Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Americana" to lektura, która otwiera czytelnika na intymne spojrzenie na życie w Stanach Zjednoczonych, ale w sposób daleki od klasycznych podręczników czy przewodników turystycznych. Już od pierwszych stron czujesz, jakbyś prowadził rozmowę z najbliższą przyjaciółką, która postanowiła przez pewien czas zamieszkać za oceanem. Każde zdanie, każdy opis, każda refleksja jest tak osobista i szczera, że trudno się od niej oderwać.

Książka czyta się płynnie i z przyjemnością. Autorka unika skomplikowanego języka i trudnych do zrozumienia terminów, co sprawia, że całość przyswaja się niemal natychmiastowo. W pewnym sensie "Americana" przypomina bardziej luźny dziennik podróży niż formalną relację z wyprawy. Słuchając audiobooka, dość szybko zdałem sobie sprawę, że relatywnie sporo już wiedziałem o USA, choćby z filmów, muzyki czy innych źródeł kultury popularnej, ale teraz te informacje nabierają zupełnie innego wymiaru.

Jednak bez wątpienia jednym z najbardziej pamiętnych rozdziałów jest ten poświęcony "polskim" miastom w Stanach Zjednoczonych. To prawdziwe zaskoczenie! Poznajemy w nim nieznane historie i anegdoty dotyczące miejsc, które są związane z Polską. Rozdział ten daje do myślenia o tym, jak wielokulturowy i złożony jest amerykański krajobraz.

Podsumowując, "Americana" to lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce poznać Stany Zjednoczone od innej, bardziej osobistej strony. To książka pełna ciepła, refleksji i autentycznych opowieści, które z pewnością zostaną w pamięci na długo. Szkoda tylko, że była tak krótka!

"Americana" to lektura, która otwiera czytelnika na intymne spojrzenie na życie w Stanach Zjednoczonych, ale w sposób daleki od klasycznych podręczników czy przewodników turystycznych. Już od pierwszych stron czujesz, jakbyś prowadził rozmowę z najbliższą przyjaciółką, która postanowiła przez pewien czas zamieszkać za oceanem. Każde zdanie, każdy opis, każda refleksja jest...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Uwięzieni w słowach rodziców. Jak uwolnić się od zaklęć, które rzucono na nas w dzieciństwie Agnieszka Kozak, Jacek Wasilewski
Ocena 7,1
Uwięzieni w sł... Agnieszka Kozak, Ja...

Na półkach:

Książka porusza temat wpływu słów na kształtowanie naszej tożsamości i życia, zwłaszcza w dzieciństwie. Słowa mogą działać jak zaklęcia, narzucając na nas stereotypy i hamując nasze prawdziwe "ja". Jednak zrozumienie i świadomość tych słów pozwala nam na ich przekształcenie i wykorzystanie do uzdrowienia siebie. Autor podkreśla, że mamy wybór w odniesieniu do słów, które przyjmujemy i pozwalamy wpłynąć na nasze życie.

Książka, o której mowa, prezentuje się jako kompetentny przewodnik do introspekcji. Autorzy dzięki swemu talentowi pisarskiemu prowadzą czytelnika przez różnorodne zagadnienia psychologiczne w sposób jasny i przystępny, opierając się na mocnych, konkretynych przykładach. Te konkretne sytuacje wielokrotnie zdają się być dosłownym odzwierciedleniem doświadczeń wielu z nas, co sprawia, że lektura staje się osobista i mocno angażująca. To co wyróżnia tę pozycję na tle innych podobnych poradników, to zdrowe podejście do odpowiedzialności - zamiast utapiania się w poczuciu krzywdy, autorzy podkreślają konieczność wzięcia odpowiedzialności za swoje życie jako dorosłej osoby, pomijając winę przypisaną rodzicom.

Jednak, mimo wszystkich tych mocnych stron, książka posiada pewne elementy, które mogą nie trafić w gust każdego czytelnika. Osobiście trudno było mi przebrnąć przez infantylne porównania i metafory opisujące psychikę człowieka, takie jak "wewnętrzne dziecko" czy mówienie o "zaklęciach". Dla osób, które poszukują bardziej praktycznego podejścia do psychologii, bez literackich ozdobników, mogą one okazać się irytujące. Mimo to, merytoryczna wartość książki jest nie do przecenienia i stanowi jej największy atut.

Książka porusza temat wpływu słów na kształtowanie naszej tożsamości i życia, zwłaszcza w dzieciństwie. Słowa mogą działać jak zaklęcia, narzucając na nas stereotypy i hamując nasze prawdziwe "ja". Jednak zrozumienie i świadomość tych słów pozwala nam na ich przekształcenie i wykorzystanie do uzdrowienia siebie. Autor podkreśla, że mamy wybór w odniesieniu do słów, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno jest nie zostać poruszonym głęboko przy każdym kolejnym rozdziale, który z całą swą szczerością odsłania prawdziwe, często druzgocące doświadczenia transosób w Polsce.

Jacon umiejętnie balansuje pomiędzy narracją o ciężkich przeżyciach, takich jak depresja czy śmierć, a historiami pełnymi nadziei, jak wsparcie ze strony rodziców. Scena, w której matka osoby transpłciowej idzie do sklepu, aby przygotować ekspedientki na przyjście swojej córki, jest niewątpliwie jednym z tych wzruszających momentów, które podkreślają znaczenie rodzinnej akceptacji i wsparcia.

Jednak Jaconnie unika też mrocznych stron rzeczywistości - obraz Polski, który rysuje, jest smutny i przytłaczający dla wielu transosób. Autor zręcznie pokazuje, że bariery, na które napotykają, są zdecydowanie większe niż tylko kwestie prawne. Większość z nich, jak i ich rodziny, czuje się odizolowana przez mentalność społeczeństwa, co prowadzi do chęci emigracji.

Wybór bohaterów jest kolejnym mocnym punktem tej książki. Nie są to tylko osoby transpłciowe, ale także np. pełnomocniczka prawna, której własne doświadczenia są równie wstrząsające. Jej wyznanie o zdiagnozowanym stresie pourazowym, jakiego doświadcza w swojej pracy, jest przerażające i daje czytelnikowi prawdziwe poczucie wielkości wyzwań, z jakimi muszą się oni zmierzyć.

"My, trans" to zdecydowanie jedna z najbardziej poruszających książek o transpłciowości, jakie miałem okazję przeczytać (przesluchac). Jest to szczera, emocjonalna i momentami przerażająca podróż przez doświadczenia transosób w Polsce. Ale mimo to, to również książka pełna nadziei, która pokazuje, jak ważne jest wsparcie i akceptacja. Piotr Jacon zdecydowanie stworzył dzieło, które jest warto przeczytać, niezależnie od naszego doświadczenia czy orientacji. To jest reportaż, który zmusza do refleksji i, co ważniejsze, do empatii.

Trudno jest nie zostać poruszonym głęboko przy każdym kolejnym rozdziale, który z całą swą szczerością odsłania prawdziwe, często druzgocące doświadczenia transosób w Polsce.

Jacon umiejętnie balansuje pomiędzy narracją o ciężkich przeżyciach, takich jak depresja czy śmierć, a historiami pełnymi nadziei, jak wsparcie ze strony rodziców. Scena, w której matka osoby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pojawiły się już opinie, jakoby przynajmniej część wywiadów w książce była zmyślona. Mam nieodparne wrażenie, że część osób bardziej szokuje sam temat seksoholizmu w sobie, a niekoniecznie opisane zwierzenia. Niemniej jednak podczas lektury sam dostrzegłem, że wiele rzeczy... po prostu nie trzyma się kupy. Nie chcę oskarżać autora o oszustwo - może to bohaterzy wywiadów snują niedokładne opowieści i sami gubią się w swoich historiach, a być może narracja jest zmodyfikowana przez autora nie po to, aby dopisywać sensacje, a po to, aby wywiady nadawały się do czytania w formie książkowej.

Jak już wspomiałem książka składa się z serii sensacyjnych opowieści. To co jednak zaskakuje, to bardzo dokładne opisy rodem z filmów pornograficznych. Zbyt dokładne, zbyt sensacyjne, zbyt pornograficzne. Fragmenty o "seks-mszach" organizowanych przez księdza albo o narkotyzującej się parze zapraszającej na seks są tak długie i dokładne, jakby ktoś spisał oglądany niedawno film dla dorosłych. Stawiam sobie pytanie, czy gdyby to była książka z wywiadami z narkomanami, to czy znaleźlibyśmy również opisy wyglądu strzykawek, graffiti w pokoju, w którym jest się na haju, kształt i kolor tabletek oraz to czy diler miał silny uścisk dłoni na powitanie czy nie? Ponadto wszystkie te seksualne eskapady opisane są w formie długich odpowiedzi (czasami na kilka stron), na tylko jedno zadane pytanie (i nie brzmi ono w stylu "opisz ze szczegółami swoje seksualne ekscesy"). Mam nadzieję, że to efekt korekty i redakcji spisanego wywiadu, a nie efekt innych działań autora.

W opisanych historiach są też wyznania, które nie mają sensu bądź których nieprawdziwość łatwo zweryfikować. Przykładowo Tomek mający 42 lat opowiada o początkach swoich uzależnień, gdy miał dwadzieścia parę lat (czyli w okolicach 2000 roku) i jak już wtedy był uzależniony od pornografii i o tym,jak siedział całe dnie w serwisie pornograficznym PornHub. Sęk w tym, że Wikipedia podaje, iż PornHub powstał dopiero w 2007 roku, czyli gdy nasz bohater miał niemal 30 lat, a nie 20-pare...

Niektóre historie są też trudne do wyobrażenia sobie w rzeczywistości pod kątem czasu i logistyki. Jedna z seksoholiczek wyznała, że umawiała się przez pewien czas z innym seksoholikiem. Pan ten miał żonę i dzieci, a swoją frustrację codziennie wyładowywał na siłowni co zapewniło mu muskularną i atrakcyjną budowę ciała. Mieli się spotykać o 9 rano i uprawiać seks nawet do południa. Potem bohaterka próbowała pracować (zdalnie oczywiście), po czym wieczorem spotykali się "na dogrywkę" (w końcu to uzależenie). Mężczyzna przyznał jej się nawet, że w międzyczasie umawiał się z jeszcze innymi kobietami. W takim razie albo ktoś bardzo podkoloryzował tę historię, albo nie ma ona zupełnie sensu, bo nie wyobrażam sobie porannych i wieczornych wielogodzinnych spotkań niemal każdego dnia, a w międzyczasie regularnych treningów na siłowni, dbanie o dzieci i żonę, a do tego jeszcze pracę.

Dziwię się też, że autor znalazł chętne osoby do przeprowadzenia w całości tych wywiadów. Niektóre pytania były zadawane jakby od niechcenia, a w wielu można było wyczuć odrazę, niechęć, czy wręcz ocenianie swoich rozmówców. To nie tylko może być nietaktowne względem rozmówców, ale również silnie rozprasza podczas lektury i zmusza do zadania pytania o intencję autora. Biorąc te wszystkie fakty pod uwagę ciężko jest mi ocenić w jakikolwiek sposób "Seksoholików".

Pojawiły się już opinie, jakoby przynajmniej część wywiadów w książce była zmyślona. Mam nieodparne wrażenie, że część osób bardziej szokuje sam temat seksoholizmu w sobie, a niekoniecznie opisane zwierzenia. Niemniej jednak podczas lektury sam dostrzegłem, że wiele rzeczy... po prostu nie trzyma się kupy. Nie chcę oskarżać autora o oszustwo - może to bohaterzy wywiadów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mieszkając w Szwecji wielokrotnie próbowałem po raz pierwszy nowych rzeczy - nocowanie na łodzi, rozmowy kwalifikacyjne w obcym języku czy zjedzenie słonych słodyczy (bez odruchowego ich wyplucia). Były to zarówno przełomowe jak i mniej istotne doświadczenia. Do tej listy mogę dodać też tak niepozorną rzecz jak przeczytanie (w całości) książki kucharskiej! Okazało się, że "Radość gotowania po szwedzku" może dać radość tak jak każda inna książka i to nawet takiej osobie jak mnie, która cieszy się, że nie przypaliła wody na herbatę.

Na początek trzeba podkreślić, że książka jest niesamowicie pięknie, spójnie i estetycznie wydana - zachęcająca okładka, sztywna oprawa, twardy papier i zachwycające autorskie zdjęcia (tylko jedno nie jest wykonane przez autorkę!) sprawiają, że "Radość..." może być idealnym prezentem dla osób zainteresowanych Skandynawią, gotowaniem i szwedzką kulturą! Tak pięknie opublikowanej książki dawno nie trzymałem w ręku, a otwierając już pierwsze strony czuć z jaką dbałością i świadomością została zaplanowana, zaprojektowana i wydana.

To, co mnie zauroczyło, to fakt, że książka ta nie jest zwykłym zbiorem szwedzkich przepisów na różne dania. Dowiemy się z niej co nieco o kulinarnych zwyczajach Szwedów i poznamy krótki przegląd historyczny wyjaśniający co wypłynęło na szwedzką kuchnię (pizza z kebabem serwowana z kapustą, słodkie śledzie czy obiady z trzech składów mogą zszokować niejednego kucharza). Autorka jest Polką i mieszka wraz z mężem Szwedem w Sztokholmie - idealna osoba do przybliżenia Polakom szwedzkiej kuchni! Nie musimy się też obawiać skomplikowanych przepisów wymagających wiele godzin pracy w kuchni i szukania dziwnych produktów, o których w życiu nie słyszeliśmy (chociaż czasami potrzebne są rzeczy popularne w Szwecji, a mniej dostępne w Polsce jak cukier perłowy do cynamonowych bułeczek). Kuchnia szwedzka jest ze swojej natury dosyć prosta i autorka daje nam przepisy na popularne w Szwecji kanapki, pełne smaku śniadania i desery, a nawet sosy! Również dania obiadowe czy lunch są w zasięgu kieszeni i czasu, nomen omen, przeciętnego zjadacza chleba. I nie mówię tu tylko o szwedzkich pulpecikach köttbullar!

Nie jest jednak tak, że jest to Kulinarna Książka Idealna. Pomimo ogromnego zachwytu jest kilka elementów, których mi brakowało. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to brak oznaczeń konkretnych dań - które opcje są wegańskie, które wegetariańskie? Ikonka przy spisie treści oznaczająca typ dań zdecydowanie ułatwiłaby mi znalezienie przepisu na wegetariański czwartek czy wieczorną kolację ze znajomymi Szwedami, którzy są weganami. Bardzo podobał mi się też kulturowo-kulinarny wstęp do książki, ale bardzo żałuję, że był tak krótki. Skandynawska kuchnia z punktu widzenia Polaka może być tak szalona, że wiele wątków można by było bardziej rozwinąć. Jak to mówią: apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Jeśli uwielbiacie gotować i interesuje Was Skandynawia, to ta książka sprawi Wam wiele radości (tytuł nie kłamie!). Jeśli żadni z Was kucharze, ale chcielibyście się dowiedzieć więcej o Szwecji i o tym, co np. Szwedów zaskakuje w polskich zwyczajach kulinarnych to również "Radość..." Was nie zawiedzie. Jeśli ani gotowanie, ani Szwecja nie są Wam po drodze, to jestem pewien, że ta książka może być świetnym prezentem dla Waszych znajomych.

Mieszkając w Szwecji wielokrotnie próbowałem po raz pierwszy nowych rzeczy - nocowanie na łodzi, rozmowy kwalifikacyjne w obcym języku czy zjedzenie słonych słodyczy (bez odruchowego ich wyplucia). Były to zarówno przełomowe jak i mniej istotne doświadczenia. Do tej listy mogę dodać też tak niepozorną rzecz jak przeczytanie (w całości) książki kucharskiej! Okazało się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Imigranci, uchodźcy, muzułmanie - słowa, które w ostatnich czasach wywołują skrajnie silne emocje. Maciej Czarnecki w swojej najnowszej książce "Skandynawia halal" zebrał reportaże ze Szwecji, Danii i Norwegii, w których opowiada historie imigrantów w Skandynawii. Rozmawia z Czeczenem w jego kuchni o tym jak radzi sobie w Norwegii i co myśli o zachodnich społeczeństwach. Przytacza anegdoty o norweskich ofertach bankowych kierowanych do muzułmanów. Wspomina o Szwedce z korzeniami z Jordanii, która zaprojektowała hidżab dla szwedzkiej policji (która chciała zaoferować alternatywę dla policjantek chcących zakrywać włosy w trakcie służby). Pokazuje historie sukcesów w integracji, ale nie jest ślepy również na zagrożenia i ekstremizm jak wtedy, gdy przytacza raport Szwedzkiej Agencji Ochrony Cywilnej o Bractwie Muzułmańskim. Rozmawia też z samymi Polakami na emigracji, jak oni widzą swoich muzułmańskich sąsiadów na osiedlu.

Reportaże Czarneckiego nie stawiają tezy, ani nie wyciągają żadnych wniosków - pokazują za to czytelnikowi zakątek innych krajów, życie innych ludzi, uwypuklając wszystkie odcienie szarości. "Skandynawia Halal" to nie jest książka ideologiczna. Uczy za to pokory pokazując, że prawda nie jest czarnobiała, a nasze zarówno pozytywne jak i negatywne osądy zbudowane są zazwyczaj na półprawdach i uroszczeniach. Dlatego gorąco polecam tę książkę wszystkim zainteresowanych tematem migracji, europejskich muzułmanów czy miłośników krajów Skandynawskich.

Jeśli ktoś jest nadal nieprzekonany, to zachęcam do obejrzenia mojego filmu o książce, w którym opowiadam trochę więcej szczegółów

https://www.youtube.com/watch?v=J8QnXd8r7Og

Imigranci, uchodźcy, muzułmanie - słowa, które w ostatnich czasach wywołują skrajnie silne emocje. Maciej Czarnecki w swojej najnowszej książce "Skandynawia halal" zebrał reportaże ze Szwecji, Danii i Norwegii, w których opowiada historie imigrantów w Skandynawii. Rozmawia z Czeczenem w jego kuchni o tym jak radzi sobie w Norwegii i co myśli o zachodnich społeczeństwach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po lekturze "Gdy góra lodowa topnieje" (polecam!) zachwyciłem się taką formą opowiastek. Niestety, "ser" mnie trochę rozczarował. Traktuje o ważnym i trudnym problemie, zdecydowanie większość ludzi powinna się w to zagłębić i być może dla wielu ta książka byłaby rewolucyjna, ale dla mnie ani nie odkryła Ameryki, ani nie była wybitnie wciągająca. I to nieustanne "uśmiechanie się do samego siebie" i "śmianie z własnego nastawienia" powtarzane w kółko było już nawet lekko groteskowe.

Aczkolwiek fakt faktem przesłanie książki powinien wziąć sobie do serca każdy, kto usilnie oczekuje od życia stabilności i przewidywalności.

Po lekturze "Gdy góra lodowa topnieje" (polecam!) zachwyciłem się taką formą opowiastek. Niestety, "ser" mnie trochę rozczarował. Traktuje o ważnym i trudnym problemie, zdecydowanie większość ludzi powinna się w to zagłębić i być może dla wielu ta książka byłaby rewolucyjna, ale dla mnie ani nie odkryła Ameryki, ani nie była wybitnie wciągająca. I to nieustanne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Bingo" to moja pierwsza przygoda z (całkiem bogatą) twórczością Marcina Szczygielskiego - teraz wiem, że na pewno nie ostatnia. Wbrew pozorom nie jest to ordynarna powiastka o gejowskim seksie (chociaż cała historia rozpoczyna się od właśnie seksu). Już na wstępie czytamy: "dedykuję tę książkę okłamywanym żonom polskich kryptogejów [...] Dedykuję ją także zakłamanym pedziom, którzy umierają ze strachu przed ujawnieniem".

Jak nietrudno odgadnąć bohaterami jest warszawska rodzina - on jest dziennikarzem, ona pisze scenariusze do serialu obyczajowego, a razem wychowują starą malutką nastolatkę. Po wielu latach małżeństwa on orientuje się, że... jednak jest gejem. No i się zaczyna. Po drodze bohaterowie muszą rozprawić się ze swoją przeszłością, z potrzebami i aspiracjami. Polski szołbiznes w pudelkowym wydaniu, warszawskie osiedla dla wyższej klasy średniej i echo PRL-owskiej rzeczywistości - wszystko zmiksowane w jednej historii. I jeśli sądzicie, że fabuła jest banalna i oklepana, to żebyście się nie zdziwili (tak jak główna bohaterka orientacją swojego męża).

Powieść czyta się z wypiekami na twarzy co rusz z Jej perspektywy jak i Jego. Raz czekamy w napięciu co się wydarzy, a innym razem płaczemy ze śmiechu. Świetny materiał na scenariusz do filmu!

"Bingo" to moja pierwsza przygoda z (całkiem bogatą) twórczością Marcina Szczygielskiego - teraz wiem, że na pewno nie ostatnia. Wbrew pozorom nie jest to ordynarna powiastka o gejowskim seksie (chociaż cała historia rozpoczyna się od właśnie seksu). Już na wstępie czytamy: "dedykuję tę książkę okłamywanym żonom polskich kryptogejów [...] Dedykuję ją także zakłamanym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Alfabet szwedzki" to książka niezwykle cenna, bo na polskim rynku liczbę publikacji o Szwecji, Szwedach i szwedzkim jest jak na lekarstwo. Jacek Kubitsky jest m. in. językoznawcą i psychologiem. Polakiem mieszkający od ponad 40 lat w Szwecji. Idealny autor takiej książki. Dostarcza nam szerokiego spojrzenia na krainę dawnych wikingów często powołując się na twarde dane statystyczne, ale też i historie z własnego życia.

Dla każdej osoby, która jest zafascynowana Skandynawią, jest to jedna z obowiązkowych pozycji. I nie jest ważne to, czy ktoś uważa Szwecję za siedlisko zepsutej lewackości i wypaczonego socjalizmu, czy też upatruje w Szwedach nowoczesności i postępu. Jacek Kubitsky, często boleśnie dla czytelnika, miesza oba spojrzenia na ten kraj tworząc z "Alfabetu..." tekst niezwykle pluralistyczny politycznie i światopoglądowo. Z jednej strony możemy rzeczywiście być pod wrażeniem postępu technologicznego i rozwoju Szwecji, z drugiej strony jesteśmy przerażeni opisami dzielnic imigrantów (jak np. Husby).

Po lekturze wszystkich szwedzkich literek (każdy rozdział zaczyna się na kolejną literę szwedzkiego alfabetu) okazuje się, że niezwykle trudno jest ocenić tę książkę. Autor już we wstępie uprzedza, że są to jego osobiste refleksje, a nie obiektywna rozprawa o kulturze Szwecji. I tutaj zdecydowanie zgadzam się z opiniami innych czytelników - "Alfabet..." jest momentami bardzo stronniczy i aż się zgrzyta zębami podczas czytania kolejnej już strony o tym, jakimi potworami są morderczy islamiści albo podczas przegryzania się przez złośliwe uwagi w tematach światopoglądowych (np. ironiczne wypowiedzi o wyborze kobiety na biskupa Kościoła Szwecji). Tworzy to momentami sporo sprzeczności, bo po takich fragmentach (bądź w kolejnych rozdziałach) autor podkreśla: oczywiście nie wszyscy muzułmanie są źli, albo, że jednym z bezdyskusyjnych osiągnięć Szwecji jest otwartość światopoglądowa i wolność obywateli. Raz też dowiemy się o wspaniałych warunkach dla osób niepełnosprawnych i jak bardzo rząd i obywatele troszczą się o takie osoby, a zaraz potem o tym, jak bardzo Szwedzi są niezainteresowani innymi ludźmi i że czasami bardziej od rozmówcy interesuje ich krzesło, na którym ten rozmówca siedzi.

Jednocześnie jest to też pierwsza książka, w której autor podchodzi do analizy Szwecji i Szwedów tak holistycznie. Wiele zachowań i zwyczajów wydaje się dla nas, Polaków, co najmniej dziwnymi (żeby nie powiedzieć: patologicznymi), ale Kubitsky bardzo często stara się rozgryźć z czego wynika bieżący stan rzeczy. I rzeczywiście, daje czytelnikowi cenne wskazówki i uczy pokory w arbitralnej ocenie obcej kultury, która nie jest tak oczywista (a w przypadku Szwecji - tak europejska) jak może nam się wydawać. Przykład? Od lat podkreśla się moralne zepsucie Szwecji, a jednym z tego owoców są dane statystyczne o rozbijaniu rodzin i rozwodach, które są tam rzeczywiście na porządku dziennym. Sęk w tym, że gdy u nas rodzice drą koty w sądzie i oskarżają się o potworności, to w Szwecji rozwiedzeni rodzice potrafią nadal mieszkać ze sobą i dziećmi w zgodzie pod jednym dachem, a gdy stworzą nowe związki wyjeżdżać na patchworkowe wakacje (sic!). Szwecja jest usłana takimi kwiatkami i paradoksami (co czyni ją jeszcze bardziej niezwykłą!).

"Alfabetem szwedzkim" będzie zainteresowana każda osoba zafascynowana Skandynawią (autor zestawia też Szwecję z pozostałymi krajami na Północy), dostarczy ogromnej dawki (wcale nie tak łatwo dostępnej) wiedzy i skłoni do przemyśleń (szczególnie dobre dla osób planujących emigrację). Niestety, trzeba też brać pod uwagę subiektywne spojrzenie autora, które miejscami bywa niezwykle kontrowersyjne. A puryści językowi przed lekturą powinni wziąć kilka głębokich oddechów - pomimo bogatego języka i świetnego stylu autora, książka wygląda tak, jakby nie przeszła korekty. Nie spotkałem drugiej takiej książki, która miała by aż tyle błędów (liczne literówki i nagminne powtórzenia to prawdziwa zmora).

"Alfabet szwedzki" to książka niezwykle cenna, bo na polskim rynku liczbę publikacji o Szwecji, Szwedach i szwedzkim jest jak na lekarstwo. Jacek Kubitsky jest m. in. językoznawcą i psychologiem. Polakiem mieszkający od ponad 40 lat w Szwecji. Idealny autor takiej książki. Dostarcza nam szerokiego spojrzenia na krainę dawnych wikingów często powołując się na twarde dane...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sztokholm Karolina Matoga, Grzegorz Micuła, Wojciech Orliński, Katarzyna Tubylewicz
Ocena 6,0
Sztokholm Karolina Matoga, Gr...

Na półkach: , , ,

Przewodnik o tyle ciekawy, że skupia się głównie na tym mieście (a nie całym kraju, jak to zazwyczaj przewodniki są pisane). Nie jest to katalog restauracji i muzeów, mamy nawet artykuły opowiadające o życiu Sztokholmu, a na końcu też najważniejsze informacje (co załatwić, aby móc skorzystać z opieki lekarskiej, że po przekroczeniu przekroczeniu o 20km/h w terenie zabudowanym można od razu stracić prawo jazdy itp.). Jest też spis podstawowych zwrotów i haseł, które przydadzą się przy zwiedzaniu Sztokholmu - ale, niestety, z błędami (na szczęście nielicznymi).

Przewodnik o tyle ciekawy, że skupia się głównie na tym mieście (a nie całym kraju, jak to zazwyczaj przewodniki są pisane). Nie jest to katalog restauracji i muzeów, mamy nawet artykuły opowiadające o życiu Sztokholmu, a na końcu też najważniejsze informacje (co załatwić, aby móc skorzystać z opieki lekarskiej, że po przekroczeniu przekroczeniu o 20km/h w terenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejna przyjemna książka po "Sekretach poliglotów" - wywiad z brazylijskim poliglotą, który mówi nie tylko po japońsku czy niemiecku, ale też i po polsku! Ba! Nawet zamieszkał w Polsce, a jego kolejnym językiem do nauki jest mongolski.

Lektura wywiadu pozwoli nam poznać nie tylko wątki biograficzne Marlona, ale też dowiemy się w jaki sposób uczył się on wszystkich języków, które zna - oraz tych, których nigdy nie udało mu się opanować na zadowalającym poziomie. Przy okazji poznamy różne ciekawostki o niektórych językach (np. tworzenie wybranej rodziny wyrazów w języku arabskim). Jednym z ciekawych tematów, o którym rozmawiają dwaj poligloci to ruch związany z językiem esperanto, którym (wbrew pozorom) posługuje się parę ładnych milionów ludzi. Interesujące są również doświadczenia Marlona we współtworzeniu, ale również tworzeniu sztucznego języka na własne potrzeby.

Mamy tu trochę o językach, trochę o technikach nauki, trochę też historię życia momentami z całkiem ciekawą akcją - gratka dla maniaków językowych, którzy dostaną kolejny zastrzyk energii do dalszej nauki języków obcych. Bo jak wiadomo i co udowadnia nam też Konrad w rozmowie z Marlonem - nikt poliglotą się nie rodzi, a nauka wielu języków wymaga po prostu konkretnej nauki.

Kolejna przyjemna książka po "Sekretach poliglotów" - wywiad z brazylijskim poliglotą, który mówi nie tylko po japońsku czy niemiecku, ale też i po polsku! Ba! Nawet zamieszkał w Polsce, a jego kolejnym językiem do nauki jest mongolski.

Lektura wywiadu pozwoli nam poznać nie tylko wątki biograficzne Marlona, ale też dowiemy się w jaki sposób uczył się on wszystkich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Idąc za przykładem przyjaciół z różnych filologii postanowiłem przeczytać... tak, tak, SŁOWNIK! Niebagatelny, bo rzecz się tyczy tytułowych wyrazów kłopotliwych. Mamy typowy układ alfabetyczny z hasłami i do nich przeróżne opisy. Nie są to tak naprawdę stricte słownikowe definicje, a różne historie, anegdotki i przykładny z prasy oraz literatury.

Dowiedzieć się można wielu ciekawych rzeczy, na przykład jedna z najbardziej kontrowersyjnych to zalecenie słownikowe dotyczące pisania spójników lubby, iby itp. Tak, tak, tak, to są jak najbardziej oficjalne poprawne formy, ale sam autor słownika podchodzi do nich z ogromnym dystansem i cytuje krytyczne analizy takich form.

Ciekawa rzecz, która zapadła mi w pamięć? Mamy coś na tapecie, ale bierzemy coś na TAPET, nie tapetę! Gdyż frazeologizm ten związany jest ze stołem, przy którym obradowano (tapet), a nie z tapetą na pulpicie czy też ścianie :) I takich ciekawych kwiatków jest bardzo wiele.

Słownik czytałem tak naprawdę w podróży, jak spóźniłem na tramwaj i kwitnąłem 15 minut na przystanku etc. więc w sumie zajęło mi to z pół roku, ale gdybym miał na spokojnie czytać np. po pół godziny dziennie to chyba bym nie dał rady :D A tak, to bardzo ciekawa i rozwijająca przygoda.

Idąc za przykładem przyjaciół z różnych filologii postanowiłem przeczytać... tak, tak, SŁOWNIK! Niebagatelny, bo rzecz się tyczy tytułowych wyrazów kłopotliwych. Mamy typowy układ alfabetyczny z hasłami i do nich przeróżne opisy. Nie są to tak naprawdę stricte słownikowe definicje, a różne historie, anegdotki i przykładny z prasy oraz literatury.

Dowiedzieć się można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jestem miłośnikiem biografii. To moja druga w całym czytelniczym życiu lektura biografii, którą zaliczam do bardzo udanych. Co prawda czasami trzeba mieć cierpliwość do niezwykle uduchowionych fragmentów (ciągle czytamy o spiritual life itp.), ale co kto lubi.

W swojej książce słynny piosenkarz nie tylko opisuje swoje dzieciństwo, bycie sławnym już mając naście lat, nie tylko późniejszą karierę i sukcesy, ale również swoje doświadczenia z różnych podróży. O różnym zabarwieniu. Raz jest to (znowu) duchowa przemiana po kontakcie z mędrcami ze Wschodu, innym razem jest to rozpacz bo zderzeniu się z brutalną rzeczywistością biednych rodzin, spustoszenie po klęskach żywiołowych czy walka z porywaniem i seksualnym wykorzystywaniem dzieci. Oczywiście nie zabrakło wątków miłosnych (opisanych w dobrym stylu jak na dżentelmena przystało, bez tabloidowych smrodków), a na koniec dowiemy się też o dwójcie dzieci piosenkarza i drodze jaką pokonał, aby móc przyznać się do swojej homoseksualności.

Gorąco polecam też książkę osobom uczącym się języka angielskiego - czyta się ją szybko, bez problemu i z przyjemnością i nie trzeba władać językiem na poziomie C1 ani sięgać co rusz po słownik ;)

Nie jestem miłośnikiem biografii. To moja druga w całym czytelniczym życiu lektura biografii, którą zaliczam do bardzo udanych. Co prawda czasami trzeba mieć cierpliwość do niezwykle uduchowionych fragmentów (ciągle czytamy o spiritual life itp.), ale co kto lubi.

W swojej książce słynny piosenkarz nie tylko opisuje swoje dzieciństwo, bycie sławnym już mając naście lat,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co może powstać z mieszanki humoru Bridget Jones, polskiej wsi i ezoterycznej kabały? Wiedźma.com.pl jest odpowiedzią na to pytanie!

Krystyna (samotna matka pracująca jako redaktorka) otrzymuje nagle wiadomość, że odziedziczyła spadek od dalekiej krewnej. Spadek ten, to nawiedzony dom we wsi, której nawet nie ma na mapach. We wsi, w której największym szczytem technologicznym było podłączenie prądu, ale skorzystanie z elektrycznej lodówki wykraczało poza zdolności poznawcze mieszkańców. Talizmany, duchy esesmanów, ludzkie zwłoki, a nawet lekarz-alkoholik zszywający bojowe rany wiejskich skinheadów - to tylko niektóre elementy umilające głównej bohaterce życie.

Wiedźma.com.pl to przede wszystkim kontakt z ogromną dawką prostego humoru. Sarkazmy, ironiczny i żartobliwy ton bohaterki może wydawać się przesadzony, ale sądzę, że każdy czytelnik w końcu zacznie śmiać się do rozpuku czytające kolejne fragmenty. Z drugiej strony zderzamy się też z bogactwem językowym samej autorki - ta książka, chociaż ewidentnie przeznaczona na wieczorne rozrywki bądź jako literatura do poduszki, zdecydowanie nie nadaje się dla np. obcokrajowca uczącego się języka polskiego. Świetnym doświadczeniem jest też czytanie całej historii w polskich realiach - nie mamy żadnego Andrew, Teda czy Juliette, tylko Krysię, Zbyszka czy rodzinę Dziewońskich. Również dowcipy osadzone są ściśle w naszej kulturze - co może być też i z czasem wadą (podobnie jak z serią Bridget Jones), gdzie za 30 lat część anegdotek może być kompletnie nieczytelnych (już dziś zachwycanie się przez bohaterkę "nowym Windows XP" jest nieaktualne).

Nie dziwię się, że wydawnictwo publikuje kolejne wydania. Żałuję tylko, że jest to jednotomowa, zamknięta historia - chętnie przeczytałbym kolejne tomy historii Reszki (aka Krysi). Ciekawym eksperymentem byłaby również polska ekranizacja książkowej Czcinki, kto wie, może przy odpowiednim nakładzie finansowym odniosłaby ogromny sukces?

Co może powstać z mieszanki humoru Bridget Jones, polskiej wsi i ezoterycznej kabały? Wiedźma.com.pl jest odpowiedzią na to pytanie!

Krystyna (samotna matka pracująca jako redaktorka) otrzymuje nagle wiadomość, że odziedziczyła spadek od dalekiej krewnej. Spadek ten, to nawiedzony dom we wsi, której nawet nie ma na mapach. We wsi, w której największym szczytem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie przepadam za biografiami. Często są po prostu nudne, nie mówiąc już o tym, że w przypadku tych nieautoryzowanych możemy zostać wprowadzeni w błąd, a te autorskie nierzadko są ocenzurowanymi baśniami. Dlatego tym bardziej jestem zaskoczony, że podczas Targów Książki zdecydowałem się na kupno "Pana od seksu", autobiografii wiekowego lekarza, który w telewizjach śniadaniowych rozprawia o wczesnym wytrysku.

Kawa na ławę: jest to najlepsza biografia, jaką do tej pory czytałem. Nie ma tutaj rodzinnego prania brudów, opisywania ckliwych historii z dzieciństwa i obrastania w pióra dzięki pojawianiu się w mediach. Za to jest na nią wyraźny pomysł - to historia głównie z punktu widzenia dorobku naukowego i pracy zawodowej. Owszem, mamy tu wzmianki o domu rodzinnym, różnych przyjaźniach, ale w centrum postawieni są pacjenci i seksuologia jako nauka.

Poznajemy bardzo długą i żmudną drogę Lwa-Starowicza jaką pokonał, żeby osiągnąć sukces. Okazuje się, że ukończył kierunek lekarski w WAM-ie, potem chciał doktoryzować się z zakresu filozofii na KUL-u, ale ostatecznie doktorat obronił specjalizując się kilka lat w psychiatrii. Poza tym skończył też psychologię. A to "tylko" nauka i elementy praktyki. Do tego należy doliczyć lata pracy w zawodzie, do dziś prowadzone terapie i porady, wystąpienia publiczne, prace przy ustawach w sejmie (gdzie w większości suma summarum jego głos, głos specjalisty, jest ignorowany), wykłady na uczelniach i dziesiątki publikacji. Odkrywając historię Lwa-Starowicza przekonujemy się o tym, jak ważna jest ciężka praca w życiu i że nic nie przychodzi za darmo - autor nie konkretyzuje tego w taki sposób, nie rzuca banałami, ale wystarczy chwila refleksji aby szybko dojść do takiego wniosku.

W książce na uznanie zasługują wyróżnione teksty z serii "seksuologia a sprawa polska". Mamy tutaj też wątek kryminalny ze strzelaniną na Placu Trzech Krzyży, wywóz naukowca w nieznanie miejsce do tajemniczych ludzi, afery autorskie (jego "Encyklopedia erotyki" miała być nominowana do prestiżowej nagrody, ale jeden z członków jury stwierdził, że jedna osoba nie może stworzyć takiej encyklopedii i Lew-Starowicz musiał mieć jakichś pomocników, więc zdyskwalifikowano tę pracę...), konflikty z władzą PRL-u, nieporozumienia z Kościołem (z którym, notabene, Lew-Starowicz jest bardzo blisko!) czy problemy z politykami, które celnie podsumowuje poniższy fragment:

"Kiedy słyszę, że w sejmie ktoś krzyczy coś o seksie, chce czegoś zakazywać, karać i wsadzać do więzień, to nie mam wątpliwości. Moja wieloletnia praktyka wskazuje, że taki człowiek ma jakiś problem z seksem. Można mieć swoje poglądy i wyrazić je spokojnie - gdy jednak ktoś krzyczy, tupie nogą i chce zmusić resztę świata, żeby te poglądy podzielała, to taka postawa musi wynikać z problemu osobistego."

"Pan od seksu" to autobiografia napisana lekkim, popularnonaukowym piórem, z wciągającą koncepcją i interesującymi historiami. Czyta się ją z pasją, mając poczucie obcowania z kimś szanowanym i jednocześnie skromnym. Rozrywka, wiedza i przyjemność w jednym. Czego chcieć więcej?

Nie przepadam za biografiami. Często są po prostu nudne, nie mówiąc już o tym, że w przypadku tych nieautoryzowanych możemy zostać wprowadzeni w błąd, a te autorskie nierzadko są ocenzurowanymi baśniami. Dlatego tym bardziej jestem zaskoczony, że podczas Targów Książki zdecydowałem się na kupno "Pana od seksu", autobiografii wiekowego lekarza, który w telewizjach...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jestem dziewczynką, jestem chłopcem. Jak wspomagać rozwój seksualny dziecka Aleksandra Chodecka, Monika Zielona-Jenek
Ocena 7,8
Jestem dziewcz... Aleksandra Chodecka...

Na półkach: , , ,

"Jestem dziewczynką, jestem chłopcem" to opracowanie i podsumowanie wielu wyników badań na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, zarówno polskich jak i zagranicznych naukowców, o seksualności dzieci. Autorki rewelacyjnie i w pełni profesjonalnie podeszły do tematu, przedstawiły możliwie najszersze spektrum analiz, chociaż skupiły się głównie na holistycznym podejściu do rozwoju dziecka (co postrzegam raczej jako zaletę).

Jest to publikacja, w której nie uświadczymy stereotypowego i tendencyjnego omawiania zagadnień, nierzadko kolejne wątki były rozwijane nie w oparciu o hipotezę, a z chęci poznania tematu. Dzięki temu autorki zarówno bezlitośnie rozprawiły się z ludowymi podaniami (typu "dzieci nie posiadają seksualności"), jak i dogłębnie opisały znane powszechnie zjawiska (np. szkodliwe skutki wykorzystania seksualnego).

Książka ta, chociaż napisana fachowym językiem, nie jest nudna tak jak większość podręczników akademicki. Zawiera cenne wskazówki zarówno dla specjalistów (psychoterapeuci, pedagodzy, lekarze, prawnicy) jak i dla rodziców oraz osób, które mają częsty kontakt z dziećmi - a próżno szukać alternatywnej publikacji poruszający tak istotny temat, w dodatku przedstawiony w tak przystępny sposób!

"Jestem dziewczynką, jestem chłopcem" to opracowanie i podsumowanie wielu wyników badań na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, zarówno polskich jak i zagranicznych naukowców, o seksualności dzieci. Autorki rewelacyjnie i w pełni profesjonalnie podeszły do tematu, przedstawiły możliwie najszersze spektrum analiz, chociaż skupiły się głównie na holistycznym podejściu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kto by pomyślał, że w dzisiejszych czasach tak ogromną popularność zyska... dramat! W czasach, w których lirykę i sztuki teatralne omawiane są tylko podczas lekcji w szkołach. A jednak okazało się, że ekranizacja takiegoż dramatu skłoni nowoczesnego odbiorcę do przeczytania "Boga mordu".

Cała akcja dramatu rozgrywa się w mieszkaniu rodziny Houllie, których syn wcześniej został pobity i stracił dwa przednie zęby. Veronique i Michel Houllie postanowili w dojrzały, cywilizowany sposób porozmawiać z rodzicami "oprawcy" ich syna i rozwiązać problem. Okazuje się, że nie jest to takie proste - jeden zły komentarz napędza dwa kolejne konflikty, aż w końcu bohaterowie zatracają się w sieci obelg, wyrzutów do siebie nawzajem i kłótni.

Ostatni (i chyba jedyny) utwór literacki tego gatunku, który czytałem z takimi wypiekami na twarzy był autorstwa Gabrieli Zapolskiej (słynna "Moralność Pani Dulskiej"). Klimat sytuacji i hipokryzja bohaterów jest uderzająco podobna. Wielokrotnie, w trakcie tej krótkiej lektury, na przemian wybuchałem śmiechem i wybałuszałem oczy z niedowierzania. Czułem się tak, jakby faktycznie Bóg mordu istniał naprawdę - i miał niezłą zabawę z całej sytuacji.

Zapoznanie się z tym utworem jeszcze bardziej zachęciło mnie do obejrzenia ekranizacji Romana Polańskiego. Tym bardziej, że tytuł "Rzeź", w moim odczuciu, idealnie pasuje do tej historii!

Kto by pomyślał, że w dzisiejszych czasach tak ogromną popularność zyska... dramat! W czasach, w których lirykę i sztuki teatralne omawiane są tylko podczas lekcji w szkołach. A jednak okazało się, że ekranizacja takiegoż dramatu skłoni nowoczesnego odbiorcę do przeczytania "Boga mordu".

Cała akcja dramatu rozgrywa się w mieszkaniu rodziny Houllie, których syn wcześniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pisarka, która już chyba na trwałe wpisała się do historii literatury, po 15 lat od publikacji pierwszego tomu opisującego przygody młodego czarodzieja oddaje w ręce czytelników nową książkę. Książka ta przykuwa uwagę czerwono-żółtą krzykliwą okładką, a apetyt na nią podsyca informacja: "Pierwsza powieść J. K. Rowling dla dorosłych!". Otóż nie jest to tani chwyt reklamowy. "Trafny wybór" to książka dla dorosłych nie tylko dlatego, że opisuje świat owych dorosłych. Nie tylko dlatego, że ten świat opisany jest bardzo dosłownie i nierzadko wulgarnie, tak jak "nie wypada" mówić. W końcu też nie tylko dlatego, że przedstawione są opisy seksu (i to rzadko bajkowo-erotycznego), przypadków narkomanii i okrutnej przemocy w rodzinie. To książka dla dorosłych również dlatego, że nie każdy dorosły jest gotów po nią sięgnąć.

Kilka miesięcy po premierze "Trafnego wyboru", media zaczęły donosić o planach stworzenia serialu inspirowanego powieścią. Nic w tym dziwnego, bo książka napisana jest tak, jakby czytelnik (jakkolwiek absurdalnie to nie zabrzmi) oglądał serial. Zastanawiam się tylko, czy ewentualna ekranizacja będzie nadawana w środku nocy, czy też zostanie wydana tylko na DVD i Blu-ray?

Mnogość bohaterów z początku przytłacza i utrudnia swobodne czytanie. De facto dopiero w połowie lektury można bezproblemowo odnaleźć się w świecie Pagford. Okazuje się, że każdy bohater jest inny, wyrazisty i... prawdziwy. To nie lada wyzwanie stworzyć tak wiele kreacji, których rys psychologiczny byłby w miarę spójny, a jednocześnie diametralnie różny między poszczególnymi postaciami. W dodatku trzecioosobowy narrator nabrał zupełnie nowej jakości - nie tylko był "kimś wszechwiedzącym", ale też "stawał się" chwilowo daną postacią, co pozwoliło sprytnie manipulować czytelnikiem, który niejednokrotnie zostaje zmuszony do próby utożsamienia się z bohaterem.

Dużym atutem polskiego wydania jest młoda tłumaczka wydawnictwa Znak, której postawiono nie lada wyzwanie. Okazało się, że perfekcyjnie się spisała - styl jest bardzo spójny i widać w nim ducha autorki. W dodatku przetłumaczone zostały nawet gry słowne, które można w naturalny sposób interpretować. Na szczęście również zwroty potoczne i wulgaryzmy nie zostały ocenzurowane, a tłumaczka skorzystała chyba z całego (niezwykle bogatego w naszym języku) asortymentu bluźnierstw. Gdyby tego zaniechała, powieść straciłaby swoją autentyczność.

Nie dziwią mnie liczne słowa krytyki "Trafnego wyboru". Fani "Harry'ego Pottera" liczyli chyba na powrót do Hogwartu. Można drukowanymi literami na okładce napisać, że jest to zupełnie nowa, "brudna", historia, ale nie do wszystkich taki komunikat dociera. Może stąd to rozczarowanie? A może dlatego, że recenzenci sami przyznają się do tego, iż przeczytali tylko pierwsze sto stron, bo powieść nie wciągnęła ich tak bardzo jak machanie różdżką, z której tryskają kolorowe światełka? Tak jak napisałem na początku - ta książka nie jest dla wszystkich. Nie każdy jest też na nią gotowy.

Mam pustkę w głowie, gdy ktoś mnie pyta "i jak?", porozumiewawczo kiwając głową na okładkę książki. Bo co ja mogę odpowiedzieć? Kilkunastu bohaterów, ze swoimi wadami i zaletami, mniejszymi bądź większymi demonami, których dotykają rozterki charakterystyczne dla zaściankowości Pagford, nierzadko też ogromne tragedie. O tej książce można mówić i mówić, ale nie da się jej w skrócie scharakteryzować. Z "Trafnym wyborem" jest jak z alkoholem. Z każdym kolejnym rozdziałem historia jest coraz bardziej wyrazista i wciągająca, zupełnie tak jak dobre wino po latach. Trzeba tylko pamiętać, że nie każdy zachwyca się 12-letnią whisky.

Pisarka, która już chyba na trwałe wpisała się do historii literatury, po 15 lat od publikacji pierwszego tomu opisującego przygody młodego czarodzieja oddaje w ręce czytelników nową książkę. Książka ta przykuwa uwagę czerwono-żółtą krzykliwą okładką, a apetyt na nią podsyca informacja: "Pierwsza powieść J. K. Rowling dla dorosłych!". Otóż nie jest to tani chwyt reklamowy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Becca Fitzpatrick dała się poznać w poprzednich częściach sagi jako autorka, która stale trzyma czytelnika w napięciu, zasypuje go zwrotami akcji i kompletnie zaskakującymi scenami. Ostatnia część "Szeptem" tylko to potwierdziła.

Nora będzie musiała dopełnić przysięgi, którą złożyła zbuntowanym Nefilom i... zobowiązania względem archaniołów. W tym wszystkim będzie musiała bronić się przed upadłymi aniołami i spróbować przeżyć cheszwan wraz ze swoim ukochanym Patchem.

Główna bohaterka wciąż jest zakochaną nastolatką, która wkracza w dorosły świat. Ciąży na niej ogromne brzemię, z którym nie zawsze sobie radzi i czasami popełnia błędy - chorobliwa zazdrość, narkotyzowanie się (i to nie byle czym!), oszukiwanie innych... nie jest idealna - tak samo jak my. Ale i okoliczności są (o ironio!) piekielnie trudne, wokoło czai się od bandytów, morderców, zawistnych zazdrośników i szpiegów.

Kogo pierwsze część "Szeptem" nie zauroczyła, ten i będzie niechętny do lektury "Finale", która jest świetnym dopełnieniem sagi. Szkoda tylko, że brawurowe zakończenie wydaje się być wręcz zbyt brawurowe - jakby pisane z pomysłem, ale na szybko i mało dokładnie. Niemniej jednak historia miłości dystyngowanego upadłego anioła pachnącego mokrą ziemią i miętą na długo pozostanie mi w pamięci i będę wspominać ją z ogromną nostalgią...

Becca Fitzpatrick dała się poznać w poprzednich częściach sagi jako autorka, która stale trzyma czytelnika w napięciu, zasypuje go zwrotami akcji i kompletnie zaskakującymi scenami. Ostatnia część "Szeptem" tylko to potwierdziła.

Nora będzie musiała dopełnić przysięgi, którą złożyła zbuntowanym Nefilom i... zobowiązania względem archaniołów. W tym wszystkim będzie musiała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Błękitna Wyspa" to książka napisana przez Williama Steada po jego śmierci, którą przekazał z zaświatów swojej córce Estelle. Opisuje pokrótce wydarzenia w trakcie katastrofy Titanica, na pokładzie którego zginął (jego nazwisko znajduje się na liście pasażerów). Potem opowiada o świecie, do którego trafił po śmierci, a który nazwał właśnie Błękitną Wyspą.

Owy świat jest jednym z wielu, do których mogą trafić duchy po śmierci. Jest on pewnym odbiciem codziennego ziemskiego życia (co jest charakterystyczne dla opisów takich miejsc). Niemniej jednak taka egzystencja nie jest celem samym w sobie. Życie na Błękitnej Wyspie to tylko forma przejściowa, podczas której możemy doskonalić się i nabywać nowe umiejętności (zgodne z własnymi zainteresowaniami i wolą), które następnie będziemy mogli rozwijać bądź poddać próbie w kolejnym wcieleniu - autor wspomina też o reinkarnacji charakterystycznej dla spirytyzmu.

Polski czytelnik bez wątpienia "Błękitną Wyspę" będzie porównywać do "Naszego Domu" Andre Luiz (spisane przez medium Chico Xavier). Oba opisy diametralnie różnią się w szczegółach, lecz w założeniach są identyczne. Prawdopodobnie różnice wynikają z kultur, w jakich obracały i żyły (prawdopodobnie też i w poprzednich wcieleniach) duchy - "Nasz dom" odpowiada mentalności Brazylijczyków, a "Błękitna Wyspa" oddaje ducha anglosaskiego kręgu kulturowego. O ile Andre Luiz zdecydował się na napisanie książki w formie powieści (która jest obszerniejsza), o tyle William Stead po prostu opowiedział o swoich doświadczeniach (przez co znamy mniej szczegółów, ale lektura jest treściwa i nie czyta się jej długo). Zdecydowanie polecam "Błękitną Wyspę" jako pierwszą pozycję dla osób zainteresowanych szczegółową tematyką życia po śmierci.

"Błękitna Wyspa" to książka napisana przez Williama Steada po jego śmierci, którą przekazał z zaświatów swojej córce Estelle. Opisuje pokrótce wydarzenia w trakcie katastrofy Titanica, na pokładzie którego zginął (jego nazwisko znajduje się na liście pasażerów). Potem opowiada o świecie, do którego trafił po śmierci, a który nazwał właśnie Błękitną Wyspą.

Owy świat jest...

więcej Pokaż mimo to