-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2021-03-12
2020-11-19
Czy porównywanie ,,Otchłani zła'' do ,,Milczenia owiec'' jest słuszne? Nie, ale to nadal bardzo dobry thriller.
Pierwsze rozdziały to dość szybko przeprowadzone schwytanie seryjnego mordercy – Lelanda Beaumonta i uratowanie Juliette przed okrutną śmiercią przez Brolina, co budzi między nimi cień sporej sympatii. Właściwa historia zaczyna się jednak rok później, gdy ktoś zabija kobiety dokładnie w ten sam sposób, co Leland. Ale Leland nie żyje. Nie miał przyjaciół, matki też już nie ma na świecie, a ojciec jest lekko zacofany, więc kto go znał na tyle dobrze, żeby podjąć się dokończenia dzieła? A może Leland powrócił? Joshua Brolin, inspektor wydziału dochodzeniowo-śledczego i ekspert od portretów psychologicznych oraz jego pomocnicy: Salhindro, Meats, kapitan Chamberlin, DiMestro, podpięty na siłę zastępca prokuratora Cotland i inni muszą stawić czoła zdecydowanie jednej z najtrudniejszych spraw. Mimo ewentualnego zagrożenia próbuje pomóc również Juliette, która pokonała demony przeszłości.
Brolin jest naprawdę przyjemnym facetem, który na dodatek uwielbia grać w gry. Potrafi wczuwać się w mordercę i w ten sposób odtwarza wydarzenia i określa psychikę sprawcy. Chwilami może wydawać się alfą i omegą całej historii, ale na szczęście rzadko towarzysze przebywają w jego cieniu. Jest bardzo zdeterminowany, trudno go złamać, a nawet, gdy wydarzy się coś strasznego, szybko wraca do psychicznej równowagi.
Juliette naprawdę można było polubić, bo przesadnie często nie rozwodziła się nad wydarzeniami sprzed roku (ale nadal myślała o tym częściej niż powinna). Nie była zastraszoną myszką i świetnie radziła sobie sama. Ale gdy co parę rozdziałów zastanawiała się czy jest zakochana, czy może jednak nie i ona sama nie wie, co czuje, to już zaczynało denerwować. Szczególnie, że miało się wrażenie, jakby jej przemyślenia nie szły w ogóle do przodu i czytamy to samo tylko w innych słowach. I, niestety, zaczęła zagrywać bohaterkę, mając świadomość walki z niebezpiecznym psychopatą. W czym jej ta ‘’terapia szokowa’’ miała pomóc? Nie mam pojęcia. Powinna dostać za to solidnego kopa.
Muszę jeszcze wspomnieć o postaci Bentleya Cotlanda – przez większość historii jest bohaterem kompletnie bezużytecznym, irytującym, który zgodnie z zamysłem stanowi jedynie tło i robi ‘’sztuczny tłum’’ (nie uważam tego za dobre rozwiązanie). Zmienia się to dopiero po koniec książki, ale warto pamiętać, że to trylogia, więc będzie miał jeszcze szansę się wykazać, nawet jeśli obserwowanie pracy policji miało swój cel. Bentley w pewnej chwili naprawdę się angażuje i zaczyna mu się to podobać, chociaż nie znosi dobrze widoku zwłok. Gdy nie był wyniosły, dało się go nawet lubić, mimo że logiczne myślenie jest mu chyba obce i jest wybitnie niedomyślny, a to raczej niezbyt dobrze świadczy o przyszłym prokuratorze. Żeby nie być gołosłowną, przytoczę jedną sytuację, w której są delikatne spoilery dotyczące pierwszego morderstwa:
Jest zebranie, trwa rozmowa o scenie/miejscu zbrodni, gdzie zostaje wykryta obecność merkaptanu (paskudnie pachnąca substancja), a wejście do ruin było nagle zatarasowane (co nigdy się nie zdarzało) już dwa dni przed morderstwem. Bentley wówczas pyta, co to ma wspólnego z śledztwem, co już samo w sobie jest głupim pytaniem, i dodaje, że to na pewno żart dzieciaków. Meats wyjaśnia, że dzieciaki nie używają merkaptanu i na pewno nie w tak odludnym miejscu, jeśliby chcieli sobie zażartować. Morderca chciał po prostu spłoszyć nieproszonych gości i sądzę, że czytelnik zgodzi się z tym bez problemu. Co na to nasz przyszły prokurator?
‘’- Nie wydaje się panu, że pan przesadza? […] - Ktoś zostawia kilka kropel merkaptanu i tarasuje wejście do porzuconego domu, a pan robi z niego od razu niebezpiecznego psychopatę.’’
Ja nie mam więcej pytań.
Problemem tej książki jest z pewnością powtarzanie niektórych informacji kilkukrotnie, jakby czytelnik miał problemy z pamięcią lub jakimś cudem pogubił się w całej historii (chociaż nie ma za bardzo w czym). Zapamiętaliśmy, ile bohaterowie mają lat, doskonale wiemy jakie okoliczności ich połączyły oraz co ich łączy na podłożu psychicznym i naprawdę autor nie musi tego powtarzać w przemyśleniach postaci co parę rozdziałów. Wiemy, że Leland był samotnikiem, miał niewielu przyjaciół, dziwnego ojca, itd. I pamiętamy bez problemu, że Cotland to zastępca prokuratora. Tak samo Brolin mówi kilkukrotnie przez całą książkę, że morderca jest sfrustrowany, niedojrzały, nie panuje do końca nad sobą… Mogłabym mówić to już z pamięci. Gdyby pozbyć się tego niepotrzebnie powtarzanego nadmiaru, to książka może by miała z 30 stron mniej.
,,Otchłań zła'' jest to dobra dla osób, które chciałyby zacząć przygodę z thrillerem, a niezbyt wiedzą czym jest stężenie pośmiertne, sinienie pośmiertne, czym się różni miejsce od sceny zbrodni, psychopata od psychotyka (przyznam, że nigdy dotąd nie spotkałam się z pojęciem ‘’psychotyk’’), co to jest modus operandi i inne.
Książka, choć dość długa jak na thriller, może przewidywalna i nie sprawiała, że łapałam się za głowę, to czyta się ją naprawdę przyjemnie. Opisów nie ma za wiele, nie licząc tych nieszczęsnych przemyśleń miłosnych, a wypowiedzi postaci, szczególnie Brolina, potrafią być bardzo długie. Historia wciąga i nawet człowiek się nie zorientuje, że przeczytał już połowę.
Czy porównywanie ,,Otchłani zła'' do ,,Milczenia owiec'' jest słuszne? Nie, ale to nadal bardzo dobry thriller.
Pierwsze rozdziały to dość szybko przeprowadzone schwytanie seryjnego mordercy – Lelanda Beaumonta i uratowanie Juliette przed okrutną śmiercią przez Brolina, co budzi między nimi cień sporej sympatii. Właściwa historia zaczyna się jednak rok później, gdy ktoś...
2020-09-17
Mogę powiedzieć, że doceniam tę część za to, że nie miała smutnych historii, które wprowadzą mnie w przygnębiający nastrój już na sam początek, chociaż to wcale nie oznacza, że wszędzie był happy end. Ale za to ten brak nadrabia historiami, gdzie działy się wyjątkowo dziwne, niepokojące, a wręcz trochę obrzydliwe rzeczy i pod tym względem ,,In the Flesh’’ i ,,The Man In Room 1280’’ mogą rywalizować ze wszystkimi, które dotychczas w tej serii wyszły. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że ,,The Man…” zrobiło parę nieśmiałych kroków w stronę gore.
Jednocześnie ta książka wydaje się wyjaśniać najmniej i zostawia bardzo szerokie pole do samodzielnej interpretacji i zgadywania, czego dokładnie byliśmy świadkami w poszczególnych historiach. Czy to dobrze, czy to źle, to już kwestia subiektywna.
Sądzę, że też w przypadku głównych bohaterów nie są oni aż tak schematyczni, ale mam taki ogólny wniosek, że dorosłe postacie są bardziej zróżnicowane niż nastolatkowie, którzy są na ogół przedstawieni w tej serii dość prosto.
W opowiadaniu tytułowym zabrakło mi może trochę większych emocji. Nie jestem w pełni usatysfakcjonowana środkiem tej przygody. Uważam, że można było jednak wycisnąć z tego ciut więcej, szczególnie, że Ralpho to naprawdę postać z potencjałem, a sam pomysł też był bardzo w porządku. Ale bardzo lubię tę historię mimo wszystko.
,,In the Flesh’’ to właściwie wielkie znaki zapytania: dlaczego? Jak to się stało? Czemu to w ogóle poszło w tak dziwnym kierunku? Spodziewałam się czegoś innego, a zostałam zaskoczona do czego to ostatecznie doprowadziło. Może nawet zaskoczona za bardzo. Tu zdecydowanie pole do teoretyzowania jest największe.
,,The Man In Room 1280’’ też jest specyficzne i wydaje się, jakby miało mieć kiedyś swoją kontynuację (może w opowiadaniu bonusowym) i przy tym ewentualnie samo jest jednocześnie sequelem czegoś, co już znamy. Powiedziałabym, że ma największe skupisko nie za przyjemnych dla oka i nosa scen w porównaniu z poprzednimi częściami książek. Już sama wizualizacja wyglądu mężczyzny, który tam leży, na podstawie opisów jakie dostajemy, szybko nam uświadamia, że to już jest tragiczny widok i w rzeczywistym świecie to byłby fenomen naukowy. Jednocześnie to bardziej paranormalna historia niż to na pierwszy rzut oka się wydaje.
Książka pochłonięta w jeden dzień, bawię się jak zwykle przednio.
Mogę powiedzieć, że doceniam tę część za to, że nie miała smutnych historii, które wprowadzą mnie w przygnębiający nastrój już na sam początek, chociaż to wcale nie oznacza, że wszędzie był happy end. Ale za to ten brak nadrabia historiami, gdzie działy się wyjątkowo dziwne, niepokojące, a wręcz trochę obrzydliwe rzeczy i pod tym względem ,,In the Flesh’’ i ,,The Man In...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
"A przecież przez całe lata czuł się taki słaby, taki bezbronny. Wszystko potulnie znosił.
Niemniej z każdą kolejną raną wykuwał sobie tytanową zbroję.
Każda nerwica jest pretekstem.
Każda blizna jest bronią, kolczatką, na którą nadzieje się wróg."
Uf, aż nie wiem od czego tu zacząć.
Historia zaczyna się niepozornie: 4 przestępców kradnie klejnoty, ale jeden z nich, a jednocześnie brat "przywódcy" zostaje postrzelony. Ekipa jest zmuszona nie tylko znaleźć schronienie, ale też lekarza, który udzieli pomocy. Pada na Sandrę - weterynarza. Złodzieje biorą ją na zakładniczkę i zamieszkują tymczasowo w jej domu, nie mając nawet świadomości, że gdyby wiedzieli, jak to się skończy, z pewnością wybraliby normalne więzienie.
To moje drugie spotkanie z twórczością autorki i równie intensywne jak przy ,,Tylko cień". Wtedy się tylko zastanawiałam, ale teraz mam pewność, że Giebel nie przywiązuje się do swoich postaci i lubi, gdy mają, delikatnie mówiąc, ciężko.
Trudno opowiedzieć coś o tej historii bez spoilerów. Miałam luźną teorię na początku, jak potoczy się fabuła i okazało się, że dużą część odgadłam i pewnie nie tylko ja. Ale czy to źle? Absolutnie nie. Będzie jeszcze dużo momentów, które są przerażające i na swój sposób zaskakująco okrutne. Rolę, kto jest wilkiem, a kto owcą ciągle będą się odwracać, zobaczymy jak człowiek jest w stanie wpłynąć na drugiego człowieka, jak mogą być niszczone nawet trwałe relacje byle tylko przetrwać. Postacie w tej historii nie są głupie. Są cwane i inteligentne, a przetrwają ci, którzy są bardziej cwani i bardziej inteligentni i lepiej umieją przewidzieć ruch wroga. Zakończenie, podobnie jak w ,,Tylko cień" jest słodko-gorzkie, a nawet bardziej gorzkie. Ale satysfakcjonujące i wiarygodne.
Główny wątek przeplatany jest ze scenami z przeszłości dwójki braci, którzy mieli ciężkie życie, ale utworzyła się między nimi silna więź i jej siłę widać na kolejnych stronach książki.
Jest tu jeszcze jeden wątek, istotny dla głównej fabuły, ale... Wystarczy, że powiem, że jest dość straszny sam w sobie.
Jeślibym miała coś jednak książce zarzucić, to tak od pewnego momentu już w zaawansowanym etapie całości, można wyczuć, jakby fabuła była trochę niepotrzebnie rozciągnięta. Mimo wszystko nie uważam tego za bardzo poważny problem i ,,Czyściec niewinnych'' dołącza do grupy moich ulubionych thrillerów.
"A przecież przez całe lata czuł się taki słaby, taki bezbronny. Wszystko potulnie znosił.
Niemniej z każdą kolejną raną wykuwał sobie tytanową zbroję.
Każda nerwica jest pretekstem.
Każda blizna jest bronią, kolczatką, na którą nadzieje się wróg."
Uf, aż nie wiem od czego tu zacząć.
Historia zaczyna się niepozornie: 4 przestępców kradnie klejnoty, ale jeden z nich, a...
2020
Cloé Beauchamp stara się prowadzić w miarę normalne życie - walczy o stanowisko dyrektora, ma partnera, którego pozazdrościłaby jej niejedna kobieta, ale ma jeden dość poważny problem - ktoś ją prześladuje i nikt jej nie wierzy. Dodatkowo jej stabilne życie zaczyna się sypać nie tylko z tego powodu, ale również przez koszmary przeszłości, z którymi nie może sobie poradzić. Pomocną dłoń wyciąga do niej Gomez, policjant, który również znajduje się w tragicznym dla siebie położeniu i jest u kresu załamania.
Oboje są dość specyficznymi ludźmi. To znaczy, że na początku bardzo ciężko ich polubić. Cloé jest egoistką, uważa się za lepszą od innych, gardzi ludźmi, sądzi, że każdego może sobie podporządkować i generalnie wszystko jej się od życia należy. Gomez też nie jest zbyt uprzejmy, nagina policyjne zasady, ma trochę problemy z agresją, chwilami jest wręcz lekkomyślny, co kończy się tragicznie. Są jednak tak dobrze napisani, że absolutnie wierzymy w te postacie i, mniej lub bardziej chętnie, akceptujemy ich ciężką naturę. Poznają się dość późno, bo dopiero mniej więcej w połowie historii, ale ich relacja, mimo że pełna awantur w pewnych momentach, działa na nich jak lekarstwo.
Historia też w dużej mierze pokazuje walkę o normalność Cloé. Żeby nie popaść w kompletny obłęd przez kogoś, w kogo nikt nie wierzy. A sam Cień jest świetną postacią, z niemal planem idealnym, nie do wykrycia i trudnym do udowodnienia. Zdecydowanie ląduje na liście moich ulubionych antagonistów, chociaż o nim samym nie dowiadujemy się zbyt wiele. Mimo że mamy tradycyjną scenę "spowiedzi" nie kręci się ona wokół jego przeszłości, jego ogólnych motywów i powodów. Przemowa dotyczy głównie Cloé. A szkoda. Nadal w dużej mierze pozostaje on dla czytelnika zagadką, a jednocześnie nie odczuwa się jakiegoś "spłycenia" tej postaci. Jest okrutny, jest bezwzględny i diabelnie inteligentny.
Ale to zakończenie książki... A właściwie to, co zaczyna się dziać już pod sam koniec, miażdży. Chyba nie mogłam sobie wyobrazić lepszego zakończenia tej historii i lepszego jej poprowadzenia na tym etapie, mimo że to zdecydowanie nie jest zakończenie, które spotyka się zwykle w takich książkach. Określiłabym je jako słodko-gorzkie albo raczej gorzko-słodkie. I szczerze się ucieszyłam, czytając epilog. Kto przeczyta całość, zrozumie dlaczego.
Nawet postacie poboczne są przyjemne w odbiorze, chociaż też nie dowiadujemy się zbyt wiele o nich samych (i prawdę mówiąc, nie uważam, żeby akurat w tej historii było konieczne zagłębianie ich biografii), ale jednak szybko mogą zyskać sympatię czytelnika.
Wady? Muszę zgodzić się z Cieniem, że Cloé jest lekkomyślna, bo chwilami naprawdę jest, wiedząc doskonale, że każdy jej krok jest obserwowany, a ona nie widzi problemu zapuszczać się gdzieś sama, nie informując o tym nikogo. I jestem ciekawa, jak tam kostka Cloé, bo skręciła ją przynajmniej dwa razy i mimo tego poruszała się bez problemu. Sceny "spowiedzi" też są dla mnie trochę już oklepane i w innych książkach spotykałam się ze znacznie lepszymi sposobami informowania czytelnika o motywach mordercy, a sam poszukiwany dopowiadał najwyżej niewielkie fragmenty. Tutaj Cień sam nawet wykazał się lekkomyślnością.
Nie dowiadujemy też się jak potoczyła się dalej sprawa, którą Gomez prowadził jeszcze przed Cloé. Całościowo nie są to jednak wady, które aż tak mocno rażą czy odbierają uroku całości.
Dodam jeszcze tylko, że chociaż Cloé bardzo często była nieznośna i paskudna dla ludzi, było mi jej w pewnym momencie autentycznie żal.
Cloé Beauchamp stara się prowadzić w miarę normalne życie - walczy o stanowisko dyrektora, ma partnera, którego pozazdrościłaby jej niejedna kobieta, ale ma jeden dość poważny problem - ktoś ją prześladuje i nikt jej nie wierzy. Dodatkowo jej stabilne życie zaczyna się sypać nie tylko z tego powodu, ale również przez koszmary przeszłości, z którymi nie może sobie poradzić....
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-20
Czwarta część i dalej nie zmieniam zdania, że opowiadania trzymają swój poziom. Pierwsze opowiadanie, gdzie Pete miał własne Oszukać przeznaczenie doprowadziło mnie prawie do łez, drugie opowiadanie, gdzie złodziejka Kasey została zmuszona do zmian w swoim życiu przez pewne okulary stanowiło przyjemną odskocznie na pewne złapanie oddechu, a trzecie opowiadanie miało bardzo przykrą bazę pod całą historię. Jednak w przypadku 3 opowiadania czuję pewien niedosyt, bo mimo że było ono najdłuższe w tej części, to uważam, że powinno być jeszcze dłuższe, żeby mogło w pełni wybrzmieć. Miałam wrażenie, że tempo trochę tam nagle przyspieszyło. Plus był pewien wątek, który mógłby zainteresować osoby, które nie siedzą w grach i nie bardzo się orientują, o co chodzi. Dla osób zaznajomionych jest raczej oczywiste co się stało, mniej więcej dlaczego i co to ma wspólnego z tym konkretnym animatronikiem, ale dla osób niezorientowanych są to szczątkowe informacje i pewnie chcieliby przeczytać na ten temat więcej (ja właściwie też). Trochę mnie zdziwiło, że wspomnienia matki z tamtego dnia były dość ubogie.
Ale z satysfakcją stwierdzam, że dalej nie przestaję się dobrze bawić. Przyjemna książka do pochłonięcia w jeden, maksimum dwa dni z pewnymi swoimi morałami.
!SPOILERY!
Mam parę jednak dodatkowych zarzutów do 3 opowiadania. Właściwie nie wyłapałam, dlaczego Chica nie chciała, żeby lalka została znaleziona. Mam też mieszane uczucia co do tego, że Samantha nagle wyśniła, gdzie ta lalka jest. Wydaje mi się, że jednak sama by doszła do tego, że musi szukać w tamtym miejscu. I oczywiście intensywnie myślę o nierozbudowanym wątku morderstwa. Wydaje mi się, że jednak wiele osób, jakby przeczytało, że dziecko padło ofiarą seryjnego mordercy, to byłoby jednak ciekawe czy wiadomo kto to był, w jakich okolicznościach, co się właściwie stało i ile dzieci zginęło w takim wypadku. Ale jak wspomniałam wcześniej, informacje są szczątkowe i wiadomo tylko, że był seryjny morderca i że dziewczynka została ‘’zwabiona’’. Szkoda.
!KONIEC SPOILERÓW!
Czwarta część i dalej nie zmieniam zdania, że opowiadania trzymają swój poziom. Pierwsze opowiadanie, gdzie Pete miał własne Oszukać przeznaczenie doprowadziło mnie prawie do łez, drugie opowiadanie, gdzie złodziejka Kasey została zmuszona do zmian w swoim życiu przez pewne okulary stanowiło przyjemną odskocznie na pewne złapanie oddechu, a trzecie opowiadanie miało bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-01-09
Czytane w oryginale. W tłumaczeniu brakuje opowiadania dodatkowego (które ma dosłownie 8 stron)!
Muszę przyznać, że bardzo dobrze bawiłam się, czytając tę książkę. Angielski jest tu prosty, więc nie musiałam intensywnie siedzieć z tłumaczem, jak się tego obawiałam. Każda z tych historii miejscami ma zadziwiająco… szokujące sceny i nie każda z nich kończy się szczęśliwie, a jedna właściwie zostawia nas ze znakiem zapytania.
Każda z nich ma też jakiś tam morał, może oczywisty, może wręcz banalny i z pewnością pojawiający się wszędzie nie raz nie dwa, ale całkiem fajnie, że znalazło się na to miejsce. I przyznaję, że podobały mi się te 3 historie i pomysły na nie, a fakt, że to opowiadania, działa tylko na ich korzyść. Można się było uśmiechnąć i można się było przerazić.
Into the pit – chłopiec z biednej rodziny, zmuszony do spędzenia samotnych wakacji, przesiaduje każdy dzień w pizzeri. Sfrustrowany monotonią, samotnością i traktowaniem jak paczka, którą się podrzuca i odbiera, postanawia trochę nastraszyć ojca i ukryć się w starym basenie z plastikowymi piłkami, żeby ten zaczął go szukać. Wówczas dzieje się coś dziwnego. Moje ulubione opowiadanie, bo w pewnej chwili dzieją się tam rzeczy, które mogą się wydawać absurdalne, ale jednocześnie są przerażające.
To be beautiful – historia nastoletniej dziewczyny, która popada w obsesje na punkcie swojego wyglądu. Nie akceptuje siebie, a jej idolkami są jedne z najładniejszych dziewczyn w szkole, które nazywa The Beautifuls. Marzy, żeby być taka jak one i żeby chłopak, który wpadł jej w oko, zwrócił na nią uwagę. Pewnego dnia znajduje w samochodzie tajemniczą lalkę, a właściwie robota, która da jej tę szansę.
Count the ways – znowu mamy nastoletnią dziewczynę Millie, która miesza u swojego dziadka podczas gdy jej rodzice podróżują po świecie. Millie ma nietypowe zainteresowania, bo interesuje się… śmiercią. Ubiera się na czarno, jest nieszczęśliwa i często opryskliwa. Obserwujemy historie z dwóch linii czasowych, gdy na jednej Millie zaczyna poważnie myśleć nad sobą, a na drugiej jak do tego doszło.
Czytane w oryginale. W tłumaczeniu brakuje opowiadania dodatkowego (które ma dosłownie 8 stron)!
Muszę przyznać, że bardzo dobrze bawiłam się, czytając tę książkę. Angielski jest tu prosty, więc nie musiałam intensywnie siedzieć z tłumaczem, jak się tego obawiałam. Każda z tych historii miejscami ma zadziwiająco… szokujące sceny i nie każda z nich kończy się szczęśliwie,...
2020-05-09
Nie bardzo wiem, co właściwie powiedzieć. Zawsze mam jakieś obawy, że każda kolejna część będzie podobać mi się mniej, ale ta nie tylko naprawdę trzyma poziom we wszystkich 3 opowiadaniach – jestem skłonna powiedzieć, że to, póki co, najlepsza część jako całość w porównaniu z dwiema poprzednimi. Tak samo miejscami jest zadziwiająco przygnębiająca, zadziwiająco mroczna i zadziwiająco okrutna i będzie się przeklinać to, że w większości przypadków cierpią ci, którzy na to nie zasługują. Tutaj też kładzie się nacisk na trochę inne aspekty życia, bo w 2 na 3 opowiadaniach głównymi bohaterami są tym razem dorośli ludzie z własnymi, nieprzyjemnymi doświadczeniami i problemami, z którymi próbują się uporać. Również uważam, że opowiadanie bonusowe też jest zdecydowanie, póki co, najlepsze.
Jedynie zachowania pewnej bohaterki, a dokładnie czego nie zrobiła, nie do końca rozumiem i może też zbyt duży znak zapytania został postawiony przy pewnej postaci, bo chociaż klimat tajemnicy został wokół niej świetnie zbudowany i dobrze jej robi, że nie wszystko jest przedstawione, to jednak brakowało mi zdania czy dwóch. Zagłębienie się jednak tutaj w szczegóły, o co chodzi, wymagałoby już spoilerów.
Podsumowując: dalej bawię się świetnie, a podczas czytania targają mną różne emocje. Podoba mi się to.
Nie bardzo wiem, co właściwie powiedzieć. Zawsze mam jakieś obawy, że każda kolejna część będzie podobać mi się mniej, ale ta nie tylko naprawdę trzyma poziom we wszystkich 3 opowiadaniach – jestem skłonna powiedzieć, że to, póki co, najlepsza część jako całość w porównaniu z dwiema poprzednimi. Tak samo miejscami jest zadziwiająco przygnębiająca, zadziwiająco mroczna i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-21
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Lovecrafta przy czym relacja z tą książką była trochę jak moja relacja z chałwą – uwielbiam ją, ale nie jestem w stanie pochłonąć jej od razu w całości.
Przy sięganiu po tę książkę warto mieć świadomość, że nie ma tu zbyt wielu dialogów. Są nawet opowiadania, gdzie nie zobaczycie nawet jednego dialogu, a jeśli są, to dość często w formie monologów bohaterów. Opisy naprawdę potrafią być długie, język też stoi na dużo wyższym poziomie niż w wielu typowych horrorach (może też to być kwestią tłumaczenia, nie widziałam jeszcze tych opowiadań w oryginale, więc nie mam porównania) i nie ma w tych opowiadaniach tak dużo akcji, jakby się można tego potencjalnie spodziewać. Wspominam o tym, bo dla jednych może to być ciekawe, wręcz pożądane doświadczenie, a innym może to utrudniać czytanie, czy wręcz zanudzić.
Lovecraft w części z opowiadań pozostawia trochę miejsca dla wyobraźni czytelnika. Nie opisuje wszystkiego, a często jedynie nakreśla jakąś postać czy miejsce, mniej lub bardziej szczegółowo często w bardzo poetycki sposób, żebyśmy nabrali jakiś kierunek lub załapali ogólne wyobrażenie, a resztę musimy sobie zwizualizować sami. Ogólnie pozostawia też sporo niedopowiedzeń w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Niejasna przeszłość postaci, niejasne wydarzenia, a to wszystko otoczone klimatem grozy, żeby skupić się na tym, co istotne dla danego opowiadania i żeby pozostawić czytelnika z pewną zagadką, co się wydarzyło/co miało to oznaczać/co zostało przed nim ukryte. Odbieram ją też jako bardziej przedstawienie nam świata niż jakieś konkretne, fabularne historie (oprócz może Przypadku Charlesa Dextera Warda, Koloru z przestworzy czy Czegoś na progu), które mają często pewne wspólne, dopełniające się elementy. Oczywiście są też opowiadania, które przedstawiają nam konkrety: jak wyglądały osobniki danych ras, jak wyglądało ich życie, funkcjonowanie jako społeczeństwo i jak wyglądały miejsca, w których żyły.
Chociaż książka wymaga powolnego czytania i skupienia, to naprawdę bardzo mi się podobała i wiem, że twórczość Lovecrafta to jest coś dla mnie. Ale czy spodoba się komuś innemu, to zależy już czego właściwie oczekuje się od horroru, czy w ogóle ma się jakieś oczekiwania, a czy przede wszystkim nie przeszkadzają takie rzeczy jak:
- forma opowiadań zamiast dużej powieści,
- większość opowiadań jest napisana pierwszoosobowo, a nawet drugoosobowo,
- niezbyt dynamiczna akcja,
- nie zawsze prosty język, przez który się płynie.
Nasi bohaterowie, jeśli mówimy o opowiadaniach pisanych w pierwszej/drugiej osobie, pełnią tu raczej funkcje kogoś, kto ma nas wprowadzić w ten świat. Ale im samym zdecydowanie brakuje wyrazistości. Nie wyróżniają się ani specjalnie swoim zachowaniem, ani charakterem, właściwie można ich nawet traktować jako jedną i tę samą osobę. Wszyscy są jednakowo przerażeni tym, co odkrywają, niby boją się opowiadać, ale opowiedzą i nie ma w nich takiej potrzeby, jak w przypadku postaci, które obserwujemy oczami naszego bohatera, zawładnięcia czy prawdziwego zagłębienia się w to wszystko kosztem swojej duszy/umysłu. Są oni raczej ofiarami i obserwatorami. Lovecraft tworzy dużo ciekawsze postacie, które nie są tymi naszymi bohaterami od ‘’pokazywania’’.
Więc, jak stwierdziłam, mi akurat pióro Lovecrafta naprawdę bardzo odpowiada.
Część elementów, którą wymieniłam jako potencjalnie przeszkadzające dla innych, mi akurat w żadnej książce nie przeszkadza, a pozostała część została skutecznie zagłuszona przez kreację świata, chęć jego poznawania oraz wyjątkowy klimat.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Lovecrafta przy czym relacja z tą książką była trochę jak moja relacja z chałwą – uwielbiam ją, ale nie jestem w stanie pochłonąć jej od razu w całości.
Przy sięganiu po tę książkę warto mieć świadomość, że nie ma tu zbyt wielu dialogów. Są nawet opowiadania, gdzie nie zobaczycie nawet jednego dialogu, a jeśli są, to dość często w...
Kolejna pierwsza styczność z autorem. I mogę śmiało powiedzieć, że jeśli inne dzieła też tak mają na mnie działać, to będę sięgać po nie w ciemno.
Poznajemy Emmę Stein, psychiatrę, mężatkę, która w dzieciństwie miała wymyślonego przyjaciela nazwanego Arthurem. Żyje wraz z mężem Philippem, kierownikiem wydziału operacyjnej analizy spraw kryminalnych (zyskał w moich oczach, gdy okazał się fanem Rammsteina).
Gdy Emma spędza czas w pięciogwiazdkowym hotelu, na czas dwudniowego kongresu, dochodzi do tragedii: zostaje zgwałcona i ostrzyżona przez seryjnego mordercę nazwanego Fryzjerem, co skutecznie niszczy jej psychikę oraz całe życie na kolejne miesiące. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy policja zaczyna kwestionować czy Emma faktycznie jest jedną z ofiar, choćby dlatego, że jako jedyna przeżyła i pokój, w którym przebywała… nigdy nie istniał. Wraz z Emmą manewrujemy na cienkiej linii między rzeczywistością a szaleństwem, gdy już nie wiemy, co jest prawdą. Czytelnik szybko przekona się, że historia nie skupia się tylko na poszukiwaniu Fryzjera, lecz też na walce z samym sobą i swoimi demonami.
Opis książki wręcz sugeruje nam, kto jest Fryzjerem, ale czy na pewno?
Czytasz, wydaje Ci się, że to już koniec, ale widzisz, że jeszcze sporo stron zostało i ta świadomość jest bardzo przyjemna. Ciągle coś się dzieje, czytelnik nie ma momentu, w którym może odetchnąć. Również wtedy, gdy wydaje Ci się, że to już naprawdę całkowity koniec. Nawet w ostatnim rozdziale autor czytelnika nie oszczędza. I już sam nie wiesz, kto jest dobry, a kto zły.
Czy miałam podejrzenia, kto jest mordercą? W pewnej chwili tak, ale moje pierwsze przypuszczenie było ślepym strzałem, drugi strzał też. Gdy prawda wyszła na jaw, wraz z nią kolejne fakty i wszystko zaczęło łączyć się w całość, ja nie byłam zaskoczona – ja byłam w kompletnym szoku i szukałam szczęki na podłodze.
Zaletą jest to, że nie obserwujemy mozolnego śledztwa wraz z nadzwyczajnymi przebłyskami detektywów tylko wydarzenia, gdzie głupie wejście na cudze podwórko uruchamia ciąg okrutnych zdarzeń, co jest dużo bardziej wiarygodne. Akcja zaczyna dziać się dość szybko i jak już wsiąkniemy w historię na samym początku, to zaczyna się słynna choroba ‘’jeszcze jednego rozdziału’’
Kolejnym plusem jest wychodzące z tekstu podejście autora do chorób psychicznych. Śmiało pokazuje lub też chce uświadomić, że depresja to nie chwilowy smutek. Przekazuje również jak ciężko jest żyć i funkcjonować ludziom, którzy zachorowali przez traumatyczne wydarzenie i jak napaść oraz gwałt potrafi zniszczyć kobiecie życie. Aż prosi się o cytat:
‘’Zdrowi ludzie często patrzyli podejrzliwie na psychicznie chorych. Na przykład zastanawiali się, jak światowej sławy aktor i artysta, który przecież ,,miał wszystko’’, mógł popełnić samobójstwo mimo sławy, pieniędzy i licznych ,,przyjaciół’’, bo nic nie wiedzieli o demonach, które zagnieżdżają się przeważnie we wrażliwych umysłach, żeby w chwilach największego szczęścia szeptać im do ucha, jakie mają wady. Ludzie zdrowi psychicznie radzili chorym na depresje, żeby nie byli wciąż tacy smutni, a paranoikom, takim jak ona, żeby, na przykład, słysząc jakiś podejrzany dźwięk, nie biegli do drzwi sprawdzać, czy są dobrze zamknięte. Czyli mniej więcej tak, jakby radzić człowiekowi ze złamaną kością piszczelową, żeby pobiegł maraton.’’
Wady?
Dziwne zachowanie i postanowienia bohaterki – wiadomo, przeżyła prawdziwą traumę, jednak chwilami jej decyzje i sposób myślenia są dla mnie niezrozumiałe. Do końca akapitu delikatne spoilery, nie mające jednak nic wspólnego z głównym wątkiem. Emma daje radę wpuścić do mieszkania znanego listonosza, ale już widzi problem we wpuszczeniu równie znanego jej weterynarza, gdy widzi swojego umierającego psa. I widzi też problem w tym, że musiałaby jechać potem do kliniki, a jednak ostatecznie sama idzie tam na piechotę z sankami. Bo to w końcu lepsza opcja niż pojechać bezpiecznym samochodem. Samo wyjście na własne podwórko budzi w niej najgorsze myśli, jednak potem nie ma takiego problemu z wejściem na podwórko podejrzanego sąsiada. Teoretycznie brała tabletki, które miały chronić ją przed atakiem paniki, lecz pytanie czy miały zamieniać strach na… lekkomyślność, a wręcz bezduszność (bo nie wiem jak nazwać obserwowanie wymiotującego krwią i wyraźnie cierpiącego psa przez 15 minut).
Zachowanie samej Emmy staje się po czasie trochę irytujące. Ciągle się użala, ciągle przeżywa traumę, ciągle się boi… wszystkiego i zaczyna to czytelnika po czasie męczyć. Nie daje nikomu dojść do słowa w sytuacji dość kryzowej, kłamie i potem wynikają z tego same nieszczęścia. Jakby uważała, że każdy, kogo mija na ulicy, to Fryzjer.
Nie jestem w stanie sprawdzić wiarygodności pod kątem psychologicznym/psychiatrycznym, bo nie jestem lekarzem, więc mogę tylko wierzyć na słowo, że autor za bardzo nie naciąga faktów.
Mówiłam wcześniej, że nie mamy tu za bardzo do czynienia z nieprzeciętną błyskotliwością detektywów, ale jest jeden, według mnie, wyjątek. Philipp. Dlaczego po tragedii w Le Zen przyszedł mu do głowy akurat TAKI profil mordercy? Z czego to wynikało? Brzmiało to raczej, jakby chciał kogoś wrobić, a nie ukarać.
Zdarzyła się jakaś literówka: ‘’Przecież byłeś przy przesłuchania.’’
[SPOILER]- I dziwi mnie, jakim cudem nikt nie zauważył wchodzącego i wychodzącego z domu Arthura. Żadne z rodziców nie sprawdzało szafy chociaż raz? Możliwe, że udało mu się tak szybko uciec? Przecież to był kawał dorosłego faceta.
- Naprawdę trzeba być roztargnionym, żeby pomylić batonik z herbatnikiem.
- Czemu Philipp i Jorgo nie dali znać Emmię, że są w domu? Zamiast robić wejście niczym brygada antyterrorystyczna, mogli po prostu się odezwać. Rozumiem, że może Emma była tak przerażona, że ogłuchła, ale trudno mi w to uwierzyć. Jeśli ktoś z Waszych bliskich ma traumę i zamyka się w pokoju w panice, biorąc Was za seryjnego mordercę, to co robicie najpierw? Staracie się odezwać czy wywarzacie drzwi?
[/SPOILER]
Podsumowując: warto. Autor wynagradza nam brak perspektywy mordercy przy zbrodniach i brak regularnego obserwowania przebiegu śledztwa ciągłą akcją i napięciem. Chociaż choroba bohaterki może stać się dla czytelnika w pewnym momencie męcząca, to jednak jest to nieprzeciętne ugryzienie tematu thrillera.
Kolejna pierwsza styczność z autorem. I mogę śmiało powiedzieć, że jeśli inne dzieła też tak mają na mnie działać, to będę sięgać po nie w ciemno.
Poznajemy Emmę Stein, psychiatrę, mężatkę, która w dzieciństwie miała wymyślonego przyjaciela nazwanego Arthurem. Żyje wraz z mężem Philippem, kierownikiem wydziału operacyjnej analizy spraw kryminalnych (zyskał w moich oczach,...
Czym jest właściwie ta książka z intrygującym tytułem?
Poznajemy Beatrice Joanne i Tristrama Fox, nauczyciela, historyka, którzy stracili pięcioletniego syna. W ich związku wszystko tylko pozornie układa się dobrze, bo Beatrice ma romans z bratem Tristrama – Derekiem. Warto dodać, że bracia się nie cierpią, a Derek dla swojego interesu udaje homo. Pewnego dnia Tristram dowiaduje się o romansie i wtedy zaczyna się prawdziwa przygoda.
Obserwujemy życie tych ludzi na tle gwałtownych przemian społecznych i politycznych, o których Tristram opowiada swoim uczniom. Te pojęcia i ogólnie to, co Tristram mówi młodzieży na zajęciach może być trudne do zrozumienia dla czytelnika, ale warto przez to przebrnąć. Te zmiany w społeczeństwie nie mają pozytywnych skutków – głód, kanibalizm i ogromne rozluźnienie seksualne (np. publicznie dobieranie ludzi w pary, którzy idą potem szaleć na polu).
‘’Z tabletką, z tabletką unikniesz ciąży letko.’’
Państwo przedstawione przez Burgessa dba tu o równowagę, a dokładniej unika przeludnienia, aby zasobów ziemskich starczyło dla wszystkich. Praktycznie nie istniały podziały etniczne. Śmierć człowieka nie była dla urzędników i władzy powodem do smutku, a wręcz przeciwnie – martwe ciało zyskiwało nazwę pięciotlenku fosforu, które miało ‘’nakarmić’’ Ziemię. Ciężko więc o jakiekolwiek zaufanie do lekarzy, którzy, chociaż mają ratować życie, mogą przyspieszyć śmierć. Dla wielu matek odejście dziecka to wręcz powód do radości, bo kondolencje jakie otrzymają od ministerstwa, są w formie pieniężnej i chętnie rozmawiają miedzy sobą z uśmiechami na twarzach w jaki sposób zginęły ich pociechy. Nie ma znaczenia w jakiej rodzinie się urodziłeś i jakie masz wykształcenie – liczy się ilość urodzeń, bycie homo albo zostanie kastratem. Robienie dzieci uznano za zajęcie dla ‘’przeciętniaków’’. Jeśli chcesz awans w pracy, to mimo dużego stażu, dostać go mógł byle młodzik tylko dlatego, że jest homo albo kastratem.
O Bogu coś się mówiło, ale władza niemal go wyeliminowała z myśli ludzi. Nie było też wojen i bomby atomowe czy gaz musztardowy były tylko odległą historią.
Język Burgessa jest bardziej dosadny, ostrzejszy, pełen przekleństw i niektóre sceny mogą nawet obrzydzić. W porównaniu z ,,Mechaniczną Pomarańczą’’ tu nie ma stylizacji językowej, więc książkę na pewno będzie czytać się łatwiej. Wbrew pozorom nie jest to dzieło śmiertelnie poważne, ma w sobie coś z czarnego humoru, który do jednych trafi, a do innych nie. Do mnie trafił i podoba mi się ten klimat.
Jednak to, co mnie zdziwiło była spora ilość błędów w tekście jak, np. jedna litera oddzielona od pozostałego słowa (‘’w ięc’’, chociaż w przypadku Burgessa jestem skłonna uwierzyć, że to zamierzone), kilka braków w oddzieleniu dialogu od myśli/czynności, brak wielkiej litery, przecinka, a nawet słowa (‘’Teraz już poczuł, że może chodzić, ale mu bardzo zimno.’’). Trochę to razi w oczy, jeśli zwraca się uwagę na takie szczegóły. Problemem może też być to, o czym wspomniałam wcześniej – niezrozumienie niektórych słów i pogubienie w bardziej fachowych terminach, nawet jeśli otrzymujemy wyjaśnienie od bohatera.
Warto przeczytać ,,Rozpustne nasienie’’ tak samo jak ,,Mechaniczną pomarańczę’’, bo jednak zmuszają one do myślenia i chociaż sama wizja raczej nie ma szansy narodzić się w naszym społeczeństwie, to jednak w obu dziełach autor stawia dość aktualne pytanie: czy eliminowanie zła kosztem wolnej woli, czy nawet życia, dla dobra społeczeństwa powinno mieć miejsce?
‘’Wrócimy do domu,
Do swojego domu
W styczniu, w maju albo czerwcu.
Przyjdzie na to pora,
Z rana czy z wieczora,
Tylko miej nadzieję w sercu.’’
Czym jest właściwie ta książka z intrygującym tytułem?
Poznajemy Beatrice Joanne i Tristrama Fox, nauczyciela, historyka, którzy stracili pięcioletniego syna. W ich związku wszystko tylko pozornie układa się dobrze, bo Beatrice ma romans z bratem Tristrama – Derekiem. Warto dodać, że bracia się nie cierpią, a Derek dla swojego interesu udaje homo. Pewnego dnia Tristram...
''To co teraz, ha?''
Nietypowy język - to pierwsza rzecz, która błyskawicznie rzuca się w oczy, jednak po licznych lekturach szkolnych stylizacje językowe mi nie straszne i od trzeciego rozdziału szło już gładko (chociaż nadal nieznane mi jest tłumaczenie części słów). Po książkę sięgnęłam dopiero po obejrzeniu filmu (przyznaję, wcześniej o książce nie słyszałam).
Alex to bohater jedyny w swoim rodzaju. Piekielnie inteligentny, zwolennik Beethovena, zły do szpiku kości, ale i tak było mi go szkoda, gdy z oprawcy stał się ofiarą, a z pana sytuacji właściwie nikim, mimo że miał być z założenia lepszym człowiekiem. Książkę traktuję raczej jako coś, co ma wyrażać poglądy autora (sądzę, że przedstawił to doskonale), a nie bawić czy zapewnić rozrywkę. Postać Alexa nas do tego świata wprowadza. Trochę czułam się, jakbym czytała ostrzejszą, lekko zdeformowaną wersję Ferdydurke.
To czy będzie ciężko czytać MP zależy już od tego, czy bardzo będzie nam przeszkadzał język, ale od drugiej części, gdy akcja przechodzi do konkretów i nabiera tempa, powinno pójść z górki. Nawet jeśli ktoś ostatecznie nie da rady sobie z książką, to zachęcam do obejrzenia filmu, który prywatnie uważam za bardzo dobrą ekranizację.
Książka, oprócz tego, że pokazuje, że karma wraca, zmusza nad zastanowieniem się, gdzie właściwie jest ta granica moralności. Czy brutalne likwidowanie zła dla wspólnego dobra i robienia z bandytów kogoś, kim nie są jest w ogóle czymś ludzkim. Z jednej strony jest, bo zło jest w końcu złem i zawsze jest lepiej, gdy go nie ma. Jednak przymusowe pozbawianie moralnego wyboru poprzez, jakby nie patrzeć, tortury nie ma zbyt wiele wspólnego z dobrem czy szacunkiem dla życia. Na dłuższą metę każdy człowiek ma w sobie cząstkę zła i całą ludzkość trzeba by było poddać ''resocjalizacji''. Można na ten temat dyskutować w nieskończoność. Sam autor trafnie powiedział ''Próbowałem powiedzieć, że lepiej jest być złym z własnej woli, niż być dobrym z powodu naukowego prania mózgu.'' Manipulacja i polityczna gra również została doskonale dla mnie przedstawiona.
Z czystym sumieniem: 10 gwiazdek i dołączenie do ''ulubionych''. Każdy chociaż raz powinien zapoznać się z tym dziełem.
''Ja dla każdego jestem przyjacielem - odrzekłem - z wyjątkiem wrogów''.
''To co teraz, ha?''
Nietypowy język - to pierwsza rzecz, która błyskawicznie rzuca się w oczy, jednak po licznych lekturach szkolnych stylizacje językowe mi nie straszne i od trzeciego rozdziału szło już gładko (chociaż nadal nieznane mi jest tłumaczenie części słów). Po książkę sięgnęłam dopiero po obejrzeniu filmu (przyznaję, wcześniej o książce nie słyszałam).
Alex to...
2019-10-06
Giną kobiety i to w bardzo brutalny sposób. Zgwałcone i z poderżniętym gardłem we własnych domach. A co zwiększa niepokój śledczych, zbrodnie są bardzo podobne, a właściwie identyczne ze zbrodniami dokonanymi wiele lat wcześniej przez Edwarda Hindego. Mało tego, naśladowca jakimś sposobem poznał nawet te szczegóły, które nigdzie nie zostały oficjalnie ujawnione i wiedzieli o nich tylko śledczy zaangażowani w sprawę. A Hinde przecież siedzi w więzieniu i nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym.
Dodatkowo mamy jeszcze, tzw. "w między czasie" z perspektywy dawnego współpracownika i osoby, która przyczyniła się do schwytania Edwarda - Sebastiana. Mężczyzny z dziwną obsesją na punkcie jednej z policjantek, który po wielkiej tragedii spadł na samo dno. Gdy dowiaduje się o zbrodniach, znów chce być częścią zespołu, szczególnie, gdy odkrywa przerażające powiązanie między ofiarami.
Książka jest drugą częścią cyklu, ale można spokojnie po nią sięgnąć bez znajomości poprzedniczki (ja, sięgając po Ucznia, nie znam części pierwszej).
Jest to historia wielowątkowa, ale to dalej śledztwo gra tu pierwsze skrzypce. Bohaterowie mają swoje problemy, z którymi próbują się uporać czy nieustannie zmieniające się relacje między sobą, gdzie nawet dotychczas fundamenty silnej przyjaźni zostają naruszone. Mamy tu również perspektywę Edwarda i naśladowcy, a w ciągu trwania fabuły poznajemy ich przeszłość i motywy. Książka jest dość gruba i dość duża, ale bardzo dobrze utrzymuje swoje tempo. Wszystko przez cały czas spokojnie nabiera rozpędu przed wielkim finałem.
Kreacje bohaterów uważam za naprawdę udaną. Nie są idealizowani, nie mają nadludzkich umiejętności, czasem nas naprawdę wkurzą i będziemy chcieli im przyłożyć za arogancję, chamstwo czy głupotę. Pomysł na antagonistów również uznaję za bardzo dobry. Mają solidne motywy, ich przeszłość i to, co przeżyli, wyraźnie odbiło się na ich psychice. Sceny, gdzie Edward manipuluje otoczeniem uważam za jedne z lepszych scen.
Co można jej zarzucić? Niektóre wątki zostały trochę urwane. Zabrakło mi chociaż jakiegoś epilogu, który by to zebrał do kupy i krótko podsumował, bo mimo że książka ma następne części, to jednak sądzę, że to powinno być jakoś ujęte jeszcze tutaj.
Można się też na siłę przyczepić, że za bardzo rozwodziła się nad niektórymi bohaterami drugo- czy trzecioplanowymi, które w dłuższe perspektywie mogły nie mieć zbyt dużego znaczenia, albo nad wstępem, gdy zapoznajemy się z Sebastianem, jego codziennością, myślami czy uczuciami, ale to raczej kwestia subiektywna, przynajmniej w tej książce. Jak dla mnie nadawało to klimatu i podkreślało powagę całej sytuacji, bo gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to wszystko było jednak "po coś".
Wiem też, że niektórym może przeszkadzać, że mordercę poznamy dość szybko, więc książka w pewnym momencie będzie stawiać raczej na akcje, a nie tajemnice, ale to znowu kwestia subiektywna.
Można się też zastanowić, na jakich zasadach działają tam więzienia, bo to raczej nie był zbyt obiecujący obraz.
Jednak to dalej bardzo solidny thriller i zdecydowanie jeden z tych, do których będę chciała kiedyś wrócić.
Giną kobiety i to w bardzo brutalny sposób. Zgwałcone i z poderżniętym gardłem we własnych domach. A co zwiększa niepokój śledczych, zbrodnie są bardzo podobne, a właściwie identyczne ze zbrodniami dokonanymi wiele lat wcześniej przez Edwarda Hindego. Mało tego, naśladowca jakimś sposobem poznał nawet te szczegóły, które nigdzie nie zostały oficjalnie ujawnione i wiedzieli...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-25
Wreszcie nadrobiłam coś, co powinnam nadrobić już dawno, szczególnie, że uwielbiam bajkę i uważam ją za strasznie niedocenioną.
Myślę, że w szczegółach nie trzeba nikomu tej historii streszczać, ale trzeba przyznać, że kolosalnie się różni w wielu aspektach w porównaniu z wersją Disneya. Nie powiem, którą wersję wolę bardziej, bo jednak i oryginał i bajka mają coś w sobie, co lubię i jedno oraz drugie poruszają trochę inne tematy. Wersja oryginalna jest na pewno smutniejsza, bardziej dramatyczna, a nawet bardziej makabryczna. Ma też więcej poruszonych wątków, a inne wątki rozwija (choćby przeszłość Esmeraldy, Quasia, Klaudiusza).
Przez początek książki trzeba trochę przebrnąć, bo mija jednak sporo czasu nim przejdziemy do znanej nam akcji. Męczyły mnie trochę te opisy Paryża i jakby mnie ktoś spytał, ile z nich zapamiętałam, to odpowiedziałabym szczerze, że nic, ale opisy tego, co ludzie przeżywali, co czuli, to absolutne mistrzostwo. Nawet są tu jakieś humorystyczne wątki i uśmiechnęłam się na niektórych dialogach.
Oryginał jednak rzucił mi nowe światło na postacie.
Kompletnie nie spodziewałam się, że Frollo jest tak mądrym człowiekiem z bogatą historią. I co najważniejsze - w gruncie rzeczy był dobry, ale żądza go skutecznie zniszczyła i uwolniła w nim dotąd wyciszone instynkty. Zdecydowanie wolę go w oryginale. Quasimodo to za to osoba, która przeżywa tu jeszcze większy horror i ma poważne dylematy między tym, po czyjej stronie powinien być i kogo słuchać. W przypadku Febusa ciężko mi się wypowiedzieć, bo autor kreuje go na antagonistę, co jednak nie zmienia faktu, że nie darzę go sympatią.
Ale Esmeralda... Na początku zapowiada się na tak samo sympatyczną, silną postać kobiecą, ale szybko wychodzi z niej ta naiwność, która zaczyna irytować i zadziwiać. Aż w końcu, w pewnej chwili, doszłam do wniosku, że oryginalna Cyganka jest nie tylko niezbyt mądra, ale jest właściwie głupia (no dobra, wyrwało mi się podczas czytania, że jest idiotką na jednej konkretnej stronie) i ta "cudowność" tej postaci w książce kompletnie do mnie przestała przemawiać. Esmeralda w bajce niczego się nie boi, walczy o równość dla wszystkich, staje w obronie słabszych, a Esmeralda książkowa też ma jakieś tam swoje przebłyski, ale jej główne myśli kręcą się wokół Febusa. Jestem nią strasznie zawiedziona.
Jednak ogólnie podsumowując: kto nie miał okazji jeszcze przeczytać - musi koniecznie nadrobić, bo to na pewno jeden z tych klasyków, po które warto sięgnąć.
Wreszcie nadrobiłam coś, co powinnam nadrobić już dawno, szczególnie, że uwielbiam bajkę i uważam ją za strasznie niedocenioną.
Myślę, że w szczegółach nie trzeba nikomu tej historii streszczać, ale trzeba przyznać, że kolosalnie się różni w wielu aspektach w porównaniu z wersją Disneya. Nie powiem, którą wersję wolę bardziej, bo jednak i oryginał i bajka mają coś w...
To moja pierwsza styczność z twórczością Harrisa i... JAKIE TO BYŁO DOBRE.
Książka bez długich wstępów, czyli to, czego oczekuję po thrillerze - konkretnej akcji. Główna bohaterka o dziwo nie irytująca. Twarda, samodzielna, a nie płakliwa dziewczynka, która co trzy strony użala się nad swoim losem. Antagonista jedyny w swoim rodzaju, a Lecter pięknie dopełnia całość. Wątek miłosny niby jakiś jest, ale jak nagle się pojawia, tak szybko ginie. Mówiąc w skrócie: naprawdę polecam, bo nie ma tu za bardzo się do czego przyczepić.
[SPOILER] Chociaż spodziewałam się bardziej żywej reakcji Clarice, gdy rozpoznała Gumba, a tymczasem to było takie: ''O, Gumb''.[/SPOILER]
To moja pierwsza styczność z twórczością Harrisa i... JAKIE TO BYŁO DOBRE.
Książka bez długich wstępów, czyli to, czego oczekuję po thrillerze - konkretnej akcji. Główna bohaterka o dziwo nie irytująca. Twarda, samodzielna, a nie płakliwa dziewczynka, która co trzy strony użala się nad swoim losem. Antagonista jedyny w swoim rodzaju, a Lecter pięknie dopełnia całość. ...
''Pochodzimy od archaicznych drapieżników, pierwszych łowców. Jesteśmy ponad bydłem zwanym rodzajem ludzkim.''
Przyznaję na początek, że jestem bardzo szczęśliwa, że wydawnictwo zdecydowało się na wznowienie tej książki. Akurat poszukiwałam jej od kilku miesięcy, więc ta informacja spadła mi z nieba.
Smoky Barrett przeszła przez piekło. Torturowana, zgwałcona była świadkiem śmierci swojego męża i córki. Pozostały jej po tym blizny na twarzy, koszmary i zrujnowana psychika. Ciężko jej było wziąć do ręki nawet własną broń, co nie sprzyjało ewentualnemu powrotowi do FBI, a pojawił się ku temu konkretny powód. Gdy przyjaciółka została brutalnie zamordowana, jej córka Bonnie jest świadkiem całego koszmaru na skutek czego popada w katatonię, a morderca rzuca Smoky wzywanie, ta podejmuje walkę z własnymi koszmarami i wraca do pracy. Sprawa jest o tyle niebezpieczna, że mężczyzna uznaje się za… potomka Kuby Rozpruwacza. Barrett oraz jej ekipa: Alan, James, Callie i nowy członek: Leo, ruszają do akcji.
Spodziewałam się brutalnego thrilleru, ale ostateczny efekt i tak przerósł moje oczekiwania. Książka jest okrutna od początku do samego końca. Sama akcja nie jest bardzo dynamiczna, więc raczej nie będziemy siedzieć jak na szpilkach, aby się dowiedzieć, kto jest mordercą. Wszystko szybko zwalnia przerywane przemyśleniami Smoky, jej snami, wspomnieniami czy rozmowami ze współpracownikami. Pod koniec mamy gwałtowne przyśpieszenie, aby znów zwolnić przy historiach innych postaci.
Pomysł na antagonistę i ta cała inspiracja bardzo bardzo na plus. Problem w tym, że szybko nabrałam podejrzeń, kim jest nasz nowy Rozpruwacz i miałam rację. Jedno zdanie uruchomiło alarm w mojej głowie i chociaż autor pewnym rozwojem sprawy prawie zamydlił mi oczy, to i tak była tylko jedna osoba, która tak dobrze pasowała. Tym większy mój ból, bo przez to nie zostałam powalona na kolana tak, jak bardzo chciałam.
Miałam też problem ze sceną ostatecznej konfrontacji między Smoky a mordercą. Zaczynała się świetnie, zapowiadała się wyjątkowo krwawo i oryginalnie, ale pod koniec miałam wrażenie, że autor sam nie do końca wiedział, jak to spektakularnie zakończyć i wybrał rozwiązanie z dość przewidywalnym zakończeniem na miarę Super Smoky.
Ale przejdźmy do paru bohaterów:
Super Smoky Barrett – bardzo dobra agentka FBI, a nawet grubo ponadprzeciętnie dobra, gdy psychoterapeuta bombarduje nas jej osiągnięciami niemal na dzień dobry. Miałam obawy, czy jakieś 40% książki nie będzie poświęcone użalaniu się kobiety nad sobą, biorąc pod uwagę, przez co przeszła, ale byłam w błędzie. Szybko bierze się w garść, twarda babka, próbuje jakoś poukładać sobie życie, a nie tylko żyć wspomnieniami z wyrzutami sumienia, chociaż towarzyszą jej one do samego końca.
Postacią, wobec której mam masę mieszanych uczuć jest James. Z jednej strony brak mu taktu, szczery do bólu, nawet po prostu chamski i śmiertelnie poważny, a z drugiej geniusz, który też przeszedł przez swój koszmar i potrafi przeniknąć do umysłu mordercy. Chociaż, prawdę mówiąc, ten geniusz nieszczególnie się w tej książce objawiał. Właściwie od początku prosi się, żeby go nie lubić, gdy Smoky pojawia się w pracy po bardzo długiej przerwie, a on wita ją słowami ‘’co ty tu robisz?’’ z wyraźnym niezadowoleniem. Witalibyście tak, jakby nie patrzeć, swoją przyjaciółkę, która ciągle nie może pozbierać się z traumy po stracie swojej rodziny? Nie sądzę.
Alan – jeden z moich ulubieńców. Niby wśród obcych trochę przerażający olbrzym, ale jednocześnie kochający mąż i wierny przyjaciel. Bardzo przyjemna postać, której, moim skromnym zdaniem, trudno nie polubić. Zapadła mi w pamięć jego metoda przesłuchania podejrzanego i to jedna z moich ulubionych scen z książki. I dostaje ode mnie plusa za tekst: ‘’A może napijesz się wody z kubła, w którym powinieneś stulić mordę?’’.
I oczywiście Callie, też na swój sposób charakterystyczna osobowość. Również twarda, znająca swoją wartość kobieta, której ‘’kochaneczko’’ zapadnie nam w pamięć.
Czyli mamy ekipę ludzi, z których niemal każdy przeszedł lub przechodzi jakiś koszmar, są ponadprzeciętnie dobrzy i zapadają w pamięć swoim sposobem bycia. Dodatkowo z każdym z nich Smoky ma trochę inną formę relacji, co jeszcze ubarwia całość. Nie są zbyt irytujący (no, chyba że James), można się przejąć ich losem. Niemal każda postać w książce jest pewną indywidualnością, co się czuje, i nie zlewają się gdzieś w szarą masę. Także kreacja głównych bohaterów i nie tylko, również jak najbardziej na plus.
Kolejny plusik za fragment dotyczący szufladkowania ludzi i homofobii. Tak niestety jest, że poszczególne osoby ocenia się na podstawie orientacji seksualnej czy wykonywanego zawodu, a nie dostrzega się już tego, że jednocześnie są, np. wolontariuszami czy mądrymi, inteligentnymi ludźmi, którzy chcą wyjść z życiowego bagna.
Gdzieś tam wyłapałam literówkę jak ‘’Zdałam sobie sprawy, że nie ma żadnej nagłej potrzeby…’’, gdzieś tam był dwa razy rozdział ponumerowany 15 i 38, a nie było 16 i 37, gdzieś tam padło zdanie ‘’Callie zawsze była niemal przesadnie ciekawa tego, co powoduje ludźmi.’’ cokolwiek to znaczy…
Ale książkę polecam z całego serca, szczególnie dla fanów mocnych thrillerów. Świetni bohaterowie, świetna inspiracja dotycząca antagonisty, a jeśli lubicie listy i nagrania od seryjnych morderców, to tym bardziej nie ma na co czekać. Jednak za zakończenie sceny konfrontacji byłam zmuszona trochę obniżyć ocenę.
[SPOILER]
Czy aby na pewno przygarnięcie dziecka jest takie proste? To znaczy, że wystarczy zapis w testamencie i magicznie jesteś już prawnym opiekunem? Bo z tego, co mówi Callie, to właśnie tak jest.
Skąd morderca miał klucze do domu Smoky? Nie przypominam sobie, żeby bywał u niej w domu i miał okazję je wykraść. Nawet sam nie wyjaśnia, skąd je wziął.
Plusik za niecodzienne zachowanie córki Callie – również spodziewałam się wyrzutów i awantury, ale autor pozytywnie mnie zaskoczył kimś, kto stara się zrozumieć, a nie oceniać.
I w tej książce, jak w żadnej innej, złamała mi serce śmierć zwierzaczka, a najgorsze, że kompletnie się na to nie zapowiadało.
[/SPOILER]
''Pochodzimy od archaicznych drapieżników, pierwszych łowców. Jesteśmy ponad bydłem zwanym rodzajem ludzkim.''
Przyznaję na początek, że jestem bardzo szczęśliwa, że wydawnictwo zdecydowało się na wznowienie tej książki. Akurat poszukiwałam jej od kilku miesięcy, więc ta informacja spadła mi z nieba.
Smoky Barrett przeszła przez piekło. Torturowana, zgwałcona była...
2018-07-21
Szczerze bałam się czytać tę część po genialnym Cieniu Bestii. Bałam się, że nie dorówna poprzedniczce w takim stopniu jakiego bym oczekiwała. No cóż, Cień Bestii dał mi kopniaka w jeden policzek, a Oblicze Śmierci dało mi jeszcze solidniejszego kopniaka w drugi.
Historia już z samego ogólnego opisu jest dość niepokojąca. Tajemniczy człowiek, który zabija każdego, kogo pokocha Sarah, więc zdesperowana dziewczyna prosi o pomoc jedyną osobę, która, jak sądzi, może jej uwierzyć i pomóc, czyli naszą Smoky. Jednak całość jest znacznie bardziej skomplikowana, znacznie bardziej złożona i znacznie bardziej bolesna.
Jeśli dawno czytaliście Cień Bestii i nie pamiętacie wszystkiego, to bez obaw - autor szybko przypomina najważniejsze rzeczy.
Przy Cieniu Bestii chwaliłam autora za kreacje bohaterów i absolutnie nie zmieniam zdania. Widać skutki poprzednich zdarzeń, widać też jak ich życie się zmienia, ale jednocześnie nadal są sobą. Mają swoje pragnienia, swoje potrzeby, nie udają świętych. Ba, dostaniemy kolejnych ciekawych bohaterów z naciskiem na Kirby. Jej się po prostu nie da nie polubić. Idealnie pasuje na przyjaciółkę dla Callie (bardzo podobne charaktery) i nie raz uśmiechnęłam się przy ich wspólnej wymianie zdań, chociaż niestety nie było tego wiele. Właśnie takie żeńskie postacie chcę widzieć w książkach. Ogólnie dla mnie autor zasługuje na pochwałę za kreację każdej z nich.
W Cieniu Bestii bardzo podobał mi się antagonista i tutaj też absolutne mistrzostwo, chociaż czasem zastanawiałam się czy jest to możliwe, żeby tak złożony, wieloletni plan tak dobrze działał bez potknięcia, szczególnie w końcowych etapach. I brakowało mi też dodatkowych szczegółów z jego historii, które by pomogły pozamykać wątki związane z jego przeszłością, bo nie do końca wiadomo, co się z nim działo w pewnej chwili. Ale czuć od niego zło, takie absolutne zło, absolutny brak empatii przemieszany z szaleństwem. Jednak można mu naprawdę współczuć w pewnym momencie, lecz sami musicie się przekonać dlaczego.
Thriller jest mocny, bardzo mocny i bardzo okrutny. Szczególnie można to poczuć przy czytaniu pamiętnika Sarah i chodzić potem ze złamanym sercem. Nie zdarza mi się to często, praktycznie nigdy, ale przy scenie [SPOILER]"zabijania" rodziców Sarah[/SPOILER] miałam łzy w oczach. I były momenty, gdy tak szczerze zaczęłam Obcego nienawidzić i pytać "dlaczego?".
Scena ostatecznej konfrontacji lepiej rozegrana niż w Cieniu Bestii. Podobało mi się zakończenie, a jedna taka mała rzecz zadziwiła mnie niewiele mniej niż samą Smoky.
Przez Oblicze śmierci płynie się tak samo jak przez Cień Bestii. Narracja jest lekka, przyjemna i człowiek się nawet nie zorientuje, że przeczytał już 200 stron, a gdy cała sprawa zbliża się do końca, książkę się wręcz pochłania.
Pozostaje mi ją polecić dla wszystkich fanów mocnych thrillerów, bo powinna to być absolutnie pozycja obowiązkowa.
Szczerze bałam się czytać tę część po genialnym Cieniu Bestii. Bałam się, że nie dorówna poprzedniczce w takim stopniu jakiego bym oczekiwała. No cóż, Cień Bestii dał mi kopniaka w jeden policzek, a Oblicze Śmierci dało mi jeszcze solidniejszego kopniaka w drugi.
Historia już z samego ogólnego opisu jest dość niepokojąca. Tajemniczy człowiek, który zabija każdego, kogo...
2019-03-28
Nie chcę się specjalnie nad tą książką rozwodzić, szczególnie, że dawno jestem po lekturze Silmarillionu, więc ta historia jest mi bardzo dobrze znana i ciągle pozostaje jedną z moich ulubionych i jest jednocześnie chyba jedną z najsmutniejszych. Podoba mi się, że jest tu jednak zdecydowanie bardziej rozwinięta, inaczej napisana i wersja z Silmarillionu wydaje się być raczej streszczeniem. Mamy też fragmenty od syna Tolkiena, dotyczącej pracy właśnie nad Dziećmi Húrina, mamy drzewa genealogiczne, mamy mapki, mamy spis imion czy nazw. Jeśli ktoś się zastanawiał, czy warto kupić tę książkę dla tej jednej historii, szczególnie jeśli znamy ją już z Silmarillionu, to uważam, że jak najbardziej warto.
Nie chcę się specjalnie nad tą książką rozwodzić, szczególnie, że dawno jestem po lekturze Silmarillionu, więc ta historia jest mi bardzo dobrze znana i ciągle pozostaje jedną z moich ulubionych i jest jednocześnie chyba jedną z najsmutniejszych. Podoba mi się, że jest tu jednak zdecydowanie bardziej rozwinięta, inaczej napisana i wersja z Silmarillionu wydaje się być...
więcej mniej Pokaż mimo to
Edit: po przeczytaniu drugi raz trochę więcej rzeczy rzuciło mi się w oczy, ale dalej nie przestaję kochać tej historii.
Caliban Dominus noster…
Śledztwo zaczyna się w momencie, gdy nieznana kobieta zostaje odnaleziona naga i pozbawiona skóry na czaszce, ale żywa. Annabel i jej partner w pracy Jack Thayer zaczynają śledztwo, szczególnie, że sprawy zaginięć bardzo interesują główną bohaterkę i to nie bez przyczyny. Początek podobny jak w pierwszej części – morderca zostaje szybko złapany, ale okazuje się tylko pionkiem w zdecydowanie bardzie skomplikowanej i makabrycznej grze. Ludzi, którzy zaginęli jest zdecydowanie więcej i ciężko stwierdzić, ile osób wciąż żyje. Kim jest pojawiający się Caliban? Ilu naprawdę jest porywaczy i morderców?
Z Annabel kontaktuje się znany nam Brolin, który nawiązuje z nią cichą współpracę. Tym razem nie pracuje już w policji, ale został prywatnym detektywem i również skupia się na sprawach zaginięć. Zostaje mu zlecone poszukiwanie Rachel Faulet, która prawdopodobnie może być przetrzymywana przez tych samych szaleńców. Zaczyna się wyścig z czasem, a każde następne dowody i wskazówki wzbudzają coraz większe przerażenie.
Niemal całkowicie zmienił się skład bohaterów i miejsce akcji. Z poprzedniej części został nam tylko Brolin i Salhindro, pojawiający się bardzo sporadycznie. Myślę, że ten powiew świeżości jest jak najbardziej na plus. Autor naprawił też błędy, które męczyły w Otchłani zła – nie mamy pojawiających się co kilka stron identycznych i długich przemyśleń, marnujących tylko papier. Każdy bohater ma swoją rolę w tym wszystkim i coś próbuje robić, więc nie jest podpięty trochę na siłę i nie wykazuje się jakąkolwiek przydatnością dopiero pod koniec historii (pozdrowienia dla zastępcy prokuratora z poprzedniej części). Mamy też kolejne informacje edukacyjne o przebiegu pracy nad śledztwem i o jego technikach.
Co ciekawe, autor pisał książkę z myślą o tych, którzy Otchłań zła pominęli. Podany jest tylko pseudonim mordercy i że ktoś tam zginął, lecz żadne konkretne imię nie pada. Nie ma też rozwodzenia się nad tym, co działo się wcześniej, a co jest często uciążliwym problemem kontynuacji książek. Najwyżej krótkie wspomnienie, jak Brolin chciał pracować w FBI, ale skończył gdzie indziej, żeby wyjaśnić sprawę Annabel.
Technicznie książka jest na dużo lepszym poziomie, fabularnie również. Muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem pomysłów autora i skali śmierci, która się tam pojawiła. Autor chętnie manewruje na granicy thrilleru i horroru.
Co do bohaterów, Brolin zbytnio się nie zmienił, nadal wykazuje się świetną błyskotliwością (może nawet zbyt dobrą) i dużym stonowaniem. Annabel da się lubić, chociaż przez chwilę coś jej odbiło, co można właściwie wyjaśnić niezbyt udaną pewną akcją, ale całe szczęście szybko się ogarnia. Podobało mi się, że całkiem szybko zgodziła się na współpracę z Brolinem. Może i było to trochę lekkomyślne, w końcu faceta nie znała i mogła przez niego stracić pracę, ale kilka stron zastanawiania się czy powinna dzielić się z nim informacjami, czy nie, byłoby dużo bardziej uciążliwe. Przyznam też, że bardzo polubiłam Jacka Thayera.
Ciężko mi znaleźć nawet to, do czego można się przyczepić. Chociaż to rozwodzenie się Annabel nad magnetyzmem Brolina bywało zabawne.
Co mogę więcej powiedzieć... To trzeba przeczytać. Ciężka, mroczna i okrutna książka.
Edit: po przeczytaniu drugi raz trochę więcej rzeczy rzuciło mi się w oczy, ale dalej nie przestaję kochać tej historii.
więcej Pokaż mimo toCaliban Dominus noster…
Śledztwo zaczyna się w momencie, gdy nieznana kobieta zostaje odnaleziona naga i pozbawiona skóry na czaszce, ale żywa. Annabel i jej partner w pracy Jack Thayer zaczynają śledztwo, szczególnie, że sprawy zaginięć bardzo...