-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2019-01-18
2013-11-28
Kochajcie Cherezińską do jasnej cholery! Tak parafrazując Gałczyńskiego woła Ferula recenzując na stronach LC znakomity „Legion”. A ja parafrazując parafrazę zawołam: „Czytajcie Makuszyńskiego do kroćset!” Albo: „…do diaska!” Albo też „… do pioruna!” Bez względu na to do czego bym się odwoływał, czytajcie Makuszyńskiego, bo niezmiernie rzadko natknąć się teraz można na tego typu mądrą literaturę napisaną piękną polszczyzną. Czytajcie – przede wszystkim – młodzi, czytajcie, mimo że czasem to lektura szkolna, albo wręcz korzystajcie z okazji, bo macie szansę przeczytać coś wyjątkowego.
Ktoś mógłby powiedzieć, że nadużywam dużych słów w odniesieniu do autora tworzącego bajki i błahe historyjki dla dzieci i młodzieży. Ale zanim ktoś tak powie, nich spróbuje przykuć uwagę młodego człowieka jakąkolwiek opowieścią. Niech spróbuje sprawić, aby w dobie filmów 3D, szerokopasmowego internetu i wszechobecnych smartfonów, przykuć uwagę małolata na tyle aby słuchał z rozdziawionym dziobem albo (jeśli starszy nieco) czytał z wypiekami na twarzy i zabierał książkę ze sobą do… (nooo, tam gdzie Król piechotą chodzi).
Makuszyński jest mistrzem świata w takim przykuwaniu uwagi, tylko trzeba dać mu szansę. Może siłą, może podstępem, może perswazją a może przykładem? Minęło … dużo, naprawdę dużo lat od czasów kiedy pochłaniałem pasjami przygody Małpki Fiki Miki, czy Koziołka Matołka i niewiele mniej od czasów mojej przygody z bohaterami „Szatana z 7 klasy”, „Panny z mokrą głową” czy „Awantury o Basię”, „ O dwóch takich…” nie wspominając. I właśnie teraz, po wielu latach, mocno wyrośnięty ale wciąż jeszcze dzieciak, korzystając z niezbywalnych praw przysługujących mu jako mojej latorośli, namówił mnie abym przeczytał mu jeden rozdział lektury szkolnej. Ot tak, dla odmiany, bo „oczy go rozbolały (biedactwo) a tak się wciągnął, że chciałby przed snem jeszcze trochę o przygodach Adasia Cisowskiego usłyszeć”. Mniejsza już o grubość nici, którymi owo bezczelne kłamstwo zostało uszyte. Zwabić się dałem, wziąłem „Szatana…” w ręce, zacząłem czytać i wsiąkłem…
Chyba jest coś na rzeczy w twierdzeniu, że nawet jeśli kolejny raz czytamy po latach tę samą książkę, to nie jest to już taka sama książka, bo my jesteśmy już inni. Niektóre książki trzeba by wręcz przeczytać co najmniej dwa razy w życiu aby w pełni uchwycić wszystkie niuanse opowieści, którą dzieli się z nami autor. Jeden z moich ulubionych cytatów z „Uwikłania” Miłoszewskiego brzmi następująco: „Fajnie było przeczytać <<Mistrza i Małgorzatę>> w ogólniaku, ale skręca mnie z zawiści na myśl, że są dorośli, którzy mają to dopiero przed sobą”.
Tylko, że teraz to ja jestem w tej wygranej sytuacji i myślę sobie: a skręcajcie się z zazdrości dorośli, którzy nie przeczytaliście „Szatana…” ponownie już po wejściu dorosłe życie. Albo ujmę to inaczej. Nie skręcajcie się z zazdrości, tylko czytajcie ponownie. Czytajcie i odkrywajcie przepiękny, bogaty i urozmaicony język powieści. Czytajcie i śmiejcie się, natykając się co i rusz na skrzące humorem błyskotliwe dialogi i przemyślenia bohaterów. Czytajcie i dajcie się ogarnąć melancholii i smuteczkom pojawiającym się w miarę czytania i w miarę tego jak zaczynacie sobie zdawać sprawę, że tamten przepięknie odmalowany przez Makuszyńskiego świat Wileńszczyzny odszedł bezpowrotnie. Dzieciaki czytające „Szatana…” w podstawówce, jako lekturę, nie są jeszcze świadome w takim stopniu jak my dorośli jesteśmy świadomi - albo przynajmniej powinniśmy być – hekatomby II wojny światowej. Tragedii jaka stała się udziałem tych wspaniałych pokoleń, które odzyskały dla Polski niepodległość po latach rozbiorów i tego pokolenia, które już urodzone w wolnej Polsce, już wkrótce w jej obronie miało ponieść ofiarę najwyższą, „jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec”.
A już z odniesień do Słowackiego, Mickiewicza, historii naszej polskiej i europejskiego dziedzictwa kulturalnego można by skomponować całkiem bogate przypisy. Jest ich w tej opowieści mnóstwo. Czytajcie aby je odnaleźć, zidentyfikować, poznać lub ucieszyć się z prawidłowego samodzielnego rozpoznania tych motywów i odniesień. Czytajcież - do kroćset – Makuszyńskiego!!!
I nie potrzeba narażać się na konfrontację z twórczością Dana Browna, żeby młody człowiek zaczął pytać kto to był Dante Alighieri. Wystarczy Makuszyński.
Kochajcie Cherezińską do jasnej cholery! Tak parafrazując Gałczyńskiego woła Ferula recenzując na stronach LC znakomity „Legion”. A ja parafrazując parafrazę zawołam: „Czytajcie Makuszyńskiego do kroćset!” Albo: „…do diaska!” Albo też „… do pioruna!” Bez względu na to do czego bym się odwoływał, czytajcie Makuszyńskiego, bo niezmiernie rzadko natknąć się teraz można na tego...
więcej mniej Pokaż mimo to1981
Janusz Domagalik – filolog, dziennikarz, redaktor naczelny czasopisma „Świat Młodych”, od 1968 roku kierownik Naczelnej Redakcji Programów dla Dzieci w Polskim Radiu. Mój „krajan”, mógłbym powiedzieć. Urodziliśmy się i mieszkaliśmy w jednym mieście. Tam też osadził akcję jednej z ulubionych książek mojego dzieciństwa. Tam też m.in. wśród przykopalnianych, robotniczych domów dawnej Kolonii Francuskiej, w okolicach Kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Bolesnej, kręcono zdjęcia do filmu opartego na motywach tej książki. Pająk, Gruby, Irena, Brygidka, Mizera... jest i czarny charakter – Wajnert. Rzecz o wczesnych nastolatkach, którzy oprócz zmagań ze zwykłą uczniowską codziennością, trochę przypadkiem trafiają na ślad tajemnicy, czegoś WAŻNEGO, co odmieni ich życie. Zasłyszana przez jednego z bohaterów opowieść pacjenta miejskiego szpitala porusza ich wyobraźnię. Historia sprzed kilkudziesięciu lat, „zwykłe” losy żołnierza kampanii wrześniowej, pozwala młodym bohaterom odnaleźć w sobie całkiem nowe cechy. Nie żeby obce im i ich dotychczasowym postawom, bardziej nieuświadomione, nieodkryte jeszcze... W trakcie poszukiwań pułkowego sztandaru, ukrytego w 1939 roku, muszą zmierzyć się z własnymi lękami i słabościami a przy okazji „odrabiają” lekcję patriotyzmu – takiego zwykłego, codziennego - nie dętego i na pokaz. Pasjonujemy się obecnie losami młodocianych bohaterów Terry Pratchetta czy J.K.Rowling a w naszej rodzimej literaturze można znaleźć wiele bliższych naszej tradycji i kulturze przykładów na to, jak godnie i ciekawie być młodym. Może nie tak fantastycznych, może nie tak wspaniałych, ale na pewno nie siermiężnych. Książka ze wszechmiar godna polecenia. Jak dla mnie kandydatka do zestawu lektur szkolnych. Może do tych nadobowiązkowych – bo obowiązek zazwyczaj zniechęca – patrz Sienkiewicz, Słowacki, Mickiewicz itp. Z zachowaniem wszelkich proporcji - jestem przekonany, że „Banda Rudego”, podobnie jak „Potop”, „Balladyna” czy „Pan Tadeusz”, mogłyby być „łykane” przez młodzież równie chętnie jak przygody Harry Potera, gdyby nie były obowiązkowe w programie szkolnym. Dużo zależy od nas – rodziców… Właściwie wszystko zależy od nas. Wychowanie dziecka zaczyna się dwadzieścia lat przed jego urodzeniem…
Janusz Domagalik – filolog, dziennikarz, redaktor naczelny czasopisma „Świat Młodych”, od 1968 roku kierownik Naczelnej Redakcji Programów dla Dzieci w Polskim Radiu. Mój „krajan”, mógłbym powiedzieć. Urodziliśmy się i mieszkaliśmy w jednym mieście. Tam też osadził akcję jednej z ulubionych książek mojego dzieciństwa. Tam też m.in. wśród przykopalnianych, robotniczych domów...
więcej mniej Pokaż mimo to1980
1980
2012-12-06
1982-01-01
1983-01-01
1981-01-01
1979-01-01
Chyba już nic z tej książki nie zostało... się "sczytała" dawno temu. Te Baśnie towarzyszyły mi przez wiele lat, a z racji tego,że były "pierwsze" już na zawsze zostały punktem odniesienia dla wszystkich innych baśni i legend. Świniopas, Nowe szaty Cesarza, Księżniczka na ziarnku grochu, Brzydkie kaczątko, Dzikie łabędzie a przede wszystkim Ołowiany Żołnierzyk. Czytałem z wypiekami na twarzy, ze strachem i z nadzieją,że przecież wszystko dobrze się skończy... Z tym szczęśliwym zakończeniem to różnie bywało, ale to były pierwsze, bardzo szczere wzruszenia i uczucia. Jakoś późniejsze wydania Baśni Andersena to już nie było to samo, może z racji innego wyboru, może z racji innego tłumaczenia, a może po prostu czas zrobił swoje.
Chyba już nic z tej książki nie zostało... się "sczytała" dawno temu. Te Baśnie towarzyszyły mi przez wiele lat, a z racji tego,że były "pierwsze" już na zawsze zostały punktem odniesienia dla wszystkich innych baśni i legend. Świniopas, Nowe szaty Cesarza, Księżniczka na ziarnku grochu, Brzydkie kaczątko, Dzikie łabędzie a przede wszystkim Ołowiany Żołnierzyk. Czytałem z...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Wiktoria w krainie czarów”
Postęp wyznaczają leniwi ludzie, którzy szukają łatwiejszych dróg – stwierdził pisarz Robert Heinlein. Trafiła mi się w pakiecie książek do zrecenzowania „FarMagia” autorstwa Magdaleny Jasny. Wzmianka o elfach i smokach dała mi wprawdzie chwilową nadzieję na jakieś rodzime fantasy w stylu light, ale piękna, kolorowa twarda okładka, duże litery i kilka stron tekstu, skierowało mnie w inną stronę. No ewidentnie „dla dzieciuff” – pomyślałem. Przeczytałem. Szybko i z dużą przyjemnością, ale kiedy zdałem sobie sprawę, że ta recenzja może pokazać się w okolicach Dnia Dziecka, uznałem, że potrzebuję fachowca. Tak się składa, że miałem na podorędziu Wiktorię, rezolutną dwunastolatkę, zakochaną w jednorożcach i - przyznaję to ze wstydem - dopuściłem się czegoś na pograniczu perswazji i manipulacji. Efekt poniżej.
Wiktoria
Przeczytałam tę książkę, bo polecił mi ją wujek i poprosił, żebym powiedziała co o niej myślę. Powiedział, że to o dziewczynce w moim wieku i o magicznej krainie, gdzie żyją różne magiczne stwory. Nie byłam zbyt chętna, bo miałam dużo nauki i kilka lektur do przeczytania. Wtedy wujek, „przypadkiem” wspomniał coś o jednorożcach, a ja KOCHAM JEDNOROŻCE! Mam ich całe stada, na ubraniach, na piórnikach, na zabawkach, na pościeli, na tapecie w komputerze, wszędzie.
Nie czytałam wcześniej żadnej książki pani Magdaleny Jasny. Pomyślałam, że skoro jednak pisze o jednorożcach, to na pewno będzie ciekawie. Złapałam mocno książkę i wiedziałam, że przemierzę całą tę magiczną krainę wzdłuż i wszerz i odnajdę je wszystkie.
Tymczasem, zamiast na ukochane jednorożce, trafiłam na smocze jajo. Właściwie to znalazła je Tereska, główna bohaterka książki. Dziwne było to, że znalazła je w lesie za domem, a jeszcze dziwniejsze, że towarzyszył mu marudny skrzydlaty stwór. Stwór miał na imię Emanuel i był elfem, który mieszkał na zaczarowanej farmie, zwanej FarMagią. Kilka następnych chwil wywróciło życie Tereski do góry nogami. Z jaja wykluł się smok, który w 5 sekund zrobił się wielki jak ciężarówka. Nie zjadł ani nie spalił dziewczynki, tylko uznał ją za swoją mamę, przesłał jej smoczego całusa i odleciał. Kiedy następnego dnia Tereska pomogła Tertiusowi – bo tak nazywał się smok – wyciągając z jego łapy wielką drzazgę, Emanuel wiedział, że znalazł następną kandydatkę na Opiekunkę w FarMagii. Co robiła Opiekunka? Do czego służył lodowy kluczyk? Kim był Jonatan i dlaczego chłopaki nie mogą być Opiekunkami? Jakie niebezpieczeństwa czekały na mieszkańców FarMagii w prawdziwym świecie? Tego wszystkiego dowiecie się z książki.
A co z moimi jednorożcami? Oczywiście że są. Przychodzą na farmę zawsze, gdy potrzebują pielęgnacji, dobrego dotyku i gdy się zranią. Żyją szczęśliwe i radosne, jak wszystkie inne stworzenia w tej krainie. One podobały mi się najbardziej, ale wszystkie inne magiczne stworzenia były wspaniałe. Niektóre groźne, niektóre śmieszne, wszystkie jednakowo potrzebujące pomocy, miłości i zainteresowania.
Była też jedna przygoda, która mi się mało podobała. Może dlatego, że czytałam ten rozdział wieczorem i trochę się bałam o bohaterów. Pewnego razu musieli zejść do podziemii i szukali tam zaginionej przed wielu laty Opiekunki. Nie powiem jak to się skończyło, ale było strasznie w tych podziemiach.
Za to bardzo podobała mi się historia, w której Tereska nie wahała się stanąć w obronie swojego przyjaciela. I to nie było w FarMagii, tylko w prawdziwym świecie. Pokazała, jaka jest dzielna i sprawiedliwa. Okazało się, że Tereska potrafiła być opiekunką zranionych magicznych stworzeń w FarMagii, jak i skrzywdzonych ludzi.
Na zakończenie chcę napisać, że FarMagia to książka, którą można polecić czytelnikom w każdym wieku. W magicznej krainie wystarczą czary i magia, żeby rozwiązać prawie każdy problem, ale i tam i w rzeczywistym świecie najważniejsze są przyjaźń, miłość, odwaga i wierność ideałom. Z tego się nie wyrasta. Każdy z nas może być Opiekunem dla innych osób i stworzeń. Wystarczy rozejrzeć się dookoła i pomagać.
Tyle napisała dwunastoletnia Wiktoria, a przegadaliśmy potem jeszcze dobre dwie godziny. Prawda, że ta moja odrobina wyrachowania przyniosła interesujący efekt? Zgadzam się z Wiktorią, że FarMagia to lektura bez kategorii wiekowej. Magdalena Jasny udanie włączyła w fantastyczną opowieść poważne problemy dotyczące odrzucenia, przemocy w rodzinie, drapieżnego kapitalizmu, odpowiedzialności za siebie i za innych. Wspólna lektura tej książki może niejednemu rodzicowi dać dobry pretekst do rozmowy o ważnych sprawach, o których raczej rzadko z własnej inicjatywy rozmawiamy z dziećmi. Warto.
„Wiktoria w krainie czarów”
więcej Pokaż mimo toPostęp wyznaczają leniwi ludzie, którzy szukają łatwiejszych dróg – stwierdził pisarz Robert Heinlein. Trafiła mi się w pakiecie książek do zrecenzowania „FarMagia” autorstwa Magdaleny Jasny. Wzmianka o elfach i smokach dała mi wprawdzie chwilową nadzieję na jakieś rodzime fantasy w stylu light, ale piękna, kolorowa twarda okładka, duże litery i...