-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant25
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać424
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2023-09-28
2023-09-14
2021-07-16
2019-02-17
2019-03-15
2019-04-05
2019-07-05
2019-10-20
2020-11-17
2020-11-09
2018-04-07
2016-03-14
2014-12-14
Oto jest i już jej nie ma.
Pojawiła się niespełna miesiąc temu, jeszcze ciepła i pachnąca.
Ale co z tego, jeśli przeczytanie jej zajęło mi w sumie trzy dni?
Już się skończyła. Skończyła się także trylogia.
Jedna z najciekawszych serii sensacyjno-szpiegowskich.
Choć autor nie uśmierca głównych bohaterów jasne jest, że opowieść ma swój finał.
I ogarnia mnie smutek z tego powodu, gdyż lektura sagi „N”, jak ją kiedyś nazwałem, dostarczyła mi mnóstwo niezapomnianych wrażeń.
Jest wielce prawdopodobne, że w przyszłości ponownie do niej wrócę.
Czego z reguły nie robię.
Akcja książki, podobnie jak w poprzednich częściach, toczy się wielotorowo.
Filarami opowieści są cztery wątki, którym przewodzą Jagan, na kierunku kaukaskim, Konrad i Sara w Iranie, Michaił Popowski w Rosji oraz Harriet z Gunarem w Szwecji.
Każdy z nich teoretycznie prowadzi do innych wydarzeń i na pierwszy rzut oka nic ich nie łączy. Jednak w siatce szpiegowskiej, nie ma niepowiązanych spraw.
To co się dzieje na jednym końcu świata ma wpływ na wydarzenia na drugiej półkuli.
Świat ludzkich zależności jest jak naczynia połączone, który ma wpływ także na ciebie.
W Szwecji zamaskowani bandyci brutalnie zabijają trzy osoby a jedną porywają.
Polski wywiad zostaje poproszony przez Wielką Brytanię o dostarczenie niezbitych dowodów dotyczących irańskiego programu nuklearnego. Trwają więc przygotowania do niebezpiecznej ekspedycji w której Wydział Q poniesie niepowetowane straty.
W Moskwie następuje cicha zmiana warty na najwyższych szczeblach rosyjskiego wywiadu. Popowski zostaje wciągnięty, przez odchodzącego przełożonego, w spisek mający na celu zdyskredytowanie nowych szefów.
Wszystko co od tej pory zrobi, dokona na własne ryzyko, wiedząc, że nie otrzyma z nikąd pomocy a momencie wpadki zostanie oskarżony o zdradę narodową.
Jednak Misza podejmie ryzyko, gdyż nowe władze dążą do konfrontacji z Zachodem a wojna nie jest dobrym rozwiązaniem dla nikogo.
Popowski do realizacji zadania użyje wspomnianego Jagana.
Cele pułkownika Popowskiego są zbieżne z jego własnymi więc zgadza się bez mrugnięcia okiem. Jedyny błąd który oficer popełnia względem żołnierza specnazu, to jedna obietnica za dużo. A tego rosyjski komandos nie wybacza.
Na kolejnych ośmiuset stronach wydarzenia biegną lawinowo.
Do momentu w którym każdy z bohaterów musi podjąć decyzje, mające zasadniczy wpływ na ich dalsze losy.
Fanom relacji Konrada z Michaiłem Popowskim podpowiem, że zakończenie książki ich zaskoczy.
Gorąco polecam.
Oto jest i już jej nie ma.
Pojawiła się niespełna miesiąc temu, jeszcze ciepła i pachnąca.
Ale co z tego, jeśli przeczytanie jej zajęło mi w sumie trzy dni?
Już się skończyła. Skończyła się także trylogia.
Jedna z najciekawszych serii sensacyjno-szpiegowskich.
Choć autor nie uśmierca głównych bohaterów jasne jest, że opowieść ma swój finał.
I ogarnia mnie smutek z...
2014-11-30
Kerouac w swoich zamierzeniach pisarskich próbował dorównać Proustowi.
Chciał by jego książki powiązane były chronologicznie i osobowo, na wzór
„W poszukiwaniu straconego czasu”. Przedwczesna śmierć zniweczyła jego plany.
Niemniej jednak większość ze swoich osobistych doświadczeń zdołał opublikować.
Dzięki temu mamy możliwość zapoznania się z jego życiem, z pierwszej ręki.
Najwcześniejszy etap zawarł w „Wizjach Gerarda”. Opowieści o swoich starszym bracie, który umarł w wieku bodajże dziewięciu lat. Jack miał wtedy cztery lata.
Kolejnym epizodem jest właśnie opowieść z „Maggie Cassidy”.
To książka o miłości. Tej pierwszej. Nastoletniej.
Alter-ego artysty, Jack Duluoz, jest lokalną gwiazdą lekkoatletyki.
W Sylwestra 1938/1939 poznaje tytułową Maggie Cassidy, irlandzką piękność, w której zakochuje się szaleńczo i ze wzajemnością.
Pierwsze miesiące przebiegają zakochanym kolorowo i sympatycznie.
Jak wielu z nas twierdzi, pierwsza miłość jest tą jedyną i prawdziwą.
Podobnie odbierali to Jack i Maggie.
Jednak wszystko co dobre szybko się kończy.
Za chwilę młody Duluoz kończy siedemnaście lat a z końcem roku szkolnego podejmuje decyzję o wyjeździe do Nowego Jorku, na studia na Uniwersytecie Columbia.
To nie współgra z oczekiwaniami Maggie, która marzy o ślubie, dzieciach i domku z czerwonym gankiem. Brak jednoznacznej deklaracji ze strony Jacka powoduje napięcia i kłótnie, które w końcowym efekcie doprowadzają do zerwania.
Młodzi podejmują jeszcze jedną próbę pogodzenia się, jednak wizyta Maggie Cassidy w Nowym Jorku kończy się klęską.
W młodym Duluozie/Kerouaku kiełkuje już dusza artysty i wagabundy, Maggie kocha swój malutki świat na prowincji w Lowell, niespełna stutysięcznym miasteczku w stanie Massachusetts.
Wielka, gorąca miłość spłonęła więc w ogniu ambicji i chęci poznawania świata.
Lub może w ich zupełnym braku.
Sama książka ujmuje lekkością, naiwnością i prostotą.
Czytając „Maggie Cassidy” nie sposób nie wspomnieć własnych doświadczeń i miłosnych rozterek, które rozpalały nasze serca w szkolnych, dawnych czasach.
W tym wypadku książka sprawdza się w stu procenta, ponieważ jej lektura sprawia czytającemu ogromną przyjemność.
Polecam.
Kerouac w swoich zamierzeniach pisarskich próbował dorównać Proustowi.
Chciał by jego książki powiązane były chronologicznie i osobowo, na wzór
„W poszukiwaniu straconego czasu”. Przedwczesna śmierć zniweczyła jego plany.
Niemniej jednak większość ze swoich osobistych doświadczeń zdołał opublikować.
Dzięki temu mamy możliwość zapoznania się z jego życiem, z pierwszej...
2014-10-25
Jest to jedna z najważniejszych książek, które udało mi się przeczytać w 2014 roku.
Autorka Magdalena Grzebałkowska, która jest dziennikarką ”Gazety Wyborczej”, wykonała tytaniczną pracę, której efektem jest obszerna i drobiazgowa biografia Zdzisława i Tomka Beksińskich.
Czasami ma się poczucie, że niektórych faktów z życia, szczególnie Tomka, lepiej nie wiedzieć.
Ale to tylko świadczy o profesjonalizmie pani Grzebałkowskiej.
Każdy zapewne wie, że losy rodziny Beksińskich są smutne i tragiczne.
W kontekście malarstwa Zdzisława, wydają się wręcz naznaczone piętnem śmierci.
Tematyka obrazów, głównie okresu fantastycznego, jest tak dominująca w dorobku artysty, iż stała się jego znakiem rozpoznawczym. Tym znakiem jest śmierć i cierpienie.
Wydawać by się mogło, że samobójstwo syna i morderstwo ojca jest dopełnieniem jego malarstwa. Ale tak nie było.
Zabójstwo Zdzisława Beksińskiego jest po prostu nieszczęśliwym wypadkiem, pechowym zbiegiem okoliczności. Jest tragicznym zdarzeniem, które trudno przewidzieć.
Inna sytuacja jest z Tomkiem Beksińskim. Jego śmierć jest efektem wielu lat zaniedbań wychowawczych, wpływu i fascynacji ojcem oraz własnych złych decyzji.
Dla mnie oczywistym faktem alienacji syna, w książce zaznaczonym tylko niewyraźnie, jest chęć zbudowania własnego życia na wzór relacji jego rodziców.
Żona Beksińskiego, Zofia, poświęciła całe swoje życie mężowi. W każdym, nawet najmniejszym aspekcie własnych ambicji czy marzeń, oddała swoją tożsamość na potrzeby artysty i jego malarstwa.
Nie grymasząc i nie narzekając, przez całe dziesięciolecia, stała przy boku męża.
Z punktu widzenia Zdzisława, była żoną idealną.
Tomek przez całe swoje życie szukał podobnego układu, a każde większe niepowodzenie kończył próbą samobójczą. Problemem był też ciężki charakter.
Był jedynakiem i posiadł wszystkie jego negatywne cechy.
Był niewyobrażalnym egoistą i egocentrykiem, nieliczącym się i nie szanującym nawet własnych rodziców. Był oczywiście przy tym bardzo wrażliwym człowiekiem.
W związku z tym nie był w stanie poradzić sobie z otaczającą rzeczywistością.
Bodajże czwarta próba samobójcza okazała się tą ostatnią.
Zdzisław przeżył Tomka tylko o sześć lat. Został zamordowany przez syna swojego znajomego, który świadczył mu usługi remontowe. Nie chciał się zgodzić na pożyczkę pieniędzy wobec czego został zasztyletowany.
Kończąc, „Portret podwójny” jest skarbnicą wiedzy na temat życia, malarstwa i pasji rodziny Beksińskich. Jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników twórczości Zdzisława i Tomka.
Polecam gorąco.
Jest to jedna z najważniejszych książek, które udało mi się przeczytać w 2014 roku.
Autorka Magdalena Grzebałkowska, która jest dziennikarką ”Gazety Wyborczej”, wykonała tytaniczną pracę, której efektem jest obszerna i drobiazgowa biografia Zdzisława i Tomka Beksińskich.
Czasami ma się poczucie, że niektórych faktów z życia, szczególnie Tomka, lepiej nie wiedzieć.
Ale to...
2014-10-12
To nie jest książka dla wszystkich.
Jest ogromna, wyrywkowa, ciekawa, nudna, porywająca, ciągnąca się, niezrozumiała, prosta, skomplikowana, obnażająca, skrywająca.
Przede wszystkim jest prawdziwa.
Ukazuje przyjaźń, jaka niewątpliwie łączyła dwóch wybitnych pisarzy na przestrzeni dwudziestu pięciu lat, przez pryzmat ich prywatnej korespondencji.
Tematy które porusza dotykają każdej sfery ich życia, z tymi najbardziej intymnymi włącznie. Jednak głównie ich uwaga jest skupiona na literaturze.
Tej stworzonej i tworzonej.
Listy niejednokrotnie stanowią poligon pisarskich eksperymentów, z których czerpią natchnienie i tematy do swoich książek. Pisarze motywują się nawzajem, wspierają, krytykują, kłócą i godzą.
Kerouaca trzeba lubić, Ginsberga rozumieć. Ich życie prywatne miało bezpośredni wpływ na ich twórczość, dlatego powyższa pozycja jest tak ważna dla fanów i czytelników ich dzieł.
Oczywiście ich życie prywatne także może być interesujące.
Allen Ginsberg jako zadeklarowany biseksualista, dzieli się z przyjacielem, nawet tymi najbardziej pikantnymi doświadczeniami sfery seksualnej.
Kerouac zagorzały heteroseksualista, toleruje wybory przyjaciela choć niejednokrotnie daje do zrozumienia, że doświadczenia z mężczyznami go nie pociągają.
W przypadku autora „W drodze” odczuwam pewien niedosyt, ponieważ ciekawił mnie szczególnie jego ostatni okres życia, w którym konsekwentnie odżegnywał się od ruchu literacko-obyczajowego pokolenia beatu.
Korespondencja kończy się bodajże w 1963 roku a więc na sześć lat przed jego śmiercią.
To ciekawe, ponieważ to Kerouac wymyślił nazwę i był protoplastą beatnika.
Wraz z wzrastająca popularnością jego książek, rosła także frustracja ze zdobytej sławy, którą starał się zbalansować adekwatną ilością alkoholu. To doprowadziło do izolowania się od świata i właśnie znajomość z Ginsbergiem, była tą która przetrwała najdłużej.
Interesujące jest także dążenie obu artystów do celu jakim było publikowanie swojej twórczości. Wspierali się nawzajem i promowali przy każdej dogodnej okazji.
Byli dogłębnie przekonani o swojej wartości i sukces, choć często drogo okupiony, był tylko kwestią czasu.
Książkę gorąco polecam.
To nie jest książka dla wszystkich.
Jest ogromna, wyrywkowa, ciekawa, nudna, porywająca, ciągnąca się, niezrozumiała, prosta, skomplikowana, obnażająca, skrywająca.
Przede wszystkim jest prawdziwa.
Ukazuje przyjaźń, jaka niewątpliwie łączyła dwóch wybitnych pisarzy na przestrzeni dwudziestu pięciu lat, przez pryzmat ich prywatnej korespondencji.
Tematy które porusza...
2011-07-20
Jest to książka opowiadająca historię amerykańskiego księdza który przybył do Watykanu na kurs dla przyszłych egzorcystów. Polecam ją szczególnie osobom które chciałyby dowiedzieć się czegoś więcej na temat wypędzania złych duchów. Jest swoistym kompendium wiedzy, posiadającym mnóstwo przypisów, dzięki którym mamy dostęp do dużej liczby pozycji opisującej tytułowy wątek.
Autor jest amerykańskim dziennikarzem który chcąc napisać artykuł o egzorcyzmach spotyka na wspomnianym kursie głównego bohatera książki księdza Gary`ego Thomasa. Natomiast ksiądz Thomas, także Amerykanin , został oddelegowany na kurs dla egzorcystów przez swojego biskupa.
Dla nie znających w ogóle tematu egzorcyzmów , może dziwnym się wydawać fakt, że duża część księży ma ambiwalentny stosunek do istnienia szatana. Z punktu widzenia wiary, istnienie Boga i szatana jest podstawą, z punktu widzenia nauki istnienie duchów nie jest już potwierdzone żadnymi dowodami, dlatego księża starają się w ogóle tego tematu nie poruszać. Według ustalonego prawa każda parafia powinna posiadać swojego egzorcystę, a w rzeczywistości znaczna większość tego nie zrobiła, bojąc się posądzenia o średniowieczne poglądy. Pod koniec XX wieku sytuacja stawała się dramatyczna, co wymusiło na Watykanie podjęcie odpowiednich kroków. I tak w 1993 roku z inicjatywy m.in. księdza Gabriele Amortha, oficjalnego egzorcysty Watykanu, oraz Jeremiego Davisa powstało Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów , mające za zadanie zwrócenie uwagi księży i osób świeckich na ten palący problem. W 1997 roku Stolica Apostolska opublikowała Nowy Rytuał, która ma być bardziej odpowiadający współczesnym wymaganiom.
Organizowane są kursy dla przyszłych egzorcystów. Z powodu zaniechania obrzędów egzorcystycznych coraz mniej jest księży którzy mogą przekazać swoją wiedzę i podzielić się swoimi doświadczeniami.
Matt Balio pisząc tą książkę dobrze odrobił pracę domową. Patrząc na bibliografię, na ilość książek które zawiera, widzimy że istnieje bardzo obszerny i ciekawy świat o którym trudno coś usłyszeć w mass mediach, a który dla wielu ludzi stanowi ważny element życia.
Dodatkową zaletą tej książki jest fakt, że autor ,choć zadeklarowany katolik, nie wierzył w szatana i egzorcyzmy. Po zebraniu materiałów , po uczestnictwie w obrzędach, po rozmowach z księżmi przyznał , iż doświadczenia zebrane przy pracy pomogły zgłębić jego wiarę. Wiara jest tematem delikatnym, nie powinno się narzucać siłą swoich poglądów. Moim zdaniem wiara ma wypływać z chęci a nie z obowiązku. Dopiero wtedy jest pełna i szczera.
Podsumowując mój wywód, mogę zapewnić że ta książka jest na pewno szczera i czytanie jej to czysta przyjemność.
Polecam.
Jest to książka opowiadająca historię amerykańskiego księdza który przybył do Watykanu na kurs dla przyszłych egzorcystów. Polecam ją szczególnie osobom które chciałyby dowiedzieć się czegoś więcej na temat wypędzania złych duchów. Jest swoistym kompendium wiedzy, posiadającym mnóstwo przypisów, dzięki którym mamy dostęp do dużej liczby pozycji opisującej tytułowy...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
Idąc za ciosem, chciałem przedstawić Wam książkę, którą powinni przeczytać wszyscy ci, którym na hasło „Kukliński” przychodzi do głowy słowo zdrajca. Oczywiście ja także stosuję zasadę ograniczonego zaufania, praktycznie we wszystkich informacjach, które do mnie docierają, czy to poprzez książki czy telewizję. Dlatego biorę pod uwagę, że przyszłe lata mogą zweryfikować moje poglądy odnośnie pułkownika.
Jest tyle możliwych scenariuszy dotyczących nie tylko początków samej współpracy, przekazywania dokumentów ale i na przykład późniejszych losów jego synów, że zawsze z tyłu głowy wisi pytanie „Czy aby na pewno?”
To co mnie przekonuje do Kuklińskiego, to świadectwo osób trzecich na jego temat. Głównie mam tu na myśli Jana Nowaka-Jeziorańskiego oraz Zbigniewa Brzezińskiego. Z ich relacji wyłania się obraz człowieka niezłomnego i kochającego Polskę ponad wszystko. Patriotę, który poświęcił życie swoje i swojej rodziny.
Napisałem w recenzji filmu „Jack Strong”, że są wartości i prawa fundamentalne, nazwijmy je boskie, których nie dotyczą żadne ramy ustanowione przez człowieka. Tym prawem jest życie ludzkie. Dlatego, choć Kukliński zdradził swoich współtowarzyszy broni, zrobił to dla wyższych celów. Zrobił to dla życia mojego i twojego.
Jestem w stanie zrozumieć rozgoryczenie wojskowych z tamtej epoki, że czują się przez pułkownika zdradzeni. Ale jak mieli się czuć polscy obywatele, do których strzelało wojsko, mające w założeniu ich chronić. To nie jest zdrada?
Ryszard Kukliński zdradził armię, która była wasalem Sowietów.
Ludowe Wojsko Polskie zdradziło naród.
Które z tych dwóch przewinień ma większe brzemię?
Benjamin Weiser jest amerykańskim dziennikarzem, który poświęcił kilka lat swojego życia by napisać powyższa książkę. Opierał się na dokumentach udostępnionych przez CIA, relacjach świadków oraz rozmowach z samym zainteresowanym.
Powstała interesująca relacja ciekawych czasów i dramatycznych wyborów z nimi związanych. Jest to historia człowieka, który przeciwstawił się totalnej sile, by żyć w zgodzie z własnym sumieniem i nie ma w tym ani krzty przesady.
Czy aby na pewno?
Gorąco polecam.
Idąc za ciosem, chciałem przedstawić Wam książkę, którą powinni przeczytać wszyscy ci, którym na hasło „Kukliński” przychodzi do głowy słowo zdrajca. Oczywiście ja także stosuję zasadę ograniczonego zaufania, praktycznie we wszystkich informacjach, które do mnie docierają, czy to poprzez książki czy telewizję. Dlatego biorę pod uwagę, że przyszłe lata mogą zweryfikować moje...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-14
Tak jak wspomniałem przy okazji „Silmarillionu, powyższa książka jest jego kontynuacją, uzupełnieniem a także dopełnieniem.
Z tą różnicą, że ciekawszą z punktu widzenia fana trylogii o pierścieniu.
W „Niedokończonych opowieściach” dostajemy dużo dodatkowych informacji na temat praktycznie wszystkich bohaterów „Hobbita” i „Władcy Pierścieni”. Część z nich była opublikowana w dodatkach do przygód Froda, ale to tutaj wszystko zostało przejrzane i uporządkowane chronologicznie przez syna Tolkiena, Christophera.
Znajdują się tu między innymi, poszerzone opowieści o Turinie i Tuorze, możemy przeczytać o pochodzeniu Istarich, o historii Numenoru, o Galadrieli i Celebornie i wielu wielu innych.
W pierwszej chwili, gdy kupiłem książkę to miałem mieszane uczucia.
Może nie było warto? Może próbują to znaczy już mnie naciągnęli?
Nic z tych rzeczy.
Niech nie zraża nikogo przymiotnik „niedokończone” w tytule.
Nie ma to żadnego wpływu na odbiór książki.
Naprawdę warto przeczytać.
Polecam.
Tak jak wspomniałem przy okazji „Silmarillionu, powyższa książka jest jego kontynuacją, uzupełnieniem a także dopełnieniem.
Z tą różnicą, że ciekawszą z punktu widzenia fana trylogii o pierścieniu.
W „Niedokończonych opowieściach” dostajemy dużo dodatkowych informacji na temat praktycznie wszystkich bohaterów „Hobbita” i „Władcy Pierścieni”. Część z nich była opublikowana...
2013-11-30
To wszystko wina Gandalfa. Czarodzieja, Majara, który przybył z Valinoru, krainy Valarów by strzec wszystkich stworzeń żyjących w Śródziemiu. Strzec od zła i ciemności.
Gandalf, lub jak mawiali numenorejczycy Mithrandir, spotkał na pograniczu Shire`u Thorina Dębową Tarczę, dumnego krasnoluda i następcę tronu w Królestwie pod Górą.
Namówił go by zorganizował wyprawę kilkunastu pobratymców i zabił smoka, który wiele lat temu zniszczył i zagrabił królestwo krasnoludów, znajdujące się pod Samotną Górą. Podpowiedział mu, żeby do swojej wyprawy włączył hobbista Bilbo Bagginsa, który jako włamywacz byłby w stanie wykraść Arcyklejnot strzeżony przed wspomnianego smoka.
Zarówno krasnolud, szukający zemsty i pragnący odzyskać swoją ojczyznę jak i Bilbo, wyjątkowy hobbit, który marzył o dalekich wyprawach, zostali wykorzystani przez Gandalfa, by poprzez własne cele przyczynili się do walki dobra ze złem.
Otóż Władca Ciemności Sauron, znowu pojawił się w Śródziemiu i pomimo jeszcze niematerialnego stanu, rósł szybko w siłę. Dodatkowo smok, który zamieszkiwał górę Erebor, skutecznie odstraszał wszystkie dobre stworzenia od zamieszkiwania na pobliskich terenach, przyczyniając się tym do coraz większej aktywności orków i goblinów. Cień ogarniał coraz większe połacie świata.
Nastał czas działania i choć nie wszyscy byli tak dalekowzroczni jak Gandlaf, to właśnie dzięki niemu trzynastu krasnoludów i jeden hobbit wyruszyli na przygodę swojego życia.
To właśnie podczas tej podróży Bilbo wejdzie w posiadanie pierścienia od którego zależeć będą losy całego Śródziemia.
O powyższym nie przeczytacie w Hobbicie, gdyż kulisy wyprawy Thorina i jego kompanii, zostały ujawnione w „Niedokończonych opowieściach”, wydanych już po śmierci Tokiena.
Nie zmienia to faktu, że powyższa książka wciągnie was od pierwszych stron a skończycie dopiero na powrocie króla na tron Gondoru w trzeciej części Władcy Pierścieni.
Nie ma od tego na szczęście odwrotu.
Polecam.
To wszystko wina Gandalfa. Czarodzieja, Majara, który przybył z Valinoru, krainy Valarów by strzec wszystkich stworzeń żyjących w Śródziemiu. Strzec od zła i ciemności.
Gandalf, lub jak mawiali numenorejczycy Mithrandir, spotkał na pograniczu Shire`u Thorina Dębową Tarczę, dumnego krasnoluda i następcę tronu w Królestwie pod Górą.
Namówił go by zorganizował wyprawę...
Ocena tyczy się całej trylogii.
Ocena tyczy się całej trylogii.
Pokaż mimo to