Wypadałoby w tym miejscu podziękować polskiemu wydawcy, że nie zdecydował się umieścić pamiętnika na początku publikacji. Z pewnością pozytywnie wpłynęło to na ilość sprzedanych egzemplarzy.
Opowiadanie jest niezwykle wymagającą formą prozatorską. Ów niewielkich rozmiarów utwór o prostej, zazwyczaj jednowątkowej fabule, charakteryzuje się daleko posuniętą swobodą kompozycyjną, epizodycznością fabuły, obecnością dygresji, partii opisowych i refleksyjnych[1]. Właściwe wyważenie tych części składowych, zbudowanie odpowiedniego napięcia czy wyraźne zaakcentowanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-09-18
„Honor kobiety to honor domu, honor domu to honor rodziny, honor rodziny to honor mężczyzny”[1]
Honor – pojęcie nierozerwalnie związane z poczuciem godności osobistej i dbałością o dobre imię. W cywilizacji europejskiej utożsamiane z fundamentalnym wyznacznikiem etosu rycerskiego, którego wpływy – jako chwalebnego modelu postępowania – zaznaczyły się w wielu kręgach kulturowych. Kodeks, jakim kierował się idealny średniowieczny wojownik, zakładał nie tylko bezwarunkowy respekt dla władcy, estymę wobec damy serca, odwagę i męstwo na polu walki oraz szacunek dla przeciwnika, lecz obejmował również hołdowanie wyższym wartościom. Rycerz zatem winien odznaczać się dobrocią, mądrością, sprawiedliwością, nierzadko miłosierdziem wobec niżej odeń urodzonych. Oddany wobec monarchy, solidarny z przedstawicielami swego stanu, gotów bronić wyznawanej wiary i stać na straży własnych ideałów – ów uniwersalny typ bojownika, pomimo licznych ewolucji, przetrwał w świadomości wielu tradycyjnych zbiorowości.
Elif Shafak w najnowszym dziele, zatytułowanym "Honor", zwraca uwagę na istnienie charakterystycznego zespołu norm i wartości, który wciąż pozostając aktualny, organizuje życie określonej grupy autochtonicznej. Na przykładzie losów Pembe i Jamili, mieszkanek kurdyjskiej wioski nad Eufratem pokazuje, iż „podstawową wartością jest (…) honor rodziny. Rodzina to największa świętość w społeczeństwie, [a] każde działanie przeciwko rodzinie wymaga odwetu”[2].
„Nie każdy potrafi to zrozumieć, lecz honor jest wszystkim, co niektórzy mężczyźni mają na tym świecie. Bogaci mogą sobie pozwolić na to, by tracić i odzyskiwać reputację, kupują ją sobie więc tak beztrosko, jak gdyby zamawiali nowy samochód albo przemeblowywali willę, ale w przypadku innych ludzi sprawa wygląda zupełnie inaczej. Im mniej zamożny człowiek, tym wyżej ceni honor. Anglicy nie rozumieją tych odwiecznych zasad. Ich żony mogą się całować z innymi mężczyznami, pić alkohol i tańczyć z nieznajomymi, a mężowie tylko przyglądają się temu z uśmiechem. Mężczyzna okradziony z honoru umiera za życia. Gdyby tak się stało, nie może więcej pokazać się na ulicy, chyba że nie oderwie oczu od bruku pod nogami. Nie mógłby pójść do herbaciarni, zagrać partyjki tryktraka ani obejrzeć meczu piłkarskiego w pubie. Chodziłby przygarbiony, miał zaciśnięte pięści i zapadłe oczy, a w obliczu plotek stałby się apatycznym wrakiem człowieka, który dosłownie niknie w oczach. Nikt nie zwracałby uwagi na jego słowa, bo nie byłyby warte więcej niż zeschłe łajno. Nikt nie przyjąłby od niego papierosa, a jego kawa do ostatniej kropli miałaby gorzki smak. Nikt nie zaprosiłby go na żadne wesele, obrzezanie ani zaręczyny, bo wszyscy baliby się, że ściągnie na nich nieszczęście. Siedziałby sam w kącie, otoczony pogardą, i usychałby jak owoc, który spadł z drzewa.”
Iskender nie mógł pozwolić by hańba okryła dobre imię rodu Topraków. Wychowany w przeświadczeniu, iż to mężczyzna dzierży władzę i jest odpowiedzialny za nieskazitelny wizerunek swej rodziny w lokalnej wspólnocie, czuł się zobligowany, by wszelkie odstępstwa od panujących obyczajów surowo karać. Zwłaszcza wówczas, gdy dopuszczają się ich najbliżsi domownicy.
Dylemat moralny, przed jakim staje ów młodzieniec, dodatkowo potęguje przestrzeń, w jakiej żyje. Rozluźnienie obyczajowe angielskiego społeczeństwa stoi w opozycji z przekonaniami człowieka, ukształtowanego przez tradycję muzułmańską. Zderzenie kultury zachodniej ze wschodnią szczególnie wyraźnie zaznacza się na przykładzie statusu kobiety. W tradycyjnych islamskich familiach bowiem strefa kobiecej aktywności ogranicza się zasadniczo do sprawowania pieczy nad ogniskiem domowym. Całkowicie podporządkowana woli mężczyzny niewiasta winna prowadzić się skromnie i pobożnie.
W społecznościach, które nie uznają patriarchalnego modelu rodziny, przedstawicielek płci pięknej nie ograniczają surowe reguły postępowania: mogą swobodnie wypowiadać własne zdanie, prowadzić życie towarzyskie oraz samodzielnie podejmować pracę zarobkową. W kontaktach z mężczyznami dopuszczalna jest poufałość, emocjonalność czy spontaniczne okazywanie uczuć.
Młody emigrant nie do końca odnajduje się w nowej rzeczywistości. Zewsząd otoczony członkami różnych narodowości, z nikim nie potrafi nawiązać bliskiej, opartej na zrozumieniu i zaufaniu relacji. W etnicznym konglomeracie, jakim jest dwudziestowieczna Anglia, wciąż poszukuje własnej tożsamości, a zmiany, jakim podlega jego rodzina, odbywają się bez udziału jego woli.
Narracja powieści snuta jest z kilu perspektyw. Na tle obiektywnej, trzecioosobowej relacji wyraźnie zaznacza się osobista refleksja Esmy, zapiski pamiętnikarskie osadzonego w więzieniu Iskendera oraz liczne zabiegi retrospektywne. Takie konstruowanie fabuły w niczym nie zaburza jednak jej płynności, przeciwnie – historia zyskuje na wiarygodności, bowiem głosy poszczególnych bohaterów łączą się, uzupełniając ją nie tylko o nowe wątki, lecz przede wszystkim własne motywacje.
W swym najnowszym dziele Elif Shafak skupia się na społecznym problemie, jakim są zabójstwa honorowe. Autorka snuje swą opowieść niespiesznie, dbając nie tyle o zaspokojenie ciekawości odbiorcy, co o dogłębną analizę psychologiczną sprawcy tak krwawego odwetu. Mimo, iż próżno na kartach "Honoru" szukać orientalnego kolorytu, jakim przesiąknięte są zwykle powoływane przez turecką pisarkę do życia światy, to czytelnika z pewnością usatysfakcjonuje zręcznie skonstruowana warstwa fabularna. Egzotyka ustępuje tu miejsca refleksji, a melancholia bierze górę nad malowniczością. Zdecydowanie warto zgłębić tę poruszającą sagę.
[1] J. Kret, "Planeta według Kreta", Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011, s. 147.
[2] Tamże, s. 145.
„Honor kobiety to honor domu, honor domu to honor rodziny, honor rodziny to honor mężczyzny”[1]
Honor – pojęcie nierozerwalnie związane z poczuciem godności osobistej i dbałością o dobre imię. W cywilizacji europejskiej utożsamiane z fundamentalnym wyznacznikiem etosu rycerskiego, którego wpływy – jako chwalebnego modelu postępowania – zaznaczyły się w wielu kręgach...
2013-09-04
2012-10-18
2012-09-23
2012-04-04
Większość czytelników kojarzy postać Erica-Emmanuela Schmitta przede wszystkim z autorem bestsellerowego "Oskara i pani Róży". O tym, jak wielkim uznaniem cieszy się to niewielkich rozmiarów opowiadanie, może świadczyć fakt, iż znalazło się ono w wykazie lektur obowiązkowych dla uczniów ostatniego roku gimnazjum (skądinąd wybór jak najbardziej adekwatny). Prawdopodobnie jedynie wielbiciele jego prozy wiedzą, iż w swym ojczystym kraju zdobył uznanie głównie jako autor sztuk teatralnych, na podstawie których powstała większość jego książek. Nielicznym jednak znany jest fakt, iż Francuz ten z wykształcenia jest wykładowcą akademickim, a dziedziną, w której przoduje – filozofia. Echa tych zainteresowań pobrzmiewają w wielu jego dziełach, ale chyba najwyraźniej w najnowszym, a mianowicie: "Kobiecie w lustrze".
Schmitt przedstawia w nim historie trzech zgoła odmiennych kobiet. Na pozór dzieli je wszystko: epoka, w jakiej przyszło im żyć, środowisko, w którym wzrastają, tło obyczajowe. Pomimo tych oczywistych różnic, ich losy znajdują wiele punktów stycznych. Konwenanse uniemożliwiają im osiągnięcie szczęścia. Role społeczne, w które otoczenie za wszelką cenę chce je wtłoczyć, są dlań niczym jarzmo. Pragną wolności, miłości zgodnej z ich rozumieniem tego słowa, akceptacji. Nie godzą się na półśrodki i są gotowe podjąć walkę.
Przeznaczeniem Anne, podobnie jak innych, współczesnych jej kobiet, jest zamążpójście i spłodzenie potomstwa. Czuje ona jednak, że nie została stworzona po to, by wypełnić ten tradycyjny obraz kobiety. Prawdziwe szczęście daje jej bowiem mistyczne zespolenie z naturą, w której odnajduje Boga. Nic nie stałoby na przeszkodzie, aby spędziła swój żywot w jednym ze średniowiecznych beginaży i tam pogłębiała swą wiarę, gdyby nie głoszone przez nią radykalne poglądy na istotę Stwórcy. Brugijka ta bowiem nie traktuje Go jako groźnego Sędziego, wymagającego ofiar duchowych i umartwień cielesnych, lecz miłosiernego Ojca, pragnącego jedynie szczęścia swych owieczek. Niestety jej ideologia nie spotyka się z tolerancją ze strony zwierzchników ówczesnego Kościoła; ostatecznie pod jej adresem pada oskarżenie o herezję i bezbożność. Najbliżsi również nie rozumieją obranej przez nią drogi życiowej. W wyniku spekulacji ze strony zazdrosnej kuzynki, Anne zostaje wtrącona do więzienia pod zarzutem otrucia swej opiekunki i skazana na śmierć.
Hanna, kolejna bohaterka, której portret odmalowuje w swej książce Schmitt, bardzo chce być zwyczajna. Wierzy, że będąc wzorową małżonką i posiadając gromadkę dzieci, osiągnie pełnię kobiecości. Urojona ciąża uświadamia jej jednak, że idylliczne życie, które z pozoru wiedzie, jest wielką mistyfikacją. Z pomocą przychodzi jej ekscentryczna ciotunia, która podsuwa pomysł seansów terapeutycznych. Dzięki nim Hanna odkrywa niezbadane pokłady własnej podświadomości i w końcu jest w stanie zrozumień swoje postępowanie. Definitywnie zrywa z dotychczasowym życiem, by oddać się nowej pasji – psychoanalizie.
Dla Anny marzenie o wielkiej popularności, sławie i blasku Hollywood, jest rzeczywistością. Mimo ekscytującego życia, codziennego kosztowania wszelkich uciech, nie czuje się spełniona. By choć przez chwilę poczuć się wolną, igra ze śmiercią, rzucając się w ramiona coraz to nowych nałogów: czy to narkotyków, alkoholu, papierosów, czy... kochanków. Do momentu, gdy poznaje tajemniczego pielęgniarza o imieniu Ethan, nie jest w stanie z nikim stworzyć normalnej, zdrowej relacji. Jednak pod jego wpływem w końcu przewartościowuje własne życie.
„Tak jak Anne, tak jak Hanna, Anny lubiła się zatracać, odrywać od siebie samej, od swojej tożsamości, społecznej czy rodzinnej, po to żeby zbliżyć się do bardziej fundamentalnej rzeczywistości. Osiągała ów stan zejścia poniżej poziomu dzięki grze. Będąc aktorką, oddalała się od siebie, by stać się kimś innym.”
I dzięki temu odnaleźć siebie.
Trzy kobiety, trzy historie i jedno pragnienie szczęścia i życia w zgodzie z samą sobą. Pragnienie okupione cierpieniem i wymagające olbrzymiej odwagi, by je urzeczywistnić. Wbrew wszystkiemu i wszystkim. Co jeszcze łączy Anne, Hannę i Anny? Świadomość, że najważniejsze to odnaleźć sens w życiu.
Lektura "Kobiety w lustrze" Erica-Emmanuela Schmitta dostarcza czytelnikowi rozmaitych emocji. Przede wszystkim jednak zmusza do refleksji nad własnym losem oraz udzielenia sobie odpowiedzi na pytanie: Czy jestem szczęśliwa/szczęśliwy, będąc tu, gdzie jestem i robiąc to, co robię? I czy jestem w stanie spojrzeć swemu odbiciu w oczy i wyśpiewać: „Tak tak, ten w lustrze to NA SZCZĘŚCIE ja”?
http://bukmuwi.pl/kobieta-w-lustrze/
Większość czytelników kojarzy postać Erica-Emmanuela Schmitta przede wszystkim z autorem bestsellerowego "Oskara i pani Róży". O tym, jak wielkim uznaniem cieszy się to niewielkich rozmiarów opowiadanie, może świadczyć fakt, iż znalazło się ono w wykazie lektur obowiązkowych dla uczniów ostatniego roku gimnazjum (skądinąd wybór jak najbardziej adekwatny). Prawdopodobnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-06-13
2012-08-11
Dla kogo przeznaczone jest dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole? Dlaczego sylwestrowa noc to czas szampańskiej zabawy? Skąd wziął się zwyczaj okłamywania się w prima aprilis? Czemu śmigus-dyngus zawdzięcza swą osobliwą nazwę? Nad tymi i innymi problematycznymi kwestiami łamią swe dziecięce głowy przygotowujący się do celebrowania rodzinnych świąt bohaterowie publikacji Renaty Piątkowskiej.
W niewielkim objętościowo tomiku autorka umieściła dziewięć nie tylko pouczających, ale i zabawnych opowiastek. I tak dzięki sympatycznej gromadce uczniów i ich rezolutnej wychowawczyni poznajemy niezawodny sposób na przepędzenie zbyt długo panoszącej się zimy i przywołanie upragnionej wiosny. Towarzysząc pogodnemu wnuczkowi i jego niezastąpionemu podczas tradycyjnego ozdabiania pisanek dziadkowi, dowiadujemy się jak wielkiej magicznej siły dopatrywano się niegdyś w pozornie zwyczajnym i kruchym jajku. Wczytując się w wykład pewnego pana od historii o wdzięcznym pseudonimie Płonący Wieżowiec, zdobywamy cenne informacje na temat idei walentynek, a z pomocą dociekliwego Maćka uzyskujemy satysfakcjonującą odpowiedź na fundamentalne pytanie: czy święty Mikołaj rzeczywiście istnieje?
"Gdyby jajko mogło mówić i inne opowieści" to z całą pewnością książka rodzinna. Na kartach poszczególnych rozdziałów pisarka oddaje głos nie tylko ciekawym świata maluchom, lecz przede wszystkim przedstawicielom starszego pokolenia: dziadkom, rodzicom czy nauczycielom. To oni dysponując stosownym do wieku doświadczeniem, przechowują (tajemną niekiedy) wiedzę o dawnych tradycjach, którą chętnie dzielą się z młodszymi potomkami. Zaś dzieci skwapliwie zeń korzystają:
„Nie ma nic piękniejszego, niż w lany poniedziałek o świcie stanąć z dwiema sikawkami nad śpiącymi rodzicami i jeden strumień skierować na mamę, a drugi na tatę. No i nic się nie przejmować, że piszczą i krzyczą, tylko lać, dopóki w sikawkach jest choć kropla wody. Potem trzeba szybko uciekać. Najlepiej prosto do łazienki, żeby znowu napełnić te piękne plastikowe pojemniczki. A jeśli ktoś ma jeszcze na dodatek siostrę, to musi czym prędzej pędzić do jej pokoju, by ją dopaść, zanim się zbudzi. Ja właśnie tak zrobiłem. Zdążyłem w ostatniej chwili, bo już zaczęła się przeciągać i przecierać oczy. Ścisnąłem sikawkę i skierowałem strumień wody prosto na jej czoło. Lałem bez litości, a Agata wrzeszczała tak, że tapeta zaczęła odklejać się od ściany.”
Renata Piątkowska mądrze i z wyczuciem wyjaśnia zarówno najmłodszym, jak i dorosłym czytelnikom znaczenie pewnych szczególnych dni oraz lekko i z humorem przypomina o odwiecznych zwyczajach, stanowiących część naszego kulturowego dziedzictwa. To ważne w budowaniu tożsamości narodowej młodego człowieka.
Dla kogo przeznaczone jest dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole? Dlaczego sylwestrowa noc to czas szampańskiej zabawy? Skąd wziął się zwyczaj okłamywania się w prima aprilis? Czemu śmigus-dyngus zawdzięcza swą osobliwą nazwę? Nad tymi i innymi problematycznymi kwestiami łamią swe dziecięce głowy przygotowujący się do celebrowania rodzinnych świąt bohaterowie publikacji...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to