-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2023-12-23
Okres Adwentu winien być czasem wyciszenia, spokoju i radosnego oczekiwania na nadchodzące Boże Narodzenie. Tymczasem niestety bardzo rzadko tak właśnie jest w naszych domach. Dla większości z nas jest to czas bardzo zabiegany, w którym zatracamy to, co najważniejsze na rzecz materialnych aspektów świętowania. Żyjemy bardzo szybko, a w te przedświąteczne tygodnie nadrzędnym problemem jest narastająca w nas z każdym mijającym dniem obawa, czy na pewno ze wszystkim zdążę? Czy zdążę wysprzątać mieszkanie? Czy zdążę kupić prezenty? Czy zdążę przygotować potrawy świąteczne?
Brakuje nam chwili wytchnienia na refleksje i zrozumienie, że przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie to jest istotą przeżywania adwentu. Przyznaję, że ja również nie przeżywam go, jak należy. Wiem jednak, że od teraz będę starała się to zmienić. A to wszystko dzięki najnowszej powieści Jolanty Kosowskiej „Cicha noc”, w której autorka w piękny i przejmujący sposób pokazuje swoim czytelnikom zupełnie inne oblicze adwentu.
Na kartach książki przenosimy się do Drezna. Choć nigdy tam nie byłam, to czytając „Cichą noc”, wręcz chłonęłam całą sobą magiczny czar tamtejszych jarmarków bożonarodzeniowych, blask łuków adwentowych, dźwięki kolęd. A także zapach cynamonu, wanilii, smak pieczonych kasztanów. Ci z was, którzy znają twórczość Joli wiedzą, że nie ma w tym, co napisałam ani krzty przesady. Pisarka, jak w każdej swojej powieści, również i tym razem maluje słowem piękne tło dla ciepłej, mądrej i otulającej nas historii, która uczula czytelnika na to, co jest najważniejszą wartością w życiu, a także otwiera nas na drugiego człowieka.
Jola jest osobą, dla której człowiek i jego dobro jest bardzo ważne. Jako lekarz przebywa blisko ludzi, ich problemów, ale również potrzeb i pragnień. To z kolei przekłada się często na jej twórczość, za co ja sama jestem bardzo wdzięczna. Wierzę bowiem, że książki mają wielką moc sprawczą i mogą wpłynąć na każdego, kto zechce po nie sięgnąć. Tym razem zostajemy skonfrontowani z trudnym tematem, jakim jest starość. Mimo że prędzej, czy później dosięgnie ona nas wszystkich, to wielu z nas unika o niej rozmów, a tym samym przebywania wśród osób starszych. Problem ten jest ciągle tematem tabu zamiatanym pod dywan.
Poznajcie Ewę, młodą studentkę architektury wnętrz, która nie mogąc liczyć na niczyje wsparcie, robi wszystko, aby samodzielnie utrzymać się na studiach, a w przyszłości spełnić marzenie o założeniu własnej firmy. Kobieta zatrudnia się w domu opieki i choć nie sprawdza się dobrze w roli opiekunki medycznej, to daje jego podopiecznym od siebie coś o wiele ważniejszego. Sprawia, że w domu dotychczas będącego domem tylko z nazwy zaczyna budzić się życie. Nowa pracownica zaskarbia sobie sympatię nie tylko mieszkańców domu, ale również pracowników. A to dlatego, że jej pojawienie się jest dla wszystkich, niczym powiew świeżego powietrza. To Ewa dostrzegła w tych ludziach kogoś więcej, niż pacjentów, którym trzeba zapewnić opiekę i zaspokojenie ich potrzeby fizycznych. Dzięki swojej empatii i otwartości troszczy się także o potrzeby duszy. Wzbudza dawno uśpione ich marzenia i pragnienia, do których przecież każdy z nas bez względu na wiek ma prawo. Nasza bohaterka nie wie jeszcze, że już niebawem przekona się, iż dobro powraca.
Wszyscy wiemy, że Boże Narodzenie to czas dawania prezentów i to właśnie Ewa poczuje, że bywają prezenty, które mogą odmienić czyjeś życie. Święta to czas cudów, które pomagają odnaleźć to, za czym tak bardzo tęskni serce. Nasza Ewa dostanie taką szansę. Jednak, aby mogło się to wydarzyć, będzie musiała zdobyć się na odwagę, której zabrakło jej pięć lat temu. To, co się wówczas wydarzyło, odcisnęło piętno na reszcie jej i nie tylko jej życia, o czym przekona się już wkrótce. Wtedy pokochała szczerą, gorącą i odwzajemnioną miłością. Te kilka cudownych dni spędzonych u boku ukochanego miało być początkiem pięknego wspólnego życia na zawsze. Stało się jednak inaczej. Dziś są to już tylko bolesne wspomnienia, do których kobieta nie chce wracać. Jednak los, a może przeznaczenie zadecydowało za nią. Rodzi się jedno pytanie, czy teraz nie jest już na wszystko za późno? Wszak musicie wiedzieć, że te kilka lat temu wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie zabrakło szczerej rozmowy. Jolanta Kosowska daje nam kolejną bardzo ważną życiową lekcję. My ludzie mamy skłonność do ucieczki przed tym, co dla nas trudne i bolesne. W obawie przed zranieniem i cierpieniem często nie mamy odwagi po prostu usiąść i szczerze ze sobą porozmawiać. A ta historia jest dowodem na to, że brak rozmowy może zniszczyć każde, nawet najpiękniejsze uczucie.
„Cicha noc” to nad wyraz autentyczna opowieść spleciona z ważnych i trudnych życiowych wątków, które otulone ciepłą, i klimatyczną atmosferą adwentu stają się łatwiejsze do przemyślenia i zaakceptowania. Z pewnością wielu z nas odnajdzie w niej cząstkę swojego życia. Będą też i tacy, jak ja, którzy po przeczytaniu powieści pójdą do swojej babci, dziadka i będą chcieli wysłuchać opowieści o ich życiu. Nie zapominajmy bowiem o tym, że starsi ludzie niosą ze sobą skarbiec życiowych doświadczeń, przeżyć, a co za tym idzie życiowej mądrości, z której my młodzi mamy niepowtarzalną okazję czerpać.
Gorąco zachęcam was kochani do spędzenia czasu z tą wspaniałą powieścią. Teraz kiedy jesteśmy u progu świąt Bożego Narodzenia, jej lektura sprawi, że będziemy przeżywać ten czas pełniej i jeszcze bardziej docenimy, to, co mamy. A być może dla kogoś z was ta książka stanie się impulsem do odbycia zaniechanych rozmów, które rozpoczną nowy rozdział w waszym życiu. W święta wszystko jest możliwe.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/12/cicha-noc-jolanta-kosowska.html
[Materiał reklamowy] Autorka Jolanta Kosowska
Okres Adwentu winien być czasem wyciszenia, spokoju i radosnego oczekiwania na nadchodzące Boże Narodzenie. Tymczasem niestety bardzo rzadko tak właśnie jest w naszych domach. Dla większości z nas jest to czas bardzo zabiegany, w którym zatracamy to, co najważniejsze na rzecz materialnych aspektów świętowania. Żyjemy bardzo szybko, a w te przedświąteczne tygodnie nadrzędnym...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-18
"W objęciach mroku" Aneta Krasińska
Ciągle mówi się nam, że wszyscy jesteśmy równi i mamy prawo do szczęśliwego oraz godnego życia, w którym możemy spełniać swoje marzenia i pragnienia. To zdanie brzmi naprawdę pięknie, ale to właśnie samo życie pokazuje nam bardzo wyraźnie, że nie zawsze tak jest i nie zawsze tak było, co zostało zapisane na kartach historii naszego kraju. To żądza bezwzględnej władzy i podporządkowania sobie człowieka przez człowieka podzieliła ludzi na lepszych i gorszych. Jedynym, co bez względu na czasy, w jakich żyjemy, niezmiennie pozostaje ponad podziałami, jest miłość. Między innymi o tym pisze autorka Aneta Krasińska na kartach Trylogii Gdańskiej, z której recenzją trzeciej części „W objęciach mroku” dziś do was przychodzę.
Zanim jednak skupimy się na tej powieści słowem wprowadzenia dla tych z was, którzy jeszcze nie czytali pierwszej części, powiem tylko, że na kartach owego cyklu trafiamy do Wolnego Miasta Gdańska. Losy dwójki jego głównych bohaterów nigdy nie powinny się połączyć, gdyż pochodzą z zupełnie odmiennych światów, a dla siebie wzajemnie powinni być wrogami. Nela jest Niemką pochodzącą z silnie zakorzenionej w faszystowskiej ideologii rodziny. Córką mocno zaangażowanego politycznie senatora. Natomiast Iwo jest Polakiem, a więc członkiem narodu, którego dziewczyna powinna nienawidzić. Nie od dziś jednak wiadomo, że serce nie sługa i ono podziałów nie uznaje. Znajomość z młodym celnikiem pozwoliła Neli spojrzeć na wojnę jego oczami i sprawiła, że teraz już nie wierzy ślepo w słuszność działań swojego narodu zmierzających do unicestwienia Polaków i zniszczenia wszelkich przejawów polskości.
Przystępując do lektury tej odsłony historii, bardzo szybko przekonujemy się, że tytuł książki w pełni odzwierciedla uczucia, jakie towarzyszą rozdzielonym przez okrucieństwo wojny, w której życie pojedynczego człowieka nie ma żadnego znaczenia bohaterom. Tytułowy mrok to trawiąca ich serca i dusze niepewność, zagubienie, zwątpienie i marazm. Chociaż rzeczywistość, w której muszą żyć i się odnaleźć jest zupełnie różna, to niszczący ich ból i troski są takie same.
Nela jest młodą mężatką i powinna wspólnie z mężem cieszyć się wkroczeniem na nową drogę życia. Niestety nie zawsze tak bywa. Młoda kobieta nie jest szczęśliwa w małżeństwie, a swoją codzienność spędza pogrążona w obawach o to, co przyniesie przyszłość. Czuje się samotna i przez nikogo nierozumiana. Jej jedynym wsparciem jest młodszy brat, który nie pozwala jej zwątpić i stracić resztek sił w walce o siebie i swoje życie, których jej już zupełnie brakuje.
Jednak mnie najmocniej poruszył opis życia obozowego w Stutthof, którego więźniem jest Iwo. Dojmujący autentyzm, z jakim autorka oddała realia życia toczącego się za murem w czasie srogiej zimy, sprawił, że podczas czytania książki niemalże na własnej skórze poczułam przemożny chłód, który czuł ten młody chłopak i jego towarzysze niedoli. To właśnie ta część trylogii wstrząsnęła mną najmocniej. A to wszystko dlatego, że sposób, w jaki pisarka opisuje tyranię człowieka w wobec człowieka, niezwykle sugestywnie przemawia do naszej wyobraźni i emocji. Nasz bohater, każdego dnia walczy o życie, nie mając pewności, czy łapany właśnie z trudem oddech nie jest tym ostatnim, który będzie mu dane zaczerpnąć. Znosi tragiczne warunki życia, głód, choroby. A obozowi strażnicy robią wszystko, aby zezwierzęcić więźniów, upodlić, pozbawić godności, wykorzystać do cna i zniszczyć w nich najmniejsze, chociażby przejawy człowieczeństwa. Trudno w obliczu takich przeżyć nie popaść w zwątpienie. Iwo również je miewa. Stara się jednak przez cały czas to człowieczeństwo w sobie zachować i pielęgnować. Czy mu się udało? O tym, musicie przekonać się, sięgając po tę niezwykle wartościową i wyjątkową powieść.
Rodzi się więc pytanie, gdzie w takim razie w konfrontacji z tak brutalną codziennością szukać wytchnienia i ostatniej deski ratunku, której chwycą się nasi bohaterowie, aby nie utonąć w morzu rozpaczy i beznadziei? Otóż to właśnie miłość jest największą siłą, która daje nadzieję i nie pozwala się poddać. Ta opowieść jest dowodem na to, że miłość nie jedno ma imię, a determinacja i niezłomność to jedne z nich.
Przyznaję, że ta książka sprawiła, że coś we mnie pękło, wywołując łzy. Nie były to pojedyncze łzy, a wręcz spazmy płaczu spowodowane silnym ładunkiem emocjonalnym. Musiałam przerywać czytanie, aby się uspokoić i ochłonąć. A przede wszystkim uświadomić sobie, że to, o czym czytam nie dzieje się tu i teraz - zarówno opisane na kartach powieści wydarzenia, jej bohaterowie, a także ich uczucia były tak prawdziwe i namacalne, że nieustannie miałam wrażenie, że jestem w środku tego piekła na ziemi i przeżywam go razem z Iwem i Nelą. Tak zwyczajnie po ludzku, nie byłam w stanie pojąć rozmiaru krzywd i cierpienia, jakie człowiek jest w stanie zadać drugiemu człowiekowi, chcąc podporządkować się władzy, której podlega. Chcę jednak, abyście czytając tę książkę, pamiętali o jednym. Nie możemy mierzyć wszystkich ludzi jedną miarą, co autorka chce, aby wyraźnie tutaj wybrzmiało. Tak, jak nie wszyscy Polacy byli dobrzy, tak samo nie wszyscy Niemcy byli źli i zepsuci do szpiku kości. Nie tylko Polacy cierpieli. Zawsze w każdym narodzie były jednostki, które nie zgadzały się z polityką rządu, ale nie miały wystarczającej siły przebicia, aby się jej przeciwstawić, gdyż stanowili mniejszość.
Mam nadzieję, że udało mi się pokazać wyjątkowość powieści „W objęciach mroku”, jak i wcześniejszych części trylogii tj. „W objęciach nazisty” oraz „W objęciach niewoli”, a także podkreślić piętno realizmu, jakie odciska się na czytelniku podczas lektury od początku do samego jej końca. I to właśnie na samo zakończenie tej historii chciałabym także zwrócić uwagę przyszłych czytelników. Oczywiście nie zdradzę szczegółów, ale możecie mi wierzyć, że jest ono bardzo zaskakujące i poruszające, a co ważniejsze pokazuje nam dobitnie, że wojna nie ma sentymentów, ona nie wybiera i nie dzieli ludzi na dobrych i złych. Zbiera okrutne żniwo, zabierając często tych, których kochamy. Każdy musiał liczyć się z tym, że wojna niesie ze sobą śmierć i nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem żadnego konfliktu.
Gdyby jednak jeszcze ktoś nie był do końca przekonany, że warto sięgnąć po Trylogię Gdańską, wierzę, że ostatecznie przekona was do tego fakt, że mimo mijającego czasu od momentu, kiedy skończyłam ją czytać wszystko jest ciągle we mnie żywe i nie pozwala o sobie zapomnieć. Nawet kiedy staram się odsunąć od siebie z uporem powracające myśli i refleksje, one ciągle do mnie wracają. I myślę, że ja nigdy tej trylogii nie zapomnę. Ona zostanie w moim sercu i pamięci na zawsze. Nie da się tak po prostu odłożyć tych książek na półkę i zapomnieć o nich. To zwyczajnie niemożliwe.
Na zakończenie chcę podziękować Ci Anetko za te wszystkie trudne targające mną emocje i bolesne przeżycia, bo to właśnie one pozwoliły mi spojrzeć szerzej na te czasy, w których dzieje się trylogia. Docenić to, co mam, ale jednocześnie uświadomiły mi, że to szczęście i spokój, które mamy ma bardzo kruche podstawy w dzisiejszym świecie i w każdej chwili historia może zatoczyć koło. Dlatego cieszmy się życiem, czerpmy wszystko, co dobre i piękne z pokładów miłości. Doceniajmy życie każdego dnia, bo nigdy nie wiadomo, kiedy może zostać nam to wszystko odebrane brutalnie i bezkompromisowo. Nie wolno nam zapomnieć o obozowym okrucieństwie, ludziach, którzy go doświadczyli oraz miejscach, które są niemymi świadkami ludzkiej krzywdy, właśnie dlatego, aby ona nigdy więcej się nie powtórzyła.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/12/w-objeciach-mroku-aneta-krasinska.html
"W objęciach mroku" Aneta Krasińska
Ciągle mówi się nam, że wszyscy jesteśmy równi i mamy prawo do szczęśliwego oraz godnego życia, w którym możemy spełniać swoje marzenia i pragnienia. To zdanie brzmi naprawdę pięknie, ale to właśnie samo życie pokazuje nam bardzo wyraźnie, że nie zawsze tak jest i nie zawsze tak było, co zostało zapisane na kartach historii naszego...
2023-12-15
"Testament dziadka" Urszula Gajdowska
Nie dalej, jak dwa dni temu napisała do mnie jedna ze stałych czytelniczek mojego bloga z pytaniem, dlaczego jeszcze nie przeczytałam trzeciej części cyklu Dworek nad Biebrzą autorstwa Urszuli Gajdowskiej? Ona czytając moje recenzje jego wcześniejszych odsłon tj. „Zaginione klejnoty” oraz „Przeklęty posag” poczuła się mocno zachęcona do lektury. Jednak zanim zdecyduje się sięgnąć po owe książki, chce poznać moją opinię o finalnej części wspomnianego cyklu. Czeka na recenzję, ale mimo że od premiery „Testamentu dziadka”, o którym mowa minęło już trochę czasu, ta ciągle się nie pojawia. Dlaczego, czyżby ta część nie do końca sprostała moim oczekiwaniom? Brzmiała dalsza część pytania.
Przyznam, że zrobiło mi się bardzo miło, iż są wśród was osoby, które dzięki moim recenzjom inspirują się czytelniczo. Jednocześnie jednak w takiej sytuacji czuję potrzebę wytłumaczenia się i uspokojenia Ani. Już teraz mogę wam zdradzić, że podobnie, jak miało to miejsce w przypadku poprzednich dwóch książek, również ta powieść bardzo mi się podobała. A nie zdecydowałam się jej przeczytać do tej pory, tylko dlatego, że dała mi o sobie znać przewrotność czytelnicza. Z jednej strony bardzo chciałam dowiedzieć się, co też autorka przygotowała dla trzeciego z synów hrabiny Modlińskiej – Maurycego. Z drugiej zaś strony mając świadomość, że wraz z przeczytaniem ostatniego zdania zapisanego na kartach książki, będę musiała rozstać się z bohaterami tego wspaniałego cyklu obyczajowo – historycznego, który, co mogę otwarcie powiedzie, stał się moim ulubieńcem książkowym, przeciągałam ten moment w czasie, jak najdłużej się dało. Nie mogę jednak odkładać tego, co nieuniknione w nieskończoność, więc zajrzyjmy wspólnie do książki.
Przystępując do jej lektury przenosimy się do roku 1824 i trafiamy do Londynu, a ściślej rzecz ujmując do posiadłości wdowy lady Cavendish, na której barkach po śmierci męża spoczywa ogromna odpowiedzialność za przyszłe losy rodziny, Kobieta żyje w ciągłym stresie i niepokoju, gdyż dysponuje tylko niewielką częścią majątku męża. W całości dziedziczyć go może wyłącznie nastoletni syn baronowej Cecil, który niestety z powodu niezrozumiałych dla społeczeństwa, a także trudnych do pojęcia dla jego najbliższych problemów zdrowotnych, nie jest gotów, aby podjąć się tak ważnego i odpowiedzialnego zadania. Córka Cordelia, której zamążpójście mogłoby wspomóc trudną sytuację rodziny niestety nie ma szczęścia do narzeczonych. Matka zatrudniła już wielu guwernerów, aby ci pomogli zamkniętemu w sobie, stroniącemu od ludzi nastoletniemu chłopcu odnaleźć się w towarzystwie, nabrać odwagi w byciu otwartym wobec osób niebędących jego najbliższymi. Jednak wszyscy oni bardzo szybko się poddawali uznając chłopaka za dziwaka, a nawet za obłąkanego.
I tutaj na scenę wkracza nie kto inny, jak, hrabia Maurycy Modliński, który podejmuje się próby pomocy Cecilowi. Choć nie ma wykształcenia medycznego, a także doświadczenia w pracy z osobami dotkniętymi tego rodzaju problemami, to bardzo chce pomóc chłopcu. Wszak nikt lepiej, niż on uchodzący za bawidamka i duszę towarzystwa nie wie, jak w nim zaistnieć. Nie jest to jednak jedyny cel, dla którego mężczyzna chce przeniknąć do rodziny Cavendish, bo jak możemy przeczytać już na okładce książki, zjawił się tu po to, aby prowadzić sekretne śledztwo. Czemu, ono ma służyć i co odkryć, musicie przekonać się już sami czytając tę niezwykle intrygującą, pełną intryg i tajemnic historię, do czego serdecznie każdego zachęcam.
Możecie mi wierzyć, że intryg i tajemnic mamy tu naprawdę wiele. Cordelia wie, że w obliczu sytuacji, w jakiej znalazła się wspólnie z matką i bratem musi być bardzo czujna i ostrożna. Nie ma bowiem pewności komu może zaufać, a komu zależy wyłącznie na zagarnięciu majątku jej rodziny. Patrzy uważnie na ręce nowego nauczyciela brata, co jak się przekonacie, generuje mnóstw komediowych pełnych słownych utarczek i przepychanek słownych. Jednak nie tylko Maurycy ma swój sekret, bo i sama Cordelia ma coś do ukrycia, a my czytelnicy towarzyszymy jej w pewnych bardzo ważnych poszukiwaniach, które mogą wiele zmienić w zaistniałej sytuacji rodzinnej. Z biegiem czasu sprawdza się powiedzenie, że kto się czubi ten się lubi i między naszą dwójką rodzi się uczucie.
Muszę wam zdradzić, że to właśnie tej części cyklu byłam najbardziej ciekawa, gdyż w każdej z poprzednich odsłon cyklu Maurycy jawił się czytelnikom jako bawidamek, trochę czarna owca w rodzinie, która zawsze coś namiesza. Tymczasem to właśnie teraz Cordelii pokazał swoje drugie skrywane dotychczas oblicze, człowieka odpowiedzialnego, poważnego, kiedy trzeba, na którym polega wiele osób. Nie stracił przy tym zupełnie przejawów wizerunku, z jakim kojarzono go dotychczas, co tylko dodaje mu uroku osobistego.
Nie myślcie sobie jednak, że jest to typowy romans historyczny nastawiony wyłączne na aspekt rozbawienia czytelnika i dostarczenia nam czytelniczej rozrywki. Owszem, na pewno spędzając czas z tą książką będziecie się świetnie bawić, ale jej lektura również zwróci waszą uwagę na bardzo ważny temat, jakim są zaburzenia lękowe z naciskiem na mutyzm wybiórczy. Autorka uświadamia nam, czym jest i z czym wiąże się to zaburzenie. W łatwy i przystępny sposób uczy nas, jak należy metodą małych kroków postępować z osobą zmagającą się z mutyzmem wybiórczym, jakiego rodzaju działania i terapie podjąć. A wszystko to na podstawie własnego doświadczenia i fachowej konsultacji ze specjalistką w tej dziedzinie. Z pewnością książka na tej płaszczyźnie skłoni czytelnika do wielu refleksji i przemyśleń, a także pozwoli zrozumieć, jak są postrzegane przez społeczeństwo i co czują osoby z zaburzeniami lękowymi, jak również ich rodziny. Warto wiedzieć, że zaburzenia te dotykają nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Mutyzm wybiórczy dotyka coraz więcej osób, lecz wiedza na temat samej terapii w takich przypadkach jest ciągle mało powszechna. Dlatego cieszę się, że Ula już po raz kolejny w bardzo ciekawy i przyciągający naszą uwagę i ciekawość sposób połączyła przyjemnie z pożytecznym i zdecydowała się podjąć tego, jakże ważnego tematu, aby pomóc osobom dotkniętym zaburzeniami lękowymi, a także podnieść świadomość społeczną odnośnie do takowych zaburzeń.
Myślę, że już nic więcej pisać nie muszę, żebyście chcieli przeczytać „Testament dziadka”. Czyta się świetnie i dostarcza czytelnikowi całą gamę emocji. Od tych zabawnych, po te wstrząsające wynikające na przykład ze stosowanych dawniej praktyk medycznych. Mamy tutaj również flirty, gorące uczucie, namiętność. Możecie mi wierzyć, że wszystko to składa się na fantastyczną powieść, od której nie sposób się oderwać. Strasznie, żałuje, że ten tytuł zamyka cały cykl, gdyż większość jego bohaterów stała mi się bliska i było mi przykro się z nimi rozstawać. Mam jednak nadzieję, że nie jest to pożegnanie ostateczne, gdyż przynajmniej jedna z bohaterek zasługuje na odrębną historię.
Inne książki autorki dotyczące zaburzeń lękowych:
"Zaklęta w ciszy".
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/12/testament-dziadka-urszula-gajdowska.html
"Testament dziadka" Urszula Gajdowska
Nie dalej, jak dwa dni temu napisała do mnie jedna ze stałych czytelniczek mojego bloga z pytaniem, dlaczego jeszcze nie przeczytałam trzeciej części cyklu Dworek nad Biebrzą autorstwa Urszuli Gajdowskiej? Ona czytając moje recenzje jego wcześniejszych odsłon tj. „Zaginione klejnoty” oraz „Przeklęty posag” poczuła się mocno zachęcona...
2023-12-11
"Księżyc nad Vajont - Echo" Katarzyna Kielecka
Czasami patrząc na relację matka - dorosłe dziecko już w pierwszej chwili widzimy, że jest ona mocno skomplikowana, a nawet na usta ciśnie się stwierdzenie, że zaburzona. Często bowiem zdarza się, że matka nie pozwala swojemu dziecku żyć własnym życiem. Co więcej, mamy wrażenie, że role w tej relacji zupełnie się odwróciły. To matka nie odcięła pępowiny i przez całe życie robi wszystko, aby zawłaszczyć swoje dziecko tylko dla siebie. Oczekuje uwagi i opieki, nie przejmując się nazbyt tym, że dorosła córka bądź syn ma własne życie i rodzinę, którą nierzadko zaniedbuje właśnie na rzecz rodzicielki.
Zapewne już czytając ten krótki fragment tekstu, wielu z was jest skłonnych do mocno krytycznego osądu takiej ozdoby. Nie róbcie tego jednak zbyt pochopnie. Nie wolno nam bowiem zapomnieć, że za takim, a nie innym postępowaniem, czy zachowaniem danej osoby mogą kryć się trudne doświadczenia życiowe, z których one wynikają. Wkrótce przekona się o tym rodzina Cichońskich, bohaterów dylogii Katarzyny Kieleckiej Księżyc nad Vajont, o której pierwszej części - „Fala” - już wam opowiadałam. Dziś przyszedł czas, aby przybliżyć wam jej drugą odsłonę - „Echo".
Karolina i Kajetan Cichońscy bardzo się kochają. Wspólnie wychowują dwóch synów. Jednak cieniem na ich małżeństwie, a także relacjach kobiety z dziećmi kładzie się niezrozumiała dla Kajetana relacja jego żony z matką. Teściowa jest neurotyczną starszą osobą, która przywiązała Karolinę do siebie niewidzialnymi pętami emocji, których ta nie potrafi zerwać. To sprawia, że szczęście i stabilizacja rodzinna chwieje się w posadach. Nadziei na naprawę rodzinnego kryzysu zarówno Karolina, jak i my czytelnicy upatrujemy w niespodziewanych wakacjach, podczas których trzeba będzie odbyć podróż do przeszłości i zmierzyć się z jej dramatami, do których chciałoby się już nigdy nie wracać.
I tak przystępując do lektury książki, wspólnie z jej bohaterami trafiamy do współczesnych Włoch, które każdego dnia odkrywają przed Karoliną wiele wstrząsających, a nawet napawających ją grozą sekretów, a to wszystko za sprawą traumatycznych skutków prawdziwych wydarzeń spowodowanych tragedią, która dotknęła Dolinę Vajont w północno-wschodnich Włoszech w 1963 roku. To właśnie ta katastrofa stała się dla Katarzyny Kieleckiej inspiracją do napisania owej dylogii. Prawda, która wychodzi na światło dzienne, dotkliwie uświadamia naszej bohaterce, jak bardzo bolesne piętno to, co się wówczas stało, odcisnęło na wszystkich, którzy przetrwali to piekło na ziemi. Czego dowodem jest historia Marianny i jej męża Federico Lanza, których małżeństwo nie przetrwało strasznej próby, na którą zostało wystawione. Przygnieciona bólem okrutnej straty, której doświadczyli tamtego sądnego dnia, a także poczuciem winy, którym obarcza nie tylko siebie, Marianna z dziewięcioletnią córką postanawia opuścić męża oraz Włochy i wyjechać do Polski. Tam zostaje przygarnięta przez kuzynkę i jej męża z Łodzi.
Wydawać by się mogło, że teraz, kiedy matka i córka mają tylko siebie, a dziewczynka będzie musiała odnaleźć się w zupełnie nowej dla siebie rzeczywistości, to matka stanie się dla niej największym wsparciem. Niestety, tak się nie dzieje. Zatracona w swoim cierpieniu kobieta, budując niewidzialne pomniki pamięci dla tych, których straciła, zaniedbuje córkę. Dziewczynka czuję się oszukana, zawieszona i osamotniona. Coraz bardziej zamyka się w sobie.
Jednak jest ktoś, kto w tym pocztowym okresie pobytu w Łodzi staje się dla niej bardzo ważny. Kuzyn Witek i Kazik-chłopiec który, jako jedyny doskonale rozumie, co ona czuje i akceptuje ją w pełni. Tylko przebywanie z nim i listy słane do Włoch pozwalały, choć na chwilę ulżyć tęsknocie, która trawi serce dziecka.
"- Człowiek nie powinien chodzić po tym świecie sam.
- Dlaczego?
- Bo jeśli się potknie, nikt go nie złapie za rękę, a to żadna frajda przewrócić się w błoto".
Ta mała, zagubiona istotka, która zdecydowanie zbyt wcześnie i zbyt brutalnie została pozbawiona szczęśliwej, kochającej rodziny i beztroskiego dzieciństwa stała mi się bardzo bliska. Podczas czytania książki przez cały czas pragnęłam, by wreszcie zły los się odwrócił i ofiarował jej tak bardzo potrzebny jej spokój i utracone poczucie bezpieczeństwa. Niestety moje pragnienia okazały się płonne. Oczywiście nie zdradzę wam dlaczego. Powiem tylko tyle, że choć włoska katastrofa zebrała ogromne cierpienie i już wówczas córka Marianny przeszła tyle, ile nie byłby w stanie udźwignąć nie jeden dorosły, to dopiero to, o czym dowiecie się w tej części dylogii, roztrzaska wasze serca na miliony maleńkich kawałków.
Z pewnością w wielu z was, tak, jak było to w moim przypadku, wywoła potok łez, sprawi, że będziecie potrzebowali, choć na chwilę odłożyć książkę, aby ochłonąć, a jednocześnie nie będziecie potrafili tego zrobić. Chcąc, jak najszybciej poznać dalszy ciąg rozgrywających się na kartach tej niezwykłej powieści wydarzeń. O tym, że tak będzie, musicie przekonać się już sami, sięgając po tę powieść, do czego z głębi serca was zachęcam. Sprawdźcie również, czy ta podróż zmieni samą Karolinę, która, co pozwolę sobie powiedzieć wam w tajemnicy, dotychczas nie zdobyła się na odwagę bycia szczerą ze swoim mężem. No i co najważniejsze, musicie się dowiedzieć czy nadrzędny cel podróży, odbudowanie mocno chwiejącego się fundamentu rodzinnego został osiągnięty? Wszak
"Człowiek potrzebuje przeszłości, by budować na niej teraźniejszość, jak na solidnym fundamencie".
Dylogia Księżyc nad Vajont skrywa w sobie historię, której każdy, kto ją pozna, nigdy nie zapomni i już zawsze będzie nosił ją w sercu. Dzięki temu, że podobnie, jak w pierwszej jej odsłonie została ona podzielona naprzemiennie na dwie płaszczyzny czasowe. Tym razem trafiamy do współczesnych Włoch i Łodzi lat 60. i 70. To sprawia, że mając możliwość poznania całości opisanej w niej historii od przysłowiowej podszewki, trafia ona do serca czytelnika z ogromną mocą ładunku emocjonalnego. Na pewno jej lektura pozwoli nam inaczej spojrzeć na tych ludzi, których do tej pory nie potrafimy zrozumieć. Pamiętajmy, że za każdym człowiekiem kryje się historia jego przeszłości, która ukształtowała go takim, jakim jest. I co równie ważne dzięki niej wręcz poczujemy wyzwalającą moc prawdy, która, choć bywa trudna, to zakuta w kajdany sekretów skrywanych latami, niszczy nas każdego dnia i nie pozwala cieszyć się tym, co dobre tu i teraz. Mało tego, bardzo często odbija się rykoszetem na tych, których kochamy. Jestem przekonana, że ta zajmująca powieść stanie się impulsem dla jej czytelników do ważnych życiowych zmian i wielu szczerych rozmów.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Szara Godzina
"Księżyc nad Vajont - Echo" Katarzyna Kielecka
Czasami patrząc na relację matka - dorosłe dziecko już w pierwszej chwili widzimy, że jest ona mocno skomplikowana, a nawet na usta ciśnie się stwierdzenie, że zaburzona. Często bowiem zdarza się, że matka nie pozwala swojemu dziecku żyć własnym życiem. Co więcej, mamy wrażenie, że role w tej relacji zupełnie się odwróciły....
2023-12-06
"Księżyc nad Vajont - Fala" Katarzyna Kielecka
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z siły żywiołów natury, jednak często staramy się w nie ingerować i próbujemy je ujarzmić. Matka natura jest jednak nieprzewidywalna i wszelkie takie próby ze strony człowieka mogą prowadzić do ogromnych tragedii. Dziś chciałabym przypomnieć wam o jednej z nich, która miała miejsce w północno-wschodnich Włoszech w 1963 roku. Właśnie w październiku tego roku obchodziliśmy 60 rocznicę katastrofy, która dotknęła mieszkańców Doliny Vajont i pozbawiła życia tysiące osób. Wówczas tą katastrofą żyły całe Włochy, a jednak w Polsce wciąż jest mało znana i jestem pewna, że dzięki autorce Katarzynie Kieleckiej, która podczas rodzinnych wakacji do tamtych miejsc poczuła potrzebę opisania tego, co wówczas się tam wydarzyło na kartach swojej powieści, wiele osób dowie się o niej po raz pierwszy. A nawet jeśli już wcześniej coś na jej temat słyszeli, to na pewno dopiero lektura tej historii pozwoli czytelnikom poczuć emocjonalny wymiar tamtejszych wydarzeń. I tak oto te chwytające za serce pisarki przeżycia towarzyszące wakacyjnej podróży zaowocowały powstaniem wyjątkowej dylogii Księżyc nas Vajont, o której pierwszej odsłonie „Fala” postaram się wam pokrótce opowiedzieć.
Moi kochani, przystępując do czytania książki wspólnie z jej bohaterami, przemieszczamy się naprzemiennie na dwóch płaszczyznach czasowych – Włoch lat 60. oraz współczesnej Łodzi, której, jak w każdej powieści Kasi nie mogło zabraknąć i tym razem w poczuciu jej lokalnego patriotyzmu oraz osobistego sentymentu, do czego wrócimy już za chwilę.
Zacznijmy zatem od wątku włoskiego, w którym poznajemy rodzinę Federico Lanza, który wspólnie z żoną Marianną, Polką z Wilna i trojgiem dzieci wiedzie spokojne i szczęśliwe życie. Jako głowa rodziny mężczyzna stara się zapewnić najbliższym godne warunki życia, co nie jest łatwe, gdyż sytuacja gospodarcza kraju jest bardzo ciężka. Dla mieszkańców doliny nadzieją na wyrwanie się z biedy i poprawę jakości ich życia jest podjęty przez inżynierów projekt budowy największej tamy na świcie i elektrowni, która miała zapewnić rozwój gospodarczy. Wielu z nich wówczas znalazło przy tej budowie zatrudnienie. Wśród pracowników znalazł się również Lanza, którego ten fakt napawa dumą. Nasz bohater wierzy w myśl technologiczną i ufa inżynierom przewodzącym owym pracom. Wszystko miało być tak pięknie, ale ludzka ręka, ignorując ostrzeżenia wysyłane już wcześniej przez naturę, przyczyniła się nie tylko do śmierci bezbronnych w starciu z mocą żywiołu ludzi, ale także do traumatycznych przeżyć tych, którzy to piekło przetrwali. Oczywiście nie będę zdradzała wam szczegółów, abyście mogli sami niemalże poczuć, to co wtedy czuli ci ludzie. Powiem tylko, że wystarczyły zaledwie cztery minuty, aby potężna fala bardzo dotkliwie i bezlitośnie ukarała człowieka za jego pychę i butę, odbierając mu wszystko, co kochał i co stanowiło sens jego życia. To, co miało być drogą ku lepszej przyszłości, sprowadziło piekło na ziemię. Nie trudno się domyślić, że tak traumatyczne doświadczenia życiowe mocno odcisnęły piętno na każdym, kto przez nie przeszedł. Rodzi się więc pytanie, jak dalej żyć, jak zbudować swój zdruzgotany świat na nowo? Na te pytania odpowiecie sobie jednak sami, czytając książkę.
Tymczasem wróćmy do czasów współczesnych, gdzie trafimy do Łodzi, a ściślej rzecz ujmując na osiedle Retkinia, które, co zdradzę wam jako ciekawostkę, przez dwadzieścia pięć lat było domem autorki. Tu poznajemy starszą kobietę, która od początku nie wzbudza sympatii czytelnika. Kobieta jest osobą mocno neurotyczną, która oczekuje od swojej córki Karoliny, że ta będzie na każde jej zawołanie. Choć wykazuje dominującą postawę, to jednocześnie potrzebuje, żeby się nią opiekować. Zdaje się mieć za nic życie prywatne rodzinne i małżeńskie Karoliny, które swoją drogą przechodzi kryzys. Stabilny fundament, na którym córka budowała swoje szczęście wspólnie z Kajetanem i dwójką ich synów, zaczyna się mocno chwiać. Karolina stoi pomiędzy młotem i kowadłem, każdego dnia będąc zmuszaną do dokonywania trudnych wyborów i podejmowania decyzji w kontekście wpojonego obowiązku opieki wobec matki, a nawet psychicznej manipulacji, a mężem i dziećmi, których już nie raz zawiodła.
Pisarka świetnie nakreśliła aspekt psychologiczny powieści i jej bohaterów zarówno w odniesieniu do przeżytej tragedii, traum które wywołała, jak i skomplikowanych relacji rodzinnych. Dzięki temu dała nam do myślenia i skłoniła nas do pohamowania swoich jakże daleko idących skłonności do oceniania innych ludzi. Zapominamy natomiast o tym, że za każdym człowiekiem, kryje się jego historia, która uczyniła go takim, jakim jest, na której temat my nie mamy wiedzy. Dlatego nie mamy prawa nikogo oceniać po pozorach. Przekonuje się o tym Karolina Cichońska, kiedy do jej matki przychodzi pewien list, a starsza pani czuje się wreszcie gotowa, by otworzyć się przed córką. Na pewno przeszłość rodzicielki nie usprawiedliwia w pełni jej zachowania wobec córki, ale z pewnością sprawia, że sam czytelnik zaczyna je w pewnym stopniu rozumieć. Koniecznie sięgnijcie po ten tytuł i przekonajcie się, czy naszym bohaterom uda się naprawić rodzinne relacje.
Jestem pełna podziwu i uznania dla autorki za to, że podjęła się tak bardzo ważnego zadania, aby opowiedzieć nam tę niezwykle ważną historię, a tym samym niejako ocalić ją od zapomnienia i bez wątpienia mocno przemówić do naszej wyobraźni, a także wzbudzić silne emocje. Możecie mi wierzyć, że Kasia sprostała temu odpowiedzialnemu zadaniu doskonale. Jest to zdecydowanie bardziej poważna książka, niż te, z których znamy dotychczas jej twórczość. Mimo że, jest smutna i mocno przejmująca, to jednak w całej opowieści nie zabrakło również miejsca na uśmiech, a nawet śmiech. A wszystko dzięki temu, że ta dylogia to zapis samego życia, a jej bohaterowie to ludzie tacy sami jak my, są odważni, ale też się boją. Kochają, ale też popełniają błędy, które kładą się cieniem na życiu i ich samych i ich bliskich.
Na pewno już stało się dla was oczywiste, że tę historię warto poznać. Zapewniam was, że nikogo nie pozostawi ona wobec siebie obojętnym, a świadomość, że została oparta na autentycznych wydarzeniach, sprawia, że emocje towarzyszące jej poznawaniu są dla czytelnika bardzo silne i dojmujące. Co więcej, ta dylogia stała się dla mnie impulsem do tego, aby na własną rękę poszukać informacji na temat włoskiej tragedii. Oczywiście oba te zajmujące i wciągające nas od pierwszej do ostatniej strony wątki w pewnym momencie zostały ze sobą w bardzo ciekawy sposób połączone. Nie wierzcie mi jednak na słowo, tylko sami spędźcie niezapomniany czas na lekturze powieści. Ja niezwłocznie zabieram się za czytanie kontynuacji dylogii, bo przyznam, że pochłonęła mnie ona bez reszty.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Szara Godzina
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/12/ksiezyc-nad-vajont-fala-katarzyna.html
"Księżyc nad Vajont - Fala" Katarzyna Kielecka
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z siły żywiołów natury, jednak często staramy się w nie ingerować i próbujemy je ujarzmić. Matka natura jest jednak nieprzewidywalna i wszelkie takie próby ze strony człowieka mogą prowadzić do ogromnych tragedii. Dziś chciałabym przypomnieć wam o jednej z nich, która miała miejsce w...
2023-11-30
"Spotkamy się we śnie" Jolanta Kosowska, Marta Jednachowska
Jestem osobą twardo stąpającą po ziemi, co przekłada się na wiele aspektów w moim życiu. Również na dobór książek, które czytam, dlatego na przykład nie sięgam po fantastykę. W żaden sposób nie umniejszam temu gatunkowi literackiemu, ale dla mnie po prostu nie znajduje się on w obrębie mojego komfortu czytelniczego. Jednak, jak w każdej dziedzinie życia, tak również w literaturze, zdarzają się powieści fantastyczne, dla których robię wyjątek, ponieważ zwyczajnie ciekawość bierze górę. Właśnie tym razem nadszedł moment, aby opowiedzieć wam o jednej z takich książek. Przyznam szczerze, że tak jak od momentu zapowiedzi tej książki byłam jej bardzo ciekawa, tak samo mocno obawiałam się jej lektury. A mowa oczywiście o powieści duetu Jolanty Kosowskiej i Marty Jednachowskiej „Spotkamy się we śnie”.
Zanim jednak opowiem wam o samej książce, pozwólcie, że w kilku słowach wyjaśnię, dlaczego w momencie, kiedy zaczynałam ją czytać, moja jej ciekawość mieszała się z pewnymi obawami. Otóż autorki na jej kartach podejmują między innymi bardzo intrygujący mnie temat świadomego śnienia, o którym chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale jednocześnie niepokoiło mnie, czy moja wyobraźnia jest na tyle bujna, aby nadążyć za, jak się przekonacie, sięgając po książkę, bardzo rozbudowaną wyobraźnią Marty, która jak obie Panie przyznają, była inicjatorką powstania tej książki. Przecież mogło się okazać, że jestem zbyt „przyziemna”, aby dobrze ją zrozumieć i docenić tak jak na to zasługuje. No dobrze, nie będę dłużej trzymała was w niepewności. Bardzo szybko okazało się, że moje obiekcje były zupełnie niepotrzebne, gdyż książka jest wspaniała. Co więcej, choć powieść w pierwszej chwili wydaje się magiczna, to tak naprawdę jest bardzo życiowa. Nie wybiegajmy jednak przed szereg i zacznijmy od początku.
Poznajcie Oliwię, młodą pisarkę, która nie czuje się spełniona w swoim życiu. Jej praca, nie znajduje uznania w oczach najbliższych. Dla matki jest córką, która nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań, a związek, który tworzy ze swoim chłopakiem Czarkiem, przypomina stare małżeństwo idealne już tylko dla osób z zewnątrz, a tak naprawdę naznaczone rutyną. Codziennością spędzaną razem, a jednak osobno. Namiętność, która kiedyś wypełniała ten związek jest już tylko wspomnieniem. Kobieta coraz dotkliwiej odczuwa, że teraz jej miejsce w życiu Cezarego zajęła praca, której poświęca on coraz więcej czasu. To ona stała się dla niego najważniejsza. Oli próbuje uciec od swojej samotności, trosk i codziennych problemów w sny, które zawsze miały dla niej duże znaczenie. Od kiedy pamięta, zapisywała je w swoim notatniku i starała się je interpretować. W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy towarzyszyć kobiecie na kartach powieści, ani ona, ani tym bardziej my sami nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo mocno już wkrótce właśnie sny wpłyną na życie Oliwi, wywracając je niemalże do góry nogami.
A wszystko ma swój początek, w momencie, kiedy dziewczyna wspólnie ze swoim przyjacielem Tomkiem decydują się zgłębić metody osiągnięcia stanu świadomego snu, a także idąc o krok dalej nauczyć się panować nad swoimi snami, po to, by mieć wpływ na to, co się w nich dzieje. Jak się możecie domyślać, Oliwi się to udaje i od tej pory każdej nocy w jej snach dzieją się rzeczy, których nawet nie potrafimy sobie wyobrazić. Tylko tu może czuć się prawdziwie wolna, może być sobą, realizować swoje marzenia. Sny są magiczne, fantastyczne i różnorodne, ale każdy z nich łączy postać mężczyzny, który, choć na początku nie jest do Oliwi przyjaźnie nastawiony, to z biegiem czasu staje się jej przewodnikiem sennym, a w sercach obojga rodzi się uczucie. To przy Mironie każdej nocy Oliwia czuje emocje, które w realnym świecie, w życiu z Czarkiem dawno już wygasły. Tylko gdzie jest granica między jawą i snem i co stanie się w momencie, kiedy sen zacznie mieszać się z jawą i stanie się niepokojąco realny? Na te pytana oczywiście znajdziecie odpowiedzi czytając książkę, do czego już teraz każdego gorąco zachęcam.
Autorki oddały w nasze ręce wyjątkową książkę, w której nieuchwytny świat snu nieosiągalny dla wszystkich przeplata się z bardzo realnymi życiowymi problemami, z którymi z kolei na pewno wielu z nas może się utożsamić. Zacznijmy od relacji na płaszczyźnie matka – córka. Relacja Oliwi z rodzicielką jest pełna dystansu. Niemalże każde spotkanie w domu rodzinnym kończy się dla młodej kobiety przykrościami ze strony matki, która nie potrafi zrozumieć, że jej córka ma prawo do ułożenia sobie życia na własnych zasadach. Tylko ona może decydować jak ma ono wyglądać. Jednak aby to zrozumieć, potrzebna jest szczera rozmowa. Kiedy jej zabraknie między ludźmi tworzy się przepaść, którą coraz trudniej jest pokonać. Pisarki uświadamiają nam jak wielką ma ona moc sprawczą w życiu każdego z nas. I jeśli tylko się na nią zdobędziemy, jej skutki mogą nas bardzo zaskoczyć.
Kolejna bardzo ważna lekcja, którą odbieramy dzięki tej niezwykle wartościowej książce, to fakt, że należy dbać o to, co jest naprawdę ważne w naszym życiu i pielęgnować to każdego dnia na nowo, gdyż nic co dostajemy od życia nie jest nam dane na zawsze. Dlatego, tak bardzo ważna jest dbałość o związek, miłość i każdą relację międzyludzką, na której nam zależy. W przeciwnym razie bowiem źle zbudowana hierarchia naszych życiowych wartości może przyczynić się do utraty, wszystkiego, co udało nam się zbudować. Niestety poświęcając całe zaangażowanie w rzeczy mniej ważne, często o tym zapominamy.
„Spotkamy się we śnie” to bardzo mądra, angażująca czytelnika książka, o miłości i poszukiwaniu szczęścia, którego czasami szukamy bardzo daleko nawet w snach, podczas gdy może ono czekać gdzieś blisko nas, chciałoby się powiedzieć na wyciągnięcie ręki. Kiedy wreszcie to do nas dotrze zdajemy sobie sprawę, że nie potrafiliśmy docenić tego, co mamy. To także zajmująca historia o skomplikowanych wyborach i trudnych decyzjach przyjaźni i chorobie, a więc o wszystkim tym, z czego składa się, życie, któremu każdego dnia próbujemy nadać sens.
Myślę, że pisanie o tej książce czegokolwiek więcej jest zbędne, gdyż na pewno już wiecie, że warto ją przeczytać. Czas spędzony na jej lekturze dostarczy wam wiele dojmujących emocji, które będziecie mogli wręcz poczuć. Od samotności, chłodu, zwątpienia, zagubienia, lęku, aż do miłości, namiętności i szczęścia. Warto wspomnieć, że w opisywanej historii nie zabraknie zaskoczeń i ciekawych zwrotów akcji. To wszystko sprawia, że całość czyta się naprawdę świetnie i niepostrzeżenie dociera do końca z poczuciem, że chciałoby się więcej. Na szczęście książka ma otwarte zakończenie, co pozwala nam czytelnikom mieć nadzieję, że kiedyś powstanie kontynuacja. Ja bardzo na to liczę, gdyż debiut tego wspaniałego duetu twórczego okazał niezwykle udany, czego serdecznie gratuluję. Mama i córka doskonale sprostały temu, jak przypuszczam niełatwemu zadaniu. Nie ukrywam też, że czekam na samodzielną książkę Marty.
Teraz już was zostawiam, abyście mogli niezwłocznie zabrać się za czytanie „Spotkamy się we śnie”, a sama będę przeszukiwać internet w poszukiwaniu informacji dotyczących świadomego śnienia, gdyż ta powieść stała się dla mnie impulsem do tego, aby spróbować wyćwiczyć u siebie tę umiejętność.
[Materiał reklamowy] Autorki Jolanta Kosowska, Marta Jednachowska
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/spotkamy-sie-we-snie-jolanta-kosowska.html
"Spotkamy się we śnie" Jolanta Kosowska, Marta Jednachowska
Jestem osobą twardo stąpającą po ziemi, co przekłada się na wiele aspektów w moim życiu. Również na dobór książek, które czytam, dlatego na przykład nie sięgam po fantastykę. W żaden sposób nie umniejszam temu gatunkowi literackiemu, ale dla mnie po prostu nie znajduje się on w obrębie mojego komfortu...
2023-11-27
"Magia Świąt Bożego Narodzenia" - Marek Marcinowski / recenzja patronacka
W myśl powiedzenia „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” przed nami dorosłymi stoi bardzo ważne zadanie. Od najmłodszych lat wpajać naszym dzieciom cenne, życiowe przekonania, zwyczaje i tradycje, które już jako dorośli wyniosą z domu i będą kultywować we własnych rodzinach. Bez wątpienia jednymi z najważniejszych tradycji, które my Polacy chcemy pielęgnować i przekazywać z pokolenia na pokolenie są te, które tworzą magię świąt Bożego Narodzenia. Z powagi tego zadania doskonale zdaje sobie sprawę autor Marek Marcinowski - profil autorski, wspaniały tata dwóch chłopców. Dlatego też już 1 grudnia 2023 roku autor odda w ręce swoich małych czytelników i ich rodziców wspaniałą książeczkę „Magia świąt Bożego Narodzenia", która ukazuje wyjątkowość tego okresu, a także uczy, co tak naprawdę jest w tych świętach najważniejsze.
Zajrzyjmy więc do środka książeczki. Na jej stronach znajdziemy ciekawe i łatwe do zapamiętania krótkie rymowanki opatrzone pięknymi, barwnymi ilustracjami, które na pewno przyciągną uwagę i wzbudzą ciekawość dzieci. To, co bardzo ważne, to fakt, że pisarz kładzie nacisk na to, aby dzieci miały świadomość, iż najważniejsze jest to, aby zarówno oczekiwanie na święta, jak i je same przeżywać rodzinnie, z tymi których kochamy. Nie zapomina także o duchowym wymiarze tych świąt.
Gorąco polecam lekturę tej pięknej rymowanej książeczki nie tylko dzieciom. Niech będzie to lektura familijna. Przeczytajcie ją wspólnie, a na pewno umili wam oczekiwania na te cudowne dni, a także będzie idealna do przeczytania przy świątecznej choince.
Jeśli szukacie wartościowego prezentu na Mikołajki, czy też właśnie święta, ta książeczka będzie idealnym wyborem. Tym bardziej że Marek Marcinowski jak zawsze przygotował kilka kreatywnych świątecznych propozycji spędzenia wspólnego czasu. Pozwolą one rodzicom zatrzymać się w biegu codziennego życia i spędzić wspólny czas ze swoimi pociechami. Dzieci na pewno będą bardzo szczęśliwe, a te chwile pozostaną w ich sercach i pamięci na zawsze.
Ja podaruję tę książkę moim siostrzeńcom już szóstego grudnia i razem wykonamy wszystkie przygotowane zadania. Jestem pewna, że będą zachwyceni prezentem. Ich radość jest najlepszą rekomendacją dla książeczki.
PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/magia-swiat-bozego-narodzenia-marek.html
"Magia Świąt Bożego Narodzenia" - Marek Marcinowski / recenzja patronacka
W myśl powiedzenia „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” przed nami dorosłymi stoi bardzo ważne zadanie. Od najmłodszych lat wpajać naszym dzieciom cenne, życiowe przekonania, zwyczaje i tradycje, które już jako dorośli wyniosą z domu i będą kultywować we własnych rodzinach. Bez...
2023-11-25
Za każdym człowiekiem kryje się historia jego życia, często spleciona z bardzo różnych i mocno złożonych kolei losów. Popełnionych błędów i podjętych decyzji, za które często pokutujemy latami, a nawet aż do śmierci. To właśnie bagaż życiowych doświadczeń i przeżyć czyni naszą teraźniejszość i nas samych takimi, jakimi jesteśmy. Tylko my wiemy, przez co przeszliśmy, i co skrywamy głęboko w sercu. Dlaczego więc inni ludzie dają sobie prawo do oceniania drugiego człowieka i trwania w przekonaniu, iż wiedzą lepiej od niego samego, jaki jest i jak powinien żyć? Przecież nikt z nas nie ma możliwości wejścia w buty kogoś innego i poznania historii jego życia od podszewki. Tylko jeśli zechcemy wysłuchać jej u źródła, możemy poznać prawdziwe oblicze danej osoby, a nie tylko to, nierzadko bardzo krzywdzące oparte na zasłyszanych strzępkach informacji. Przekonał się o tym jeden z głównych bohaterów książki Patrycji Żurek „Okruchy lodu”, z której recenzją dziś do was przychodzę.
My czytelnicy wspólne z Laurim, młodym fińskim policjantem, bo to o nim mowa trafiamy do małej podkarpackiej wioski, rodzinnych stron jego matki, które ta opuściła przed laty, pozostawiając w Polsce swoją siostrę. Ma nadzieję, że te odwiedziny u ciotki pozwolą mu ochłonąć i spojrzeć inaczej na niedawne wydarzenia, przez które przeszedł. Bardzo szybko przekonuje się, że niemalże każdy członek tej zamkniętej społeczności wie, czym jest codzienność naznaczona kłopotami, troskami i cierpieniem. Jednak największe zainteresowanie siostrzeńca Marysi wzbudza Jarzębina, kobieta, która przez tutejszych mieszkańców darzona jest swego rodzaju uwielbieniem. Jako osoba z zewnątrz Lauri zupełnie nie rozumie, co leży u podłoża tak wielkiej sympatii, tym bardziej, iż już wie, że ma ona za sobą kryminalną przeszłość. Koniecznie sięgnijcie po książkę i przekonajcie się, czy jego nieufność wobec Jarzębiny jest słuszna.
„Okruchy lodu” to bardzo wartościowa, poruszająca i dość trudna emocjonalnie powieść. Autorka mocno doświadcza swoich bohaterów, ale takie właśnie jest życie toczące się gdzieś bardzo blisko nas. Jestem przekonana, że właśnie dzięki dojmującej autentyczności wszystkiego, o czym w książce przeczytamy, wielu jej czytelników odnajdzie w niej cząstkę siebie i utożsami się z opisywaną w niej historią. Trudne przeżycia nie omijają jej bohaterów, ale w pewnym momencie to właśnie one zaczynają ich jednoczyć i budować relacje znacznie cenniejsze, niż te wynikające jedynie z faktu bycia mieszkańcem jednej wioski. A pojawienie się zagranicznego gościa, jego zawodowa ciekawość i dociekliwość staje się dla wielu zaczątkiem życiowych rozliczeń i zmian, które mają przywrócić do życia dotychczas skute lodem ludzkie serca i pozwolić im na nowo poczuć bardzo długo uśpione piękne i wyjątkowe uczucia. Nie będzie to jednak możliwe, dopóki nie znajdziemy w sobie siły i odwagi do stawienia czoła swoim własnym demonom, które nas niszczą.
A możecie mi wierzyć, że owych demonów do zwalczenia będzie w powieści naprawdę wiele. Patrycja skonfrontowała nas bowiem z bardzo bolesnymi aspektami życia, na które nikt z nas nie będzie potrafił pozostać obojętnym. Dowiemy się bowiem, jak trudno jest żyć w kajdanach nieustannego poczucia winy, każdego dnia próbując je odkupić i czując, że ciągle robi się zbyt mało. Poczujemy cierpienie bycia ofiarą przemocy sterowaną niczym marionetka przez oprawcę, który perfekcyjnie wykorzystuje swoją władzę i nasze słabości wynikające ze wpojonych nam w dzieciństwie przekonań i co się z tym wiąże obaw oraz lęków. Przekonamy się także, jak łatwo jest, wywodząc się z małej społeczności i wiedząc, czym jest ciężkie życie zatracić się w dążeniu do pokazania sobie i innym, że jesteśmy w stanie wiele osiągnąć. Niestety w konsekwencji niespodziewanie dla nas samych możemy stracić wszystko, co tak naprawdę powinno być dla nas najważniejsze, a życie na pewno boleśnie nam to uświadomi. Ale bywa również i tak, że mając bardzo wiele z pełną świadomością i na własne życzenie tracimy wszystko, o czym również przeczytamy w książce.
Gorąco zachęcam każdego do spędzenia czasu z tą wspaniałą książką, która z pewnością poruszy nawet najbardziej zlodowaciałe serca i znajdzie w nich dla siebie miejsce. Ja czytałam ją z ogromnym zaangażowaniem i poczuciem jedności z jej bohaterami. Z uwagi na to, że autorka nie skupia się wyłącznie na głównych postaciach powieści, ale także bohaterowie drugoplanowi mają swój znaczący wpływ i wkład w jej tworzenie, czytelnik poznaje całą gamę różnorodności ich charakterów, zachowań, postępowań. Jak to w życiu bywa, nie każdy z nich budzi sympatię, ale każdy jest wyrazisty, przez co od początku do końca książki towarzyszy nam wiele odczuć. A po skończonej lekturze, cała opisana w niej opowieść, żyje w nas jeszcze bardzo długo.
Jak widzicie, jest to bardzo mądra, wartościowa i mocno refleksyjna powieść, która dla wielu czytelników będzie impulsem do tego, aby zawalczyć o siebie i dać sobie szansę na bycie szczęśliwym. Wybaczyć sobie i zamknąć pewne etapy w naszym życiu, po to, by móc iść dalej. Wszyscy popełniamy błędy, a czasu nie da się cofnąć, ale nigdy nie jest za późno na bycie lepszym.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/okruchy-lodu-patrycha-zurek.html
Za każdym człowiekiem kryje się historia jego życia, często spleciona z bardzo różnych i mocno złożonych kolei losów. Popełnionych błędów i podjętych decyzji, za które często pokutujemy latami, a nawet aż do śmierci. To właśnie bagaż życiowych doświadczeń i przeżyć czyni naszą teraźniejszość i nas samych takimi, jakimi jesteśmy. Tylko my wiemy, przez co przeszliśmy, i co...
więcej mniej Pokaż mimo to
#Premierawydawnicza
"55, czyli Pamiętnik Wariatki" Elżbieta Stępień / Recenzja patronacka premierowa
Moi drodzy dziś porozmawiamy o życiowych zmianach i zastanowimy się, dlaczego w wielu z nas już sama myśl o nich budzi silne i często mocno sprzeczne emocje. Każdy z nas ich potrzebuje, ale jednocześnie bardzo się ich boimy, a co za tym idzie w naszej głowie rodzi się mnóstwo przeszkód i wątpliwości przed podjęciem próby wcielenia ich w nasze życie. Nie da się ukryć, że jednym z głównych czynników leżących u podłoża naszego strachu jest środowisko, w jakim żyjemy. Łatwiej jest bowiem zdobyć się na odwagę, by coś zmienić w swojej codzienności, będąc mieszkańcem dużej miejscowości, która w pewien sposób daje nam anonimowość i większą swobodę bycia sobą, niż w przypadku kiedy jesteśmy częścią niewielkiej społeczności. Wówczas wszyscy wszystko o sobie wiedzą, a sąsiedzi to darmowy monitoring, który patrzy na nas krytycznym okiem. Wtedy nachodzą nas myśli: "Co ludzie powiedzą? Czy w moim wieku, to jeszcze wypada, a może już za późno, żeby cokolwiek zmieniać?"
Jednak bez względu na to, jak usilnie bronimy się przed zmianami, są takie chwile, które skłaniają nas do swego rodzaju życiowych podsumowań, a także podjęcia nowych postanowień. Takim czasem zdecydowanie jest Sylwester i Nowy Rok. Wraz z nastaniem nowego roku tworzymy listę noworocznych postanowień i życzeń, które mają zmienić nasze życie i sprawić, że ten rok, będzie lepszy od poprzedniego. Pamiętajcie, jednak, by uważać, czego sobie życzycie, bo jeszcze się spełni, a wtedy... Zresztą co, ja wam będę pisała, poznajcie historię głównej bohaterki najnowszej powieści Elżbiety Stępień "55, czyli Pamiętnik Wariatki" - Moniki, która na własnej skórze przekonała się, jak wielką siłę sprawczą ma moc noworocznych życzeń i czym może skutkować ich urzeczywistnienie.
Zanim jednak opowiem wam o tym trochę więcej, a raczej opowie wam Monika, pozwalając poznać zapiski w swoim pamiętniku, pozwólcie, że opowiem wam o niej samej. Jest to 54-letnia kobieta, która od wielu lat samotnie idzie przez życie. Wspaniała matka dwóch dorastających synów, oddana przyjaciółka i przykładna pracownica. Słynie z ciętego języka i szalonych pomysłów, dlatego przyjaciółki Sylwia i Karolina często twierdzą, że jest wariatką. My czytelnicy poznajemy naszą bohaterkę w Sylwestra. Podczas gdy tego wieczoru ludzie się bawią ona, jak ma to miejsce od wielu lat i w tym roku spędza go samotnie. Życiowy bilans nie wypada najlepiej, a w sercu Moniki rodzi się pragnienie, by przeżyć coś nowego i ekscytującego, a przede wszystkim otworzyć się na miłość i kolejnego sylwestra spędzić z ukochaną osobą.
Jak się przekonacie czytając książkę, kobieta będzie musiała stoczyć walkę z samą sobą, ale podejmuje wyzwanie. I tak przypadek, a może przeznaczenie sprawia, że w życiu Moniki pojawia się Tymon. Ta znajomość przeradza się w płomienne uczucie, ale Monika i Tymon pochodzą z dwóch skrajnie różnych światów i odmiennych środowisk, co w pewnej mierze prowadzi do pewnego nieporozumienia, w którego skutek mężczyzna uznaje Monikę za kogoś, kim nie jest. Ta jednak decyduje się niczego nie wyjaśniać z obawy przed stratą ukochanego, w momencie kiedy ten pozna prawdę o jej zwyczajnym życiu i uzna, że nie pasuje do jego życia. Oczywiście nie zdradzę, co z tego postanowienia wyniknie, ale zapewniam was, że brak miejsca na szczerą rozmowę i szereg niedopowiedzeń sprawi, że ta historia nie okaże się bajką, a prawdziwym życiem, które nie szczędzi trosk, niepokojów i wielu rozterek bohaterom powieści.
Ta książka to zupełnie nowe oblicze twórczości Elżbiety Stępień, które wyraźnie pokazuje, jak bardzo warsztat twórczy autorki się rozwinął. "55, czyli Pamiętnik Wariatki", to w znacznej części romans, ale w książce odnajdziemy również elementy kryminału. Każdy z nas chce kochać i być darzony szczerą miłością, jednak niestety zdarza się, że to pragnienie odbiera nam zdolność prawidłowego osądu ludzi i ich intencji wobec nas, co może prowadzić do naprawdę niebezpiecznych sytuacji.
Decydując się na lekturę tego tytułu czytelnik spędzi czas z naprawdę wspaniałą książką, w której życiowe problemy, wybory i decyzje skłaniające nas do refleksji i przemyśleń także na płaszczyźnie własnego życia, przeplatają się ze świetnym humorem. Tutaj bardzo dużo się dzieje, a to, o czym napisałam wam do tej pory nie jest wszystkim, co czeka na czytelników na kartach powieści. Przeczytacie również o relacjach i miłości rodzicielskiej, poświęceniu dla dobra kogoś, kogo kochamy, a także kobiecej przyjaźni, która bywa dość osobliwa.
Wciągająca, niepozwalająca się nam oderwać od lektury książki fabuła w połączeniu z wyrazistymi i różnorodnymi portretami bohaterów, a także płynnym i bardzo przyjemnym stylem pisania autorki sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Natomiast zapewniam was, że długo o niej nie zapomnicie. Co więcej, na pewno wiele osób odnajdzie w tym pamiętniku cząstkę siebie, własnych potrzeb i pragnień. Nie jest to jednak historia adresowana wyłącznie kobietom, wszak wszyscy pragniemy uczucia i bliskości kogoś, komu ofiarowujemy swoje serce
Pisarka poprzez swoją powieść chce nam powiedzieć, że na miłość nigdy nie jest za późno, bo ona nie liczy lat. To my sami bardzo często ją komplikujemy, bojąc się zdobyć na szczerość i otwartość. A tylko na tak solidnym fundamencie możemy zbudować coś pięknego. Ela zdaje się mówić "Nie bójcie się zaryzykować dla miłości. Nikt nie obieca wam, że nie poznacie smaku cierpienia z jej powodu, ale ona, choć czasem wiedzie nas krętymi ścieżkami, to jeśli jest prawdziwa, pokona wszelkie przeciwności i zawsze nas odnajdzie. A nawet jeśli, coś nie wyjdzie, to każde doświadczenie czegoś uczy. Pozwala spojrzeć na siebie i swoje życie z zupełnie innej perspektywy, obudzić się z życiowego letargu i docenić siebie".
Z tym pięknym i niezwykle wartościowym przesłaniem płynącym z książki was kochani zostawiam, gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, a także do dzisiejszego świętowania jej premiery.
Na ten moment książkę możecie kupić bezpośrednio u autorki, a co za tym idzie, macie możliwość zdobycia egzemplarza z autografem i dedykacją. Jako ciekawostkę zdradzę wam, że na końcu książki znajdziecie strony, na których każdy może spisać swoje noworoczne postanowienia, marzenia, przemyślenia, po to, by za rok do nich wrócić i przekonać się ile z nich udało się zrealizować.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/55-czyli-pamietnik-wariatki-elzbieta_19.html
#Premierawydawnicza
"55, czyli Pamiętnik Wariatki" Elżbieta Stępień / Recenzja patronacka premierowa
Moi drodzy dziś porozmawiamy o życiowych zmianach i zastanowimy się, dlaczego w wielu z nas już sama myśl o nich budzi silne i często mocno sprzeczne emocje. Każdy z nas ich potrzebuje, ale jednocześnie bardzo się ich boimy, a co za tym idzie w naszej głowie rodzi się...
2023-11-12
"Za głosem nienawiści" Aneta Krasińska - recenzja patronacka przedpremierowa + trailer promocyjny
Często wracając we wspomnieniach do swoich młodzieńczych lat, myślimy sobie, że gdybyśmy wtedy wykazali się taką dojrzałością i życiową mądrością, jaką mamy dziś, na pewno nie podjęlibyśmy takich samych decyzji i nie dokonali takich samych wyborów, za które nierzadko wysoką cenę przychodzi nam płacić nawet przez wiele lat. Prawda jest jednak taka, że będąc młodą osobą, ulegamy emocjom i pokusom świata nęcącego nas wieloma perspektywami na drodze ku spełnianiu naszych życiowych marzeń i pragnień. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie konsekwencje na przyszłość będzie miało to, co teraz zdecydujemy. To dopiero czas i samo życie skutecznie, choć niekiedy bardzo boleśnie weryfikuje to, czy podjęte przez nas wówczas kroki były słuszne, a co za tym idzie, pozbawia nas młodzieńczych różowych okularów i sprawia, że już zupełnie inaczej wszystko postrzegamy. Na własnej skórze przekonała się o tym bohaterka cyklu Barwy uczuć autorstwa Anety Krasińskiej -Luiza, którą poznaliśmy w pierwszej części serii zatytułowanej „Za głosem miłości”. Dziś po upływie dziesięciu lat od tamtych wydarzeń wracamy do naszej bohaterki na kartach powieści „Za głosem nienawiści”, będącej kontynuacją wspomnianego cyklu. Książka w ręce czytelników trafi już 15 listopada 2023 roku nakładem wydawnictwa BookEnd.
Przystępując do lektury książki, przenosimy się do małej wioski na Podlasiu, dokąd z Warszawy przy wsparciu i pomocy przyjaciół uciekła Luiza. To tutaj szuka stabilizacji i spokoju utraconego po krzywdzie zaznanej ze strony mężczyzny, którego kochała i któremu bezgranicznie zaufała. Teraz poznajemy jej zupełnie nowe oblicze. Wszystko przez co do tej pory przeszłą sprawiło, że wyzbyła się młodzieńczej naiwności i bardzo dojrzała. Choć w Mielniku również problemów nie brakuje to teraz nie myśli już tylko o sobie, ale o dorastającym synu.
Ta relacja na płaszczyźnie matka - nastoletnie dziecko również przysparza rodzicielce trosk. Wychowywanie dziecka w pojedynkę już samo w sobie nie jest łatwe, a gdy do tego dodamy bunt nastolatka i jego próby wyrwania się spod kontroli rodzicielskiej to naprawdę bywa ciężko. Maciek jest dobrym dzieckiem, ale wszyscy wiemy, że młodość rządzi się swoimi prawami. Przez te wszystkie lata zawsze byli razem i to dla niego Luiza znalazła w sobie siłę, aby się nie poddać i walczyć o lepsze jutro. Chciałaby uciec od przeszłości i nigdy do niej nie wracać, wymazując z pamięci Grzegorza. Przez cały czas robiła wszystko, aby izolować syna od ojca w obawie przed tym, aby nie odziedziczył po nim skłonności do uzależnienia, w którego macki wpadł Grzegorz. I o i ile, dopóki Maciek, był dzieckiem, nie było to trudne, o tyle, teraz kiedy chłopak zadaje wiele pytań i chce o sobie decydować, jest to bardzo problematyczne. W sercu Luizy rodzi się wiele lęków i niepokojów, bo tylko ona zna o Grzegorzu całą prawdę, o której syn nie ma pojęcia. Koniecznie przeczytajcie tę niezwykle wartościową powieść i przekonajcie się, czy Luizie uda się uchronić Maćka przed wpływem ojca. Czy też może sprawdzi się powiedzenie, że niedaleko pada jabłko od jabłoni?
Problemy osobiste nie są jedynymi, które trapią Luizę. Praca w tamtejszej szkole, której jest niezwykle oddana, również spędza sen z powiek jej i innych nauczycieli, a także dyrekcji. A to za sprawą bardzo topornej pani wójt, która sprawuje niepodzielną władzę i może wszystko. Kobieta uważa, że szkoła jest nierentowna i grozi jej zamknięciem. Rozpoczyna się nierówna walka o ocalenie szkoły dla dobra najwyższego. Dobra dzieci, które są przecież najważniejsze. Czarę goryczy przelewa wybuch pandemii, która budzi strach i dominuje w każdej sferze życia ludzi.
Jak widzicie, codzienność Luizy niepozbawiona jest trosk, ale na szczęście nie jest sama. Ma wokół siebie dobrych i życzliwych przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Wszyscy oni pragną, aby wreszcie zamknęła za sobą drzwi do przeszłości i odważyła się zaufać na nowo. Ale czy na pewno demony przeszłości już nigdy nie wrócą? Przecież przed przeszłością nie da się uciec, a stawienie jej czoła może naprawdę wiele kosztować.
„Za głosem nienawiści” to naprawdę bardzo dobra kontynuacja, którą czyta się z dużym zaangażowaniem i ciągle powtarzającym się pytaniem „Jak ja zachowałabym się, będąc na miejscu bohaterki książki”? A to dlatego, że tematyka książki porusza tematy i problemy bardzo życiowe i autentyczne, z którymi wiele osób zmaga się na co dzień, choć często są one w naszym społeczeństwie przemilczane bądź mówi się o nich bardzo niewiele. Mając w pamięci ostatnie sceny książki „Za głosem miłości”, do czytania jej kontynuacji przystąpiłam z bijącym sercem i od początku do końca bardzo chciałam, aby Luiza wreszcie zaznała wytchnienia, szczęścia i smaku prawdziwej miłości, na którą zasługuje, jak nikt inny.
Jeżeli nie szukacie banalnych zakończeń i przewidywalnych rozwiązań problemów, to "Za głosem nienawiści" jest idealną książką, która pozostanie w waszej świadomości na długo. Zapewniam, że nie będziecie rozczarowani, gdy sięgniecie po tę powieść.
PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.
Gdyby jednak ktoś z was jeszcze się wahał, to zostawiam wam trailer do książki przygotowany przez samą autorkę, który na pewno rozwieje wszelkie wątpliwości.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/za-gosem-nienawisci-aneta-krasinska_12.html
"Za głosem nienawiści" Aneta Krasińska - recenzja patronacka przedpremierowa + trailer promocyjny
Często wracając we wspomnieniach do swoich młodzieńczych lat, myślimy sobie, że gdybyśmy wtedy wykazali się taką dojrzałością i życiową mądrością, jaką mamy dziś, na pewno nie podjęlibyśmy takich samych decyzji i nie dokonali takich samych wyborów, za które nierzadko wysoką...
"Poza sezonem. Nowego początki" - Sylwia Markiewicz
Myślę, że każdy z nas miał w swoim życiu taki moment, kiedy przytłoczeni problemami i troskami dnia codziennego potrzebujemy, choć na chwilę się od nich oderwać. Zmienić otoczenie, odpocząć. Wszystko, co nas trapi jeszcze raz przemyśleć, nabrać dystansu i na swoje życie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Wówczas najczęściej myślimy o wakacjach, na które wielu z nas czeka cały rok z utęsknieniem. Problem polega jednak na tym, że na wakacjach nie zawsze możemy liczyć na spokój, odprężenie i możliwość niczym niezakłócanych osobistych refleksji nad swoim życiem. Euforia letnich miesięcy, wszechobecny gwar, natłok turystów i wczasowiczów niestety skutecznie nam to utrudniają. Nie martwcie się jednak, gdyż wspólnie z autorką Sylwią Markiewicz i główną bohaterką jej najnowszej powieści „Poza sezonem. Nowego początki”, o której opowiem wam za chwilę kilka słów mamy dla was propozycję idealną. Zacznijmy jednak od początku.
Na kartach powieści przenosimy się do Chłopowa, gdzie poznajemy ciepłą i serdeczną starszą panią, która rozpoczęła nowy etap życia na emeryturze. Niestety Stenia nie może odnaleźć się w tej nowej dla siebie rzeczywistości. Coraz bardziej doskwiera jej samotność, gdyż dorosłe już dzieci mają swoje życie, a w domu rodzinnym są tylko okazjonalnymi gośćmi. Jedynym jej pocieszeniem i wsparciem jest mieszkający z nią wnuk Adam i bardzo pomysłowa sąsiadka o kąśliwym języku – Wiesia. Nasza Stenia nie chce w ten sposób spędzić reszty życia. Wie, że człowiek musi mieć powód, by wstać z łóżka, aby móc cieszyć się życiem. I ona sobie taki powód znalazła, podejmując się otwarcia niewielkiego pensjonatu. Nie będzie to jednak pensjonat, jakich wiele w miejscowościach turystycznych, ponieważ jego drzwi będą otwarte dla gości wyłącznie poza sezonem letnim, a więc od września do maja.
Pomysł seniorki nie spotyka się z aprobatą tych, którzy się o nim dowiadują. Odbierają go jako niedorzeczność, patrząc na całość przedsięwzięcia głównie pod względem zysków finansowych, które według nich mogą być znikome, bądź wręcz zerowe, bo kto będzie chciał przyjechać nad morze jesienią. Stenia jednak przy wsparciu Adama dopina swego i tak pod jej opiekę trafiają pierwsi goście. Bo jej właśnie nie zależy na zyskach, a na drugim człowieku. Chce, aby każdy, kto trafi do jej domu, czuł się zaopiekowany. Mógł poczuć, że dotarł do bezpiecznej przystani, której szukał.
I tak do nowo otwartego pensjonatu trafiają nastoletnia Klaudia i jej mama Wiktoria. Matka ma nadzieję, że to miejsce, bliskość morza i możliwość bycia razem z córką bez codziennego zabiegania i natłoku obowiązków pomoże im zbliżyć się do siebie i odbudować więzi, które od dłuższego czasu są zaniedbane. Ten wyjazd Wiktoria zorganizowała dla córki, to ona jest w nim najważniejsza. Teraz już wie, że hierarchia jej życiowych priorytetów nie do końca była właściwa i przez to nie dostrzegła w porę, że coś złego dzieje się z jej dzieckiem Dziś nastolatka zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi, a matka stara się pomóc jej wyrwać z błędnego, koła, w którym się znalazła. Czy ten wyjazd będzie w stanie coś zmienić i czy rzeczywiście stanie się początkiem, czegoś nowego i dobrego? O tym musicie przekonać się już sami, do czego każdego serdecznie zachęcam.
Autorka w bardzo życiowy i realistyczny sposób nakreśliła aspekt relacji na płaszczyźnie matka – córka, jak również problemy samych nastolatków. Klaudia zawsze była odpowiedzialna i dobrze się uczyła, więc ze strony rodziców otrzymywała dużo swobody, co dla nich samych w pewien sposób było wygodne, gdyż mogli skupić się na pracy zawodowej i rozwoju osobistym. Sylwia Markiewicz uświadamia nam, że często my rodzice zapominamy, że nawet najbardziej odpowiedzialne i rozsądne dziecko nadal jest dzieckiem i wbrew pozorom potrzebuje naszej uwagi. To daje mu poczucie bezpieczeństwa i zainteresowania jego osobą. Biorąc pod uwagę różnice pokoleniowe, często my dorośli nie mamy pełnej świadomości tego, jak w dzisiejszych czasach życie nastolatków jest trudne. W dobie internetu i social mediów, na których skupia się ich codzienność, są ciągle oceniani, poddawani bezlitosnym osądom, a co za tym idzie, porównują się do innych i próbują im dorównać. Za sprawą zaburzonych i wręcz nierealnych do osiągnięcia kanonów piękna dzisiejsi nastolatkowie nie mają przestrzeni na bycie sobą, Starają się zrobić wszystko, by w żaden sposób nie odstawać od reszty i zyskać ich akceptację tak bardzo ważną w młodym wieku. A to wszystko może prowadzić do poważnych konsekwencji, o czym przeczytacie w książce.
To jednak nie wszystko, na co zwraca uwagę swoich czytelników Sylwia Markiewicz. Autorka doskonale zdaje sobie sprawę, że rodzicielstwo jest trudnym zadaniem i na przykładzie rodziców Klaudii zostawia nam cenną lekcję. Aby mogło ono przynieść obopólne zadowolenie zarówno matki, jak i ojca, dając wymierne korzyści dla dobra dziecka w postaci wiedzy na temat tego, co się w jego życiu dzieje, jakiej pomocy potrzebuje, czy po prostu wspólnie spędzonego czasu, oboje muszą działać niczym zgodny tandem. W sytuacji, gdy tylko matka jest obarczana wszelkimi obowiązkami, które stara się pogodzić z pracą zawodową i realizowaniem siebie, bardzo łatwo jest przeoczyć to, co naprawdę ważne, a z biegiem czasu na naprawę czegokolwiek może okazać się za późno. Koniecznie sięgnijcie po książkę i sprawdźcie, czy państwo Mazurscy wreszcie to zrozumieją i co najważniejsze, czy dla tej rodziny jest jeszcze szansa na poukładanie swojego życia i odbudowę więzi rodzinnych.
W powieści nie tylko goście pensjonatu będą musieli stawić czoła swoim problemom, ale także sama Stenia i jej dorosłe dzieci, które niespodziewanie dla niej również przyjeżdżają do domu. Nie będę oczywiście zbyt wiele wam zdradzała. Powiem tylko, że dorosłe dzieci często oczekują, iż w momencie, kiedy ich rodzice przejdą na emeryturę, będą do ich dyspozycji na zawołanie, kiedy tylko ci będą tego potrzebowali, przyzwyczajeni do tego, że przecież tak było zawsze. Tymczasem postać Steni jest dowodem na to, że emerytura nie musi być samotną, nudną stagnacją. Jest to czas, kiedy możemy jeszcze naprawdę wiele zdziałać i mamy do tego pełne prawo. To nasze życie i do końca możemy przeżywać je według własnego planu, a nasze dzieci muszą to zrozumieć, choć bywa to bardzo trudne. Nie zmienia to jednak faktu, że matka zawsze będzie martwić się o swoje dzieci. Jak się przekonacie, w sercu Steni również zagości niepokój o dobro jej Olgi i Tomasza, którzy pogubili się w tym swoim życiu i stoją przed podjęciem bardzo ważnych decyzji. Jakby tego było mało, list, który otrzymuje właścicielka pensjonatu, budzi rodzinne sekrety, z którymi trzeba będzie się zmierzyć.
Jak widzicie, jest to bardzo ważna tematycznie skłaniająca do refleksji i przemyśleń wielowątkowa książka, w której każdy znajdzie coś dla siebie i na co innego zwróci uwagę. Od zawsze wierzę w moc sprawczą książek i ufam, że na każdego czytelnika czeka taka, która może być impulsem do odnalezienia własnej drogi i tego, jak chcemy pokierować własnym życiem. Jeśli sięgniecie po „Poza sezonem. Nowego początki”, do czego zachęcam was bardzo gorąco, przekonacie się, że jedna z bohaterek powieści znalazła taką właśnie książkę życia. Koniecznie sprawdźcie, jaka to książka. A być może na kogoś z was to właśnie najnowsze literackie dziecko Sylwii tak mocno wpłynie na i nada kierunek waszym planom na przyszłość.
Zapewne czytając moją recenzję, odczujecie, że nie jest to łatwa lektura i to prawda, jednak pisarka zadbała o to, aby zrównoważyć te trudne i smutne emocje i całą historię wzbogacić o świetną dawkę humoru. A to dzięki wspomnianej już wcześniej przeze mnie sąsiadce Steni – Wiesi, jej niecodziennym sposobie bycia i zaskakującym pomysłom, które bawią czytelnika. Obie kobiety są przyjaciółkami od zawsze i choć nie spijają sobie z dzióbków, to zawsze mogą na siebie liczyć. Tym bardziej że tylko Stenia wie, przez jakie piekło przeszła w małżeństwie jej przyjaciółka. Po dziś dzień poświęca się w jej przekonaniu dla dobra wyższego. Naszła mnie taka refleksja, że postawa Wiesi może być sposobem na poradzenie sobie z tym, co przeżywa. Nie zawsze wszystko rzeczywiście jest takie, na jakie wygląda.
Na zakończenie mogę zapewnić was, że historię tę od pierwszych stron czyta się z ogromnym zaangażowaniem, czując się niemalże jej częścią, a kończy z poczuciem wspaniale spożytkowanego na lekturze czasu. Ja miałam wrażenie, że również jestem jednym z gości pensjonatu i kiedy przeczytałam ostatnie zdanie zapisane w książce, strasznie żałowałam, że nadszedł czas, aby go opuścić i rozstać się z moimi książkowymi przyjaciółmi, za których szczęście, mocno trzymałam kciuki. I po raz kolejny przekonałam się, że to w rodzinie tkwi największa siła. Tylko będąc razem, możemy pokonać wszelkie przeciwności losu.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Pascal
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/poza-sezonem-nowego-poczatki-sylwia.html
"Poza sezonem. Nowego początki" - Sylwia Markiewicz
Myślę, że każdy z nas miał w swoim życiu taki moment, kiedy przytłoczeni problemami i troskami dnia codziennego potrzebujemy, choć na chwilę się od nich oderwać. Zmienić otoczenie, odpocząć. Wszystko, co nas trapi jeszcze raz przemyśleć, nabrać dystansu i na swoje życie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Wówczas...
2023-11-01
Za każdym człowiekiem kryje się historia jego życia. Często wydarzenia i emocje, które ją tworzą, są dla nas tak bardzo bolesne i trudne, że budujemy wokół nich mur. Nie jesteśmy gotowi na to, aby je przepracować wewnątrz siebie, a co dopiero otwarcie o nich mówić i dzielić się nimi z innymi. Dlatego nierzadko latami dla ludzi z zewnątrz kreujemy pozornie szczęśliwy wizerunek swojej osoby i robimy wszystko, aby ludzie ci w niego uwierzyli. I nawet świetnie nam się to udaje aż do momentu, kiedy w naszym życiu pojawi się ktoś, kto czyta w nas jak z otwartej książki. Odgaduje nasze myśli i uczucia. Przed taką osobą nie da się niczego ukryć i niczego udawać. A co najważniejsze, taka wyjątkowa relacja może ku zaskoczeniu obu stron bardzo znacząco wpłynąć na nasze życie i odmienić je na zawsze. Przekonali się o tym główni bohaterowie książki Mai Drozd „Zwykła historia”, o której chcę wam teraz opowiedzieć kilka słów.
Przystępując do lektury powieści, poznajemy Igę Bizoń, dziennikarkę, która od dawna nie ustaje w staraniach, aby nakłonić młodego i utalentowanego siatkarza Kubę Zielińskiego, aby ten zgodził się na udzielenie jej wywiadu. Nie jest to łatwe, gdyż młody mężczyzna uparcie broni dostępu do swojej prywatności. Zdaje sobie sprawę, że dziennikarka będzie chciała dowiedzieć się, jak najwięcej o niełatwych zmaganiach z chorobą, przez którą przeszedł. On natomiast nie chce o tym mówić. Teraz to siatkówka stanowi całą treść i sens jego życia. Jednak w końcu determinacja i nieustępliwość kobiety przynosi upragniony rezultat i wywiad dochodzi do skutku. Żadne z nich nie zdają sobie sprawy, że ta rozmowa wpłynie na obojga bardzo znacząco i da początek rodzącemu się między nimi uczuciu.
A wszystko zapoczątkowuje niepisana umowa o wzajemnej szczerości w tym, co chcą o sobie powiedzieć. Ku zaskoczeniu Igi, nie tylko Kuba opowiada jej o sobie i swoim życiu, ale również w niezrozumiały dla niej sposób sprawił, że ona także opowiedziała mu o swojej trudnej przeszłości w nieudanym małżeństwie. Śmiało można powiedzieć, że los połączył drogi kobiety z przeszłością i mężczyzny po przejściach, którzy chodź dzieli ich naprawdę wiele, to jednak są do siebie bardzo podobni. Zarówno Iga, jak i Kuba wiedzą czym jest strach, ból i obawa niepewności jutra.
Teraz ich miłość jest pełna namiętności i przyciąga ich ku sobie niczym niewidzialny magnez. Oboje nie potrafią już bez siebie żyć. Jednak prawdziwe życie to nie tylko namiętność, ale przede wszystkim trudne wybory i decyzje, które będą musieli podjąć oraz próby, na jakie wystawi ich życie. Oboje są pełni obaw i lęków, tym bardziej że nie mogą myśleć tylko o sobie, ale także o dzieciach Igi.
Koniecznie sięgnijcie po tę bardzo życiową, emocjonalną i skłaniającą czytelnika do wielu przemyśleń książkę i przekonajcie się, czy jej bohaterowie znajdą w sobie odwagę, by się nie poddać i zawalczyć o siebie, swoją miłość i wspólną przyszłość.
Gorąco zachęcam każdego z was do sięgnięcia po „Niezwykłą historię”, na której kartach autorka uświadamia nam, że tak naprawdę nie ma zwykłych historii. Każdy z nas pisze swoją i najczęściej nie zdajemy sobie sprawy, że nawet jeśli nasza jest trudna i nie jesteśmy sobie w stanie z nią poradzić, to warto pamiętać, że trudne chwile, które przeżywamy mogą być sposobnością do tego, aby się zatrzymać, wszystko jeszcze raz przemyśleć i przewartościować w konsekwencji czego zacząć żyć na nowo. Warto również dzielić się swoimi przeżyciami z innymi, gdyż jak się przekonacie czytając powieść może to przynieść wiele dobrego nie tylko dla nas samych, ale także wpłynąć pozytywnie na drugiego człowieka.
To mocno autentyczna, mądra, poruszająca historia, w której wiele osób, które zechcą ją poznać znajdzie cząstkę siebie i będzie się z nią utożsamiać przez co trafi ona wprost do ich serc. Dokładnie tak stało się ze mną. Dla mnie to życie z okresu choroby Kuby stało się tym, w którym znalazłam odbicie własnych obaw i niepokojów. Podobnie jak ten chłopak, ja również wiem, czym jest życie na bombie. Możecie mi wierzyć, że ta dwójka bohaterów stanie się wam bardzo bliska i będziecie trzymać mocno kciuki za ich miłość i szczęście. Sprawdźcie sami, czy nasza para znajdzie sposób na to, aby połączyć swoje dwa odrębne światy i wspólnie stworzyć wspaniałą jedność.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/11/zwyka-historia-maja-drozd.html
Za każdym człowiekiem kryje się historia jego życia. Często wydarzenia i emocje, które ją tworzą, są dla nas tak bardzo bolesne i trudne, że budujemy wokół nich mur. Nie jesteśmy gotowi na to, aby je przepracować wewnątrz siebie, a co dopiero otwarcie o nich mówić i dzielić się nimi z innymi. Dlatego nierzadko latami dla ludzi z zewnątrz kreujemy pozornie szczęśliwy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-23
"Proszę, pokochaj mnie, mamo!" Marta Maciejewska/ Patronat medialny
Los ma to do siebie, że doświadcza nas bardzo mocno, kiedy najmniej się tego spodziewamy, a najczęściej nie spodziewamy się tego w ogóle. Nasze trudne przeżycia i emocje nie pozostają bez wpływu na nas samych, ale mogą też ukierunkować ważne aspekty naszego życia, a z biegiem czasu zaowocować, czymś wyjątkowym, co może pomóc wielu osobom. Dokładnie tak stało się w przypadku twórczości Marty Maciejewskiej w momencie, kiedy autorka została mamą. Marta i jej maleńka córeczka przeszły cieżką drogę w walce o życie i zdrowie. Pisarka podzieliła się z nami swoją trudną i poruszającą historią na kartach powieści „1200 gramów szczęścia”, którą już dla was recenzowałam. Dziś, chociażby na spotkaniach autorskich Marta mówi o tym, że po tym, co przeszła, w swoich książkach chce być bliżej kobiet, ich problemów i emocji, które przeżywają w trudnych chwilach, często musząc zmagać się z nimi w osamotnieniu. Piszę wam o tym, gdyż teraz chciałabym opowiedzieć wam o najnowszej książce Marty „Proszę, pokochaj mnie, mamo!”, która, choć jest zupełnie odrębną historią, to w pewien sposób jest niejako konsekwencją tego, co wydarzyło się w tym trudnym dla Marty czasie. Przy czym, już na wstępie chcę zaznaczyć, że tak, jak wszystko, o czym przeczytamy w „1200 gramów szczęścia”, napisało samo życie, tak najnowsze literackie dziecko autorki jest fikcją literacką.
Książkę rozpoczyna bardzo trudny i emocjonalny prolog, w którym młoda niespełna osiemnastoletnia dziewczyna będąca główną bohaterką powieści mówi matce, że jest w ciąży. Anka Zwolenkiewicz, bo to o niej mowa jest wzorową uczennicą. Wspólnie z matką wiele w życiu przeszły, co sprawiło, że nasza bohaterka musiała bardzo szybko wydorośleć. Teraz mają tylko siebie, a życie ich nie rozpieszcza. Obie wiedzą, czym jest skromna egzystencja i ciężka praca. Dla nich obu to właśnie matura Anki i jej studia miały być nadzieją na lepszą przyszłość. No właśnie miały być, bo teraz te wszystkie plany i marzenia legły w gruzach. Jedna nieprzemyślana decyzja podjęta pod wpływem młodzieńczego uczucia sprawia, że dziewczyna jest przekonana, iż jej życie się skończyło. Targana strachem, niepewnością, obawami i poczuciem winy zagubiona pozostaje ze swoim problemem zupełnie sama. Koniecznie sięgnijcie po książkę i przekonajcie się, jak sobie w tej sytuacji poradzi i czy znajdzie się ktoś, kto będzie chciał jej pomóc. Ja nic więcej nie zdradzę ponadto, że łatwo nie będzie, gdyż czarę goryczy przelewa tajemnica, którą ta młoda kobieta w sobie nosi.
Mogę natomiast zapewnić was, że lektura tej powieści dostarczy wam wielu silnych i często skrajnie różnych emocji, a to dlatego, że autorka pozwoliła czytelnikowi spojrzeć na problem nastoletniej ciąży z kilku różnych perspektyw. Poznamy tu bowiem wpływ tej szokującej wiadomości na relacje matki z córką, reakcje społeczne w małej zamkniętej społeczności niewielkiego miasteczka, którego częścią jest Anka, ale także przekonamy się, jak wielką pożywką dla okrucieństwa niedojrzałych rówieśników Anki okazała się sensacja o ciąży koleżanki. Dowiemy się także, czy szkoła stanie na wysokości zadania względem swojej uczennicy.
Jestem pewna, że większości czytelnikom nie uda się ustrzec oceniania reakcji na ciążę Ani wielu osób z jej otoczenia. Chociażby jej matki. Ulegamy przekonaniu, że doskonale wiemy, jak ta matka powinna postąpić, jak się zachować i jak zareagować, na to, co usłyszała od córki. Naszej oceny nie uniknie również sama Anka. Pamiętajcie jednak, że życie nie jest tylko czarne albo białe i tak naprawdę, nie możemy wiedzieć na pewno, jak my sami byśmy się zachowali w tożsamej sytuacji, dopóki nie stanie się ona częścią naszego życia. Właśnie to, że autorce udało się przedstawić cała historię Anki w sposób niezwykle autentyczny oraz daleki od oceniania decyzji i wyborów kogokolwiek sprawia, że osoby, które zechcą po tę książkę sięgnąć, bardzo mocno uwierzą w tę opowieść i będą czytać ją z zapartym tchem i duszą na ramieniu. Co najważniejsze wiele kobiet odnajdzie w perypetiach Anki cząstkę siebie, ponieważ to przez co ta dziewczyna przechodzi, zdarza się bardzo często, gdzieś obok nas. Ja bardzo mocno trzymałam kciuki za to, aby Ania odzyskała utracony spokój, poczucie własnej wartości, jak również za to, aby w jej sercu zrodziła się ta bezwarunkowa miłość matki do dziecka. Niewinnego dziecka, które swoim spojrzeniem chce powiedzieć „Proszę, pokochaj mnie, mamo!”
Pomimo że jest to książka trudna i na pewno tak, jak było to w moim przypadku, u was również wywoła łzy, to chcę, aby wybrzmiał także jej pozytywny przekaz. Tak, jak pisałam na początku recenzji, ta książka niesie ze sobą dobro. Przywraca nam kobietom siłę i nadzieję na to, że nawet jeśli teraz myślimy, że już nic dobrego nas w życiu nie czeka, to jednak mamy w sobie to światło, które jest w stanie rozproszyć każdy mrok. Bardzo ważne jest jednak, abyśmy mieli obok siebie kogoś, kto nas wesprze i spojrzy na nasz problem z boku. Wówczas bowiem może się okazać, że już nie jest on taki straszny i bez wyjścia, jak myśleliśmy. Wiem jednak, że nie każdy ma to szczęście mieć taką osobę w swoim życiu, dlatego właśnie powstała ta książka. Aby stać się takowym wsparciem i przywrócić wiarę w lepszą przyszłość i to, że damy radę zbudować nasz zdruzgotany świat na nowo.
W książce jednak nasza uwaga nie jest skupiona tylko na kwestii niechcianej nastoletniej ciąży, ale również macierzyństwa w ogólnym ujęciu. Mamy mają to do siebie, że często porównują się do innych mam i niestety najczęściej w swoim mniemaniu uważają, że inne mamy są lepsze od nich. Bo ich dzieci są zawsze czyste, one same zadbane, a ich domy lśnią czystością. Tymczasem Marta jako mama za sprawą bohaterki swojej książki uświadamia nam, że każdy z nas ma dwa oblicza. To piękne, wręcz perfekcyjne, które pokazujemy na zewnątrz i to ukazujące nasze słabości, naszą niedoskonałość, ale także marzenia i pragnienia, którym dzielimy się tylko z najbliższymi nam osobami. I prawda jest taka, że te dwa oblicza są od siebie zupełnie różne. Marta zostawia nam w książce cenną lekcję. O byciu dobrą matką nie przesądzają popełnione błędy, czy gorszy czas w życiu, a nasza obecność przy naszym kochanym skarbie. Miłość i oddanie, które mu ofiarujemy.
Nie jest to jednak książka, której grupą docelową są wyłącznie kobiety, które wiedzą, czym jest i z czym wiąże się zbyt wczesna ciąża zmuszająca nas do przewartościowania swojego życia. To książka dla każdego, gdyż poczucie końca naszego życia jest bardzo uniwersalne i każdy może przeżywać swój osobisty koniec świata na wiele sposobów. Jednak niezależnie od tego, co jest jego powodem, zawsze niezmiennie potrzebujemy wsparcia, akceptacji i zrozumienia.
Myślę, że nikogo nie muszę już zachęcać i przekonywać do tego, że warto spędzić czas z tą wspaniałą i niezwykle potrzebną społecznie książką. Zdecydowanie jest to jeden z tych tytułów, obok którego nie da się przejść obojętnie i który zostanie z czytelnikiem już na zawsze. Z pewnością trafi wprost do waszych serc i nie pozwoli o sobie zapomnieć już nigdy. Nawet jeśli po skończonej lekturze odłożycie książkę na półkę, to wszystko, co w niej przeczytacie, ciągle pozostanie w was żywe. Ja sama chciałabym, aby ta powieść trafiła do jak najszerszego grona odbiorców bo jestem pewna, że ma w sobie ogromną siłę sprawczą i naprawdę może pomóc wielu kobietom. Muszę przyznać, że jest to historia o wiele mocniejsza, niż myślałam, jednak mimo to, a może właśnie dlatego uważam, że powinna trafić do szkół średnich, jako lektura na zajęciach Wychowania Do Życia W Rodzinie, a także gabinetów terapeutycznych. Pamiętajcie, nikt nie ma prawa nas gnębić, upokarzać i niszczyć, Nie bójmy się prosić o pomoc.
Z pełnym przekonaniem mogę napisać, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku.
PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/10/prosze-pokochaj-mnie-mamo-marta.html
"Proszę, pokochaj mnie, mamo!" Marta Maciejewska/ Patronat medialny
Los ma to do siebie, że doświadcza nas bardzo mocno, kiedy najmniej się tego spodziewamy, a najczęściej nie spodziewamy się tego w ogóle. Nasze trudne przeżycia i emocje nie pozostają bez wpływu na nas samych, ale mogą też ukierunkować ważne aspekty naszego życia, a z biegiem czasu zaowocować, czymś...
2023-10-17
"Zaklęta w ciszy" Urszula Gajdowska
Często mówi się, że do odważnych świat należy. Zastanówmy się zatem, czym jest odwaga. Bo, czy odważny jest ten, kto niczego się nie boi, czy ten, kto stara się pokonywać swoje lęki i słabości? Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć na podstawie książki „Zaklęta w ciszy” Urszuli Gajdowskiej. Dzięki tej autorce pokochałam romanse historyczne, ale „Zaklęta w ciszy”, choć jak najbardziej wyczerpuje znamiona tego gatunku, to jest zdecydowanie czymś więcej, niż tylko romansem. O tym jednak przekonacie się już za chwilę.
Na kartach powieści przenosimy się do roku 1823. Przystępując do lektury książki, stajemy się obserwatorami życia Fryderyka, najstarszego z synów zmarłego hrabiego Foglara. Po śmierci ojca to właśnie on dziedziczy hrabiowski tytuł, a wspólnie z pozostałymi braćmi dzieli pokaźny majątek. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że to nie wszystko, co stanowi spuściznę po hrabim. Teraz zobowiązany jest także do sprawowania opieki nad małą Evie, siostrą, o której istnieniu dowiedział się na krótko przed śmiercią ojca. Dziewczynka każdego dnia zmaga się z nieznaną wówczas przypadłością, która objawia się niemożnością mówienia przy obcych i lękiem przed nimi. Jedyną osobą, przy której dziecko czuje się swobodnie, jest guwernantka panna Florence Thompson. To sprawia, że również ona wspólnie ze swoją podopieczną trafia pod dach posiadłości Fryderyka. Obojgu ta sytuacja nie jest na rękę, gdyż mają w pamięci pewne zdarzenie, które zrodziło w nich wzajemną niechęć do siebie. Jednak jest to niczym w obliczu wspólnego celu, który ich łączy. Oboje chcą dobra Evangeline.
Dziś medycyna już wie, że zachowania dziewczynki charakteryzują zaburzenia lękowe m.in. mutyzm wybiórczy. Autorka we współpracy ze specjalistami w dziedzinie tej jednostki chorobowej, a także na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń poprzez postać małej bohaterki swojej powieści bardzo dokładnie obrazuje czytelnikowi, z czym wiąże się ta choroba. Ukazuje trudne emocje, uczucia, a także przeciwności, z jakimi zmagają się osoby nią dotknięte. To, co trzeba i warto zaznaczyć, to fakt, że zaburzenia lękowe nie pozostają bez wpływu na członków ich rodzin. I ten aspekt również został w książce mocno podkreślony. Tylko wspólne działania metodą małych kroczków bez presji i nacisku mogą przynieść naprawdę wymierne i zaskakująco dobre efekty. Bardzo mocno kibicowałam Evie i cieszył mnie każdy najmniejszy jej sukces w otwieraniu się na innych ludzi, tym bardziej że podczas czytania książki mamy świadomość traumatycznych przeżyć dziewczynki, których była świadkiem, a o których nie mają pojęcia jej najbliżsi. Wydarzenia z przeszłości nasiliły lęki dziewczynki i wzmogły jej nieufność wobec obcych. Mało tego, bezpieczeństwo dziecka może być zagrożone, o czym przekonacie się, czytając książkę.
Jak na romans historyczny przystało, nie zabrakło tu również miejsca na miłość. Jednak będzie to uczucie naznaczone wieloma wątpliwościami, uprzedzeniami oraz konwenansami tamtejszych czasów. Aby mogło rozkwitnąć zarówno Fryderyk, jak i Florence muszą przede wszystkim przyznać się do tego, co skrywają w sercu sami przed sobą, a ponadto pokonać dzielącą ich przepaść społeczną. Na pewno jesteście ciekawi, czy los połączy ich drogi na resztę życia, więc koniecznie musicie sięgnąć po tę wspaniałą powieść.
Z pełnym przekonaniem uważam, że ta książka powinna trafić do jak najszerszego grona odbiorców, a szczególnie do osób, które utożsamiają się z postacią Evie i jej problemami. Jestem bardzo wdzięczna Uli, że ten właśnie jej wątek uczyniła jednym z głównych w powieści, gdyż na pewno w ten sposób pomoże wielu osobom. Niestety mutyzm wybiórczy ciągle jest chorobą, której poświęca się bardzo mało uwagi, przez co wielu z nas nie wie, czym jest i z czym się on wiąże. Co więcej, wiele osób, które wykazują symptomy takowych zaburzeń, nadal nie zostało prawidłowo zdiagnozowanych. Pisarka w bardzo prosty i praktyczny sposób stawiając Evie w codziennych sytuacjach, niemalże naocznie pokazuje czytelnikowi, jak wygląda życie z tą chorobą. Co więcej, w przystępny i zrozumiały sposób został nam czytelnikom przybliżony mechanizm radzenia sobie z lękami oraz odpowiedni rodzaj terapii. W sposób otwarty i bezkompromisowy jesteśmy również uświadamiani, jak takie osoby są odbierane przez społeczeństwo i co wówczas czują. Dzięki tej wyjątkowej i niezwykle wartościowej książce na pewno zrozumiemy, jak wiele w tym trudnym procesie leczenia terapeutycznego zależy od nas samych otaczających osobę z zaburzeniami lękowymi. Warto mówić o tej książce głośno właśnie po to, aby podnosić świadomość społeczną.
Cóż więcej mogę napisać. Jak przez każdą książkę Urszuli Gajdowskiej, przez tę również dosłownie się płynie, a to dzięki od początku do końca mocno angażującej czytelnika fabule i lekkiemu stylowi pisania autorki. To wszystko w połączeniu z niezmiernie ważną tematyką, jak również bohaterami, którzy stali mi się bardzo bliscy, sprawiło, że książkę wręcz pochłonęłam. I jestem pewna, że w waszym przypadku również tak będzie.
[Materiał reklamowy] Autorka Urszula Gadowska
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/10/zakleta-w-ciszy-urszula-gajdowska.html
"Zaklęta w ciszy" Urszula Gajdowska
Często mówi się, że do odważnych świat należy. Zastanówmy się zatem, czym jest odwaga. Bo, czy odważny jest ten, kto niczego się nie boi, czy ten, kto stara się pokonywać swoje lęki i słabości? Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć na podstawie książki „Zaklęta w ciszy” Urszuli Gajdowskiej. Dzięki tej autorce pokochałam romanse...
2023-10-08
"Święta w miasteczku Anielin" Iwona Mejza - Recenzja przedpremierowa/ Patronat medialny
Każdy z nas ma swoje tajemnice. Bywają takie, o których wolelibyśmy zapomnieć i nigdy do nich nie wracać. A najlepiej udawać, że pewne wydarzenia w naszym życiu nigdy nie miały miejsca. Jednak zapewne wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to niemożliwe. Nawet jeśli my pewne rzeczy przemilczymy, to nasza pamięć, której wystarczy niewielki impuls, skojarzenie, aby pobudzić niechciane wspomnienia, nie pozwoli nam zaznać spokoju. Jedyne co możemy wtedy zrobić, to zmierzyć się z przeszłością i oddać sprawiedliwość prawdzie. Wie o tym doskonale autorka Iwona Mejza, która już po raz ostatni zaprasza nas do odwiedzenia urokliwego miasteczka Anielin znanego nam czytelnikom ze wspaniałego cyklu Miasteczko Anielin. To ciepłe i klimatyczne miejsce będziecie mieli okazję odwiedzić na kartach finalnej jego części „Święta w miasteczku Anielin” 11 października 2023 roku, kiedy to powieść ta będzie miała swoją premierę pod opieką wydawnictwa Dragon. Jednak ja jako patronka medialna powieści już dziś mam przyjemność opowiedzieć wam o wydarzeniach rozgrywających się na jej kartach, a tym samym mam nadzieję jeszcze bardziej podsycić waszą ciekawość i chęć jej przeczytania.
Posłuchajcie zatem. Wszystko, o czym tym razem przeczytamy, ma swój początek w okresie przedświątecznym i rozpoczyna się przykrym wypadkiem Marianny Stawskiej, wskutek którego starsza elegancka pani trafia do szpitala. To właśnie to zdarzenie budzi w kobiecie pragnienie przeżycia jak najlepiej jesieni swojego życia w poczuciu spełnienia i wewnętrznego spokoju. Marianna wie jednak, że nie będzie to możliwe, dopóki całej prawdy o sekretach jej rodziny nie poznają ci, którzy mają do tego prawo, choć oni sami jeszcze nie mają o niczym pojęcia. Tylko Marianna zna prawdę, od której wolałaby uciec, a która niczym bumerang wraca do niej każdego roku w okresie świąt Bożego Narodzenia. Nadszedł czas, aby zmierzyć się z tym, co trudne i bolesne, by móc zamknąć na zawsze drzwi przeszłości i cieszyć się teraźniejszością. Aby tak się stało, konieczny jest powrót do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Dlatego też Marianna musi wrócić do Anielina, do którego wolałaby nie wracać już nigdy. Jednak nie tylko o nią tutaj chodzi. Prawdę o tym, co przez wiele lat było przed nimi ukrywane, bądź przedstawiane w nie do końca prawdziwym świetle musi poznać kilka młodych osób, które jeszcze nie wiedzą, że niespodziewany telefon od notariusza może zmienić naprawdę wiele w ich życiu. Jestem pewna, że jesteście ciekawi, jakie tajemnice wyjdą na jaw, więc już teraz gorąco zachęcam was do sięgnięcia po książkę.
Dzięki sprowadzeniu do Anielina Malwiny i Krzysztofa, bo to o nich mowa autorka tym razem pokazuje nam to miasteczko z zupełnie innej perspektywy. Widzimy je bowiem oczami ludzi, którzy nie są częścią tej zamkniętej i zżytej ze sobą małej społeczności, a przyjeżdżają tu z zewnątrz, nie będąc zupełnie związani z tym miejscem emocjonalnie. Co więcej, decydują się przyjechać do Anielina niechętnie. W ich domu o tym miejscu się nie mówiło i nie wiedzą, co ich tu spotka. Oczywiście nie zdradzę wam, czego się dowiedzą, ale mogę was zapewnić, że ta podróż w nieznane wpłynie znacząco na każdego z nich.
Od autorki wiem, że ona sama nie planowała wracać do miasteczka Anielin, ale ja jako czytelniczka bardzo się cieszę, że jednak się na to zdecydowała, gdyż w moim odczuciu jest to bardzo ważna część cyklu, która zrodziła we mnie przekonanie, że dopiero teraz, kiedy światło prawdy rozjaśniło mrok demonów przeszłości, wszystko jest dokładnie tak, jak być powinno. To właśnie w tej części Iwona Mejza kładzie duży nacisk na więzi rodzinne, nawet te, o których istnieniu dotychczas nie mieliśmy pojęcia. Pisarka uświadamia nam, że rodzina to nie tylko ta, z którą łączą nas więzy krwi. Rodzina to także te osoby, które sprawiają, że przy nich czujemy się szczęśliwi, którzy wyciągają do nas pomocną dłoń, akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy i dostrzegają w nas to, co dobre. Rodzina może być również świadomym wyborem.
Oczywiście spotkamy tutaj również starych i lubianych przez nas stałych mieszkańców miasteczka pogrążonych w ferworze przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Anielin otula niezwykłą atmosferą tego wyjątkowego czasu, który każdy chce spędzić z osobami bliskimi naszemu sercu. Przekonajcie się koniecznie dla kogo ten najbardziej rodzinny okres w roku stanie się początkiem życiowych zmian i postanowień, a może ktoś właśnie w Anielinie znajdzie tak bardzo poszukiwane przez każdego z nas swoje miejsce na ziemi. Tego oczywiście dowiecie się spędzając święta w Anielinie, do czego gorąco każdego namawiam. Możecie mi wierzyć, że lektura tej książki nie pozostanie bez wpływu na nas samych. Tych z was, którzy spędzą swój czas z tą książką skłoni do wielu refleksji i przemyśleń także o życiu waszym i waszej rodziny. No i oczywiście poczujecie tę niepowtarzalną, niezwykłą świąteczną atmosferę.
Całość czyta się niezwykle łatwo i przyjemnie, co w połączeniu z bardzo ważnymi i życiowymi aspektami, jakie zostały w książce zawarte sprawia, że mocno poruszony przez bieg dziejących się wydarzeń czytelnik niepostrzeżenie dociera do końca wspaniałej historii. Bardzo żałuję, że to już ostateczne pożegnanie z miasteczkiem Anielin i jego mieszkańcami, gdyż wszyscy oni stali mi się bardzo bliscy, ale opuszczam ich ze spokojem w sercu. Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego, dlatego jestem ciekawa, czym już wkrótce Iwona Mejza zaskoczy swoich czytelników.
WCZEŚNIEJSZE CZĘŚCI CYKLU MIASTECZKO ANIELIN:
"Przyjaciółka",
"Sprawy rodzinne",
"Miejsce na ziemi".
Już teraz książkę możecie czytać i słuchać na platformie Legimi.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/10/swieta-w-miasteczku-anielin-iwona-mejza.html
"Święta w miasteczku Anielin" Iwona Mejza - Recenzja przedpremierowa/ Patronat medialny
Każdy z nas ma swoje tajemnice. Bywają takie, o których wolelibyśmy zapomnieć i nigdy do nich nie wracać. A najlepiej udawać, że pewne wydarzenia w naszym życiu nigdy nie miały miejsca. Jednak zapewne wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to niemożliwe. Nawet jeśli my pewne...
2023-09-28
"Opowieści z kawiarni" Toshikazu Kawaguchi
Autor zdjęcia Krzysztof Chmielarski
Strata jest nieodłącznym elementem życia każdego z nas. Prędzej, czy później każdy z nas jej doświadczy i na własnej skórze przekona się, jak bardzo bywa ona bolesna. Na szczęście, w większości przypadków mijający czas, choć, wbrew powiedzeniu nigdy w pełni nie leczy ran, to pozwala im się w pewnym stopniu zabliźnić, a nam żyć dalej. Nie bez powodu napisałam, że dzieje się tak w większości przypadków, gdyż wygląda to zupełnie inaczej, kiedy do tych ran sączy się poczucie winy. Jest to najsilniejsza trucizna, która latami, a nawet przez całe życie może nie pozwolić nam na bycie szczęśliwym.
Bardzo często, kiedy bezpowrotnie tracimy, kogoś bliskiego naszemu sercu żałujemy wszystkiego, czego nie zdążyliśmy tej osobie powiedzieć, obwiniamy się, że nas przy tej osobie nie było, kiedy powinniśmy przy niej trwać. A także co jest niezwykle niszczące, żyjemy w przeświadczeniu, że w pewnej mierze przyłożyliśmy rękę do tego, że stało się to, co się stało. Wówczas wielu z nas nosi w sobie silne pragnienie tego, żeby móc jeszcze raz choć przez kilka chwil porozmawiać z tą osobą. Spotkać się, coś wyjaśnić, za coś przeprosić. Wszyscy wiemy, że w realnym życiu jest to niemożliwe, ale książki mają tę niezwykłą moc i na ich kartach wszystko może się wydarzyć.
Dziś po raz drugi chciałabym zabrać was do Japonii i zaprosić na wyjątkową kawę do maleńkiej klimatycznej kawiarenki, w której zgodnie z obiegową opinią dzieją się rzeczy niezwykłe. A jest to możliwe dzięki drugiej już odsłonie cyklu, Zanim wystygnie kawa „Opowieści z kawiarni” Toshikazu Kawaguchi. Pierwsza część wspomnianego cyklu, którą już dla was recenzowałam, nie tylko potwierdziła miejscową legendę, że w tej właśnie kawiarence można cofnąć się w czasie, ale też bardzo mi się podobała. Dlatego, postanowiłam wybrać się do Kraju Kwitnącej Wiśni jeszcze raz i ponownie odwiedzić kawiarenkę.
Choć odwiedzamy ją jakiś czas później, to ulegamy wrażeniu, że dla tego miejsca czas niejako się zatrzymał. Ta niezwykle klimatyczna ponad stuletnia kawiarnia ma swoją niepowtarzalną aurę, którą czujemy od razu po przekroczeniu jej progu. Niezmiennie spotykamy tam życzliwą i serdeczną obsługę, którą spowija aura tajemniczości, znanych nam już z poprzednich odwiedzin stałych klientów kawiarni, jak również oczywiście nowe osoby. To właśnie pragnienie przeniesienia się w czasie i spotkania kogoś bliskiego je tutaj przywiodło.
Nie będę zdradzała wam ich historii, gdyż składają się one na cztery krótkie opowiadania i niezależnie od tego, co powiem, to i tak będzie to zbyt wiele. Napiszę tylko, że każde z nich jest poruszająca i pozwala wyciągnąć wiele wartościowych refleksji i przemyśleń samemu czytelnikowi. A wynikają one z bardzo osobistych zwierzeń tych ludzi. Chcą cofnąć się w czasie, gdyż coś ich gnębi i niszczy. Nie pozwala zaznać spokoju i cieszyć się radością życia. Tutaj mogą liczyć na wysłuchanie bez słów krytyki i jakichkolwiek osądów, a także pomoc w tym ostatnim tak ważnym dla każdego z nich spotkaniu.
Taki rytuał podróży w czasie wiąże się z kilkoma zasadami, które dla wielu wydają się irytujące i pozbawione sensu. Dwie z nich to:
„Choćby nie wiem, jak się starać w przeszłości, nie można zmienić teraźniejszości”.
„Obowiązuje limit czasu. Wróć, zanim wystygnie twoja kawa”.
Rodzi się zatem pytanie, jaka jest zasadność i korzyść z takiej podróży skoro niczego nie może ona zmienić na lepsze. Nie może także zapobiec temu, co już się wydarzyło? Mało tego może trwać tylko tyle, ile czasu stygnie kawa, a więc zaledwie kilka minut. Odpowiedzi poszukajcie, sięgając po książkę, ale pamiętajcie, że często, choć może wydać się wam to niedorzeczne, ukojenie możemy znaleźć nie w samych zmianach, które bywają niemożliwe, a w perspektywie, z jakiej dane trudne życiowe doświadczenie postrzegamy. O tym jednak przekonacie się czytając „Opowieści z kawiarni”, do czego serdecznie was zachęcam.
Choć są to odrębne cztery historie, to każdą z nich łączy kłamstwo. Miało ono miejsce w każdej z nich. I to właśnie ten wspólni czynnik skłania nas podczas lektury do rozważań, czy kłamstwo niezależnie od sytuacji zawsze jest czymś złym? Czy tylko prawda, jest wartością niosącą dobro, a może istnieje kłamstwo w dobrej wierze? Zostawiam was z tymi pytaniami i mam nadzieję, że podsycą one waszą chęć przeczytania książki.
Podobnie jak w przypadku pierwszej części, ta również bardzo mi się podobała. Spędziłam na jej lekturze bardzo cenny i wartościowy czas. Choć z uwagi na powtarzalność schematu przemieszczania się w czasie poznanego już wcześniej, stała się ona przewidywalna. Mnie to jednak zupełnie nie przeszkadzało. Tym bardziej że poznajemy również kolejne nieznane dotychczas zasady.
Warto wspomnieć również, że tym razem nie tylko klienci kawiarni dzielą się z nami swoimi przeżyciami, ale otwiera się przed nami także ktoś z jej obsługi. To sprawia, że wyjaśnia się wiele tajemnic, które już w pierwszej części bardzo mocno ciekawiły czytelnika. I muszę przyznać, że to właśnie ich wyjaśnienie spowodowało, że łza zakręciła mi się w oku.
Cykl „Zanim wystygnie kawa” dowodzi temu, że nie trzeba pisać obszernych tekstów, aby w ręce czytelników trafiła bardzo wartościowa i wciągająca książka, która zostanie z nimi na długo, jeśli tylko zasiądziemy do jej czytania z otwartym sercem.
[Zakup własny]
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/09/opowiesci-z-kawiarni-toshikazu-kawaguchi.html
"Opowieści z kawiarni" Toshikazu Kawaguchi
Autor zdjęcia Krzysztof Chmielarski
Strata jest nieodłącznym elementem życia każdego z nas. Prędzej, czy później każdy z nas jej doświadczy i na własnej skórze przekona się, jak bardzo bywa ona bolesna. Na szczęście, w większości przypadków mijający czas, choć, wbrew powiedzeniu nigdy w pełni nie leczy ran, to pozwala im się w...
2023-09-19
Od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną ruchowo i przyznam szczerze, że kiedy byłam dzieckiem, z powodu mojej dysfunkcji ze strony rówieśników spotykało mnie dużo przykrości. To z kolei sprawiało, że czułam się gorsza. Dziś mam świadomość tego, że takie, a nie inne zachowania moich kolegów i koleżanek nie wynikały z czystej złośliwości, a po prostu z niewiedzy odnośnie tego, jak wygląda moja codzienność z takim rodzajem niepełnosprawności. Nikt nie powiedział im w prosty i zrozumiały dla nich sposób, jakie są moje ograniczenia wynikające z moich trudności z poruszaniem się. Jakiego wsparcia i pomocy potrzebuję, abym czuła się akceptowana i rozumiana, a moja codzienność stała się łatwiejsza. Jednocześnie, teraz zdaję sobie sprawę, że rodzice często nie wiedzą, w jaki sposób wytłumaczyć swoim dzieciom, że każdy z nas jest inny, ale ta inność nikogo nie czyni gorszym, a wręcz przeciwnie, każdego z nas czyni wyjątkowym. Przy czym są takie osoby, które przez swoją inność każdego dnia muszą mierzyć się z wieloma przeciwnościami, które dla nas mogą okazać się niezrozumiałe, a czasami wręcz dziwne, ale to nikomu nie daje prawa do sprawiania tym osobom przykrości.
Na szczęścia dziś wiele się w tej kwestii zmienia na lepsze. Dzieci są obeznane z tematem odmienności wśród ludzi od najmłodszych lat przez rodziców, nauczycieli, pedagogów. A z pomocą przychodzą im książki.
Chciałabym zwrócić waszą uwagę na jedną z nich. Jest to zbiór opowiadań dla dzieci i ich opiekunów „Opowieść (nie tylko terapeutyczna) dla dzieci i dorosłych” z serii Bajki mają moc. W książce znajdziemy wiele takich opowiadań, których autorami są znani polscy pisarze. Wśród nich Aneta Krasińska i jej opowiadanie „Gustaw, nie Gutek”, na którym to opowiadaniu chciałabym skupić się tym razem.
Jego bohaterem jest uczeń trzeciej klasy szkoły podstawowej Gustaw. Koniecznie zapamiętajcie tą oficjalną wersję imienia, gdyż chłopiec bardzo nie lubi, gdy ktoś je zdrabnia. Gustaw nigdy nie jest sam. Jego nieodłącznym towarzyszem jest wierny przyjaciel autyzm. W wieku przedszkolnym zdiagnozowano u niego Zespół Aspergera. Każdy, kto zechce przeczytać to opowiadanie, będzie miał możliwość spojrzenia na świat oczami osoby ze Spektrum Autyzmu. Towarzyszymy chłopcu w jego codzienności, dzięki czemu możemy dowiedzieć się, jak ta dysfunkcja wpływa na jego postrzeganie drugiego człowieka, naukę w szkole i otaczający go świat w ogóle. As, jak nazywa swojego niewidzialnego przyjaciela Gustaw, bardzo często udziela mu niesłyszalnych dla innych osób podpowiedzi dotyczących tego, jak ma postąpić w wielu sytuacjach, co wywołuje niezrozumiałe dla otoczenia zachowania Gustawa.
To, co trzeba i warto zaznaczyć to fakt, że opowiadanie „Gustaw, nie Gutek” powstało na podstawie fachowej wiedzy autorki wynikającej z jej wykształcenia i doświadczenia zawodowego. To, co jest bardzo ważnym atutem tego opowiadania, to przystępność jego przekazu. Gustaw zostaje postawiony w obliczu dokładnie takich samych sytuacji, z jakimi musi poradzić sobie każde dziecko. Dzięki autentyzmowi tych sytuacji mały czytelnik będzie potrafił utożsamić się z nimi i tym samym dostrzec, jak różne od jego własnych są na nie reakcje i zachowania książkowego bohatera. Teraz już będzie wiedział, dlaczego tak właśnie się dzieje.
Ja jako osoba, która wie, jak trudno jest żyć i funkcjonować od najmłodszych lat w poczuciu niezrozumienia i krzywdy, bardzo się cieszę, że takie książki są w Polsce wydawane. Chciałabym, aby ten tytuł trafił do jak najszerszego grona czytelników i stał się impulsem do wielu rozmów, na temat niepełnosprawności. Pragnę, aby społeczeństwo przestało dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi i dla każdego z nas jest miejsce i przestrzeń do życia na tym świecie. Wystarczy tylko chęć zrozumienia i odrobina empatii, aby dla każdego był on przyjazny.
Moi drodzy mówcie o tej książce dużo i głośno. Niech trafi do wielu domów, szkół, bibliotek placówek opiekuńczo-wychowawczych, gabinetów terapeutycznych.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/09/gustaw-nie-gutek-aneta-krasinska.html
Od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną ruchowo i przyznam szczerze, że kiedy byłam dzieckiem, z powodu mojej dysfunkcji ze strony rówieśników spotykało mnie dużo przykrości. To z kolei sprawiało, że czułam się gorsza. Dziś mam świadomość tego, że takie, a nie inne zachowania moich kolegów i koleżanek nie wynikały z czystej złośliwości, a po prostu z niewiedzy odnośnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-16
Saga Klonowego Liścia "Kanadyjski raj" Anna Stryjewska
Jesteśmy chwilę po premierze trzeciej i niestety ostatniej części wspaniałego cyklu Saga Klonowego Liścia „Kanadyjski raj” autorstwa Anny Stryjewskiej, który to cykl trafił na nasz rynek wydawniczy pod opieką wydawnictwa Skarpa Warszawska. Ci z was, którzy poznali wcześniejsze jego odsłony tj. „Łódzką przystań” i „Warszawską garsonierę” wiedzą, że chwile spędzone na jego lekturze są wyjątkowym przeżyciem, gdyż wszystko, o czym przeczytamy na kartach tej trylogii, jest zapisem niezwykle poruszającej historii opartej na autentycznych wydarzeniach z życia wielopokoleniowej rodziny. Zarówno ta historia, jak i jej bohaterowie stała się bliska bardzo wielu czytelnikom. Wszyscy mocno trzymaliśmy i nadal trzymamy kciuki za szczęście tej rodziny, bo o czym mogliśmy przekonać się, towarzysząc im na kartach obu wcześniejszych części, oni już naprawdę wiele przeszli i jak najbardziej na to szczęście zasługują. Przyznam szczerze, że do czytania „Kanadyjskiego raju” zasiadłam z ogromną ciekawością, nadzieją na to, że wreszcie odzyskają oni utracony spokój, ale też z niepokojem, gdyż życie nie zawsze daje nam to, na co zasługujemy.
Zajrzyjmy zatem do książki. Tym razem dziejące się w niej wydarzenia mają miejsce w połowie lat 90. My czytelnicy przemieszczamy się wspólnie z bohaterami pomiędzy Polską i Kanadą. W Polsce bowiem towarzyszymy wspaniałej seniorce Stefanii, od której losów ta cała rodzinna opowieść się zaczęła. Niezwykle silna i mądra kobieta przeżywa jesień swojego życia, będąc wsparciem dla swoich dzieci, które wiodą już własne życie i szukają dla siebie perspektyw na lepsze jutro. To właśnie pragnienie lepszej przyszłości skłoniło Antoniego i jego rodzinę do podróży do Kanady, która miała stać się ich nowym miejscem na ziemi. Jak sam tytuł książki wskazuje, miał być to kanadyjski raj, jak wówczas jawiła się wielu ludziom Kanada.
Wydawać, by się mogło, że teraz już wszystko będzie dobrze, ale pamiętajcie, to nie jest fikcja literacka, a prawdziwe życie, które dla Aliny i Antoniego oraz ich córek Julii i Antoniny szykowało jeszcze wiele przeciwności. Pierwszą z nich okazał się kilkuletni pobyt w Niemczech, który stał się ich przystankiem w drodze do miejsca docelowego. Ja jednak powiedziałabym, że te kilka lat pobytu w Niemczech było przedsionkiem piekła na drodze do obiecanego raju. Tego nie można nazwać życiem, to była wegetacja. O tym jednak przeczytajcie już sami.
Czy jednak w istocie Kanada okazała się owym rajem dla rodziny Ostrowskich? Znacie powiedzenie „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”? Tak, w kilku słowach można by określić zderzenie wyobrażeń i marzeń z rzeczywistością, która tam na nich czekała. Nie będę oczywiście zbyt wiele zdradzała, gdyż chcę, żebyście mogli wspólnie z bohaterami przeżywać wszystko, przez co przechodzą. Chciałabym natomiast skupić się na tym, co jest największym trudem dla każdego emigranta. Mianowicie tęsknocie za ojczyzną, za tymi, których zostawiliśmy w ojczyźnie oraz za życiem, które dotychczas wiedliśmy.
Nie będzie spojlerem, bo możemy przeczytać o tym już na okładce książki, że Antoni nie potrafił odnaleźć się w swoim nowym życiu, a chwil zapomnienia szukał w alkoholu, co wpłynęło bardzo destrukcyjnie na jego relacje rodzinne, a szczególnie na życie małżeńskie. Mężczyzna odczuwał dojmującą tęsknotę za matką, ojczyzną, a także uznaniem, jakim cieszył się, pracując w Polsce.
Sytuacji nie ułatwiały również niespodziewane przez najbliższych decyzje i wybory Julii. Czas zamieszkania przez Ostrowskich w Kanadzie przypadł na okres dorastania obu dziewczyn i okazało się, że starsza córka nie chce żyć według planu, jaki dla ich rodziny ułożyła matka. Ta przebojowa, temperamentna i odważna młoda kobieta wie, że to jest jej życie i tylko ona ma prawo o nim decydować. Nie bez powodu napisałam, że był to plan Aliny, gdyż to ona była inicjatorką wyjazdu z Polski. Teraz już nie jest przekonana o słuszności tego kroku, ale stało się i trzeba żyć dalej. Zanim jednak zaczniecie w jakikolwiek sposób oceniać wybory i decyzje bohaterów, to weźcie pod uwagę realia tamtych czasów, które w książce zostały wspaniale oddane, ale także różnice pokoleniowe, które mają ogromny wpływ na to, jak odnajdujemy się w nowym życiu. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że dla osoby młodej, u progu dorosłego życia, będzie to o wiele łatwiejsze, niż dla osoby starszej. Dlatego też zdaję sobie sprawę z tego, że my ludzie nieżyjący w tamtych czasach możemy nie przyjąć ze zrozumieniem pewnych kwestii, o których przeczytamy w powieści. Koniecznie sięgnijcie po „Kanadyjski raj” i przekonajcie się, czy Ostrowscy odnajdą miejsce, które będą mogli nazwać swoim domem.
Nie myślcie, jednak że „Kanadyjski raj” jest wyłącznie smutną i gorzką historią, gdyż absolutnie tak nie jest. W książce naprawdę bardzo dużo się dzieje i na nas czytelników czeka wiele zwrotów akcji, także tych pozytywnych i pięknych. Nie zabraknie w niej miłości, na którą nigdy nie jest za późno i której narodziny mogą zaskoczyć nas samych. To piękna i poruszająca historia o ludziach z krwi i kości, którzy jak my wszyscy popełniają błędy, ale nigdy się nie poddają i walczą do końca o to, co w życiu najważniejsze; rodzinę i miłość. Ci ludzie naprawdę wiele wycierpieli, ale cóż takie jest życie. Najważniejsze jest to, aby bez względu na to, co przeżywamy i czego doświadczamy być z tymi, których kochamy. Ze sobą i dla siebie. Bo nawet jeśli teraz jest ciężko, to dopóki żyjemy, wszystko jest możliwe.
Serdecznie zachęcam każdego do lektury „Kanadyjskiego raju”, jak również młodszych sióstr tej części trylogii, jeśli jeszcze ich nie czytaliście. Ja strasznie żałuję, że to już koniec, gdyż bardzo mocno zżyłam się z bohaterami Sagi Klonowego Liścia i przykro jest mi ich opuszczać. Mnie samej ta historia dodała wiary i nadziei w to, że nigdy nie jest za późno na to, aby nasze życie mogło być lepsze. Musimy przejść przez to, co trudne, po to, aby docenić to, co mamy. Życie wystawia nas na wiele prób i tylko od nas zależy, jak przez te próby przejdziemy i jakie lekcje z nich wyciągniemy. Jestem głęboko poruszona tą częścią historii. Wywołała we mnie wiele refleksji i przemyśleń, a także silnych emocji. Samo zakończenie sprawiło, że po mojej twarzy popłynęły łzy. Nie próbowałam ich jednak powstrzymać, gdyż dla mnie miały one oczyszczającą moc. Mimo że, na ostatniej stronie książki odnajdziemy słowo „KONIEC”, to przecież ta historia trwa do dzisiaj.
Tymczasem na zakończenie chcę serdecznie podziękować Blance za piękne świadectwo życia swojej rodziny, a także swojego, które na zawsze zachowam w głębi serca. Podziękowania należą się również autorce. Możecie mi wierzyć, że do tego, co skrywają karty każdej z trzech książek, nie da się podejść bez emocji. Na pewno dla Ani nie było łatwym zadaniem, aby sobie z nimi poradzić i jak najwierniej oddać to, co usłyszała od Blanki. Jednak w połączeniu ze swoim niezwykłym talentem pisarskim i wielką wrażliwością ze swojego zadania wywiązała się wspaniale.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2023/09/saga-klonowego-liscia-kanadyjski-raj.html
Saga Klonowego Liścia "Kanadyjski raj" Anna Stryjewska
Jesteśmy chwilę po premierze trzeciej i niestety ostatniej części wspaniałego cyklu Saga Klonowego Liścia „Kanadyjski raj” autorstwa Anny Stryjewskiej, który to cykl trafił na nasz rynek wydawniczy pod opieką wydawnictwa Skarpa Warszawska. Ci z was, którzy poznali wcześniejsze jego odsłony tj. „Łódzką przystań” i...
2023-09-09
"Niedokończony list" Ewa Szymańska/ Recenzja patronacka - Przedpremierowa
Życie niemalże każdego dnia zmusza nas do dokonywania ciężkich wyborów i podejmowania trudnych decyzji. Z pewnością wielu z was właśnie teraz przed takowymi stoi. Jeśli tak, to się bardzo dobrze składa. Mam nadzieję, że skłonię was do tego, abyście przed ich podjęciem, jeszcze raz dokładnie wszystko przemyśleli, gdyż czasu nie da się cofnąć, a to, co teraz zdecydujecie, może ciągnąć się za wami przez wiele lat. Co więcej, wasza dzisiejsza decyzja może wpłynąć nie tylko na wasze życie, ale także na życie i przyszłość waszych najbliższych. Wystarczy tylko jeden błąd, aby mocno się pokomplikowało. Nie będę jednak skłaniała was do przemyśleń w odniesieniu do własnych doświadczeń, pomoże mi w tym najnowsza powieść Ewy Szymańskiej „Niedokończony list”, który pod opieką wydawnictwa Szara Godzina swoją premierę będzie miał 11.09.2023 roku.
Jedną z głównych bohaterek historii, którą poznajemy na kartach książki, jest Marta. Kobieta, której życie jest potwierdzeniem powiedzenia, że nieszczęścia chodzą parami. Kilka tygodni temu pochowała swoją matkę, a według jej niezwykle taktownego męża dzień pogrzebu teściowej był odpowiednim momentem, aby poinformować żonę, że złożył papiery rozwodowe. Marta wie, że teraz będzie musiała zastanowić się, jak dalej pokierować swoim życiem, ale na razie nie chce jeszcze o tym myśleć. Ku swojemu zaskoczeniu, jej przystankiem staje się rodzinna wioska Grabowo i dom jej nieżyjących już rodziców. Teraz moglibyście pomyśleć, że nie ma w tym żadnego zaskoczenia, gdyż przecież to naturalne, że zawsze, kiedy życie przygniata nas zbyt mocno, szukamy ukojenia i wytchnienia w rodzinnym domu. Zapewne u większości z nas tak to właśnie wygląda, ale w przypadku Marty nigdy tak nie było. Ona przed laty wyjechała i nie zamierzała nigdy wracać tu na dłużej, niż to konieczne.
I w tym miejscu dochodzimy do bardzo ważnego aspektu poruszanego w książce, jakim są relacje rodzinne, a ściślej rzecz ujmując relacje na płaszczyźnie matka – córka, które jeśli chodzi o Martę i jej mamę Elżbietę, nigdy nie były zbyt ciepłe i serdeczne. Owszem, mama ją kochała, ale wykazywała wobec niej dużą zasadniczość i surowość, podczas gdy młodszego syna traktowała z dużą pobłażliwością. Nawet kiedy już córka była dorosła i miała własne życie, nie zmieniło się w tej kwestii zbyt wiele. Relacje obu kobiet naznaczone były oschłością i dystansem, a one same odgradzały się od siebie niczym zasklepione w swych skorupach. Dziś Marta dochodzi do wniosku, że tak naprawdę nigdy nie znała swojej matki. Dlaczego stosunki matki i córki wyglądały właśnie tak, oczywiście dowiecie się, sięgając po książkę, do czego już teraz serdecznie każdego z was zachęcam. Sama Marta nie wie jeszcze, że ten powrót w rodzinne strony może naprawdę wiele zmienić w jej życiu, ale także dać odpowiedzi na ważne pytania kłębiące się w jej głowie, jak również wyciszyć przez wiele lat trawiące jej serce pełne sprzeczności emocje.
A początek wszystkiemu daje niedokończony przez Elżbietę list do Marty, który ta znajduje w jednej z książek mamy. Wynika z niego, że kobieta nie zdążyła wyjawić córce prawdy. Jaką tajemnice skrywała przed córką Ela? Tego będzie starała się dociec Marta.
My czytelnicy mamy możliwość poznać koleje losów Eli, a także powody takich, a nie innych decyzji wówczas jeszcze młodziutkiej dziewczyny, gdyż z racji tego, że akcja powieści pisana jest dwutorowo, możemy przenieść się w czasie do niespokojnych lat 80., w których przyszło żyć Eli i poznać całą prawdę o jej życiu, a także tajemnicę, którą zabrała ze sobą do grobu. Jak się zapewne domyślacie, ja niczego więcej wam nie zdradzę, ale powiem, że to właśnie to, o czym czytamy, udając się w swego rodzaju podróż w czasie i towarzysząc Eli, trafiło do mnie bardzo mocno i poruszyło mnie. Ela nie miała w życiu łatwo, a potem aż do końca żyła w strachu, i niepewności. To, co warto zaznaczyć to fakt wspaniale oddanych przez autorkę realiów tamtych czasów, które odebrały Polakom marzenia o wolności.
Dziś Marta wróciła do domu, a wraz z nią wróciły wspomnienia, które skrywały się w ulubionych smakach, znajomych dźwiękach i rozmowach. Zrozumiała, że tak naprawdę mimo mijającego czasu niewiele się tutaj zmieniło. Ta mała zamknięta wioskowa społeczność ma swoją mentalność. Tu każdy interesuje się życiem każdego i wszyscy wszystko o sobie wiedzą, a plotki nie straciły swej mocy.
Musicie koniecznie sięgnąć po ten tytuł, gdyż perfekcyjnie splecione historie obu bohaterek tworzą niezwykle ciepłą, poruszającą i chwytającą za serce czytelnika powieść. Ostateczne uświadamia nam, że wszystko, przez co przeszły, choć znacząco się od siebie różni, to jednak ma w sobie coś tożsamego. Zarówno Ela, jak i Marta wiedzą czym jest i jak bardzo boli poczucie krzywdy i odrzucenia. Jednak Marcie los da jeszcze szanse na bycie szczęśliwą, jeśli tylko zdoła przestać tkwić w przeszłości i zamknie za sobą jej drzwi. Czy jej się to uda? Sprawdźcie sami.
Przygotujcie się jednak na to, że ta historia wzbudzi również wspomnienia każdego, kto zechce ją poznać. Wywoła sentyment do minionych czasów i przeżyć, ale może również skonfrontować nas z czymś, o czym chcielibyśmy zapomnieć. Jednak czy warto uciekać, a może wręcz przeciwnie, dopóki nie jest jeszcze za późno, warto znaleźć w sobie odwagę na szczerą rozmowę, której pomiędzy Elą i Martą zabrakło. Ja bardzo mocno zaczytałam się w tej powieści, a po jej lekturze wybrałam się na samotny pełen zadumy i refleksji spacer na temat życia mojego i mojej rodziny. Co niech będzie dla was dowodem na to, że książka ma znaczący wpływ na swoich czytelników.
Patronat medialny bloga Kocie czytanie.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Szara Godzina
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/09/niedokonczony-list-ewa-szymanska.html
"Niedokończony list" Ewa Szymańska/ Recenzja patronacka - Przedpremierowa
Życie niemalże każdego dnia zmusza nas do dokonywania ciężkich wyborów i podejmowania trudnych decyzji. Z pewnością wielu z was właśnie teraz przed takowymi stoi. Jeśli tak, to się bardzo dobrze składa. Mam nadzieję, że skłonię was do tego, abyście przed ich podjęciem, jeszcze raz dokładnie wszystko...
"Sny pachnące igliwiem" Wioletta Piasecka
*Jestem osobą, która kocha święta Bożego Narodzenia i każdego roku niezmiernie żałuję, że ten piękny czas tak szybko mija. Na szczęście, nam czytelnikom przedłużyć te magiczne chwile pozwalają powieści świąteczne. Na tegoroczne literackie święta wspólnie z autorką Wiolettą Piasecką zapraszamy was do leśnictwa Górki, którego staniemy się gośćmi, sięgając po najnowszą powieść pisarki „Sny pachnące igliwiem”, która jest kontynuacją wcześniejszej książki Wioli „Sny pachnące poziomkami”.
Ci z was, którzy znają już pierwszą odsłonę tej historii, wiedzą, że poruszy ona serce każdego i sprawi, że będziemy drżeć o przyszłość jej głównej bohaterki Leny Szejny. Młodziutkiej dziewczyny, córki leśniczego, która przeżyła swój prywatny koniec świata. Straciła wszystko, co było najdroższe jej sercu. Nagła śmierć ojca sprawiła, że musiała bardzo szybko dorosnąć i opuścić leśniczówkę, która od zawsze była jej ukochanym miejscem na ziemi. Bez ostrzeżenia spadł na nią ciężar, którego nie jeden człowiek nie byłby w stanie udźwignąć. Los się jednak do niej uśmiechnął i mogła wrócić, tam, gdzie się urodziła i spędziła całe swoje życie. Dziś jest świeżo upieczoną mężatką, która wiedzie szczęśliwe życie u boku oddanego i przystojnego męża. To Kamil jest jej największą miłością, na którego wsparcie zawsze może liczyć. Młoda kobieta spełnia swoje marzenia, ale jak to zawsze w życiu bywa, coś jest możliwe kosztem czegoś. Czytając „Sny pachnące igliwiem”, jesteśmy świadkami podejmowania przez Lenę ważnych decyzji tuż przed zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia. Choć ona sama jeszcze tego nie wie, świąteczny czas zmieni bardzo dużo w jej życiu, a potrzebować jej będzie wiele osób.
Ja z wielką przyjemnością zasiadłam do wigilijnego stołu z Leną i jej najbliższymi. A to dlatego, że otulona magiczną aurą lasu pokrytego śniegiem, zapachem igliwia, dobrem oraz serdecznością mieszkańców leśniczówki poczułam się częścią tej wspaniałej rodziny, w której szczęście i radość miesza się z obawami i troskami, ale mimo to, w sercach tych ludzi nie gaśnie nadzieja na dobrą przyszłość, bo przecież w święta dzieją się cuda. Wielbiciele twórczości Wioletty Piaseckiej wiedzą, że ta dylogia jest najbliższa jej sercu - gdyż, jak sama przyznaje - opisuje jej życie. Wiola jest Panią Leśniczynią, czyli żoną leśnika i podobnie jak Lena gospodynią leśniczówki. Mając tę świadomość, wiedziałam, że opisana w powieści wręcz bajkowa wigilia została zainspirowana tym, jak wygląda ona właśnie w jej leśniczówce.
Musimy jednak pamiętać o tym, że nie u każdego czas świąt jest tak radosny, rodzinny i ciepły, na co oczywiście zwraca naszą uwagę autorka. Ludzkie losy bowiem bywają bardzo trudne i skomplikowane, a to nierzadko sprowadza się do tego, że wielu z nas spędza święta w biedzie, samotności oraz poczuciu odrzucenia. Wtedy tak bardzo ważne jest, aby znalazł się ktoś, kto poda pomocną dłoń, wesprze i odpowie na czyjeś desperackie wołanie o pomoc. Być może tak, jak miało to miejsce w książce, będzie to zbłąkana i pozbawiona sensu życia osoba, która zakłóci spokój rodziny Leny, a w niej samej wzbudzi trudne wspomnienia. O tym jednak musicie przeczytać już sami, do czego serdecznie zachęcam. Ja nie zdradzę nic więcej ponadto, że to, co się wydarzy, nie jest jedynym, powodem, który spędza sen z powiek naszej bohaterki. Cieniem na jej osobistym szczęściu kładą się również demony bolesnej przeszłości budzące lęk i obawy, z którymi kobieta nie potrafi sobie poradzić.
Jak widzicie, w książce klimatyczne i piękne święta są tłem dla bardzo trudnych tematów i problemów, bo takie właśnie jest prawdziwe życie. Jednak autorka zostawia nam w tej książce wiele nadziei, na to, że nawet jeśli znajdujemy się w bardzo trudnej życiowej sytuacji pozornie bez wyjścia, to jeśli tylko znajdziemy w sobie odwagę, aby prosić o pomoc i szczerze opowiedzieć o tym, co dzieje się w naszym życiu zawsze znajdzie się ktoś, kto spojrzy na nasze problemy z boku, z innej perspektywy. Wskaże nam drogi prowadzące do ich rozwiązania, których my sami nie dostrzegamy. A co najważniejsze, takie osoby mogą sprawić, że odzyskamy utracone poczucie bezpieczeństwa, spokoju i wiarę w to, że warto o siebie walczyć, bo nigdy nie wiadomo, co czeka na nas za zakrętem. Życie bywa niesprawiedliwe i nie na wszystko mamy wpływ, ale warto dać sobie szansę na lepsze jutro.
Dobro człowieka wobec człowieka, miłość i serdeczność to nadrzędne wartości płynące z tej pięknej, poruszającej, mądrej i niezwykle wartościowej książki. Doświadczenie samotności, poczucia krzywdy i biedy, to coś, co może odcisnąć piętno na każdym z nas, dlatego nie tylko w święta nikt nie powinien być sam. Wie o tym główna bohaterka, ale także wspaniałe koło gospodyń wiejskich Laski z Baranówki, o niezwykłej działalności, którego również przeczytamy w powieści, a które ma swój autentyczny pierwowzór. Życzyłabym sobie, żeby każda społeczność miała wokół siebie takich ludzi, którzy nikogo nie pozostawią w potrzebie. Przyznam szczerze, że solidarność i jedność leśnej braci i mieszkańców tej niewielkiej społeczności mocno mnie ujęła i przywróciła wiarę w ludzką dobroć.
W zasadzie, w tym miejscu mogłabym zakończyć swoją recenzję, ale nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednej postaci występującej w powieści, której koleje losów bardzo mnie poruszyły. A mam tu na myśli Małgorzatę Lebiodę. Wiedźmę z lasu, jak mówią o niej okoliczni mieszkańcy. Już w pierwszej części ona i jej pustelnicze życie wzbudziło ciekawość wielu czytelników. Bardzo chcieliśmy dowiedzieć się, dlaczego wygląda ono tak, a nie inaczej i autorka przystając na prośby czytelników, teraz przybliżyła nam wstrząsającą, wręcz tragiczną historię, która sprawiła, że podczas czytania popłynęły łzy. Wątek tej starszej kobiety pokazuje, jak niewiele trzeba, aby odmienić czyjeś życie. Wystarczy sprawić, aby ten ktoś poczuł się dla kogoś ważny i komuś potrzebny.
Koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Jego lektura pozwoli wam nie tylko przedłużyć klimat świąt, ale otuli swoim ciepłem, skłoni do refleksji, wywoła uśmiech i łzy wzruszenia. Pozwoli docenić to, co macie i przypomni, by cieszyć się każdą chwilą z tymi, których kochacie. Tu i teraz, bo życie jest bardzo kruche. Czerpać wiarę i siłę z miłości, która ma wielką moc.
*Nieznajomość pierwszej części dylogii nie wyklucza przeczytania tej powieści.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2023/12/sny-pachnace-igliwiem-wioletta-piasecka.html
"Sny pachnące igliwiem" Wioletta Piasecka
więcej Pokaż mimo to*Jestem osobą, która kocha święta Bożego Narodzenia i każdego roku niezmiernie żałuję, że ten piękny czas tak szybko mija. Na szczęście, nam czytelnikom przedłużyć te magiczne chwile pozwalają powieści świąteczne. Na tegoroczne literackie święta wspólnie z autorką Wiolettą Piasecką zapraszamy was do leśnictwa Górki, którego...