-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-09-18
2018-06-04
Zbyt często (przynajmniej mnie) w sytuacjach błahych zdarza się wybuchnąć gniewem i zrobić lub powiedzieć coś, czego w normalnych warunkach bym nie zrobił. Za to w sytuacjach kryzysowych reaguję z lodowatym spokojem, nie tylko całkowicie panując nad emocjami, ale też działając racjonalnie i kierując działaniami pozostałych uczestników zdarzenia. Wielu ludzi reaguje dokładnie odwrotnie - trudno ich wyprowadzić z równowagi w sytuacjach nie wartych poddawania się emocjom, ale gorzej sobie radzą w sytuacjach odbiegających znacznie od standardowych warunków.
Dlaczego tak się dzieje? To w sposób zabawny i trafiający do czytelnika przedstawił psychiatra, matematyk i konsultant psychiatryczny zajmujący się sportowcami – Steve Peters. Bez naukowego zadęcia i prób wytłumaczenia laikowi w sposób akademicki procesów zachodzących w naszym mózgu – podzielił jego obszary, aktywowane pod wpływem czynników zewnętrznych na: Szympansa, Człowieka i Komputer.
Tytułowy Szympans, odziedziczony po wspólnych przodkach człekokształtnych (sorry, kreacjoniści) odpowiada za emocje, uczucia, wrażenia oraz plany działania wynikające z czarno-białego postrzegania świata. Człowiek to logika, analiza faktów, a nie wyobrażeń, dostrzeganie odcieni szarości w każdej sytuacji. Każdy z nas ma w sobie i Szympansa i Człowieka. Od zrozumienia tego, kiedy, dlaczego i która z części naszego „ja” podejmuje decyzję należy zacząć samoobserwację i trening jak nad Szympansem w sytuacjach społecznych zapanować i jak nim „zarządzać”. Szympans nie jest zły, ani dobry – reaguje na coś, co nas otacza z nieufnością, bo wszędzie widzi potencjalne zagrożenie i jest wielkim miłośnikiem Prawa Murphy'ego („Jeżeli coś może się nie udać – nie uda się na pewno” czy „Jeżeli myślisz, że idzie dobrze – na pewno nie wiesz wszystkiego”). I nie zawsze jest tak, że nie ma racji, choć często skłania się ku zbyt radykalnym reakcjom.
Współpracę pomiędzy Człowiekiem a Szympansem reguluje Komputer – to w tej części mózgu przechowujemy dane, informacje i doświadczenia, na podstawie których możemy podejmować właściwe decyzje – ta część to Autopiloty - coś co wiemy bez zastanawiania się (ile jest 2x2, cukier jest słodki, a tak się sznuruje buty). Ale tak jak w komputerach „niebiałkowych” mogą się pojawić wirusy, czyli części kodu, które zaburzają pracę Komputera. To Gremliny – czyli coś, co sobie zakodowaliśmy, ale efekt jest dla nas mało pozytywny lub Gobliny czyli to, co negatywnego wynika z naszego życia od wczesnego dzieciństwa (np.” do niczego nie dojdziesz w życiu” wpierane przez rodziców i opiekunów lub „nigdy nie nauczysz się matematyki”) a co przyjmujemy jako pewnik.
Paradoks Szympansa. Przełomowy program zarządzania umysłem to świetnie napisany poradnik, pozwalający lepiej zrozumieć zachowania człowieka. W książce Petersa znajdziecie sposoby na poprawę swojej samokontroli, wykorzystywania Szympansa, Człowieka i Komputera najbardziej efektywnie. To wymaga ćwiczeń, jak wszystko co robimy, ale jeśli posiądziemy już wiedzę "co i dlaczego" oraz jak i w jakimś stopniu można to zmieniać, osiągnięcie tych celów będzie znacznie łatwiejsze.
Ja już pracuję nad swoim Szympansem. Stawia opór, zadaje wiele kłopotliwych pytań, ale jakoś się posuwamy do przodu.
Zbyt często (przynajmniej mnie) w sytuacjach błahych zdarza się wybuchnąć gniewem i zrobić lub powiedzieć coś, czego w normalnych warunkach bym nie zrobił. Za to w sytuacjach kryzysowych reaguję z lodowatym spokojem, nie tylko całkowicie panując nad emocjami, ale też działając racjonalnie i kierując działaniami pozostałych uczestników zdarzenia. Wielu ludzi reaguje...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-14
Któż nie słyszał o sławetnym podręczniku „Sztuka wojenna” przypisywanym Sun Wu, znanemu również jako Sun Zi lub Sun Tzu (choć, według Piotra Plebaniaka jest on w najlepszym przypadku twórcą jedynie kilku rozdziałów owego arcydzieła).
Ten starożytny myśliciel i naukowiec – prekursor prakseologii czyli - teorii sprawnego działania nie był jedynym, który w Państwie Środka zajął się kreowaniem zasad prowadzenia działań wojennych.
Kultura konfucjańska nie odróżnia czasu pokoju od czasu wojny. To tylko inny moment cyklu. Podobnie jak chwilowa potęga czy słabość. Oczywiście „chwilowa” w znaczeniu chińskim. Konflikt jest wpisany w ludzką naturę. Chęć rywalizacji, walka jest po prostu cechą ludzką, czy się to pacyfistom podoba, czy nie.
Również starożytni Europejczycy dostrzegali taką prawidłowość, co dobitnie wyraża łacińska sentencja „Si vis pacem, para bellum”. Mogą być tylko różne jej metody, nie zawsze krwawe.
Przykładem azjatyckim, ale z innej części tego kontynentu była „walka bez walki", którą prowadził z Brytyjczykami Mohandas Karamchand Gandhi.
Inaczej jednak postrzegany jest stan konfliktu w kulturze chińskiej, a inaczej w kulturze europejskiej.
W naszym pojęciu muszą grać „surmy bojowe”, ”mąż z mężem potykać na udeptanej ziemi się musi” a tradycja zachodnioeuropejska ponad walor zwycięstwa stawia „honorowość” rozgrywki. Dopiero od niedawna wykorzystanie podstępu uznano jako może niezbyt honorowe, ale za to równie skuteczne i zarazem tańsze dla stosującej fortel strony rozwiązanie.
Również stan zwycięstwa rozumiemy w inny sposób . Dla nas – to położenie sztychu miecza na szyi wroga, dla Chińczyków zwycięstwem jest już odstąpienie przeciwnika od nieprzyjaznych wobec nich zamiarów.
Książka Piotra Plebaniaka to nie tylko podręcznik, z którego dowiecie się jak mając skromniejsze niż Wasz przeciwnik środki osiągnąć pożądane cele. Czasami za wygraną można uznać fakt, że… nie przegraliśmy, bo nie udało się nas wciągnąć w konflikt, którego w danej chwili nie mamy szans wygrać, lub szanse na pozytywne dla nas zakończenie są iluzoryczne.
Jest to również znakomita lektura, wskazująca ogromne różnice kulturowe pomiędzy Azjatami, wychowanymi według zasady, że grupa jest wszystkim, a jednostka niczym a indywidualistami kręgu łacińskiego. Dzięki „36 podstępom” nauczycie się lepiej panować nad swoimi emocjami, gdyż typowo polskie szarże takie jak pod Somosierrą niezmiernie rzadko przynoszą pożądany efekt przy akceptowalnych kosztach.
Książka pełna humoru, a dzięki temu, że autorem jest Polak - doskonale dostosowana do naszego kodu kulturowego, co znacznie ułatwia wykorzystanie wiedzy i pomysłów, jakie wykreowali Chińczycy.
Zanim jednak zacznę stosować w życiu wybrane fortele muszę się najpierw nauczyć zachowywać zimną krew i szacować koszty zwycięstw. To też nic nowego – król Epiru Pyrrus wygrał w bitwie pod Ausculum w roku 279 p.n.e, ale gratulującym mu oficerom powiedział „Jeszcze jedno takie zwycięstwo i będę zgubiony”. Wojnę z Rzymem oczywiście przegrał.
Dlatego warto korzystać z mądrości i doświadczenia innych, a wiadomo, że... „Chińczyki trzymają się mocno” .
Któż nie słyszał o sławetnym podręczniku „Sztuka wojenna” przypisywanym Sun Wu, znanemu również jako Sun Zi lub Sun Tzu (choć, według Piotra Plebaniaka jest on w najlepszym przypadku twórcą jedynie kilku rozdziałów owego arcydzieła).
Ten starożytny myśliciel i naukowiec – prekursor prakseologii czyli - teorii sprawnego działania nie był jedynym, który w Państwie Środka...
2016-09-27
Na początek kilka słów o tym kim w ogóle jest Michel Houellbecq, bo to postać dość mało znana w Polsce.
Sam siebie nazywa „inżynierem agronomem literatury francuskiej”, ponieważ jest absolwentem The Institut National Agronomique Paris-Grignon czyli Krajowego Instytutu Agronomii.
Pisarz. eseista i... obrazoburca. A zarazem doskonały obserwator przemian i zjawisk zachodzących w otaczającym nas świecie, które komentuje nie licząc na poklask i nie zwracając uwagi na polityczną poprawność.
Od roku 2001 uznany za naczelnego islamofoba (oraz rasistę) we Francji. W tym właśnie roku udzielił wywiadu w związku ze swoją nową powieścią „Platforma” która dotyczyła problematyki turystyki seksualnej do Tajlandii. Tematyka religijna była wątkiem mocno pobocznym, związanym z konwersją matki Autora na islam. Miesięcznikowi „Lire” w wywiadzie powiedział:
„…Doszedłem do wniosku, że wiara w jedynego Boga jest kretyństwem, nie znajduję innego słowa. A najgłupszą religią jest jednak islam…”
Podczas procesu bronił się przed zarzutami w sposób równie oryginalny:
„…Moja postawa nie wyraża poglądów rasistowskich, jako że islam nie jest rasą lub cechą wrodzoną, ale religią, i można przestać być muzułmaninem…"
Houellebecq wygrał proces. Sąd w Paryżu przychylił się do argumentów Autora i orzekł, że jego wypowiedź była dozwoloną krytyką religii i nie zawierała obrazy muzułmanów.
Następna powieść „Uległość” to kolejny kamień obrazy dla francuskich islamistów. Houellebecq napisał historię futurystyczną dziejącą się w 2022 roku. Prezydentem Republiki Francuskiej zostaje muzułmanin Mohammed Ben Abbes i zamienia Francję w kraj wyznaniowy.
„Interwencje 2” to zbiór doskonałych, dalekich od idei poprawności politycznej esejów, artykułów i wywiadów z Autorem z końca XX i początku XXI stulecia.
Generalnie obrywa się każdemu, na kogo pada wzrok Michela Houellbecqa: feministkom, lewakom, pisarzom czy wymienionym wcześniej islamistom.
Tutaj umieszczę kilka próbek tekstów, które zrobiły na mnie wrażenie.
„…W niedawnym artykule w „Nouvel Observateur” poświęconym cierpieniom lewicowca, wielce szanowny Laurent Joffrin popełnia według mnie błąd, gdy oświadcza, że moje zdanie „że islam to jednak najgłupsza religia świata” zbliża mnie do stanowiska przeciętnego ciemniaka, tak zwanego ciemniaka lambda. We Francji, kraju o silnej tradycji antyklerykalnej, typowe stanowisko ciemniaka lambda brzmiałoby raczej jakoś tak: ”dla mnie wszystkie religie świata są siebie warte, to jeden pies” Poproszony o bliższe wyjaśnienie, powiedziałby zapewne coś w rodzaju „ religia to tylko stek bzdur, żeby gnębić ludzi, odbierać im prawo do szczęścia, pchać do wzajemnego zabijania, a sobie kupować złote szaty, podczas gdy biedny lud ledwo wiąże koniec z końcem” …”.
„…Literatura nie służy niczemu. Gdyby bowiem czemuś służyła, lewacka hołota, która monopolizowała intelektualną debatę przez cały wiek dwudziesty, nawet nie mogłaby zaistnieć….”.
„… Osobiście zawsze uważałem feministki za sympatyczne idiotki, zasadniczo niegroźne, które niestety, stały się niebezpieczne przez swój rozbrajający brak przytomności umysłu…”
Houellebecq porusza również poważne problemy polityczne, kulturowe, społeczne jak na przykład kwestie klonowania, odnosi się także do współczesnej architektury, sztuki nowoczesnej i poezji. Stawiane przez niego tezy są przewrotne, często bardzo kontrowersyjne, nie mniej jednak zmuszają do głębszego zastanowienia w jakim właściwie kierunku zmierza współczesny świat.
Mimo upływu lat, wiele z jego spostrzeżeń pozostaje aktualnych i wartych uwagi.
Więcej na blogu
http://niestatystycznypolak.blogspot.com
Na początek kilka słów o tym kim w ogóle jest Michel Houellbecq, bo to postać dość mało znana w Polsce.
Sam siebie nazywa „inżynierem agronomem literatury francuskiej”, ponieważ jest absolwentem The Institut National Agronomique Paris-Grignon czyli Krajowego Instytutu Agronomii.
Pisarz. eseista i... obrazoburca. A zarazem doskonały obserwator przemian i zjawisk...
2016-09-12
„..Jam nie z soli, ani roli, jeno z tego, co mnie boli…” - powiedział podczas Potopu Szwedzkiego Stefan Czarniecki - kasztelan kijowski i hetman polny koronny.
Podobne założenie tkwi u podstaw książki Charlesa Duhigga.
W 2011 roku Autor miał poważny problem z natłokiem zadań, jakie postawiło przed min życie: kończył pisać książkę o psychologicznych i neurologicznych aspektach nawyków, na co dzień pracował jako dziennikarz śledczy w „NYT”. Do tego doszły istotne zmiany w życiu rodzinnym - urodziło mu się drugie dziecko.
Jak sam przyznał, był w ciągłym niedoczasie, w ciągu dnia zarabiał na chleb poszukując tematów do artykułów, w nocy przepisywał i poprawiał tekst książki mając na karku dwójkę dzieci, w tym noworodka.
"Terminowość" stała się dla Charlesa pojęciem znanym jedynie teoretycznie, a sposobem na przetrwanie było przepraszanie wszystkich dookoła za to, że znowu coś zawalił.
Hmmm, skąd my to znamy, prawda?
Zamiast jęczeć i użalać się nad własnym losem zwrócił się z prośbą o pomoc do kolegi (też dziennikarza „New York Timesa”), a ten udostępnił mu kontakt do Atula Gawande - człowieka sukcesu i wzorca doskonałej organizacji.
Atul Gawande to znakomity chirurg, praktykujący w Brigham and Women's Hospital jednym z najlepszych szpitali w Bostonie, wykładowca na Harwardzie, doradca Światowej Organizacji Zdrowia, założyciel fundacji zajmującej się dostarczaniem narzędzi chirurgicznych na całym świecie. Mało ? Do tego autor poczytnych książek i autor artykułów medycznych. Ukończył studia pierwszego stopnia na Uniwersytecie Stanforda, magisterium z nauk politycznych, filozofii i ekonomii obronił na Oxford University, następnie przeniósł się do Harvard Medical School, gdzie uzyskał tytuł doktora nauk medycznych.
Charles chciał zadać doktorowi Atulowi proste pytanie „jak Pan to wszystko ogarnia???”
Pierwsza odpowiedź była odmowna, Atul nie miał czasu.
Dlaczego? Bo zaplanował sobie … wypad na koncert ze swoimi pociechami oraz krótki wyjazd z żoną.
To dodatkowo ukazało Charlesowi jak on sam jest słabo zorganizowany, bo o jakimkolwiek odpoczynku, czy dniu, kiedy zrobiłby coś dla własnej przyjemności już dawno zapomniał.
Udało mu się jednak wcisnąć w kalendarz doktora Gawande ze swoim problemem.
I tak powstał pomysł, na napisanie książki o efektywności, która jest podstawą sukcesu w praktycznie każdej działalności.
O to, w jaki sposób dochodzą do celu Charles Duhigg zaczął pytać najprzeróżniejszych ludzi: generałów, agentów FBI, pilotów, dyrektorów wielkich firm, a także uczniów i… pokerzystów.
Dzięki tym rozmowom ustalił osiem obszarów, które mają wpływ na efektywność.
Dowiecie się jak należy planować zadania, mając na uwadze czynniki, które mogą w mgnieniu oka uniemożliwić skorzystanie z wybranej drogi postępowania.
Jak motywować się do pokonywania własnych słabości i realizować dalekosiężne plany dzieląc je na poszczególne etapy. Z tym ostatnim sposobem na pewno spotkali się ci, którzy pracują w korporacjach, gdzie praktycznie każdy długofalowy projekt posiada ”milestones” – kamienie milowe, których realizacja jest gwarantem sukcesu oraz, co wynika z relacji amerykańskich komandosów, umożliwia przetrwanie „piekielnego tygodnia” podczas szkoleń SEALS- ów.
Czym jest kontrola wewnętrzna, a czym zewnętrzna i która jest bardziej pożądana, aby osiągać sukcesy.
Kolejnym aspektem jest budowa zespołu. Z tym problemem styka się każdy, kto w zespołach pracuje albo nimi zarządza. I tutaj możecie skorzystać z doświadczeń jednej z firm, uznawanych za przyjazną pracownikom czyli Google.
O tym, jak ważna jest koncentracja podczas wielu codziennych czynności jak np. prowadzenie samochodu nikogo nie trzeba przekonywać. Jednak nie raz i nie dwa zdarzały się Wam sytuacje, kiedy koncentracja zawodziła i sytuacja pozornie banalna potrafiła Wam podnieść poziom adrenaliny w okolice sufitu. I na to znajdziecie wytłumaczenie – dlaczego tak się dzieje i jak poprawić tą umiejętność.
W tym przypadku nauczycielami będą piloci samolotów pasażerskich, od których poziomu koncentracji w sytuacjach awaryjnych zależy niejednokrotnie życie setek osób. Polegamy na wyuczonych odruchach, które w stanach zagrożenia mogą prowadzić do myślenia tunelowego. Wtedy koncentrujemy się na jednym z czynników lekceważąc, nawet podświadomie, pozostałe, równie w takiej sytuacji istotne.
To może działania intuicyjne? Bardzo często się sprawdzają, jednak czasami intuicja też bywa zawodna. Tu pomocne są modele mentalne, które wspierają nasze zdolności analityczne.
Modele mentalne to pokrótce sposób na wymyślenie różnych wariantów postępowania przygotowanych na jakąś konkretną okoliczność. Próba przewidzenia np. pytań podczas rozmowy i antycypowanie takiej sytuacji. Wtedy, kiedy ona się niespodziewanie zdarzy, możemy wykorzystać taką odpowiedź, którą sobie wykoncypowaliśmy w przyjaznym środowisku. Czyli rozmawianie z samym sobą poprawia naszą koncentrację.
Jednak chyba lepiej nie robić tego na głos :-D
Generalnie – dość to skomplikowane, ale przeczytanie podanych przykładów wziętych z życia ułatwia zrozumienie tego aspektu.
Cele – to element dość istotny. Zdecydowanie prościej jest gdzieś dojść, jak się ma, choć ogólną ideę gdzie się właściwie podąża :-)
Próbę wypracowania uniwersalnego modelu określania celów wprowadziła firma General Electric.
System ten od pierwszych liter angielskich wyrazów nazywa się SMART (Specific, Measurable, Achievable, Realistic, Timeline – czyli – Skonkretyzowany, Mierzalny, Osiągalny, Realny, Określony w czasie).
Pomysł w założeniu świetny i z iście amerykańskim zapałem realizowany.
W części firm ta filozofia organizacji pracy ma się świetnie do dziś – przynajmniej w polskich oddziałach.
Tylko, że znakomity pomysł z nośną nazwą „smart” ( pol. „mądry”), w praktyce już taki inteligentny nie był, bo spowodował… spadek zysków.
Okazało się, że nawet banalne zadania, jak zakup materiałów biurowych podlegał „SMART” biurokratyzacji . Podobnie jak ambitny plan zapobiegania kradzieżom poprzez… 100% kontrolę toreb pracowników. To owszem, zdecydowanie zmniejszyło ilość kradzieży, jednocześnie… skracając realny czas pracy. Pracownicy chcieli wyjść o ustalonej godzinie do domów, co w połączeniu ze świadomością codziennego przejścia przez procedurę kontrolną, której dokładności i precyzji mogliby pozazdrościć celnicy z NRD, odchodzili od zajęć odpowiednio wcześniej.
Czyli stosowanie tej metody do osiągania celów krótkoterminowych daje znakomite rezultaty, ale w przypadku bardziej dalekosiężnych planów - SMART jest mało efektywny.
Wniosek z tego prosty - duża ilość tabelek w Excelu oraz prezentacje w PowerPoincie nie poprawiają efektywności. Do niektórych firm ta wiedza jeszcze nie dotarła do dziś – wiem to z bolesnej autopsji.
W GE poszli jednak po rozum do głowy i poprosili o pomoc, jakże by inaczej, amerykańskich naukowców.
Okazało się, że można poprawić wydajność i osiągać ambitne, a nawet bardzo ambitne cele poprzez pewne istotne zmiany w sposobie myślenia, nie porzucając metody SMART. Nie będę ich jednak opisywał, bo odbiorę Wam przyjemność czytania :-)
Zarządzanie kapitałem ludzkim, analizowane przez Charlesa Duhigga na podstawie systemu wdrożonego w Toyota Motors również jest zajmujące.
Osoby pracujące w koncernach rozpoznają zapewne słowa „lean manufacturing”.
Jednak to trochę inna filozofia niż ta, z którą możemy zetknąć się w Polsce.
W Toyocie jednym z kluczowych elementów budowy takiego modelu organizacji, opartego na wzajemnym zaufaniu oraz wspólnocie celów firmy i pracowników jest między innymi stałość i stabilność zatrudnienia. W przypadkach złej koniunktury w celu utrzymania stanowisk pracy 65 managerów zgodziło się na obniżkę wynagrodzeń, a pracownicy zostali przeniesieni do prac konserwacyjno-remontowych czy sprzątania kosztem firm zewnętrznych. W Polsce znam przypadki oczekiwania przez firmę zgłaszania „kaizenów” (czyli pomysłów na poprawę wydajności i efektywności pracy) i iście japońskiego (toyotowskiego) podejścia do pracy również od ludzi zatrudnianych… za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej na - uwaga… - 2 tygodniowe (sic!) umowy (oczywiście z możliwością przedłużenia).
Nie, nie jest to żart, a decydenci są zdziwieni, że to nie działa tak jak w książce napisano :-D
Przypomina to próbę budowy promu kosmicznego według standardów NASA w garażu, a zamiast inżynierów z danej specjalności zatrudniony jest wujek Henio – lokalna „złota rączka”.
Podejmowanie decyzji jest łatwe. Zawsze jakąś musimy podjąć. Nawet taką, jaką podobno podejmują koty – „jeżeli jest problem, to należy tak długo go ignorować, aż sobie sam pójdzie”.
Albo jak z grzybami – to nieprawda, że grzyby dzielimy na jadalne i niejadalne. Wszystkie grzyby są jadalne, ale część z nich tylko raz.
Jednakże podjęcie dobrej, świadomej decyzji wraz z oceną prawdopodobieństwa sukcesu lub porażki już takie proste nie jest. Żeby dobrze oszacować ryzyka należy posłużyć się rachunkiem probabilistycznym, przeanalizować wszelkie możliwe konsekwencje działań oraz posiąść jak największą ilość danych wejściowych, aby rezultat był dla nas jak najbardziej korzystny.
Czasami koty mają rację i przeczekanie problemu będzie rozwiązaniem najlepszym bo np. najmniej kosztownym. Jednocześnie dającym czas na pozyskanie kolejnych danych, które pozwolą na wykonanie następnego kroku we właściwym kierunku z dużo większym prawdopodobieństwem.
Oczywiście, element niepewności będzie istniał zawsze, ale dzięki takim analizom jesteśmy w stanie zminimalizować straty, jeżeli coś pójdzie nie tak.
Bardzo pomocne w takich sytuacjach jest Twierdzenie Bayesa (twierdzenie teorii prawdopodobieństwa, wiążące prawdopodobieństwa warunkowe zdarzeń A | B oraz B | A – czyli jakie jest np. prawdopodobieństwo, że osoba z podniesioną temperaturą ciała jest chora na grypę.)
Sieć bayesowską wykorzystuje się do ustalania zależności pomiędzy zdarzeniami. Znakomicie się to sprawdza, jeżeli chcecie zostać światowej sławy… pokerzystami :-) Niestety, bez tak zwanego łuta szczęścia nawet najbardziej misternie przeprowadzone analizy nie gwarantują sukcesu.
To może jednak koty mają racje?
Pomysłowość raczej nie wymaga nadmiernej reklamy – to w większości przypadków klucz do rozwoju.
Jednakże okazuje się, że można być szalenie kreatywnym nie posiadając gigantycznej wiedzy własnej.
Czasami wystarczy być, jak określa to Autor, intelektualnym pośrednikiem, lub, co brzmi znacznie bardziej dostojnie i prestiżowo, – „brokerem innowacji” .
Czyli umieć, poprzez komunikowanie się z różnymi ludźmi, organizacjami czy zespołami lub firmami zbierać dane w jaki sposób rozwiązać problem skutecznie. A później bazując na takiej praktycznie zweryfikowanej wiedzy dostosować ją do wymogów podobnej sytuacji.
Wiem, że działa – sam tak robię od lat i nawet nie wiedziałem, że ze mnie taki spec - „broker innowacji”.
Chyba to sobie umieszczę na wizytówce :-)
Konkluzja jest taka, że w tym aspekcie bardzo istotne jest, to czego tak naprawdę chcemy.
Co stoi za naszą motywacją do bycia kreatywnym – potrzeba wyrażenia siebie, a może pomoc innym ludziom.
Przyswajanie informacji - w tej części książki poznamy metody, dzięki którym sami szybciej przyswoimy wiedzę, ale także dowiemy się w jaki sposób efektywniej ją przekazywać.
Świat obecnie zalewa nas różnorakimi przekazami - jednym bardziej, drugimi mniej przydatnymi.
Aktualnie problemem nie jest samo zdobycie danych, ale ich prawidłowa ocena oraz wykorzystanie.
Powszechność dostępu do wiedzy, bo już nie ma potrzeby udania się do biblioteki i przewracania setek kartek w opasłych foliałach, w wielu przypadkach paradoksalnie utrudnia jej zdobycie.
Do tego dochodzi często wątpliwa jakość przekazywanych materiałów oraz pewne lenistwo intelektualne, którego stajemy się ofiarami, bo nie prowadzimy np. krytyki źródeł.
Tu dochodzimy do końca zarówno książki jak i recenzji.
Ostatnim rozdziałem jest aneks, mający pomóc Wam w wykorzystaniu z zawartej w publikacji wiedzy.
Autor, już po napisaniu tej książki uznał się za eksperta w opisywanej dziedzinie. A jednak nie wszystko działało tak, jak powinno.
Wtedy doktor Atul Gawande podpowiedział jak osiągnąć wymierne korzyści z tej publikacji.
Po prostu – wdrażać zawartą w niej wiedze w codzienne działanie.
Samo zrozumienie mechanizmów nie pomoże Wam w byciu bardziej skutecznymi.
Gdyby to było takie proste, to pewnie zostałbym wybitnym pisarzem, Mister Uniwersum, Mister Olympia albo profesorem psychologii :-D
Jednak pomiędzy wiedzieć jak, a to robić jest ogromna przestrzeń.
Nazywa się praktyka, determinacja w dochodzeniu do celu oraz planowanie w jaki sposób osiągać założone cele.
Lektura książki „Mądrzej, szybciej, lepiej”, pełnej inspirujących opowieści, ciekawostek i studium przypadku, bardzo Wam pomoże, ale nie zastąpi ciężkiej, organicznej pracy.
„..Jam nie z soli, ani roli, jeno z tego, co mnie boli…” - powiedział podczas Potopu Szwedzkiego Stefan Czarniecki - kasztelan kijowski i hetman polny koronny.
Podobne założenie tkwi u podstaw książki Charlesa Duhigga.
W 2011 roku Autor miał poważny problem z natłokiem zadań, jakie postawiło przed min życie: kończył pisać książkę o psychologicznych i neurologicznych...
2016-08-27
Czy pomoc dydaktyczna dla nauczycieli dla szkół ponadpodstawowych, średnich i pierwszego roku studiów może być interesującą lekturą?
Przed przeczytaniem większość z nas stwierdzi, że raczej nie.
Jednak już po przejrzeniu, nawet pobieżnym pierwszych kilku stron – zmienicie zdanie diametralnie.
Jest to pozycja, w której oprócz najnowszych teorii dotyczących myślenia i postrzegania pojawia się spora ilość ćwiczeń oraz przykładów, dzięki którym możemy poprawić efektywność, celność oraz skuteczność naszych intelektualnych rozważań.
Ukazuje różnice pomiędzy myśleniem krytycznym (które można też nazwać analitycznym) oraz myśleniem kreatywnym - pozwalającym wyjść poza schematy.
Przykład myślenia kreatywnego ? Podam mój ulubiony – myślenie przez inwersję.
Co to daje? Ano ktoś kiedyś, ani chybi człek leniwy, zadał sobie takowe pytanie
”Dlaczego ja muszę chodzić po wodę do rzeki? A czy rzeka nie mógłby przyjść z wodą do mnie?”.
Dzięki tak przedstawionemu problemowi doszliśmy do… akweduktów i wodociągów :-)
Czyli jednak można :-D
Ważnym elementem jest akceptowanie błędów jako elementów niezbędnych w procesie uczenia się.
Z błędów wynikają dobre rzeczy – przez błąd w jednym z badań laboratoryjnych uzyskano… kevlar.
Autor świetnie obrazuje podejście do procesów myślowych, gdzie błąd jest wkalkulowany w proces poznawczy. Jest to założenie, które w swoich badaniach przyjął Thomas Edison.
Edison twierdził, że nigdy nie popełniał błędów, a po prostu w procesie wymyślania, co powinno zadziałać, cały czas uczył się tego, co nie zadziała :-D
Genialne :-D
A co jeszcze ciekawsze (i nie mam pojęcia jak to puściła polit-poprawna cenzura, bo Autor jest profesorem amerykańskim :D) w książce zawarta jest następujący przykład.
W oparciu o badania naukowców okazało się że na nasze postrzeganie, a co za tym idzie intelektualną analizę zdarzeń ma wpływ płeć, rasa, religia, kultura, a nawet poziom zamożności i wykształcenia. Wszystkie te elementy Autor nazywa „filtrami percepcji”.
Na rycinie pokazana jest scena morska.
Jak postrzegają ją studenci amerykańscy ? – przede wszystkim widzą ryby znajdujące się na pierwszym planie. Azjaci patrząc na tą samą rycinę widzą głównie… środowisko w którym te ryby pływają. Ich zdaniem obraz w mniejszym stopniu przedstawia ryby, niż relacje pomiędzy wszystkimi elementami biosfery morskiej. Ryby są tylko jednym z elementów – ani ważniejszym, ani mniej ważnym od glonów czy kamieni na morskim dnie. Czyli – patrzymy na to samo, a filtry kulturowe pokazują całkowicie inny obraz.
Uważam, że książkę warto przeczytać, przećwiczyć przykłady i zastanowić się głęboko, czy zamiast nakładania na myślenie kolejnych filtrów np. w postaci zwiększenia liczby lekcji wszelakich religii w szkołach nie powinno się ich zastąpić nauką o myśleniu jako procesie, prowadzącym do rozwoju oraz samorozwoju intelektualnego.
Zdecydowanie poprawiłoby to zdolność myślenia analitycznego oraz twórczego wykluczającego pogląd, że „tylko moja interpretacja jest tą jedyną i prawdziwą" Takie podejście rzadko bowiem prowadzi do właściwych wniosków.
Czy pomoc dydaktyczna dla nauczycieli dla szkół ponadpodstawowych, średnich i pierwszego roku studiów może być interesującą lekturą?
Przed przeczytaniem większość z nas stwierdzi, że raczej nie.
Jednak już po przejrzeniu, nawet pobieżnym pierwszych kilku stron – zmienicie zdanie diametralnie.
Jest to pozycja, w której oprócz najnowszych teorii dotyczących myślenia i...
Większość z nas, a już szczególnie ludzie mający jakiś bliższy kontakt z korporacjami, zna sporo okrągłych haseł, mających za zadanie dopingowanie do większego wysiłku oraz wytężonej pracy, aby osiągnąć spektakularne życiowe i zawodowe sukcesy.
Jedak przy głębszej, naukowej analizie okazuje się, że postępowanie zgodnie z nimi może przynieść skutek zgoła odwrotny do zamierzonego. Okazuje się bowiem, że coś może i „nie zabije” ale spowoduje frustracje oraz może doprowadzić do depresji lub bardzo poważnych kłopotów finansowych.
Zawarte w owych „mądrych sentencjach” przesłania często mijają się z prawdą lub nie uwzględniają bardzo wielu czynników takich jak kapitał kulturowy, wykształcenie, a także zwyczajnie – szczęście. Cześć z tych przykładów przypomina mi bardzo stary dowcip o amerykańskim multimilionerze, który zaczął swoją karierę biznesową od kupowania jajek za jednego centa i sprzedawania ich w innej części miasta po dwa centy.
Jak doszedł do milionów? - Odziedziczył spadek.
Kiedy uwiodą was motywacyjne hasła, a życie zweryfikuje wasze plany i marzenia warto, zanim popadniecie w czarną rozpacz lub gigantyczne długi, zapoznać się z analizami Jamesa Adonisa dlaczego tak się dzieje.
Większość z nas, a już szczególnie ludzie mający jakiś bliższy kontakt z korporacjami, zna sporo okrągłych haseł, mających za zadanie dopingowanie do większego wysiłku oraz wytężonej pracy, aby osiągnąć spektakularne życiowe i zawodowe sukcesy.
więcej Pokaż mimo toJedak przy głębszej, naukowej analizie okazuje się, że postępowanie zgodnie z nimi może przynieść skutek zgoła odwrotny do...