-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2013-11-28
1987
1987
2014-02-22
Czy pisanie kolejnej opinii o tej powieści ma jeszcze jakiś sens? Czy po tym, jak świat wykreowany przez Tolkiena został przeżuty i przetrawiony przez popkulturę, po tym jak wypączkował setkami klonów i podróbek, po tym jak z namiętności wąskiej grupy maniaków zafascynowanych trollami, krasnoludami i elfami świat ten stał się elementem powszechnej świadomości, a miliony ludzi waliły do kin obejrzeć spektakularne adaptacje spod ręki Peter Jacksona, czy po tym wszystkim można napisać o skromnej – w założeniu – przygodowej powieści, coś co nie będzie kalką i powtórzeniem? Szczerze powiedziawszy – nie wiem. Wiem natomiast, że można – albo nawet trzeba – zachęcać do lektury Hobbita. Po pierwsze dlatego, że najlepsza nawet adaptacja to tylko czyjaś wizja. Choćby wsparta wielkimi nakładami, imponująca, pełna znakomitych efektów będzie „tylko” cudzym spojrzeniem na to co powinno powstać w wyobraźni czytelnika.
Nie mam nic przeciwko Jacksonowi i jego filmom, oglądam je z dużą przyjemnością i doceniam kunszt i widoczne ogromne zaangażowanie reżysera i całej ekipy. Podziwiam wyjątkowe plenery, inscenizacyjny rozmach i świetnie dobraną muzykę ale kiedy biorę książkę i zaczynam czytać: „widzę ogień płonący wewnątrz Samotnej Góry”. Widzę go oczami wyobraźni – mojej wyobraźni. I nie zamieniłbym tego obrazu na żadne obsypane nie wiem jak wieloma nagrodami dzieło filmowe. Od pierwszego zetknięcia z twórczością Tolkiena, które miało miejsce dawno, dawno temu w odległej galaktyce, dałem się oczarować Śródziemiu i zamieszkującym go istotom. Przy czym „miejsce przy głównym stole pamięci” zarezerwowałem dla „Władcy Pierścieni” a „Hobbita” usadowiłem nieco z boku, jak takiego troszkę mniej ważnego młodszego brata. Gdzieś tam kołatało mi wspomnienie o Mrocznej Puszczy, leśnych elfach i utraconym Królestwie Krasnoludów. Od czasu do czasu przemykał mi w pamięci groźny cień Smauga i jakieś wspomnienia o smutnym losie mieszkańców Dal, ale przyćmione było to wszystko, przytłumione, niewyraźnie. Pierwsze skrzypce w pamięci grała Drużyna Pierścienia i wyprawa Froda do Mordoru.
Aż razu pewnego przyszło mi znów wyruszyć „tam i z powrotem” za sprawą tego, że „Hobbit” znalazł się w rozkładzie lektur szkolnych mojego syna. I zawstydziłem się, zrobiło mi się przykro, że tak długo kazałem pozostawać mu gdzieś na uboczu, w cieniu wielkiego „Władcy Pierścieni” tym bardziej, że absolutnie na takie traktowanie „Hobbit” nie zasługuje. Znakomita to opowieść, jak mało która traktująca o bardzo ważnych sprawach w bardzo przystępny sposób. Jeśli dobrze pamiętam, jakkolwiek pomysł na „Hobbita” wywodził się – w dużym uproszczeniu mówiąc - z fascynacji autora staroangielskimi legendami i podaniami, to jednym z głównych bodźców do napisania tej powieści była chęć przybliżenia tych fascynacji synom Tolkiena. Nie wiem czy udało mu się zawładnąć wyobraźnią synów, ale zawładnął na pewno moją wyobraźnią i milionów czytelników na całym świecie.
Uważam, że przybliżanie w tym miejscu treści „Hobbita” jest bezcelowe, nie taki miałem zamiar pisząc tę opinię i myślę, że potencjalny czytelnik szukając opinii o tej książce nie tego by oczekiwał. Dostępnych – lepszych lub gorszych - streszczeń jest bez liku, pozwolę sobie zatem na jedną jeszcze tylko uwagę, ważną niezmiernie w moim odczuciu. Dla tego jak odbierzemy utwór literacki nie napisany w naszym ojczystym języku kluczowe jest tłumaczenie. I tak jak Szekspira przyjmuję wyłącznie w tłumaczeniu Słomczyńskiego lub Barańczaka, tak jak pokochałem Eneidę w heksametrowym przekładzie Kubiaka, tak utwory Tolkiena nieodmiennie będą dla mnie żyły jedynie w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej.
A kultura popularna też dołożyła swoje trzy grosze do mojego postrzegania „Hobbita”. Znakomity utwór „I see fire”, który wykonuje Ed Sheeran. Nie mogę się od niego uwolnić, towarzyszył mi przy pisaniu tych kilku zdań i wciąż „widzę ogień płonący wewnątrz góry”.
Czy pisanie kolejnej opinii o tej powieści ma jeszcze jakiś sens? Czy po tym, jak świat wykreowany przez Tolkiena został przeżuty i przetrawiony przez popkulturę, po tym jak wypączkował setkami klonów i podróbek, po tym jak z namiętności wąskiej grupy maniaków zafascynowanych trollami, krasnoludami i elfami świat ten stał się elementem powszechnej świadomości, a miliony...
więcej mniej Pokaż mimo to1981
Janusz Domagalik – filolog, dziennikarz, redaktor naczelny czasopisma „Świat Młodych”, od 1968 roku kierownik Naczelnej Redakcji Programów dla Dzieci w Polskim Radiu. Mój „krajan”, mógłbym powiedzieć. Urodziliśmy się i mieszkaliśmy w jednym mieście. Tam też osadził akcję jednej z ulubionych książek mojego dzieciństwa. Tam też m.in. wśród przykopalnianych, robotniczych domów dawnej Kolonii Francuskiej, w okolicach Kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Bolesnej, kręcono zdjęcia do filmu opartego na motywach tej książki. Pająk, Gruby, Irena, Brygidka, Mizera... jest i czarny charakter – Wajnert. Rzecz o wczesnych nastolatkach, którzy oprócz zmagań ze zwykłą uczniowską codziennością, trochę przypadkiem trafiają na ślad tajemnicy, czegoś WAŻNEGO, co odmieni ich życie. Zasłyszana przez jednego z bohaterów opowieść pacjenta miejskiego szpitala porusza ich wyobraźnię. Historia sprzed kilkudziesięciu lat, „zwykłe” losy żołnierza kampanii wrześniowej, pozwala młodym bohaterom odnaleźć w sobie całkiem nowe cechy. Nie żeby obce im i ich dotychczasowym postawom, bardziej nieuświadomione, nieodkryte jeszcze... W trakcie poszukiwań pułkowego sztandaru, ukrytego w 1939 roku, muszą zmierzyć się z własnymi lękami i słabościami a przy okazji „odrabiają” lekcję patriotyzmu – takiego zwykłego, codziennego - nie dętego i na pokaz. Pasjonujemy się obecnie losami młodocianych bohaterów Terry Pratchetta czy J.K.Rowling a w naszej rodzimej literaturze można znaleźć wiele bliższych naszej tradycji i kulturze przykładów na to, jak godnie i ciekawie być młodym. Może nie tak fantastycznych, może nie tak wspaniałych, ale na pewno nie siermiężnych. Książka ze wszechmiar godna polecenia. Jak dla mnie kandydatka do zestawu lektur szkolnych. Może do tych nadobowiązkowych – bo obowiązek zazwyczaj zniechęca – patrz Sienkiewicz, Słowacki, Mickiewicz itp. Z zachowaniem wszelkich proporcji - jestem przekonany, że „Banda Rudego”, podobnie jak „Potop”, „Balladyna” czy „Pan Tadeusz”, mogłyby być „łykane” przez młodzież równie chętnie jak przygody Harry Potera, gdyby nie były obowiązkowe w programie szkolnym. Dużo zależy od nas – rodziców… Właściwie wszystko zależy od nas. Wychowanie dziecka zaczyna się dwadzieścia lat przed jego urodzeniem…
Janusz Domagalik – filolog, dziennikarz, redaktor naczelny czasopisma „Świat Młodych”, od 1968 roku kierownik Naczelnej Redakcji Programów dla Dzieci w Polskim Radiu. Mój „krajan”, mógłbym powiedzieć. Urodziliśmy się i mieszkaliśmy w jednym mieście. Tam też osadził akcję jednej z ulubionych książek mojego dzieciństwa. Tam też m.in. wśród przykopalnianych, robotniczych domów...
więcej mniej Pokaż mimo to1981
2009-04
To była już kolejna lektura. Pierwszy raz miał miejsce dawno temu w odległej galaktyce ;), kiedy byłem małym chłopcem. Przeczytałem dwa z czterech tomów w całości i dwa w kawałkach bo tylko tyle znalazłem na strychu w moim rodzinnym domu. Po latach skompletowałem całość i... pochłonąłem błyskawicznie. Doskonała, obowiązkowa pozycja dla chłopców w każdym wieku. Wojna, przygoda, przyjaźń, ciężka praca na morzu i mnóstwo ciekawych smaczków historycznych. Starożytny Egipt, Troja, Kreta, Ludy Morza, Fenicjanie, Scytowie, przodkowie Wikingów, bagna Prypeci i Hel (sic!)a na okrasę Stonehenge... Fantastyczna podróż Białowłosego Trojańczyka dookoła Europy sprzed tysięcy lat. A to wszystko dzięki Maciejowi Słomczyńskiemu, gdyż to on ukrywał się pod pseudonimem Joe Alex. Spróbujcie umieścić tę opowieść w konkretnych realiach historycznych... to naprawdę fajna zabawa i pasjonująca lektura :)
To była już kolejna lektura. Pierwszy raz miał miejsce dawno temu w odległej galaktyce ;), kiedy byłem małym chłopcem. Przeczytałem dwa z czterech tomów w całości i dwa w kawałkach bo tylko tyle znalazłem na strychu w moim rodzinnym domu. Po latach skompletowałem całość i... pochłonąłem błyskawicznie. Doskonała, obowiązkowa pozycja dla chłopców w każdym wieku. Wojna,...
więcej mniej Pokaż mimo to1982
1984
1981
1989
1980
1984
Kochajcie Cherezińską do jasnej cholery! Tak parafrazując Gałczyńskiego woła Ferula recenzując na stronach LC znakomity „Legion”. A ja parafrazując parafrazę zawołam: „Czytajcie Makuszyńskiego do kroćset!” Albo: „…do diaska!” Albo też „… do pioruna!” Bez względu na to do czego bym się odwoływał, czytajcie Makuszyńskiego, bo niezmiernie rzadko natknąć się teraz można na tego typu mądrą literaturę napisaną piękną polszczyzną. Czytajcie – przede wszystkim – młodzi, czytajcie, mimo że czasem to lektura szkolna, albo wręcz korzystajcie z okazji, bo macie szansę przeczytać coś wyjątkowego.
Ktoś mógłby powiedzieć, że nadużywam dużych słów w odniesieniu do autora tworzącego bajki i błahe historyjki dla dzieci i młodzieży. Ale zanim ktoś tak powie, nich spróbuje przykuć uwagę młodego człowieka jakąkolwiek opowieścią. Niech spróbuje sprawić, aby w dobie filmów 3D, szerokopasmowego internetu i wszechobecnych smartfonów, przykuć uwagę małolata na tyle aby słuchał z rozdziawionym dziobem albo (jeśli starszy nieco) czytał z wypiekami na twarzy i zabierał książkę ze sobą do… (nooo, tam gdzie Król piechotą chodzi).
Makuszyński jest mistrzem świata w takim przykuwaniu uwagi, tylko trzeba dać mu szansę. Może siłą, może podstępem, może perswazją a może przykładem? Minęło … dużo, naprawdę dużo lat od czasów kiedy pochłaniałem pasjami przygody Małpki Fiki Miki, czy Koziołka Matołka i niewiele mniej od czasów mojej przygody z bohaterami „Szatana z 7 klasy”, „Panny z mokrą głową” czy „Awantury o Basię”, „ O dwóch takich…” nie wspominając. I właśnie teraz, po wielu latach, mocno wyrośnięty ale wciąż jeszcze dzieciak, korzystając z niezbywalnych praw przysługujących mu jako mojej latorośli, namówił mnie abym przeczytał mu jeden rozdział lektury szkolnej. Ot tak, dla odmiany, bo „oczy go rozbolały (biedactwo) a tak się wciągnął, że chciałby przed snem jeszcze trochę o przygodach Adasia Cisowskiego usłyszeć”. Mniejsza już o grubość nici, którymi owo bezczelne kłamstwo zostało uszyte. Zwabić się dałem, wziąłem „Szatana…” w ręce, zacząłem czytać i wsiąkłem…
Chyba jest coś na rzeczy w twierdzeniu, że nawet jeśli kolejny raz czytamy po latach tę samą książkę, to nie jest to już taka sama książka, bo my jesteśmy już inni. Niektóre książki trzeba by wręcz przeczytać co najmniej dwa razy w życiu aby w pełni uchwycić wszystkie niuanse opowieści, którą dzieli się z nami autor. Jeden z moich ulubionych cytatów z „Uwikłania” Miłoszewskiego brzmi następująco: „Fajnie było przeczytać <<Mistrza i Małgorzatę>> w ogólniaku, ale skręca mnie z zawiści na myśl, że są dorośli, którzy mają to dopiero przed sobą”.
Tylko, że teraz to ja jestem w tej wygranej sytuacji i myślę sobie: a skręcajcie się z zazdrości dorośli, którzy nie przeczytaliście „Szatana…” ponownie już po wejściu dorosłe życie. Albo ujmę to inaczej. Nie skręcajcie się z zazdrości, tylko czytajcie ponownie. Czytajcie i odkrywajcie przepiękny, bogaty i urozmaicony język powieści. Czytajcie i śmiejcie się, natykając się co i rusz na skrzące humorem błyskotliwe dialogi i przemyślenia bohaterów. Czytajcie i dajcie się ogarnąć melancholii i smuteczkom pojawiającym się w miarę czytania i w miarę tego jak zaczynacie sobie zdawać sprawę, że tamten przepięknie odmalowany przez Makuszyńskiego świat Wileńszczyzny odszedł bezpowrotnie. Dzieciaki czytające „Szatana…” w podstawówce, jako lekturę, nie są jeszcze świadome w takim stopniu jak my dorośli jesteśmy świadomi - albo przynajmniej powinniśmy być – hekatomby II wojny światowej. Tragedii jaka stała się udziałem tych wspaniałych pokoleń, które odzyskały dla Polski niepodległość po latach rozbiorów i tego pokolenia, które już urodzone w wolnej Polsce, już wkrótce w jej obronie miało ponieść ofiarę najwyższą, „jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec”.
A już z odniesień do Słowackiego, Mickiewicza, historii naszej polskiej i europejskiego dziedzictwa kulturalnego można by skomponować całkiem bogate przypisy. Jest ich w tej opowieści mnóstwo. Czytajcie aby je odnaleźć, zidentyfikować, poznać lub ucieszyć się z prawidłowego samodzielnego rozpoznania tych motywów i odniesień. Czytajcież - do kroćset – Makuszyńskiego!!!
I nie potrzeba narażać się na konfrontację z twórczością Dana Browna, żeby młody człowiek zaczął pytać kto to był Dante Alighieri. Wystarczy Makuszyński.
Kochajcie Cherezińską do jasnej cholery! Tak parafrazując Gałczyńskiego woła Ferula recenzując na stronach LC znakomity „Legion”. A ja parafrazując parafrazę zawołam: „Czytajcie Makuszyńskiego do kroćset!” Albo: „…do diaska!” Albo też „… do pioruna!” Bez względu na to do czego bym się odwoływał, czytajcie Makuszyńskiego, bo niezmiernie rzadko natknąć się teraz można na tego...
więcej Pokaż mimo to