rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki 6-12 miesięcy Karolina Cichoń-Wydrych, Agnieszka Starok
Ocena 8,5
6-12 miesięcy Karolina Cichoń-Wyd...

Na półkach: ,

Początkowo byłam mocno zawiedziona tą książką. Mój syn jednak bardzo szybko ją docenił. Chętnie do niej wracał. Obecnie jest to ulubieniec naszego drugiego malucha i starszak nadal przysłuchuje się z zainteresowaniem lub sam przejmuje czytanie dla młodszego brata. Osobiście wolałam Wielką Księgę Dźwięków, która rozpadła się dość szybko. Z czasem doceniłam Dobrą Książeczkę za wykonanie, prostotę, przejrzystość i przydatność, zarówno w czytaniu samodzielnym, z rodzicem, dziecko dziecku lub jako garaż dla samochodów :) Polecamy.

Początkowo byłam mocno zawiedziona tą książką. Mój syn jednak bardzo szybko ją docenił. Chętnie do niej wracał. Obecnie jest to ulubieniec naszego drugiego malucha i starszak nadal przysłuchuje się z zainteresowaniem lub sam przejmuje czytanie dla młodszego brata. Osobiście wolałam Wielką Księgę Dźwięków, która rozpadła się dość szybko. Z czasem doceniłam Dobrą Książeczkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Gdybym trafiła na tę książkę / album przed urodzeniem mojego pierwszego dziecka, na pewno byłaby dla mnie odkrywcza. Głównie dlatego, że rodzicielstwo bliskości czy minimalizm były dla mnie kompletną nowością, choć instynktownie dążyłam w tym kierunku.
Obecnie jest to nadal miłe poklepanie po ramieniu, gdy siedzę w tej batalii przeciwko "tradycyjnemu wychowaniu" kilka lat, na obczyźnie, gdzie dyscyplina i warunkowe wychowanie nadal wiodą prym wśród rodziców, dziadków, znajomych itd. Jest to także fajny zbiór cytatów, autorów, blogów - po prostu masa poleceń. Osobiście zapisałam sobie kilka pozycji, których jeszcze nie znałam i z chęcią do nich zaglądnę.
Na pewno z chęcią podsunę tę książkę znajomym, którzy pytają o rodzicielstwo bliskości i jak bym ogólnie streściła swoje podejście. Nie jest to idealna kalka, ale jak już sam Kamil potwierdził, każdy musi szukać swoich rozwiązań.

Gdybym trafiła na tę książkę / album przed urodzeniem mojego pierwszego dziecka, na pewno byłaby dla mnie odkrywcza. Głównie dlatego, że rodzicielstwo bliskości czy minimalizm były dla mnie kompletną nowością, choć instynktownie dążyłam w tym kierunku.
Obecnie jest to nadal miłe poklepanie po ramieniu, gdy siedzę w tej batalii przeciwko "tradycyjnemu wychowaniu" kilka lat,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zaśnij ze mną Vincent Bourgeau, Cedric Ramadier
Ocena 7,3
Zaśnij ze mną Vincent Bourgeau, C...

Na półkach: , ,

Gdyby rok temu ktoś zapytał mnie o tę książkę, powiedziałabym, że było to strata pieniędzy. Jest bardzo wytrzymała ale cała treść to kilka zdań, a ilustracje to jawna kalka tła ze zmieniającą się buzią (tzn. co stronę oczy książki zamykają się coraz bardziej). Mój syn całkowicie ją zignorował.
Niby jest to książka dla grupy wiekowej 0-2. Ostatnio przełożyłam ją na wierzch, na półkę dla noworodka, który już za kilka dni będzie z nami po tej stronie brzucha. Dla mojego syna to było jak objawienie. Od dwóch tygodni nie ma zasypiania bez tej książeczki. Uwielbiam atmosferę jaką ona rozsiewa. Stajemy się rozczuleni, przytulaśni. Wprowadza nas w miły nastrój i rzeczywiście lepiej się po niej synowi zasypia.
Osobiście cieszy mnie każda polskojęzyczna książka, którą mój synek pokocha. Prosi o nią także mojego męża (który ostatnimi czasy ma coraz więcej okazji do ulepszania własnej znajomości polskiego).
Jeżeli komuś się nie sprawdzi, zachęcam do powtórki za jakiś czas. Nawet przy starszych dzieciach. W końcu każda okazja do rozdania całusów i przytulasów jest dobra :)

Gdyby rok temu ktoś zapytał mnie o tę książkę, powiedziałabym, że było to strata pieniędzy. Jest bardzo wytrzymała ale cała treść to kilka zdań, a ilustracje to jawna kalka tła ze zmieniającą się buzią (tzn. co stronę oczy książki zamykają się coraz bardziej). Mój syn całkowicie ją zignorował.
Niby jest to książka dla grupy wiekowej 0-2. Ostatnio przełożyłam ją na wierzch,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mali WIELCY. Frida Kahlo Gee Fan Eng, Maria Isabel Sanchez Vegara
Ocena 7,5
Mali WIELCY. F... Gee Fan Eng, Maria ...

Na półkach: , , ,

Lubimy książki z tej serii. Mąż już od dawna mógł zapoznawać syna z niemieckimi wersjami. Tym bardziej ucieszyło mnie polskie wydanie. Bardzo podobają mi się ilustracje, a historia zyskuje z każdym czytaniem. Piękna puenta. Zabrakło mi tutaj jednak tej MOCY PASJI, którą odnaleźliśmy w historii Stephena Hawkinga. Było to dla mnie dość zaskakujące, ponieważ historia życia Fridy jest jej pełna. Mimo to z chęcią czytamy, a ja zawsze dopowiadam synowi coś od siebie. Jej malarstwo bardzo mnie porusza, dlatego między kartki powkładaliśmy pocztówki z jej dziełami. Wspaniała postać. Solidne wydanie (choć brakuje mi materiałowego grzbietu). Papier dobrej jakości. Cudna kolorystyka. Miło przeczytać po polsku.

Lubimy książki z tej serii. Mąż już od dawna mógł zapoznawać syna z niemieckimi wersjami. Tym bardziej ucieszyło mnie polskie wydanie. Bardzo podobają mi się ilustracje, a historia zyskuje z każdym czytaniem. Piękna puenta. Zabrakło mi tutaj jednak tej MOCY PASJI, którą odnaleźliśmy w historii Stephena Hawkinga. Było to dla mnie dość zaskakujące, ponieważ historia życia...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Co robi Pucio? Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos
Ocena 8,1
Co robi Pucio? Marta Galewska-Kust...

Na półkach: ,

Nie jest to moja ulubiona część Pucia, ale to dzięki niej mój syn przełamał swoją blokadę do wypowiadania polskich słów. Trzyma wysoki poziom. Na pewno dla każdego kto kocha Pucia (mój mąż szkoli na niej swoją wymowę polskiego, pod czujnym okiem dwulatka).

Nie jest to moja ulubiona część Pucia, ale to dzięki niej mój syn przełamał swoją blokadę do wypowiadania polskich słów. Trzyma wysoki poziom. Na pewno dla każdego kto kocha Pucia (mój mąż szkoli na niej swoją wymowę polskiego, pod czujnym okiem dwulatka).

Pokaż mimo to

Okładka książki Pucio. Zabawy gestem i dźwiękiem Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos
Ocena 8,3
Pucio. Zabawy ... Marta Galewska-Kust...

Na półkach: ,

Posiadam ogromny sentyment do tej części Pucia. To z nią mój syn nauczył się mówić HALO i czytać swoje pierwsze literki. Bardzo angażująca a jednocześnie idealna dla malucha. Nie za długa, nie za krótka. Oboje uwielbiamy (a nawet cała trójka, ponieważ taki poziom języka polskiego nie stanowi problemu dla Taty).

Posiadam ogromny sentyment do tej części Pucia. To z nią mój syn nauczył się mówić HALO i czytać swoje pierwsze literki. Bardzo angażująca a jednocześnie idealna dla malucha. Nie za długa, nie za krótka. Oboje uwielbiamy (a nawet cała trójka, ponieważ taki poziom języka polskiego nie stanowi problemu dla Taty).

Pokaż mimo to

Okładka książki Pucio mówi dobranoc Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos
Ocena 8,3
Pucio mówi dob... Marta Galewska-Kust...

Na półkach: ,

Tę część Pucia lubię dużo bardziej ja, niż mój syn. Chyba brakuje mu jeszcze cierpliwości. Jednak jest to bardzo przydatna pozycja. Mówimy o przyczynowości i świetnie się przy tym bawimy bawimy. Narrację przejmuje tym razem Tato Pucia, umiejętnie angażując synka w rozmyślania. Muszę przyznać, że uwielbiamy rodziców naszego małego bohatera.

Tę część Pucia lubię dużo bardziej ja, niż mój syn. Chyba brakuje mu jeszcze cierpliwości. Jednak jest to bardzo przydatna pozycja. Mówimy o przyczynowości i świetnie się przy tym bawimy bawimy. Narrację przejmuje tym razem Tato Pucia, umiejętnie angażując synka w rozmyślania. Muszę przyznać, że uwielbiamy rodziców naszego małego bohatera.

Pokaż mimo to

Okładka książki Pucio mówi dzień dobry Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos
Ocena 8,2
Pucio mówi dzi... Marta Galewska-Kust...

Na półkach: ,

Moment, w którym włączamy Radio i do akcji wkracza tańcząca pupa, to ukochany fragment mojego synka, dla którego katuje mnie Puciem co rano. Nie narzekam. Uwielbiam.

Moment, w którym włączamy Radio i do akcji wkracza tańcząca pupa, to ukochany fragment mojego synka, dla którego katuje mnie Puciem co rano. Nie narzekam. Uwielbiam.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Całkowicie zgadzam się z Marie Kondo w sprawie odrzucania rzeczy. Zamiast wymyślać przeróżne sposoby na ich zmagazynowanie, czas spojrzeć prawdzie w oczy, wziąć swoje przedmioty w dłonie i pozwolić odejść temu co swoje zadanie wykonało.

Mam jednak kilka zastrzeżeń. Metoda KonMari jest nagłośniona ale wielu osobom wcale nie zrewolucjonizuje życia, ponieważ wszystko to już znamy i wielu ludzi tak organizuje swoje rzeczy. Jest to logiczne i płynie z rozsądku i obserwacji. Marie Kondo dodała do tego swoją filozofię, ożywiła skarpetki, tchnęła w dom duszę. Moim zdaniem jest to nowa odsłona prawd starych jak świat. Przeczytanie tej książki pomogło mi poradzić sobie z kilkoma „trudnymi” elementami w domu, ale nie ona pierwsza wpadła na pudełka, wyrzucanie, przechowywanie w pionie i sprzątanie kategoriami.

Za co tak niska ocena? Nie mogę przeboleć jak bezrefleksyjnie autorka podchodzi do ilości wyprodukowanych śmieci. Rozumiem, że trzeba się czegoś szybko pozbyć, inaczej znowu przedmiot zostanie wciągnięty przez dom ... jednak mówimy tu o potwornych ilościach odpadów, a ani razu nie padło słowo „przekazać”, „odsprzedać”, „darować”. Rozumiem, że Pani Kondo wytłumaczyła, dlaczego nie wciskamy przedmiotów bliskim, jak najbardziej się zgadzam! Ale jest masa miejsc, które przejmą nasze sprzęty, ubrania, książki, zabawki, naczynia, akcesoria itp. Na świecie nie istnieje tylko nasz mały domeczek. Gdyby każdy z nas na raz wyrzucił, tak po prostu, 30 worków śmieci ... może warto byłoby swoich czytelników uświadomić? Przesortować to co wyrzucamy i co tylko się da, przekazać tym, którzy tego potrzebują. Widziałam serial Netflix, o podobnej nazwie. Poza ciuchami mało co zostaje przekazane do jakiejś organizacji, a nawet punktu recyklingu. Wielki misz masz, ogromne ilości worków na śmieci ... ale co z tego? Przecież nasz dom odetchnął. Mam tylko nadzieję, że Ci ludzie rzeczywiście przestali się zagracać i nie puszczą w obieg kolejnych worków.

Magia sprzątania to baśniowa otoczka. Jedyną nowością jest dla mnie kryterium „szczęścia”. Przetestowałam. Sprawdza się. Za to jedno mogę Marii podziękować. Cała reszta to po prostu dobrze opracowana metoda, która zebrała razem rozsądne i działające metody.

Całkowicie zgadzam się z Marie Kondo w sprawie odrzucania rzeczy. Zamiast wymyślać przeróżne sposoby na ich zmagazynowanie, czas spojrzeć prawdzie w oczy, wziąć swoje przedmioty w dłonie i pozwolić odejść temu co swoje zadanie wykonało.

Mam jednak kilka zastrzeżeń. Metoda KonMari jest nagłośniona ale wielu osobom wcale nie zrewolucjonizuje życia, ponieważ wszystko to już...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pucio uczy się mówić. Zabawy dźwiękonaśladowcze dla najmłodszych Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos
Ocena 8,6
Pucio uczy się... Marta Galewska-Kust...

Na półkach: ,

Ta książka to idealne narzędzie to ćwiczeń z dzieckiem. Niesamowite ilustracje, przejrzysty układ, dużo dźwięków i proste teksty, a wszystko to w formie bardzo wytrzymałej książki w twardej oprawie. Mój synek zawsze sięga po nią jako pierwszą i każdego dnia odkrywamy więcej elementów i dźwięków. Mocno polecam.

Ta książka to idealne narzędzie to ćwiczeń z dzieckiem. Niesamowite ilustracje, przejrzysty układ, dużo dźwięków i proste teksty, a wszystko to w formie bardzo wytrzymałej książki w twardej oprawie. Mój synek zawsze sięga po nią jako pierwszą i każdego dnia odkrywamy więcej elementów i dźwięków. Mocno polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trzeba przyznać, że książka różniła się (zwłaszcza przy końcu) od japońskiej wersji Miyazakiego. Choć spotkałam się z wieloma niezadowolonymi głosami, dla mnie ta odmiana zadziałała na duży plus. Nie czułam się jakbym czytała transkrypcję anime. Każdy z autorów wniósł w swoją opowieść ważne dla niego elementy, a także poprzestawiał charaktery bohaterów. Animacja była bardzo baśniowa, pozostawiała wiele wątków niewytłumaczonych, miała mocny wydźwięk antywojenny, a jej bohaterowie, zwłaszcza Hauru, przejawiał efemeryczną naturę. Tak naprawdę o jego przywarach dowiadujemy się z dalszego planu, a sam uwidacznia je głównie w scenie rozmowy w jego pokoju.

Książka przedstawia nam natomiast całe spektrum bohaterów, na których film nie miał czasu. Są to barwne postaci, o ciekawych osobowościach. Hauru to leń, podrywacz i samolub, choć nie brak mu uroku, któremu ciężko się oprzeć. Sophie, która początkowo przyjmuje swój los dość pasywnie, rozwija się, odkrywa swój charakter, potrzeby i uczucia. Uwielbiam książkowego Kalcyfera i konflikt z Wiedźmą z Pustkowia. Magia natomiast została przedstawiona bardzo zgrabnie, choć bez wgłębiania się w zasady jej działania itp. Sama historia skradła moje serce, w obu wydaniach.

Co mi nie pasowało? Fabuła jest dość prosta, magiczna ale raczej oczywista. Choć niektóre rozwiązania fabularne nawet mnie zaskoczyły, to sam opis był raczej ubogi. Suchy. Nie wiem czy to wina tłumaczenia czy taki jest styl autorki (z chęcią skuszę się na angielską wersję) ale zdania są krótkie i zdawkowe. Może przez to mniej było chemii z czytelnikiem? Nie narzekam natomiast na relację Sophie i Hauru. Gdy czyta się między wierszami, można zauważyć, że ich uczucie nie pojawiło się tak nagle, na potrzeby historii.

Podsumowując, książka wypadła lepiej w ciągu przyczynowo-skutkowym. Niestety dynamika była nierówno rozłożona. Ładnie poprowadzony i wciagajacy początek przechodzi w rozbudowaną intrygę, łączącą ze sobą wielu bohaterów i ich wątki w praktycznie dziewiętnastu rozdziałach. Wszystko to zamykają dwa ostatnie rozdziały, w których lawinowo wyjaśniono każdy z nich. Wszystko się domyka ale szybko, bardzo szybko. Tak jakby autorce ktoś nagle nałożył limit stron. Wydaje mi się, że był to zbyt mocny zryw w porównaniu do dotychczasowej narracji. Finałowi brakło przez to mocy.

Zarówno książka jak i animacja mają swoje mankamenty. Pod względem artystycznym nadal skłaniam się w kierunku anime. Tam ciężar opowieści jest większy. Jednak historia ma sporo luk. Książka ładnie je uzupełnia. Osobiście wezmę to co najlepsze z obu i pozostanę przy stwierdzeniu, że Hauru pożarł moje serce ;)

Trzeba przyznać, że książka różniła się (zwłaszcza przy końcu) od japońskiej wersji Miyazakiego. Choć spotkałam się z wieloma niezadowolonymi głosami, dla mnie ta odmiana zadziałała na duży plus. Nie czułam się jakbym czytała transkrypcję anime. Każdy z autorów wniósł w swoją opowieść ważne dla niego elementy, a także poprzestawiał charaktery bohaterów. Animacja była bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wcześniej miałam styczność z kilkoma artykułami tego autora i z wielką ciekawością sięgałam po tę książkę. Początkowo obawiałam się, że może to być kolejny poradnik, w którym wypunktowany zostanie idealny sposób na wychowanie dziecka. Nic bardziej mylnego. Jasper Jull całkowicie zasłużenie, został okrzyknięty autorytetem w tej dziedzinie. Nie ocenia, nie zmusza, nie sprawia, że człowiek czuje się głupio. Na przykładach, wnikliwie i dobitnie rozprawia się ze stereotypami, które od lat panują między rodzicami, rodzinami i w społeczeństwie. Dodaje odwagi aby iść pod prąd. Jest to bardzo ważne, ponieważ owe podejście do dzieci wielu kojarzy się z „nowym trendem”. Nie mamy zbyt wielu możliwości aby patrzeć na efekt takiego „wychowania”. Zmiany, choć zachodzą, potrzebują czasu. Natomiast rodzice decydujący się na nie, odwagi, by przeciwstawić się naporowi wszystkich wiedzących lepiej, oraz temu co w nas siedzi po doświadczeniach dzieciństwa. Jest to dość smutne, bo głównym założeniem Juula jest po prostu dialog, szacunek i traktowanie dziecka jako istoty pełnej, wartościowej i wspaniałej, choćby dlatego, że istnieje. Usuwa w cień głupawe powiedzenia typu „to tylko dziecko”. Pokazuje, że rodzic też musi się uczyć (nawet zwłaszcza on/oni). Dla mnie książka ta była pierwszym krokiem ku przemianie, mam w sobie więcej pewności. Nie jest to pewnie lektura dla każdego. Trzeba bowiem spojrzeć sobie w twarz i bardzo często przyznać się do błędów, mniejszych bądź większych. Jednak warto. W końcu gdy dziecko czuje się dobrze i my zaczynamy czuć się lepiej :)

Wcześniej miałam styczność z kilkoma artykułami tego autora i z wielką ciekawością sięgałam po tę książkę. Początkowo obawiałam się, że może to być kolejny poradnik, w którym wypunktowany zostanie idealny sposób na wychowanie dziecka. Nic bardziej mylnego. Jasper Jull całkowicie zasłużenie, został okrzyknięty autorytetem w tej dziedzinie. Nie ocenia, nie zmusza, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Muszę przyznać, że postać Hannibala Lectera jest tak intensywna, że potrafi zdominować fabułę nawet zza krat swojej celi. Jednocześnie Clarice jest dużo ciekawszym bohaterem niż Will (przynajmniej w mojej opinii). Szybko czułam się z nią zżyta. Darzę ją ogromną sympatią i podziwiam wytrwałość, zapał i inteligencję. Po raz kolejny bardzo szczegółowe opisy procedur dochodzeniowych pozwoliły mi wejść w historię na poważnie. Jame w przeciwieństwie do Francisa to całkowita pustka emocjonalna. Czarna dziura. Harris ponownie uraczył nas portretem odmiennego psychopaty. Wyszło mu to doskonale. Bill miał być bowiem (zgodnie z opinią jego byłego kochanka) pozbawiony osobowości i koloru. Choć Zębowa Wróżka napawał mnie prawdziwym lękiem, to sama precyzja działania i depersonifikacja ofiar, jaką cechował się Buffalo Bill, sprawiała, że szczerze go nienawidziłam. Co prawda mord na rodzinach, zaburzenie mitu bezpiecznego domu itp. niesamowicie mną wstrząsnęło. Czyny Czerwonego Smoka odebrałam bardzo osobiście, tak jakby mógł wybrać i moją rodzinę. Ciężko jednak wyzbyć się choć odrobiny współczucia ze względu na dzieciństwo Francisa. Jednak Jame, to kwintesencja zepsucia, człowiek chory psychicznie w pełnej krasie. Obdarty z człowieczeństwa psychopata. Zimny i niebezpieczny jak jego ćmy. Żałuję, że Milczenie Owiec trafiło do mnie dopiero po obejrzeniu filmu. Na pewno czekałoby mnie wiele zaskoczeń.

Muszę przyznać, że postać Hannibala Lectera jest tak intensywna, że potrafi zdominować fabułę nawet zza krat swojej celi. Jednocześnie Clarice jest dużo ciekawszym bohaterem niż Will (przynajmniej w mojej opinii). Szybko czułam się z nią zżyta. Darzę ją ogromną sympatią i podziwiam wytrwałość, zapał i inteligencję. Po raz kolejny bardzo szczegółowe opisy procedur...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Największym plusem czytania książek z kontynuacjami, jest powrót do znanych nam postaci. Mocną stroną serii jest natomiast rewelacyjny szkic ich charakterów. Każdy z mieszkańców Kostki jest właściwie schematyczny na swój sposób. Nadal jednak jest to studnia, z której można czerpać :) Błyskotliwe puenty. Czarny i cierpki humor. Z czasem można uwierzyć, że samemu jest się członkiem tego rodu, walczącym z nędzą, a także o zachowanie zdrowia psychicznego. Z jakiegoś powodu nadal mi ich mało. Maria i jej chormony delikatnie działały mi na nerwy, po dłuższym zastanowieniu mogę to jednak zrozumieć. Ach nastolatki. Mam jednak nadzieję, że Milada i Deniska pozostaną tam gdzie są i niebawem zobaczymy całą ferajnę w komplecie. Po zakończeniu wnioskuję, że można liczyć na kolejną cześć. Świat jest wspaniały, różowy, beżowy!

Największym plusem czytania książek z kontynuacjami, jest powrót do znanych nam postaci. Mocną stroną serii jest natomiast rewelacyjny szkic ich charakterów. Każdy z mieszkańców Kostki jest właściwie schematyczny na swój sposób. Nadal jednak jest to studnia, z której można czerpać :) Błyskotliwe puenty. Czarny i cierpki humor. Z czasem można uwierzyć, że samemu jest się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardziej niż ze śmiechu, będę płakać chyba tylko z rozpaczy, jak skończą mi się wpisy Marii do czytania. Pierwszą cześć Arystokratki czytałam niedawno w Klubie Książki. Dzisiaj już z własnej woli i nieskończonej miłości z chorym zachwytem sięgnęłam po kontynuację. Zastanawiam się jak ja będę żyć, kiedy skończy się seria. Czytać na nowo? Zapewne! Takiego humoru mi potrzeba. Takie podsumowania, wredne ale i błyskotliwe w swej prostocie, nie są wcale łatwe do wymyślenia. To trzeba czuć. Przeklinać i ironizować może każdy. Jednak stworzyć tak pokręcony obraz szlachty, zawierając w tym jednocześnie gorzki obraz przywar, ciążących na współczesnych ludziach, w każdym przekroju warstw społecznych ... do tego trzeba mieć wyczucie. Na dodatek ciężko się przy kolejnych wypowiedziach nie uśmiechnąć. Wyobraźnia autora robi wrażenie. Prawie tak jakby sam był Marią w poprzednim wcieleniu ;) Na półce czeka już kolejna cześć. Chciałabym się na nią rzucić od razu, z drugiej strony szkoda mi skończyć ją za szybko. Odwieczny dylemat przy książkach, które skradły nasze serce!

Bardziej niż ze śmiechu, będę płakać chyba tylko z rozpaczy, jak skończą mi się wpisy Marii do czytania. Pierwszą cześć Arystokratki czytałam niedawno w Klubie Książki. Dzisiaj już z własnej woli i nieskończonej miłości z chorym zachwytem sięgnęłam po kontynuację. Zastanawiam się jak ja będę żyć, kiedy skończy się seria. Czytać na nowo? Zapewne! Takiego humoru mi potrzeba....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzecia cześć cyklu z pokręconego świata, niesionego przez ogromnego żółwia we współce z czterema słoniami, przedstawia nam nowych bohaterów i całkiem odmienny problem. Dużo się mówi o równouprawnieniu. Nasz świat zmienia się i mało już zostało zawodów, w których kobieta (przynajmniej „oficjalnie”) trafiłaby na zatrzaśnięte drzwi. U Pratchetta wrota te są czarne i magiczne, a mieszkający za nimi panowie, w imię tradycji, gotowi są odmówić młodej Esk jej praw do pozostania magiem. Praw? Jakich praw? Ósma córka, ósmego syna, choć magia z niej wycieka, a w spadku po czarodzieju otrzymała całkiem charakterną laskę, praw do pozostania magiem nie ma. Takowe nie istnieją. I choć nikt nie wie gdzie zostało to zapisane, mag nie może być kobietą, a czarownica mężczyzną. Co zrobić jednak z tym fantem? Jak zawsze świat pełen absurdów wprawił mnie w niezrównany humor. Kocham Babcię i jej głowologię. Niszczyła system w każdy możliwy sposób, po czym budowała go na nowo w wygodny dla siebie sposób. Do tej pory moja ulubiona cześć. Poza tym trudno się nie zgodzić z wieloma przemyśleniami obu bohaterek. Moim nowym motyw zostaje „szanse jeden na milion, spełniają się w dziewięciu na dziesięć przypadków” :)

Trzecia cześć cyklu z pokręconego świata, niesionego przez ogromnego żółwia we współce z czterema słoniami, przedstawia nam nowych bohaterów i całkiem odmienny problem. Dużo się mówi o równouprawnieniu. Nasz świat zmienia się i mało już zostało zawodów, w których kobieta (przynajmniej „oficjalnie”) trafiłaby na zatrzaśnięte drzwi. U Pratchetta wrota te są czarne i magiczne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Muszę przyznać, że Czerwony Smok powracał do mnie zazwyczaj późną nocą, kiedy starałam się zasnąć. Ta książka potrafi sprawić, że człowiek dozna uczucia prawdziwego lęku. Rewelacyjnie napisana, bogata w ciekawe postaci powieść. Sądziłam, że przy Hannibalu każdy czarny charakter wypadnie blado. Nic z tych rzeczy. Francis pełen był barw, głównie czerwieni, jak smok, krew i nagły mord. Harris stworzył i opisał dwóch skrajnie różnych, a jakże fascynujących psychopatów. Ogień i woda. W tym momencie pewnie nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, jak popularny stanie się Hannibal Lecter. Mimo, iż stanowi tu tylko tło, element w pejzażu tajemniczej zbrodni, swoim charakterem wywiera na czytelnika ogromny wpływ. Można by uznać go za "smaczek", tym czasem cały czas kradnie nasze myśli, nienachalnie powracając w krótkich listach w fiołkowej kopercie.
Dużym plusem jest też, co się nie często zdarza, brak nadętej gloryfikacji głównego bohatera. Ludzie zdają sobie sprawę z jego wyjątkowości, która przedstawiona jest w logiczny sposób. Jednak autor nie robi idiotów z reszty agentów, a także policji. Will nie dociera na miejsce zbrodni, zastając fuszerkę rodem z 13 posterunku. I to się ceni. Na tle dobrze działających funkcjonariuszy praca zespołu ekspertów nabiera wyjątkowości. Dodatkowo nowe tropy nie ustawiają się w kolejce, wchodząc na scenę jeden za drugim. Nie. Ta książka nie obraża naszej inteligencji, nie trzeba przyjmować założeń, przymrużyć oka. Jest to kawał dobrego wywiadu, z mocnymi postaciami i dobrą fabułą. Nie każdy potrafi tak pisać!

Muszę przyznać, że Czerwony Smok powracał do mnie zazwyczaj późną nocą, kiedy starałam się zasnąć. Ta książka potrafi sprawić, że człowiek dozna uczucia prawdziwego lęku. Rewelacyjnie napisana, bogata w ciekawe postaci powieść. Sądziłam, że przy Hannibalu każdy czarny charakter wypadnie blado. Nic z tych rzeczy. Francis pełen był barw, głównie czerwieni, jak smok, krew i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść doskonała do odsłuchu w trakcie spaceru z wózkiem. Jak tylko synek odpływał, ja zagłębiałam się w dochodzenie Myrona. Jest to bohater sympatyczny i używam tego przymiotnika celowo. Całkiem udany, choć chyba w jego wspaniałość najbardziej wierzy autor. Czuć, że bardzo chce aby Pan Bolitar był "fajny". Ostatni sprawiedliwy, uczciwy agent sportowy, jedyny w branży i swoim rodzaju. Przy tym rycerz na koniu, a raczej w Fordzie Taurusie. Oczywiście ma całe zaplecze niesamowitych znajomości, dostęp do wszystkich informacji i niesamowite szczęście. Myron to współczesny Aladyn, choć jedyne co ich łączy to fryzura, ładna buźka i posiadanie dżina z lampy. Tutaj Wina z Porsche. Swoją drogą Win bardzo dał się lubić. Była to moja ulubiona postać. Nie mówię, że nie przepadam za Myronem. Podobają mi się jego cechy. Tak jak już wspomniałam, Coben chyba za bardzo chciał. Jeżeli chodzi o sprawę jakiej podjęli się dwaj powyżsi panowie, podobała mi się. Zniknięcie Kathy, które odeszło już w niepamięć, pozostając traumą dla rodziny i najbliższych, nagle rzuca cień na karierę jej byłego narzeczonego, dając jednocześnie nadzieję na odnalezienie młodej kobiety. Wątki i postacie pojawiały się stopniowo, rzucając nowe światło na sprawę. Dobrze przemyślana fabuła. Nie rzuca może na kolana, jednak dla rozkojarzonej dzieciątkiem mamy idealna na rozruszanie szarych komórek i zapełnienie czasu spędzonego na samotnych spacerach gdy pociecha zaśnie :)

Powieść doskonała do odsłuchu w trakcie spaceru z wózkiem. Jak tylko synek odpływał, ja zagłębiałam się w dochodzenie Myrona. Jest to bohater sympatyczny i używam tego przymiotnika celowo. Całkiem udany, choć chyba w jego wspaniałość najbardziej wierzy autor. Czuć, że bardzo chce aby Pan Bolitar był "fajny". Ostatni sprawiedliwy, uczciwy agent sportowy, jedyny w branży i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejna Zombie apokalipsa - czyli to co tygryski lubią najbardziej! Kolega bardzo zachwalał nam tę książkę, dlatego zakupiłam ją z mężem w formie audiobooka w ramach naszej akcji słuchania w samochodzie ;) Narracja pierwszoosobowa, a tym bardziej forma dziennika, rewelacyjnie sprawdza się przy audiobooku. Posiadam wersję anglojęzyczną. Lektor jest dobrze dobrany. Pasuje do odgrywanej postaci. Zwróciliśmy uwagę na wiele wstawek „wojskowego” żargonu. Samo wykonanie jak najbardziej na plus. Niestety sama historia wypada słabiej. Kolejna jakich pełno. Nie jestem jakoś negatywnie nastawiona do tego typu „odgrzewanych kotletów”, ponieważ bardzo lubię akurat kotlety z tego gatunku. Z tym, że można posilić się na pewne próby wyjścia poza sztampowy schemat. To co przemawia moim zdaniem na plus tej książki, jest prostota rozwiązań. Bohaterowie nie kombinują na siłę. Wykorzystują swoje umiejętności i robią to sprawnie. Samo zakończenie jest SZYBKIE. Bez owijania w bawełnę. Nie chcę tutaj zdradzać fabuły, więc na tym zakończę. Ogólnie słuchanie nie bolało, ale też mnie nie porwało. Z ciekawości zerknę do drugiej części. Odpowiadając jeszcze na jeden z zarzutów wobec tej książki, jakoby bohater opisywał wydarzenia zbyt szczegółowo jak na prywatny dziennik, bo kto tak robi? ... ja osobiście w moich pamiętnikach robię to samo! Wypracowałam to po wielu latach pisania, ponieważ skróty mysleniowe po czasie mogą być niezrozumiałe. Chciałabym natomiast mieć możliwość powrotu do starych zapisków i zrozumienia - co zresztą robię dość często. Może bohater jest optymistą, zakłada, że to przeżyje i przeczyta, lub ktoś inny znajdzie to przy nim i przynajmniej będzie wiadomo co się stało. Zresztą po latach służby wypracował już w sobie umiejetność szczegółowych raportów ^^ może być to też pewna forma autoterapii. Polemizuję ale kto wie. A nóż trafiłam?

Kolejna Zombie apokalipsa - czyli to co tygryski lubią najbardziej! Kolega bardzo zachwalał nam tę książkę, dlatego zakupiłam ją z mężem w formie audiobooka w ramach naszej akcji słuchania w samochodzie ;) Narracja pierwszoosobowa, a tym bardziej forma dziennika, rewelacyjnie sprawdza się przy audiobooku. Posiadam wersję anglojęzyczną. Lektor jest dobrze dobrany. Pasuje do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Spędziłam z tą książką bardzo udane chwile. Dawno już się tak nie uśmiałam. Humor autora bardzo mi odpowiada. Czeskie realia, aż nadto przypominają te z naszego podwórka. Marii trudno nie lubić, a jej rodzina, służba i reszta towarzystwa, stanowi bardzo barwne tło do jej zapisków. Spodziewałam się pamiętnika księżniczki, a dostałam błyskotliwą groteskę. Jak widać o pewnych wadach grup społecznych można mówić na wesoło, nadal wystawiając poważną ocenę i zmuszając do przemyśleń. Od ręki zamówiłam obie kontynuacje.

Spędziłam z tą książką bardzo udane chwile. Dawno już się tak nie uśmiałam. Humor autora bardzo mi odpowiada. Czeskie realia, aż nadto przypominają te z naszego podwórka. Marii trudno nie lubić, a jej rodzina, służba i reszta towarzystwa, stanowi bardzo barwne tło do jej zapisków. Spodziewałam się pamiętnika księżniczki, a dostałam błyskotliwą groteskę. Jak widać o pewnych...

więcej Pokaż mimo to