-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1184
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać433
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Jest w "Chłopach" postać trzeciego planu, która w mojej pamięci się nie zaciera. A w tuziny idą już lata, które dzielą mnie od lektury. Nie Jagna, nie Boryna, ani Żyd z knajpy. Babinka to jest, która marzyła o miejscu, gdzie pięknie mogłaby zemrzeć. Na zimę, by nie być ciężarem, ruszała na żebry. Żywota jednak dopełnić chciała w kącie znajomym. Człowiek zwykle "walczy o swoje", "domaga się", "żąda więcej". Wtedy i teraz. I w zasadzie to chyba słusznie. Ale jakoś to pięknie, inaczej, gdy widzę Agatę, taką bez pretensji, spokojną, z kijem, na którym się wspiera cierpliwie, ale nie chce nim świata zawracać.
Zasługuje na nobla autor, który - w tłumie literacko tłustych bohaterów - potrafi w tle zarysować postać, zapadającą w pamięć na lata.
Jest w "Chłopach" postać trzeciego planu, która w mojej pamięci się nie zaciera. A w tuziny idą już lata, które dzielą mnie od lektury. Nie Jagna, nie Boryna, ani Żyd z knajpy. Babinka to jest, która marzyła o miejscu, gdzie pięknie mogłaby zemrzeć. Na zimę, by nie być ciężarem, ruszała na żebry. Żywota jednak dopełnić chciała w kącie znajomym. Człowiek zwykle "walczy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pragnę, aby Mann napisał mi więcej. Aby góra urosła. Abym miał jeszcze Czas.
Czarodziejska góra pokryta jest dla mnie labiryntem, w którym pogubił się Czas. Pan Czas. Ot tak, wpadł i nie może wyjść. Traci czas, szukając. Żadnej akcji, żadnej sprawy. Mrzonki typu: "muszę coś zrobić", "czy zdążę i kiedy". My wszyscy "musimy coś zrobić". Kiedyś. A to jest takie miałkie. Bo i tak rządzi Pan Czas. Tylko Mann go oszukał. Zamknął w labiryncie.
Jedna z najlepszych książek, jakie czytałem o sobie. Tej historii w zasadzie nie czyta się po to, żeby wiedzieć co tam z bohaterem. To sprawa drugorzędna. Jego losy dyndają czytelnikowi. Czyta się, by siebie umieścić w czasie. Czy żyję, a mija świat, czy świat stoi, a moje życie mija? Położyć, ten swój czas, na stole, i rzec: "Mój Panie Czasie, mam cię!" Zdążę na czas?
Pragnę, aby Mann napisał mi więcej. Aby góra urosła. Abym miał jeszcze Czas.
Czarodziejska góra pokryta jest dla mnie labiryntem, w którym pogubił się Czas. Pan Czas. Ot tak, wpadł i nie może wyjść. Traci czas, szukając. Żadnej akcji, żadnej sprawy. Mrzonki typu: "muszę coś zrobić", "czy zdążę i kiedy". My wszyscy "musimy coś zrobić". Kiedyś. A to jest takie miałkie. Bo i...
Rzecz o młodym chłopcu, który z frontu przyjeżdża do domu. Na chwilę. I nagle nie wie, co się dzieje wokół. Nic nie pojmuje. Nigdzie nie pasuje. Jest, ale nie jest.
Dałem trzy zdania streszczenia. Nie wiem, jak oddać tony emocji, które szarpały mną, gdy czytałem. Jak skreślić karykaturę i bezsens straconej młodości. Pytam siebie, jak Niemiec może tak o wojnie pisać? Już wiem. Remarque to nie jest Niemiec. A ja nie jestem Polak. Jesteśmy ludźmi. Przede wszystkim ludźmi.
Jedna z książek, która mnie modelowała. Nie tylko obrazem wojny. Spojrzeniem na miłość, przyjaźń. Samotnością. Uczyła mnie cenić życie. Spokojną ulicę, kobietę u boku, dotknięcie policzka. Bez strachu, że czas wracać na front.
Rzecz o młodym chłopcu, który z frontu przyjeżdża do domu. Na chwilę. I nagle nie wie, co się dzieje wokół. Nic nie pojmuje. Nigdzie nie pasuje. Jest, ale nie jest.
Dałem trzy zdania streszczenia. Nie wiem, jak oddać tony emocji, które szarpały mną, gdy czytałem. Jak skreślić karykaturę i bezsens straconej młodości. Pytam siebie, jak Niemiec może tak o wojnie pisać? Już...
Wśród takich idiotów chciałoby się pożyć. Spotkany w pociągu. Myszkin. Okręt samotny, prawy i uczciwy. Kanciasto od reszty odmienny. Nie jest z nim łatwo. Falą, po której płynie, są petersburskie salony.
Szkic psychologiczny jednostki to wizja. Nie jest realny. Szkic społeczeństwa - jak najbardziej tak. Kopalnia myśli, postaw, poglądów. Dyskusje jak wrzątek, a w nich polityka, taka co żyje. Ma kształt i miarę. Rozsiadła się między bohaterami, jak dama. Miłość, nienawiść, nieokiełznane emocje. Wzlot jeszcze czy już maskowany upadek?
I najpiękniejsze. Żadnej w kochaniu kontroli. Widzę słowiański rys w tworzeniu prądów sercowych. Nastazja w szalonym rajdzie przez miasto. Tej sceny nie umiem zapomnieć. W głowie szum. I boli. Ależ gratka. Ależ uczta.
Wśród takich idiotów chciałoby się pożyć. Spotkany w pociągu. Myszkin. Okręt samotny, prawy i uczciwy. Kanciasto od reszty odmienny. Nie jest z nim łatwo. Falą, po której płynie, są petersburskie salony.
Szkic psychologiczny jednostki to wizja. Nie jest realny. Szkic społeczeństwa - jak najbardziej tak. Kopalnia myśli, postaw, poglądów. Dyskusje jak wrzątek, a w nich...
Obudziłem się. Najpierw ze snu. Czwarta w nocy. Zobaczyłem w sobie fragment z książki. O człowieku, który jest niby drzewo. To, co w życiu zdobył, to liście. Kariera, pozycja, przychówek, playstation. Wszystko liście. A kiedy jesień zagląda, i śmierć chce zostawić awizo, zostaje tylko człowiek. Liście opadają. Już nie inżynier, magister. Zostaje człowiek.
Takich fragmentów są tu dziesiątki. Czy ja mam nie spać przez cały miesiąc? Przeczytałem, to o drzewie, wczoraj. Jeszcze nawet w połowie nie jestem. Poczułem jednak, że muszę to napisać. Że mogę już dzieło ocenić. Bo słowa Myśliwskiego budzą mnie nie tylko z tego snu pod kołdrą. Także z tego na jawie. Ja wiem, że dalej będzie równie przeszywająco. Prawdziwie. Oszlifowane. Bo to jest mistrz łuskania spraw najważniejszych.
Obudziłem się. Najpierw ze snu. Czwarta w nocy. Zobaczyłem w sobie fragment z książki. O człowieku, który jest niby drzewo. To, co w życiu zdobył, to liście. Kariera, pozycja, przychówek, playstation. Wszystko liście. A kiedy jesień zagląda, i śmierć chce zostawić awizo, zostaje tylko człowiek. Liście opadają. Już nie inżynier, magister. Zostaje człowiek.
Takich fragmentów...
A oni rosną. Z każdą stroną. Jeszcze w pierwszych rozdziałach tak nie wygląda, ale z każdym słowem, rosną. Wrzynają się w sen. To najpierw, przyśnił mi się Adam. Wrzynają się w życie. To chwilę później - pewną kobietę, z mojego życia, porównałem do żony Adama. Cathy. Wrzynają się w system wartości. Liza, jak nie trawię religijnego fanatyzmu, tak ją po prostu lubię.
Książka jest jak dziesięć przykazań. Czy jesteś dobry? Czy jesteś zły? Czy wiesz, kim jesteś? Mistrzostwo. Żadne tam pisanie - to obrazy. Arcydzieła.
Wracałem dziś, nocą, z wizyty u Ojca. Żona prowadziła. Przysypiała - trzeba było "gadać z kierowcą". Co czytasz ostatnio? Słońce, to jeden z tych nielicznych, którzy prostym językiem zmieniają duszę. Spojrzała na mnie jak na widmo. Że niby mnie już nie da się zmienić? A ja, po tej książce, jestem inny. Lepszy. Serio.
A oni rosną. Z każdą stroną. Jeszcze w pierwszych rozdziałach tak nie wygląda, ale z każdym słowem, rosną. Wrzynają się w sen. To najpierw, przyśnił mi się Adam. Wrzynają się w życie. To chwilę później - pewną kobietę, z mojego życia, porównałem do żony Adama. Cathy. Wrzynają się w system wartości. Liza, jak nie trawię religijnego fanatyzmu, tak ją po prostu lubię.
Książka...
Obudziłem się kiedyś z myślą, że jestem oszustem. Że oto bliscy wiedzą o mnie to czy tamto, bo gram, nie znają wszak prawdy. Znając ją byliby przerażeni. Słysząc czego pragnę, czym jestem nienasycony, przeżyliby wstrząs. Czułem się z tym podle. W tym okresie życia spotkałem Witkacego. Może chwilę za późno, niemniej jednak mi pomógł. Nie wyleczył, rzecz oczywista, moich chorych pragnień, uzmysłowił jednak, że nie tylko ja miewam takowe.
Mistrz szokuje, bo zdziera warstwy ochronne z człowieka. Ja się nie odważę pokazać siebie bez ochronki, dlatego nadal "będę lubiany", ale nigdy całkiem sobą. Zostanę kłamcą w warstwie "pragnień najgłębszych". Coś za coś. Wiem jednak, że ludzie obok, także dławią nienasycone pragnienia, o których nie mówią. Bo niewielu jest Witkacych na świecie.
Obudziłem się kiedyś z myślą, że jestem oszustem. Że oto bliscy wiedzą o mnie to czy tamto, bo gram, nie znają wszak prawdy. Znając ją byliby przerażeni. Słysząc czego pragnę, czym jestem nienasycony, przeżyliby wstrząs. Czułem się z tym podle. W tym okresie życia spotkałem Witkacego. Może chwilę za późno, niemniej jednak mi pomógł. Nie wyleczył, rzecz oczywista, moich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ogłusza. Zostawia ze wzrokiem w horyzont utkwionym. Mówią, że to opowieść o miłości. O samotności i o szczęściu trochę. A o nieszczęściu dużo. O tym, że wojna zabiera. Wszystko prawda. Dla mnie to jednak hymn dla rozmowy. Dla słowa. Dla dwojga ludzi, którzy mówią do siebie. Nawet wtedy, gdy słychać tylko jedną stronę.
Słowa. Są pożegnaniem i szansą. Gruzowiskiem i otwarciem. Może ułudą. Znikaniem. Drwiną z wojny. Drogą do innego świata. Ostatnim tchnieniem.
Zdarzyło się pewnej nocy w Lizbonie. Zdarzyła się rozmowa. Kilka godzin małego życia. Ze swoją dynamiką, dramatem. Prawdziwa rozmowa to piękna forma łączności. Niedoceniana. Odłożona do kąta. Rzadko dziś używana.
Ogłusza. Zostawia ze wzrokiem w horyzont utkwionym. Mówią, że to opowieść o miłości. O samotności i o szczęściu trochę. A o nieszczęściu dużo. O tym, że wojna zabiera. Wszystko prawda. Dla mnie to jednak hymn dla rozmowy. Dla słowa. Dla dwojga ludzi, którzy mówią do siebie. Nawet wtedy, gdy słychać tylko jedną stronę.
Słowa. Są pożegnaniem i szansą. Gruzowiskiem i...
Gdy czynię źle, śni mi się polna droga. Złoto. Śnię, że się ukrywam, ubrany za galernika. Gdy kogoś zawiodę, śnię karczmę. Karczmarz i kobieta. Nie są to dobrzy ludzie.
Ktoś wrażliwszy ode mnie powiedział: czytaj synu. Gdy dorośniesz. Nie wcześniej. Czytałem więc, wciąż za wcześnie. Przemokłem głęboko, nieodwracalnie. Gdybym czytał dziś, mając skorupę, dobro i piękno by mnie nie objęły. Nie śniłbym galernika i karczmy. Broniłby mnie przed pięknem twardy pokrowiec dorosłości. Wtedy byłem bezbronny. Przemokłem Nędznikiem od Hugo. Jego rozmową z wyrzutem sumienia. Nie pozwoliła zasnąć do rana. Ni jemu, ni mnie. Chroniliśmy się parasolem, rozłożonym niewinnością Kozety.
Dobro i piękno. Banalne, prawda? Dziękuję, wrażliwsza ode mnie osobo. Broń piękna i dobra. Wspólnie z Hugo. Tam.
Gdy czynię źle, śni mi się polna droga. Złoto. Śnię, że się ukrywam, ubrany za galernika. Gdy kogoś zawiodę, śnię karczmę. Karczmarz i kobieta. Nie są to dobrzy ludzie.
Ktoś wrażliwszy ode mnie powiedział: czytaj synu. Gdy dorośniesz. Nie wcześniej. Czytałem więc, wciąż za wcześnie. Przemokłem głęboko, nieodwracalnie. Gdybym czytał dziś, mając skorupę, dobro i piękno by...
Przejmująca nad wyraz. W zasadzie ciężka, dołująca - a mnie Sołżenicyn zostawia w stanie fascynacji życiem. Pisze tak, że mimo idiotyzmów komuny, chce się żyć. Tematem zawsze człowiek. Pogubiony, bezsilny, zgnieciony przez chorobę. I ciała, i państwa. Wart kochania, choćby dlatego, że nie chce umierać, że tak wdzięcznie i naiwnie oszukuje samego siebie. Scena, gdy pacjent radosny - bo wypisują. Nieświadomy, że na umieranie. Właśnie, sceny! Urzeka mnie sposób budowania sytuacji i dialogów. Prosto, lekko, a jakże celnie i głęboko sięga. Dotknięta każda końcówka nerwu. Bez wysiłku, Sołżenicyn jak wirtuoz grający na tym, co we mnie wrażliwe. Rozmowa młodego, dobrego chłopaka, z "wyrachowaną" dziewczyną. Oboje piękni w bezsilności, w głodzie miłości. Pozach. Miód. Człowiek jest wszystkim.
Przejmująca nad wyraz. W zasadzie ciężka, dołująca - a mnie Sołżenicyn zostawia w stanie fascynacji życiem. Pisze tak, że mimo idiotyzmów komuny, chce się żyć. Tematem zawsze człowiek. Pogubiony, bezsilny, zgnieciony przez chorobę. I ciała, i państwa. Wart kochania, choćby dlatego, że nie chce umierać, że tak wdzięcznie i naiwnie oszukuje samego siebie. Scena, gdy pacjent...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
To nie jest tak, że kiedy jest się starym, to łatwiej coś powiedzieć. Bo niby "się wie". Ma się, tak zwane, doświadczenie. Owszem, wtedy ma się milion do powiedzenia, ale się zatraciło język z młodymi. Krzyczy się do nich, i nawet słyszą, ale nie rozumieją. Stary człowiek wie. Ale nie wie, jak to powiedzieć. Jest niewielu takich, którzy zachowali siłę. Nie tylko aby pamiętać, ale także, aby przekazać.
Myśliwski wyszarpał ze mnie ból, który dopiero się rodzi. Powtarzam sobie, ty jeszcze młody, ta "starość" to jeszcze. Paradoksalnie, po tej książce, chcę być wcześniej stary. Zdążę wtedy tę starość przeżyć. Poczuć. Będąc jeszcze w miarę młodym.
Wielka opowieść. Wspomnienie, ból, afirmacja. Scena na cmentarzu godna największych. Kłaniam się Panu. Kłaniam się w pas.
To nie jest tak, że kiedy jest się starym, to łatwiej coś powiedzieć. Bo niby "się wie". Ma się, tak zwane, doświadczenie. Owszem, wtedy ma się milion do powiedzenia, ale się zatraciło język z młodymi. Krzyczy się do nich, i nawet słyszą, ale nie rozumieją. Stary człowiek wie. Ale nie wie, jak to powiedzieć. Jest niewielu takich, którzy zachowali siłę. Nie tylko aby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSą chwile, które nazywam "wit-czas". Opowiadasz u psychologa siebie, z nadzieją, a on zasypia. Dziabie cię w łydkę, z zaskoczenia, własny pies, którego lata temu ratowałeś ze schroniska. I najgorsze. Postanawiasz zmienić życie. Kreślisz plan, precyzyjnie, detale, jak to będziesz się naprawiał. Po tygodniu widzisz, że to idiotyczne. Już chcesz rozkładać schodki na poddasze, by śmierci w objęcia skoczyć (z najwyższego punktu w domu), a tu... Witkacy. Z początku nieśmiało, po chwili już toniesz w jego skrzywieniu. Delektujesz się czytając, jak szarga ideały miłości, krystaliczne charaktery, nieskazitelną wiarę. Szarga na strzępy, lecą wióry, a ty wiesz, że jest dobrze. Odpuszcza ci cała spinka. Luzują się mięśnie. Satyra wykrzywia ci gębę. Plan? Jaki plan? Nie ma planu na życie.
Są chwile, które nazywam "wit-czas". Opowiadasz u psychologa siebie, z nadzieją, a on zasypia. Dziabie cię w łydkę, z zaskoczenia, własny pies, którego lata temu ratowałeś ze schroniska. I najgorsze. Postanawiasz zmienić życie. Kreślisz plan, precyzyjnie, detale, jak to będziesz się naprawiał. Po tygodniu widzisz, że to idiotyczne. Już chcesz rozkładać schodki na poddasze,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Puk, Puk. Kto tam? To My. Ma Pan proces. Za co? A to my nie wiemy. Kto wie? Nieważne. Proces już trwa. Jest. Byt odrębny. Zostanie z Panem na zawsze.
Czytając zrozumiałem, że piórem można zmienić gęstość powietrza. Stworzyć absurd idealny. Józef K. szuka ratunku przed irracjonalnym procesem. U malarza, w groteskowym sądzie na poddaszu, w katedrze, przy łóżku chorego prawnika. Te sceny modelowały moją osobowość.
Wiem, że fascynacja "Procesem" nie jest - delikatnie mówiąc - zbyt powszechna. Rozmowy o tej książce to setki godzin w moim dusznym gabinecie na półpiętrze. Przyjaciele do dziś witają mnie tekstem: "stary błagam, tylko nie Kafka". A ja uwielbiam ten klimat. Czuję go. Wiem, co "autor miał na myśli". A gęste opary absurdu dookoła widzę każdego dnia.
Puk, Puk. Kto tam? To My. Ma Pan proces. Za co? A to my nie wiemy. Kto wie? Nieważne. Proces już trwa. Jest. Byt odrębny. Zostanie z Panem na zawsze.
Czytając zrozumiałem, że piórem można zmienić gęstość powietrza. Stworzyć absurd idealny. Józef K. szuka ratunku przed irracjonalnym procesem. U malarza, w groteskowym sądzie na poddaszu, w katedrze, przy łóżku chorego...
Tak sobie myślę, gdyby proboszcz czytał na mszy "Quo Vadis", zamiast listu biskupa, zacząłbym go odwiedzać. Jesienią chodziłbym na wieczorną posłuchać o Chilonie. Moja postać wybrana. Mój cierń i ulga zarazem. Idąc do kościoła, szur szur po wrześniowych liściach, rozważałbym, kto będzie moim Glaukusem? Kto mnie obudzi? Latem jechałbym na poranną rowerem. Rano mało ludzi, rozmawiałbym, z proboszczem rzecz jasna, o Eunice. Bohaterce, która jak żadna lśni dla mnie ideałem kobiety. Przy okazji i ksiądz by się czegoś nauczył o płci nadobnej, której wszak - ze względów wiadomych - znać nie może. A wiosną, może nawet w takt majowej pieśni, analizowałbym zachowanie Nerona. Ten genialnie ukrył w sobie dobro, które przecież w nim także gdzieś było. Sienkiewicz. Mistrz kreowania postaci.
Tak sobie myślę, gdyby proboszcz czytał na mszy "Quo Vadis", zamiast listu biskupa, zacząłbym go odwiedzać. Jesienią chodziłbym na wieczorną posłuchać o Chilonie. Moja postać wybrana. Mój cierń i ulga zarazem. Idąc do kościoła, szur szur po wrześniowych liściach, rozważałbym, kto będzie moim Glaukusem? Kto mnie obudzi? Latem jechałbym na poranną rowerem. Rano mało ludzi,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Powtarzam: to nie jest rzecz o ustroju totalitarnym. Może ciut, odrobinkę. To wstrząs dotyczący istoty człowieczeństwa. Potrzeby kochania drugiej osoby. Potrzeby z nią rozmowy. Bez względu na okoliczności, strach, brak perspektyw. Bez względu na ustrój i karę.
Książka - paradoks. Czytam, że jednostki nie ma, a człowiek przesłania tu wszystko. Szary, piękny człowiek. Tyrania oszukana. Oszukane zmysły czytającego. I Wielki Brat oszukany. Skrajna zbiorowość opisana tak, że pamiętam tylko człowieka. Jego odrębność. Indywidualną walkę.
Zabija mnie zakończenie. Zabiłoby po stokroć, gdyby nie promień, którym Orwell żarzy przez całą opowieść. Jego rodak - niejaki John Lennon - wyśpiewa to samo dwadzieścia lat później. Wszystkim czego potrzebujesz jest Miłość. Duet Orwell/Lennon. Przechodzą mnie ciarki.
Powtarzam: to nie jest rzecz o ustroju totalitarnym. Może ciut, odrobinkę. To wstrząs dotyczący istoty człowieczeństwa. Potrzeby kochania drugiej osoby. Potrzeby z nią rozmowy. Bez względu na okoliczności, strach, brak perspektyw. Bez względu na ustrój i karę.
Książka - paradoks. Czytam, że jednostki nie ma, a człowiek przesłania tu wszystko. Szary, piękny człowiek. Tyrania...
Jeżeli ktoś zamierza przeczytać, niech to poważnie przemyśli. Jest tyle przyjemnych rzeczy na świecie. Do zrobienia. Można, przykładowo, zrobić latawiec, popuszczać. Można zrobić wycieczkę. Do Jaskini Raj. Po cóż, czytając, wystawiać się na ból egzystencji?
Schulz to paradoks. Boli, a jest przyjemnie. Im bardziej boli, tym większy odlot. Jest garstka ludzi lubiących dłubać w ranie. Czytają i dłubią. Taka konstrukcja. Nie do naśladowania.
Ja nie lubię puszczać latawców. Ja lubię Schulza. Do takich książek nie da się "zachęcić". To proza tak powyginana, że nie przekonasz nikogo. Jeśli mu te wygięcia spasują - będzie zarywał noce. Brał "urlop na czytanie". Zatracał się w oparach wyobraźni. Dłubał w każdym zdaniu. Jeśli nie spasują - niech popuszcza latawce. Będzie zdrowszy.
Jeżeli ktoś zamierza przeczytać, niech to poważnie przemyśli. Jest tyle przyjemnych rzeczy na świecie. Do zrobienia. Można, przykładowo, zrobić latawiec, popuszczać. Można zrobić wycieczkę. Do Jaskini Raj. Po cóż, czytając, wystawiać się na ból egzystencji?
Schulz to paradoks. Boli, a jest przyjemnie. Im bardziej boli, tym większy odlot. Jest garstka ludzi lubiących dłubać...
O tak. Tak mi czyń. I jeszcze dalej tak. Bo Kafkę w polskim wydaniu czytać mogę bez końca. Gnać wyobraźnię, choć krzyczy "mój właścicielu - tu jest granica!" Tak krzyczy. "Już nie dam rady!" O moja wyobraźnio bez wiary w swe moce. Dasz radę. Trzeba ci jeno Schulza.
Coś dla mnie. Książka bez limitu. Jest jak wzór, gdzie można podstawić wiele. Tęsknotę, lęk, dzieciństwo. Wszystko pasuje. Spotkanie snu, mary i wizji. Wspomnienia to, czy marzenia? Hołd ojcu i miastu, czy parodia okrutna? Przestroga, że nadchodzi duszne i mroczne? Z tą książką można bez końca. Dlaczego dopiero teraz odkrywam?
Oszałamiają mnie obrazy. Język najpiękniejszy z pięknych. Znalazłem tu ocean głęboki. Jest tylko problem jeden - "Cynamonowe" wypada czytać, gdy oczy zamknięte. Ot, taki szkopuł.
O tak. Tak mi czyń. I jeszcze dalej tak. Bo Kafkę w polskim wydaniu czytać mogę bez końca. Gnać wyobraźnię, choć krzyczy "mój właścicielu - tu jest granica!" Tak krzyczy. "Już nie dam rady!" O moja wyobraźnio bez wiary w swe moce. Dasz radę. Trzeba ci jeno Schulza.
Coś dla mnie. Książka bez limitu. Jest jak wzór, gdzie można podstawić wiele. Tęsknotę, lęk, dzieciństwo....
Kiedy ma się lat siedemnaście, życie to szeroka droga. Na końcu widać słońce. Kiedy stojąc na tej drodze czytałem Towarzyszy po raz pierwszy, byłem młodzieńczo pewny, za co oddać życie. Za dziewczynę, którą kocham, i za prawdziwych przyjaciół.
Kiedy czytałem ponownie, mając lat wpół do trzydzieści, wiedziałem, że życia za nic nie oddam. Szybowałem przekonany o nieśmiertelności. Książka, choć nadal wielka, wydała się dawno oswojona. Życie tak wtedy wirowało, że nawet ona nie mogła zawrócić karuzeli.
Trzecie spotkanie. Odkryłem, że znów mam więcej wspólnego ze sobą smarkatym. A do książki będę wracał. Kiedy oślepnę - poproszę dzieci, by głośno czytały.
Remarque pisze o miłości i o przyjaźni. Za które warto umierać. A jeszcze lepiej - żyć dla nich.
Kiedy ma się lat siedemnaście, życie to szeroka droga. Na końcu widać słońce. Kiedy stojąc na tej drodze czytałem Towarzyszy po raz pierwszy, byłem młodzieńczo pewny, za co oddać życie. Za dziewczynę, którą kocham, i za prawdziwych przyjaciół.
Kiedy czytałem ponownie, mając lat wpół do trzydzieści, wiedziałem, że życia za nic nie oddam. Szybowałem przekonany o...
Noc sprzyja, by pisać o książkach, które nie pasują. Uwierają kształtem ciosanym z fascynującą manierą. Bolą i pieką. Burzą postrzeganie świata, zostawiając czytającego rozdartym i bezbronnym. Noc sprzyja, by pisać o "Tworkach".
Drapieżna okupacja i oaza szpitala psychiatrycznego. Pozorny spokój nawet nie udaje, że będzie dobrze. Ciąży każdy gest, nie patrząc, że życie rwie się do krótkiego rozkwitu. Gdy młodzi spacerują, czerwieniąc się na pierwszą miłostkę. Zwiewni, efemeryczni. Jakby wiedzieli, że chwila gdy zmiażdży ich walec historii, już trwa. Jakby słyszeli pomruk złowrogi. Jakby czuli, zmysłem wariata, co tam się będzie ruszać, na gałęzi drzewa przy torach.
Proza subtelna jak wiersz. Literacka chimera, przez którą nie śpi się w nocy. Ja nie śpię.
Noc sprzyja, by pisać o książkach, które nie pasują. Uwierają kształtem ciosanym z fascynującą manierą. Bolą i pieką. Burzą postrzeganie świata, zostawiając czytającego rozdartym i bezbronnym. Noc sprzyja, by pisać o "Tworkach".
Drapieżna okupacja i oaza szpitala psychiatrycznego. Pozorny spokój nawet nie udaje, że będzie dobrze. Ciąży każdy gest, nie patrząc, że życie rwie...
Miewam myśl straszną. Że wszystko już było. Skomponowano każdą nutę. Wyrażono słowem każdą emocję. To, co powstaje, to tylko powielenie. Ludzkość wyczerpała ilość artystycznych kombinacji. Zazdroszczę wtedy wściekle żyjącym w czasach Hugo, Kafki czy Witkacego. Dlaczego mam mieć gorzej? I szukam, nerwowo, chaotycznie, ta książka, nie, bo autor udaje, może ta, nie, bo banał i poza. Żona biegnie z melisą ale to nie pomaga.
Spokój nadchodzi nagle. Jednak. Uff. Coś prawdziwie nowego. Świat kreowany, nie kopiowany. Genialne są "Chochoły". I nie idzie tu o gondole w Krakowie. To nic nie wnosi. Idzie o fantastyczny szkic emocjonalnej destrukcji bohatera. Idzie o odważny zabieg artystyczny, nie wiem jak się fachowo nazywa, zestawienie obok: czucia człowieka i "czucia budynku". Mega.
Miewam myśl straszną. Że wszystko już było. Skomponowano każdą nutę. Wyrażono słowem każdą emocję. To, co powstaje, to tylko powielenie. Ludzkość wyczerpała ilość artystycznych kombinacji. Zazdroszczę wtedy wściekle żyjącym w czasach Hugo, Kafki czy Witkacego. Dlaczego mam mieć gorzej? I szukam, nerwowo, chaotycznie, ta książka, nie, bo autor udaje, może ta, nie, bo banał i...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to