-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2021-07-01
2020-03-14
2021-04-18
2021-01-10
,,Instytut" Stephena Kinga zwabił mnie do siebie obietnicą przeżycia niezapomnianej historii z dreszczykiem, dziejącej się w zamkniętej placówce dla wyjątkowych dzieci. Porywane z własnych domów pod osłoną nocy, dla wykorzystania ich niezwykłych umiejętności, z jakimi się urodzili, żeby (jak im powiedziano) służyć narodowi. W powieści poznajemy m.in. Luke'a, Kalishę i Avery'ego, którzy muszą mierzyć się z tym bezdusznym systemem, nie znającym litości nawet dla dzieci. W świecie, gdzie w oczach tych "ważnych" są bardziej towarem deficytowym, niż ludźmi.
I łał, to było zdecydowanie najlepsze czytelnicze rozpoczęcie roku od lat. ,,Instytut" Stephena Kinga wbił mnie w fotel, pochłaniając bez pamięci, przy czym kilkukrotnie przyprawiając o palpilacje serca, kiedy intensywność akcji wykraczała poza skalę. Nie potrafiłam się od niej oderwać i czytałam całymi wolnymi dniami, a w pracy nie mogłam przestać myśleć o tym, co się wydarzy w kolejnym rozdziale. Poza tym książka tak bardzo zaangażowała mnie emocjonalnie, że dosłownie rzucałam nią po łożku z nienawiści do dorosłych bohaterów, wysyłając ich wszystkich do diabła; albo było mi po prostu niewyobrażalnie smutno, z powodu losu tych porwanych dzieciaków, a ich bezsilność i depresja wpływały negatywnie na mój nastrój. Z drugiej strony sposób prowadzenia narracji przez nastolatka, przypomniał mi jak to było mieć znowu 12 lat i dusić się pierwszym papierosem, starając się przy tym zaimponować znajomym wulgarnymi odzywkami, co było dosyć nostalgiczne i pomocne w zrozumieniu ich zachowania w tej nienormalnej sytuacji, gdzie poszukiwali swojej namiastki normalności. Jednak najbardziej z tego wszystkiego podobała mi się więź, jaka wytworzyła się między dzieciakami, to jak starali się wspierać siebie nawzajem i jak ci starsi musieli stać się ostoją dla tych młodszych, chociaż sami ledwo odrośli od ziemii. To było piękne napisane, zwłaszcza w zestawieniu z burtalnością, z jaką musieli walczyć. Tutaj wszystko było takie rzeczywiste, ludzkie bolączki i ta brzydota życia, i przy tym zagłębianie się w poplątaną psychikę bohaterów. King po raz kolejny udowodnił, że jest mistrzem w tym, co robi.
,,Instytut" zdecydowanie trafia na moją listę ulubieńców powieści od króla horroru. Poza tym apeluję, żeby ktoś zrobił na podstawie tej książki serial, ponieważ to idealny scenariusz do realizacji na srebrnym ekranie. I chciałabym również bluzę ze złotym napisem AVISZON, ponieważ kocham tego małego dzieciaka.
,,Instytut" Stephena Kinga zwabił mnie do siebie obietnicą przeżycia niezapomnianej historii z dreszczykiem, dziejącej się w zamkniętej placówce dla wyjątkowych dzieci. Porywane z własnych domów pod osłoną nocy, dla wykorzystania ich niezwykłych umiejętności, z jakimi się urodzili, żeby (jak im powiedziano) służyć narodowi. W powieści poznajemy m.in. Luke'a, Kalishę i...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-18
Koszmar, który jest twoim życiem przez ok. 15 lat. Decydujesz, że uciekniesz, jednak on za tobą rusza, twój mąż. Jest niebezpieczny i potrafi świetnie tropić ludzi. Kiedy wszystko się układa, on znajduje cię. Sprowadza ze sobą chaos, który jest równie silny, jak obraz ,,Rose Madder". Mamy tu przykład przemocy domowej, którą przeżywa każdego dnia główna bohaterka. Książka udowadnia, że można przestać się poddawać pod wpływ osoby, która nas bije. Mówi, że daje szanse na nowe życie i nawet obcy ludzie są w stanie nam pomóc. Można wszystko zbudować od nowa i żyć szczęśliwie. Do tej historii dodano szczyptę fantastyki i na dodatek skrywa intrygującą i jednocześnie przerażającą tajemnicę.
Podobał mi się tu świat przedstawiony, który sprawiał wrażenie w 100% prawdziwego. Jakby to naprawdę się wydarzyło. Drugie, co mi się podobało, to kreacja charakterów poszczególnych postaci, mam tu na myśli Normana Danielsa. Kiedy czytałam fragmenty z jego pesperktywy, cxuć było jego policyjny nos oras żądze krwi. Mimo iż go nie lubiłam, to było to ciekawe doświadczenie, zobaczyć jak funkcjonuje mózg świra. No i elementy horroru związane z tytułowym obrazem. Byłam i jestem zszokowana tymi fragmentami. Czytałam je jednym tchem i dzięki temu moja opinia nie jest taka straszna. Jednak dzieci nie powinny tego czytać.
Koszmar, który jest twoim życiem przez ok. 15 lat. Decydujesz, że uciekniesz, jednak on za tobą rusza, twój mąż. Jest niebezpieczny i potrafi świetnie tropić ludzi. Kiedy wszystko się układa, on znajduje cię. Sprowadza ze sobą chaos, który jest równie silny, jak obraz ,,Rose Madder". Mamy tu przykład przemocy domowej, którą przeżywa każdego dnia główna bohaterka. Książka...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-17
Po prostu niezwykła! Biorąc ją z półki, wiedziałam że będzie warta mojego czasu. Długo ją czytałam, czasami wciągała, ale też momentami przynudzała. Jednak końcówka mi to wszystko wynagrodziła. Idąc po schodach, na najwyższe piętro do biblioteki, myślałam że rozpłacze się jak małe dziecko.
Po prostu niezwykła! Biorąc ją z półki, wiedziałam że będzie warta mojego czasu. Długo ją czytałam, czasami wciągała, ale też momentami przynudzała. Jednak końcówka mi to wszystko wynagrodziła. Idąc po schodach, na najwyższe piętro do biblioteki, myślałam że rozpłacze się jak małe dziecko.
Pokaż mimo to2019-01-30
Oto kolejna książka stworzona przez króla horrorów, o nawet niebanalnej treści oraz napisanej z pomysłem, którą czytało mi się szybko i przyjemnie, jednak nie do końca spełniła ona moje oczekiwania. Po Kingu spodziewałam się czegoś więcej niż tylko dobrej lektury, o której jutro zapomnę. Myślałam, że to będzie kolejna jego książka, która będzie mnie prześladować po jej skończeniu,a wręcz mnie pochłonie i odurzy tym mrokiem wyrywającym się z każdej kolejnej strony, a tymczasem niekiedy to było dosyć średnie. Mimo, iż tych opowiadań było dużo, to tylko kilka z nich naprawdę mnie oczarowały i zadowoliły mojego wewnętrznego maniaka horrorów, przyprawiając mnie o gęsią skórkę i dreszczyk emocji. A co do reszty, to wielkiego szału nie było.
Oto kolejna książka stworzona przez króla horrorów, o nawet niebanalnej treści oraz napisanej z pomysłem, którą czytało mi się szybko i przyjemnie, jednak nie do końca spełniła ona moje oczekiwania. Po Kingu spodziewałam się czegoś więcej niż tylko dobrej lektury, o której jutro zapomnę. Myślałam, że to będzie kolejna jego książka, która będzie mnie prześladować po jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-14
"Horacy M. Derwent ma przyjemność
zaprosić Pana/Panią na bal maskowy
z okazji uroczystego otwarcia hotelu Panorama.
Obiad o ósmej wieczorem.
Zrzucenie masek i tańce o północy
29 sierpnia 1945r.
Uprasza się o potwierdzenie przybycia."
Minęło sporo czasu od mojego ostatniego balu i nie spodziewałam się, że wybiorę się na kolejny, a tu proszę. To moje trzecie zaproszenie do tego jakże malowniczego hotelu, ale tym razem nie zabieram ze sobą osoby towarzyszącej. Chociaż bardzo dobrze wspominam swoje ostatnie wypady z panem Stanley'em Kubrickiem i z panem Mick'iem Garrisem, to nadszedł w końcu czas żeby skonfrontować się z Panoramą sam na sam. Ze złym miejscem, które czyni z ludzi potwory, sięgając do najgłębiej skrywanych lęków i obracając je przeciwko nim.
"Lśnienie" jest bardzo złożoną powieścią, która od samego początku pokazuje, że nie będzie to łatwa historia. Już od pierwszych stron zaczyna się dziać. Ciągły strach o przyszłość, czy walka z wewnętrznymi demonami są na porządku dziennym w życiu naszych dorosłych bohaterów, którzy na dodatek muszą robić dobrą minę do złej gry przed własnym dzieckiem. I mimo iż na początku trochę narzekałam, że czasami było to zbyt rozwleczone i mogłoby być krótsze, to zrozumiałam że było to konieczne w dalszej części fabuły, aby pokazać konsekwencje wszystkich przeszłych zdarzeń, które pomimo upływu czasu, nadal męczyły boleśnie od środka zarówno Wendy jak i Jacka. Bomba z opóźnionym zapłonem, której ciśnienie rosło z każdym kolejnym rozdziałem, aż do momentu wybuchu, jako główna atrakcja balu.
Droga do szaleństwa Jacka to chyba mój ulubiony wątek w tej książce. Bohater z bagażem okropnych doświadczeń ulegający powolnej samodestrukcji, przy czym ten proces jest idealnie wyważony, zaczynając od malutkich kroczków jak powrót do starych nawyków i kończąc na całkowitej ostateczności. W ten sposób hotel zdobywa kolejną marionetkę do swojej kolekcji, bez pośpiechu wręcz rozkoszując się tym, że udało mu się złamać kolejnego słabego człowieka, którego będzie mógł wykorzystać jako kolejną maskę na następny bal.
Dla mnie jest to kwintesencja horroru. King jest moim mistrzem w tym momencie.
Nie zapominając o tytułowym lśnieniu/ jasności małego Danny'ego, która również jest ciekawą częścią tej powieści. Podobało mi się, że mimo iż jest to horror to zawiera w sobie te małe elementy fantastyki, jak niezrozumiałe wizje, czy czytanie myśli i emocji innych ludzi, na dodatek opisane zgrabnie przez autora w sposób charakterystyczny dla toku myślenia dziecka. Jestem ciekawa jak potencjał Danny'ego rozkwitnie w kolejnej części po tym, co pokazał w walce z Panoramą.
Fajnym aspektem była jeszcze postać Halloranna, dzięki któremu można było dowiedzieć się więcej na temat jasności i jego relacja z Danny'm, ale nie będę więcej zdradzać. Ci, co czytali wiedzą, o co mi chodzi.
Podsumowując, ten bal uważam za bardzo udany, chociaż zabawa mogłaby być trochę dłuższa. Z pewnością kiedyś jeszcze wybiorę się na kolejny, czy to sama, czy w towarzystwie.
" -Północ! Zrzucić maski! Zrzucić maski! (...i Mór Czerwony niepodzielnie zawładły wszystkim.)"
"Horacy M. Derwent ma przyjemność
zaprosić Pana/Panią na bal maskowy
z okazji uroczystego otwarcia hotelu Panorama.
Obiad o ósmej wieczorem.
Zrzucenie masek i tańce o północy
29 sierpnia 1945r.
Uprasza się o potwierdzenie przybycia."
Minęło sporo czasu od mojego ostatniego balu i nie spodziewałam się, że wybiorę się na kolejny, a tu proszę. To moje trzecie zaproszenie do...
2020-10-05
,,W pierwszych latach znany był jako Dan albo Dan T., ale szybko się rozeszło, że pracował w lokalnym hospicjum, i teraz już prawie wszyscy nazywali go Doktorkiem. Jako że tak czasem w dzieciństwie mówili do niego rodzice, Dan uznał to za przejaw ironii losu... ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Życie to koło, jego jedynym zadaniem jest się toczyć i zawsze wraca do punktu wyjścia."
"Doktor Sen" to kontynuacja historii małego Danny'ego Torrence'a znanego z "Lśnienia". W tej części poznajemy go już jako dorosłego człowieka, który podobnie jak jego ojciec, zmaga się z problemem uzależnienia od alkoholu oraz braku kontroli nad własnym gniewiem. Dowiadujemy się również, jak potoczyło się jego dalsze życie po tragicznych wydarzeniach w hotelu Panorama oraz co sprawiło, że zaczął szukać szczęścia na dnie butelki, wiedząc przecież, że to wcześniej zniszczyło życie jego rodzinie. Aż chciałoby się rzec, że niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Sam koncept przedstawienia postaci Dana, przytłoczonego wspomnieniami trudnego dzieciństwa pełnego strachu przed nawrotem nałogu ojca oraz złych duchów, który w konsekwencji już jako dorosły, musi z tym wszystkim się zmagać, to dla mnie kolejny genialny popis literacki mistrza grozy. Stephen King podobnie jak przy pierwszej części, wykreował świetny portret psychologiczny głównego bohatera, rozkładając go na czynniki pierwsze i analizując ogniwa jego zachowań i podjętych decyzji. Świetnie się bawiłam, odkrywając te wszystkie mroczne ścieżki duszy, również w perspektywach innych bohaterów.
Jeśli już mowa o innych postaciach, to w powieści mamy również drugą główną antagonistkę, czyli Abrę Stone, nastolatkę z o wiele większą mocą, jaką kiedykolwiek posiadał Dan. O ile przez pierwszą połowę książki po prostu płynęłam, poznając historię właśnie z perspektywny Torrence'a, to kiedy doszłam do tej części, kiedy ta dziewczyna pojawiła się w historii albo później jej rodzina, to nie było to już dla mnie takie fascynujące. Czasami po prostu odkładałam książkę na jakiś czas, bo po prostu mi się odechciewało czytać. Miałam wrażenie, że tempo akcji po prostu zwalniało, a niekiedy siadało. Powieść stawała się bardziej dynamiczna, dopiero kiedy w końcu dochodziło do integracji Abry z Danem, które bardziej przypadły mi do gustu niż samowolne przemyślenia nastolatki albo jej rodzinne problemy.
Swoistą wisienką na torcie, która trochę wynagrodziła moje frustracje była banda rasowych drapieżników, znana jako Prawdziwy Węzeł, a zwłaszcza przepełniona dzikością przywódczyni o mrocznym sercu Rose Kapelusz, których jedynym celem było żerowanie na jasności małych dzieci, żeby zachować swoją długowieczność. Od tego wątku, oczekiwałam dużej dawki brutalność i krwi. Było to świetnie napisane, ale czasami brakowało mi tego mroku i dawki adrenaliny. Nie było to tak intensywne przeżycie, jakie spodziewałam się po piórze Kinga.
Podsumowując, "Doktor Sen" to ciekawa kontynuacja świetnego horroru, chociaż uważam że nie była to do końca potrzeba część, ponieważ moim zdaniem historia w "Lśnieniu" została wyczerpująco doprowadzona do końca. Poza tym, przynajmniej w moim odczuciu, było tu za dużo przeplatających się perspektyw wielu bohaterów, przez co czasami mi się mieszało i niepotrzebnie przedłużało całą akcję. Poza tym, trochę szkoda, że na przestrzeni całej książki, rola Dan'a Torrence'a nie miała aż tak wielkiego znaczenia w tej całej ogólnej walce, a była jedynie momentami sprowadzona do funkcji bycia uświadomionym dorosłym. Rozumiem, że miał pełnić funkcję nauczyciela, ale spodziewałam się tutaj czegoś lepszego. Bardzo na plus były oczywiście nawiązania do "Lśnienia", jak i pomysł na pracę Dan'a w hospicjum.
,,W pierwszych latach znany był jako Dan albo Dan T., ale szybko się rozeszło, że pracował w lokalnym hospicjum, i teraz już prawie wszyscy nazywali go Doktorkiem. Jako że tak czasem w dzieciństwie mówili do niego rodzice, Dan uznał to za przejaw ironii losu... ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Życie to koło, jego jedynym zadaniem jest się toczyć i zawsze wraca do punktu...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-26
2020-08-10
,,Dziedzictwo" Grahama Mastertona, to kolejny pełnokrwisty i soczysty horror, będący bardzo dobrą rozrywką dla koneserów tego gatunku. Jego fabuła skupia się na handlarzu antykami-Ricky'm Delatolli, do którego trafia tajemnicze krzesło o złowieszczym wyglądzie, co oczywiście zwiastuje nadchodzące kłopoty. Już od pierwszego rozdziału zaczynają się dziać różne niepokojące zjawiska. Z początku niewinne igraszki na nerwach bohatera i jego rodziny, zmieniają się w niebezpieczną zabawę w kotka i myszkę, w której stawką staje się ich życie.
Jest to bardzo dynamiczna i porywająca książka. Może nie widać tego, na pierwszych dwudziestu stronach, które lekko zawiewały nudą, ale jak już akcja się rozkręciła, to nie mogłam się oderwać. Lubię czytać takie historie w wykonaniu Mastertona, pełne brutalności oraz przesyczone nieustannym napięciem. Tę machinę niepokoju i strachu, dodatkowo podkręcały bezpośrednie konfrontacje Delatolli z krzesłem, które wręcz przyprawiały mnie o dreszcze. Szczególnie, kiedy ta diabelska siła oddziaływała na jego psychikę, doprowadzając go niekiedy na granicę obłędu. Niezwykle klimatyczne w tej historii były również obrazy wiszące w salonie głównego bohatera, które odzwierciedlały atmosferę, jaka panowała na różnych etapach fabuły. Coś fantastycznego. Trzeba również pamiętać, że u Mastertona nic nie dzieje się przypadkowo, a wszystko ma jakiś swój cel. Tyczy to się przede wszystkim bohaterów drugoplanowych. Mimo iż moje podejrzenia okazały się być słuszne w związku z ich intencjami, to i tak na końcu autorowi udało się mnie zaskoczyć. Tak, czy siak, dobrze się bawiłam przy rozwiązowaniu tej zagadki.
Podsumowując, bardzo fajny horror, napisany przystępnym językiem, który czyta się szybko i przyjemnie. Masterton jak zawsze niezawodny.
,,Dziedzictwo" Grahama Mastertona, to kolejny pełnokrwisty i soczysty horror, będący bardzo dobrą rozrywką dla koneserów tego gatunku. Jego fabuła skupia się na handlarzu antykami-Ricky'm Delatolli, do którego trafia tajemnicze krzesło o złowieszczym wyglądzie, co oczywiście zwiastuje nadchodzące kłopoty. Już od pierwszego rozdziału zaczynają się dziać różne niepokojące...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-19
,,Gdyby każda z moich dwóch natur mogła zamieszkać w niezależnym ciele — myślałem sobie — życie uwolniłoby się od tego, co jest nie do zniesienia. Człowiek zły szedłby własną drogą nie dręczony wyrzutami sumienia szlachetniejszego bliźniaka. Dobry kroczyłby prostą ścieżką cnoty i radował się zacnymi uczynkami nie cierpiąc i nie pokutując za grzechy nierozdzielnej z nim występnej cząstki. Przekleństwo ludzkości polega więc na tym, że dwie sprzeczne natury są ze sobą na wieki złączone, że w otchłani dręczonego sumienia muszą toczyć tragiczne, nie kończące się boje."
Człowiek to istota złożona, składająca się z różnych czynników, definiujących jego osobowość. Posiada również zestaw masek w swoich zbiorach, które przywdziewa na prawdziwą twarz w zależności od wymaganej sytuacji i ściąga dopiero, kiedy jest już sam ze sobą. Czasami pojawiają się te kuszące myśli, sugerujące żeby chociaż raz skończyć z tą maskaradą, pozbywając się tych wewnętrznych blokad moralnych, żeby pokazać swoje nieznane oblicze światu. Tylko, że kiedy damy się porwać tej cudownej beztroskiej chwili wolności, spadają na nas niewyobrażalne konsekwencje naszego zatracenia. W końcu każdy z nas jest swego rodzaju doktorem Jekyll'em, który ma własnego pana Hyde'a, uwięzionego za tymi wszystkimi hamulcami bezpieczeństwa.
Bardzo lubię czytać takie klimatyczne powieści grozy, szczególnie kiedy akcja dzieje się w moim ulubionym okresie, czyli w XIX-wiecznej Anglii, pośród ponurej scenerii Londynu. Mimo iż książka nie jest zbyt długa, autor serwuje nam ciekawie rozbudowaną tajemnicę, która ma zaskakujący przebieg i satysfakcjonujące rozwinięcie zagadki na samym końcu. Cały czas coś się działo, nie było takiego momentu, w którym bym się nudziła. Podobały mi się te wszystkie integracje i dociekania protagonisty z jego najbliższym otoczeniem, kiedy starał się poskładać wszystkie elementy układanki w spójną całość. Warto też wspomnieć o pięknych w swojej prostocie opisach miasta, które przewijały się chociażby podczas spacerów bohatera. W takich powieściach niezwykle mnie cieszy, kiedy krajobraz oddaje ducha epoki, a nie jest tylko zwykłym tłem fabularnym.
Jeśli chodzi zaś o główny wątek, czyli doktora Jekylla i pana Hyde'a, niezwykle uraczyła mnie konwencja autora na osobne przedstawienie tych postaci, zaczynając od tej negatywnej strony medalu. Zestawiając początek i zapiski lekarza, były takie chwile, kiedy zachowanie tego złego, nie wydawało mi się wynaturzone, tylko zwyczajnie ludzkie, ale takie przeświadczenie szybko mijało, kiedy nasz bohater przechodził do czynów. Równie fascynująca była obserwacja całego procesu wewnętrznej przemiany pozytywnej postaci-czyli doktora Jekylla, który świadomie z początku niepewnie, a potem z szaleńczym zapałem, wręcz dawał się ponosić uwolnionym żądzą, pełen beztroski myśląc, że wszystko ujdzie mu na sucho, a tymczasem kiedy zawisła nad nim groźba śmierci, ze strachem uświadomił sobie-z resztą za późno, czym tak naprawdę się stał. Ta końcówka książki była naprawdę mocna, pełna dreszczyku emocji.
Podsumowując, ,,Doktor Jekyll i pan Hyde" to świetna lektura, rozbudzająca wyobraźnie i skłaniająca do refleksji. W końcu to by nie chciał ponieść się chwili, żeby zrzucić własną twarz i stać się na moment kimś innym? Tak czy inaczej, cieszę się, że udało mi się zaliczyć kolejny klasyk na swojej liście.
,,Gdyby każda z moich dwóch natur mogła zamieszkać w niezależnym ciele — myślałem sobie — życie uwolniłoby się od tego, co jest nie do zniesienia. Człowiek zły szedłby własną drogą nie dręczony wyrzutami sumienia szlachetniejszego bliźniaka. Dobry kroczyłby prostą ścieżką cnoty i radował się zacnymi uczynkami nie cierpiąc i nie pokutując za grzechy nierozdzielnej z nim...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-20
2018-03-14
2018-06-20
2018-02-17
Dla mnie bomba! Było napięcie, dreszczyk strachu oraz niepokój, kiedy nagle w ciemnym pomieszczeniu rozbłysły srebrne oczy. Naprawdę ciekawa powieść grozy, ale jednocześnie chwilami przerażająca historia o przeszłości, nie pozwalająca zapomnieć o stracie najbliższych, która kładzie się cieniem na resztę życia. Bardzo przejęło mnie zakończenie, kiedy prawda wyszła w końcu jaw oraz została wymierzona sprawiedliwa kara, przez co dzieci wreszcie odzyskają spokój. Były takie momenty, kiedy miałam wrażenie, że gram w pierwszą część FNAF, ponieważ w książce pojawiły się podobne elementy, co było dla mnie miłym zaskoczeniem, jak dla fana tej gry. Denerwowało mnie trochę zachowanie Johna, który uśmiechał się czasem w nieodpowiednich momentach. Mnie osobiście nie byłoby do śmiechu, gdyby próbowano mnie zabić...
Mimo wszystko pozycja godna polecenia i jestem nią zachwycona.
Dla mnie bomba! Było napięcie, dreszczyk strachu oraz niepokój, kiedy nagle w ciemnym pomieszczeniu rozbłysły srebrne oczy. Naprawdę ciekawa powieść grozy, ale jednocześnie chwilami przerażająca historia o przeszłości, nie pozwalająca zapomnieć o stracie najbliższych, która kładzie się cieniem na resztę życia. Bardzo przejęło mnie zakończenie, kiedy prawda wyszła w końcu...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Manitou" już od samego początku zaskarbił sobie moją sympatię i zainteresowanie. Ledwo, co zaczęłam czytać, a akcja już nabierała tempa wrzucając mnie w świat, z którym jeszcze nie miałam styczności w książkach. Mam tutaj na myśli wierzenia Indian i okultyzm, które były dla mnie jak powiew świeżości, mimo iż książka ma już swoje lata. Byłam tym wszystkim tak zaabsorbowana, że nie mogłam się od niej oderwać, z wypiekami na twarzy czekając na to, co się zaraz wydarzy. Bywały takie momenty, że miałam aż gęsią skórkę, zwłaszcza z powodu krwawych scen, np. przy narodzinach zła, które kojarzyło mi się rodem z uniwersum o "Obcym", przepełnione rozrywaniem ciał na strzępy i wnętrzościami na ścianach. Na dodatek wszystkie te mocne sceny opisane w najdrobniejszych szczegółach... To właśnie uwielbiam w twórczości Mastertona, te sceny grozy, które są jednocześnie przerażające jak i niezwykle satysfakcjonujące. Aż mam ciaryy...
Warto też nadmienić, jak dobrze są napisani główni bohaterowie i pomimo że każdy z nich jest odrębnym indywiduum, wywodzącym się z różnych środowisk to razem tworzą nietypową, ale ciekawą grupę, która napędza całą tę machinę strachu i niekiedy czarnego humoru. W końcu mamy tu do czynienia z lekarzem, wróżbitą oraz indiańskim szamanem.
Podsumowując, super się bawiłam, czytając "Manitou" i zdecydowanie polecam fanom tego gatunku. Na pewno nie będziecie zawiedzeni!
"Manitou" już od samego początku zaskarbił sobie moją sympatię i zainteresowanie. Ledwo, co zaczęłam czytać, a akcja już nabierała tempa wrzucając mnie w świat, z którym jeszcze nie miałam styczności w książkach. Mam tutaj na myśli wierzenia Indian i okultyzm, które były dla mnie jak powiew świeżości, mimo iż książka ma już swoje lata. Byłam tym wszystkim tak zaabsorbowana,...
więcej Pokaż mimo to