Ojczyzna jabłek
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Literackie
- Data wydania:
- 2021-03-17
- Data 1. wyd. pol.:
- 2021-03-17
- Liczba stron:
- 400
- Czas czytania
- 6 godz. 40 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788308073643
- Tagi:
- Bojkowie Łemkowie Akcja Wisła wysiedlenia cierpienie Beskid Niski historia Polski
Historia, która od dawna czekała, by ją opowiedzieć
Okolice Soliny. II wojna światowa dobiegła końca. Oficjalnie. W etnicznym i narodowościowym tyglu południowo-wschodniej Polski koniec świata ma dopiero nadejść.
Jelko Rabik mieszka w Pasice, wiosce, nad którą góruje mała cerkiew. Jak większość tutejszych jest Bojkiem, a jego rodzina, na czele z Fedorem, ojcem siedmiu synów, cieszy się dużym szacunkiem sąsiadów. Nieopodal, we wsi Bereżnica Niżna, żyje rodzina Niny Gocz. Jej matka, katoliczka, pochodzi z jednej z nielicznych w okolicy polskich rodzin, zaś ojciec jest Łemkiem, za którym z Beskidu Niskiego przywędrowały krewniaczki. Nina została wychowana po łemkowsku, mówi po polsku, chodzi do cerkwi.
Jelko kocha się w Ninie. Wie o tym chasyd Mozes Halberstam, którego Jelko odwiedza, by prosić o radę. Do ziemianki pod bojkowską chatą, w której wciąż ukrywa się Żyd, docierają różne plotki. Ciągle jednak brakuje wieści o cadykach, którzy, mimo zakończenia wojny, nadal nie wrócili. Bo co to znaczy „zniknęli”? Wszyscy? Gdzie?
Jelko nie wie. Nie wie też jego ojciec, który z coraz większym niepokojem spogląda w przyszłość i na pobliskie lasy. Bo to z nich — po odejściu Niemców i przejściu Sowietów — do wsi przychodzą kolejni „wyzwoliciele”: Ukraińska Powstańcza Armia, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, Wojsko Polskie, Milicja Obywatelska albo bandy podszywające się pod kogo bądź. W końcu — jak twierdzi Mozes — to, że Niemcy odeszli, wcale nie musi oznaczać, że zrobiło się bezpieczniej. I co mieli na myśli sowieccy agitatorzy, którzy namawiali do wyjazdu na wschód, nim będzie za późno? Wkrótce wszystko staje się jasne.
Rozpoczyna się akcja „Wisła”. Ruszają przesiedleńcze transporty. Czy tam, gdzie zostaną rzuceni bohaterowie, uda im się odnaleźć siebie nawzajem i własną tożsamość?
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Koniec świata
„Kiedyś całą wieś otaczano magicznym kręgiem z ziemi zaoranej przez bliźniacze woły. Nie było już wołów. Kiedyś Rabikowie opłacali chmarników, aby chronić uprawy przed burzami i gradem. Zniknęli chmarnicy. Teraz już nikt i nic ich nie ochroni. Niedługo ich wioska i ich ziemia będą tylko wspomnieniem”.
Czy można przeżyć koniec świata? Tak postawione pytanie może się wydawać nieco prowokacyjne. Wszak przeczuwamy, że końca świata żaden człowiek nie ma prawa przeżyć. Skoro przestanie istnieć świat, przestaną też istnieć ludzie. Jednak historia Polski pełna jest małych końców świata, które jednak jacyś ludzie przeżyli. Dla całego kraju takim końcem była II wojna światowa. Po jej zakończeniu nic nie było już takie jak przedtem. II Rzeczpospolita przestała istnieć. Nowa Polska odrodziła się zupełnie w nowych granicach i z zupełnie nowym systemem polityczno-społecznym. Był to więc koniec świata dla Polaków, którzy przeżyli wojnę. Świat, który znali, świat, który był przez nich oswojony, przestał istnieć. Oni zaś przeżyli wbrew wszystkiemu i oto po tej strasznej wojnie byli jak dzieci, które od początku uczą się żyć. Mieli jednak nieporównywalnie trudniej. Dziecko bowiem jest jak czysta kartka, wszystko poznaje po raz pierwszy. Oni natomiast pamiętali aż za dobrze, tymczasem musieli zapomnieć. Mieli wyryte w pamięci swoje domy i wioski, sady i lasy, które musieli opuścić. Otaczająca ich rzeczywistość zmieniła się diametralnie. Czy możliwe w ogóle było, aby się w niej odnaleźli? Czy ktoś miał prawo tego od nich wymagać?
Wszystkie te wątki są obecne w przejmującej powieści Roberta Nowakowskiego pod tytułem „Ojczyzna jabłek”. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Literackiego. Autor jest prawnikiem, a ten tytuł to jego debiut literacki. Debiut jakże udany, powiem od razu. Oby zdecydowanie więcej takich debiutów. To książka poruszająca bardzo ważne tematy z powojennej historii Polski, a jednocześnie słabo obecne w powszechnej świadomości.
Akcja „Ojczyzny jabłek” rozpoczyna się w 1945 roku w małej wiosce Pasice. Jednym z głównych bohaterów jest mieszkający tam Jelko, który jest Bojkiem. Mężczyzna kocha się w kobiecie z sąsiedniej miejscowości, wychowanej po łemkowsku Ninie. Jednak powojenny czas to nie jest dobry moment na miłość. Na pewno nie w Bieszczadach, do których – paradoksalnie – wojna dopiero się zbliża. Mieszkańcy – określający samych siebie jako „tutejsi” – chcą żyć jak dotąd. Nie rozumieją, że ich świat dobiega końca. Zmiany granic po II wojnie i przesiedlenia ludności miały wkrótce dotknąć także ich samych. Tymczasem codzienność stawała się coraz straszniejsza. Po wsiach naprzemiennie grasowały bandy UPA, sowieccy żołnierze i ludowa milicja. Chociaż mówili różnymi językami i do czego innego namawiali ludzi, coś ich jednak łączyło. Wszyscy nieśli cierpienie, śmierć i pożogę.
Wkrótce rozpoczyna się słynna akcja „Wisła”. Ludzie – pod pozorem walki z ukraińskimi bandami – zostają wygnani ze swoich domów i przesiedleni na tak zwane „Ziemie Odzyskane”. Autor bardzo realistycznie opisuje te sceny. Nie ma w nich żadnej przesadnej brutalności, ale też nie ma niepotrzebnego lukrowania historii. Historia bowiem ma to do siebie, że zawsze najstraszniejsza jest dla zwykłych ludzi. Ludzi, którzy chcieli po prostu żyć. Po wojnie znów chcieli obsiać swoje pola, zbierać owoce ze swoich sadów. Piec chleb w swoich piecach. Grzebać zmarłych na swoich cmentarzach. Mówić swoim językiem.
Wszystko to zostało im odebrane. Nagle. Brutalnie. Bezpowrotnie. Nastąpił koniec ich świata. Oni jednak musieli żyć dalej. Trafili w nieznane, do ziemi zupełnie innej od tej, którą znali. Musieli nauczyć się wszystkiego od nowa: mówić, pracować, po prostu żyć.
Czy im się to udało? Czy było to możliwe? Jak nie uschnąć z tęsknoty za rodzinnymi stronami? Jak przeboleć groby przodków, zostawione hen daleko?
„Ojczyzna jabłek” to znakomita opowieść o ludziach, którzy zostali pozbawieni swoich korzeni. Zmuszeni do życia w obcych stronach, w obcej rzeczywistości. Czy udało im się do niej przystosować?
Robertowi Nowakowskiemu należą się słowa uznania za przypomnienie czytelnikom tego trudnego i bolesnego momentu z historii Polski. Autor dowodzi, że dla niektórych ludzi koniec wojny był dopiero początkiem ich gehenny. Absolutnie polecam wszystkim tę pozycję.
Wojciech Sobański
Oceny
Książka na półkach
- 301
- 167
- 43
- 14
- 10
- 5
- 4
- 4
- 3
- 3
OPINIE i DYSKUSJE
W zakamarkach półek bibliotecznych znaleźć można małe skarby. Nieliczni po nie sięgają. Takim skarbem jest bez wątpienia książka Roberta Nowakowskiego " Ojczyzna jabłek".
Mówi o wojnie, która daje się we znaki najbardziej ludziom którzy chcą być jak najdalej od niej i pragną prowadzić swoje zwyczajne życie, jak robili to od zawsze. Mówi o miłości która nie zawsze jest szczęśliwa i spełniona. Mówi o tęsknocie za miejscami których już nie ma i o ludziach którzy już nie wrócą.
Jednak niesie w sobie piękno słowa i przeżyć.
W zakamarkach półek bibliotecznych znaleźć można małe skarby. Nieliczni po nie sięgają. Takim skarbem jest bez wątpienia książka Roberta Nowakowskiego " Ojczyzna jabłek".
więcej Pokaż mimo toMówi o wojnie, która daje się we znaki najbardziej ludziom którzy chcą być jak najdalej od niej i pragną prowadzić swoje zwyczajne życie, jak robili to od zawsze. Mówi o miłości która nie zawsze jest...
Tak bliska nam historia ma dużo tajemnic i niedopowiedzeń. Powieść opartą na naszej powojennej historii czyta się z zapartym tchem. Trudnych czasów nie opowiada się łatwo, ale autor spisał się na medal.
Tak bliska nam historia ma dużo tajemnic i niedopowiedzeń. Powieść opartą na naszej powojennej historii czyta się z zapartym tchem. Trudnych czasów nie opowiada się łatwo, ale autor spisał się na medal.
Pokaż mimo toBieszczady, okolice Leska, Sanoka... niegdysiejsze siedziby Bojków i Łemków - etnicznych ludów nie uważających się ani za Polaków, ani za Ukraińców. Dziś po tych wsiach nic nie zostało - byłam tam kiedyś i widziałam miejsca ponownie przejęte przez przyrodę. Ci, którzy przetrwali wojnę i przetaczające się przez tamte tereny wojska - zostali wysiedleni na zachód, na Ziemie Odzyskane w niesławnej akcji "Wisła". Robert Nowakowski opisuje właśnie tę historię i jest to bardzo smutna książka. Autor pokazuje, jak byli oni prześladowani właściwie przez każde wojsko, a to polskie, a to radzieckie, a to UPA - dla każdego ich narodowość była podejrzana. Potem upokarzająca, odczłowieczająca podróż na zachód i rzucenie na zupełnie nieznane ziemie, zrujnowane wojną oczywiście. Nędza, tęsknota za domem, wykorzenienie i nienawiść, jaką zasiała w tych ludziach wojna. Nie ma w tej powieści za grosz nadziei, czy romantyzmu, bo nawet miłość została zabita przez traumę, jaką ci ludzie przeżyli. Nowakowski opowiada to wszystko krótkimi zdaniami, które malują obrazy - wiele scen jest iście malarskich, czy filmowych, zostają w wyobraźni. Dobra książka. To, do czego mam zastrzeżenia, to użycie gwarowych słów bez wyjaśnienia, tak, że nieraz nie byłam pewna o co chodzi. Przydałby się słowniczek.
Bieszczady, okolice Leska, Sanoka... niegdysiejsze siedziby Bojków i Łemków - etnicznych ludów nie uważających się ani za Polaków, ani za Ukraińców. Dziś po tych wsiach nic nie zostało - byłam tam kiedyś i widziałam miejsca ponownie przejęte przez przyrodę. Ci, którzy przetrwali wojnę i przetaczające się przez tamte tereny wojska - zostali wysiedleni na zachód, na Ziemie...
więcej Pokaż mimo toO ile książki o tematyce stricte wojennej wydają się wyskakiwać dosłownie zza każdego rogu, o tyle te o tym co działo się zaraz po wojnie są już znacznie rzadziej spotykane. Robert Nowakowski w swojej książce postanowił ukazać "przerwaną historię bieszczadzkiej Atlantydy". Jak sam zaznacza jego powieść jest fikcyjna, ale stanowi syntezę doświadczeń wielu ludzi.
A śledzimy losy pewnej rodziny z Pasiki, wsi w której mieszkają nie Polacy, nie Ukraińcy, a po prostu "Bojkowie" - grupa etniczna z własnymi zwyczajami, własną religią, własnym stylem życia. Po zakończeniu II wojny światowej, w ich wiosce wojna dopiero się zaczyna. I wydaje się, że nie ma tu dobrej strony - zarówno Mazury, Ukraińcy, Sowieci, banderowcy, UPA, wszelkie grupy zwykłych bandytów podszywające się pod inne narodowości są gotowi siać spustoszenie i zadawać śmierć mieszkańcom wioski. A wreszcie samo Państwo, poprzez akcję "Wisła", decyduje się na wyrwanie tych zakorzenionych w Ojczyźnie jabłek ludzi, którzy swoją ziemię kochają i przesiedlenie ich, bez perspektyw na przyszłość, bez rekompensaty, która w gruncie rzeczy nie byłaby możliwa.
Śledzimy losy rodziny Rabików, a także ukrywanego przez nich w piwniczce w czasie wojny Żyda Mozesa, który po wyjściu na zewnątrz próbuje zrozumieć co stało się z jego bliskimi, a także ukochanej jednego z braci Rabików Jelka - Niny z sąsiedniej Bereżnicy Niżnej. Są to ludzie, których Czytelnik nie darzy z góry na dół sympatią, a już szczególnie Jelka. Są to ludzie, którzy mimo ogromu niesprawiedliwości, traumy, cierpienia starają się żyć, niekoniecznie najszlachetniej. Nie potrafią do końca zapomnieć o swoim pochodzeniu, często nie potrafią się zasymilować, nigdzie nie czują się bezpiecznie i dobrze.
Język pełen jest żydowskich i gwarowych określeń, nietypowe imiona, zwyczaje przepełniają strony książki i stawiają jej bohaterów w mocnym kontraście do Polaków, którzy w tej historii są czarnymi charakterami. Jest to jednak naturalna kolej rzeczy w momencie przedstawiania historii i cierpienia oczami jednej ze stron. Przy tym jednak Autor absolutnie nie wybiela swoich postaci, tak jak już wyżej zaznaczyłam. Opisy niepotrzebnych okrucieństw, najgorszego rodzaju brutalności, bo dla zabawy są napisane bezemocjonalnie, prosto co wręcz zwiększa ich wydźwięk, robi jeszcze większe wrażenie.
Cała ta historia jest zdecydowanie wstrząsająca. Przepełniona niesprawiedliwością, bezsilnością, wszechogarniającym buntem, który nie ma sensu.
Bardzo Wam polecam tę pozycję, szczególnie, że mało chyba jako społeczeństwo tej części historii jesteśmy świadomi. Nie jest to lekka lektura, ale warta uwagi, warta zastanowienia.
O ile książki o tematyce stricte wojennej wydają się wyskakiwać dosłownie zza każdego rogu, o tyle te o tym co działo się zaraz po wojnie są już znacznie rzadziej spotykane. Robert Nowakowski w swojej książce postanowił ukazać "przerwaną historię bieszczadzkiej Atlantydy". Jak sam zaznacza jego powieść jest fikcyjna, ale stanowi syntezę doświadczeń wielu ludzi.
więcej Pokaż mimo toA śledzimy...
Interesująca na starcie, tragiczna historia powojennych losów zapomnianych narodów polsko-ukraińskiego pogranicza: Łemków i Bojków, przeradza się z czasem w standardową opowieść o trudnych losach uchodźców na ziemiach odzyskanych i przegranej miłości. Nie byłem ciekaw jak się skończy.
Interesująca na starcie, tragiczna historia powojennych losów zapomnianych narodów polsko-ukraińskiego pogranicza: Łemków i Bojków, przeradza się z czasem w standardową opowieść o trudnych losach uchodźców na ziemiach odzyskanych i przegranej miłości. Nie byłem ciekaw jak się skończy.
Pokaż mimo toCyt.:
„– No i co z nim?
– On nie chory. Z tęsknoty jęczy. Ale się przyzwyczai. Do wszystkiego można się przyzwyczaić.”
Robert Nowakowski, „Ojczyzna jabłek”
Piękna i pełna symboliki opowieść o Bojkach, Łemkach, Rusnakach, których Historia, ta wielka, zmiotła z powierzchni ziemi, rozproszyła po świecie i próbowała pozbawić korzeni. Akcja „Wisła” zaplanowana i przeprowadzona na ogromną skalę przez struktury państwowe Polski Ludowej w latach 1947-1950 miała pozbawić zaplecza i oparcia w ludności cywilnej walczące oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów na terenie płd. - wsch. Polski, których działania budziły grozę już od lutego 1943 roku. Przesiedlenia objęły ok. 140 tys. osób, które pozostały po wcześniejszych wyjazdach na radziecką Ukrainę w ramach umowy o wymianie ludności pomiędzy Polską a ZSRR.
Robert Nowakowski w „Ojczyźnie jabłek” próbuje na tle tej wielkiej Historii odtworzyć historię dwóch rodzin: łemkowskiej i bojkowskiej z okolic Soliny, dla których rok 1947 stał się rokiem końca świata. Ich świata.
Wygnanie, rozpacz, tęsknota, próba znalezienia nowego miejsca do życia.
Książka z którą wiązałem spore nadzieje. Bo ciekawy i trudny temat, który jakoś nie wzbudza specjalnego zainteresowania wśród twórców. Od czasów „Łun w Bieszczadach” Jana Gerharda, powieści wybitnie propagandowej z początku lat 60-tych i przedstawiającej jedynie wówczas słuszny punkt widzenia nie powstała chyba żadna ciekawa powieść podejmująca ten dość trudny temat. Jedynie reporterzy czasami wracają do tego tematu, jak choćby Paweł Smoleński w „Syropie z piołunu. Wygnani w Akcji Wisła”, czy profesor Grzegorz Motyka, publikujący swoje prace na temat stosunków polsko-ukraińskich.
I o ile Robert Nowakowski znakomicie porusza się w realiach historycznych, to sama powieść wydaje się trochę nierówna. Znakomity, urzekający wręcz początek rozmywa się gdzieś w dalszej części. Postacie tracą swój urok i tajemniczość a całe tło staje się wręcz irytująco czarno-białe, jakby autorowi nie wystarczyło cierpliwości na zbudowanie odcieni szarości. Wystarczyło mu pogrupowanie postaci w dwie kategorie: dobrzy i źli. Ale to chyba trochę za mało na dobrą literaturę. A szkoda, bo powieść miała ogromny potencjał.
Symboliczne zakończenie historii na roku 1967 w Solinie to jest ta lepsza, magiczna wręcz część powieści.
Mimo wszystko, zdecydowanie warto.
Cyt.:
więcej Pokaż mimo to„– No i co z nim?
– On nie chory. Z tęsknoty jęczy. Ale się przyzwyczai. Do wszystkiego można się przyzwyczaić.”
Robert Nowakowski, „Ojczyzna jabłek”
Piękna i pełna symboliki opowieść o Bojkach, Łemkach, Rusnakach, których Historia, ta wielka, zmiotła z powierzchni ziemi, rozproszyła po świecie i próbowała pozbawić korzeni. Akcja „Wisła” zaplanowana i przeprowadzona...
„Historia zaczęła się dla Jelka Rabika pewnego lipcowego popołudnia roku czterdziestego piątego, właśnie wtedy”.
„Nie, gdy wybuchała wojna, i nie, kiedy wojna się skończyła”, ale wtedy, gdy do rodzinnej wsi chłopaka przyszło wojsko i zabiło chmarnika. Tego, który chronił wieś, walcząc z burzowymi chmurami i „całym światem”, sam jeden odganiając siedzącego w obłoku propastnyka. Niestety, tego „historycznego” lata, to mu się nie udało.
Demony świata otaczające wioskę były potężniejsze niż ich strażnik.
Tą metaforyczną sceną autor rozpoczął opowieść o mieszkańcach wsi położonej gdzieś w bieszczadzkiej dolinie Soliny. W tyglu Bojków, Łemków i Hucułów zwanych ogólnie Rusnakami. „Pasika, rodzinna wioska Jelka, w zasadzie stanowiła tylko przyczółek Soliny” i była wyłącznie bojkowska. Ojciec Jelka, Fedor, miał nieformalny status najważniejszej osoby i jeszcze siedmiu synów, których tracił w miarę rozwoju opowieści o losach ludzi rzuconych w wir powojennych przemian politycznych na granicy Polski i ZSRR. Opowiadanych z punktu widzenia bojkowskiej rodziny Rabików, Niny z Łemków, w której kochał się Jelko i Mozesa ukrywanego w czasie wojny w ziemiance przez Fedora, bo „cudotwórca w krainie diabłów, upirzów i wpyrów stał się kimś mile widzianym”. Ludzi, którzy na swój sposób próbowali przetrwać powojenne przemiany polityczne i graniczne oraz zrozumieć miażdżącą ich życie machinę historii, by dostosować się do stale zmieniających się warunków. Znaleźć jakiekolwiek wyjście w beznadziejnej alternatywie – „Za wyjazd: sznur. Za przeniesienie metryki do parafii katolickiej: sznur. Za pozostanie na miejscu: pepesza, granat, ogień. Za życie wszystkich ludzi, cokolwiek by zrobili, nawet jeżeliby nie robili nic – tylko śmierć”. Ocaleni z pacyfikacji wsi dokonanych przez NKWD i Ludowe Wojsko Polskie, których „Niemcy nie wywieźli na roboty do Reichu, którzy nie poszli do ukraińskiej milicji, których nie wzięły ze sobą uciekające oddziały niemieckich, węgierskich, słowackich i ukraińskich dywizji”, nie zostali włączeni do UPA, musieli dobrze rozeznawać się wśród przechodzących przez wieś wojsk, bo nigdy „nie wiedzieli, kto to: polska samoobrona, byli akowcy, Ukraińcy, wojsko polskie lub sowieckie, zwykli bandyci czy dezerterzy z którejkolwiek ze stron”. To dlatego musieli przyjąć zasadę – „Ubierz się w czyste ubranie. Najładniejsze. Możesz dzisiaj umrzeć. Zabiją cię. Jak nie jedni, to drudzy. W domu czy na polu. Nigdzie nie jest bezpiecznie”. Niepewność jutra, wszechobecne zagrożenie, „smutek, pogrzeby, śmierć, głód. Wszystko to przez półtora roku, miesiąc po miesiącu tak samo”. A to był dopiero początek wielkiego końca Bojków.
Reszty dopełniła akacja „Wisła”.
Losy głównych bohaterów reprezentowały dzieje wielu wysiedlonych, których drogi z ojczyzny jabłek w nieznane obrazowały ich wędrówki przez wsie niekoniecznie z przydziałem ziemi lub obóz Jaworzno, będącym kontynuacją jednego z podobozów nazistowskiego Auschwitz-Birkenau, który w „Trzeciej Rzeszy funkcjonował pod nazwą Arbeitslager „NeuDachs” nr 147, w Polsce jako Centralny Obóz Pracy w Jaworznie” z poniemiecką spuścizną sadystycznego funkcjonowania – kapo, prąd, głód, tortury, okrucieństwo. Do miejsc, które niszczyły dotychczasową tożsamość jak u Jelka, który „stał się innym człowiekiem. Człowiekiem oderwanym od własnej rodziny i życia, które rozumiał. Nie był już tym kimś, kto opuszczał Pasikę”. Albo spychały w zakamarki duszy, zmuszając do przyjęcia nowej, jak u Niny, która „mówiła po polsku i zachowywała się jak Polka”, ale „głęboko w niej żyła dawna Nina Gocz, wesoła, niezależna dziewczyna z Bereżnicy Niżnej”. Jednak zawsze z piętnem rezunów i morderców generała Świerczewskiego.
To również opowieść o wykorzenianiu narodu.
Etnicznej nacji, która przestała istnieć, bo nie przetrwała niekorzystnego położenia geograficzno-politycznego oraz metodycznego procesu wspartego przemyślanymi procedurami wynarodowiania. Skutecznych, bo wymierzonych w niewielką liczebnie społeczność, której ojczyzną były jabłeczne sady, las, łąki, pola, wierzenia i chroniący je chmarnik.
To smutna, przesiąknięta bólem umierania, a zarazem przepiękna opowieść o zagładzie.
Grupy etnicznej, po której odejściu symbolicznie modlitwę odmówił Żyd Mozes (dużo w tej powieści symboliki),a autor oddał jej głos, „ponieważ nigdy wcześniej nie mieli możliwości przemówić publicznie we własnym imieniu”. A także dlatego, jak uzasadnił autor w posłowiu, że „stanowi syntezę doświadczeń mieszkańców wsi nad Sanem przepędzanych na stronę sowiecką w maju i czerwcu 1946 roku”, pomimo fikcyjności opisu wysiedlenia Soliny.
To mistrzowsko skonstruowana powieść mocno zakotwiczona w historii i jednocześnie ponadczasowa.
Zostało to zauważone, bo powieść była nominowana do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza w 2022 roku za debiut.
naostrzuksiazki.pl
„Historia zaczęła się dla Jelka Rabika pewnego lipcowego popołudnia roku czterdziestego piątego, właśnie wtedy”.
więcej Pokaż mimo to„Nie, gdy wybuchała wojna, i nie, kiedy wojna się skończyła”, ale wtedy, gdy do rodzinnej wsi chłopaka przyszło wojsko i zabiło chmarnika. Tego, który chronił wieś, walcząc z burzowymi chmurami i „całym światem”, sam jeden odganiając siedzącego w obłoku...
"Ojczyzna jabłek" to niesamowita książka, w której przepadłam całkowicie, zakochałam się w tej opowieści, tak innej, tak pięknej i tak smutnej. Wcześniej nie zastanawiałam się jak II Wojna Światowa wpłynęła na losy ludzi z pogranicza, którzy jako mniejszość narodowa byli prześladowani i zastraszani. Łemkowie, bojkowie i hucule, trzy grupy etniczne, mieszkające w sąsiednich wioskach, lecz mające odrębny język, inne tradycje. Nie czuli się Polakami, nie byli Ukraińcami, więc kim tak na prawdę byli? W tym wszystkim mamy rodzinę głównych bohaterów, która przez cały okres wojny, ukrywała w swojej piwnicy cadyka, którego kochały zwierzęta i który potrafił uzdrawiać. Oprócz tego ukrywany gość potrafił udzielać mądrych rad, często trudnych do rozszyfrowania, ale zwykle bardzo właściwych.
To opowieść o goryczy wojny, o niesprawiedliwości, o zagubionej miłości i braku nadziei. Cieszę się, że trafiłam na tą książkę, która ma w sobie taką moc przyciągania. Książkę, którą chce się przeczytać od razu, pomimo tego, że historie naszych bohaterów często są bolesne i smutne, którzy poprzez przymusowe wysiedlenie już nigdy nie czuli się u siebie. Czytając książkę musiałam sprawdzać w internecie co to był komunistyczny obóz pracy w Jaworznie, pogrom kielecki czy Akcja Wisła. W moich czasach o tym na lekcjach historii się nie mówiło.
Książka godna polecenia i to bardzo!
"Ojczyzna jabłek" to niesamowita książka, w której przepadłam całkowicie, zakochałam się w tej opowieści, tak innej, tak pięknej i tak smutnej. Wcześniej nie zastanawiałam się jak II Wojna Światowa wpłynęła na losy ludzi z pogranicza, którzy jako mniejszość narodowa byli prześladowani i zastraszani. Łemkowie, bojkowie i hucule, trzy grupy etniczne, mieszkające w sąsiednich...
więcej Pokaż mimo to"Rabikowie nie dziwili się, że ludzie są różni. Przyzwyczaili się i traktowali innowierców jak jeszcze jeden rodzaj biesa, którego trzeba ugościć, a nawet mu przytakiwać - ale potem robić swoje, żyć swoją miarą i wedle swoich potrzeb." (str. 24)
Robert Nowakowski w swojej smutnej opowieści przybliżył losy ludzi, którzy mieszkali na południowo-wschodnich terenach Beskidu Niskiego i Sądeckiego. Łemkowie i Bojkowie, ze względu na swoją inność byli solą w oku wielu, z jakiś względów wadzili i przeszkadzali każdej władzy, zaś lata powojenne, które właśnie są tłem wydarzeń w tej książce, pokazały, że wojna na tych terenach trwała jeszcze długo, nawet po jej oficjalnym zakończeniu. "Fedor rozumiał ponurą alternatywę. Za wyjazd: sznur. Za przeniesienie metryki do parafii katolickiej: sznur. Za pozostanie na miejscu: pepesza, granat, ogień. Za życie wszystkich ludzi tutaj, cokolwiek by zrobili, nawet jeżeli nie robili nic - tylko śmierć." (str. 65) Ci ludzie żyli w jakiejś matni, z której jedyne istniejące wyjścia niosły zgubę, upokorzenie lub zaciskanie zębów. "Przecież wojna to zaraza, a władza to diabelski sposób wodzenia ludzi na zatratę." (str. 64) To zdanie z książki doskonale oddaje sytuację Łemków i Bojków, którzy żyli sobie w swoim zaścianku uczciwie pracując, wierząc w Boga i chcąc spokojnie być, ale zostają wplątani w jakieś niezrozumiałe dla nich rozgrywki polityczne, w urojone wojny, chore ambicje, zwady i zadry. Stają się ofiarami, cierpią za nieswoje, tracą swoją ojczyznę w imię niezrozumiałych dla nich interesów. Zdani na upodlającą tułaczkę, urągające warunki do życia, ostracyzm zostają rzuceni w nieznane im odmęty wielkiej ojczyzny. Władza rozprasza ich, utrudnia im życie na każdym kroku, sąsiedzi traktują jak zdrajców, zabójców, Świerczewskiego, jak to głosi oficjalna propaganda. Nie mogą i nie umieją się przestawić na "nowe", wielu daje radę, bo czas leczy rany, są ambitni, więc zaciskają zęby, ale niektórzy nie mają tyle siły, tęsknią, nie służy im powietrze, klimat, płaski krajobraz.
Autor w opowieść o Łemkach i Bojkach wplótł też życie Żyda, który "zapodział" się Niemcom z pożogi, przetrwał ostatnie lata wojny w schowku u jednych z książkowych bohaterów, a po ich wywiezieniu nie wiedział co ze sobą zrobić. Autor w mojej ocenie bez patosu doskonale przedstawił beznadziejność tych wszystkich pożóg, unicestwień, nienawiści, podłości człowieka dla człowieka. Pokazał do czego prowadzą nagromadzone i nie wyjaśnione lęki, szukał odpowiedzi na pytanie czego mogli bać się ludzie, kiedy wydawali np. Żydów na śmierć, co mogli im zrobić, brudni, zmęczeni, zalęknieni, szukający pomocy? Nawet już po kapitulacji Niemiec ludzie zabijali, wydawali, nienawidzili, bali się, albo wstydzili, może nie chcieli, żeby ktoś był świadkiem ich słabości, zazdrości, dlatego mordowali sami, albo rękami innych oprawców. "Wszyscy nienawidziliśmy Żydów. Rusnaki, Mazury, Szwaby, Moskale, Rusini i kto tam jeszcze. Był ktoś kto ich nie nienawidził? To teraz powinno przyjść do wszystkich szczęście. Żydów już nie ma. I co?" (str. 78) I nic szczęścia jak nie było tak nie ma, ale to nie ukoiło duszy, jak pokazuje historia lepiej poszukać innego wymyślonego wroga, na którego można zrzucić własne problemy, złość, zazdrość i nienawiść do świata.
Autor pokazał dramat grupy ludzi, ale też wyodrębnionych niektórych bohaterów. Pokazał wyraźnie jak cierpieli, jak nie umieli się odnaleźć, jakie traumy im towarzyszyły i jak sobie z nimi radzili lub nie. Jedna z bohaterek skrzywdzona podczas wywózki znienawidziła mężczyzn: "Znienawidził ten dotyk. Poczuła bydlęcy smród potu spod żołnierskiej kurtki tego człowieka. Brzydziła się tego zapachu. Spoglądał na nią z góry, wysoki, wyższy niż którykolwiek Łemko, czy Bojko." (str. 131) Inny ukarany za nie swoje winy nie umie już żyć "normalnie", kolejny straumatyzowany na wojnie daje na siebie pluć i "wylewać" pomyje. Innym nie chce się wychodzić z domu, jest im obojętne co dzieje się wokół. Trudne to doświadczenia, bo wojna to nie bajka, to nie zmitologizowana chwała, to krew, ból, śmierć i strata.
Autor napisał bardzo smutną książkę, w której w dużej mierze bohaterką jest przemoc zadawana przez obcych i swoich. Niesie ona zniszczenie, zwątpienie, zabija duszę, czasem jednak stawia do pionu, to takie najprostsze "lekarstwo" na odzyskanie siebie, ale to też trucizna, która zanieczyszcza organizm. Jest nieoczywista, ale niszczy i odbiera nadzieję.
"Rabikowie nie dziwili się, że ludzie są różni. Przyzwyczaili się i traktowali innowierców jak jeszcze jeden rodzaj biesa, którego trzeba ugościć, a nawet mu przytakiwać - ale potem robić swoje, żyć swoją miarą i wedle swoich potrzeb." (str. 24)
więcej Pokaż mimo toRobert Nowakowski w swojej smutnej opowieści przybliżył losy ludzi, którzy mieszkali na południowo-wschodnich terenach Beskidu...
"Ojczyzna jabłek" Roberta Nowakowskiego to przejmująca historia przesiedleńców z okolic Soliny po drugiej wojnie światowej. Choć ta oficjalnie się skończyła to nie dla Bojków i Łemków a nawet Żydów. Ukraińska Powstańcza Armia, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, Wojsko Polskie, Milicja Obywatelska i różne bandy już o to się postarali.
Zmuszając tych ludzi do opuszczenia swoich gospodarstw, na tułaczkę, zgotowali im koniec świata.
"Ojczyzna jabłek" Roberta Nowakowskiego to opowieść o ludziach wygnanych z domów i rzuconych w przypadkowe miejsca na mapie nowej, powojennej Polski.
Akcji "Wisła" do rozpoczęcia której bezpośrednim pretekstem była śmierć generała Karola Świerczewskiego, choć została ona zaplanowana kilka miesięcy wcześniej, zgotowała przesiedleńcom okrutny los, który ich zmienił na zawsze, jeśli udało im się przetrwać.
Historia o końcu świata, który wydarzył się naprawdę. Rozdziera serce.
Książka nominowana do Nagrody im. Witolda Gombrowicza 2022 roku. Zasłużenie.
Wciąga, zawłaszcza i zapada w pamięć. WARTO PRZECZYTAĆ. GORĄCO POLECAM!
"Ojczyzna jabłek" Roberta Nowakowskiego to przejmująca historia przesiedleńców z okolic Soliny po drugiej wojnie światowej. Choć ta oficjalnie się skończyła to nie dla Bojków i Łemków a nawet Żydów. Ukraińska Powstańcza Armia, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, Wojsko Polskie, Milicja Obywatelska i różne bandy już o to się postarali.
więcej Pokaż mimo toZmuszając tych ludzi do...