Najnowsze artykuły
- ArtykułyKrzysztof P. Czyżewski, autor i prawnik: Pisanie prawnicze i powieściowe to dwa osobne światyLubimyCzytać1
- ArtykułyCo czwarty Polak pobiera e-booki i audiobooki z nielegalnych źródeł. Ta kampania ma to zmienićLubimyCzytać38
- Artykuły10 najlepszych książek września. Powrót króla kryminałuAnna Sierant7
- ArtykułyPewne sekrety zabierzemy do grobu. Stefan Ahnhem o twórczości, życiu i planach na kolejne lataEwa Cieślik4
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Wiktor Woroszylski
45
6,7/10
Urodzony: 08.06.1927Zmarły: 13.09.1996
Polski poeta, prozaik, tłumacz i recenzent filmowy. Repatriowany w 1945 do Łodzi, zaczął studia, początkowo medycynę, ostatecznie polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim.
Zaczynał jako autor poezji publicystyczno-agitacyjnej, będąc czołową postacią tzw. „pryszczatych”.
Zaczynał jako autor poezji publicystyczno-agitacyjnej, będąc czołową postacią tzw. „pryszczatych”.
6,7/10średnia ocena książek autora
671 przeczytało książki autora
520 chce przeczytać książki autora
11fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Cyryl, gdzie jesteś? Krótka, ale powieść
Bohdan Butenko, Wiktor Woroszylski
7,1 z 130 ocen
241 czytelników 19 opinii
2024
Dużo śmiechu, trochę smutku to historia o mamutku
Wiktor Woroszylski
5,8 z 4 ocen
9 czytelników 0 opinii
2009
Moi Moskale. Wybór przekładów z poezji rosyjskiej od Puszkina do Ratuszyńskiej
Wiktor Woroszylski
9,0 z 1 ocen
12 czytelników 0 opinii
2006
W dżungli wolności. Kronika prywatna 1989-1993, z zapisków z rozmaitym opóźnieniem i innych roztrząsań czasu tego ułożona
Wiktor Woroszylski
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
1996
Z podróży, ze snu, z umierania. Wiersze 1951-1990
Wiktor Woroszylski
6,0 z 1 ocen
7 czytelników 0 opinii
1992
Najnowsze opinie o książkach autora
Dzienniki. 1983-1987. Tom 2. Wiktor Woroszylski
6,8
Trudno było mi wrócić do lat 80. PRL-u.
A jednocześnie z ogromną ciekawością i niecierpliwością tam wchodziłam. Tę dychotomię odczuć zawdzięczam huśtawce emocji i znaczących wydarzeń ówczesnego życia, którą bardzo odczuwałam zarówno w pierwszym tomie dzienników autora, jak i w tym kolejnym, drugim. Autor miał tego świadomość , odnotowując - „Śmialiśmy się z huśtawki naszego życia: wczoraj u kapitana Kowalewskiego, dziś na ostrygach w przyjacielskim gronie...” i podsumowując ukutą wspólnie z przyjaciółmi maksymą – „Życie w komunizmie jest do wytrzymania, pod warunkiem że od czasu do czasu ktoś przyśle ostrygi...”
Gorzko-słodka jak ich życie.
To czas znaczących, milowych wydarzeń w historii rozgrywających się w tle zapisów, ale też mających ogromny wpływ na życie autora lub autora na te wydarzenia – zniesienie stanu wojennego, zabójstwo Grzegorza Przemyka, o którym czytałam w reportażu Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów”, a tutaj ukazane z perspektywy przyjaciela matki ofiary, potem zabójstwo Jerzego Popiełuszki, przyjazd Papieża Jana Pawła II i spotkanie z nim, zmiany personalne władz w ZSRR powodujące odwilż i wreszcie Nobel literacki dla Josifa Brodskiego, poprzedzony typowaniem polskich poetów (Z. Herbert, T. Różewicz),w którym nikt nie brał pod uwagę Wisławy Szymborskiej, mimo że autor w kilku wpisach zachwycał się jej wierszami. Wszystkie te wydarzenia żywo komentowane, analizowane, omawiane, roztrząsane w środowisku literackim, do którego należał autor. Odnotowywał to skrupulatnie. Każdą rozmowę, spotkanie, dyskusję, polemikę, wydarzenie, podając szczegółową listę rozmówców lub obecnych osób. Znanych i mniej znanych ze świata kultury i polityki. Niesamowitym uczuciem było oglądanie postaci historycznych z osobistej perspektywy autora, ukazującej ich w nieoficjalnym świetle, w prywatnym kontekście, bardziej ludzkiej niż oficjalnej, pomnikowej. Często podkreślał zalety, jak i wady, a osobista ocena ich twórczości lub działalności czasami zaskakiwała, nie zawsze pokrywając się z obecnie obowiązującą, oficjalną wersją. Nie wiem, na ile podyktowana ona była osobistą niechęcią do konkretnych osób, mającą wpływ na ocenę ich twórczości, a na ile wyważoną opinią doświadczonego literata, tłumacza, poety, publicysty i poligloty. Niemniej otwierałam oczy ze zdumienia, czytając komentarze deprecjonujące twórczość Haliny Auderskiej czy Johna Irvinga. O tym ostatnim muszę przytoczyć cytat - „Kończę czytać Irvinga, bez zachwytu – na mój gust za dużo pieprzenia, wymiotów, spermy, odgryzionych kutasów...” Za to ja z zachwytem czytałam te teksty z dwóch powodów – uczyły mnie prawa do własnego zdania i odwagi do wypowiadania odmiennego zdania niż większość.
Dzienniki pozwalały mi również na wgląd w codzienność pisarza czasu polskiego socjalizmu.
Myślę, że było ono reprezentatywne dla całego niepokornego środowiska literackiego – praca twórcza (przekłady, wiersze, artykuły w wersji legalnej i nielegalnej),petycje i listy do władz w obronie osób represjonowanych, pisemne protesty wobec wydarzeń społeczno-politycznych oraz spotkania autorskie. Te ostatnie przede wszystkim w kościołach. Rzadziej w prywatnych mieszkaniach. Przy okazji ukazanie niejednolitego frontu Kościoła wobec działań opozycji. Jego wewnętrznej złożoności i różnorodności postaw od gotowości poświęcenia życia dla sprawy do uległości wobec władzy. Zaobserwowałam również zjawisko wybielania lub pogrążania osób w miarę upływu czasu. W dzienniku było widać szarości, niejednoznaczności postaw, chwiejności poglądów, rozterek moralnych, człowieczych wad, jak zawiść czy zazdrość. Tygiel emocji tworzących kurz, który po latach opadł, pozostawiając gotowy, brązowy lub złoty odlew.
Przykładem tego jest sam autor.
Piewca komunizmu w latach młodości, który zmienił poglądy po węgierskich wydarzeniach, by pozostałą część życia stać po drugiej stronie barykady walki z komunizmem. Błędu młodości nie wybaczono mu nigdy, a może raczej nie przestano wykorzystywać do poniżania i ośmieszania jego późniejszych dokonań przez nie tylko ówczesny aparat represji, ale i ludzi mu nieprzychylnych. Na spotkaniach autorskich pytanie o jego zachwyt komunizmem było lejtmotywem, który go mocno irytował, dopóki nie usłyszał wyjaśnienia tego zjawiska ze strony jednego z uczestników spotkania – „Było nas wielu, którzy się w coś tam angażowali, a potem przeszli na inną stronę, ale pisarz, któremu to się przytrafiło, jest w szczególnej sytuacji, bo zostawił ślad.” A cała ta aktywność i płodność literacka pomimo zniewolenia, zakazu druku, internowań, nękania, rewizji, przesłuchań, wezwań, wyłączania telefonów, odmów pozwoleń na wyjazdy z Polski, podsłuchów, inwigilacji i codziennych „sukcesów ekonomicznych”, z którymi również dzielił się w dzienniku – „...ja rano dostałem w „Delikatesach” rodzaj kabanosów dla ubogich (bez kartek, 500 zł kilogram, w papierowej powłoczce),a Janka z Natalią później w „Megasamie” – olej sojowy i bułgarski sok pomidorowy...” Bo przecież o jedzenie też trzeba było powalczyć, wystać w kolejkach.
Niestety, były tego koszty!
Za przyzwoitość płacili zdrowiem. Miałam wrażenie, że każda z przewijających się postaci na kartach dziennika na coś chorowała, na coś cierpiała, z czymś się zmagała – depresje, nowotwory, gruźlica, choroby serca, apatia, alkoholizm. Efekty toczącej się mało znanej wojny, o których raczej nie mówią encyklopedie i Wielka Historia, a „świat nie wie, mianowicie o wojnie nerwów, o tym oblężeniu, które atakuje nas w sposób skoncentrowany i codziennie zabija – wszystkie choroby, zapaści psychosomatyczne, kapitulacje organizmu są z tego” – wyjaśniała autorowi znajoma. Tak realną, niemalże namacalną rzeczywistość mogłam poczuć tylko tutaj, w dziennikach pisanych na bieżąco, na gorąco.
Fascynującym było być w środku tamtych czasów i odbierać je poprzez pryzmat osoby autora, uzupełniając obraz lat 80. PRL-u kolejnymi wspomnieniami ich świadka.
http://naostrzuksiazki.pl/
Gabryś, nie kapryś! Wiktor Woroszylski
7,3
Tą książkę mogę ocenić maksymalnie na trójkę. To ma byc niby książdla dzieci, jednak ani okładka, ani obrazki nie świadczką o tym. Mam chrześnicę i takiej ksiązki w prezencie na pewno bym jej nie dała. Tytuł brzmi nawet zachęcający, mimo średniawej okłądki, nie mówiąc o środek. No naprawdę, szkoda czassu spędzać na czytanie tego. Nie polecam. :)