-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
2021-09-25
W tej baśni niemalże wszystko jest na opak. Czarownik, (herbowy zresztą, i dawniejszy królewski doradca), choć leniwy łachudra i moczymorda, który za kompana do alkoholowych ekscesów dobrał sobie diabła-idiotę zwanego przez ludzi Rokitą a przez mieszkańców piekieł Imbecilus), jest człowiekiem poczciwym i usłużnym. Ludziom nie tylko nie szkodzi, ale nawet pomaga.
Wiedźmy używają sobie na diabłach, diablica chce się zakochać i zostać normalną kobietą, a dziewczę do której wzdycha czarownik Stanisław jest diablicą nie z urodzenia a z czynów i charakteru. Król jest tchórzliwym ćwokiem, którym steruje ojciec kurator (wyjątkowa menda, nawiasem mówiąc), królowa jest nawiedzoną dewotką, starsza królewna - żyje w świecie złudzeń i nadmiernie wysokiej samooceny. Normalny jest tylko królewicz i królewna młodsza. Dwór królewski opanowany jest przez miernoty, kretynów i potakiwaczy ojca kuratora, a porządni, wierni królestwu szlachcice zepchnięci są na margines. Król poluje (chociaż pewnie równie dobrze mógłby na nartach jeździć i kraba dmuchać) a sprawami Kraju zajmuje się kamaryla ojca kuratora. Ma on świetne kontakty i z Brandenburgią, i z Krzyżakami. Nikt nie interesuje się nadciągającą tatarską nawałą, a w związku z ucieczką diablicy – również najazdem Tartarian (kto zacz, to sami musicie przeczytać). Do poszukiwań zbiegłej z piekieł diablicy oddelegowany (na własną prośbę z resztą) zostaje diabeł Boruta – osobnik o intelekcie i możliwościach odwrotnych do tych, o których sam myśli, że posiada. Jednym słowem – niezły galimatias, z pewnymi „zawoalowanymi” aluzjami do współczesności.
Mimo tego, że książka jest z pogranicza baśni i fantasy, jest poprzedzona … dwuletnimi badaniami źródłowymi polskich klechd i legend, bo fantazja fantazją, ale porządek musi być.
W związku z tym pojawiały się głosy, że to nic nowego, że odtwórcze. Hmmm, to chętnie przeczytam inną powieść w której pojawiające się jako postacie drugoplanowe, acz charakterystyczne - trzygłowy smok i mistrz Polikarp (tak, ten znany ze szkoły średniej, co to ze Śmiercią rozmawiał, a u Pawła Rochali – nie tylko) będą tak brawurowo połączone i uda uzyskać efekt, że przynajmniej kilkukrotnie przerwiecie czytanie, żeby łzy ze śmiechu otrzeć.
Pewnie, gdyby przeczytali „Baśń Średniowieczną” fanatyczni, acz rozgarnięci, jak diabeł Boruta, miłośnicy pewnego koncernu medialnego położonego na pograniczu Kujaw i Pomorza i jeszcze zrobili to ze zrozumieniem to pod oknami Autora pojawiłyby się zwarte szeregi szturmanów modlitewnych, ale póki co tego obawiać się nie musimy.
Ps. Wbrew temu co może się wydawać po lekturze mojej recenzji, nie jest to książka antykatolicka - zgodnie z deklaracją Autora, jest ona wręcz arcykatolicka.
Życzę Wam przyjemnej lektury.
W tej baśni niemalże wszystko jest na opak. Czarownik, (herbowy zresztą, i dawniejszy królewski doradca), choć leniwy łachudra i moczymorda, który za kompana do alkoholowych ekscesów dobrał sobie diabła-idiotę zwanego przez ludzi Rokitą a przez mieszkańców piekieł Imbecilus), jest człowiekiem poczciwym i usłużnym. Ludziom nie tylko nie szkodzi, ale nawet pomaga.
Wiedźmy...
Są książki, a czasami i filmy (w tym animowane) które pod pozorem kierowania ich do najmłodszych odbiorców są kierowane w znaczącej części fabuły do rodziców i opiekunów, żeby nie nudzili się podczas czytania czy kinowego seansu. Dzięki zaś dużej ilości obrazków samodzielne czytanie przez najmłodszych czytających jest mocno ułatwione.
Do tego część Autorów traktuje swojego docelowego odbiorcę z należytą powagą i nie patrząc, czy ich Czytelnik jest już samodzielny, czy w zapoznaniu się z treścią nie musi im jeszcze pomagać ktoś starszy, przekazują wiedzę w sposób poważny i rzetelny.
Paweł Rochala należy do tych Autorów, o których wspomniałem powyżej. Uznaje bowiem, że tematyka, którą porusza jest na tyle uniwersalna, a z drugiej strony rzadko łatwo przystępna, ponieważ piszący o straży pożarnej albo starają się przekaz nieco „uinfantylnić” na potrzeby najmłodszych Czytelników, lub piszą w sposób ciężko strawny dla osób spoza branży, używając sformułowań hermetycznych, bądź w języku pożarniczym znaczące zupełnie co innego, niż w ich popularnym, codziennym znaczeniu.
Ta książeczka pomoże dorosłym przyswoić wiedzę, która z jakiś powodów do Nich nie dotarła, a najmłodszym – zrozumieć już na wczesnym etapie pewne aspekty strażackiego rzemiosła.
Jednym z pytań jest takie, które pewnie nurtuje wiele osób, a jak nie mają „pod ręką” zaprzyjaźnionego strażaka, to jest trudno je zadać, zwłaszcza osobom dorosłym. Chodzi np. o to, co robi strażak, jak podczas akcji zachce Mu się …siusiu, albo pić.
Na takie oraz inne pytania dotyczące po części prawa jak i praktycznych aspektów funkcjonowania Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego znajdziecie w książce Bardzo Ważnego Funkcjonariusza Komendy Głównej PSP a jednocześnie prywatnie – Dziadka, który dzięki temu mógł przygotować się na nietypowe pytania.
Są książki, a czasami i filmy (w tym animowane) które pod pozorem kierowania ich do najmłodszych odbiorców są kierowane w znaczącej części fabuły do rodziców i opiekunów, żeby nie nudzili się podczas czytania czy kinowego seansu. Dzięki zaś dużej ilości obrazków samodzielne czytanie przez najmłodszych czytających jest mocno ułatwione.
Do tego część Autorów traktuje swojego...
2021-08-18
Upiec chleb może każdy, ale żeby upiec DOBRY chleb potrzebna jest wiedza, doprawiona sporą porcją doświadczenia i choćby odrobiną serca.
Tym, którzy chcą nauczyć się piec dobry domowy chleb polecam wydaną niedawną książkę Lauren Chattman. To doskonały "domowy kurs pieczenia chleba: zdrowego, wolnego od konserwantów i pysznego od chrupiącej skórki aż do ostatniego okruszka".
Poznacie tak tajemne słowa jak autoliza, pate fermentee czy biga. Nauczycie się jak wyrabiać i formować chleb i jak go nacinać, ale przede wszystkim znajdziecie w tej książce szereg przydatnych i niezbędnych każdemu piekarzowi informacji.
Inspiracją będą dla Was także przejrzyście napisane i zrozumiale, nawet dla laika, przepisy na pyszne pieczywo, m.in. na chałki, ciabatty, pizze, chleb żytni, bagietki, chlebek naan i wiele innych.
Upiec chleb może każdy, ale żeby upiec DOBRY chleb potrzebna jest wiedza, doprawiona sporą porcją doświadczenia i choćby odrobiną serca.
Tym, którzy chcą nauczyć się piec dobry domowy chleb polecam wydaną niedawną książkę Lauren Chattman. To doskonały "domowy kurs pieczenia chleba: zdrowego, wolnego od konserwantów i pysznego od chrupiącej skórki aż do ostatniego...
Kapitalna książka, thriller z górnej półki. Już „Listą Lucyfera”, autor wysmakowanych i bardzo chwalonych kryminałów retro udowodnił, że także w tematyce współczesnej czuje się jak ryba w wodzie. „Boskim znakiem” tylko utwierdza tę opinię.
Wielkim plusem powieści jest fabuła. Autor brawurowo opowiada historię trochę awanturniczą i jak zwykle dopracowaną w każdym szczególe. Umiejętnie miesza przy tym fikcję z prawdą historyczną, co tylko dodaje wiarygodności i pazura opowiadanej przez niego opowieści. Tym razem gdański dziennikarz Adam Berg przyjmuje zlecenie od grupki bogatych biznesmenów, których ideą fixé jest odnalezienie skarbów z zamku Czocha, zaginionych w ostatnich dniach wojny. Zleceniodawcy chcą w ten sposób poprawić swój nadszarpnięty image w społeczeństwie, Berg zyskuje szanse powrotu do pierwszej ligi dziennikarskiej. I niemal natychmiast rusza lawina zaskakujących zdarzeń. Odzywają się stare demony. Ktoś bezcześci grób matki Berga, włamuje się do jego mieszkania, podrzuca ma narkotyki. Kim jest nieuchwytny wróg? Rywalem w dotarciu do skarbu, misyjnym zabójcą, a może naśladowcą seryjnego mordercy, którego zdemaskował niegdyś Berg?
Nieznani sprawcy ciągle wyprzedzają ruchy Berga. W masakrycznych okolicznościach giną kolejne osoby, mogące doprowadzić go do prawdy. W śmiertelnych opałach znajdzie się sam Berg i jego bliscy… Jaka tajemnica jest warta tak straszliwej ceny? Chodzi o skarby Czochy, czy o coś więcej?
Książka ma tempo i koloryt. Dochodzenie Berga zaprowadzi go daleko poza granice własnej wyobraźni. Wraz z nim wędrujemy po podziemiach Czochy, (swoją drogą zamek opisany jest tak, że muszę go odwiedzić!), bezdrożach Sycylii, śledzimy dramatyczne wydarzenia na Karaibach. Samego bohatera trudno nie polubić. To zwyczajny młody człowiek, który trochę niespodziewanie dla siebie samego musi przetestować granice własnych możliwości. Nikt z nas nie wie przecież, jak zachowałby się w sytuacji ekstremalnej, dopóki się ona rzeczywiście nie zdarzy. To postać psychologicznie prawdziwa, bardzo krwista, pełnowymiarowa. Moją ulubienica jest także wspomagająca go Miłka. Kolorowa, szalona, bezkompromisowa. Taka jak trzeba. W książce jest zresztą więcej takich wyrazistych, zapadających w pamięć postaci.
Fabuła książki jest dwutorowa, ale to tylko dodaje pieprzu całości. Wątki są ze sobą poprowadzone spójnie i poprowadzone jak po sznurku aż do zaskakującego finału.
Atutem powieści, jak zwykle w przypadku tego autora, są także ciekawe informacje o zaginionych artefaktach i faktach historycznych. To inteligentna rozrywka, która poszerza przy okazji horyzonty czytelnika. „Boski znak” to właściwie miks gatunków: odnajdujemy tu elementy thrillera psychologicznego, kryminału noir, a nawet powieści szpiegowsko – awanturniczej. Wszystko podane w odpowiednich proporcjach, bez mielizn i przestojów. Może właśnie dlatego jest to lektura, od której tak trudno jest się oderwać
Kapitalna książka, thriller z górnej półki. Już „Listą Lucyfera”, autor wysmakowanych i bardzo chwalonych kryminałów retro udowodnił, że także w tematyce współczesnej czuje się jak ryba w wodzie. „Boskim znakiem” tylko utwierdza tę opinię.
Wielkim plusem powieści jest fabuła. Autor brawurowo opowiada historię trochę awanturniczą i jak zwykle dopracowaną w każdym szczególe....
2019-08-27
Kapitalne zwieńczenie serii kryminalnej z radcą Abellem w roli głównej. Nie jest łatwo napisać trzy bardzo dobre książki. Ale dołożyć do tego najlepszą z nich – to już sztuka! „Miasto duchów” to najbardziej sensacyjna z powieści tego cyklu. Pełno w niej niespodziewanych zwrotów akcji, namiętności, krwistych postaci i suspensów. To także opowieść o samotności – i różnych imionach miłości. A jednocześnie to książka najbardziej dojrzała i gorzka, ukazująca świat bezlitosny i zbrutalizowany, w którym ludzie, odczłowieczeni przez wojnę, kierują sią najbardziej prymitywnymi instynktami.
Jest jesień roku 1944, tylko miesiące dzielą nas od ostatecznego upadku Trzeciej Rzeszy i zakończenia wojny. W porcie wojennym w Gotenhafen (Gdynia) skrytobójczo zamordowanych zostaje dwóch wysokich oficerów marynarki wojennej. Jednocześnie w odległym Rotterdamie znika sprzed domu, w biały dzień, córeczka Abella. Ślady prowadzą do Gdańska, miasta które Abell opuścił kilka lat wcześniej, uciekając przed nazistowską zarazą.
Czy jest jakiś wspólny mianownik obu tych ponurych zagadek? Co czai się w tle? Zdrada, zemsta, gra wywiadów, osobiste porachunki? Abell zmuszony jest do powrotu do miasta, które zdradziło go wiele lat temu. Od dawnych przełożonych z marynarki otrzymuje propozycję nie do odrzucenia: otrzyma pomoc w odnalezieniu córki, jeśli powróci do służby i podejmie się zdemaskowania nieuchwytnych morderców…
Czyta się to świetnie, z wypiekami na twarzy. Książka zachowuje wszelkie wymogi gatunku. Fabuła jest intrygująca, intryga prowadzona precyzyjnie, jak po sznurku, a rozwiązanie trudne do przewidzenia i zaskakujące. Nie sposób się tu nudzić. Autor zaprasza nas w swoistą podróż w czasie, po świecie występku, zbrodni i mrocznych sekretów. Wędrujemy po ciemnych zaułkach, podziemnych burdelach, podziemiach gotyckich kościołów, skrywających tajemnice cenniejsze niż ludzkie życie. Jak zwykle u Bochusa nie brakuje owianych tajemnicą dzieł sztuki, szyfrów i pięknych kobiet. W tle pieczołowicie odmalowany obraz miasta skazanego na zagładę, które przypominającego mi Titanica, płynącego ku katastrofie. Funkcjonuje komunikacja, w kinach tłumy wala na premiery filmowe, ogródki kawiarniane są pełne, a ludzie karmią się złudzeniami i biblijnymi przepowiedniami. Orkiestra gra do końca…
W tym świecie Abell niezmordowanie tropi morderców i porywaczy swojej córki. Na jego drodze piętrzą się przeszkody, a sama zagadka staje się największym wyzwaniem w jego dotychczasowej karierze. Uwagę zwraca ewolucja, jaka przechodzi na naszych oczach sam Abell. W pierwszych tomach ten wnikliwy, małomówny policjant dostrzegający rzeczy niewidoczne dla innych – jest w jakim sensie idealistą. Wierzy w sprawiedliwość i użyteczność zasady, że skoro jest wina - musi być kara. W „Mieście duchów” traci tę moralną busolę. Próbuje ocalić ze zgliszcz już tylko to, co naprawdę ważne: sumienie i własną rodzinę.
No i ten warsztat. Klasa! Melodia zdań, dobór słów, umiejętność budowania nastroju i klimatu. Widać literacką dojrzałość i staranność z jaką autor buduje swoją powieść.
Nie wiem czy to już koniec niezwykłej odysei kryminalnej z Abellem w roli głównej. Jeśli nawet, to pozostanę z przekonaniem, że obcowałem z dziełem nietuzinkowym i oryginalnym. Seria z Abellem ma u mnie honorowe miejsce na półce. Na długo, na bardzo długo.
Kapitalne zwieńczenie serii kryminalnej z radcą Abellem w roli głównej. Nie jest łatwo napisać trzy bardzo dobre książki. Ale dołożyć do tego najlepszą z nich – to już sztuka! „Miasto duchów” to najbardziej sensacyjna z powieści tego cyklu. Pełno w niej niespodziewanych zwrotów akcji, namiętności, krwistych postaci i suspensów. To także opowieść o samotności – i różnych...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-07
Spensa „Spin”, córka „Ściganta”, znakomitego pilota myśliwskiego, broniącego resztek ludzkości przed rasą Obcych, już jako mała dziewczynka wiedziała, co chce robić w życiu. To proste, zostać pilotem, tak jak jej ojciec.
Jednak pewnego dnia, podczas kolejnej bitwy z Krelllami, świat jej marzeń legł w gruzach. Ojciec, według oficjalnych komunikatów uciekł z pola walki i został zestrzelony przez własnego skrzydłowego.Zamiast zostać córką jednego z Pierwszych Obywateli, klasy uprzywilejowanych, ”, trafia na margines życia z łatką córki tchórza. Życie jako wyrzutka społeczeństwa tylko utwardziło charakter dziewczynki. Spin nie wierzy w oficjalne komunikaty, lecz jakie ma znaczenie zdanie małoletniej córki tchórza? Spensa nie porzuca jednak swoich planów i całe swoje późniejsze działania, przez kolejne kilka lat, poświęca na ich realizację. Lecz co z tego, kiedy Dowództwo Floty stoi na stanowisku, że prędzej piekło zamarznie, niż córka plamy na jej honorze usiądzie za sterami maszyny bojowej. Jednak piekło nie musiało zamarznąć – ogromne braki kadrowe we Flocie oraz poparcie... byłego skrzydłowego ojca umożliwia Spin podjęcia nauki pilotażu. Okazuje się znakomitym pilotem bojowym, ponieważ słyszy „głos gwiazd”.
Czy ma to jakiś związek z przypadkiem jej ojca? Czy upór, oraz wsparcie jedynego przyjaciela pomoże Spin ustalić prawdę o ojcu? A może prawda jest jeszcze gorsza od oficjalnego komunikatu, a ludzkość stoi u progu zagłady?
Pierwszy tom nowej trylogii Brandona Sandersona udowadnia, że w gatunku „space opera” autorzy nie powiedzieli ostatniego słowa i da się jeszcze napisać bardzo wciągającą opowieść na temat kosmicznych bitew z Obcymi. Z niecierpliwością czekam na kontynuację.
Spensa „Spin”, córka „Ściganta”, znakomitego pilota myśliwskiego, broniącego resztek ludzkości przed rasą Obcych, już jako mała dziewczynka wiedziała, co chce robić w życiu. To proste, zostać pilotem, tak jak jej ojciec.
Jednak pewnego dnia, podczas kolejnej bitwy z Krelllami, świat jej marzeń legł w gruzach. Ojciec, według oficjalnych komunikatów uciekł z pola walki i...
2019-04-18
W warszawskim apartamentowcu, drogim i ekskluzywnym, mieszkają obok siebie zarówno ludzie z pierwszych stron gazet, jak i ci, którzy dzięki morderczemu kredytowi chcą znaleźć się świecie „sławnych i bogatych”. Znana dziennikarka, nadzieja polskiej reprezentacji, polityk z partii narodowo-chrześcijańsko-narodowej oraz szanowany na mieście gangster to właśnie najbardziej znani mieszkańcy owego „dobrego adresu”.
Jednak młody piłkarz, zwany „Oczko” ze względu na swój ogromy pociąg do blackjacka (którego „młodszym bratem” jest właśnie gra w oczko) oraz do dziewcząt o obyczajach lekkich jak puch nie jest ulubionym sąsiadem dziennikarki telewizyjnej Joanny Becker.
Pewnego poranka impreza w stylu„Disco Polo Live” w mieszkaniu „Oczki” doprowadziła Joannę do szału, poszła więc „naprostować” miłośnika nieskomplikowanych rytmów oraz tekstów wywołujących gwałtowne wymieranie szarych komórek. Okazało się, że „Oczkę” ktoś już przed nią „naprostował” . Kulą między oczy.
Tak zaczyna się najnowsza powieść Grzegorza Kalinowskiego. Świat mediów, a szczególnie telewizji jest naturalnym środowiskiem Autora, tak więc poznamy styl życia, slang oraz to, czego nie widać na wizji. Część bohaterów w jakiś dziwny sposób może kojarzyć się Czytelnikom z postaciami znanymi z „małego ekranu” - a to pan Powiatowy albo Roman Limanowski. Światek polskiego futbolu też jest znany Grzegorzowi Kalinowskiemu od podszewki, bo jako dziennikarz sportowy słyszał i widział niejedno. Do tego ulubione wstawki, charakterystyczne dla prozy tego pisarza- mnóstwo muzyki, dla sporej części starszych Czytelników – kultowej, a nawet „Kultowej” oraz odniesienie do filmów i seriali, które dla naszego pokolenia były obowiązkowe – z nieśmiertelnym „Allo, allo” włącznie. Dlatego warto przeczytać ten wydany nakładem "skarpa Warszawska" współczesny kryminał, który jest interludium w seriach kryminałów retro tego Autora, ale ten przerywnik nie jest mniej smakowity od pozycji z głównych serii Grzegorza Kalinowskiego.
W warszawskim apartamentowcu, drogim i ekskluzywnym, mieszkają obok siebie zarówno ludzie z pierwszych stron gazet, jak i ci, którzy dzięki morderczemu kredytowi chcą znaleźć się świecie „sławnych i bogatych”. Znana dziennikarka, nadzieja polskiej reprezentacji, polityk z partii narodowo-chrześcijańsko-narodowej oraz szanowany na mieście gangster to właśnie najbardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-02
Tytułowa Wielka Gra toczyła się przez praktycznie cały wiek XIX pomiędzy Imperium Rosyjskim i Brytyjskim, dziś daje asumpt do rozważań nad światem jak najbardziej współczesnym.
Jak powiedział Cyceron „historia magistra vitae est” -”Historia jest nauczycielką życia”. Jednak ludzkość jest wyjątkowo tępym uczniem i przez ponad 2000 lat od czasów Marka Tulliusza Cycerona nie jest w stanie uczyć się na własnych błędach. Dlaczego tak twierdzę, skoro mowa o wydarzeniach, które zakończyły się ponad 100 lat temu (za datę graniczną uważa się rok 1907 i podpisanie porozumienia pomiędzy stronami)? Postaram się to uzasadnić.
Jak pisze w swojej książce Petrr Hopkirk, Wielka Gra to konflikt bez bezpośredniego starcia zbrojnego (choć za taki wątek można uznać wojnę krymską) o rynki zbytu, kontrolę zasobów i wpływy polityczne rozgrywała się na terenie Azji Środkowej, Afganistanu, Persji i ówczesnych Indii. Wytrawni rozgrywający z Londynu i Petersburga wykorzystywali bezwzględnie nie tylko narody mające nieszczęście znajdowania się w potencjalnych strefach wpływu, ale również entuzjazm i patriotyzm własnych obywateli – w większości żądnych przygód i sławy młodych oficerów. Żadne traktaty, żadne ustalenia i sojusze podpisane przez jedną lub drugą stronę Wielkiej Gry z „lokalnymi partnerami” nie miały wartości większej, niż papier na którym je spisano. Obdarzenie zaufaniem czy to Rosjan czy Anglików było zawsze kolosalnym błędem- obojętnie czy traktaty podpisywali Afgańczycy, Persowie czy ludy Kaukazu. Zawsze kończyło się tak samo.
Wielka Brytania nie ma wiecznych sojuszników, ani wiecznych wrogów; wieczne są tylko interesy Wielkiej Brytanii i obowiązek ich ochrony”
zacytuję trzeciego wicehrabiego Palmerston Henry”ego Johna Temple”a. Rosjanie, choć nie posiadają równie znanego bon motu stosują tą samą zasadę. Oba kraje miały „misję krzewienia kultury i cywilizacji”, osadzały na tronach ludzi powolnych swoim interesomoraz kompletnie nie były zainteresowane, czy ich „partnerzy” chcą być „cywilizowani” oraz czy będą mieli z takich relacji jakiekolwiek korzyści.
Czy coś się zmieniło do dzisiaj? Owszem – Persja nazywa się Iranem, głównym graczem na miejscu Wielkiej Brytanii są Stany Zjednoczone, a Indie i Pakistan są państwami niepodległymi i posiadają broń nuklearną. Ale zasady postępowania ani na jotę się nie zmieniły. Rosjanie, przesuwając swoje granice wpływów np. na Ukrainie czy na Kaukazie używają tych samych argumentów co wtedy. Również obecnie deklarują, że „to już ostatni krok w ekspansji”, ale realia mówią coś innego.
Jest takie powiedzenia, że Rosja graniczy, z kim chce. A z kim chce ? Z nikim. Obsadzanie stanowisk rządowych w krajach trzecich? Jak mówią złośliwe plotki - Hamid Karzaj został prezydentem Afganistanu, bo jego brat prowadzi afgańską knajpę w Waszyngtonie, gdzie często przebywają Grube Ryby z administracji amerykańskiej. Ile w tym prawdy – nie wiem, ale obserwując działania USA na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat wcale by mnie to nie zdziwiło.
Doskonała lektura z głębokim, naukowym rysem historycznym, którą czyta się niczym pasjonującą powieść.
Tytułowa Wielka Gra toczyła się przez praktycznie cały wiek XIX pomiędzy Imperium Rosyjskim i Brytyjskim, dziś daje asumpt do rozważań nad światem jak najbardziej współczesnym.
Jak powiedział Cyceron „historia magistra vitae est” -”Historia jest nauczycielką życia”. Jednak ludzkość jest wyjątkowo tępym uczniem i przez ponad 2000 lat od czasów Marka Tulliusza Cycerona nie...
2019-03-31
Nie ukrywam, że Paweł Smoleński i jego reportaże mają w moim czytelniczym sercu specjalne miejsce. Rzadko się bowiem zdarza, żeby autor, nawet uznany i znany, nie „popełnił” jakiegoś niestrawnego dla mnie „dzieła”. Pawłowi Smoleńskiemu (jak do tej pory) takiej pozycji przypisać się nie da - wszystkie książki, które do tej pory przeczytałem są prawdziwymi majstersztykami reportażu.
Kiedy odbył kolejną wyprawę do Izraela, zacząłem się zastanawiać, czy da się jeszcze napisać o tym kraju coś, co byłoby całkowicie nowe, świeże i miało walor poznawczy. A jednak da się, choć wszyscy razem i każdy z osobna posiadamy wiedzę, (choćby całkowicie powierzchowną) na temat Tory, Starego Testamentu oraz innych tekstów uznawanych przez Żydów za święte.
Pomimo tego, że nauka znakomitą cześć zapisów owych starożytnych mądrości wysłała na śmietnik, to jeden z aspektów jest nadal aktualny i ma się znakomicie ku rozpaczy Palestyńczyków. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest Żydem religijnym, ultra ortodoksyjnym czy mocno lewicującym mieszkańcem kibucu - łączy ich jeden argument – prawo do powrotu do Ziemi Obiecanej. Mogą się spierać, czy ta lub inna część „dana od Boga” powinna wchodzić w skład Wielkiego Izraela czy nie, sam fakt,że jest to ziemia należąca do Narodu Wybranego jest bezsprzeczny. Argument, że minęło zaledwie 3000 lat od tamtych wydarzeń jest w ich pojęciu sprawą całkowicie pomijalną.
„Bóg dał Torę Żydom, a nie innym narodom” jest prostym wytłumaczeniem obecnych działań współczesnego Izraela, które przedstawi każdy religijny Żyd. Ten mniej lub całkowicie nie religijny podeprze się nauką czyli wynikami badań archeologicznych. Jeśli to połączyć z nowoczesnością i innowacyjnością Izraela, przy osiągnięciu którego sukcesy Krzemowej Doliny budzą uśmiech politowania, bo dystans w zaawansowaniu badań przypomina różnicę pomiędzy np. w pełni zautomatyzowaną fabryką Toyoty a przydomową komórka panów Williama Sylvestra Harley”a i Arthura Davidsona.
Taka to jest ta współczesna żydowska schizofrenia, gdzie 3000 lat to mgnienie oka przy jednoczesnym gigantycznym poziomie rozwoju technologicznego. Dlatego właśnie taki tytuł – od czasów wkroczenia do Ziemi Obiecanej przez następcę Mojżesza, Jozuego do współczesnego Izraela w pojęciu Izraelczyków minęły raptem dwa pokolenia. Żadna inna nacja na świecie nie ma takiego argumentu jak Żydzi. Nie istnieją bowiem żadne święte księgi np. Ariów, w oparciu o które współcześni Persowie mogliby wejść do Indii czy Pakistanu i powiedzieć zdziwionym mieszkańcom Dekanu - „wypad, to nasze ziemie, tu macie dowody, a wy przez 3000 lat czy powiedzmy - 5000 lat byliście tu tylko na prawach gości. A teraz dowiedzenia się z państwem”.
Jak widać, wierność tradycji i religii procentuje. Gdyby np. tacy Włosi byli równie przywiązani do swoich bogów, to z dużym spokojem, w oparciu o bogatą literaturę z epoki (w tym „ Commentarii de bello Gallico” czyli „ O wojnie galijskiej” boskiego Juliusza Cezara) mogliby zażądać od Francji zwrotu Galii. I pewnie ocalałaby tylko wioska zamieszkiwana przez potomków Asterixa i Obelixa dzięki magicznemu napojowi druida Pamoramixa.
Nie ukrywam, że Paweł Smoleński i jego reportaże mają w moim czytelniczym sercu specjalne miejsce. Rzadko się bowiem zdarza, żeby autor, nawet uznany i znany, nie „popełnił” jakiegoś niestrawnego dla mnie „dzieła”. Pawłowi Smoleńskiemu (jak do tej pory) takiej pozycji przypisać się nie da - wszystkie książki, które do tej pory przeczytałem są prawdziwymi majstersztykami...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-27
Najnowsza książka Krzysztofa Bochusa wbija w fotel. To nowocześnie podany, inteligentny i zaskakujący thriller w którym trzymająca za gardło intryga kryminalna spotyka się z wielką historią.
I jak to jest napisane! Młody dziennikarz, Adam Berg, zostaje niespodziewanie dla niego samego wybrany przez mordercę, terroryzującego Trójmiasto. Tajemniczy zabójca, sam siebie nazywający „Lucyferem”, za pośrednictwem Berga przekazuje komunikaty, które mają jeszcze bardziej podnieść poziom histerii w mieście. Ale Berg wyłamuje się z tej roli. Podejmuje nierówną walkę z mordercą, ryzykując życiem własnym i swoich najbliższych. Rozpoczyna własne dochodzenie, które jest więcej niż ryzykowne, bo morderca wyprzedza każdy jego krok…
A gdy zagadka wydaje się bliska rozwiązania, okazuje się, że to tylko uwertura do gry na o wiele większą miarę. Pojawia się kolejny trup, kolejne pytania i kolejni niezidentyfikowani sprawcy. Jestem admiratorem bestsellerowej serii Bochusa z radcą Abellem w roli głównej. Już wtedy pokazał on skalę swojego talentu i kunszt pisarski. Ale „Lista Lucyfera” udowadnia, że autor dokonał dobrego wyboru, oferując nam powieść współczesną do szpiku kości. To emocjonująca opowieść o złu i mrocznych stronach natury ludzkiej – thriller z najwyższej półki. Trudno też nie polubić nowego bohatera. Adam Berg jest prawdziwy, nie wolny od słabości, przełamujący własne słabości. Dzięki temu to postać z krwi i kości, zapadająca w pamięć i charyzmatyczna. Ciekawostką jest fakt, że Berg to wnuk…Christiana Abella. To zapewne ukłon wobec wielbicieli niezapomnianego radcy. Nie brakuje także delikatnie rozrysowanych wątków romansowych i silnych namiętności.
Bardzo mocną stroną książki – jak zawsze w przypadku Krzysztofa Bochusa – są wątki historyczne. Pojawiają się dawne sekrety, zaginione arcydzieła, postaci fikcyjne sąsiadują z postaciami historycznymi. Opowiadana historia jest niezwykła, intryguje i ma mocne oparcie w faktach, o czym przekonują przypisy do książki (kolejna rzecz, za którą cenię autora). Dzięki temu otrzymujemy znakomity melanż fikcji i prawdy historycznej, przekazany wartko i z wyczuciem właściwych proporcji. No i ten warsztat… Styl, uroda języka, melodia zdań. ¬ To się naprawdę czyta! Czekałem na tę książkę i jak na razie jest to dla mnie premiera roku!
Najnowsza książka Krzysztofa Bochusa wbija w fotel. To nowocześnie podany, inteligentny i zaskakujący thriller w którym trzymająca za gardło intryga kryminalna spotyka się z wielką historią.
I jak to jest napisane! Młody dziennikarz, Adam Berg, zostaje niespodziewanie dla niego samego wybrany przez mordercę, terroryzującego Trójmiasto. Tajemniczy zabójca, sam siebie...
2019-03-16
Listopad 1966 roku. Inżyniera Jerzego Ostrowskiego, znamienitego specjalistę -konstruktora samochodów dopada koszmar, którego nadejścia obawiał się przez 21 lat. Ze względu na mroczną rodzinną tajemnicę Jerzy przez całe powojenne życie stara się unikać jakichkolwiek kontaktów z „władzą ludową” a zwłaszcza z jej „karzącym ramieniem”. Aby nie rzucać się w oczy rezygnuje ze rozwoju kariery zawodowej, odmawia przeniesienia do Warszawy, ogranicza kontakty towarzyskie do niezbędnego minimum, a jego jedyną pasją i rozrywką jest gra w szachy. Jednak „oczy i uszy” PRL nie zapominają o skromnym inżynierze. Pewnego dnia w siedzibie firmy pojawia się dwóch „smutnych panów” zabierając go na „wycieczkę krajoznawczą”. Jerzy obawia się, że będzie to jego ostatnia podróż. Tymczasem po przejażdżce z tajniakami nie ląduje w prowizorycznym leśnym grobie z kulą w głowie, ale w… ekskluzywnym ośrodku służb specjalnych PRL. Tu nastąpi coś, co zaważy na całym jego życiu.
Sierpień 1939. Wanda Kuryło, nastoletnia córka podoficera Wojska Polskiego nieoczekiwanie ujawnia swój talent strzelecki. Ma go po ojcu – rusznikarzu i strzelcu wyborowym, który nie ma sobie równych w przedwojennej polskiej armii. Wanda ma zostać członkiem klubu strzeleckiego, ale te plany niweczy wojna, która wdziera się w życie rodziny Kuryłów z całym swoim okrucieństwem i brutalnością. Od tej chwili nic już nie będzie oczywiste.
Co łączy te dwie historie, pozornie zupełnie od siebie odlegle? Co sprawia, że stają się częściami jednej, tej samej opowieści? Nie mogę zdradzić odpowiedzi na to pytanie bo zepsułbym wam lekturę. Ale mogę obiecać frapującą przygodę, w której wydarzenia z historii Polski idealnie splatają się z fikcją literacką, zaskoczenie goni zaskoczenie, a akcja nie pozwala na odłożenie tej niesamowitej historii choćby na chwilę. Dla spotęgowania apetytu dodam, że poza zemstą, znajdziecie w „Gambicie” wielką i trudną miłość, mało znaną wiedzę o kilku tajemnicach najnowszej historii Polski i coś, co stanowi sedno zagadki…, ale o tym przeczytajcie już sami. I na koniec bomba – ta historia jest PRAWDZIWA i tylko jedna występująca w niej postać, aby pospinać pewne wątki opowieści - jest fikcyjna.
Narracja jest prowadzona brawurowo, zmiany akcji – w starym, dobrym hollywoodzkim stylu. Postacie wyraziste i arcyciekawe.
Listopad 1966 roku. Inżyniera Jerzego Ostrowskiego, znamienitego specjalistę -konstruktora samochodów dopada koszmar, którego nadejścia obawiał się przez 21 lat. Ze względu na mroczną rodzinną tajemnicę Jerzy przez całe powojenne życie stara się unikać jakichkolwiek kontaktów z „władzą ludową” a zwłaszcza z jej „karzącym ramieniem”. Aby nie rzucać się w oczy rezygnuje ze...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-09
Kobiety z damasceńskiej ulicy Jaśminowej co roku 23 czerwca opłakują lokalnych kochanków na miarę Romea i Julii. W byciu razem Fadiemu i Fatimie nie stanął na drodze spór pomiędzy rodami, ale wyznanie. Jednak zapuchnięte od łez oczy oraz współczucie dla nieszczęśliwej miłości (raz w roku) nie przeszkadza im w codziennym „umilaniu” życia Aidzie i Karimowi- starszej wiekiem ale współcześnie żyjącej wśród nich parze.
Karim jest ponad osiemdziesięcioletnim muzułmaninem, a Aida- sześćdziesięcioletnią chrześcijanką – ale wiek nie jest przeszkodą w przeżywaniu iście młodzieńczej miłości – zarówno emocjonalnej, jak i tej jak najbardziej fizycznej. To lokalnym plotkarkom wyznań obydwu oraz zazdrosnym mężczyznom daje ogromną siłę do „oburzenia nad mikrą moralnością” obojga zakochanych. Tak poznajemy dwójkę bohaterów bardzo intrygującej opowieści o zazdrości, hipokryzji, zawiści, zdradzie, ale i o miłości, poświęceniu i honorze. Trzecią wiodącą postacią tej historii jest Salman syn wielkiej, lecz nieszczęśliwiej młodzieńczej miłości Karima – tytułowej Sofii.
Historia, która zaczyna się w roku 2010, ale mająca odniesienia aż do 1927 ukazuje losy oraz kluczowe elementy życia bohaterów. Idealizm oraz chęć naprawy świata doprowadza do sytuacji, w której jedyną szansą ocalenia życia jest ucieczka. W przypadku Karima – przed odpowiedzialnością za niepopełnioną zbrodnię, a Salmana-działalnością w zbrojnej organizacji rewolucyjnej. Karim, dzięki Sofii może powrócić do normalnego życia w Damaszku. Jednak dla Salmana przez 40 lat powrót do rodzinnego kraju i ukochanego Damaszku jest niemożliwy. Musi ułożyć sobie życie w Europie- najpierw w Niemczech, potem we Włoszech. Sentymentalna podróż do Syrii kończy się poważnymi kłopotami spowodowanymi przez rodzinnego Judasza.
Taka historia poza pewnymi elementami „lokalnego kolorytu” może zdarzyć się wszędzie. Tak naprawdę czy do obudzenia demonów niskich uczuć potrzebne są aż takie fundamentalne różnice jak wyznanie? A czy miłość zważa na takie drobiazgi?
Kobiety z damasceńskiej ulicy Jaśminowej co roku 23 czerwca opłakują lokalnych kochanków na miarę Romea i Julii. W byciu razem Fadiemu i Fatimie nie stanął na drodze spór pomiędzy rodami, ale wyznanie. Jednak zapuchnięte od łez oczy oraz współczucie dla nieszczęśliwej miłości (raz w roku) nie przeszkadza im w codziennym „umilaniu” życia Aidzie i Karimowi- starszej wiekiem...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-09
Tak, współautorem książki jest ten Bill Clinton a właściwie William Jefferson Blythe III Clinton – 42 prezydent USA, potrafiący grać na saksofonie, palić trawę, ale się nie zaciągać oraz nawiązać romantyczne relacje ze stażystką w Białym Domu.
Okazuje się, że również w duecie z Jamesem Pattersonem (co do którego zdolności pisarskich nikt pewnie wątpliwości nie ma) napisał bardzo wciągający i dynamiczny thriller polityczny. Bohaterem jest, co pewnie udało się wydedukować ...prezydent USA Pełniący tą funkcję Jonathan Duncan, oprócz standardowych problemów, z jakimi borykać się muszą głowy państw, a szczególnie supermocarstw, ma kilka niestandardowych. Na głowie ma specjalną komisję Kongresu, obsadzona przez wrogów i mało lojalnych członków własnej partii. Zły wynik przesłuchania przed komisją, a szanse na dobry są takie, jak ma bałwan w piekle, doprowadzą do rozpoczęcia procedury impeachmentu Jona. Nie może on bowiem użyć argumentów na swoją obronę, gdyż zagrozi to negocjacjom prowadzonym z terrorystyczną organizacją znaną jako Synowie Dżihadu. Z Dżihadem w wersji islamskich ortodoksów ma ona wspólnego niewiele, ale nazwa jest chwytliwa, a możliwości i zdolności jej członków niebagatelne. Otóż, udało im się stworzyć potężną broń na miarę XXI w. - super wirusa komputerowego. Z powodu w życiu codziennym nie uświadomionej, ale wszechobecnej informatyzacji może doprowadzić do powrotu do „wieków ciemnych”. Okazuje się, że uzależnienie od łączności internetowej, jakiemu podlegają kraje rozwinięte jest przeogromna. To nie tylko łączność poprzez portale, komunikatory, uzależnienie od „Ciotki Wiki” ale również systemy zarządzania infrastrukturą krytyczną taką jak elektrownie, sieć energetyczna czy systemy wojskowe. Wirus pokazał swoją moc, a najtęższe umysły Stanów Zjednoczonych z tego obszaru są bezradne. Złośliwy program pojawił się znikąd, wyłączył sieć wojskową i ...rozpłynął się w eterze. Terroryści chcą negocjować, ale mają warunek – tylko i wyłącznie kontakt osobisty z prezydentem. A żeby było jeszcze ciekawiej – kontakt nawiązali poprzez córkę prezydenta podając hasło „wieki ciemne” - a zna je tylko siedem osób z najbliższego kręgu prezydenta oraz on sam. Czyli w samym sercu amerykańskiej administracji znajduje się agent wroga.
To bardzo dynamiczna i pełna zwrotów akcji opowieść, a smaczkiem jest możliwość zajrzenia poza ogrodzenie Pennsylvania Avenue 1600, Washington, D.C. i podejrzeć, jak wygląda życie w Białym Domu, jak funkcjonuje administracja waszyngtońska oraz służba w Secret Service. Oczywiście na tyle, na ile nie naraża to „bezpieczeństwa narodowego USA”, ale za to z „pierwszej ręki” - od człowieka, który był głównym lokatorem na Pennsylvania Avenue 1600 przez 8 lat a i o procedurze impeachmentu też wie co nieco :-)
Tak, współautorem książki jest ten Bill Clinton a właściwie William Jefferson Blythe III Clinton – 42 prezydent USA, potrafiący grać na saksofonie, palić trawę, ale się nie zaciągać oraz nawiązać romantyczne relacje ze stażystką w Białym Domu.
Okazuje się, że również w duecie z Jamesem Pattersonem (co do którego zdolności pisarskich nikt pewnie wątpliwości nie ma) napisał...
2018-11-05
Rok 1931, Warszawa. W wypadkach lotniczych giną polscy piloci,w tym znakomity inżynier, zajmujący się nowoczesnymi konstrukcjami samolotów – Zygmunt Puławski. Te katastrofy lotnicze mogą być konsekwencją brawury lotników, niesprawdzonymi prototypami lub marnymi samolotami sprowadzanymi przez „Francopol” - firmie niesławnego generała Włodzimierza Zagórskiego, który dla zysków sprowadzał maszyny będące wyjątkowo nieudanymi konstrukcjami.
Jednak pożaru, w którym giną inż. Radecki i majster Karolkiewicz nie da się wytłumaczyć inaczej, jak podpaleniem. Czyli jest poważne podejrzenie działalności obcych wywiadów – niemieckiego, radzieckiego lub.... litewskiego, ponieważ wszystkie te trzy nacje nie są przyjaźnie nastawione do Polski. Sławna polska „Dwójka” jest mocno zinfiltrowana przez agenturę wroga, dlatego na scenę wchodzi podkomisarz Kornel Strasburger - dowódca XI Brygady Specjalnej warszawskiej Policji Państwowej.
Pan Kornel jest jednak w słabej kondycji zarówno fizycznej, jak i psychicznej, wynikającej z rozstania z ukochaną kobietą. Topi gorycz rozstania w morzu alkoholu, a jego akcje wśród wyższych oficerów Policji pikują niczym kursy akcji na amerykańskiej giełdzie w 1929. Jego Brygada ma być rozwiązana, a on sam ma trafić na prowincję i to głęboką. Wsparcie dochodzenia prowadzonego przez kontrwywiad jest jedyną szansą na uratowanie reputacji i stanowiska.
Znakomita, wciągająca opowieść, w atmosferze międzywojennej Warszawy. Nie może w niej zabraknąć ówczesnych sław, takich jak Dodek Dymsza, Eugeniusz Bodo czy Mieczysław Fogg, prywatnie kolega Kornela Strasburgera. A i „Doktor Łokietek” się przez ową historię przewinie. Wplecione w narracje najsławniejsze knajpy Warszawy, takie jak „Oaza” czy „ U Grubego Joska” wciągają Czytelników w ów mocno zmitologizowany świat 20-lecia międzywojennego. W powieści pokazane są również ciemne strony tamtych czasów, z którymi piórem i czynem walczył Tadeusz Boy-Żeleński. A i zabawnych nawiązań do czasów współczesnych nie zabraknie. Bo to i „leć, Adam, leć” albo „Pan Naczelnik kazał się wieźć na Nowogrodzką” to tylko dwa przykłady oka puszczonego przez Autora do Czytelników.
Serdecznie polecam i zabieram się za poszukiwanie wcześniejszego tomu trylogii Grzegorza Kalinowskiego z tego samego okresu oraz z tymi samymi postaciami które występują w „Śledztwie ostatniej szansy” czyli „Śmierć frajerom”.
Rok 1931, Warszawa. W wypadkach lotniczych giną polscy piloci,w tym znakomity inżynier, zajmujący się nowoczesnymi konstrukcjami samolotów – Zygmunt Puławski. Te katastrofy lotnicze mogą być konsekwencją brawury lotników, niesprawdzonymi prototypami lub marnymi samolotami sprowadzanymi przez „Francopol” - firmie niesławnego generała Włodzimierza Zagórskiego, który dla...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-05
Przed trybunałem inkwizycyjnym staje stara (jak na ówczesne czasy) kobieta zwana La Vecchia, oskarżona, jak to w przypadkach takich trybunałów bywa, o: czary, sabaty, złe oko, pakt z diabłem,demonami i wszystko inne,co sąsiadom z wioski wpadnie do głowy.
Sama książka jest zapisem zeznań, które La Vecchia składa w odpowiedzi na zarzuty. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że dotyczy również morderstwa popełnionego na inkwizytorze, który przybył do wsi skąd wywodzi się główna bohaterka, zamieszkałych przez „oświeconych” , którzy dla oficjalnego nurtu kościelnego są heretykami. Nie uznają na przykład kultu świętych. To, że nie zostali sprawiedliwie osądzeni wcześniej, a później wysłani na stosy wynika z jednego, istotnego faktu. Oświeceni, jako jedyni znają tajemnice wydobywania vermiglio – minerału zwanego „smoczą krwią” mającego wielką wartość dla alchemików i będącego źródłem niebagatelnych dochodów dla lokalnego władcy.
La Vecchcia jest córką lokalnej dziewczyny, która powiła troje bękartów w związku z czym została usunięta na margines tej świątobliwej sekty.
Niebanalna bohaterka "Wody na sicie", podróż w czasie do wieków renesansu i barwny język, to niewątpliwie ogromne zalety tej książki. Mroczne sekrety zarówno samych „oświeconych” jak i historia życia, którą snuje La Vecchcia są niezmiernie wciągające, a zmiany w narracji prowadzą do coraz większej konfuzji czytelnika. Dopiero dobrnięcie do ostatniej strony umożliwi zrozumienie całej intrygi.
Powieść nietypowa i warta poświęconego czasu.
Przed trybunałem inkwizycyjnym staje stara (jak na ówczesne czasy) kobieta zwana La Vecchia, oskarżona, jak to w przypadkach takich trybunałów bywa, o: czary, sabaty, złe oko, pakt z diabłem,demonami i wszystko inne,co sąsiadom z wioski wpadnie do głowy.
Sama książka jest zapisem zeznań, które La Vecchia składa w odpowiedzi na zarzuty. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że...
2018-09-18
Większość z nas, a już szczególnie ludzie mający jakiś bliższy kontakt z korporacjami, zna sporo okrągłych haseł, mających za zadanie dopingowanie do większego wysiłku oraz wytężonej pracy, aby osiągnąć spektakularne życiowe i zawodowe sukcesy.
Jedak przy głębszej, naukowej analizie okazuje się, że postępowanie zgodnie z nimi może przynieść skutek zgoła odwrotny do zamierzonego. Okazuje się bowiem, że coś może i „nie zabije” ale spowoduje frustracje oraz może doprowadzić do depresji lub bardzo poważnych kłopotów finansowych.
Zawarte w owych „mądrych sentencjach” przesłania często mijają się z prawdą lub nie uwzględniają bardzo wielu czynników takich jak kapitał kulturowy, wykształcenie, a także zwyczajnie – szczęście. Cześć z tych przykładów przypomina mi bardzo stary dowcip o amerykańskim multimilionerze, który zaczął swoją karierę biznesową od kupowania jajek za jednego centa i sprzedawania ich w innej części miasta po dwa centy.
Jak doszedł do milionów? - Odziedziczył spadek.
Kiedy uwiodą was motywacyjne hasła, a życie zweryfikuje wasze plany i marzenia warto, zanim popadniecie w czarną rozpacz lub gigantyczne długi, zapoznać się z analizami Jamesa Adonisa dlaczego tak się dzieje.
Większość z nas, a już szczególnie ludzie mający jakiś bliższy kontakt z korporacjami, zna sporo okrągłych haseł, mających za zadanie dopingowanie do większego wysiłku oraz wytężonej pracy, aby osiągnąć spektakularne życiowe i zawodowe sukcesy.
Jedak przy głębszej, naukowej analizie okazuje się, że postępowanie zgodnie z nimi może przynieść skutek zgoła odwrotny do...
2018-09-14
"Wspólna orbita zamknięta" to dość nietypowa lektura, poruszająca m.in. problem samoakceptacji, nieco tylko zamaskowany poprzez wprowadzenie niedostępnych, bardzo zaawansowanych technologii czy pojawienie się kilku kosmicznych, inteligentnych form życia.
Bohaterami książki są postacie dość osobliwe, nawet jak na standardy powieści S-F. Była SI statku kosmicznego Lovelace, która jako Sidra, została wbrew obowiązującemu prawu przyobleczona w „zestaw” czyli powłokę doskonale udającą człowieka. Niespełniający oczekiwań otoczenia Niebieski- który miał być dyplomatą, a został artystą-malarzem Wyhodowana, jako tańsze niż robot rozwiązanie, Papryka, którą poznajemy jako Jane 24 - mającą być w założeniu dożywotnim robotnikiem zajmującym się selekcją złomu w fabryce, zostaje, dzięki poznanej po ucieczce z „miejsca pracy” Sowie (SI rozbitego statku kosmicznego) nieco ekstrawagancką, ale bardzo ciepłą i życzliwą specjalistką od napraw dosłownie każdego urządzenia elektryczno-elektronicznego. Do tej dość egzotycznej ekipy dołącza Tak, przedstawiciel czteropłciowej inteligentnej rasy pozaziemskiej, który zamiast zostać wybitnym badaczem historii na życie zarabia robiąc tatuaże.
Bohaterowie starają się zrozumieć to kim są i dlaczego tak trudno, mimo obowiązujących praw o powszechnej tolerancji, żyć, tak jak chcą. Udawanie całkiem zwyczajnego człowieka najtrudniej przychodzi Sidrze, mającej wbudowane protokoły prawdomówności oraz wynikający z założeń programu niemalże fizyczny przymus gromadzenia danych . Już sam sposób odbierania rzeczywistości poprzez bardzo ograniczone ludzkie zmysły jest powodem głębokiej frustracji.
Dążenie to określenia własnego „ja” odstającego od oczekiwań społecznych rzadko kiedy trafia na karty książek fantastyczno-naukowych i poza Stanisławem Lemem niewielu pisarzy jest w stanie podołać takiemu wyzwaniu.
Czy Becky Chambers podołała?
To już musicie ocenić sami.
"Wspólna orbita zamknięta" to dość nietypowa lektura, poruszająca m.in. problem samoakceptacji, nieco tylko zamaskowany poprzez wprowadzenie niedostępnych, bardzo zaawansowanych technologii czy pojawienie się kilku kosmicznych, inteligentnych form życia.
Bohaterami książki są postacie dość osobliwe, nawet jak na standardy powieści S-F. Była SI statku kosmicznego Lovelace, ...
2018-07-10
Świetna książka autorstwa duńskiego dziennikarza śledczego, opisująca rozgrywkę pomiędzy zachodnimi politykami a Władimirem Władimirowiczem Putinem.
W jaki sposób zaprocentowała Prezydentowi Federacji Rosyjskiej edukacja na Wydziale Prawa Państwowego Uniwersytetu w Leningradzie, oraz w moskiewskiej Wyższej Szkoły KGB im. F. Dzierżyńskiego na poszczególnych szczeblach kariery po zakończeniu służby? Kariera agenta KGB w Niemieckiej Republice Demokratycznej oraz nawiązane tam kontakty umożliwiły Władimirowi Władimirowiczowi zdobycie doświadczenia i pozyskanie bazy współpracowników, zarówno spośród oficerów STASI jak i pozyskanych agentów.
Książka doskonale obrazuje, jak słabi w rozgrywkach z Moskwą są politycy Unii Europejskiej i jak w gruncie rzeczy tanio sprzedają swoje „ideały” jeśli je oczywiście kiedykolwiek posiadali. Dla byłych ważnych graczy politycznych – kanclerza Niemiec czy premiera Finlandii wystarczyły lukratywne stanowiska lobbystów, a później członków zarządu spółki – córki Gazpromu.
To, jak pięknie działa świat realny, nie skażony polityką historyczną doskonale widać w tej, prowadzonej przez zawodowców, gdzie wyszukiwane są elementy łączące i będące świadectwem przeszłych, znakomitych relacji z Rosją. Przykładem może być Dania, która na potrzeby poprawienia klimatu politycznego wykorzystuje duńską księżniczkę - nieżyjącą od 75 lat cesarzową Dagmarę (żonę cesarza Aleksandra II, a matkę Mikołaja II Aleksandrowicza Romanowa) poprzez inwestycje w remont placu przed pałacem w Petersburgu. W dobrze prowadzonej polityce historycznej nie szuka się tego, co najtrudniejsze we wzajemnych relacjach bez zastanawiania się nad konsekwencjami takich zachowań.
Lektura podręczników, o tym jak się robi „realpolitik”, zamiast „polityki wstawania z kolan” powinna być obowiązkową dla tych, którzy sprawują władzę w Polsce. Wstawanie z kolan, bez zwrócenia uwagi na to, że klęczy się pod stołem, przy którym podejmują decyzje „duzi chłopcy” może się, w najlepszym wypadku, skończyć guzem, a zbyt gwałtowne wstawanie nawet wstrząsem mózgu. A kiedy się coś tym klęczącym przydarzy, to „duzi chłopcy” zerkną pod stół i jeżeli taka będzie konieczność - „wyrażą zaniepokojenie” albo, tak jak w przypadku aneksji Krymu - ”głębokie zaniepokojenie”. A potem wrócą do poważnych rozmów o pieniądzach, inwestycjach i strefach wpływu oraz innych, nudnych dla miłośników przegranych powstań, tematów.
A czy można taktownie pominąć pewne nieszczególnie wygodne fragmenty historii? Można, bo w relacjach ze „strategicznym partnerem” - liczącą około 3,7 milionów mieszkańców Gruzją, dało się „zapomnieć” o muzeum Wielkiego Gruzina w Gori
Świetna książka autorstwa duńskiego dziennikarza śledczego, opisująca rozgrywkę pomiędzy zachodnimi politykami a Władimirem Władimirowiczem Putinem.
W jaki sposób zaprocentowała Prezydentowi Federacji Rosyjskiej edukacja na Wydziale Prawa Państwowego Uniwersytetu w Leningradzie, oraz w moskiewskiej Wyższej Szkoły KGB im. F. Dzierżyńskiego na poszczególnych szczeblach...
Rzymscy i greccy bogowie lubili sobie poswawolić z ziemskimi kobietami. Raz występowali w swoich własnych postaciach, choć mocno ograniczali swą potęgę, aby nie doprowadzić do śmierci swych wybranek. Innym razem pojawiali się pod postaciami zwierząt wszelakich. Wielkim miłośnikiem takich zabaw był sam Zeus Gromowładny. Począwszy od postaci byka (pod którą posiadł królewnę tyryjską i królową kreteńską Europę) po łabędzia – tu ofiarą zalotów została Leda, córka Testiosa i Leukipe, żonia króla Sparty Tyndareosa. Był jako łabędź król bogów niezwykle skuteczny. Leda urodziła (?) cztery jaja z których wykłuło się czworo dzieci: Kastor i Polluks, którzy mimo obcego pochodzenia trafili do panteonu bogów rzymskich Helena zwana Trojańską– femme fatale Trojańczyków i Klitajmestra, również niewiasta o paskudnym charakterze, która ze swym kochankiem uśmierciła pogromcę Trojan Agamemnona, prywatnie ojca trójki jej dzieci.
Innych bogów, z innego kręgu kulturowego, lubiących przebieranki za ptactwo nie będę przywoływał, bo w naszym pięknym demokratycznym kraju można za to mieć wątpliwą przyjemność spotkania z prokuratorem.
Kolejnym sposobem na dobieranie się do urodziwych Ziemianek było podszywanie pod ich mężów.
Tak było w przypadki Alkmeny, z którą w noc powrotu z wojny prawowitego małżonka Amfitriona spłodził największego herosa zarówno Greków jak i Rzymian – Heraklesa, przez Rzymian Herkulesem zwanego.
Takiej samej sztuczki dokonał jeden z bogów słowiańskich z Miłosławą – żoną wojewody Lędzian - Sobiesława w Sobkowie.
Bogumił po matce, która dar ów w czasie poczęcia otrzymała od nocnego kochanka, ma dar postrzegania rzeczy niematerialnych. Widzi nadchodzącą śmierć, może rozmawiać z bogami i podróżować po nie-świecie (tak, wiem, że to inny Autor, a sformułowanie bardzo jest tu na miejscu, a ani Pawłowi Rochali ani Jackowi Piekarze przez to niczego nie ubędzie).
Książka, jak zresztą wszystko, co spod pióra Pawłowego wychodzi była poprzedzona długimi, żmudnymi badaniami literaturowymi. Nie ma w niej przypadku, że np. Weles nagle za panapawłowym figlem zmienił zakres władzy czy kompetencje. Tu nie znajdziecie niczego zmyślonego, nierzetelnego czy wydumanego w przerwie śniadaniowej jak np. słynnych „Kronik Kpinomira” jednego znanego z poczucia humoru profesora, którego zacytował z pełną powagą „wybitny znawca” początków chrześcijaństwa w Polsce. Tu jest sytuacja odwrotna –w krainie fantasy króluje rzetelna wiedza, tam w publikacji że tak sobie zażartuję „naukowej” pojawiają się Kpinomiry, Całusławy, Biustyny, Błogominy, Udowity czy Pieściwoje.
Dlatego jak ktoś chce w sposób przyjemny, nienudny ale wymagający znajomości od Czytelnika więcej niż 600 słów w języku polskim, to powinien polską mitologię poznać udając się w podróż z Bogumiłem Wiślaninem.
Liczba 600 wyrazów pochodzi z badań amerykańskiego językoznawcy, który zbadał ile potrzeba słów do stworzenia pełnego wydania pewnej gazety -ale raczej nie był to „New York Times” ani .” Wall Street Journal”. Pewnie polskim „ekspertom” od wszystkiego wystarcza tyle samo, ale „Bogumił Wiślanin" nie był napisany z myślą o takim odbiorcy.
Rzymscy i greccy bogowie lubili sobie poswawolić z ziemskimi kobietami. Raz występowali w swoich własnych postaciach, choć mocno ograniczali swą potęgę, aby nie doprowadzić do śmierci swych wybranek. Innym razem pojawiali się pod postaciami zwierząt wszelakich. Wielkim miłośnikiem takich zabaw był sam Zeus Gromowładny. Począwszy od postaci byka (pod którą posiadł królewnę...
więcej Pokaż mimo to