-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2022
2021-10-11
Edit: przyjemnie było wrócić do tej historii po raz drugi tym razem w pięknym wydaniu Vespera.
Muszę przyznać, że bardzo żałuję, że najpierw obejrzałam film i doskonale wiedziałam, jak ta historia się potoczy, bo na pewno byłabym bardziej zaskoczona.
To nie jest jeden z tych typowych horrorów. Historia jest nieprzeciętna, nie dłuży się, wszystko wydaje się bardzo dobrze wyważone, a lekkie pióro sprawia, że książkę czyta się lekko i przyjemnie. Nie mamy też nie wiadomo jak skomplikowanej historii.
Czytelnik może denerwować się na główną bohaterkę za jej naiwność, słabość oraz to, że łatwo daje sobą manipulować, chociaż miewa przebłyski otrzeźwienia (wydaje się, jakby już po kilku stronach całkiem zapomniała, że została skrzywdzona przez własnego męża, chociaż w tamtym czasie doskonale wie, że TAKICH rzeczy się nie robi) . Jednak w obliczu sytuacji w jakiej się znalazła: całkiem samotna, bez pomocy od kogokolwiek i nie do końca jeszcze tego świadoma, można jej nawet współczuć.
Nie powiedziałabym, że historia przeraża i nie będzie się po niej spać po nocach, ale tworzy wokół się interesujący, niepokojący klimat, szczególnie na ostatnich stronach. Brakowało mi jednak jeszcze większej intensywności, "zagęszczenia" tej atmosfery przez cały czas trwania książki, ale to już moje mocno subiektywne odczucie.
Absolutna klasyka i jeśli tylko znajdziecie okazję aby ją przeczytać, warto będzie po nią sięgnąć.
Edit: przyjemnie było wrócić do tej historii po raz drugi tym razem w pięknym wydaniu Vespera.
Muszę przyznać, że bardzo żałuję, że najpierw obejrzałam film i doskonale wiedziałam, jak ta historia się potoczy, bo na pewno byłabym bardziej zaskoczona.
To nie jest jeden z tych typowych horrorów. Historia jest nieprzeciętna, nie dłuży się, wszystko wydaje się bardzo dobrze...
2020
Mam problem. A mój problem polega na tym, że chociaż książkę nadal świetnie mi się czytało, właściwie ją pochłonęłam, to od strony fabularnej zostawia mnie z jednym wielkim "WTF?". Mam w tym momencie jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi, a właściwie tylko mały fragment mogę powiedzieć bez spoilerów.
Pamiętacie jak William bardzo czegoś chciał od Charlie? No to nie ma to już znaczenia, bo chyba sam o tym zapomniał. Możemy się na podstawie przebiegu historii tylko domyślać, co miał na myśli.
Carltona uwielbiam i uwielbiam go zdecydowanie najbardziej spośród wszystkich 3 części. Wie, kiedy faktycznie być poważny, ale nie opuszcza go jego specyficzne poczucie humoru. W ogóle wszystkie postacie są jakieś przyjemniejsze w odbiorze i lepiej ogarnięte.
Oczywiście nie muszę mówić, że moim ulubieńcem i tak pozostaje William. Tu staje się bardziej stonowany, poważniejszy, mniej szalony. Niestety, nie dowiadujemy się, jakim cudem przeżył pierwszy strój zatrzaskowy i nie poznajemy ukrytej za tym historii. Właściwie dalej nie znamy też jego motywów. Dlaczego postanowił zabić jedno z dzieci Henry'ego? Dlaczego w ogóle postanowił zabijać dzieci? Niby udziela nam odpowiedzi, ale brzmi to raczej jak efekt innego wydarzenia, o którym nie wiemy, i dalej nie wyjaśnia masy spraw.
Brakowało mi tu pewnych uzupełnień historii. Brakowało mi większej ilości wewnętrznych przeżyć bohaterów związanych z jakimiś wydarzeniami. Brakowało mi ich wspomnień, szczególnie w kontekście Williama i Charlie. Coś było, ale zbyt mało lub zbyt szczątkowo.
I ok, było mi autentycznie szkoda pewnej dziewczynki. Henry'ego tez jak w żadnej innej części.
A końcowa scena kompletnie namieszała mi w głowie. Domyślam się, kto to mógł być, ale biorąc pod uwagę, co działo się wcześniej, kompletnie nie widzę w tym sensu. Albo po prostu nie umiem zinterpretować tej sceny i widziałam, że nie tylko ja miałam z nią problem.
I pytam: DLACZEGO imię "Baby" zostało przetłumaczone? DLACZEGO?
Początek może być trochę nużący, ale gdy akcja się rozpocznie, to będzie trwać. Oczywiście uważam, że przeczytać tę książkę jak najbardziej warto, szczególnie jak nie zwraca się zbyt mocno uwagi na jakieś dziwne zawiłości w fabule, ale można poczuć niedosyt przez to, że wiele rzeczy pozostaje niejasnych.
<SPOILERY >
Teraz zagłębmy się w spoilery i kluczowe plot twisty, bo paru rzeczy nie rozumiem.
Postać Elizabeth wydaje się być taka wyjęta... znikąd? W pierwszej części, gdy czytaliśmy o Williamie, słowem nawet nie było wspomniane, że miał żonę czy córkę. A skoro dziewczynka chodziła do przedszkola, musiała gdzieś figurować. Tymczasem jej losy są nam właściwie nieznane. Sam William też przez dwie części absolutnie nie zachowywał się, jakby stracił rodzinę. No, może w pierwszej części, gdy rzucił jakimś zdaniem o kochaniu kogoś, chociaż dalej nie widzę związku, albo gdy przy pierwszym spotkaniu z nim określono go jako kogoś, kto przeżył straszną tragedię, jednak równie dobrze można to zrzucić na to, że przeżył zatrzaskowy strój. Dziewczynka była porwana jako niemowlę? Czy jej matka, czyli pani Afton, zmarła, gdy Elizabeth była malutka? Co się właściwie stało z ciałem dziewczynki po śmierci w Baby?
Dlaczego przez tak długi czas nikt nie wpadł na pomysł, żeby pojechać na cmentarz? Szczególnie Charlie?
Jakim cudem robot mógł krwawić i mieć wyczuwalny puls, chyba że dysk potrafił stworzyć iluzję nawet tego? O innych rzeczach w stylu fizjologia czy o babskich sprawach w stylu okresu to nawet nie wspomnę?
I jakim cudem William był w stanie wybudować nową pizzerię? Skąd miał pieniądze?
Nie rozumiem też, w jaki sposób Charlie miała dorastać w oczach rówieśników albo może po prostu źle zrozumiałam działanie dysku. Przez kilka lat dziewczyna wyglądała dokładnie tak samo, a potem nagle podmieniono jej model i momentalnie była już starsza? Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby robot mógł "dorastać" w oczach innych ludzi, szczególnie, że jego wygląd był przecież iluzją.
Tyle pytań, tyle pytań, a tak mało konkretnych odpowiedzi. Nie jestem zła na to rozwiązanie fabularne, bo jest całkiem oryginalne i dość smutne, ale pozostawia za sobą gigantyczne dziury w historii, które ciężko jakoś sensownie wypełnić.
<SPOILERY OFF>
Mam problem. A mój problem polega na tym, że chociaż książkę nadal świetnie mi się czytało, właściwie ją pochłonęłam, to od strony fabularnej zostawia mnie z jednym wielkim "WTF?". Mam w tym momencie jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi, a właściwie tylko mały fragment mogę powiedzieć bez spoilerów.
Pamiętacie jak William bardzo czegoś chciał od Charlie? No to nie ma to już...
2020
Kłamstwem by było, gdybym powiedziała, że nie jestem fanką FNAFa. Kłamstwem by było, gdybym powiedziała, że nie mam własnej teorii na temat fabuły. I o ile raczej nie kupuję książek stworzonych na podstawie gier (chociaż masa z nich zasługuje na książkę i film), tak tym razem po prostu musiałam zrobić wyjątek. Postaram się przedstawić książkę z perspektywy niekoniecznie fana, ale osoby kompletnie nieznającej uniwersum.
Główną bohaterką jest Charlie – córka właściciela słynnej pizzerii Freddy Fazbear’s Pizza, zyskującej sławę głównie dzięki animatronikom, czyli mechanicznym zwierzętom, które zabawiały dzieci. Pewnego dnia dochodzi do tragicznego nieszczęścia, zmieniającego życie Charlie w dramatyczny sposób. Po latach, już nastoletnia dziewczyna, wraca do Hurricane w dziesiątą rocznicę śmierci jednego z przyjaciół, ale koszmary przeszłości wcale nie odeszły.
Warto mieć na uwadze, że historia z książki, a właściwie z książek, nie jest kanoniczna, a alternatywna. I dobrze, bo tak to wychodzi z tego dość prosty horror ze znanym schematem. Mamy bowiem słynną grupkę przyjaciół, która postanawia odwiedzić starą, już dawno zamkniętą pizzerię, gdzie animatroniki dalej stoją i nie wyglądają na zadowolone z powodu ich odwiedzin. Gdy jedna z osób znika, zaczyna się akcja ratunkowa połączona z walką o przetrwanie.
Nadal twierdzę, że tych ważniejszych bohaterów, jak na 357 stron historii jest za dużo. Cała ekipa liczy aż siedem osób + antagonista i podczas scen, gdzie są wpakowani do starej pizzerii, trzeba jednak coś z nimi wszystkimi zrobić. Starano się stworzyć z nich indywidualne jednostki, które nie zleją się w szarą masę i nawet się to udało, co nie zmienia faktu, że w tak krótkim czasie nie zdołamy się zżyć z większością z nich, więc też nie będziemy bardzo przejmować się ich losem. Sądzę, że dużo lepiej wypadały fragmenty, gdzie byli tylko Charlie i John, prowadzący swoje małe śledztwo i wspominający te bardziej i mniej przyjemne chwile z przeszłości.
Charlie to dziewczyna, która poza masą nieszczęść w dzieciństwie, nie wyróżnia się mocno na tle innych. Nie jest najpiękniejszą dziewczyną z grupki, nie jest też najbardziej pewna siebie, ale ze względu na to, że to jej ojciec stworzył pizzerię, ostateczna decyzja zazwyczaj należała do niej. Wydaje się chwilami zagubiona, nie wiedząca czy na pewno chce gdzieś pójść, czy coś zrobić. Gdzieś tam przewija się wątek miłosny, który działa na zasadzie, że chociaż bohaterowie nic sobie otwarcie nie mówią, to czytelnik już wie.
Jest i nasz antagonista Dave. Tego bohatera na pewno się zapamięta i też on najbardziej wyróżnia się na tle innych. Scenę, gdzie sobie rozmawiał z jednym z bohaterów sam na sam, uważam za jedną z lepszych z książki, przy czym bardzo dobrze pokazuje ona jakąś część jego szaleństwa. Jednak w natłoku tylu postaci, nie poświęcono mu wystarczająco dużo uwagi. Szczególnie scena ostatecznej konfrontacji nie wyszła dobrze i jak nagle się zaczęła, tak nagle się skończyła, nad czym ubolewam. Można go było zdecydowanie ‘’podkręcić’’, bo gołym okiem widać u niego skłonności sadystyczne, ale to pierwsza część (z tego, co kojarzę) trylogii lub co najmniej dylogii, więc jest szansa, że to i wiele innych rzeczy jest jeszcze do nadrobienia.
Nie należy oczekiwać po książce wyżyn literatury światowej. Język jest prosty, czyta się szybko, jednak książka ma literówki i gigantyczną ilość powtórzeń. Naprawdę gigantyczną. I nie wiem czy to wina tłumaczenia, czy tak faktycznie jest, ale przyznam, że na początku chciałam kupić wersję angielską, bo miałam szczere obawy, jak to wyjdzie z tym tłumaczeniem. Tragicznie nie jest, ale dobrze też nie. Bardziej zadowoleni będą fani niż osoby, które kompletnie nie wiedzą, o co chodzi, ale to nie znaczy, że się nie odnajdą w fabule. Wszystkie animatroniki, ich wygląd, imiona, funkcjonowanie pizzerii jest wytłumaczone, więc czytelnicy nie są wrzuceni na głęboką wodę. Jednak nadal to fani będą się uśmiechać bardziej przy opisach znajomych animatroników czy przy imionach Henry i Dave (chociaż akurat tego drugiego będą pewnie w równym stopniu przeklinać).
Podsumowując, mamy prosty horror, wykorzystujący wręcz legendarny motyw grupki przyjaciół, ale z niestandardową historią i specyficznym antagonistą. Konieczne jest jednak traktowanie tej historii z przymrużeniem oka, bo to nadal wersja alternatywna, dość daleka od kanonu.
"- Obaj pragnęliśmy miłości - odezwał się melodyjnie. - Twój ojciec kochał. A teraz i ja kochałem.''
Kłamstwem by było, gdybym powiedziała, że nie jestem fanką FNAFa. Kłamstwem by było, gdybym powiedziała, że nie mam własnej teorii na temat fabuły. I o ile raczej nie kupuję książek stworzonych na podstawie gier (chociaż masa z nich zasługuje na książkę i film), tak tym razem po prostu musiałam zrobić wyjątek. Postaram się przedstawić książkę z perspektywy niekoniecznie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Długo się nie mogłam przekonać do przeczytania Chirurga i w ogóle do sięgnięcia po twórczość Gerritsen. I żałuję, że zwlekałam tak długo.
W Bostonie szaleje seryjny morderca okrzyknięty przez media Chirurgiem, który w okrutny sposób okalecza kobiety wybrane według pewnego schematu. Problem polega na tym, że Chirurg nie żyje od 2 lat i został zastrzelony przez niedoszłą ofiarę, więc nasuwa się pytanie: kim jest jego naśladowca? I skąd zna tak wiele szczegółów? Problemy związane z poprzednim śledztwem i morderca, który wydaje się być wszędzie i nigdzie, poruszanie poważnych tematów, szczególnie problemu gwałtów... emocji mamy tu dużo.
Książka jest napisana tak, że przez nią praktycznie się płynie i kompletnie nie czuć tych prawie 400 stron. Mamy też ciekawe sceny niczym z serialu medycznego, więc nie ulega wątpliwości, że jest to thriller medyczny wysokiej klasy.
Czuć też feministyczny wydźwięk tej historii. Problemy kobiet w pracy zawodowej (akurat tutaj związane z pracą w policji), problemy kobiet, które doświadczyły gwałtu i ich późniejsze zmagania z codziennością oraz własnymi demonami. Mamy tu silne kobiece charaktery.
Byłam święcie przekonana, że najważniejszym detektywem, tym "najgłówniejszym z głównych" będzie Thomas Moore, a Jane Rizzoli traktowałam jedynie jako podpiętego, ważnego pomocnika i trochę zaskoczyło mnie, że w perspektywie następnych części, to jednak Rizzoli jest istotna. A szkoda, bo zdecydowanie wolałam Moore'a. Z postacią Jane mam ten problem, że można ją szybko polubić, ale równocześnie bardzo szybko przestać darzyć ją jakąkolwiek sympatią. Szczególnie, że później okazuje się okropnie lekkomyślna, bo czuje się niedoceniona przez męskie towarzystwo i chce koniecznie coś udowodnić, a to, jak to się skończy, zależy od tego czy autor uzna czy bohaterka będzie mieć szczęście, czy nie. Czasem mam wrażenie, że to jest już pewien schemat z żeńskimi postaciami, pracującymi w policji lub związanymi ze sprawą.
Czyli ogólnie nie jestem usatysfakcjonowana sceną ostatecznej konfrontacji, ale podoba mi się jak zakończyła się cała historia.
Trochę wkurzało mnie też to, że wszelkie seksistowskie wybryki w stosunku do Jane są jak najbardziej tolerowane i chyba nikt nie wyciąga z tego żadnych konsekwencji. Na dobrą sprawę trudno się dziwić, że Jane jest tak sfrustrowana, ale jednocześnie trudno mi uwierzyć, że tak po prostu przymyka się na to oko.
Żałuję, że nie było więcej postaci Frosta, który wydawał się naprawdę sympatyczny i trudno go nie polubić, a jednocześnie cieszę się, że nie było za dużo Crowe'a. Podobała mi się też postać antagonisty, bo nie trzyma się wielu znanych nam schematów. Możemy doświadczyć paru scen z jego perspektywy, a przerażająca "władza", którą dysponuje jest naprawdę niepokojąca.
Tak czy inaczej, jeśli ktoś chce dobry thriller medyczny lub ogólnie zacząć przygodę z gatunkiem, to po Chirurga powinien sięgnąć.
Długo się nie mogłam przekonać do przeczytania Chirurga i w ogóle do sięgnięcia po twórczość Gerritsen. I żałuję, że zwlekałam tak długo.
W Bostonie szaleje seryjny morderca okrzyknięty przez media Chirurgiem, który w okrutny sposób okalecza kobiety wybrane według pewnego schematu. Problem polega na tym, że Chirurg nie żyje od 2 lat i został zastrzelony przez niedoszłą...
Ostatnia część trylogii zła przenosi nas do Oregonu, gdzie zostaje znaleziony martwy brat Larry’ego Salhindra – Fleitcher. Sprawa jest tym dziwniejsza, że mężczyzna zmarł z prawdziwym przerażaniem na twarzy, a dodatkowo zostały znalezione punkty, przypominające ugryzienie nienaturalnie wielkiego pająka. Oprócz tego zgłaszane są przypadki pojawiania się czarnych wdów w okolicach, gdzie albo nigdy nie występowały, albo nie aż w takiej ilości. Brolin postanawia pomóc przy sprawie nie tylko ze względu na to, że był to brat jego przyjaciela, ale też podejrzewał, że śmierć Fleitchera nie była przypadkowa. Przyjeżdża do niego również znana nam z drugiej części Annabel, która uparcie chce pomagać przy sprawie. Powraca też Lloyd Meats, który nadzoruje cały przebieg śledztwa. Jednak wszyscy szybko zdają sobie sprawę, że śmierć Salhindra była dopiero początkiem czegoś większego w momencie, gdy zostaje znalezione kolejne ciało…
W każdej części trylogii historia była dość złożona i ,,Diabelskie zaklęcia'' zdecydowanie w tej złożoności górują. Sam antagonista jest dla Brolina wielką zagadką przez ilość sprzecznych znaków i sygnałów, co utrudnia opracowanie jego profilu. Przesłuchiwani albo kłamią, albo nie mówią całej prawdy. Przewija się też spora grupa osób, które przez swój sposób bycia, pasowałyby na mordercę. Nic nie jest pewne do samego końca. Dodatkowo czytelnik będzie miał okazję dowiedzieć się czegoś o pająkach, toksynach, właściwościach pajęczej sieci i nietypowych eksperymentach z nią związanych. Jak to również w tej trylogii bywa, dowiemy się czegoś o sposobach zbierania śladów z miejsca zbrodni lub o odkrywaniu siniaków, które na zewnątrz są już niewidoczne.
„Miłość była ,,uczuciem brudnym’’, czystą chucią, którą z obrzydliwą łatwością usprawiedliwiano obecnie każdy stan słabszej czy silnej euforii. [...] Znikły na zawsze czyste uczucia. Zostały nienawiść i kłamstwo.”
Bardzo przyjemnie czytało mi się książkę przy nawiązaniach do pierwszej części. Powrócimy nie tylko do pewnego znanego nam miejsca, ale również dowiemy się nowości z życia Kata z Portland oraz o jego dalszym losie.
Autor w post scriptum twierdzi, że zdecydowana większość fachowych informacji zawarta w ,,Diabelskich zaklęciach” jest prawdziwa i tym bardziej szanuję Chattama za tak solidne podejście nie tylko do tej części, ale również do dwóch pozostałych. Wyraźnie czuć włożone w to serce i mnóstwo przygotowań przed pisaniem. Cała trylogia Zła jest dla mnie zdecydowanie jedną z najlepszych serii z gatunku thrilleru, jakie w życiu przeczytałam.
Plusem jest też to, że wyjaśnienia wszystkich zagadek nie są wpakowane na sam koniec tylko rozłożone na większą część historii. Zaskoczeniem na pewno będzie otwarte zakończenie, co w tego typu książkach nie zdarza się często, szczególnie w takiej formie. Czy to jest wadą, czy zaletą, to kwestia indywidualna.
Podobało mi się też to, że Brolin wydawał się bardziej ‘’ludzki’’. Nie był nieomylny, popełniał błędy, koszmary z przeszłości dawały mu o sobie znać. Odezwała się w nim potrzeba przebywania z drugim człowiekiem oraz od lat tłumione uczucia. Chociaż nie obyło się bez tekstów kobiet zachwyconych jego wyglądem lub spojrzeniem i chwilowym idealizowaniem przez pobocznych bohaterów.
Annabel, chociaż chwilami mogła wydawać się lekkomyślna, to jednak wbrew pozorom myślała zupełnie trzeźwo i miała w tym jakiś swój cel, a jeśli nawet nie, można jej to wybaczyć z racji tego, że była policjantką i umiała się bronić, co tutaj widać. W tej książce przeszła przez naprawdę wiele i chwilami toczyła walkę nie tylko ze sprawcą, ale też z samą sobą.
Minusem jest bolączka właściwie całej trylogii, czyli powtarzanie jakichś informacji przez narratora czy bohaterów w niewielkich odstępach, chociaż akurat w ,,Diabelskich zaklęciach" odczuwalne jest to dopiero pod koniec książki. Jednak mimo tego nie zdarza się to przesadnie często.
Zachowanie mordercy też mogło być chwilami niezrozumiałe, skoro doskonale wiedział, kto mu zagraża. Po prostu utrudniał sobie życie i ciężko stwierdzić dlaczego.
Wątek z dziennikarzami nagle się pojawił i nagle znikł. Nie odgrywał przez resztę historii szczególnej roli. Jego istnieje wyglądało bardziej jak pretekst, żeby morderca poznał tożsamość interesujących go osób, co miało popchnąć fabułę do przodu
Jeśli ktoś zacznie czytanie trylogii od tej części, to musi mieć świadomość, że chociaż imiona poprzednich morderców nie zostają podane, to jednak zdarzają się spoilery dotyczące bohaterów, którzy zginęli.
I również tę część czyta się zadziwiająco szybko. Przysiądziesz tylko na chwilę i ze zdziwieniem odkrywasz, że przeczytałeś ponad 100 stron. Za rozbudowaną historię, za przygotowania do jej tworzenia oraz za całą trylogię moja ocena nie mogła być inna.
[SPOILER]
Nadal nie rozumiem, i z tego co przeczytałam sam morderca też nie rozumie, dlaczego nie zabił Brolina, skoro miał i genialną okazję, i doskonale wiedział, że facet depcze mu po piętach. Szczególnie, że nie wyglądało na to, żeby przygotowywał dla Brolina coś specjalnego. Jakieś spektakularne morderstwo. Nawet nie zawracał sobie nim za bardzo głowy, bo cały jego czas zabierało skupienie się na misji. Chciał tylko wiedzieć, co wie sam detektyw. Ale przynajmniej nie zabił pieseczka.
Dlaczego morderca zrobił zdjęcie bohaterom? Fakt, później mu się przydało, ale na dobrą sprawę prawie o tym zdjęciu zapomniał. Nigdy tego też nie powtórzył ani nawet nie robił wcześniej.
I, prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że dowiemy się, co się stało z mężem Annabele, ale cóż, nie tym razem.
[/SPOILER]
Ostatnia część trylogii zła przenosi nas do Oregonu, gdzie zostaje znaleziony martwy brat Larry’ego Salhindra – Fleitcher. Sprawa jest tym dziwniejsza, że mężczyzna zmarł z prawdziwym przerażaniem na twarzy, a dodatkowo zostały znalezione punkty, przypominające ugryzienie nienaturalnie wielkiego pająka. Oprócz tego zgłaszane są przypadki pojawiania się czarnych wdów w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-21
Szczerze bałam się czytać tę część po genialnym Cieniu Bestii. Bałam się, że nie dorówna poprzedniczce w takim stopniu jakiego bym oczekiwała. No cóż, Cień Bestii dał mi kopniaka w jeden policzek, a Oblicze Śmierci dało mi jeszcze solidniejszego kopniaka w drugi.
Historia już z samego ogólnego opisu jest dość niepokojąca. Tajemniczy człowiek, który zabija każdego, kogo pokocha Sarah, więc zdesperowana dziewczyna prosi o pomoc jedyną osobę, która, jak sądzi, może jej uwierzyć i pomóc, czyli naszą Smoky. Jednak całość jest znacznie bardziej skomplikowana, znacznie bardziej złożona i znacznie bardziej bolesna.
Jeśli dawno czytaliście Cień Bestii i nie pamiętacie wszystkiego, to bez obaw - autor szybko przypomina najważniejsze rzeczy.
Przy Cieniu Bestii chwaliłam autora za kreacje bohaterów i absolutnie nie zmieniam zdania. Widać skutki poprzednich zdarzeń, widać też jak ich życie się zmienia, ale jednocześnie nadal są sobą. Mają swoje pragnienia, swoje potrzeby, nie udają świętych. Ba, dostaniemy kolejnych ciekawych bohaterów z naciskiem na Kirby. Jej się po prostu nie da nie polubić. Idealnie pasuje na przyjaciółkę dla Callie (bardzo podobne charaktery) i nie raz uśmiechnęłam się przy ich wspólnej wymianie zdań, chociaż niestety nie było tego wiele. Właśnie takie żeńskie postacie chcę widzieć w książkach. Ogólnie dla mnie autor zasługuje na pochwałę za kreację każdej z nich.
W Cieniu Bestii bardzo podobał mi się antagonista i tutaj też absolutne mistrzostwo, chociaż czasem zastanawiałam się czy jest to możliwe, żeby tak złożony, wieloletni plan tak dobrze działał bez potknięcia, szczególnie w końcowych etapach. I brakowało mi też dodatkowych szczegółów z jego historii, które by pomogły pozamykać wątki związane z jego przeszłością, bo nie do końca wiadomo, co się z nim działo w pewnej chwili. Ale czuć od niego zło, takie absolutne zło, absolutny brak empatii przemieszany z szaleństwem. Jednak można mu naprawdę współczuć w pewnym momencie, lecz sami musicie się przekonać dlaczego.
Thriller jest mocny, bardzo mocny i bardzo okrutny. Szczególnie można to poczuć przy czytaniu pamiętnika Sarah i chodzić potem ze złamanym sercem. Nie zdarza mi się to często, praktycznie nigdy, ale przy scenie [SPOILER]"zabijania" rodziców Sarah[/SPOILER] miałam łzy w oczach. I były momenty, gdy tak szczerze zaczęłam Obcego nienawidzić i pytać "dlaczego?".
Scena ostatecznej konfrontacji lepiej rozegrana niż w Cieniu Bestii. Podobało mi się zakończenie, a jedna taka mała rzecz zadziwiła mnie niewiele mniej niż samą Smoky.
Przez Oblicze śmierci płynie się tak samo jak przez Cień Bestii. Narracja jest lekka, przyjemna i człowiek się nawet nie zorientuje, że przeczytał już 200 stron, a gdy cała sprawa zbliża się do końca, książkę się wręcz pochłania.
Pozostaje mi ją polecić dla wszystkich fanów mocnych thrillerów, bo powinna to być absolutnie pozycja obowiązkowa.
Szczerze bałam się czytać tę część po genialnym Cieniu Bestii. Bałam się, że nie dorówna poprzedniczce w takim stopniu jakiego bym oczekiwała. No cóż, Cień Bestii dał mi kopniaka w jeden policzek, a Oblicze Śmierci dało mi jeszcze solidniejszego kopniaka w drugi.
Historia już z samego ogólnego opisu jest dość niepokojąca. Tajemniczy człowiek, który zabija każdego, kogo...
2018-11-15
Upiór Opery to historia z początku bardzo niepozorna. Może wydawać się nawet czymś na kształt czarnej komedii, gdy obserwujemy zachowania bohaterów i to, jak opowiadają o swoich spotkaniach z rzekomo prawdziwym upiorem. Jednak z czasem historia przybiera coraz bardziej dramatyczny i smutny obrót, a sam Upiór okazuje się być bardziej tragiczną postacią niż to się z początku wydaje.
Plusem i jednocześnie minusem jest to, że historia nie jest długa. Autor pozamykał właściwie wszystkie wątki i powyjaśniał nietypowe sytuacje. Warto mieć na uwadze, że wątek miłosny jest tu bardzo istotny i zakochana para, która zachowuje się we wszelaki sposób w imię miłości, może denerwować swoim zachowaniem czy niedopowiedzeniami, jednak to nie zmienia faktu, że naprawdę warto po tę książkę sięgnąć.
I uwielbiam, absolutnie uwielbiam postać Upiora.
Upiór Opery to historia z początku bardzo niepozorna. Może wydawać się nawet czymś na kształt czarnej komedii, gdy obserwujemy zachowania bohaterów i to, jak opowiadają o swoich spotkaniach z rzekomo prawdziwym upiorem. Jednak z czasem historia przybiera coraz bardziej dramatyczny i smutny obrót, a sam Upiór okazuje się być bardziej tragiczną postacią niż to się z początku...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jack Pendragon wraz ze swoimi partnerami próbuje rozwikłać zagadki tajemniczych, przerażających zbrodni wzorowanych na dziełach malarzy-surrealistów. Jednocześnie obserwujemy też jeszcze jedną historię, która dotyczy, jak można się domyślić, Kuby Rozpruwacza, co do którego mam wielką słabość. Pomysł sam w sobie jest bardzo ciekawy, jednak mam pewne problemy z wykonaniem:
- nie twierdzę, że to błąd, ale bardzo dawno (o ile kiedykolwiek) nie spotkałam się z takimi zdaniami przy perspektywie mordercy jak "zabójca cytował...", "powiedział zabójca...". Niby to tylko chwilowe, ale mam wrażenie, że brzmi to dziwnie.
- nie czytałam pierwszej części, więc nie wiem jak zostali tam przedstawieni partnerzy Jacka, ale tutaj wypadają dość słabo. Nie są zbyt wyraziści, stanowią właściwie jedną bezkształtną, szarą masę (jak praktycznie każda inna postać tutaj). Jedynie Turner ma jakiś tam charakter.
- przy prowadzeniu historii nie podobały mi się te sprzyjające zbiegi okoliczności. Trzeba było się o czymś dowiedzieć? Jack AKURAT ma znajomego, który za odpowiednią zapłatą wszystkiego o wszystkich się dowie, bo był tak jakby człowiekiem "światowym" i też ma znajomości. Trzeba było zdobyć jakieś nazwisko, ale jest blokada prawna, żeby je odkryć? TAK SIĘ SKŁADA, że ktoś też ma swojego znajomego, który pracuje w danym lub powiązanym miejscu i problem rozwiązany.
- dialogi czasem wydawały mi się nienaturalne, sztywne. Tak, jakbyście stali przed kimś, zapadłaby niezręczna cisza, więc mówicie cokolwiek byle mówić. Serio, ciągle się zastanawiam, po co niektóre kwestie zostały wypowiedziane.
- nie mogło zabraknąć wątku złego dziennikarza. Czy był potrzebny? Nie.
- jeśli chodzi o tę interpretację historii Kuby, to trzeba przyznać, że pomysł był naprawdę oryginalny i fajnie się to czytało. Nadawałoby się to nawet na całkiem oddzielną książkę, jeśliby to rozwinąć. Jednak patrząc, jak zakończył się główny wątek, odniosłam wrażenie, że Kuba Rozpruwacz i jego dzieje nie miały ostatecznie tak mocnego wydźwięku. Liczyłam na bardziej spektakularne powiązanie.
Jack Pendragon wraz ze swoimi partnerami próbuje rozwikłać zagadki tajemniczych, przerażających zbrodni wzorowanych na dziełach malarzy-surrealistów. Jednocześnie obserwujemy też jeszcze jedną historię, która dotyczy, jak można się domyślić, Kuby Rozpruwacza, co do którego mam wielką słabość. Pomysł sam w sobie jest bardzo ciekawy, jednak mam pewne problemy z wykonaniem:
-...
2018-12-18
2018-12-01
2018-11-12
2018-10-29
Gdy zaczynałam czytać tę książkę, to jedyne, co wiedziałam to to, że kobieta jest przykuta kajdankami do łóżka i musi się z tego jakoś uwolnić, żeby nie umrzeć. Zostałam pozytywnie zaskoczona, jednak to nie znaczy, że nie byłam też miejscami zawiedziona.
Mamy Jessie, której nie przypadły do gustu nowe formy igraszek z mężem i efektem całej awantury są dwie rzeczy - martwy mąż i uwięziona główna bohaterka. Mało tego, Jessie ma pewne problemy ze sobą związane z jej dzieciństwem i traumatycznym przeżyciem w dniu zaćmienia. I tylko teoretycznie jest sama - w jej głowie brzmią głosy, które nawet mogą kłócić się między sobą.
Początek książki mógł znudzić, ale potem nawet przyjemnie rozkręciła się akcja, końcówka też bardzo ciekawa, bo bardzo konkretna, chociaż okropnie mało wiarygodna, jednak nie dało się nie odnieść wrażenia, że chwilami całość jest przedłużana. Nie mam nic do elementu retrospekcji, nawet bardzo szczegółowych retrospekcji, jednak czasami to wszystko nużyło. Dłużyły mi się też te rozdziały niedługo przed zakończeniem. Wielostronicowe opisy, które opowiadają o próbie zrobienia jednej rzeczy nie należały dla mnie do najprzyjemniejszych elementów.
Mamy tu dość spory nacisk na aspekt psychologiczny i sądziłam, że King ugryzie to trochę od innej strony na zasadzie bohatera popadającego w szaleństwo, który widzi coraz bardziej szalone rzeczy, a tymczasem nie do końca tak to wygląda. Czy to komuś przypadnie do gustu czy nie, to kwestia subiektywna.
Nie mam też nic do wątku pedofilii czy nekrofilii, ale mam wrażenie, że ten drugi tak średnio pasował do całości i pojawił się tak nagle, że nie widziałam za bardzo sensu jego istnienia. Nagle okazuje się, że w tle dzieje się jakaś kompletnie inna historia i nie jestem pewna, czy takie wyjaśnienie pewnego wątku mnie satysfakcjonuje.
Gdy zaczynałam czytać tę książkę, to jedyne, co wiedziałam to to, że kobieta jest przykuta kajdankami do łóżka i musi się z tego jakoś uwolnić, żeby nie umrzeć. Zostałam pozytywnie zaskoczona, jednak to nie znaczy, że nie byłam też miejscami zawiedziona.
Mamy Jessie, której nie przypadły do gustu nowe formy igraszek z mężem i efektem całej awantury są dwie rzeczy - martwy...
2018-10-23
Na początek powiem, że odradzam czytanie tej części książki, jeśli jeszcze nie czytaliście Chirurga.
Rizzoli ciągle nie jest w stanie uwolnić się od koszmaru spotkania z Chirurgiem rok temu, chociaż uparcie wmawia sobie, że wszystko jest już w porządku i Chirurg nie zawładnął jej życiem. Jednak ponownie zaczynają się okrutne morderstwa, również w lato i bardzo przypominające to, co robił nasz poprzedni antagonista, co dość wyraźnie wskazuje na to, że ktoś postanowił go naśladować. Kwestia przebywającego w więzieniu Chirurga, którego myśli intensywnie krążą wokół Jane, też nie jest do końca oczywista. Na dodatek do sprawy zostaję przydzielony członek FBI, który uparcie twierdzi, że jest tu tylko po to, żeby obserwować śledztwo.
Również druga część zasługuje na tytuł rasowego thrillera medycznego. Masa szczegółów dotyczących ludzkiego ciała, szczegółów dotyczących badania, np. tkanin... Chociaż zastanawiałam się, czy niektóre te opisy były tak potrzebne i czy człowiek może się w nich nie pogubić albo po prostu o nich zapomnieć. Ale i tak jest to imponujące.
Ciągle się coś dzieje, więc nie będziemy narzekać na nudę. Nowe tropy, nowe trupy, dwóch morderców na wolności i tajemniczy powód przebywania członka FBI. Pojawia się wątek miłosny, bo czemu nie, ale nienachalny.
ALE.
Jestem okropnie zła na scenę, na którą najbardziej oczekiwałam przez całą książkę. Na scenę spotkania Rizzoli z mordercami, a szczególnie z Chirurgiem. Aż otworzyłam oczy szerzej ze zdziwienia, że przy tak dobrej książce, tak istotny moment, szczególnie dla Jane, która miała stanąć oko w oko z koszmarem, rozegrano w taki sposób. Odniosłam wrażenie, że autorce nie chciało się po prostu tego pisać.
Drugi morderca, nazywany Hegemonem, wyszedł dla mnie strasznie płasko. Wątek Chirurga fajnie rozwinięto, przyjemnie było czytać historię z jego perspektywy, czytać o tym, co myśli i mieć przy tym świadomość, jak bardzo niepozorny się wydaje. Ale Hegemon... Bardzo mało się o nim dowiadujemy, nie ma historii z jego punktu widzenia, ba, nawet praktycznie się nie odzywa. Nie wiemy, co myśli, nie wiemy, co czuje. Faktycznie tworzy z Warrenem świetny duet, ale czulibyśmy siłę tego duetu bardziej, gdybyśmy więcej wiedzieli o Hegemonie. Wydawał się niemal zbędną postacią albo wprowadzoną tylko po to, żeby była jakaś baza dla historii. Absolutnie niewykorzystany potencjał.
Było też coś, co trochę denerwowało mnie w Chirurgu i miałam nadzieję, że w tej części już tego nie będzie, ale było. Wielokrotne podkreślanie przez Jane, czy to w myślach, czy w dialogach, że nie może pokazać przed mężczyznami słabości, że nie może pokazać przed mężczyznami, że czuje się bezbronna i słaba, że musi być koniecznie silna jak oni, szczególnie, że dowodzi śledztwem, że musi przed mężczyznami ciągle coś udowadniać... i tak w kółko, i w kółko robienie z siebie twardzielki na siłę. Oczywiście nie zabrakło jakichś wspomnień, gdzie Jane źle wypadała na tle braci. Naprawdę da się pokazać silną policjantkę z charakterem, taką, którą da się lubić, bez nieustannego rozmyślania, że na pewno ma gorzej i nikt jej nie szanuje, bo jest kobietą.
Przygoda z tą książką była przyjemna i nawet intensywna i mimo wszystko polecam przeczytać samemu, żeby wyrobić sobie opinię.
Na początek powiem, że odradzam czytanie tej części książki, jeśli jeszcze nie czytaliście Chirurga.
Rizzoli ciągle nie jest w stanie uwolnić się od koszmaru spotkania z Chirurgiem rok temu, chociaż uparcie wmawia sobie, że wszystko jest już w porządku i Chirurg nie zawładnął jej życiem. Jednak ponownie zaczynają się okrutne morderstwa, również w lato i bardzo...
2018-08-16
Miałam bardzo mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki i bardzo wahałam się między ocenami.
Wykorzystanie motywu Kuby Rozpruwacza jest dla mnie zawsze na plus. Pomysł na fabułę też był ciekawy, motywy sprawcy wiarygodne, początek książki całkiem niezły, intrygujący, ale im dalej tym gorzej. Historia coraz częściej po prostu się dłużyła, nie czułam żadnego napięcia, żadnych emocji. Lacey była mi obojętna. Nie nienawidziłam jej, ale też absolutnie nie polubiłam. Reszta postaci niby była, niby jakieś tam swoje życie ma, ale otrzymujemy praktycznie minimalną ilość informacji na ich temat. Zakończenie kompletnie mnie nie usatysfakcjonowało i po ostatniej scenie zamiast efektu "wow" miałam efekt rozczarowanego "co?". Powiedziałabym nawet, że było to już przekombinowane i jeszcze mniej wiarygodne.
I serio Lacey ze swoją przeszłością pozytywnie przeszła rekrutację, bo było akurat jakieś rozluźnienie w wymaganiach?
Książka wydawała mi się niedokończona. Co z Emmą? Co z Tulloch? Co z Markiem? Co z samą Lacey i jej relacjami z ekipą skoro minął już jakiś czas przed ostatnią sceną (5 tygodni!!!!!)? Oczywiście rozumiem, że to pierwsza część i na masę rzeczy jeszcze ma przyjść czas, ale elementy związane stricte z tą historią można było już domknąć.
Przymierzałam się do czytania następnej części, ale prawdę mówiąc niezbyt mam na to ochotę.
[SPOILER]
Miałam wrażenie, że książka chciała koniecznie w sobie upchnąć wszystkie możliwe problemy społeczne: gwałty, bezdomność, narkotyki, niechciane ciąże, osierocone dzieci, problemy z odżywianiem i co z tego wynika? Nic. Jakoś się to wiązało z głównym wątkiem, ale nie wzbudziło to we mnie nawet odrobiny współczucia do bohaterów.
I co się stało z Roną i jej siostrą? Ktoś im w końcu pomógł czy skończyło się na tym artykule? Jak dla mnie był to wątek absolutnie zbędny. Smutny, ale zbędny.
[/SPOILER]
Miałam bardzo mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki i bardzo wahałam się między ocenami.
Wykorzystanie motywu Kuby Rozpruwacza jest dla mnie zawsze na plus. Pomysł na fabułę też był ciekawy, motywy sprawcy wiarygodne, początek książki całkiem niezły, intrygujący, ale im dalej tym gorzej. Historia coraz częściej po prostu się dłużyła, nie czułam żadnego napięcia,...
2018-10-18
Ten zbiór Koontza ma lepsze i gorsze opowiadania, dłuższe i takie naprawdę krótkie, mające dużo wspólnego z horrorem i niemającego prawie nic. Jednak te dobre, niekoniecznie będące stricte horrorami opowiadania absolutnie przyćmiły te, które nie przypadły mi do gustu i nie wyobrażałam sobie wystawienia niższej oceny.
Już na dzień dobry tytułowe opowiadanie ,,Trzynastu apostołów" absolutnie skradło moje serce i pewien dialog między głównym bohaterem a jego bratem uważam za najlepszą, a na pewno jedną z najlepszych scen w całej książce. Historia mogła się wydawać chwilami trochę naciągana, jednak nadal jest to dla mnie genialne przemieszanie horroru i thrilleru.
Potem zaczął się taki ciąg opowiadań, których tematyka i sposób jej przedstawienia nie przypadł mi do gustu, ale podejrzewam, że było tak dlatego, bo brakowało wystarczającego wprowadzenia do historii i w połączeniu z dość znanymi motywami nie wyszło to zaskakująco, ale raczej trochę absurdalnie.
I potem zaczęły się opowiadania takie jak:
- My troje - prawdę mówiąc, chętnie przeczytałabym, co działo się dalej. To dość intrygująca wizja końca świata i genialnych dzieci.
- Kocięta - krótka, prosta, ale genialna w swej prostocie. Mimo że od samego początku można się domyślić, co się dzieje, zakończenie może przerazić.
- Zamieć - nie jestem wielką fanką tematyki, gdzie roboty zajęły miejsce ludzkości, ale autor przedstawił to w tak intrygujący, wciągający sposób, że jest to jedno z moich ulubionych opowiadań ze zbioru. Bardzo ciekawa wizja robotów, ich stosunków z ludźmi czy z innymi żywymi istotami i też bym bardzo chętnie przeczytała jakąś kontynuację.
- Brzask świtu - zaskoczyły mnie tematy poruszane przez tę historię. Zaskoczyła mnie też kreacja głównego bohatera, bo błyskawicznie przestałam go lubić i moje odczucia zmieniły się dopiero pod sam koniec. Świetny przykład człowieka, który chcąc uciec od jednej skrajności, sam popadł w drugą.
- Chase - moje drugie ulubione opowiadanie zaraz po ,,Trzynastu apostołach'' i też drugie najdłuższe z całego zbioru. Właściwie tu praktycznie nie ma horroru, a przynajmniej nie w takiej formie, jakiego się zwykle w takich książkach spodziewamy. Horror przeżywa główny bohater w swoim życiu i przeżywał go również na wojnie, na której był swego czasu. Opowiadanie jednak samo w sobie to zdecydowanie thriller, który mógłby być całkiem dobry, jednak miałam wątpliwości co do wiarygodności niektórych zdarzeń i te dialogi między mordercą a bohaterem były, szczególnie na początku, dość dziwne. Chase został jednak przedstawiony w bardzo prawdziwy sposób i myślę, że sporo osób mogłoby się z nim utożsamić w jakimś stopniu, mimo że niekoniecznie będziemy popierać jego wybory.
Warto sięgnąć po ten zbiór, nawet jeśli nie każde opowiadanie nam się spodoba, po prostu warto.
Ten zbiór Koontza ma lepsze i gorsze opowiadania, dłuższe i takie naprawdę krótkie, mające dużo wspólnego z horrorem i niemającego prawie nic. Jednak te dobre, niekoniecznie będące stricte horrorami opowiadania absolutnie przyćmiły te, które nie przypadły mi do gustu i nie wyobrażałam sobie wystawienia niższej oceny.
Już na dzień dobry tytułowe opowiadanie ,,Trzynastu...
Edit 2: Jessica dalej mnie irytuje.
Edit: Podczas czytania drugi raz doszłam do wniosku, że naprawdę nie potrafię tego czytać nie myśląc o wydarzeniach z 3 części.
Rok po wydarzeniach z pierwszej części wracamy do Charlie, która zdecydowała się pójść w ślady ojca i studiować robotykę. Teoretycznie radzi sobie bardzo dobrze, ale wspomnienia dotyczące Sammy’ego są silniejsze niż kiedykolwiek. Część jej rodzinnego domu ulega uszkodzeniu na skutek tornada, odsłaniając tajemnicze pomieszczenie. Dodatkowo zaczynają ginąć ludzie, zaatakowani przez animatroniki, które, chociaż wydawały się pracą Henry’ego, to jednak coś było z nimi nie tak. Mamy też uszczuploną ilość bohaterów pierwszoplanowych, a dokładnie ograniczonych do Charlie, Johna, Jessiki i Clay’a, co wyszło historii jak najbardziej na plus.
Oczywiście wątek miłosny kwitnie, a raczej próbuje kwitnąć, bo biorąc pod uwagę okoliczności w jakich znaleźli się bohaterowie, to nie jest to proste. Bardzo dobrze by się rozwinął sam w ciągu tych wszystkich wydarzeń i narzucanie rozmowy na ten temat przez Jessicę było absolutnie zbędne. Generalnie postać Jessici irytowała tu strasznie i była elementem, jak dla mnie, kompletnie niepotrzebnym. Trio Charlie, John, Clay to była bardzo dobra drużyna i dla mnie nawet cała trylogia mogłaby się skupić głównie na nich.
Ale skoro przechodzimy do irytujących bohaterów, to Jess przebił tylko Arty. Kolega Charlie z uczelni, który ewidentnie ją podrywa, a przyczepia się jak rzep do psiego ogona. Na szczęście nie ma go dużo, ale jednak wystarczająco, żeby czytelnika zdenerwował. Mam nadzieję, że ta postać ma jakieś głębsze zastosowanie, szczególnie, że dziwnym zbiegiem okoliczności w ostatniej scenie doskonale wiedział, gdzie ma szukać głównych bohaterów, chociaż nikt go o tym nie informował. Ale jego zachowanie w tamtej chwili, biorąc pod uwagę tragedię jaka spotkała resztę, było absurdalne.
Bardzo podobał mi się motyw z transmiterem dźwięku, który albo powodował wymioty, albo sprawiał, że czułeś się jak po mocnych narkotykach. A jeśli ktoś się orientuje w temacie i wie, czym jest dla graczy BB, to jedna scena na pewno bardzo mu się spodoba, szczególnie, że na pewno wielokrotnie chciał zrobić dokładnie to samo.
Książka jednak nie jest bez wad. Czyta się ją tak samo szybko, jak pierwszą część. Ma prosty, lekki język, ale zdarzają się powtórzenia i od pewnego momentu dość częste. Jest też mała niespójność, bo Charlie twierdzi, że Dave prezentował jej swoje blizny, co nie było prawdą, chyba że dzieli swój umysł z Carltonem. Historia jest też, w porównaniu z poprzedniczką, dużo brutalniejsza i całe szczęście. Klimat z horroru jest tu zdecydowanie bardziej wyczuwalny. Jeśli jednak ktoś chciałby się dowiedzieć czegoś o robotyce, patrząc, że Charlie chodzi na wykłady i czytamy, co mówi prowadząca, to nie dowie się jakichś bardzo istotnych szczegółów, a szkoda, bo to, co zostało przedstawione i dotyczy funkcjonowania robotów bardzo dobrze się czyta.
Podsumowując, jeśli ktoś był trochę zawiedziony pierwszą częścią, to druga powinna mu się bardziej spodobać. Mamy też w ostatnich scenach dość zaskakujący bieg wydarzeń, szczególnie gdy pada jedno, wręcz przełomowe zdanie, co tylko podsyca ciekawość czytelnika.
Edit 2: Jessica dalej mnie irytuje.
więcej Pokaż mimo toEdit: Podczas czytania drugi raz doszłam do wniosku, że naprawdę nie potrafię tego czytać nie myśląc o wydarzeniach z 3 części.
Rok po wydarzeniach z pierwszej części wracamy do Charlie, która zdecydowała się pójść w ślady ojca i studiować robotykę. Teoretycznie radzi sobie bardzo dobrze, ale wspomnienia dotyczące Sammy’ego są...