-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2021-07-08
2021-07-16
2011-05-28
2008-11-15
Wróciłem pamięcią do tej książki przy okazji czytania „Kochanka wielkiej niedźwiedzicy”.
Podobne skojarzenia w przypadku tych dwu opowieści skłoniły mnie do przypomnienia sobie i czytelnikom całej trylogii opowiadającej o życiu Stanisława Grzesiuka. ”Boso ale w ostrogach” została napisana jako druga w kolejności po „Pięć lat w kacecie”, ale opowiada czasy przed obozem koncentracyjnym, do którego trafił pisarz w 1940 roku.
Tytuł książki to motto życia autora. Żyj tak byś mógł spojrzeć sobie prosto w oczy. Żyj biednie, ale honorowo. Te kilka słów trafnie odzwierciedlają treść ksiązki i przedstawiony w nim świat. Napisana jest prostym językiem, ale czyta się ją bez wytchnienia. Dużo w niej także humoru i optymizmu.
Lata przedwojennej Warszawy, a w szczególności biednego Czerniakowa, ukazane zostały z perspektywy dorastającego chłopaka. Ciężkie warunku mieszkalne, brak wody i kanalizacji i najważniejszy brak pracy, łączą młodych ludzi w biedzie. Młodzież będąc w identycznej sytuacji, nie mając pomocy z zewnątrz, stara się polegać na samych sobie a to powoduje ucieczkę w przestępczość, pijaństwo i patologie.
Jednak prostota z jaką opisuje swoje życie Grzesiuk, a także zasady jakimi się kieruje, sprawiają, że staje się nam bliską osobą za której powodzenie trzymamy kciuki. A to wszystko pomimo otwartej sympatii do alkoholu czy bijatyk. Zapewne jest to zasługa niepisanego kodeksu, którym posługuje się przedwojenny Czerniaków. Prosty ale honorowy.
Najważniejsze to żeby być „kozakiem” który nie kapuje. Nie ważne co się dzieje, swoje sprawy załatwiamy ze swoimi wrogami a nie przez policję. Na ulicy szanowany jest ten kto jest sprytny, przebiegły i oczywiście silny. Koledzy z „ferajny” to druga rodzina na których zawsze więc można liczyć. Naturalnym wrogiem zawsze była policja jednak, im bliżej wojny tym przeciwników więcej. Już nie tylko stróże prawa, ale coraz częściej pojawiający się Niemcy, budzą oczywisty sprzeciw.
Ja osobiście świat ukazany przez Grzesiuka kupuje z zamkniętymi oczami. Szemrane ulice, grandy i piosenki przedwojennej Warszawy to wszystko składa się na wspaniały klimat tamtych lat .Można mieć do autora pretensje, że trochę mitologizuje środowisko w którym żył. Ale kto tego nie robi??
Wróciłem pamięcią do tej książki przy okazji czytania „Kochanka wielkiej niedźwiedzicy”.
Podobne skojarzenia w przypadku tych dwu opowieści skłoniły mnie do przypomnienia sobie i czytelnikom całej trylogii opowiadającej o życiu Stanisława Grzesiuka. ”Boso ale w ostrogach” została napisana jako druga w kolejności po „Pięć lat w kacecie”, ale opowiada czasy przed obozem...
2011-08-19
Sergiusz Piasecki "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy"
Jest to historia młodego chłopaka, który za namową kolegi trafia na pogranicze polsko-sowieckie. Tam poznaje środowisko tak zwanych „fartowców”, którzy zarabiają na życie przerzucaniem towarów do i ze Związku Radzieckiego. Bohater szybko uczy się nowego fachu i łatwo dostosowuje się do zwyczajów panujących w tej specyficznej grupie. Nie brak tu seksu czy napadów z bronią, a fakt, że autor umieścił tu wątki autobiograficzne sprawia, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Kolejną cechą , która mnie ujęła, jest fakt, iż bohaterowie tej historii, pomimo iż żyją na bakier z prawem, są honorowi. Dla nich przyjaźń i przyrzeczone słowo znaczą więcej niż bogactwa, pieniądze czy kobiety. W sytuacjach wymagających poświęceń, nie wahają się ani chwili by uratować kompana. A tragicznych wydarzeń w tej książce, jest niemało. Granica która dawała wyżywienie, dzięki której poznał swoich nowych przyjaciół a także miłości, potrafiła także wszystko zabrać.
Czytając tę książkę, zauważyłem pewne podobieństwa do książki Stanisława Grzesiuka „Boso ale w ostrogach” . Zarówno w jednym jak i drugim przypadku akcja rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym, w obu tych przypadkach bohaterami są młodzi ludzie oraz obie zawierają wątki zaczerpnięte z życia pisarzy. Oczywiście te dwie historie opowiadają o różnych wydarzeniach ale klimat książek jest podobny. Przynajmniej według mnie.
Czytając życiorys Sergiusza Piaseckiego i jego burzliwe losy, nie trudno uwierzyć, że cała książka to prawda. Trudne dzieciństwo, kontakty ze światkiem przestępczym, wspomniane wyżej przemytnictwo, pornografia, praca wywiadowcza, więzienie, wyrok śmierci i w końcu pisarstwo. Dzieje jego życia nadawał by się nie na film ale serial sensacyjny. Bezsporną dla mnie korzyścią, wynikająca z tych informacji jest fakt, że znalazłem kolejnego pisarza który umili mi jesienne i zimowe wieczory.
Książkę oczywiście gorąco polecam
Sergiusz Piasecki "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy"
Jest to historia młodego chłopaka, który za namową kolegi trafia na pogranicze polsko-sowieckie. Tam poznaje środowisko tak zwanych „fartowców”, którzy zarabiają na życie przerzucaniem towarów do i ze Związku Radzieckiego. Bohater szybko uczy się nowego fachu i łatwo dostosowuje się do zwyczajów panujących w tej...
2023-09-01
2009-01-17
Jest to ostatnia część trylogii życia, wydana rok po śmierci pisarza. Grzesiuk powrócił do Polski w lipcu 1945 roku. Wraz ze sobą przywiózł także gruźlicę, która była efektem wyniszczających warunków, w których przyszło mu przeżyć blisko pięć lat. Nie było to nic nadzwyczajnego, ponieważ w bardzo wielu przypadkach byli więźniowie obozów koncentracyjnych zapadali na tą chorobę. Ciągłe niedożywienie, brak odporności oraz mordercza praca powodowały, że choroba miała olbrzymie pole do rozwoju.
W sierpniu 1945 roku jak sam mówił, zaczął uczciwie pracować. Dwa lata później dowiedział się o gruźlicy i pomimo rozpoczęcia leczenie nie przerwał pracy aż do 1959 roku. „Na marginesie życia” jest właśnie opowiadaniem pisarza o walce z gruźlicą i jego licznych pobytach w sanatoriach.
Pomimo faktu, iż Grzesiuk walki z gruźlicą nie wygrał, książka nie jest wołaniem o pomoc czy rozpaczaniem nad swoim losem. Właśnie tutaj możemy się przekonać, że ten charakterny „ Grzesiuk” to nie była sztuczna postawa na pokaz, ale prawdziwy człowiek z zasadami. W swoim obchodzeniu się z chorobą daje nam jasny przekaz, iż nie ważne w jakiej sytuacji się znajdujesz, zawsze musisz pozostać wierny sobie. Nie stracił nawet swojego optymizmu i humoru. Oczywiście książka ma poważniejszy charakter, gdyż opowiada o rzeczach, można powiedzieć, ostatecznych. Ale Grzesiuk woli żartować z życia czy dolegliwości cielesnych niż się załamywać. Oczywiście, żeby się nie poddać wspomagał się alkoholem, bo twierdził, że skoro ma krótko żyć, woli czerpać z życia ile się da. Odbywało się to kosztem rodziny, a syn pamięta raczej, jego ciągłe nieobecności niż czas spędzony razem. Ale czy można Grzesiuka za to winić??
Książka tak jak dwie poprzednie napisana jest prostym językiem, ale to w żadnym wypadku nie jest to zarzut. Jest to jego zaletą, że potrafił opisywać tak obrazowo swoje cierpienie nie nadużywając słów.
Swoją walkę przegrał w styczniu 1963, po przejściu dwóch operacji. Osierocił dwójkę dorastających dzieci.
Grzesiuk jak powszechnie wiadomo, oprócz trzech książek pozostawił po sobie, mnóstwo piosenek, który jako wielki propagator przedwojennego i warszawskiego folku śpiewał.
Któż nie zna „U cioci na imieninach”, „Apaszem Stasiek był” , „Komu dzwonią” czy w końcu „Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka”. Piosenki te wspaniale uzupełniają słowa które pozostawił, ukazując barwny i zabawny świat przedwojennej stolicy.
W nagrodę, której zapewne nie oczekiwał, został patronem jednej z ulic swego ukochanego Czerniakowa. Na podstawie „ Boso ale w ostrogach” powstał spektakl teatralny pod tytułem „Ballada Czerniakowska”, a w ostatnich latach film dokumentalny „Grzesiuk, chłopak z ferajny”. Osobiście nie polecam tego dokumentu. Czekałem na ten film do późnych godzin wieczornych ( bo pokazywany był w TVP) i się tylko nim rozczarowałem. Czemu?? Ciężko mi powiedzieć. Może dlatego, że burzy ogólnie przyjęty wizerunek Grzesiuka. Jego siostra twierdzi, że nie wychowywał się na ulicy, piosenki które śpiewał przed wojną, nie mały nic wspólnego z „szemranymi tematami”. Specyficzny akcent warszawski nie był naturalny tylko wyuczony, ponieważ cała rodzina nie pochodziła z Warszawy. Jak było naprawdę to wiedzą tylko osoby zainteresowane. Ja podchodzę do tej sprawy ostrożnie, mając na uwadze powiedzenie, że ” osoby nieobecne nie mają racji”.
Nawet siostra może teraz rozpowszechniać „swoją” prawdę . Nie moim zamiarem jest kogoś obrażać ja po prostu chce myśleć o Grzesiuku tak jak on sam się przedstawiał.
Chłopaka z ferajny.
Gorąco polecam.
Jest to ostatnia część trylogii życia, wydana rok po śmierci pisarza. Grzesiuk powrócił do Polski w lipcu 1945 roku. Wraz ze sobą przywiózł także gruźlicę, która była efektem wyniszczających warunków, w których przyszło mu przeżyć blisko pięć lat. Nie było to nic nadzwyczajnego, ponieważ w bardzo wielu przypadkach byli więźniowie obozów koncentracyjnych zapadali na tą...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-11-25
Polski James Bond, z tą różnicą, że lepszy bo prawdziwy. Superszpieg który pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku, zwerbował do współpracy inżyniera amerykańskiej firmy zbrojeniowej, wykradając plany budowy m.in. rakiet typu Hawk, systemów radarowych dla samolotów budowanych w technologii stealth , czołgu M1 Abrams czy bombowca B1.
W chwili obecnej nie jest wiadome gdzie mieszka pan Zacharski, ponieważ został zmuszony do opuszczenia Polski na skutek wybuchu afery Olina. Nie przeszkodziło mu to jednak w wydaniu dwóch książek w których opisuje swoje barwne życie. Bo że nie był zwykłym studentem wydziału prawa Uniwersytetu Warszawskiego, to pewne.
W pierwszej części, opisuje swoje życie od urodzenia i dorastania w Gdyni Sopocie, poprzez studia w Warszawie aż do powrotu ze Stanów Zjednoczonych w słynnej wymianie szpiegów na moście Glienicke w 1985 roku.
Książka zaczyna się tak naprawdę w chwili gdy Zacharski zostaje zwerbowany przez polski kontrwywiad. Od tego momentu śledzimy szybką choć burzliwą, jak się później okaże, karierę emerytowanego generała brygady. Po przejściu obowiązkowego szkolenia w 1975 poleci on do USA jako pracownik polskiej firmy POLAMCO, specjalizującej się w sprzedaży maszyn i urządzeń dla przemysłu lotniczego. Tam oprócz oficjalnych obowiązków działa również jako nielegał, czyli ukryty szpieg bez immunitetu dyplomatycznego. Jest to o tyle istotne, gdyż w momencie wpadki mógł zostać skazany na dożywocie lub karę śmierci. Gdyby posiadał immunitet jedyną karą byłoby wydalenie i zakaz wjazdu na terytorium Stanów Zjednoczonych. Jednak działając w ukryciu miał dużo większe szanse na powodzenie działalności , gdyż nie był pod szczegółową obserwacją FBI, a tak by było gdyby pracował jako dyplomata. Pobyt Zacharskiego za oceanem okazał się pełnym sukcesem. Oprócz sukcesów w działalności wywiadowczej, miał doskonałe wyniki w swojej oficjalnej pracy.
Do czasu. W 1981 roku FBI zdekonspirowało szpiega, skazując go tym samym na karę dożywotniego więzienia. Smaczku tej sprawie dodaje fakt, iż Zacharski został złapany dzięki wiadomością przekazanym władzom USA, przez Polaka pracującego w ONZ.
Takich niuansów mamy w książce o wiele więcej. Na przykład materiały które Polakowi udało się zdobyć były jak na swoje czasy tak dalece zaawansowane technologicznie, że polscy naukowcy po ich otrzymaniu nie byli w stanie ich rozszyfrować. Dlatego władze PRL zdecydowały się sprzedać/oddać je Związkowi Radzieckiemu. O tym jak mówi sam zainteresowany podobno nie miał pojęcia. Zacharski pomimo wpadki nigdy nie zdradził tajemnic państwowych, nie przyjął także propozycji FBI przejścia na ich stronę, mimo iż był zachęcany zarówno pieniędzmi jak i nękany psychicznie.
Książka „Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski. Wbrew regułom” czyta się rewelacyjnie. Jest napisana z zadziwiającą dbałością o szczegóły i detale. Autor nie stroni od prostych żołnierskich słów i nie boi się wypowiadać swojego własnego, czasami wręcz kontrowersyjnego zdania . Czasami może razić brak pełnego obiektywizmu autora. Jest to jednak ciekawa powieść sensacyjna z której możemy się dowiedzieć o sposobach działania służb specjalnych, o technikach werbunku oraz metodach wywiadowczych. Jestem pewien, że po przeczytaniu pierwszej części nie będzie osoby, która nie sięgnie po drugą jeszcze ciekawszą część.
Gorąco polecam.
Polski James Bond, z tą różnicą, że lepszy bo prawdziwy. Superszpieg który pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku, zwerbował do współpracy inżyniera amerykańskiej firmy zbrojeniowej, wykradając plany budowy m.in. rakiet typu Hawk, systemów radarowych dla samolotów budowanych w technologii stealth , czołgu M1 Abrams czy bombowca B1.
W chwili obecnej nie jest wiadome...
2021-02-16
Rewelacyjna trylogia. I choć za dużo zbiegów okoliczności to pochłania bez reszty.
Rewelacyjna trylogia. I choć za dużo zbiegów okoliczności to pochłania bez reszty.
Pokaż mimo to2008-09-24
W kwietniu 1940 roku Grzesiuk, w wyniku łapanki, został złapany przez Gestapo. Wpadł choć już wcześniej był poszukiwany przez hitlerowców z powodu posiadania broni. Został zesłany na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie w wyniku pobicia niemieckiego gospodarza trafił do swojego pierwszego obozu koncentracyjnego w Dachau. W ciągu pięciu lat niewoli był więziony jeszcze w Mauthausen i Gusen. Obozy te znajdowały się na terenie Austrii, która w wyniku Anschlussu z marca 1938 roku, stała się częścią III Rzeszy. Kompleks obozowy Mauthausen-Gusen należał do najcięższych obozów niemieckich w czasie II wojny Światowej. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale więźniowie którzy trafili tam z „naszego” obozu w Auschwitz- Birkenau, zgodnie twierdzili, że z chęcią wrócili by z powrotem. To pokazuje beznadzieje w której znalazł się pisarz.
Książek, opowiadań i analiz na temat obozów koncentracyjnych powstało na świecie miliony. Każdy mniej lub bardziej zainteresowany wie co się działo w takich miejscach i przez co musieli przechodzić więźniowie. Jednak wyżej wspomniana książka odbiega w stylu od reszty opracowań. Tutaj mamy gotową instrukcję jak taki obóz przetrwać.
Oczywiście dużo zależy od szczęścia, ale i więziony, jak się okazuje, ma też wpływ na swój los.
Grzesiuk stosował tylko dwie zasady. Pierwsza to „organizowanie” jedzenia a druga to wymigiwanie się od pracy. Poszukiwanie jedzenia w miejscu, gdzie głodzenie to jeden ze sposobów na złamanie więźnia, było podstawą egzystencji. Natomiast unikanie bądź markowanie pracy to sposób na przetrwanie. Autor uważał, że osoba która chciała uczciwie i ciężko pracować przy niewielkich racjach żywnościowych, nie miała żadnych szans na przeżycie. Dlatego jedyną szansą było unikanie wysiłku i poszukiwanie jedzenia. Myślę, że pisarzowi pomogły w tym doświadczenia z dzieciństwa, czyli spryt i cwaniactwo bo przecież „nie masz cwaniaka nad warszawiaka”.
Tak jak w przypadku „Boso ale w ostrogach”, także tu nie brakuje humoru, choć czasami jest to dowcip koloru czarnego. Nie brak także optymizmu, który motywuje bohatera do działania i walki o przetrwanie.
Pięć lat więzienia w obozie pozostawiło trwały ślad na Grzesiuku. O ile gruźlica, która doprowadziła go do śmierci, była najbardziej widoczna, to nikt nie wie ile blizn zostało w jego psychice. Dlatego też, autor przestrzega każdego, kto próbuje oceniać postępowanie więźniów. Twierdzi, że więźnia obozu koncentracyjnego może ocenić tylko ten, który przeszedł dokładnie to samo. Stopień zezwierzęcenia który panował w tym specyficznych warunkach, jest nie do opisania i jakakolwiek próba oceny wydaje się nietrafiona.
Warto przeczytać tą książkę, z kilku powodów. Tak jak wspomniałem sposób przedstawienia życia obozowego czy walki o przetrwanie różni się od ogólnie przyjętych wzorców i dobrze byłoby się z nim zapoznać. Warto także przekonać się jak wiara w uwolnienie może być bodźcem, dzięki któremu da się przetrzymać nawet najgorsze warunki. I na końcu fakt, że to nasza wspólna przeszłość przekazana z pierwszej ręki.
Gorąco polecam.
W kwietniu 1940 roku Grzesiuk, w wyniku łapanki, został złapany przez Gestapo. Wpadł choć już wcześniej był poszukiwany przez hitlerowców z powodu posiadania broni. Został zesłany na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie w wyniku pobicia niemieckiego gospodarza trafił do swojego pierwszego obozu koncentracyjnego w Dachau. W ciągu pięciu lat niewoli był więziony jeszcze w...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-10-29
Jest to druga część autobiografii polskiego superszpiega.
Po powrocie do Polski Zacharski dalej prowadził podwójne życie. Został mianowany dyrektorem centrali handlu wewnętrznego PEWEX oraz szkolił oficerów wywiadu. Po przełomie politycznym został pozytywnie zweryfikowany do służby w Urzędzie Ochrony Państwa. Jego głównym zadaniem była infiltracja rosyjskich służb wywiadowczych. W 1995 dostał informacje od rosyjskiego szpiega, iż wysoko postawiony człowiek polskiej lewicy jest rosyjskim szpiegiem. Tą osobą miał być ówczesny premier Józef Oleksy. Właśnie ta sprawa jest głównym wątkiem książki. Zaważyła na całym późniejszym życiu Zacharskiego, ponieważ po przejęciu władzy przez lewicę, stał się on w kraju persona no grata.
We wcześniejszej mojej recenzji napisałem, iż „Rosyjska ruletka” jest książką ciekawszą niż pierwsza część i nietrudno mi to powtórzyć. Jest ciekawsza z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze opisuje czasy nam nieodległe. Większość z opisanych tam osób, szczególnie z lewicy jest do tej pory czynna politycznie. A sam osobiście pamiętam niektóre migawki z wiadomości telewizyjnych na temat afery Olina, jak ją później nazwano. Po drugie możemy śledzić wewnętrzne rozgrywki polityczne o których nie usłyszymy w mediach, potajemne spotkania polityków, metody odwracania rosyjskich agentów. To typowa powieść szpiegowska przedstawiająca związki polityki z tajnymi służbami, tyle tylko że, bohaterowie w nich występujący są prawdziwi z krwi i kości. Zacharski stara się być obiektywny, choć oczywiście poznajemy tylko jego własną wersje wydarzeń. Czasami mamy wrażenie, że swoje zasługi trochę uwypukla i koloryzuje, natomiast porażki stara się przedstawić w mniej ostrych barwach. Nie zmienia to faktu, że dostaje się politykom nie tylko lewicowym ale także z drugiej strony barykady. Jak sam mówi, starał się służyć Polsce, bez względu na to, kto w danym momencie rządził . Nasuwa się tutaj na myśl przeciwstawna postać Ryszarda Kuklińskiego, który jak wiemy zdradził ówczesne władze PRL i uciekł do USA. Nie mnie oceniać który z nich jest bohaterem i który obrał właściwą drogę. To rozstrzygną za kilkadziesiąt lat historycy i podejrzewam, nowe odtajnione dokumenty o których istnieniu jeszcze nie wiemy.
Faktem jest natomiast, że Zacharski jak nikt inny potrafił się przystosować do zmieniających się warunków i ta cecha uczyniła go jednym z najlepszych szpiegów w polskiej historii. Mam tylko nadzieję, że Ci najlepsi nigdy nie zostaną złapani.
Jego życie przedstawione w tych dwóch częściach biografii mogło by stanowić doskonałą kanwę dla niejednego filmu sensacyjnego. Czasami aż trudno uwierzyć, że historie opisane w tej książce przytrafiły się jednej osobie.
W 2008 roku na antenie telewizji TVN, został wyemitowany serial dokumentalno-fabularny pt. „Szpieg”. W sześciu odcinkach poznajemy cała historię Mariana Zacharskiego. Zarówno operację w Stanach Zjednoczonych jak i później jego życie w Polsce. Dla tych którzy mają awersje do książek, serial ten jest doskonałym streszczeniem całej biografii Mariana Zacharskiego.
Ja oczywiście gorąco polecam książkę.
Jest to druga część autobiografii polskiego superszpiega.
Po powrocie do Polski Zacharski dalej prowadził podwójne życie. Został mianowany dyrektorem centrali handlu wewnętrznego PEWEX oraz szkolił oficerów wywiadu. Po przełomie politycznym został pozytywnie zweryfikowany do służby w Urzędzie Ochrony Państwa. Jego głównym zadaniem była infiltracja rosyjskich służb...
2023-08-11
Książkę pana Marka Budzisza można streścić łacińską sentencją ,, Si vis pacem, para bellum".
Chcemy pokoju to musimy przygotować się do wojny. My sami. Bez oglądania się na innych.
Książkę pana Marka Budzisza można streścić łacińską sentencją ,, Si vis pacem, para bellum".
Chcemy pokoju to musimy przygotować się do wojny. My sami. Bez oglądania się na innych.
2013-04-27
Zastanawiam się, co napisać o powyższej książce, by oddać jej właściwy hołd, a nie popaść w zbytnia egzaltację i śmieszność.
Dowiedziałem się o niej, od mojego kolegi z Belgii.
Dwa lata temu, w mailu polecającym książkę, napisał o niej, że pozycję powinien przeczytać każdy na Zachodzie, zanim będzie się wypowiadał o Polakach.
Zgadzam się z nim w stu procentach.
Skończyłem czytać ją kilka dni temu, a do tej pory nie mogę o niej zapomnieć.
Pomimo znajomości wielu faktów z historii II Wojny Światowej, lektura książki wywołuje
ogromne uczucie złości, gniewu i frustracji. Inaczej być nie może, bo to jak zostali potraktowani Polacy przez tak zwaną Wielka Trójkę, woła o pomstę do nieba.
Nie chodzi tu o samego Stalina, bo jego historia już dawno oceniła, ale o Churchilla i Roosvelta. Nie boję się nazwać ich kłamcami i zdrajcami.
Ich pragmatyzm wybiegał daleko poza interesy własnych państw. Od samego początku polscy żołnierzy pełnili rolę mięsa armatniego, na ich szczęście, dodatkowo bardzo cennego mięsa, które miało znaczący wpływ na przebieg działań wojennych.
Dzięki lekturze książki, ugruntowałem swoją opinię na temat Powstania Warszawskiego, jako koniecznego w tamtym warunkach geopolitycznych.
Zacząłem się także zastanawiać, nad śmiercią generała Sikorskiego i pomimo znanego wyniku sekcji zwłok, jestem w stanie przyjąć wersję o zamachu jako wiarygodną i logiczną.
Z ogromną radością i dumą czytałem o wyczynach naszych lotników w czasie Bitwy o Anglię i dochodzę do wniosku, iż działania naszych rodaków, nie tylko żołnierzy ale i polityków, były właściwe i na miarę owych czasów. Ciężko tylko przyjąć do wiadomości, że byliśmy niewiele znaczącym trybikiem, wykorzystanym i porzuconym.
Wartość książki i zawartych w niej faktów, wzrasta niewymiernie z powodu pochodzenia autorów. Ci państwo, którzy ją napisali, pochodzą z Ameryki i są małżeństwem.
I to, że książka nie powstała w Polsce czyni ją ważnym głosem w światowej dyskusji na temat II Wojny Światowej. Unikamy bowiem oskarżenia, że popadamy w przesadę.
Pani Lynne Olson jest także autorką ciekawej pozycji pt. „Buntownicy” o której pisałem tu. Zarówno w „Buntownikach” jak i w „Sprawie honoru” autorka celnie punktuje błędy wielkich mocarstw oraz ich makiawelistyczny charakter.
Omawiana książka ma kilka mocnych fragmentów, które trafnie opisują tragizm narodu polskiego. W głowie tkwią mi trzy kwestie o których z pewnością szybko nie zapomnę.
Pierwszy to cytat z przemówienia Churchilla, który mówiąc o Polakach stwierdza, że to właśnie honor jest spoiwem, które łączy aliantów. Co za hipokryzja.
Drugi moment, którym nota bene książka się rozpoczyna, jest scena z parady zwycięstwa w Londynie w 1946 roku, kiedy to zaproszono do udziału w niej nawet najbardziej egzotycznych sprzymierzeńców, a pominięto przedstawicieli czwartej co do wielkości armii alianckiej. Przykre.
Ostatnia scena, to opis dnia 8 maja 1945 roku, kiedy to po wielu latach zaciemnienia miast, oświetlono największe budynki Londynu, Paryża, Pragi, Amsterdamu, Oslo itd.
Z okazji zwycięstwa ludzie wyszli na ulice swoich miast ciesząc się, wiwatując i puszczając sztuczne ognie, a jedynym miastem w którym panował mrok i zaduch śmierci była Warszawa.
Co do struktury książki to dzieli się ona na dwie zasadnicze części. Pierwsza koncentruje się na losach piątki pilotów myśliwców, którzy brali udział w działaniach RAF`u.
Druga cześć przedstawia tło historyczne i rolę Polski w II Wojnie Światowej.
Książkę szczerze polecam.
Zastanawiam się, co napisać o powyższej książce, by oddać jej właściwy hołd, a nie popaść w zbytnia egzaltację i śmieszność.
Dowiedziałem się o niej, od mojego kolegi z Belgii.
Dwa lata temu, w mailu polecającym książkę, napisał o niej, że pozycję powinien przeczytać każdy na Zachodzie, zanim będzie się wypowiadał o Polakach.
Zgadzam się z nim w stu procentach.
Skończyłem...
2023-03-02
2023-03-13
2023-11-04
Rewelacyjna książka. Początek jest trudny, nieszablonowy.
Później już trudno się od niej oderwać. Zachwyt nad książką adekwatne.
Rewelacyjna książka. Początek jest trudny, nieszablonowy.
Później już trudno się od niej oderwać. Zachwyt nad książką adekwatne.
2020-11-29
Gdy czytasz interesująca książkę, na temat który jest ważny dla Ciebie, zdarza Ci się nie przespać nocy. Obowiązki dnia codziennego wydają się błahe. W telewizji już nie pokazują nic ciekawego, a pies może kolejną godzinę poczekać na przyrzeczony spacer.
Nie możesz się doczekać kiedy znów będziesz mógł pogrążyć się w świecie o którym czytasz. Jesteś oddany książce w 100%.
A teraz zastanówmy się czy można być obiektywnym i pisać bez emocji o wojnie w której się uczestniczy? Czy można przedstawiać suche fakty o żołnierzach z którymi się jeszcze godzinę temu rozmawiało, a w tej chwili są już zabici? Czy można oceniać obiektywnie działania dowódców, którzy pod obstrzałem, bez łączności musieli prowadzić natarcia? W jaki sposób przedstawić heroiczne czyny zwykłych prostych ludzi? Bez emocji, patosu?
Napisałem wstęp w ten sposób , ponieważ autor książki o której chcę opowiedzieć został posądzany o subiektywizm, o wyolbrzymianie i przekoloryzowanie faktów. A tymczasem książka jest wspaniałym reportażem, który w sposób obrazowy przedstawia kolejne natarcia i ofensywy jakie miały miejsce przy zdobywaniu wzgórza klasztornego.
W książce znajdują się dziesiątki fotografii które doskonale uzupełniają i tak obszerne opisy działań wojennych. Wspaniałą cechą Wańkowicza jako pisarza, jest fakt, że przedstawiając wydarzenia nie ogranicza się do podania suchych danych statystycznych.
Pokazuje żołnierzy jako ludzi z krwi i kości, których los rzucił na wojenne ścieżki. Książka niestety nie ma głównego bohatera. Nie ma czasu na bliższe poznanie żołnierzy z którymi miał styczność Wańkowicz. Nierzadko giną nie dochodząc nawet do pozycji wyjściowych.
Wojna ukazana w książce jest okrutna , zgniła i bez skrupułów. Niejednokrotnie przyjaciel musiał zasłaniać się martwym przyjacielem, by przeżyć. Niejednokrotnie żołnierz musiał leżeć na gnijącym trupie żołnierza z poprzednich natarć. Pourywane kończyny, rany postrzałowe czy wnętrzności wypływające z podbrzusza to rzeczywistość z jaką musieli się zmagać żołnierze w dniach 11 -19 maja 1944.
Do momentu rozpoczęcia polskiej ofensywy siły alianckie straciły w 3 głównych natarciach 54 tysiące ludzi. Czwarte natarcie 2 Korpusu przyniosło śmierć prawie tysiąca żołnierzy.
Ofiarność i poświęcenie z jakim walczyli nasi żołnierze, powinny być przykładem dla każdego Polaka, szczególnie w dzisiejszych czasach kiedy cieszymy się niczym niezmąconą wolnością.
Powinniśmy mieć świadomość, że ktoś kiedyś ofiarował swoje życie by przyszłe pokolenia mogły spokojnie w zaciszu swojego domu pisać blogi ;)
Całą książkę czyta się bez wytchnienia, dowiadując się wielu nieznanych faktów. Dla mnie osobiście szokiem była informacja znajdująca się na końcu książki, gdzie autor wspomina o uroczystości rozpoczęcia odbudowy miasta Cassino. W 11 miesięcy po zdobyciu przez 2 Polski Korpus wzgórza Monte Cassino wraz z przyległymi szczytami, władze włoskie zaprosiły przedstawicieli wszystkich sił alianckich oprócz Polski. W zastępstwie Polaków pojawił się…ambasador ZSRR.
Jednak zdrady Polski w okresie II Wojny Światowej to już całkiem odrębny temat.
Kolejna sprawą o której myślałem podczas czytania książki, jest brak filmu który przedstawiałby losy nie tylko samej bitwy na linii Gustawa ale także historii całego 2 Korpusu. Od początków w łagrach na Syberii aż do roku 1947 w którym Korpus rozwiązano. Szukając trochę w internecie natknąłem się na informacje, że próby realizacji takiego filmu miały miejsce. W 2004 roku pojawiła się wiadomość ,iż panowie Konecki i Saramonowicz (!) mają gotowy scenariusz do filmu o roboczym tytule „5-9-3”. Film nie miał być adaptacją książki Wańkowicza , a historią opowiadającą losy 3 żołnierzy zaraz po wojnie. Sama bitwa miała być ukazana w retrospekcjach.Mamy 2011 rok więc wiadomo, że filmu nie udało się dokończyć.
Kończąc swój wywód chciałbym tylko wrócić na chwilę do książki. Polecam przeczytanie „Bitwo o Monte Cassino” w wydaniu III tomowym, ponieważ nowsze mają formę jednej książki i z tego co mi wiadomo zostały okrojone.
P.S. Mam takie wielkie szczęście iż mój pradziadek uczestniczył w walkach o Monte Cassino. Wojnę przeżył, wrócił z Wielkiej Brytanii i doczekał spokojnej starości.
Został mi po nim Krzyż Walecznych, właśnie za walkę o wzgórze klasztorne
Gdy czytasz interesująca książkę, na temat który jest ważny dla Ciebie, zdarza Ci się nie przespać nocy. Obowiązki dnia codziennego wydają się błahe. W telewizji już nie pokazują nic ciekawego, a pies może kolejną godzinę poczekać na przyrzeczony spacer.
więcej Pokaż mimo toNie możesz się doczekać kiedy znów będziesz mógł pogrążyć się w świecie o którym czytasz. Jesteś oddany książce w 100%....