-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
Jest to naprawdę niezwykła, choć momentami gorzka książka mówiąca o bogach w dzisiejszym świecie. Zatem znajdziemy tu zarówno Odyna, jak i boga Telewizji.
Jest to naprawdę niezwykła, choć momentami gorzka książka mówiąca o bogach w dzisiejszym świecie. Zatem znajdziemy tu zarówno Odyna, jak i boga Telewizji.
Pokaż mimo toNaprawdę świetnie przeprowadzony cykl wywiadów- Alan Moore opowiada w nich m.in. o tym jak został scenarzystą, dlaczego nie ogląda ekranizacji swoich komiksów, które najbardziej sobie ceni... I wiele, wiele innych.
Naprawdę świetnie przeprowadzony cykl wywiadów- Alan Moore opowiada w nich m.in. o tym jak został scenarzystą, dlaczego nie ogląda ekranizacji swoich komiksów, które najbardziej sobie ceni... I wiele, wiele innych.
Pokaż mimo to2011-08-21
Kolejny tom przygód Moista von Lipwiga. Niestety został powielony wzór fabuły z części pierwszej, przez co książka trochę straciła w moich oczach. Ale czyta się dobrze, Pratchett jak zwykle zabawny.
Kolejny tom przygód Moista von Lipwiga. Niestety został powielony wzór fabuły z części pierwszej, przez co książka trochę straciła w moich oczach. Ale czyta się dobrze, Pratchett jak zwykle zabawny.
Pokaż mimo to2011-10
Jednym słowem-majstersztyk. Na polskim rynku jak dotąd nie było tak kompletnego wydania. Polecam!
Jednym słowem-majstersztyk. Na polskim rynku jak dotąd nie było tak kompletnego wydania. Polecam!
Pokaż mimo to
Pełna wersja recenzji (wraz z obrazkami): http://ulomnyziemniak.blogspot.com/2016/04/komiksy-niedoczytane-czyli-kapitalizm.html
W żadnym razie nie mogę powiedzieć, że jestem dużą fanką Pieśni lodu i ognia. Owszem, przeczytałam wszystkie tomy, lecz jeśli mam być szczera to im dalej w las, tym bardziej rozczarowana się stawałam, co osiągnęło apogeum przy lekturze Tańca ze smokami. Jednakże na samym początku, ładnych parę lat temu, wiązałam z tym cyklem pewne nadzieje. Pierwszy tom nadzwyczaj mi się spodobał, podobnie drugi. Mój entuzjazm stopniał dopiero przy Uczcie dla wron, co jak słyszałam jest dosyć typowe. Niesiona falą optymizmu i wspomagana głęboką niewiedzą, nie mogłam się niestety powstrzymać przed sięgnięciem po portfel, gdy parę lat temu zobaczyłam w księgarni kuszącą okładkę komiksu Gra o Tron.
Nie miałam okazji podejrzeć wnętrza w sklepie i sądziłam, że jest on nie tyle przepisaniem na nowo książki, co bardziej rozszerzeniem uniwersum – szczególnie, że jako autor scenariusza widniał Daniel Abraham, pisarz wprawdzie mi nieznany, ale wspomniane oczywiście w blurbie nominacje do Hugo, Nebuli i Locusa mówiły same za siebie. Niestety – komiks ten jest kiepską wprawdzie, lecz adaptacją części pierwszego tomu Pieśni lodu i ognia, okraszoną na dodatek paskudnymi rysunkami Tommy’ego Pattersona, rysownika bez większego doświadczenia i z kreską przypominającą mi przeciętnego wannabe artystę z Deviantartu. Sam George R. R. Martin powiedział, że wybrano go, bo był najtańszą opcją. Kupiłam i przeczytałam w życiu wiele powieści graficznych, ta zaś zajmuje zaszczytne drugie miejsce (miejsce pierwsze doczeka się osobnego wpisu) na liście absolutnie najgorszych z jakimi miałam do czynienia.
Jeśli nie lubicie jakiegoś fana GoT, a będziecie zmuszeni coś mu kiedyś kupić postawcie na ten komiks. Serio. To tak jak sprezentować Batman Forever fanowi Gacka, albo Chinese Democracy fanowi Gunsów; z tą drobną różnicą, że wasza ofiara najprawdopodobniej nie będzie zdawała sobie sprawy z tego, jak złe toto jest, przez co możecie potem liczyć na – delikatnie rzecz ujmując –jej głębokie rozczarowanie.
Okładka doskonale zwodzi czytelnika – jest dosyć ciekawa i śmiem twierdzić całkiem elegancka, utrzymana w bieli i czerwieni, z wyraźną sylwetką ptaka na pierwszym planie i delikatnym szkicem Neda Starka na drugim. Są to jednak tylko pozory...
Horror zaczyna się już od pierwszej strony. Jest ona peanem na cześć Daniela Abrahama i Tommy’ego Pattersona oraz wprowadzeniem do całej historii. Zapisanej Comic Sansem. Potem jest już tylko gorzej. Font Zła oczywiście nie znika, ale nie przeszkadzałby mi on, gdyby tylko fabuła trzymała poziom – problem w tym, że tego nie robi.
Daniel Abraham być może i jest dobrym pisarzem, ale zdecydowanie nie nadaje się na scenarzystę komiksu. Uważam, że nie rozumie on języka tego medium, tego jak zachować pewien balans między rysunkiem, a tekstem, kiedy zrezygnować z opisów przyrody bądź myśli bohaterów, a kiedy nie. W dodatku to jest naprawdę zła adaptacja – rozumiem, że musiał wyciąć część wątków, jednakże trudno wybaczyć mu całkowicie bezsensowne poszarpanie tego, co zostało. Wydarzenia nie łączą się ze sobą, poszczególne części fabuły (POV Dany, czy Starków) są ucinane w nie do końca logicznych momentach, zaś część bohaterów drugoplanowych, jak np. Theon, nie zostaje nawet należycie wprowadzona w historię. Przez to nie jestem w stanie stwierdzić dla kogo przeznaczony jest ten komiks. Z racji na wymienione wyżej wady scenariusza zdecydowanie nie nadaje się dla zaczynających swoją przygodę z PLiO i zarazem wiadomo, że niemiłosiernie wynudzi wszystkich chociażby minimalnie znających temat.
Jednakże grzechy Daniela Abrahama są niczym w porównaniu ze złem popełnionym przez rysownika. Jego kreska przypomina mi niskobudżetową kopię stylu, który na własny użytek nazywam „steroidowym bieda-Batmanem”, a który w komiksie amerykańskim trzyma się mocno praktycznie wszędzie. Oczywiście idzie za nim niesamowita deformacja ciał – zarówno kobiecych, jak i męskich oraz ignorowanie książkowego, kanonicznego wieku postaci. Popatrzcie tylko na Daenerys i Catelyn – dzieli je około 20 lat, pani na Winterfell ma za sobą pięć porodów, ale mimo to obie są jednakowo nierealistycznie zgrabne, z przesadnie wąską talią i dużym biustem.
Mężczyźni jednak wcale nie mają lepiej – im rysownik nie oszczędził z kolei przesadnej muskulatury, również nierealnej w normalnym życiu. Nawet zawodowi kulturyści tak nie wyglądają, a co dopiero ludzie ze świata będącego wariacją na temat średniowiecza.
Bolesne do oglądania są także twarze postaci. Wszystkie kobiety wyglądają jak po ostrej terapii botoksem i wydają się różnić tylko fryzurą i kolorem oczu.
Bardziej zróżnicowane są projekty charakterów męskich, choć i one nie zdołały uniknąć archetypu Typowego Maczo i Bishōnena (konia z rzędem temu, kto odróżni od siebie Jona, Theona i Renly’ego).
Co więcej, nasz rysownik nie jest niestety zdolny do zachowania chociażby minimalnej spójności w obrębie swojego stylu i twarze postaci potrafią zmienić się nie do poznania z kadru na kadr.
Abstrahując już od jakości samego komiksu, warto byłoby na zakończenie wspomnieć parę słów o naszym, krajowym wydaniu. Jak to w Polsce – tom ten jest drogi (50 zł). Wydano go na naprawdę ładnym, błyszczącym papierze, lecz niestety w miękkiej oprawie. Lud jednak prawdę ci powie – na allegro możemy znaleźć egzemplarze już od 10 zł, jednakże i tak uważam, że za czytanie tego małego potworka to nam powinni płacić.
W pewnym sensie dzieło to jest takim małym cudem – otwierasz dowolną stronę i widzisz coraz to kolejne złe rzeczy. Stanowi także wyjątkowo wdzięczny obiekt do totalnego nabijania się, zaś niektóre kadry mogą nawiedzać komiksowych purystów w ich najgorszych koszmarach. Ogólnie jednak to typowy skok na kasę, kapitalistyczna nekromancja czegoś co winno leżeć przebite kołkiem na rozstajach. Oczywiście nie polecam.
Pełna wersja recenzji (wraz z obrazkami): http://ulomnyziemniak.blogspot.com/2016/04/komiksy-niedoczytane-czyli-kapitalizm.html
więcej Pokaż mimo toW żadnym razie nie mogę powiedzieć, że jestem dużą fanką Pieśni lodu i ognia. Owszem, przeczytałam wszystkie tomy, lecz jeśli mam być szczera to im dalej w las, tym bardziej rozczarowana się stawałam, co osiągnęło apogeum przy lekturze Tańca ze...