-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2024-05-04
2024-05-04
Tak mi coś nie podszedł tekst pana Adama Augustyna... Ale za to ilustracje! Ach te koty Janusza Grabiańskiego! Są wyjątkowe, nasycone barwami, ze stron wyziera lekkość i puchatość. Kilka lat temu robiąc wystawę o kocich bohaterach, kot Konstanty zajmował jej naczelne miejsce, i od tego czasu chodziło mi po głowie, żeby w końcu poznać tę kocią historię. I choć rozminęłam się ze stylem autora to i tak cenię tę starutką pozycję.
Tak mi coś nie podszedł tekst pana Adama Augustyna... Ale za to ilustracje! Ach te koty Janusza Grabiańskiego! Są wyjątkowe, nasycone barwami, ze stron wyziera lekkość i puchatość. Kilka lat temu robiąc wystawę o kocich bohaterach, kot Konstanty zajmował jej naczelne miejsce, i od tego czasu chodziło mi po głowie, żeby w końcu poznać tę kocią historię. I choć rozminęłam się...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-01
Piąty tom walki Knausgårda wywołał we mnie niesamowicie rozbieżne emocje – z jednej strony ten okres życia Karla Ove był żałosny, to wieczne chlanie, zdrady i chorobliwe skupienie się na sobie (co oczywiście jest normalne – nikt z nas nie ustrzegł się żałosności w młodości – po prostu męcząco się to czyta). Z drugiej strony poruszył we mnie jakieś takie pozytywne emocje, otwarcie się na coś... nie potrafię jeszcze tego sprecyzować.
Głównym wątkiem jest pragnienie pisania, a jednocześnie niemoc literacka. Nasz bohater nie potrafi stworzyć niczego naprawdę dobrego, zżera go zazdrość o kolegów, którzy zostali "wydani", czuje frustrację i ciężko pogodzić mu się z tym, że jednak nie będzie pisał.
Ciekawym smaczkiem było to, że młodego studenta uczył noblista Jon Fosse, którego Karl Ove tak opisuje:
"Fosse był nieśmiały, lecz jednocześnie wręcz ekstremalnie pewny siebie, dobrze znał swoją wartość i wiedział, co potrafi, a jego nieśmiałość przypominała raczej płaszcz, którym się owinął". Pojawiają się też inne norweskie nazwiska, przewinął się Tarjei Vesaas czy Lars Saabye Christensen.
Brakowało mi w tym tomie odniesień starszego Karla Ove, komentarza, jakiejś myśli z perspektywy dojrzałego Karla, który patrzy w przeszłość. Takie wstawki w poprzednich tomach genialnie spajały psychologiczne zależności pomiędzy wychowaniem a dojrzałością.
Pomimo tego czytało mi się znakomicie. Został mi ostatni, szósty tom – i jestem niesamowicie go ciekawa, szczególnie sposobu zakończenia...
Piąty tom walki Knausgårda wywołał we mnie niesamowicie rozbieżne emocje – z jednej strony ten okres życia Karla Ove był żałosny, to wieczne chlanie, zdrady i chorobliwe skupienie się na sobie (co oczywiście jest normalne – nikt z nas nie ustrzegł się żałosności w młodości – po prostu męcząco się to czyta). Z drugiej strony poruszył we mnie jakieś takie pozytywne emocje,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-03
Mam słabość do Gospodinowa. Po "Fizyce smutku" dałabym mu dziesiątkę za wszystko, nawet za debiut, który siłą rzeczy nie może być aż tak dobry... ale jednak moim zdaniem jest. Czyta się go melancholijnie, rozmyślania i ironiczno-smutne obserwacje przeplatają się ze wspomnieniami czy to z dzieciństwa, czy poprzedniego życia. Tęsknota, samotność są obecne cały czas, smutek jest przejmujący. Uwielbiam zanurzać się w jego przemyśleniach.
Mam słabość do Gospodinowa. Po "Fizyce smutku" dałabym mu dziesiątkę za wszystko, nawet za debiut, który siłą rzeczy nie może być aż tak dobry... ale jednak moim zdaniem jest. Czyta się go melancholijnie, rozmyślania i ironiczno-smutne obserwacje przeplatają się ze wspomnieniami czy to z dzieciństwa, czy poprzedniego życia. Tęsknota, samotność są obecne cały czas, smutek...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-02
Pogarda głównego bohatera w stosunku do świata, do innych ludzi i w ogóle do wszystkiego, jest po trosze w każdym z nas (niektórzy o tym trąbią, niektórzy nie chcą się przyznać ;). Jednak nadmiar czegoś, prawie zawsze wychodzi bokiem – i tu właśnie trochę za dużo tego. Autor pokazuje nam nasze odbicie, niezmierzone pokłady szyderstwa w stosunku do innych. Ale jednocześnie to odbicie wzbudza współczucie – no właśnie, chyba powinniśmy wszyscy sobie współczuć ;).
Bardzo lubię to, że w książkach autora jest zawsze coś nieoczywistego, w pewnym momencie okazuje się, że coś idzie innym torem, niż się człowiek spodziewał.
Pogarda głównego bohatera w stosunku do świata, do innych ludzi i w ogóle do wszystkiego, jest po trosze w każdym z nas (niektórzy o tym trąbią, niektórzy nie chcą się przyznać ;). Jednak nadmiar czegoś, prawie zawsze wychodzi bokiem – i tu właśnie trochę za dużo tego. Autor pokazuje nam nasze odbicie, niezmierzone pokłady szyderstwa w stosunku do innych. Ale jednocześnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-03-19
No mam tak, że po prostu kocham Gombrowicza. Dziś wracam do Dzienników w poszukiwaniu pewnej myśli, która kołatała mi się po głowie, że było takie coś. I było:
“Przestańcie bać się własnych obrazów, przestańcie wielbić sztukę, potraktujcie ją po polsku, z góry, poddajcie ją sobie, a wówczas wyzwoli się w was oryginalność, otworzą się przed wami nowe drogi i pozyskacie to co jest najcenniejsze, najpłodniejsze: własną rzeczywistość”.
Ostatnio staram się to odnieść do muzyki, bo pewna przełomowa dla mnie osoba powiedziała mi właściwie to samo, żeby nadać muzyce własne znaczenie, wplatać w nią własne myśli i uczucia, czynić ją po prostu swoją. Niby proste. No ale nie. Ale przynajmniej świat jest fajny, bo czasami można odnaleźć Gombrowicza w kimś bliskim. Coś pięknego! 🥰
No mam tak, że po prostu kocham Gombrowicza. Dziś wracam do Dzienników w poszukiwaniu pewnej myśli, która kołatała mi się po głowie, że było takie coś. I było:
“Przestańcie bać się własnych obrazów, przestańcie wielbić sztukę, potraktujcie ją po polsku, z góry, poddajcie ją sobie, a wówczas wyzwoli się w was oryginalność, otworzą się przed wami nowe drogi i pozyskacie to...
2022-07-23
Odrobinę mniej błyskotliwie niż w pierwszych tomach… odrobinę bardziej melancholijnie, być może bliskość ojczyzny (ta część bowiem jest poświęcona m.in. powrotowi z Argentyny do Francji i Niemiec), sprawiała, że jego myśli stawały się bardziej ponure ;), w końcu kotłowało się w nim to uczucie do kraju, był “tak polski, a jednocześnie tak okropnie przeciw Polsce”. Ale i tak gra z nami przeokrutnie, a i on nie może pozbyć się tej swojej maski i raczej w żadnym momencie nie pokazał nam swojej prawdziwej twarzy.
“Czy będę mniej śmieszny za kilka wieków dlatego, że napisałem to, co tu napisałem? Boże święty! To tylko, ot, aluzja, sugestia, szkic, niejako wstęp, och, ja przecież tu w dzienniku piszę tak na dziesięć procent, nie więcej. Sapienti sat. I zresztą, kto to pisze?... Kto?
Hallo, hallo! Kto mówi?
Nie wiem”.
Gombrowicz przeciwko wszystkiemu, również przeciwko sobie. Niesamowicie uzależniający i jednocześnie nieznośny. Zachwyca, by za chwilę irytować. Koniecznie do powtórzenia.
Odrobinę mniej błyskotliwie niż w pierwszych tomach… odrobinę bardziej melancholijnie, być może bliskość ojczyzny (ta część bowiem jest poświęcona m.in. powrotowi z Argentyny do Francji i Niemiec), sprawiała, że jego myśli stawały się bardziej ponure ;), w końcu kotłowało się w nim to uczucie do kraju, był “tak polski, a jednocześnie tak okropnie przeciw Polsce”. Ale i tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-01
Dziwnie się czuję kończąc tę walkę... Dopiero ostatni tom uświadomił mi, jak wielką cenę zapłacił Karl Ove za swój eksperyment. Myślę, że ta część zasługuje na pełną dziesiątkę, za monumentalizm, za to, że pomimo 1100 stron człowiek chciałby jeszcze. Nawet pomimo czterystu stronicowej wkładki – rozważań o Hitlerze, literaturoznawczych wywodów/esejów... no cóż. Były potrzebne samemu autorowi, chciał się nimi podzielić, coś udowodnić, coś wytłumaczyć, znaleźć rozwiązania, opisać relacje między jednostką a społeczeństwem. Chciał wpleść albo nawet przemycić swoje rozmyślania nad sensem istnienia i poszukiwanie znaczenia.
Trzeba mu to wybaczyć ;)
Szanuję go za próbę stworzenia normalnego życia z osobą cierpiącą na chorobę dwubiegunową.
Szanuję go za dogłębne pokazanie, że negatywne cechy, o których nie bardzo lubimy mówić, a co dopiero opisywać je – że te właśnie cechy tworzą z nas ludzi – egoizm, obawa przed wyśmianiem, agresja, próżność i wiele innych.
Szanuję go za pokazanie lęków dziecka w dorosłym człowieku – obawa przed rozgniewaniem innych, próby życia tak, aby wszystkich zadowolić... Myśląc o Karlu Ove, mam zawsze przed oczami małego Karla Ove, który potrafi rozpłakać się w każdej sytuacji.
I właśnie za to, że zechciał to wszystko tak bezkompromisowo opisać – pełna dziesiątka.
Dziwnie się czuję kończąc tę walkę... Dopiero ostatni tom uświadomił mi, jak wielką cenę zapłacił Karl Ove za swój eksperyment. Myślę, że ta część zasługuje na pełną dziesiątkę, za monumentalizm, za to, że pomimo 1100 stron człowiek chciałby jeszcze. Nawet pomimo czterystu stronicowej wkładki – rozważań o Hitlerze, literaturoznawczych wywodów/esejów... no cóż. Były...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-30
Trochę smutno, bo piąta część przygód cudownych mieszkańców Hotelu Dziwnego przyniosła spore rozczarowanie. A taki piękny tytuł – Wyspa Lawapali, wydawałoby się, że otworzy drzwi do kolejnej rozkosznej przygody. Narobił mi nadziei na ucztę, w dodatku po doskonałym poprzednim tomie "Duchy w chmurach" moje oczekiwania wznosiły się mocno ponad chmury. A tu totalny klops – fabuła taka sobie, morał taki sobie, i ani jednej zachwycającej ilustracji (chodzi oczywiście o coś ponad, o coś wyjątkowego – ogólnie cała seria jest narysowana świetnie i również tej części nie można odmówić pięknych ilustracji, ale brakło tej takiej choćby jednej wyjątkowej, która zapada w serce, brakło... smaczków! Jak np. z poprzednich tomów Pan Leclair czytający rabusiom, Marietta przeglądająca księgę gości w poszukiwaniu Pana Snarfa... czy wiele wiele innych. W tym tomie kompletnie nic...).
Mam nadzieję, że to był taki mały chwilowy dołek, a autorzy wzniosą się jednak wyżej przy kolejnych tomach...
Trochę smutno, bo piąta część przygód cudownych mieszkańców Hotelu Dziwnego przyniosła spore rozczarowanie. A taki piękny tytuł – Wyspa Lawapali, wydawałoby się, że otworzy drzwi do kolejnej rozkosznej przygody. Narobił mi nadziei na ucztę, w dodatku po doskonałym poprzednim tomie "Duchy w chmurach" moje oczekiwania wznosiły się mocno ponad chmury. A tu totalny klops –...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-21
U Concejo kwiaty są gwiazdami, czy ulicznymi latarniami. Dostrzegamy samotne literki, maleńkie budynki między ogromnymi ludźmi – jakby mniej ważne dzięki temu, roślinkę w szufladzie, czy rybki w zupie.
I jak zwykle w tego typu książkach, dostajemy przepiękną i bardzo prostą myśl, aby zatrzymać się i dostrzec kogoś ważnego obok nas.
U Concejo kwiaty są gwiazdami, czy ulicznymi latarniami. Dostrzegamy samotne literki, maleńkie budynki między ogromnymi ludźmi – jakby mniej ważne dzięki temu, roślinkę w szufladzie, czy rybki w zupie.
I jak zwykle w tego typu książkach, dostajemy przepiękną i bardzo prostą myśl, aby zatrzymać się i dostrzec kogoś ważnego obok nas.
2024-04-20
Niesamowicie się cieszę, że skończyłam! W połowie chciałam machnąć ręką, zaczęłam czytać inne rzeczy, wracałam, zaś się wkurzałam, bo po dłuższych przerwach mało co pamiętałam 😁
Do mnie zdecydowanie Rękopis nie przemówił aż tak jak się spodziewałam, choć przepodobały mi się niektóre części – głosy Zota czy Velasqueza chyba najbardziej zapadły mi w pamięć.
Natomiast film....! Majstersztyk! Samo to, że Has pokusił się o próbę przeniesienia niemożliwej do przeniesienia na ekran książki sprawia, że mój podziw sięga szczytów. Oddał swoją wizję Rękopisu i zrobił to przepięknie. Poza tym klimat tamtego kina, tych aktorów... nie do prześcignięcia. Co prawda Has wzorował się na wersji przeredagowanej po swojemu i z fantazją przez tłumacza Edmunda Chojeckiego, ale nic to – dzięki temu nabiera to wszystko jeszcze większego smaczku. Historia z tłumaczeniami Rękopisu jest wprost fascynująca.
Każdemu kto pokusi się czytać to tomiszcze, życzę wytrwałości! :))
Niesamowicie się cieszę, że skończyłam! W połowie chciałam machnąć ręką, zaczęłam czytać inne rzeczy, wracałam, zaś się wkurzałam, bo po dłuższych przerwach mało co pamiętałam 😁
Do mnie zdecydowanie Rękopis nie przemówił aż tak jak się spodziewałam, choć przepodobały mi się niektóre części – głosy Zota czy Velasqueza chyba najbardziej zapadły mi w pamięć.
Natomiast...
2024-02-20
Przychylam się do sklasyfikowania czwartego tomu, jako części o permanentnym myśleniu o przeleceniu jakiejkolwiek dziewczyny, ciągłym wzwodzie i przedwczesnym wytrysku. Pomimo tej dominującej tematyki, i pomimo tego, że nastoletni Karl Ove jest po prostu dupkiem (tyle że chyba wszyscy jesteśmy trochę dupkami, jakby nas tak dogłębnie opisać), to i tak rozbija mnie ta książka. Głównie ze względu na psychologiczny aspekt, szczególnie wpływ niezrównoważonego ojca na synów. Jeden mały przykład w wielkim skrócie: w obecności ojca, podczas gdy starszy syn potrafi realnie go ocenić, odnieść się do zła jakie ich spotkało, to młodszy Karl Ove odczuwa w stosunku do ojca coś na kształt wyrzutów sumienia, jakąś dziwną potrzebę zapewniania go, że wszystko jest ok, wręcz nie chce go zranić. Fascynującym jest czytać o tym, szczególnie, że dorosły Karl Ove zdaje sobie z tego doskonale sprawę. On już to przerobił w sobie. Chyba? Chciałabym go o to zapytać, pierwszy raz mam takie coś, że chciałabym spotkać się i pogadać z autorem. Bo choć opisał wszystko tak szczegółowo, że bardziej się już nie da, to sorki ale ja mam jeszcze więcej pytań....
Przychylam się do sklasyfikowania czwartego tomu, jako części o permanentnym myśleniu o przeleceniu jakiejkolwiek dziewczyny, ciągłym wzwodzie i przedwczesnym wytrysku. Pomimo tej dominującej tematyki, i pomimo tego, że nastoletni Karl Ove jest po prostu dupkiem (tyle że chyba wszyscy jesteśmy trochę dupkami, jakby nas tak dogłębnie opisać), to i tak rozbija mnie ta...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-08
Razem z Karlem Ove odżywały najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa, razem z nim przeżywałam pierwszy dzień szkoły, razem z nim robiłam obrzydliwe rzeczy i razem z nim bałam się ojca. Ta część jest mocno wstrząsająca, pokazuje bowiem początki, pozwala zrozumieć jak patologiczne wychowanie wpływa na dziecko, a następnie dorosłego; jakie to dziecko ma myśli. Pozwala wniknąć w umysł i duszę drugiego człowieka tak mocno, jak nie jest to możliwe w normalnych okolicznościach. Tu bowiem Karl Ove funduje nam wszystko, wywleka wszelkie szczegóły, o jakich tylko myślimy, a nikt nie ma zamiaru o nich pisać. Najcenniejsze są komentarze autora z perspektywy dorosłego, gdy już wie, w jaki sposób dzieciństwo na niego wpływało. Doskonale oddaje to ten cytat, gdzie zahacza z początku o mamę:
„Ocaliła mnie, bo gdyby jej nie było i gdybym dorastał tylko z tatą, prędzej czy później, w taki czy inny sposób, odebrałbym sobie życie. No ale ona była, równoważąc mrok taty, ja żyję, a to, że żyję bez radości, nie ma żadnego związku z brakiem równowagi w dzieciństwie. Żyję, mam własne dzieci, a w związku z nimi zawsze zależało mi w zasadzie na jednej jedynej rzeczy, mianowicie na tym, żeby nie bały się własnego ojca.
Nie boją się, wiem to na pewno.
Kiedy wchodzę do pokoju, w którym siedzą, nie kulą się, nie wbijają oczu w podłogę, nie wymykają się, gdy tylko nadarzy się taka sposobność, a kiedy na mnie patrzą, to obojętnie, rejestrująco. I jeśli cieszy mnie, że ktoś mnie nie zauważa, to cieszę się, że nie zauważają mnie moje dzieci. Jeśli cieszy mnie, że ktoś przyjmuje mnie za oczywistość, to cieszę się, że jestem oczywistością dla moich dzieci. A gdyby w wieku czterdziestu lat miały zupełnie nie pamiętać, że kiedyś przy nich byłem, to ukłonię się i przyjmę to z głęboką wdzięcznością”.
Dopiero po tej części jesteśmy w stanie zrozumieć wiele zachowań dorosłego Karla Ove. Korci mnie, żeby zaryzykować stwierdzenie, że jeżeli w dzieciństwie nie doświadczaliśmy patologicznych zachowań dorosłych, to nie bardzo pojmujemy pisarstwo Norwega. Kto miał w miarę szczęśliwe dzieciństwo, to chyba nie do końca jest w stanie zrozumieć taką trochę chorą fascynację jego przeżyciami i tym szczegółowym opisywaniem każdego obrzydliwego aspektu naszego życia.
Razem z Karlem Ove odżywały najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa, razem z nim przeżywałam pierwszy dzień szkoły, razem z nim robiłam obrzydliwe rzeczy i razem z nim bałam się ojca. Ta część jest mocno wstrząsająca, pokazuje bowiem początki, pozwala zrozumieć jak patologiczne wychowanie wpływa na dziecko, a następnie dorosłego; jakie to dziecko ma myśli. Pozwala wniknąć...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kolejna zapomniana kocia historia, a szkoda, bo jest rewelacyjna. Bardzo lubię ten specyficzny klimat lat 80. kiedy dzieci były jakieś takie bardziej rezolutne i chwackie (dziś też są, ale jakoś tak inaczej 😁). Cudowny rodzinny klimat przebija z każdego rozdziału – fajna ta rodzinka lubiąca koty, fajny tata-wierszokleta 😁I fajnie zanurzyć się czasem w świat dzieciństwa.
Kolejna zapomniana kocia historia, a szkoda, bo jest rewelacyjna. Bardzo lubię ten specyficzny klimat lat 80. kiedy dzieci były jakieś takie bardziej rezolutne i chwackie (dziś też są, ale jakoś tak inaczej 😁). Cudowny rodzinny klimat przebija z każdego rozdziału – fajna ta rodzinka lubiąca koty, fajny tata-wierszokleta 😁I fajnie zanurzyć się czasem w świat dzieciństwa.
Pokaż mimo to