-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński4
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński23
Biblioteczka
2019-02-06
2019-02-09
Po lekturze Czarnego maga bardzo - BARDZO - chciałam przeczytać kontynuację. Pierwszy tom cyklu naprawdę mocno przypadł mi do gustu i dołączył do najlepszych książek ubiegłego roku. Nie spodziewałam się, że wydawnictwo tak szybko wyda Adeptkę, jednak podskoczyłam z radości, gdy do mnie dotarła. Od razu zabrałam się za jej czytanie i przyznam, że trzy dni - z dwumiesięcznym dzieckiem na pokładzie to świetny wynik! - później było już po lekturze. Trochę żałuję, że poszło mi to tak szybko, bo do tej pory myślę o bohaterach i zastanawiam się, co teraz u nich.
Ryiah spełniła swoje marzenie i dostała się do elitarnej frakcji boju. O ile wydawało jej się, że pierwszy rok był ciężkim, to dopiero teraz dostrzegła, że z każdym rokiem będzie coraz gorzej. Podpadła nauczycielowi, który uważa, że kobiety to zło; Priscilla wciąż jej dokucza, a relacje z księciem Darrenem robią się coraz dziwniejsze. Na dodatek wojna wisi na włosku i świat nie jest już takim bezpiecznym miejscem jak był do tej pory. Ryiah i reszta musi być gotowa na walkę na śmierć i życie.
Bałam się trochę powrotu do tej serii. Zwykle drugie tomy są dużo słabsze niż pierwsze i zrażam się do cyklu. Tym razem byłam jednak bardzo pozytywnie zaskoczona. Od samego początku się wciągnęłam i czułam się tak, jakbym wcale świata Ryiah nie opuszczała. Co więcej fabuła jest - o ile to możliwe - jeszcze ciekawsza, niż w Pierwszym roku i nie przeszkadza nawet fakt, że autorka postanowiła umieścić w tej części kolejne cztery lata edukacji bohaterów. Złamała tym najczęściej spotykany schemat w literaturze, rodem z Harry'ego Pottera.
"Ludzie cały czas popełniają błędy. Niektórzy z nas są na tyle potężni, że nie muszą ponosić konsekwencji swoich pomyłek..."
Pojawiają się tutaj za to inne kwestie, które łatwo przewidzieć. Ciężko jest wyrwać się ze wszystkim dobrze znanych ram. Trzeba być naprawdę wybitnym pisarzem - gdzieś na poziomie Brandona Sandersona - by zaskakiwać czytelników na każdym kroku. Nie oczekiwałam tego od Rachel E. Carter i dzięki temu podczas lektury cały czas byłam zachwycona wszystkim tym, co dzieje się w książce. Na każdym kroku dowiadujemy się czegoś nowego i nie ma tutaj lania wody - autorce zależało na tym, by zmieścić wszystkie lata edukacji w jednej książce, więc nie mogła sobie pozwolić na zbytnie rozwodzenie się nad nieistotnymi szczegółami, przez co mamy tutaj akcję na dosłownie każdym kroku.
Relacje Ryiah z Darrenem są czymś cudownym. Bardzo lubię romanse w książkach z wątkami fantastycznymi, a ten tutaj jest dosyć wyraźny i wysuwający się na pierwszy plan, co nawet mi odpowiadało. Akurat w tym momencie miałam ochotę na coś lekkiego i uroczego, a Adeptka spełniła moje oczekiwania. Doceniam to, jak Rachel E. Carter stworzyła swoich bohaterów. Ryiah nie jest we wszystkim najlepsza, popełnia sporo błędów i nie jest ulubienicą wszystkich nauczycieli. Darren - jak na księcia przystało - przoduje w każdym teście i na każdych zajęciach, jednak nie przychodzi mu to bez wysiłku i poświęca dużo czasu więcej nauce niż inni. Jest takim Ronaldo w ich świecie.
"Miłość jest dla głupców, którzy nie są wystarczająco inteligentni, aby zobaczyć przed sobą drogę."
Trójkąt miłosny nie był dla mnie czymś niespodziewanym, acz jego przebieg już tak. Ryiah nie miota się między jednym a drugim, nie ukrywa swoich uczuć, dobrze wie, którego powinna wybrać, a którego wybiera. Owy trójkąt skończył się bardzo szybko i widać, że Rachel E. Carter nie chciała, by wysuwał się on na pierwszy plan w jej serii i rozwiązała go w niecodzienny sposób.
Nie mogę się doczekać chwili, gdy wydawnictwo wyda tom trzeci. Już wiem, że będzie czymś magicznym i niesamowitym. Nie wiem, ile tomów będzie liczyć ten cykl, mam jednak nadzieję, że na następnym się nie skończy. Zżyłam się z bohaterami i chcę im dalej towarzyszyć w ich przygodach, w ich życiu. Trzymam z nich mocno kciuki i wiem, że ich losy potoczą się różnie. Pewnie poleje się krew, ktoś zginie. Będę płakać, rozpaczać, ale już na zawsze Czarny Mag będzie jednym z moich ulubionych cykli.
Po lekturze Czarnego maga bardzo - BARDZO - chciałam przeczytać kontynuację. Pierwszy tom cyklu naprawdę mocno przypadł mi do gustu i dołączył do najlepszych książek ubiegłego roku. Nie spodziewałam się, że wydawnictwo tak szybko wyda Adeptkę, jednak podskoczyłam z radości, gdy do mnie dotarła. Od razu zabrałam się za jej czytanie i przyznam, że trzy dni - z dwumiesięcznym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-02-19
2019-04-01
Po doskonałej Wybranej sięgnięcie po Moc srebra było tylko kwestią czasu. Nie da się ukryć, że Naomi Novik to jedna z moich ulubionych autorek i z każdą kolejną książką utwierdzam się w tym przekonaniu. Po skończonej lekturze pobiegłam do biblioteki i z rozpędu zgarnęłam trzy tomy serii Temeraire, z którą styczność miałam gdzieś w podstawówce. Wtedy zaintrygowały mnie, jednak nie doceniłam ich. Teraz, jak jestem starsza, zapewne dostrzegę wszystko to, co w Naomi Novik jest tak cudowne. Trochę obawiałam się, że mam za wysokie oczekiwania, jednak ostatecznie ta autorka ponownie sprawiła, że przeżyłam przygodę swojego życia.
Mirjem jest Żydówką i razem z rodzicami ledwie wiąże koniec z końcem. Ojciec z zawodu jest lichwiarzem, ale na tyle kiepskim, że nikt nie chce oddawać mu tego, co pożyczyli. Z powodu dobrego serca mężczyzna przyjmuje kiepskie warunki i żyje w skrajnym ubóstwie. Gdy jego żona zachorowała Mirjem postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Nie chciała stracić ukochanej matki, więc poszła odebrać długi. Wykazując stanowczość, jakiej nikt się po niej nie spodziewał, poprawia ich byt na tyle, by mogli przestać przejmować się nadchodzącą zimą. Dziadek - również lichwiarz - jest bardzo dumny z zimnej jak lód wnuczki. Jej talent zamieniania srebra w złoto staje się na tyle sławny, że pod jej drzwiami pojawia się Starzyk żądając, by przemieniła również jego monety. Jako magiczne istoty Starzykowie wzbudzają lęk i niepewność, a Mirjem wzbudziła zainteresowanie samego ich króla...
Matka autorki pochodzi z Polski, stąd w Mocy srebra tyle nawiązań do naszych baśni i mitologii. Osobiście uwielbiam takie motywy i dzięki temu tak bardzo zakochałam się w tej historii. Mirjem jako główna bohaterka nie zyskuje sympatii, jednak jest tak autentyczna, że nie oczekiwałam, iż zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami. Darzyłam ją szacunkiem za jej niezłomność i decyzje, jakie podejmowała. Jej relacje ze starzykowym królem ani przez chwilę nie były stereotypowe i przewidywalne, a to ze względu na jej odwagę i poczucie własnej wartości. Ta dziewczyna powinna być wzorem wielu dziewczynek, które dzięki niej mogłyby przestać bać się życia i uwierzyć w siebie.
"Niektórzy ludzie tak naprawdę są wilkami i chcą pożerać innych ludzi, żeby napełnić swoje brzuchy."
Drugą kobietą wartą uwagi tutaj jest matka Mirjem. Ma ona tak dobre serce i tak wielką miłością darzy swoją córkę, że od razu cieplej robi się na sercu. Rzadko spotyka się takie bohaterki i nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Następnie wspomnieć trzeba o Wandzie, która odważyła się wziąć los w swoje ręce i zaufała odpowiedniej osobie mimo lęku i niepewności. Tę postać polubiłam od razu i do samego końca martwiłam się o nią. Wzbudziła we mnie sporo współczucia razem z braćmi i w jej historii ukryty jest motyw z jednej z moich ulubionych baśni, co jeszcze bardziej mnie urzekło.
Nie da się ukryć, że to kobiety w Mocy srebra wiodą prym, co pokazują losy Iriny i jej niani. Irina początkowo wydała mi się postacią nic nie znaczącą i zahukaną, ale szybko pokazała, co potrafi i wzbudziła we mnie spore pokłady szacunku. Magreta to jedna z moich ulubionych bohaterek tutaj. Niby nic nie znaczy, nie ma żadnej pozycji, ale pokochałam ją i jej dobre serce. Wielokrotnie miałam ochotę poprosić ją, by odpoczęła, zajęła się przez chwilę sobą. Czytanie o niej naprawdę mnie bolało - jestem wrażliwa na los starszych ludzi, których nigdy się nie docenia.
"Jednak świat, jakiego pragnęłam, nie był światem, w którym żyłam, i gdybym nie robiła nic innego, tylko go naprawiała, to nie dokonałabym niczego."
Podoba mi się, że Naomi Novik nie wcisnęła tutaj na siłę romansu, który wysunąłby się na pierwszy plan tylko dlatego, że takie książki się sprzedają i są poczytne. Wszystko tutaj z czegoś wynika i nie znajdziecie tutaj wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, tylko zimne, polityczne związki i śluby dla zwiększenia pozycji. Przyznam, że trochę mnie początkowo to zawiodła. Przyzwyczaiłam się już do tego, że w każdej z czytanych przeze mnie książek uczucia rodzą się nienaturalnie szybko i to na nich skupia się fabuła. Kiedy już wciągnęłam się w Moc srebra doceniłam tą odmienność i szybko pokochałam. Każdy fan motywów baśniowych nie powinien przejść tutaj obojętne.
Zarówno plusem i minusem Mocy srebra jest fakt, że mamy tutaj styczność z jednotomową historią. Dzięki temu nic się nie rozwleka, nie ma tutaj ani jednego słowa za dużo. Z drugiej strony brakuje mi już Mirjem i pozostałych bohaterów i chętnie spotkałabym się z nimi raz jeszcze. Lepszy jednak lekki niedosyt, niż przesyt, więc chwycę teraz za Smoka jego królewskiej mości i poczekam zapewne kilka lat, aż Naomi Novik napisze kolejną książkę na tak wysokim poziomie i ponownie mnie porwie.
Po doskonałej Wybranej sięgnięcie po Moc srebra było tylko kwestią czasu. Nie da się ukryć, że Naomi Novik to jedna z moich ulubionych autorek i z każdą kolejną książką utwierdzam się w tym przekonaniu. Po skończonej lekturze pobiegłam do biblioteki i z rozpędu zgarnęłam trzy tomy serii Temeraire, z którą styczność miałam gdzieś w podstawówce. Wtedy zaintrygowały mnie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-04-06
"Życie jest jak promocja na kurczaka w markecie. Niby atrakcyjne, ale potrafi zakończyć się w najmniej oczekiwanym momencie."
Kółko się pani urwało to jedna z tych książek, na które decyduję się bardzo spontanicznie. Nie znam autora, nie przeczytałam opisu. Coś mnie po prostu zaintrygowało - czy to tytuł, czy coś w okładce. Nie potrafię nawet tego sprecyzować. Po prostu się stało. Do domu zapukał listonosz, w paczce znalazłam książkę, pewnego dnia po nią sięgnęłam. I pokochałam. Pokochałam Panią Zofię, poczucie humoru Pana Autora. Pokochałam całą historię. I chociaż dostrzegam starszych ludzi i zawsze serce mi pęka na widok starszej pani, która w sklepie liczy każdy grosz lub samotnie niesie ciężkie zakupy... Po przeczytaniu Kółko się pani urwało dostrzegam cierpienia takich ludzi jeszcze bardziej.
Zofia Wilkońska mieszka sama, sama chodzi na zakupy, je obiady. Syn jest zbyt zajęty własnym życiem, by interesować się starą matką, a ona jakoś sobie radzi. Tu wyskoczy na zupkę do Caritasu, spędzi czas w klubie seniora lub pojedzie cztery przystanki do sklepu. Gdy pewnego dnia wraca do domu od razu niepokoi ją brak drzwi. Jej własnych, do mieszkania. Szybko orientuje się, że doszło do włamania i po inspekcji dzwoni na policję. Wysłany do niej policjant bardzo nieudolnie zabiera się do sprawy, a przecież to jasne jak słońce, że winny jest sąsiad. Ten bez nogi, co pali bardzo śmierdzące papierosy i ciągle pije. Postanawia więc sama wywalczyć sprawiedliwość. Okazuje się jednak, że mężczyzna został zamordowany, a złodziejom chodziło tak naprawdę o coś więcej, niż zdobycie gotówki.
Pani Zofia jest bohaterką tak nieprzeciętną, jak tylko ktoś może być. Żyje we własnym świecie, w którym wszystko ma swoje miejsce, a jej postać jest bardzo szanowana i lubiana. Ma nieco egoistyczne podejście do świata i spaczone postrzeganie rzeczywistości. Z tego powodu towarzyszenie jej w codziennych czynnościach czy choćby w pościgu za winnymi jest czymś bardzo intrygującym. Pani Zofia potrafi wpędzić w poczucie winy i konsternacje każdego, kogo spotka. Jest to jedna z jej bardziej urzekających cech. Widać, że poradzi sobie w każdej sytuacji, a mimo to było mi jej tak bardzo szkoda.
"Ze starym człowiekiem nikt się już nie liczył. Nagle przestałam być potrzebna. Wszyscy traktowali mnie jak problem: lekarze, urzędnicy, pracownicy ZUS. Z szanowanej osoby stałam się podczłowiekiem. To bolało."
Społeczeństwo okropnie traktuje ludzi starszych i nie jest to żadną tajemnicą. Są oni zbędnym produktem, który generuje same straty, zamiast zysków. Nigdy nie pojmę braku szacunku do ludzi, dzięki którym przecież jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Każdy z tych staruszków kiedyś był młody, pracował, wychowywał dzieci, dawał coś od siebie gospodarce. Chociaż Kółko się pani urwało to typowa komedia o nietypowym przebiegu, to porusza kwestie tak istotne, że każdy, kto nie potrafi postawić się w miejscu osoby, która musi wyżyć za marne pieniądze, czekać lata na wizytę u lekarza lub wybrać, czy kupić leki czy jedzenie powinien tę książkę przeczytać.
Pani Zofia doskonale radzi sobie z bandytami i udaje jej się żyć samej, a mimo to dostrzega, jak nieważna się stała i boli ją to, że nikogo nie obchodzi i brak zainteresowania jej cierpieniem. Jedyną rozrywką, jaka jej została, jest wścibskie szpiegowanie ludzi - czy to w komunikacji miejskiej, czy to sąsiadów - i nie można mieć jej tego za złe. Stara się zwrócić na siebie uwagę i pogoń za niebezpiecznymi ludźmi bardzo ją cieszy. Może poczuć, że żyje. A robi przy tym mnóstwo głupot i naprawdę odważnych rzeczy. Przez co przez Kółko się pani urwało dosłownie się płynie i nie sposób się oderwać. Dwa spacery z synem i jeden wieczór i książka skończona. Żal mi było rozstawać się z panią Zofią, bo pokochałam ją i naprawdę chciałabym ją poznać. Cieszę się jednak, że pojawi się kontynuacja. Potwierdzone info.
"Zastanowiłam się, czym tak naprawdę jest życie. Nieustanną pogonią za czymś, czego nie możesz mieć."
Fabuła opiera się na przejmowaniu kamienic i wyrzucaniu na bruk poprzednich mieszkańców, a nasza główna bohaterka nie chce na to pozwolić. Przyznam, że szef tego wszystkiego to osoba, o której nigdy bym nawet nie pomyślała. Nie ma tutaj schematów, których pełno w innych książkach. Kółko się pani urwało to coś wręcz innowacyjnego. Jacek Galiński udowodnił, że ma cudowne poczucie humoru, potrafi myśleć nieszablonowo, a przy tym sporo w nim empatii, czym podbił moje serce. No i jest naprawdę przystojnym człowiekiem. Ale tego nie wiecie ode mnie.
Gdyby ktoś powiedział mi, że ta książka wyląduje na liście najlepszych przeczytanych przeze mnie w tym roku nie uwierzyłabym. A jednak. Bez wątpienia zasługuje na to, by na tej liście być. Powinniście po nią sięgnąć, bo będziecie śmiać się przez łzy. Pokochacie panią Zofię i całkiem inaczej spojrzycie na otaczający nas świat.
"Życie jest jak promocja na kurczaka w markecie. Niby atrakcyjne, ale potrafi zakończyć się w najmniej oczekiwanym momencie."
Kółko się pani urwało to jedna z tych książek, na które decyduję się bardzo spontanicznie. Nie znam autora, nie przeczytałam opisu. Coś mnie po prostu zaintrygowało - czy to tytuł, czy coś w okładce. Nie potrafię nawet tego sprecyzować. Po prostu...
2019-04-30
2019-05-21
"Nikt nie jest za młody na raka. Nikt."
Powinnam zacząć od tego, że właściwie sama nie wiem, dlaczego sięgnęłam po Twoje fotografie. Minęło już sporo czasu od chwili, gdy z chęcią czytałam historie o chorych nastolatkach. Tutaj jednak nie mamy styczności z kimś aż tak młodym, więc ciekawa byłam, jak się to wszystko potoczy. Nie spodziewałam się, że zakocham się w tej opowieści i na końcu będę ryczeć jak bóbr.
Ava ma dwadzieścia osiem lat. Dzisiaj są jej urodziny. I to właśnie tego dnia dowiaduje się, że rak wrócił i dał przerzuty. Na wyleczenie nie ma nadziei, można tylko lekko odsunąć w czasie to, co nieuniknione różnymi dawkami chemii. Diagnoza jest jasna: został jej może rok i będzie musiała pożegnać się z rodzicami i przyjaciółkami. Ava nie zamierza jednak spędzić ostatnich miesięcy życia w łóżku. Postanawia spełnić swoje największe marzenie z dzieciństwa i urządzić swoje wesele. Chce w ten sposób uczcić to, co przeżyła i urządzić swoje ostatnie pożegnanie. Takie, w którym będzie mogła wziąć udział, a nie spędzić je w trumnie. Wszyscy mobilizują się i chcą jej pomóc. Nawet media i całkiem obcy ludzie biorą udział w przygotowaniach do ceremonii. W planach nie ma jednak miłości, a ta zakrada się cichutko i sprawia, że dziewczynie coraz ciężej pogodzić się ze swoim losem.
Czy da się pogodzić ze śmiercią? Ciężko stwierdzić, czy współczuć należy osobie umierającej, czy raczej jej rodzinie i bliskim, którzy z tą świadomością stary będą żyli już zawsze. Kiedy myślę o tym, że w każdej chwili mogę umrzeć nie myślę o tym, co stracę ja. Przerażenie ściska mnie za gardło na myśl o tym, kto zaopiekuje się moim synem tak samo jak ja, jak poradzi sobie narzeczony i co stanie się z moimi rodzicami. Twoje fotografie trafiły do mnie w momencie, gdy czekam na wyniki swoich badań i dowiem się, jak bardzo jestem narażona na wystąpienie raka. Czy szanse są znikome, czy jednak w każdej chwili może mnie to zaatakować. A może już się to stało? Mogę się tylko domyślać, jak czuli się bliscy Avy i ona sama, a ta książka poruszyła mnie do głębi.
"Okropieństwo tej choroby kryje się w tym, że alienuje człowieka od zdrowych osób. Ludzie, bez względu na to, czy chcą dobrze, czy nie, czasami zachowują się wobec nieuleczalnie chorych jakby ci byli już martwi."
Ava jest cudowna. Ja nie byłabym w stanie budzić się rano, wstawać z łóżka i stawiać czoła światu, gdyby ktoś postawił mnie w jej miejscu. Podziwiam ją i jej odwagę. Najgorsza jest świadomość tego, że tutaj nie będzie cudownego ozdrowienia, wielkiego happy endu. Każdy zna zakończenie tej historii w momencie, gdy zaczyna ją czytać i to boli. Boli na każdej stronie, przy każdym uśmiechu Avy, a im mniej stron zostaje do końca tym częściej łzy płyną po policzkach. To naprawdę nie jest łatwa książka, a równocześnie jest tak piękna, że każdy powinien ją przeczytać. Otwiera ona oczy na tak wiele spraw, tak inaczej żyje się po jej lekturze.
Szczerze przyznam, że nie obchodził mnie wątek miłosny. To uczucie, które tak szybko się pojawiło, nie brzmi zbyt wiarygodnie. Prawdziwą miłość buduje się latami, każdym gestem czy słowem. Tutaj wybuchła ona gwałtownie jak fajerwerk i jestem pewna, że gdyby nie śmierć Avy nie wiadomo, czy byliby razem dopóki śmierć ich nie rozłączy. Zwykle lubię romanse i rzadko się zdarza, żebym nie stawiała takich wątków na pierwszym miejscu, jednak tutaj liczą się relacje Avy z przyjaciółkami, z rodzicami. To oni tracą najwięcej. Nie mężczyzna, który pojawia się i spędza z nią jej ostatnie chwile. Doceniłam go jednak za to, jak wiele radości jej dał. Mimo to na myśl o pożegnaniach mam łzy w oczach. Szybko tej książki nie zapomnę.
Bez wahania dodałam Twoje fotografie na listę najlepszych książek tego roku, a Ava jest dla mnie wzorem do naśladowania. Uczy ona, że nie wolno marnować czasu, nie wolno bać się kochać i przede wszystkim trzeba ŻYĆ. W każdej chwili, w każdej sekundzie. Nigdy nie wiemy, która będzie naszą ostatnią.
"Nikt nie jest za młody na raka. Nikt."
Powinnam zacząć od tego, że właściwie sama nie wiem, dlaczego sięgnęłam po Twoje fotografie. Minęło już sporo czasu od chwili, gdy z chęcią czytałam historie o chorych nastolatkach. Tutaj jednak nie mamy styczności z kimś aż tak młodym, więc ciekawa byłam, jak się to wszystko potoczy. Nie spodziewałam się, że zakocham się w tej...
2019-05-24
2019-06-19
NATURALISTA
Po przeczytaniu pierwszego tomu Powiększenia byłam zakochana. Jeszcze nigdy nie miałam styczności z tak doskonałym kryminałem. Andrew Mayne pobił nawet książki Remigiusza Mroza, które tak swego czasu uwielbiałam za nieprzewidywalność i lekkość. Do tej pory pamiętam dreszcze i nieprzespaną noc, gdy na raz pochłaniałam Naturalistę. Powiększenie musiało trochę odleżeć na mojej półce, a i trochę czasu - dokładnie półtora miesiąca - zajęło mi ułożenie sobie w głowie wszystkich myśli. Zarówno bezpośrednio po przeczytaniu jak i teraz wiem jedno: Andrew Mayne to najlepszy autor kryminałów na świecie.
O CZYM WŁAŚCIWIE TO JEST?
Kiedy zaczynam czytać jakąś książkę nie czytam opisu, nie czytam recenzji. Wiadomo, szewc bez butów chodzi. Nie lubię wiedzieć o moich lekturach nic. Wybieram je całkowicie na ślepo. Zwykle się nie zawodzę. O czym jest Powiększenie? Możecie zajrzeć w opis na przykład tutaj, ale ode mnie nie dowiecie się zbyt dużo. Zróbcie coś dla mnie i sięgnijcie po Andrew Mayne'a po prostu w ciemno.
THEO CRAY
Główny bohater jest jednym z dwóch powodów, dla których KONIECZNIE MUSICIE przeczytać ten cykl. Osobiście w książkach szukam postaci bardzo specyficznych, z poczuciem humoru i bardzo inteligentnych. Theo ma wszystkie te cechy, a jego znajomość biologii pomaga mu w poszukiwaniu odpowiedzi i mordercy. Kojarzy mi się trochę z serialowym Sherlockiem Holmesem i z Henrym, głównym bohaterem niedocenianego Forever. Jego tok myślenia bardzo przypadł mi do gustu i chociaż Theo z Powiększenia różni się od Theo z Naturalisty to ta metamorfoza jest jak najbardziej logiczna, nieprzesadzona i sprawia, że drugi tom bije na głowę pierwszy.
CIARKI NA CAŁYM CIELE
Fabuła Naturalisty opierała się na szukaniu dawno już zamordowanych osób. Tym razem Andrew Mayne poszedł o krok dalej i mamy tutaj nie tylko walkę z czasem, ale też ofiarami są ci, których zaginięcia i śmierć poruszają najbardziej. Na świecie jest tyle dzieci, których nikt nie chce i o które nikt nie dba, że nie zdziwiłby mnie fakt, gdyby autor wzorował się na prawdziwych wydarzeniach. Realizm Powiększenia sprawił, że niejednokrotnie trzęsłam się ze strachu. O życie Theo, o los kolejnych dzieci. Nie da się ukryć, że poszukiwanie rozwiązania stało się dla mnie mniej znaczącym wątkiem, niż uratowanie kolejnego chłopca, który mógł stracić życie.
KOPIUJ WKLEJ?
Chociaż dostrzegłam minimalne podobieństwa Powiększenia do Naturalisty to te dwie książki różnią się od siebie wszystkim, czym tylko może różnić się tom drugi od pierwszego. Nawet sposoby dedukcji Theo wskoczyły na wyższy poziom i jeśli kontynuacja będzie jeszcze lepsza obawiam się, że moje nerwy mogą tego nie wytrzymać.
NAUKA, NAUKA I JESZCZE RAZ NAUKA
Niewątpliwie jednym z największych atutów tej historii jest fakt, że pojawia się tutaj mnóstwo naukowych kwestii. Nie wiem, czy coś w nich jest, czy to tylko wymysł autora - wciąż mnie to nurtuje - ale są one na tyle intrygujące i wciągające, że przez Powiększenie przelatuje się migiem. Tutaj trochę grozy, tutaj kilka naukowych informacji - idealne połączenie. Czy istnieje ktoś, kto nie lubi szczypty wiedzy, rządowych tajemnic oraz niebanalnego podejścia do życia? Gdyby to ode mnie zależało każdy człowiek na świecie dostałby do ręki Naturalistę i chociaż spróbował swoich sił przy tej serii, bo jest na tyle doskonała, że nie można się od niej oderwać. Czy się lubi kryminały, czy też nie.
NATURALISTA
Po przeczytaniu pierwszego tomu Powiększenia byłam zakochana. Jeszcze nigdy nie miałam styczności z tak doskonałym kryminałem. Andrew Mayne pobił nawet książki Remigiusza Mroza, które tak swego czasu uwielbiałam za nieprzewidywalność i lekkość. Do tej pory pamiętam dreszcze i nieprzespaną noc, gdy na raz pochłaniałam Naturalistę. Powiększenie musiało trochę...
2019-07-26
2019-08-24
2019-10-30
Mamy listopad, więc oficjalnie czas zacząć czytać świąteczne książki, pić dużo herbaty z cytryną i słuchać Last Christmas. Ten świąteczny klimat zawsze dopada mnie bardzo szybko, przez co gdy nadchodzi już godzina zero jestem wypalona i wcale tych świąt nie czuję. Taki paradoks. Pamiętam, że w tamtym roku zaczęłam czuć świąteczny klimat już w październiku - grudzień spędziłam na martwieniu się, że urodzę w ogromnie długiej kolejce w Biedronce - jednak teraz starałam się troszkę pohamować. W moje ręce trafiła jednak Śnieżna siostra... i nie mogłam się powstrzymać.
Zacznijmy od wydania, bo to ono najpierw rzuca się w oczy. Jest to chyba najpiękniejsze ilustrowane wydanie, jakie w życiu widziałam. Kiedyś uważałam, że to wydanie ilustrowane Harry'ego Pottera zawsze będzie nosiło ten tytuł, jednak to Śnieżna siostra dużo bardziej zasługuje na ten tytuł. Lisa Aisato stworzyła coś niesamowitego. Jej rysunki dodają klimatu i sprawiają, że ta piękna opowieść jest jeszcze cudowniejsza, a klimat świąt wypływa z niej jak szalony. Utarło się, że książki z obrazkami są dobre dla dzieci i to historia ponoć też jest przeznaczona dla młodszych. I tutaj muszę się z tym nie zgodzić.
Chociaż głównym bohaterem jest mały chłopiec, dziesięciolatek, to trudno uwierzyć w to, żeby Maja Lunde obrała taki target, jeśli chodzi o odbiorców. Jestem pewna, że - chociaż można czytać Śnieżną siostrę każdemu dziecku - to dorosły i każda osoba, która kogoś w życiu straciła doceni tę książkę najmocniej. Śmierć jest częścią życia, ale ciężko pogodzić się ze stratą kogoś, kto miał przed sobą jeszcze dziesiątki lat szczęśliwego pobytu na ziemi. Autorka pomiędzy choinką a gorącym kakao poruszyła bardzo istotny temat. Powód śmierci Juni bardzo mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że Maja Lunde pójdzie w takim kierunku. Poruszyło mnie to i sprawiło, że płakałam jak bóbr.
Mimo faktu, że Śnieżna siostra jest najbardziej niezwykłym kalendarzem adwentowym z jakim miałam styczność, to w tym roku nie udałoby mi się wytrzymać w niepewności i czytać rozdział dziennie. Julian jest tak kochanym chłopcem, że serce mi pękało na myśl o jego porzuceniu i ciągłym smutku jego rodziny. Nie mogłam odłożyć tej książki dopóki jej nie skończyłam. Myślę, że w przyszłym roku wrócę do tej historii z Leonem. I każdego następnego roku także. Wiem, że chociaż świąteczny klimat wylewa się wręcz ze Śnieżnej siostry, to pełno tutaj widma śmierci i żałoby. Mam lekkie wątpliwości, jak - wtedy dwuletni - Leon to wszystko przyjmie i zaakceptuje, jednak wszystko wyjdzie w praniu.
Bardzo doceniłam to, jak Julian radzi sobie z żałobą. Wiadomo, że dziecko inaczej odbierze stratę rodzeństwa niż rodzic córki, ale nie mogłam wyjść z podziwu. Trochę Julianowi zajęło zrozumienie wszystkiego, jednak i tak poradził sobie z tym szybciej, niż jego rodzina. I nie można powiedzieć, że to dzięki temu, że kochał Juni mniej. Myślę, że właśnie dlatego, że kochał ją najmocniej i nie chciał żyć w zawieszeniu udając, że ona nigdy nie istniała.
Czytałam już jedną książkę Mai Lunde, która okazała się być czymś niesamowitym i po Śnieżnej siostrze utwierdziłam się jeszcze bardziej w przekonaniu, że to jedna z lepszych autorek. Mam w planach nadrobić jeszcze Historię pszczół i ze zniecierpliwieniem będę czekać na wszystko, co napisze. Zapamiętajcie to nazwisko. Maja Lunde wyciśnie łzy nawet z kamienia.
Mamy listopad, więc oficjalnie czas zacząć czytać świąteczne książki, pić dużo herbaty z cytryną i słuchać Last Christmas. Ten świąteczny klimat zawsze dopada mnie bardzo szybko, przez co gdy nadchodzi już godzina zero jestem wypalona i wcale tych świąt nie czuję. Taki paradoks. Pamiętam, że w tamtym roku zaczęłam czuć świąteczny klimat już w październiku - grudzień...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-10
2019-12-04
2019-12-26
2019-04-04
Tyle czasu minęło od chwili, gdy miałam coś nowego od Brandona Sandersona w ręce, że na samą myśl aż mi słabo. Wiem, że pisanie zajmuje mu dużo czasu i dzięki temu jego historie są tak doskonałe, ale czasami żałuję, że nie ma tempa jak Remigiusz Mróz. Biorąc do ręki Rytmatystę wiedziałam, że się nie zawiodę. Jedyne pytanie, które mnie nurtowało, to takie, czy będzie to coś genialnego na miarę Drogi królów czy raczej Z mgły zrodzonego. Trochę domyślałam się, że bardziej to drugie i tym razem miałam rację.
Joel ma tylko jedno marzenie. Ponad wszystko pragnie zostać Rytmatystą, co jednak jest niemożliwe. Dawno już przekroczył wiek, który pozwala przejść próbę i Mistrz nie powołał go do służby. Ich misją jest obrona Amerykańskich Wysp przed dzikimi kredowcami, które zagrażają życiu wielu ludzi. Po ukończeniu szkoły Rytmatyści zostają wysyłani na terytorium Nebrasku, które już prawie w całości zostało opanowane. Joel chodzi do szkoły dla naprawdę zamożnych, jednak nie należy do ich grona. Tutaj bogate dzieciaki uczą się obok Rytmatystów, ale nie integrują się między sobą i nie są dopuszczani do rytmatynych tajemnic.
Joel poszukuje sposobów, by wemknąć się na wykłady dla Rytmatystów i przez przypadek zostaje świadkiem pojedynku, przez który profesor Fitch traci swoje miejsce w szkole. Od tamtej chwili wszystko się zmienia. Uczniowie zaczynają znikać - pozostaje po nich jedynie trochę krwi i rytmatyczne rysunki. Chłopiec postanawia pomóc rozwiązać tę zagadkę.
"Najbardziej niebezpiecznym typem człowieka nie jest ten, który spędził młodość, pomiatając innymi. Taki człowiek robi się leniwy i często jest zbyt zadowolony ze swojego życia, by stanowić prawdziwe zagrożenie. Jednak człowiek, który spędził młodość pomiatany... Kiedy ktoś taki zyska odrobinę siły i władzy, często wykorzystuje je, by stać się tyranem dorównującym najgorszym wodzom znanym z historii."
Zacznijmy - jak zawsze - od głównego bohatera. Joel jest przeciętnym chłopcem, którego interesują nieprzeciętne rzeczy. Bycie Rytmatystą zaprząta jego myśli od dawna, a świadomość, że jest naprawdę dobry w naukach ścisłych i w rysunkach, które jednak nie ożywają pod jego dotykiem, sprawia mu ból. Wie, że nadaje się do tej roli, ale nic nie zmieni jego położenia. Taki potencjał niemożliwy do wykorzystania. Muszę przyznać, że nie pokochałam Joela, ale naprawdę polubiłam. Brakuje mu tego czegoś, co ma Kaladin czy miał Kelsier. Mimo to naprawdę miło było przeżywać z nim te wszystkie przygody i cieszę się, że ciąg dalszy nastąpi.
Moją sympatię zdobył profesor Fitch swoją nieporadnością i tym, co zrobił podczas zakończenia. Jego otwartość na Joela przypomniała mi profesora Dumbledore'a, z Harry'ego Pottera. Mam tylko nadzieję, że ostatecznie Fitch nie wystawi Joela na śmierć. Podobnie postać Melody i jej pokręcony charakter (na pewno jest wzorowana na kimś z Krainy Czarów!) bardzo przypadła mi do gustu i widzę w niej spory potencjał.
"W Rytmatyce słowa nie są ważne. Jedynie liczby mają znaczenie, a okrąg dominuje ponad wszystkim."
Jeśli chodzi o Rytmatykę to jest dopracowana w najmniejszych szczegółach. Sanderson jest już z tego znany, ale tym razem mamy tutaj coś bardzo skomplikowanego. Nie pod względem ogólnego pojmowania, z czym to się je, ale te wszystkie schematy obrony, wiązania... Czułam się jak na lekcjach rozszerzonej fizyki, gdy nie było mnie dwa tygodnie w szkole. Dzięki rysunkom, których tu mnóstwo, naprawdę można doskonale pojąć teorię. Uparcie próbowałam nauczyć się poszczególnych technik, ale w pewnym momencie sobie darowałam. Zostawiłam to Joelowi, dla którego było to czymś bardzo naturalnym. Rytmatyka bardzo mi się spodobała, czego się spodziewałam, bo jeszcze nigdy mnie ten autor nie zawiódł.
Jak zawsze nie ma tutaj zbyt dużo wątków, które łatwo przewidzieć, co jest ogromnym plusem książek Sandersona. Powiedziałabym, że jest to historia dla młodzieży, podobnie jak Z mgły zrodzony. Mimo to naprawdę warto po Rytmatystę sięgnąć i dać się zaskoczyć. Nie mogę doczekać się chwili, gdy na rynku pojawi się kontynuacja. Sanderson mistrz. Zawsze, na zawsze.
Tyle czasu minęło od chwili, gdy miałam coś nowego od Brandona Sandersona w ręce, że na samą myśl aż mi słabo. Wiem, że pisanie zajmuje mu dużo czasu i dzięki temu jego historie są tak doskonałe, ale czasami żałuję, że nie ma tempa jak Remigiusz Mróz. Biorąc do ręki Rytmatystę wiedziałam, że się nie zawiodę. Jedyne pytanie, które mnie nurtowało, to takie, czy będzie to coś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-06-21
2019-09-21
2019-10-25
2019-10-24
Szanowny Panie Autorze!
Zaczynając czytać Pana książkę nie wiedziałam, czego powinnam się po niej spodziewać. Zdecydowałam się ją przeczytać z powodu opisu, który od razu skojarzył mi się z jedną z moich ulubionych bajek z dzieciństwa, z Mulan. Lubię książki historyczne, jednak zawsze obawiam się, że będą one zwyczajnie nudne. Ciężko znaleźć na rynku pozycję tego gatunku, którą czyta się lekko i przyjemnie. Zwykle przypominają one sfabularyzowaną encyklopedię w której ktoś zapomniał umieścić oryginalnych bohaterów i ciężko się w nie wciągnąć. Bałam się tego, acz Pan poradził sobie z tym doskonale. Już od pierwszych stron nie mogłam wyjść ze świata Tońki, co było równocześnie cudowne i okropne. Nie mogłam siąść i przeczytać Lwowskiego ptaka od deski do deski, bo mój miesięczny syn upominał się o uwagę. Zdradzę Panu, że wciskałam Leona narzeczonemu i uciekałam tak szybko, by nie mógł zaprotestować tylko po to, by godzinkę poczytać.
Zastanawiam się, czy wzorował się Pan na kimś tworząc postać Tońki. Jest ona bardzo młoda, ale nad wiek dojrzała. Pewnie w 1918 roku młodzież miała inne podejście do życia i w przeciwieństwie do dzisiejszych piętnastolatków miała wszystkie wartości na swoim miejscu. Momenty, gdy odważnie rzucała się w wir walki sprawiały, że było mi głupio. Jestem świadoma tego, że nie potrafiłabym podjąć takich decyzji jak ona. Uciekałabym jak najdalej od linii frontu i samej walki. Czytając o tych wszystkich dzieciach, które oddawały swoje życie za Lwów miałam łzy w oczach. Gdyby ktoś mnie zapytał czego się boję najbardziej na świecie odparłabym, że wojny. Boję się jej bardziej niż wysokości, bardziej niż pająków, bardziej niż wystąpień publicznych. Podczas czytania Lwowskiego ptaka tak łatwo wyobrazić sobie tamtą rzeczywistość i biegających wszędzie nastolatków z bronią... Którzy kilka chwil później padają pod ostrzałem...
Mimo iż interesuję się historią to o obronie Lwowa w 1918 roku nie wiedziałam nic. Byłam bardzo zainteresowana tym tematem, więc jeszcze chętniej sięgnęłam po napisaną przez Pana książkę. Jestem pod wrażeniem jak łatwo przyswaja się wszystkie te informacje, które tak zgrabnie wplótł Pan w historię Tońki i samego Lwowa. Moim marzeniem teraz jest odwiedzić to miasto. Mam do niego lekko ponad sto kilometrów, a jedyną przeszkodą jest brak paszportu. Mam zamiar jednak to zmienić i jeszcze w tym roku pojechać do Lwowa. Wielka szkoda, że chociaż obrona Lwowa w 1918 roku nie wystarczyła i koniec końców to miasto nie jest już częścią Polski. Bieganie po jego ulicach razem z Tońką było czymś niesamowitym.
Czytanie o tym, jak wykończeni byli zarówno ochotnicy jak i ludzie dowodzący było czymś bardzo emocjonalnym. Jestem w stanie wyobrazić sobie ogrom bestialstwa, który był tam czymś normalnym i jestem wdzięczna, że darował sobie Pan wiele krwawych szczegółów. Z pewnością tutaj można było popłynąć i zalać wszystko rzeką krwi, jednak wtedy chyba nie można było tak szybko Lwowskiego ptaka przeczytać. Świadomość, że większość z tych wydarzeń działa się naprawdę wystarczyła, by mnie przerazić i wywołać gęsią skórkę. Dlaczego właściwie ludzie to sobie robią? Przecież świat jest na tyle wielki, że dla każdego wystarczy tutaj miejsca.
Widziałam, że napisał Pan też inne książki. Jeśli również są taką mieszanką faktów i fikcji napisaną bardzo przystępnie to z pewnością je też przeczytam. Nie wiem, kiedy znajdę na to czas między wychowywaniem syna na dobrego człowieka a czytaniem egzemplarzy recenzenckich, ale postaram się. Dzięki Antoninie zrozumiałam sporo kwestii - narracja pierwszoosobowa to był naprawdę dobry pomysł - ale tak ogromny patriotyzm jest dla mnie wciąż niezrozumiały. Mam nadzieję, że gdybym była postawiona w tej samej sytuacji zachowałabym się tak samo. Tońka - chociaż realnie nie istniała - jest naprawdę świetnym wzorcem dla nas wszystkich. Te dwadzieścia dwa dni, które z nią spędziłam były czymś niesamowitym. Dziękuję.
Szanowny Panie Autorze!
Dlaczego złamał mi Pan serce?
Szanowny Panie Autorze!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZaczynając czytać Pana książkę nie wiedziałam, czego powinnam się po niej spodziewać. Zdecydowałam się ją przeczytać z powodu opisu, który od razu skojarzył mi się z jedną z moich ulubionych bajek z dzieciństwa, z Mulan. Lubię książki historyczne, jednak zawsze obawiam się, że będą one zwyczajnie nudne. Ciężko znaleźć na rynku pozycję tego gatunku,...