-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2018-08-20
2021-11-23
2018-04-26
„Udręka i ekstaza” Irvinga Stone’a to fabularyzowana biografia Michała Anioła. Rzeźbiarz, malarz, architekt, genialny artysta epoki renesansu, który był „opętany przez marmur”. To właśnie marmur stanowił jego obsesję i największą pasję jego życia. Był najszczęśliwszy wtedy, gdy rzeźbił. Autor pięknie i sugestywnie opisał proces powstawania dzieł, myśli artysty, jego uczucia. Odmalował epokę, jej przedstawicieli w polityce, religii, sztuce, miejsca istotne w życiu Michała Anioła – Florencję, Rzym. Ta książka wręcz zmusza do dalszych poszukiwań. Przynajmniej na mnie tak podziałała, że szukałam informacji w Internecie, wertowałam albumy, czytałam, oglądałam.
Słowa uznania należą się też aktorowi czytającemu tekst „Udręki ekstazy”. Nie jestem wielbicielką audiobooków, ale Janusz Zadura z takim zapałem czytał kolejne rozdziały, że poddałam się całkowicie jego interpretacji.
I na koniec niewielki spoiler, bo nie mogę się powstrzymać:
Ilekroć pojawiały się wzmianki o rodzinie Michała Anioła, skręcało mnie ze złości. Ojciec, wuj, bracia zachowywali się jak pijawki nastawione na wyssanie z utalentowanego krewniaka jak największych sum pieniędzy. Gdyby chociaż byli wdzięczni za jego szczodrość i dobre serce, dbałość o rodzinę! Gdzież tam! Spotykały go wieczne pretensje, wyrzuty, nowe żądania. Większość mężczyzn w jego rodzinie nie skalała się pracą, byli pasożytami i nieudacznikami. Aż dziw, że Michał Anioł miał do nich cierpliwość.
„Udręka i ekstaza” Irvinga Stone’a to fabularyzowana biografia Michała Anioła. Rzeźbiarz, malarz, architekt, genialny artysta epoki renesansu, który był „opętany przez marmur”. To właśnie marmur stanowił jego obsesję i największą pasję jego życia. Był najszczęśliwszy wtedy, gdy rzeźbił. Autor pięknie i sugestywnie opisał proces powstawania dzieł, myśli artysty, jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-23
„11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat”. Dla wielu ludzi ten dzień był końcem świata. Wpłynął na wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób zainteresowali się tym tematem.
Książka Mitchella Zuckoffa to niezwykła opowieść o tragedii i bohaterstwie. Mamy tu pełne realizmu opisy ludzi, biur, korytarzy, wind, schodów, walki o życie i uratowanie poszkodowanych. Poznajemy w najdrobniejszych szczegółach historie pasażerów, pilotów, stewardess, pracowników World Trade Center i Pentagonu, strażaków, policjantów. To już nie są bezimienne ofiary, ale ludzie wymienieni z imienia i nazwiska, przedstawieni przez autora tak, że stają się kimś znanym i bliskim. Jeśli ktoś interesuje się zamachami terrorystycznymi z 11 września, koniecznie powinien sięgnąć po tę pozycję. Naprawdę warto!
Oprócz dopracowanej merytorycznie treści podzielonej na trzy części („Cios z nieba”, „Upadek na ziemię”, „Powstanie z popiołów”), książka zawiera 4 mapy , nazwiska wszystkich poległych, spis wydarzeń ułożonych chronologicznie z podaniem dokładnej godziny, obszerną bibliografię i bogate przypisy. Jedyna fotografia znajduje się na okładce. Autor wykonał rzetelną, tytaniczną pracę.
„11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat”. Dla wielu ludzi ten dzień był końcem świata. Wpłynął na wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób zainteresowali się tym tematem.
Książka Mitchella Zuckoffa to niezwykła opowieść o tragedii i bohaterstwie. Mamy tu pełne realizmu opisy ludzi, biur, korytarzy, wind, schodów, walki o życie i uratowanie poszkodowanych....
2018-04-27
Większość dzieł Fiodora Dostojewskiego przeczytałam już dawno. „Biesy” natomiast pominęłam. Przyznam, że bałam się tej powieści. Tak więc stała sobie na półce, co jakiś czas przyciągając mój wzrok. W końcu decyzja zapadła.
Akcja „Biesów” rozpoczyna się około 1870 roku w prowincjonalnym miasteczku, do którego przyjeżdża Piotr Wierchowieński w celu wzniecenia niepokoju i wywołania skandalu, bo „wszelki skandal i zamęt publiczny niezwykle cieszy serce Rosjanina”. Wierchowieński to człowiek nikczemny, małoduszny, intrygant, podlec i tchórz. Wyjątkowo antypatyczna postać. Nie jest jednak jedynym demonem pracującym ku chwale politycznego i moralnego nihilizmu. Jak to u Dostojewskiego bywa, większość bohaterów to ludzie udręczeni, chorobliwie nerwowi i niekonsekwentni w swym działaniu, rozemocjonowani do granic absurdu, targani potworną mściwością lub nienawiścią.
W czym tkwi fenomen Dostojewskiego? We wnikliwej analizie pojedynczego człowieka i całego społeczeństwa. Jego zmysł obserwacji wcale się nie zestarzał, nic nie stracił na aktualności. Dobitnie świadczy o tym następujący fragment: „W każdym okresie przejściowym wypływają na wierzch kanalie, które istnieją przecież w każdym społeczeństwie. Wypływają na wierzch i już nie tylko bez żadnego celu, ale i bez cienia myśli wywołują i krzewią niepokój i zniecierpliwienie. I te kanalie może nieświadomie, trafiają pod komendę małej garstki przodowników, którzy działają celowo i kierują tamtymi, jak chcą, o ile zresztą nie są skończonymi idiotami, co, nawiasem mówiąc, także nieraz się zdarza.” (s.425-426)
Znakomita powieść. Dla ambitnych i wymagających, wielbicieli klasycznej literatury i dzieł Dostojewskiego.
Większość dzieł Fiodora Dostojewskiego przeczytałam już dawno. „Biesy” natomiast pominęłam. Przyznam, że bałam się tej powieści. Tak więc stała sobie na półce, co jakiś czas przyciągając mój wzrok. W końcu decyzja zapadła.
Akcja „Biesów” rozpoczyna się około 1870 roku w prowincjonalnym miasteczku, do którego przyjeżdża Piotr Wierchowieński w celu wzniecenia niepokoju i...
2019-01-12
„Jeszcze nigdy nie czytałem tak dramatycznych wspomnień, napisanych z wielką skromnością i bez patosu. Pan generał Stefan Starba Bałuk świetnie dostrzega i opisuje innych bohaterów wydarzeń, nie skupiając się, jak to zwykle bywa w literaturze pamiętnikarskiej, tylko na swojej osobie” – to słowa generała Stanisława Petelickiego zamieszczone we wstępie książki „Byłem cichociemnym”. I trudno się z tą uwagą nie zgodzić.
Stefan Bałuk opisuje wybuch wojny, tułaczkę, przekraczanie kolejnych granic, naukę w Szkole Wywiadu w Glasgow, kurs spadochronowy, zrzut, pracę konspiracyjną w Wydziale Legalizacji, udział w Powstaniu Warszawskim, pobyt w obozie jenieckim i w więzieniu.
Książkę czyta się znakomicie. Przyznam, że nie spodziewałam się tak dobrego, gawędziarskiego stylu. Moja wiedza na temat cichociemnych znacznie się wzbogaciła. Ogromną zaletą tego wydania są liczne fotografie ze wszystkich etapów życia bohatera i jego znajomych. Książka zawiera też wiele wojennych ciekawostek i anegdot z życia wziętych.
„Jeszcze nigdy nie czytałem tak dramatycznych wspomnień, napisanych z wielką skromnością i bez patosu. Pan generał Stefan Starba Bałuk świetnie dostrzega i opisuje innych bohaterów wydarzeń, nie skupiając się, jak to zwykle bywa w literaturze pamiętnikarskiej, tylko na swojej osobie” – to słowa generała Stanisława Petelickiego zamieszczone we wstępie książki „Byłem...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-28
Gdy tylko ukazała się zapowiedź „Dziewczyn z Wołynia”, wiedziałam, że muszę tę książkę kupić i przeczytać. Kiedy trafiła w moje ręce, zaczęłam się trochę obawiać, czy nie przygniecie mnie ciężar tych autentycznych opowieści. Wcześniej czytałam „Nienawiść” Stanisława Srokowskiego – opowiadania, na podstawie których Wojciech Smarzowski nakręcił „Wołyń” i muszę przyznać, że nie było to łatwe doświadczenie. W końcu jednak przełamałam lęk i sięgnęłam po najnowszą książkę Anny Herbich.
Wstrząsająca, wspaniała, mocna, emocjonująca, dojmująco smutna, przerażająca, potrzebna, ważna – takie określenia przychodzą mi na myśl po lekturze.
Na koniec chciałabym przytoczyć kilka cytatów wartych uwagi:
„Kiedy wracam dziś do tamtych strasznych dni, przede wszystkim przypomina mi się strach. Wszechobecny, paraliżujący, ściskający za gardło. Zalegający w trzewiach niczym kamień. Niepozwalający spać, jeść, myśleć. Żyć.” (Józefa)
„Żadne słowa, żadne czyny nie zwrócą nam bliskich. Zadane nam straty są nieodwracalne. Nie oznacza to jednak, że mamy milczeć na temat naszej życiowej tragedii. Często słyszę, że Wołyniacy dyszą żądzą zemsty i rozsiewają nienawiść między narodami. Ale nam nie chodzi o zemstę. Nam chodzi o prawdę.” (Zofia)
„Czy wierzę w pojednanie polsko-ukraińskie? Na pewno nie da się go zbudować na kłamstwie. Na fałszowaniu historii. To się jeszcze żadnemu państwu i żadnemu narodowi nie udało. Najpierw trzeba powiedzieć prawdę. Całą prawdę.” (Janina)
Zachęcam do lektury, bo naprawdę warto.
Gdy tylko ukazała się zapowiedź „Dziewczyn z Wołynia”, wiedziałam, że muszę tę książkę kupić i przeczytać. Kiedy trafiła w moje ręce, zaczęłam się trochę obawiać, czy nie przygniecie mnie ciężar tych autentycznych opowieści. Wcześniej czytałam „Nienawiść” Stanisława Srokowskiego – opowiadania, na podstawie których Wojciech Smarzowski nakręcił „Wołyń” i muszę przyznać, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-20
„Dziewiętnaście minut” Jodi Picoult to poruszająca powieść dla czytelników w każdym wieku. Przedstawia dramat wielu bohaterów:
1. Petera Houghtona, który latami dręczony przez rówieśników, postanawia zakończyć pasmo publicznych upokorzeń i zemścić się krwawo na swych prześladowcach.
2. Rodziców Petera, którzy nie potrafią pogodzić się z tym, że ich syn uważany jest przez innych za potwora, wszak nie tak go wychowali! W którym momencie zawiedli? Czego nie zrobili? A może co zrobili i miało to wpływa na decyzję ich syna?
3. Rodziców ofiar, którzy nienawidzą Petera i najchętniej rozszarpaliby go gołymi rękoma. Muszą dać upust negatywnym emocjom, a jednocześnie nie dostrzegają (nie chcą pamiętać), że ich dzieci nie były aniołkami, bez powodu dręczyły kolegę, dobrze się przy tym bawiąc jego kosztem.
4. Josie Cormier, która nie chcąc stracić wysokiej pozycji wśród grupy rówieśniczej, odcina się od przyjaciela w chwili, gdy ten bardzo potrzebuje jej wsparcia i pomocy. Dziewczyna podejmuje wiele decyzji ze strachu. Chce być lubiana, podziwiana. Czasem jej związek z gwiazdą sportu, „mięśniakiem” Mattem Roystonem przywodził mi na myśl małżeństwo, w którym mąż znęca się nad żoną, a ta o jego agresywne działania obwinia samą siebie.
Ta książka na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci. Autorka tak wiarygodnie przedstawiła fabułę, że czytelnik bez problemu tworzy w swojej wyobraźni obrazy, ciągi scen, tak jakby oglądał film. Przez karty tej książki przewija się całe mnóstwo bohaterów i każdy ma swoją własną historię do opowiedzenia – interesującą, pogmatwaną, psychologicznie umotywowaną. Powieść jest świetnie napisana, przeczytało ją tak wielu czytelników, że z pewnością nie potrzebuje żadnej dodatkowej reklamy.
„Dziewiętnaście minut” Jodi Picoult to poruszająca powieść dla czytelników w każdym wieku. Przedstawia dramat wielu bohaterów:
1. Petera Houghtona, który latami dręczony przez rówieśników, postanawia zakończyć pasmo publicznych upokorzeń i zemścić się krwawo na swych prześladowcach.
2. Rodziców Petera, którzy nie potrafią pogodzić się z tym, że ich syn uważany jest przez...
2013
Od chwili przeczytania "Kamieni na szaniec" datuje się moje zainteresowanie II wojną światową i losami żołnierzy batalionu "Zośka". Mam trzy wydania tej książki - pierwsze unikatowe z 1946 (w tym wydaniu bohaterzy występują jeszcze pod zmienionymi pseudonimami - Alek jako Wojtek, Rudy jako Czarny), drugie z 1995 i trzecie z 1999 (pierwsze, w którym pojawiły się zdjęcia). Mimo upływu czasu "Kamienie na szaniec" bronią się pięknym stylem, promowaniem wartości i dobrze nakreślonymi portretami Tadeusza Zawadzkiego, Jana Bytnara i Macieja Aleksego Dawidowskiego. Lubię wracać do tej książki.
Od chwili przeczytania "Kamieni na szaniec" datuje się moje zainteresowanie II wojną światową i losami żołnierzy batalionu "Zośka". Mam trzy wydania tej książki - pierwsze unikatowe z 1946 (w tym wydaniu bohaterzy występują jeszcze pod zmienionymi pseudonimami - Alek jako Wojtek, Rudy jako Czarny), drugie z 1995 i trzecie z 1999 (pierwsze, w którym pojawiły się zdjęcia)....
więcej mniej Pokaż mimo to2022-02-06
2017-12-22
Rzadko mi się zdarza, żebym czytała książkę na raty, odkładała ją i wracała po kilku dniach. Z „Kobietami” Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej tak było. Nie dałam rady emocjonalnie. Czytałam wiele książek o II wojnie światowej i powstaniu warszawskim, ale ta mnie roztrzaskała. Niektóre rozdziały były jak uderzenie obuchem w łeb (np. „Narzeczeni”). Najbardziej zapadło mi w pamięci opowiadanie „Matki” – o pięciu kobietach poszukujących ciał swych dzieci, które zginęły w powstaniu. Nie pada tam żadne nazwisko, ale rozpoznałam trzy z nich. Pierwsza to pani Romocka – matka Andrzeja „Morro” z batalionu „Zośka”. Druga – pani Wańkowicz, matka Krysi „Anny” z batalionu „Parasol”. I czwarta wg chronologii wydarzeń – autorka ww. książki, której córka Ewa „Mewa” dobrowolnie została z rannymi i została rozstrzelana przez Niemców.
Niesamowita książka, inspirowana autentycznymi wydarzeniami, także z życia autorki i jej przyjaciół. Porusza i pozostaje w pamięci.
Rzadko mi się zdarza, żebym czytała książkę na raty, odkładała ją i wracała po kilku dniach. Z „Kobietami” Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej tak było. Nie dałam rady emocjonalnie. Czytałam wiele książek o II wojnie światowej i powstaniu warszawskim, ale ta mnie roztrzaskała. Niektóre rozdziały były jak uderzenie obuchem w łeb (np. „Narzeczeni”). Najbardziej zapadło mi w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-21
Jakieś 10 lat temu po raz pierwszy sięgnęłam po sagę Sapkowskiego o wiedźminie. Wówczas porwała mnie niebanalna fabuła, charyzmatyczni bohaterzy, język ociekający ironią i humorem, niesamowity klimat.
Do sagi wracałam jeszcze kilkakrotnie. Tego lata postanowiłam odświeżyć wrażenia. I znowu zadziałała siła świata wykreowanego przez Sapkowskiego. Mimo że znam treść książki, „Krew Elfów” czytałam z takim zaangażowaniem i zainteresowaniem, jakby to było moje pierwsze spotkanie z Geraltem z Rivii, który postanawia wziąć odpowiedzialność za niespodziankę podarowaną mu przez przeznaczenie. Piękne czarodziejki, dziarskie krasnoludy, zbuntowane i niebezpieczne elfy, zdeterminowani wiedźmini, knujący intrygi władcy. Bohaterzy są tak genialnie przedstawieni, że czytanie o ich dokonaniach, błędach, problemach, wcale mi się nie nudzi. I pewnie nigdy nie znudzi.
Jakieś 10 lat temu po raz pierwszy sięgnęłam po sagę Sapkowskiego o wiedźminie. Wówczas porwała mnie niebanalna fabuła, charyzmatyczni bohaterzy, język ociekający ironią i humorem, niesamowity klimat.
Do sagi wracałam jeszcze kilkakrotnie. Tego lata postanowiłam odświeżyć wrażenia. I znowu zadziałała siła świata wykreowanego przez Sapkowskiego. Mimo że znam treść książki,...
2019-01-24
„NIE PODDALI SIĘ NIKOMU
MIELI BYĆ WYKLĘCI
OKAZALI SIĘ ZWYCIĘSCY”
„Legion” Elżbiety Cherezińskiej to powieść historyczna, która poraża gabarytami i niezwykłą zawartością. Choć zabrzmi to być może dziwnie – jestem oczarowana i zachwycona historią Brygady Świętokrzyskiej. Autorka tak wspaniale, barwnie i realistycznie opisała wydarzenia i biorących w nim udział bohaterów, że niejednokrotnie przerywałam czytanie pełna zdumienia i podziwu dla jej umiejętności. Bardzo mocną stroną powieści są jej bohaterzy – Zub-Zdanowicz, Żbik, Jaxa, Cichy, Bohun, Step, Harry, Fenix. Genialnie opisane postacie z niezwykłymi życiorysami.
Mimo iż powieść liczy 800 stron, nie ma tu zbędnych fragmentów, nic niewnoszących opisów czy dialogów. Wszystko jest na swoim miejscu. Autorka z wirtuozerską zręcznością zapanowała nad niebywałą ilością postaci, wątków, faktów. I jeszcze przygotowała ostatni rozdział poświęcony powojennym losom bohaterów, który uzupełnił i zamknął całą historię. Ogromny szacunek, pokłon i podziękowanie za przybliżenie nieznanego mi dotąd kawałka II wojny światowej.
„NIE PODDALI SIĘ NIKOMU
MIELI BYĆ WYKLĘCI
OKAZALI SIĘ ZWYCIĘSCY”
„Legion” Elżbiety Cherezińskiej to powieść historyczna, która poraża gabarytami i niezwykłą zawartością. Choć zabrzmi to być może dziwnie – jestem oczarowana i zachwycona historią Brygady Świętokrzyskiej. Autorka tak wspaniale, barwnie i realistycznie opisała wydarzenia i biorących w nim udział bohaterów, że...
Kiedyś na hasło "fantasy" marszczyłam nos. Na szczęście Andrzej Sapkowski zmienił moje postrzeganie literatury fantastycznej. Jestem wielbicielką całego cyklu o wiedźminie Geralcie. Z drugiego tomu opowiadań bardzo podobają mi się: "Trochę poświęcenia" (pojawiają się tu dwie ciekawe postaci kobiece - trubadurka Essi Daven oraz syrena Sh'eenaz), "Miecz przeznaczenia" (mała Ciri daje w kość wiedźminowi), "Coś więcej" (wstyd się przyznać, ale za każdym razem ryczę przy tym opowiadaniu).
Kiedyś na hasło "fantasy" marszczyłam nos. Na szczęście Andrzej Sapkowski zmienił moje postrzeganie literatury fantastycznej. Jestem wielbicielką całego cyklu o wiedźminie Geralcie. Z drugiego tomu opowiadań bardzo podobają mi się: "Trochę poświęcenia" (pojawiają się tu dwie ciekawe postaci kobiece - trubadurka Essi Daven oraz syrena Sh'eenaz), "Miecz przeznaczenia"...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-26
„Pani Jeziora” zamyka cykl Andrzeja Sapkowskiego o wiedźminie Geralcie z Rivii. Czy zamyka w sposób definitywny? Z tym bym dyskutowała.
Czytając tę część, nie oczekiwałam żadnych niespodzianek. Znam sagę niemal na wyrywki. Czytałam, bo raz na jakiś czas nachodzi mnie tęsknota i muszę wrócić do cyklu o Geralcie.
W tej części najbardziej lubię:
- wątek Nimue i Condwiramurs, bo wspaniale łączy się z postacią Ciri,
- niezwykle barwnie opisany pobyt drużyny w pałacu Beauclair,
- Ciri przemieszczającą się w czasie i przestrzeni,
- szpital polowy niziołka Rusty’ego i jego uwagi do „personelu”,
- znakomite sceny w zamku Stygga.
Kiedyś, gdy przeczytałam tę część po raz pierwszy, nie mogłam zaakceptować tego, co spotkało drużynę w zamku Stygga. Absolutnie nie godziłam się na Geralta pchniętego widłami. Dopiero wiele lat później doszłam do wniosku, że tak być musiało. Nie było innego wyjścia. Sapkowski od początku przemycał pewne sygnały, przygotowywał czytelnika na taki, a nie inny koniec. Tyle razy powracał symbol węża Uroborosa: „Każde odejście jest zarazem powrotem, każde pożegnanie powitaniem, każdy powrót rozstaniem. Wszystko jest jednocześnie początkiem i końcem.”
„Pani Jeziora” zamyka cykl Andrzeja Sapkowskiego o wiedźminie Geralcie z Rivii. Czy zamyka w sposób definitywny? Z tym bym dyskutowała.
Czytając tę część, nie oczekiwałam żadnych niespodzianek. Znam sagę niemal na wyrywki. Czytałam, bo raz na jakiś czas nachodzi mnie tęsknota i muszę wrócić do cyklu o Geralcie.
W tej części najbardziej lubię:
- wątek Nimue i...
Stało się. Po raz kolejny przeczytałam „Chrzest ognia”, mój ulubiony tom sagi o wiedźminie. Ulubiony dlatego, że pojawia się w nim Regis. Jako wielbicielka tegoż bohatera czekałam na każdy fragment z jego udziałem. Dialogi Regisa z Geraltem są nie do pobicia i podrobienia, skrzą się humorem i ociekają sarkazmem. Poza tym w tej części tworzy się drużyna, a zawsze lubiłam filmy i książki, w których grupa osób (połączona więzami przyjaźni) obierała jakiś cel i dążyła do jego realizacji. A po drodze pokonywała trudności, napotykała przeszkody, przeżywała przygody. Ten tom miałam sobie zostawić na wrzesień, aby osłodzić odejście lata. Wyszło inaczej.
Stało się. Po raz kolejny przeczytałam „Chrzest ognia”, mój ulubiony tom sagi o wiedźminie. Ulubiony dlatego, że pojawia się w nim Regis. Jako wielbicielka tegoż bohatera czekałam na każdy fragment z jego udziałem. Dialogi Regisa z Geraltem są nie do pobicia i podrobienia, skrzą się humorem i ociekają sarkazmem. Poza tym w tej części tworzy się drużyna, a zawsze lubiłam...
więcej Pokaż mimo to