-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać83
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
-
ArtykułyNowe „Książki. Magazyn do Czytania”. Porachunki z Sienkiewiczem i jak Fleming wymyślił BondaKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyKrólowa z trudną przeszłościąmalineczka740
Biblioteczka
2021-04-15
2019-10-11
2019-10-11
2019-09-24
2019-09-03
2019-05-13
2019-04-23
Całkowicie zgadzam się z Marie Kondo w sprawie odrzucania rzeczy. Zamiast wymyślać przeróżne sposoby na ich zmagazynowanie, czas spojrzeć prawdzie w oczy, wziąć swoje przedmioty w dłonie i pozwolić odejść temu co swoje zadanie wykonało.
Mam jednak kilka zastrzeżeń. Metoda KonMari jest nagłośniona ale wielu osobom wcale nie zrewolucjonizuje życia, ponieważ wszystko to już znamy i wielu ludzi tak organizuje swoje rzeczy. Jest to logiczne i płynie z rozsądku i obserwacji. Marie Kondo dodała do tego swoją filozofię, ożywiła skarpetki, tchnęła w dom duszę. Moim zdaniem jest to nowa odsłona prawd starych jak świat. Przeczytanie tej książki pomogło mi poradzić sobie z kilkoma „trudnymi” elementami w domu, ale nie ona pierwsza wpadła na pudełka, wyrzucanie, przechowywanie w pionie i sprzątanie kategoriami.
Za co tak niska ocena? Nie mogę przeboleć jak bezrefleksyjnie autorka podchodzi do ilości wyprodukowanych śmieci. Rozumiem, że trzeba się czegoś szybko pozbyć, inaczej znowu przedmiot zostanie wciągnięty przez dom ... jednak mówimy tu o potwornych ilościach odpadów, a ani razu nie padło słowo „przekazać”, „odsprzedać”, „darować”. Rozumiem, że Pani Kondo wytłumaczyła, dlaczego nie wciskamy przedmiotów bliskim, jak najbardziej się zgadzam! Ale jest masa miejsc, które przejmą nasze sprzęty, ubrania, książki, zabawki, naczynia, akcesoria itp. Na świecie nie istnieje tylko nasz mały domeczek. Gdyby każdy z nas na raz wyrzucił, tak po prostu, 30 worków śmieci ... może warto byłoby swoich czytelników uświadomić? Przesortować to co wyrzucamy i co tylko się da, przekazać tym, którzy tego potrzebują. Widziałam serial Netflix, o podobnej nazwie. Poza ciuchami mało co zostaje przekazane do jakiejś organizacji, a nawet punktu recyklingu. Wielki misz masz, ogromne ilości worków na śmieci ... ale co z tego? Przecież nasz dom odetchnął. Mam tylko nadzieję, że Ci ludzie rzeczywiście przestali się zagracać i nie puszczą w obieg kolejnych worków.
Magia sprzątania to baśniowa otoczka. Jedyną nowością jest dla mnie kryterium „szczęścia”. Przetestowałam. Sprawdza się. Za to jedno mogę Marii podziękować. Cała reszta to po prostu dobrze opracowana metoda, która zebrała razem rozsądne i działające metody.
Całkowicie zgadzam się z Marie Kondo w sprawie odrzucania rzeczy. Zamiast wymyślać przeróżne sposoby na ich zmagazynowanie, czas spojrzeć prawdzie w oczy, wziąć swoje przedmioty w dłonie i pozwolić odejść temu co swoje zadanie wykonało.
Mam jednak kilka zastrzeżeń. Metoda KonMari jest nagłośniona ale wielu osobom wcale nie zrewolucjonizuje życia, ponieważ wszystko to już...
2019-04-19
2019-03-23
2019-02-05
Trzeba przyznać, że książka różniła się (zwłaszcza przy końcu) od japońskiej wersji Miyazakiego. Choć spotkałam się z wieloma niezadowolonymi głosami, dla mnie ta odmiana zadziałała na duży plus. Nie czułam się jakbym czytała transkrypcję anime. Każdy z autorów wniósł w swoją opowieść ważne dla niego elementy, a także poprzestawiał charaktery bohaterów. Animacja była bardzo baśniowa, pozostawiała wiele wątków niewytłumaczonych, miała mocny wydźwięk antywojenny, a jej bohaterowie, zwłaszcza Hauru, przejawiał efemeryczną naturę. Tak naprawdę o jego przywarach dowiadujemy się z dalszego planu, a sam uwidacznia je głównie w scenie rozmowy w jego pokoju.
Książka przedstawia nam natomiast całe spektrum bohaterów, na których film nie miał czasu. Są to barwne postaci, o ciekawych osobowościach. Hauru to leń, podrywacz i samolub, choć nie brak mu uroku, któremu ciężko się oprzeć. Sophie, która początkowo przyjmuje swój los dość pasywnie, rozwija się, odkrywa swój charakter, potrzeby i uczucia. Uwielbiam książkowego Kalcyfera i konflikt z Wiedźmą z Pustkowia. Magia natomiast została przedstawiona bardzo zgrabnie, choć bez wgłębiania się w zasady jej działania itp. Sama historia skradła moje serce, w obu wydaniach.
Co mi nie pasowało? Fabuła jest dość prosta, magiczna ale raczej oczywista. Choć niektóre rozwiązania fabularne nawet mnie zaskoczyły, to sam opis był raczej ubogi. Suchy. Nie wiem czy to wina tłumaczenia czy taki jest styl autorki (z chęcią skuszę się na angielską wersję) ale zdania są krótkie i zdawkowe. Może przez to mniej było chemii z czytelnikiem? Nie narzekam natomiast na relację Sophie i Hauru. Gdy czyta się między wierszami, można zauważyć, że ich uczucie nie pojawiło się tak nagle, na potrzeby historii.
Podsumowując, książka wypadła lepiej w ciągu przyczynowo-skutkowym. Niestety dynamika była nierówno rozłożona. Ładnie poprowadzony i wciagajacy początek przechodzi w rozbudowaną intrygę, łączącą ze sobą wielu bohaterów i ich wątki w praktycznie dziewiętnastu rozdziałach. Wszystko to zamykają dwa ostatnie rozdziały, w których lawinowo wyjaśniono każdy z nich. Wszystko się domyka ale szybko, bardzo szybko. Tak jakby autorce ktoś nagle nałożył limit stron. Wydaje mi się, że był to zbyt mocny zryw w porównaniu do dotychczasowej narracji. Finałowi brakło przez to mocy.
Zarówno książka jak i animacja mają swoje mankamenty. Pod względem artystycznym nadal skłaniam się w kierunku anime. Tam ciężar opowieści jest większy. Jednak historia ma sporo luk. Książka ładnie je uzupełnia. Osobiście wezmę to co najlepsze z obu i pozostanę przy stwierdzeniu, że Hauru pożarł moje serce ;)
Trzeba przyznać, że książka różniła się (zwłaszcza przy końcu) od japońskiej wersji Miyazakiego. Choć spotkałam się z wieloma niezadowolonymi głosami, dla mnie ta odmiana zadziałała na duży plus. Nie czułam się jakbym czytała transkrypcję anime. Każdy z autorów wniósł w swoją opowieść ważne dla niego elementy, a także poprzestawiał charaktery bohaterów. Animacja była bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-31
2019-01-23
2017-10-21
2017-08-20
2017-07-27
Początkowo książka mnie zachwycała, niestety wypaliłam się gdzieś w połowie. Nie uważam aby była to powieść zła, niestety nie dla mnie. Należę do grupy osób, która jednego wieczora widzi problem bez możliwości rozwiązania, wypłakuje sobie oczy i zajada słodkości, tylko po to aby rano spojrzeć na problem pod innym kątem i znaleźć na niego kilka sposobów. Pomimo ogromnej sympatii dla Pana Perdu nie mogłam zdzierżyć książkowej atmosfery. Czasami każdy z nas czuje się opity pięknem przyrody, zachwycony ludźmi, przygodą i wolnością. Dla mnie jednak wszech panujący artyzm był przytłaczający. Przerost formy nad treścią. Niestety. Potrafię jednak zrozumieć zachwyt innych czytelników nad tą książką. To dobre lekarstwo, po prostu nie na moją chorobę. Myślę, że Jean by zrozumiał.
Początkowo książka mnie zachwycała, niestety wypaliłam się gdzieś w połowie. Nie uważam aby była to powieść zła, niestety nie dla mnie. Należę do grupy osób, która jednego wieczora widzi problem bez możliwości rozwiązania, wypłakuje sobie oczy i zajada słodkości, tylko po to aby rano spojrzeć na problem pod innym kątem i znaleźć na niego kilka sposobów. Pomimo ogromnej...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-04
Prawdopodobnie nie znajdę aż 52 powodów, dla których warto przeczytać tę książkę, jednak na pewno jest to lekka i przyjemna lektura z ważnym przesłaniem. Autorka nawiązuje do problemów, które obecnie i przez wiele jeszcze lat będą aktualne. Nawet jeżeli akcja jest tak przewidywalna i od początku można domyślić się zakończenia - podobnego do tak wielu innych. To właśnie przedstawione wartości bronią tej pozycji. Niczego się nie spodziewałam, a dostałam bardzo dużo :)
Pieniądze szczęścia nie dają, wszyscy niczym mantrę potrafilibyśmy powtórzyć te słowa wyrwani ze snu o trzeciej nad ranem. Jednak nie dla każdego jest to tak oczywiste. Lexi od zawsze posiadała to o czym większość z nas nawet nie ośmieliłoby się marzyć. Była szczęśliwa. Tak przynajmniej uważała. Głęboko w sercu zamknęła jednak gorycz i uczucie odrzucenia. Dziewczyna, która miała wszystko, zabrakło jej tylko miłości. Tej najważniejszej, rodzicielskiej. '52 powody' udowadniają, że nigdy nie jest za późno na zmianę, a także, że odrobina wiary w człowieka może zdziałać cuda. Szansę zawsze warto podarować, w końcu dzieci nie stają się sceptyczne i aroganckie same z siebie.
Podsumowując, jest to prosta książka o rzeczach ważnych. Uczy nie tylko o potędze miłości, o tym jak ważne jest wsparcie i wiara innych, ale także wysyła sygnał aby nie oceniać innych po pozorach. Może nikt nigdy nie wskazał im odpowiedniej drogi. Może jeszcze nie nadeszła ich szansa i może nigdy nie nadejdzie, ale o tym nie powinni decydować ludzie 'z widowni'.
Prawdopodobnie nie znajdę aż 52 powodów, dla których warto przeczytać tę książkę, jednak na pewno jest to lekka i przyjemna lektura z ważnym przesłaniem. Autorka nawiązuje do problemów, które obecnie i przez wiele jeszcze lat będą aktualne. Nawet jeżeli akcja jest tak przewidywalna i od początku można domyślić się zakończenia - podobnego do tak wielu innych. To właśnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-01
Gdybym trafiła na tę książkę / album przed urodzeniem mojego pierwszego dziecka, na pewno byłaby dla mnie odkrywcza. Głównie dlatego, że rodzicielstwo bliskości czy minimalizm były dla mnie kompletną nowością, choć instynktownie dążyłam w tym kierunku.
Obecnie jest to nadal miłe poklepanie po ramieniu, gdy siedzę w tej batalii przeciwko "tradycyjnemu wychowaniu" kilka lat, na obczyźnie, gdzie dyscyplina i warunkowe wychowanie nadal wiodą prym wśród rodziców, dziadków, znajomych itd. Jest to także fajny zbiór cytatów, autorów, blogów - po prostu masa poleceń. Osobiście zapisałam sobie kilka pozycji, których jeszcze nie znałam i z chęcią do nich zaglądnę.
Na pewno z chęcią podsunę tę książkę znajomym, którzy pytają o rodzicielstwo bliskości i jak bym ogólnie streściła swoje podejście. Nie jest to idealna kalka, ale jak już sam Kamil potwierdził, każdy musi szukać swoich rozwiązań.
Gdybym trafiła na tę książkę / album przed urodzeniem mojego pierwszego dziecka, na pewno byłaby dla mnie odkrywcza. Głównie dlatego, że rodzicielstwo bliskości czy minimalizm były dla mnie kompletną nowością, choć instynktownie dążyłam w tym kierunku.
więcej Pokaż mimo toObecnie jest to nadal miłe poklepanie po ramieniu, gdy siedzę w tej batalii przeciwko "tradycyjnemu wychowaniu" kilka lat,...