-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2024-02-08
2023-09-13
2023-08-30
2023-04-08
2023-02-14
2023-02-03
2023-01-16
2022-09-05
2022-08-05
2022-02-22
2021-04-14
2021-01-20
2020-12-20
2020-11-13
2020-11-13
2020-09-06
2020-08-16
2020-08-12
Książkę Fannie Flagg przeczytałam błyskawicznie i równie szybko o niej zapomnę. Nastawiona byłam bardzo pozytywnie, sądziłam, iż ciepła opowieść o ponad stu trzydziestoletniej historii małego miasteczka w Stanach Zjednoczonych nie może mnie rozczarować, zwłaszcza, że napisała ją autorka „Smażonych zielonych pomidorów”. A jednak! Początek był obiecujący i do około trzydziestej strony powieści byłam zauroczona. Podobały mi się początki znajomości Lordora i Katariny, ich nieśmiałe listy oraz pierwsze chwile po przyjeździe dziewczyny do osady zamieszkanej w większości przez Szwedów. Niestety, moje uwielbienie prysło w chwili, gdy autorka postanowiła przyspieszyć akcję wydarzeń o kilka lat, jak się okazało, był to początek truchtu a czasem nawet sprintu przez prezentowaną historię. Tak olbrzymiej ilości bohaterów mógłby pozazdrościć autorce nawet Stephen King. Zrozumiałym jest, że przy ponad stuletniej historii miasteczka przewinie się duża liczba bohaterów, niestety ciągi często trudnych lub powtarzających się imion zniechęcały i utrudniały połapanie się w fabule. Rozdziały powieści są stanowczo za krótkie, czytelnik dosłownie przeskakuje od jednego bohatera do drugiego, przez co ciężko jest zagłębić się w fabułę i nawiązać więź z którąkolwiek z postaci (wyjątek stanowią ci, których poznajemy na samym początku, gdyż wtedy autorka była łaskawa nie biec z akcją wydarzeń na łeb na szyję).
Jedynymi wyróżniającymi się postaciami są osadnicy poznani na początku powieści oraz Elmer, której autorka poświęciła wyjątkowo sporo uwagi, dzięki czemu nie była ona nijaka i papierowa, jak dziewięćdziesiąt procent osób, przewijających się na kartach tej książki. Autorka postawiła na zbyt kronikarski sposób prezentowania historii, jestem zwolenniczką poznawania bohaterów niemal na wskroś, natomiast w książce brak jest jakiegokolwiek rysu psychologicznego postaci. Rozumiem, że pani Flagg chciała stworzyć powieść obyczajową, która będzie ciepła i optymistyczna, jednak przedobrzyła z polukrowaniem historii. Jestem pod wrażeniem faktu, że wszystkie okropne zawieruchy w historii USA omijały w magiczny sposób miasteczko w Wisconsin. Problemy na tle rasowym, wielki kryzys gospodarczy na początku lat trzydziestych XX wieku, czy choćby walka kobiet o uzyskanie praw wyborczych (autorka do niej nawiązała, ale w tak naiwny sposób to przedstawiła, że można by pomyśleć, iż była to dla ówczesnych kobiet bułka z masłem)nie istnieją w tej powieści. Kraina miodem i mlekiem (tego akurat było pod dostatkiem)płynąca. Sądziłam, że małomiasteczkowa atmosfera i ogrom bohaterów zapewni sporo sekretów, zawiłych relacji rodzinnych itp., ale niestety autorka wybrała drogę lukrowania rzeczywistości, aż czytelnika zaczyna po pewnym czasie mdlić. Historia głuchoniemej Hanne Marie została kompletnie zmarnowana, tak naprawdę poznajemy jej życie do momentu wyjścia za mąż, później staje się ona tylko wzmianką w kolejnych rozmowach pozostałych mieszkańców. Interesująca postać została ograniczona do roli żony siedzącej w sypialni całymi dniami! W wielu przypadkach czekałam na podjęcie przez bohaterów inicjatywy, zawalczenie o miłość lub sprawiedliwość, niestety, wszyscy przyjmują swój los z pocałowaniem ręki, niewielu się buntuje. Mdła sielanka, w której wszyscy sprawiają wrażenie szczęśliwych, a stają się wylewni dopiero po trafieniu na okoliczny cmentarz.
Sposób przedstawienia przez autorkę życia pozagrobowego był ciekawy, pogawędki na cmentarzu po pewnym czasie stały się jednak nużące, nikt mnie nie przekona, że taka forma zaświatów jest cudowna. Nic mnie jednak tak nie osłabiło jak ostatnie strony powieści, w których autorka przedstawia w oryginalny sposób dalsze losy zmarłych, którzy opuścili cmentarz. Nic tylko chwycić się za głowę (pozostanę zwolenniczką chrześcijańskiej wersji nieba).
Jedyna rzecz, która szczerze mnie rozbawiła, i dla której warto było dalej czytać tę książkę, to ogłoszenie zamieszczone w gazecie przez właściciela cmentarza:
"Nie wiesz, co kupić Tacie na Dzień Ojca?
Mamie z okazji Jej święta?
Zastanawiasz się, co kupić swojej drugiej połowie na najbliższą rocznicę?
Brylanty są na całe życie, ale kwatera na cmentarzu na wieczność"
Książkę Fannie Flagg przeczytałam błyskawicznie i równie szybko o niej zapomnę. Nastawiona byłam bardzo pozytywnie, sądziłam, iż ciepła opowieść o ponad stu trzydziestoletniej historii małego miasteczka w Stanach Zjednoczonych nie może mnie rozczarować, zwłaszcza, że napisała ją autorka „Smażonych zielonych pomidorów”. A jednak! Początek był obiecujący i do około...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-23
Mam spory problem z oceną tej książki. Ukazane w książce historie wywołują ogrom współczucia dla kobiet, którym pisząc kolokwialnie, wyprano mózgi. Z drugiej strony, trudno jest sobie wyobrazić jak dwudziestoletnia kobieta, którą doskonale zaznajomiono ze słowami "Mein Kampf" upiera się, że była nieświadoma celów prowadzonej przez Niemców wojny. Jedna z bohaterek wspomina jak była świadkiem traktowania Żydów w Niemczech, po czym przyznaje że nie wierzyła Rosjanom, gdy ci powiedzieli jej jaki los dotknął Żydów na wschodnich terenach. Ignorancja czy celowe wybielanie się? Być może przedstawicielki "aryjskiej" rasy nie mogły pochwalić się logicznym wysnuwaniem wniosków… Niezrozumiały jest dla mnie brak załączonej bibliografii, tak naprawdę nie wiadomo skąd autor czerpał swoje informacje, kilka przypisów zostało naniesionych dopiero za sprawą tłumacza. W wątpliwość należy poddać informacje o uwielbieniu Hitlera do przebieranek w damskie ciuszki (brak na to jasnych dowodów, same informacje mają znamiona sensacyjnych doniesień w stylu Daily Mail)oraz te dotyczące udziału kobiet z BDM w powstaniu warszawskim (miały one walczyć z Rosjanami. Ani słowa jednak o polskich powstańcach). Autor wielokrotnie powołuje się na "jakieś" dowody z brytyjskich archiwów, konkretów jednak nie podaje. Strasznie irytujące są fragmenty, w których Heath przedstawia myśli wodza Trzeciej Rzeszy, nie mając na to, żadnego poparcia dowodowego. Autor od początku wspomina, że głównym posłannictwem kobiet w nazistowskich Niemczech było rodzenie niemieckich dzieci. Żadna jednak z przytoczonych historii tego nie potwierdza, a temat Lebensbornu zostaje przez pisarza kompletnie pominięty, czego nie jestem w stanie zrozumieć. Być może nie było o tym wystarczająco informacji w brytyjskich archiwach ;)
Na koniec swej recenzji pozostawiam to, co skutecznie podniosło mi ciśnienie przy czytaniu tej książki. Mianowicie, Tim Heath uważa, że na wojnie gwałcą wyłącznie sowieci, a brytyjski żołnierz - tutaj cytat: „Nie ma żadnych raportów o udziale żołnierzy brytyjskich w gwałtach na niemieckich dziewczętach lub kobietach. Żołnierz brytyjski był zawsze najbardziej bodaj zdyscyplinowanym żołnierzem na świecie i najczęściej odznaczał się nienaganną postawą moralną”. Mam nadzieję, że ktoś uświadomi szanownego autora, że brak raportów o gwałtach nie jest równoznaczny z tym, że ich nie było, zwłaszcza, iż sam Heath przyznaje na późniejszych stronach, że najczęściej kobiety bały się cokolwiek zgłaszać sanitariuszkom. Dowiadujemy się jednak później, że alianci we Francji nie byli tak kryształowi jak się wydaje, ale autor skupia się wyłącznie na kilku przestępstwach jakich dopuścili się czarnoskórzy żołnierze, przemilczając koszmar tysięcy pozostałych Francuzek. Ciężko jest podchodzić do tej pozycji całkowicie poważnie pod względem historycznym, biorąc pod uwagę liczne błędy autora i ewidentne tworzenie historii, pod z góry założoną tezę. Książka jest jednak warta przeczytania ze względu na wypowiedzi głównych bohaterek tej historii, to ich opowieści ratują tę pozycję. Można się wiele dowiedzieć o życiu dziewczynek i nastolatek w Trzeciej Rzeszy, a także o ich koszmarze po wyzwoleniu Berlina przez wojska sowieckie. Ta książka zyskałaby znacznie więcej, gdyby pozbawić ją niektórych ignoranckich wtrętów samego autora, to „kobiety Hitlera” są jej największym plusem.
Mam spory problem z oceną tej książki. Ukazane w książce historie wywołują ogrom współczucia dla kobiet, którym pisząc kolokwialnie, wyprano mózgi. Z drugiej strony, trudno jest sobie wyobrazić jak dwudziestoletnia kobieta, którą doskonale zaznajomiono ze słowami "Mein Kampf" upiera się, że była nieświadoma celów prowadzonej przez Niemców wojny. Jedna z bohaterek wspomina...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-10
Poprawny, ale przeciętny thriller, bez fajerwerków. Nie do końca rozumiem skąd zachwyty nad tak nieszczególną powieścią. Ta książka nie jest niczym odkrywczym, nie wnosi niczego nowego do gatunku. Ot, historia jakich wiele. Być może moje rozczarowanie wynika z tego, że uległam przyzwoitym ocenom na tym portalu, niestety podczas studiów zdarzało mi się czytać kryminały w przerwach od nauki, by kolokwialnie pisząc, odmóżdżyć się. Doprowadziło to do tego, że obecnie trudno jest mnie czymkolwiek zaskoczyć, jeśli chodzi o ten typ powieści. Tytułowy Szeptacz nie przeraża tak, jak obiecuje wydawca, jest go zdecydowanie za mało. Cała historia jest nieskomplikowana, a bohaterowie mizerni. Ojciec chłopca jest tak antypatyczną postacią, że nie dziwi mnie, iż dziecko wolało spędzać czas na rysowaniu i rozmowie z wyimaginowanymi przyjaciółmi. Wątek romansowy jest zupełnie zbędny, dialogi z „koleżanką” są strasznie drętwe (być może tak romansują wdowcy i samotne matki, tego na szczęście nie wiem). Autor korzystał chyba ze wszystkich dostępnych schematów w tym gatunku, gdyż czytelnik mający za sobą lekturę co najmniej kilku thrillerów nie będzie zaskoczony większością zastosowanych rozwiązań. Kulminacyjny moment, w którym dochodzi do konfrontacji z psychopatą przypomina parodię filmów akcji; nie dowierzałam, że autor potrafi tak zepsuć najważniejszy moment powieści. Brnąc przez trzysta stron książki, czytelnik oczekuje sporej dawki emocji, a otrzymuje politowania godną scenkę, aż nazbyt przeciągniętą. Nie polecam tej pozycji, sądzę że można swój cenny czas przeznaczyć na znacznie ciekawsze powieści z tego gatunku. Najciekawszym ogniwem tej historii jest Jake, czyli syn głównego bohatera, jego wrażliwość do mnie przemówiła. Reszta postaci to kalki i schematy z miliona już wydanych powieści kryminalnych.
Poprawny, ale przeciętny thriller, bez fajerwerków. Nie do końca rozumiem skąd zachwyty nad tak nieszczególną powieścią. Ta książka nie jest niczym odkrywczym, nie wnosi niczego nowego do gatunku. Ot, historia jakich wiele. Być może moje rozczarowanie wynika z tego, że uległam przyzwoitym ocenom na tym portalu, niestety podczas studiów zdarzało mi się czytać kryminały w...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Kobieta w mroku” przypomina scenariusz typowego kryminału klasy B, który ze studia filmowego trafiłby prosto na antenę telewizji Puls. Thriller ten nie zaskakuje niczym, absolutnie niczym! Główna bohaterka zachowuje się jak dziecko we mgle, nie jestem w stanie zrozumieć jak ta osoba była w stanie wychować dwoje dzieci i ich po drodze nie zgubić. Poznajemy wnikliwie historię Sarah, ale ciężko jej współczuć, gdyż bagno w którym się obecnie znajduje, wdepnęła z własnej woli i co najgorsze, jest całkowicie zadowolona ze swej bierności. Zagadka dotycząca domu i tajemniczej przeszłości Patricka jest tak banalna i przewidywalna, że w połowie można przerwać lekturę, ponieważ już zna się zakończenie tej historii. Wszyscy bohaterowie zachowują się irracjonalnie, nie mam pojęcia jak potrafili egzystować pod jednym dachem przez kilkanaście lat. Nastoletnie dzieci Sarah nie ustępują matce jeśli chodzi o ogromne problemy emocjonalne; w jednej chwili kochają ją i się o nią martwią, by za chwilę serdecznie jej nienawidzić i trzymać stronę ojca. Te zmiany są tak gwałtowne, że w niczym nie przypominają typowych nastoletnich huśtawek nastrojów. W powieści nie ma ani jednego pozytywnego bohatera, wszyscy są w jacyś sposób skrzywieni. Rozbawiła mnie scena, w której życzliwy uśmiech ze strony obcego mężczyzny sprawił, że Sarah natychmiast pomyślała o romansie(chwilę wcześniej wspominając jak bardzo kocha męża i ile mu zawdzięcza). To mogła być bardzo dobra historia o toksycznym związku i psychicznej kontroli, ale autorka stworzyła schematycznych bohaterów i historię, która jest kalką tego, co już wielokrotnie napisano. Ta książka nie wnosi niczego nowego do tego gatunku. Mam też wrażenie, że wiele szczegółów z życia Patricka było wysoce nierealnych, jak gdyby autorka stwierdziła, że w kryminale niedorzeczności nikogo nie obejdą. Gratuluję wydawcy umieszczenia w tytule spojlera ważnego dla fabuły, gdyż kobiecych postaci jest w książce jak na lekarstwo i większość czytelników szybko odkryje kim jest tytułowa kobieta w mroku. Zakończenie jest tak banalne, aż zęby bolą. Jeśli ktoś jest rozczarowany lekturą w połowie książki, zalecam ją sobie odpuścić, ponieważ koniec tej historii nie wynagrodzi czytelnikowi zmarnowanego czasu.
„Kobieta w mroku” przypomina scenariusz typowego kryminału klasy B, który ze studia filmowego trafiłby prosto na antenę telewizji Puls. Thriller ten nie zaskakuje niczym, absolutnie niczym! Główna bohaterka zachowuje się jak dziecko we mgle, nie jestem w stanie zrozumieć jak ta osoba była w stanie wychować dwoje dzieci i ich po drodze nie zgubić. Poznajemy wnikliwie...
więcej Pokaż mimo to