11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat Mitchell Zuckoff 8,3
ocenił(a) na 814 tyg. temu Długa książka, z taką liczbą bohaterów, że czasami ciężko wszystkich zapamiętać i się w nich połapać (zwłaszcza jak się słucha - to akurat jest minus odsłuchiwania takiej książki ale kiedy ja bym taką cegłę przeczytał ;) ),a przecież to i tak tylko ułamek ludzi, którzy mieli nieszczęście być ofiarami/świadkami tamtych wydarzeń. Ale trzeba przyznać, że udało się autorowi zarysować ich sylwetki, ich życia tak, że mamy wrażenie, że faktycznie tych ludzi poznajemy, a nie tam tylko troszeczkę o nich liznęliśmy coś.
Tak, pamiętam ten dzień. I że potem miałem obsesję. Bo to było jak holokaust, jak Czarnobyl, tylko że działo się teraz, na moich oczach... Jak teraz myślę, to we wrześniu 2001 mieliśmy właśnie od niedawna założone stałe łącze (albo od kilku/kilkunastu dni albo od wakacji, tego już nie pamiętam),pamiętam że równolegle z telewizorem, śledziłem też wydarzenia w internecie. Pisząc, że "miałem obsesję" mam na myśli, że czytałem co tylko wpadło mi w ręce na temat ataków, każdy skrawek artykułu w gazecie, przez jakiś czas nawet je wycinałem... Takie wrażenie to na mnie zrobiło, dlatego tym bardziej byłem ciekaw jak dzisiaj odbiorę taką książkę, bo jednak czas już trochę przytłumia wspomnienia.
Warto było przeczytać. Lata temu czytałem "Ostatni lot. O tych, którzy 11 września 2001 roku podjęli walkę z terrorystami" (J. Longman),to coś tam wiedziałem o realiach tego co działo się w samolotach ale co działo się w wieżach czy Pentagonie, to nie - ta książka dosyć szczegółowo to opisuje. I niestety okazuje się, że z powodu chaosu i nieskoordynowanych działań różnych służb, ofiar było więcej niż mogło być... Nie wiedziałem też, bo to jest coś, o czym chyba w ogóle mało kto pomyślałby sam z siebie, że np. ludzie chorowali na skutek choćby wdychania pyłu z zawalonych wież (płuca, nawet rak...).
A poza tym książka jest poruszająca, też w pozytywny sposób, naprawdę można się czasem wzruszyć:
cyt.: "By uratować sparaliżowanego, poruszającego się na wózku księgowego Johna Abruzzo, swoje siły połączyło dziesięcioro jego współpracowników. Przy użyciu działającego jak sanie krzesła ewakuacyjnego sprowadzili go z sześćdziesiątego dziewiątego piętra. Kiedy zrównali się ze strażakami, powiedzieli, że nie potrzebują pomocy. Uznali, że wyprowadzą swojego przyjaciela samodzielnie."
Jest więcej takich opisów. Ale coś jeszcze, i to coś zupełnie innego, dało mi do myślenia. Kiedy autor opisuje dwóch pracowników jednej wieży, że mijali się ale nie znali, pomyślałem sobie że wielki jest jednak ten świat. To tylko jedno miasto, jeden wieżowiec, a można być anonimowym, a co dopiero kiedy ktoś postanowi się przeprowadzić - jeśli chce się zacząć wszystko od początku, wśród nieznajomych, to zawsze można, bo świat jest na to dość wielki.
(czytana/słuchana: 22-24.01.2024)
5/5 [8/10]