Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/12/zosia-ernest-i-ktos-jeszcze-elzbiety.html

Na moje szczęście, nigdy nie było mi dane czekać na narodziny nowej siostrzyczki/brata. No cóż, mój brat był w gorszej sytuacji, to ja jestem ta młodsza (i lepsza :D ). Więc mogłam się tylko domyślać, jak to jest, jakie emocje towarzyszą dziecku, co myśli, jak zareaguje na to, że rodzice poświęcają więcej uwagi komuś innemu. Wielka niewiadoma!

Na moje pytania odpowiedziała Elżbieta Pałasz, która usnuła bardzo prawdziwą opowieść widzianą oczami dziecka- Ernesta. Chłopiec ma starszą siostrę Zosię, która zawsze wymyśla najlepsze zabawy i rodziców, którzy poświęcają rodzeństwu dużo czasu i bardzo ich kochają. Na początku poznajemy przesympatyczną czteroosobową rodzinkę, niesforne dzieciaki. Uczestniczymy w szalonych zabawach i kłótniach, znów widzimy świat poprzez pryzmat dziecięcej wyobraźni: dywan już nie jest zwykłym dywanem, a rozległym oceanem! Zosia nie jest starszą siostrą tylko groźnym rekinem! Wszystko nabiera barw dzięki ilustracjom Zuzanny Dominiak, która pięknie uchwyciła tę "magię chwili". Ilustracje wyglądają jak rysowane ręką dziecka, co nadaje książce szczególnego charakteru, jakby była ona pamiętnikiem Ernesta.

Akcja nabiera tempa. gdy mama znika i kilka dni później pojawia się z dzidziusiem na ręce. Jaki to był szok, jakie emocje! Od tego momentu wyobraźnia wylewa się ze stron, dzieci zadają wiele ważnych pytań, dochodzą do niespodziewanych wniosków, a przede wszystkim uczą się, że zmiany niekoniecznie są złe. Po drodze, oczywiście, grają mamie na nerwach, doprowadzają Jasia do płaczu oraz śmiechu i poznają nowe życiowe mądrości, naprawdę wiele się dzieje!

Książka idealna, aby przygotować pociechy na pojawienie się nowego członka rodziny, w końcu nic tak nie podnosi na duchu jak dobra historia!
Cóż jeszcze mogę dodać? O! Ważna rzecz, tekstu wcale nie ma dużo, jest go akurat tyle, aby utrzymać uwagę dziecka, a nie zanudzić. Ilustracje wzmacniają przekaz i dodatkowo optycznie zmniejszają ilość tekstu. Na pewno całość dobrze odciąga uwagę od wszystkich "innych" spraw!

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/12/zosia-ernest-i-ktos-jeszcze-elzbiety.html

Na moje szczęście, nigdy nie było mi dane czekać na narodziny nowej siostrzyczki/brata. No cóż, mój brat był w gorszej sytuacji, to ja jestem ta młodsza (i lepsza :D ). Więc mogłam się tylko domyślać, jak to jest, jakie emocje towarzyszą dziecku, co myśli, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

"Szczęście zależy od tego, czy jesteś wolna - powtarzał często generał - a wolność zależy od odwagi."

"Pojedynek" to pierwsza część cyklu Niezwyciężona, ostatnimi czasy było i jest o nim głośno. Była to jedna z bardziej wyczekiwanych premier w listopadzie, a w przedpremierowych recenzjach zbierała same dobre noty. No więc, powodowana ciekawością i zachęcona przez wcześniej wspomniane pozytywne oceny, pożyczyłam książkę od koleżanki, przeczytałam i... no właśnie, co?

Valorianie są zwycięskim narodem wojowników, to właśnie jedną z nich jest Kestrel. Herrańczycy to lud podbity, niegdyś słynący ze swojej sztuki i postępu technologicznego, teraz służą blondwłosym najeźdźcom za niewolników i służących. Właśnie rola niewolnika przypadła w udziale Arinowi. Na swoje nieszczęście zadurzył się w Valoriance i to nie byle jakiej, tylko córce generała, który poprowadził oddziały na podbój Herranu. Na pierwszy rzut oka najeźdźcy prowadzą idylliczne życie, liczne bale i bankiety wypełniają ich czas. Jednak pod powierzchnią tego pozornie poukładanego życia kryją się intrygi, brudne plotki, tajemnice poliszynela oraz niespodziewana, gwałtowna rewolta. Zaprzysiężeni wrogowie, dwa światy i jedna miłość, czy uczucie uda się pogodzić z rozsądkiem?

Autorka połączyła kilka gatunków: romans, dystopię, fantastykę i literaturę młodzieżową, a do nich dodała nutę polityki oraz historii. Można powiedzieć, że wyłuskała wszystko co najlepsze i złożyła w jedną powieść. Połączenie, muszę przyznać, bardzo udane.

"Wiedział, jak działa świat. Ludzie przebywający w jasno oświetlonych miejscach nie dostrzegają tego, co skrywa się w mroku."

Ta historia to coś więcej niż zapychające czas czytadło, jest naprawdę wciągająca, emocjonująca, nawet pouczająca! Szczególnie fascynująca okazała się postać Kestrel, która pomimo swej przynależności do wojowniczych Valorian, nie wykazuje szczególnych cech "zabójczyni". Wręcz przeciwnie, jest delikatna, subtelna i piękna, jej pasją jest muzyka (coś, czego jej naród nie pochwala jako zajęcia dla Valorianina). Pod śliczną powierzchownością składowane są ogromne pokłady sprytu, talentu strategicznego i niezwykła inteligencja. Mieszanka iście wybuchowa, nic dziwnego, że wpadła w oko Arinowi. A co do naszego chłopca... uwielbiam go! Zakochałam się w jego godności, sprycie, inteligencji, zmysłowi przetrwania, zdolnościach przywódczych, talencie muzycznym i (oczywiście) w powierzchowności! ^^ O tak, bohaterowie są niezwykle wyraziści, dobrze rozpisani i wielowymiarowi. Sprawiają wrażenie zagubionych i nie na swoim miejscu, ciekawie było obserwować ich przemiany i to, jak radzili sobie z problemami. To zdecydowanie trzeba samemu przeczytać, słowami nie wyrażę mego zachwytu nad postaciami stworzonymi przez panią Rutkoski!

Co do akcji, umieszczenie historii w nowym świecie było strzałem w dziesiątkę. Właśnie dzięki plastycznym opisom nowych ziem, wątkowi politycznemu i historycznemu, możemy zatopić się w świat rodem ze starożytności i "wsiąknąć" w akcję, która pełna jest zwrotów i ciekawych rozwiązań (na które w życiu bym nie wpadła). Oczywiście, wplecenie tych dwóch wątków nie jest rażące, w żadnym wypadku! Jest świetnym dopełnieniem oraz pomaga zrozumieć fabułę. Można powiedzieć, że wszystko idealnie do siebie pasuje, nie znajdziemy tutaj smętnego romansu, ani nudnych opisów "dawnych czasów". Jest za to powiew świeżości i oryginalności, takie połączenie aż miło się czyta.

Dzięki świetnemu stylowi autorki i fascynującemu pomysłowi, powstała książka, którą czyta się błyskawicznie. Bardzo mi się spodobała, aczkolwiek oceniam ją jako bardzo dobrą, ponieważ "czegoś" mi tutaj brakowało. Będę czekała z niecierpliwością na kolejne części, to jest pewne, ponieważ zakończenie mnie zelektryzowało!
Polecam dosłownie każdemu, w szczególności fanom fantastyki. To jest zdecydowanie jedna z lepszych książek jakie czytałam! Pełna emocji, zdecydowanych bohaterów, bezwzględnych reguł i niespodziewanych zwrotów akcji! "Pojedynek" w pełni zasłużył na ocenę 8/10!

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

"Szczęście zależy od tego, czy jesteś wolna - powtarzał często generał - a wolność zależy od odwagi."

"Pojedynek" to pierwsza część cyklu Niezwyciężona, ostatnimi czasy było i jest o nim głośno. Była to jedna z bardziej wyczekiwanych premier w listopadzie, a w przedpremierowych recenzjach zbierała same dobre...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja znajduje się na blogu: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/do-czego-suzy-kotlet-autorka-chetnie.html

Kiedy dziecko zaczyna zadawać mnóstwo pytań, pierwszy dzień w szkole coraz bliżej, a ekscytacja oraz strach sięgają szczytu i "roznoszą" pociechę... Książka Anity Głowińskiej przybywa na ratunek! Za pomocą szkolnej paczki urwisów autorka odpowiada na wszelkie pytania trapiące małego człowieka.

Zastanawialiście się kiedyś, jak odpowiedzieć na dziwaczne pytania dziecka? Otóż wystarczy otworzyć książkę i przeczytać jeden z rozdziałów Do czego służy kotlet?. Rozdziałów jest 10, a każdy z nich przekazuje w zabawny sposób sporą dawkę wiedzy na inny temat. Na podstawie opowiadań głównego bohatera- Kajetana, dowiadujemy się skąd biorą się pryszcze, dlaczego ludzie robią sobie tatuaże, jak wygląda "skomplikowane" życie szkolne i rodzinne oraz (najważniejsze) jakie cuda mogą powstać z kotleta! Okazuje się również, że szkoła to naprawdę świetne miejsce, w którym można spotkać najlepszych kolegów i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Oczywiście, książka pełna jest zaskakujących pomysłów, przemyśleń i wniosków Kajtka.

Każdy młody, a nawet starszy czytelnik, znajdzie tutaj coś dla siebie. Dowie się jak funkcjonować w grupie, na czym polega przyjaźń, jak poradzić sobie z przeróżnymi wątpliwościami czy problemami. Przyznam, że i ja dowiedziałam się paru rzeczy, o których nie miałam wcześniej pojęcia (na przykład o jerzykach, kto by pomyślał, że mogą tak długo latać?).

Książka przeznaczona jest dla dzieci powyżej 6 roku życia, zapewne dlatego, że jest w niej całkiem sporo tekstu. Na szczęście pani Anita bardzo kolorowo zilustrowała całą opowieść, co równoważy jego ilość. Na każdej stronie znajdzie się ilustracja, która pomaga zrozumieć tekst, wywołuje uśmiech na twarzy i humorystycznie przedstawia pozornie normalne czynności.

Historia zamknięta w zielonej, przyjemnej dla oka oprawie, sprawia naprawdę pozytywne wrażenie. Dzięki dużej czcionce, twardej okładce i wspaniałej szacie graficznej, czytanie tej opowieści jest cudowną przygodą. A przede wszystkim: z taką paczką przyjaciół nie da się nudzić, ich po prostu trzeba poznać!

Recenzja znajduje się na blogu: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/do-czego-suzy-kotlet-autorka-chetnie.html

Kiedy dziecko zaczyna zadawać mnóstwo pytań, pierwszy dzień w szkole coraz bliżej, a ekscytacja oraz strach sięgają szczytu i "roznoszą" pociechę... Książka Anity Głowińskiej przybywa na ratunek! Za pomocą szkolnej paczki urwisów autorka odpowiada na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy byłam mała moją uwagę szczególnie przyciągały obrazki w książkach. Tekst był mało ważny, ponieważ to dzięki ilustracjom przenosiłam się do świata niesamowitych historii. Nawet sobie nie wyobrażałam, że w tym wieku nadal będę zachwycać się książkami dla dzieci, a jednak!

Wydawnictwo Adamada całkiem niedawno miało swoją premierę na rynku wydawniczym, zaprezentowało się na tegorocznych Targach Książki w Krakowie. W swoim katalogu posiadają wiele pouczających i interesujących książek, dla dzieci w każdym wieku.

O chłopcu, który wpadł do książki to porywająca opowieść dla dzieci powyżej czwartego roku życia, choć moim zdaniem byłaby odpowiednia nawet dla młodszych. Jest to pięknie ilustrowana opowieść o małym chłopcu, który pewnego dnia niespodziewanie pojawił się na czystej stronie książki. Wokół niego zaczął tworzyć się zupełnie nowy świat przepełniony zielenią i słońcem oraz przyjacielskimi zwierzętami. Książka Petera Carnavasa obrazuje w bardzo ciekawy sposób życie człowieka, nie jest ani nudna, ani przepełniona długimi opisami, a kolorowa, zabawna i z sensem. Krótkie komentarze i śliczna forma przemawia do wyobraźni, nawet starszych czytelników. Znów poczułam się jak dziecko odkrywające czym tak naprawdę jest życie i na czym polega.

Wydanie jest bardzo porządne, w sam raz do wielokrotnego czytania! Twarda oprawa, spory format i cudowna, bajkowa okładka. W środku nie znajdziemy numerów stron, w końcu jest to PRAWDZIWA historia, a takich się nie numeruje! Każda kolejna kartka to nowy etap w życiu naszego bohatera, który dojrzewa i zadaje sobie pytania. Tekstu jest naprawdę mało, akurat tyle, aby opowieść miała sens i przesłanie. A jakie jest to przesłanie? Sądzę, że każdy czytelnik będzie miał niezłą frajdę w trakcie jego odkrywania :)

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

Kiedy byłam mała moją uwagę szczególnie przyciągały obrazki w książkach. Tekst był mało ważny, ponieważ to dzięki ilustracjom przenosiłam się do świata niesamowitych historii. Nawet sobie nie wyobrażałam, że w tym wieku nadal będę zachwycać się książkami dla dzieci, a jednak!

Wydawnictwo Adamada całkiem niedawno miało swoją premierę na rynku wydawniczym, zaprezentowało się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/hellheaven-raven-stark.html

" [...] Podczas megaszybkiej i meganiebezpiecznej jazdy dochodzi do was świadomość, że czujecie się, jakby ktoś mieszał wam wnętrzności w tę i we w tę. Jakby nic nie było na swoim miejscu. To znacie? To raczej niezbyt dobrze. A może nie znacie? Chwalcie za to Pana!"

Camille Olsen mieszka w Chicago z rodzicami i bratem, jej życie może nie jest idealne, ale wydaje się poukładane. Wszystko jednak zaczyna się sypać kiedy jej przyjaciółka nagle znika bez słowa, a w szkole pojawia się tajemniczy i niepokojący Max, który utrzymuje, że się znają. Z dnia na dzień rodzice Cam podejmują decyzję o przeniesieniu jej do Hellheaven- elitarnej, międzynarodowej szkoły z internatem, która tak nawiasem mówiąc jest odizolowana od reszty świata i znajduje się na totalnym zadupiu. Tam dziewczyna zaczyna odkrywać prawdę o swym pochodzeniu i korzeniach. Tajemnice ukrywane w Hellheaven powoli wychodzą na jaw, a ona znalazła się w centrum wydarzeń. Czy nastolatka poradzi sobie w tym nowym dla niej świecie?

Hellheaven jest debiutancką powieścią młodej polskiej autorki piszącej pod pseudonimem Raven Stark. Jest ona również autorką bloga http://ravenstarkbooks.blogspot.com/. Napisanie powieści i wydanie jej w tak młodym wieku zasługuje na oklaski, naprawdę cieszę się, że ludzie mają szansę walczyć o swoje marzenia i je spełniać. Choć z tymi debiutami różnie bywa, czasem spod pióra autora wyjdzie coś, czego czytanie boli, a czasem naprawdę porywająca historia. A gdzie plasuje się Hellheaven? Myślę, że gdzieś pomiędzy.

"- Masz jakiś problem? - krzyczę do niego.
- Mhmm... - pogłębia uśmiech, ukazując białe zębiska - ciebie. Jesteś jak wielki wrzód na dupie, gdzie bym nie był, zawsze za mną przyjdziesz!
Prycham głośno.
- Chyba sobie kpisz! - odkrzykuję."

Zacznę od tego, że autorka miała naprawdę niezły pomysł na fabułę. Nowe rasy, tajemnicze ojczyzny i odizolowana międzynarodowa szkoła z internatem? Zapowiadało się ciekawie i po części właśnie takie było. Pomysł super, nieco gorzej z jego realizacją. W oczy rzuca się dosyć chaotyczny styl pisania, takie niezdecydowanie, które przerzuca się na odbiór akcji i bohaterów. Widać, że autorka jest młoda i jeszcze pracuje nad swoim warsztatem, więc starałam się nie zwracać większej uwagi na prostą budowę zdań czy jakieś drobne literówki. Ogólny odbiór jest raczej niezły.

Główna bohaterka jest trochę buntowniczą nastolatką, a przynajmniej chce być tak postrzegana, ponieważ w środku jest raczej dosyć niezdecydowana i niekonsekwentna. Co jakiś czas pewna osoba zawodziła jej zaufanie, wręcz rujnowała, więc Camille doszła do wniosku, że już tak łatwo nikomu nie zaufa. No dobrze, wszystko byłoby zrozumiałe, gdyby po chwili nie biegła do tej osoby święcie przekonana, że to właśnie tej jednej, jedynej osobie może bezgranicznie ufać. Zbiło mnie to nieco z tropu. Mogę powiedzieć, że nie zapałałam sympatią do Camille. Zdecydowanie bardziej porwały mnie kreacje reszty bohaterów, niektórzy byli naprawdę intrygujący i do końca pozostali dla mnie tajemnicą.

"Z nieba zaczynają spadać płatki śniegu. Delikatnie, powoli, żyjąc własnym życiem. W końcu płatki śniegu nie muszą nikogo ratować z opresji, mogą sobie robić, co im się tylko żywnie podoba, padać tam, gdzie chcą, polecieć, w którą stronę zapragną."

Bardzo spodobało mi się umieszczenie w książce dwóch nowych ras: Eldaretów i Villianów. Villiani są potężnymi wojownikami szkolonymi, aby chronić Eldaretów. Przedstawiciele obu ras uczą się magii i sztuk walki, właśnie w Hellheaven. A może Camille również nie jest człowiekiem? Właśnie to interesowało mnie najbardziej i muszę przyznać, że jest to jeden z ciekawszych wątków w książce. Mam nadzieję, że autorka w kolejnej książce rozwinie ten fantastyczny pierwiastek :)

Powieść czytało mi się szybko i przyjemnie. Jakieś niedociągnięcia się pojawiały, ale mnogość wątków skutecznie zatrzymuje przy lekturze (choć większość nie została jak dotąd wyjaśniona, ale liczę na ciąg dalszy). Oczywiście, zakończenie było fenomenalne! Pomyślałam tylko: "Co?! Ale jak to? Jak można tak napisać zakończenie?!", po prostu byłam w lekkim szoku. Bardzo chętnie przeczytam kolejną powieść Raven Stark, choćby po to, aby przekonać się, cóż takiego stało się na końcu!

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/hellheaven-raven-stark.html

" [...] Podczas megaszybkiej i meganiebezpiecznej jazdy dochodzi do was świadomość, że czujecie się, jakby ktoś mieszał wam wnętrzności w tę i we w tę. Jakby nic nie było na swoim miejscu. To znacie? To raczej niezbyt dobrze. A może nie znacie? Chwalcie za to Pana!"

Camille...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Po drugiej stronie kartki Jodi Picoult, Samantha van Leer
Ocena 7,2
Po drugiej str... Jodi Picoult, Saman...

Na półkach: , ,

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/po-drugiej-stronie-kartki-jodi-picoult.html

"-Nie wydaje mi się, żeby Delilah zamierzała słuchać czegokolwiek, co mam jej do powiedzenia, Raj.
-Stary, idziesz do niej i mówisz: "Czy ty aby nie składasz się z lantanu, siarki i potasu? Bo naprawdę niezła z ciebie LaSK-a"."

Druga część opowieści o księciu z bajki, który chciał uciec z kart książki. Dzięki Delilah i Edgarowi przedostał się do prawdziwego świata, aby móc być ze swoją miłością. Wszystko idzie w dobrym kierunku, Oliver zaczyna się aklimatyzować w nowym życiu, rozpoczyna naukę w szkole i co najważniejsze, może widywać się z Lilah tak często jak tylko zapragnie. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy... Książka zaczyna się upominać o swoje, pragnie powrócić do wersji oryginalnej. Przez nią zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a to lewitujący napis pojawia się w pokoju, a to ktoś przypadkiem wpada do książki. Coś trzeba z tym zrobić! I tu właśnie wkracza książę, Delilah, Jules i Edgar. Są oni zdeterminowani, aby doprowadzić do szczęśliwego zakończenia, jednak po drodze będą musieli wykazać się pomysłowością, kreatywnością i odwagą. Czy uda im się uratować wszystko co znają i kochają?

"Odkładam otwartą książkę na poduszkę. Zasypiam już po chwili, szybko i bez żadnego wysiłku - zupełnie tak, jak dzień przeistacza się w noc i jak lato przechodzi w jesień. Zupełnie jak z miłością."

Przyznam szczerze, że nie mogłam doczekać się przeczytania kontynuacji Z innej bajki, jakby nie było, była to mega pozytywna książka, takie połączenie bajki i młodzieżówki. Miałam nadzieję, że akcja się rozwinie a autorki wprowadzą trochę więcej wątków i (uwaga! uwaga!) dostałam dokładnie to, czego chciałam! A co najfajniejsze, oprawa graficzna wiele się nie zmieniła. W środku znajdziemy kolorowe czcionki, ikony i ilustracje, choć tych ostatnich jest zdecydowanie mniej niż w pierwszej części. I ta śliczna okładka! Jest o wiele, wiele lepsza niż jej poprzedniczki!

W Po drugiej stronie kartki przybył nam kolejny narrator, Edgar, syn autorki książek i lustrzane odbicie Olivera, no, jego pierwowzór. Dzięki Lilah, Olliemu i Edgarowi dostajemy kompletną relację z tego, co dzieje się zarówno w świecie realnym, jak i na kartach książki. Jest to o tyle dobre, że jest o wiele więcej pobocznych wątków, nie tylko ten główny, miłosny. Love story zmieszało się z przygodówką i wynik wygląda naprawdę korzystnie. Dodatkowo, nasi bohaterowie wciąż mają spore poczucie humoru (na tyle duże, że śmiałam się w miejscu publicznym- bez komentarza :D ).

"Z góry dobiega mnie symfonia pisków i krzyków. Nie do końca wiem, czy one się tam malują, jak twierdzi Delilah, czy może raczej się mordują."

Zdecydowanie więcej się dzieje, a co za tym idzie, bliżej poznajemy bohaterów drugoplanowych. W pierwszej części robili za ciekawe tło, a tutaj widzimy, że pustogłowa królewna nie tak do końca ma tam w środku próżnię a królowa Morena jest najprawdziwszą "królową wypieków". To samo można powiedzieć o książce napisanej przez matkę Edgara, myśleliście, że wiecie o niej już wszystko? Nic bardziej mylnego! Jeszcze Was zaskoczy. Duet matki z córką stworzył tym razem bardziej dynamiczną historię, czyta się ją szybciej i płynniej, a styl i język zaczęły się "krystalizować". W dwóch słowach: jest lepiej. Widać, że książka pisana była przez kochające się osoby, relacja matka-syn i matka-córka są bardzo podkreślone.

"- O mnie się nie martw. Jestem twardsza, niż się wydaje.
Patrzę na jej rajstopy z oczkami, nabijane ćwiekami skórzane bransolety, agrafkę w roli kolczyka i grubą czarną kreskę wzdłuż powiek - i zaczynam się śmiać.
- Trochę mnie to przeraża - mówię. - Przypomnij mi, że mam się nigdy z tobą nie bić."

Podsumowując, jeśli macie za sobą pierwszą część, koniecznie sięgnijcie również po kontynuację. Na pewno się nie rozczarujecie. To lekka lektura, choć można z niej wyciągnąć pewne wnioski, szczególnie w związku z osobą, o której myślimy, że zawsze będzie stać przy nas i nas wspierać.

Nadal uważam, że w szczególności przypadnie do gustu młodszym czytelnikom, jednak od czasu do czasu i starszym rocznikom nie zaszkodzi przeczytać czegoś odświeżającego!

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/po-drugiej-stronie-kartki-jodi-picoult.html

"-Nie wydaje mi się, żeby Delilah zamierzała słuchać czegokolwiek, co mam jej do powiedzenia, Raj.
-Stary, idziesz do niej i mówisz: "Czy ty aby nie składasz się z lantanu, siarki i potasu? Bo naprawdę niezła z ciebie LaSK-a"."

Druga część opowieści o księciu z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie, oni nie lękali się o dzieci, które mogły umrzeć. Nie martwili się pustką, którą miały po sobie pozostawić. Oni bali się nas – tych, którzy przeżyli."

USA opanowuje choroba OMNI, w wyniku której umiera duży procent amerykańskich dzieci. Te, które przeżywają "epidemię" zaczynają mieć niepokojące objawy i nietypowe zdolności. A wszystko zaczyna się w dniu ich 10 urodzin. W kraju źle się dzieje, gospodarkę nawiedza kryzys, społeczeństwo jest przerażone a o władzę toczy się walka. Prezydent "w trosce" o dzieci i młodzież, które przetrwały, zakłada tzw. Ośrodki rehabilitacyjne, gdzie chorzy mają zostać zrehabilitowani i przywróceni społeczeństwu. Wszystko ładnie i pięknie, szkoda tylko, że to wszystko jedna wielka ściema. W ośrodkach tych odbywa się selekcja na kolory: zielony, niebieski, żółty, pomarańczowy i czerwony. Im bardziej jaskrawy kolor, tym gorszy los Cię czeka. Do Thurmond, jednej z najgorszych placówek, trafia Ruby, zaledwie dziesięcioletnia dziewczynka, która jest jedną z pomarańczowych. Dzięki swoim zdolnościom oszukała system i została zakwalifikowana jako zielona, czy w nieskończoność uda jej się unikać kłopotów?

"Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy."

Wiele się naczytałam pozytywnych opinii o tej trylogii, że wciągająca, że mroczna i generalnie świetna dystopia. No cóż, wielu poleca i chwali. Muszę przyznać, że sama dołączyłam do tego grona! Amerykańska autorka napisała naprawdę kawał dobrej fantastyki, nie dziwię się, że seria została bestsellerem. Losy Ruby i trójki jej przyjaciół okazały się trzymającą w napięciu i wciągającą historią, od której nie sposób się oderwać. Może pierwsze strony specjalnie mnie nie zachwyciły, jednak resztę czytałam z prawdziwą przyjemnością.

Choć klimat jest naprawdę dosyć mroczny i niepokojący, to i na szczyptę humoru znalazło się miejsce. Bohaterowie pomimo raczej nieciekawej sytuacji, w której się znaleźli, potrafili żartować i cieszyć się z drobnych przyjemności. A to naprawdę przydatne, kiedy na karku ma się łowców nagród i oddziały SSP (takich specjalnych oddziałów, które trochę przypominają połączenie straży więziennej i wojska do spraw dzieci Psi). Tak więc Ruby, Liam, Pulpet i Suzume to uciekinierzy z prawdziwego zdarzenia. Przez większą część powieści właśnie tym się zajmują- ucieczką.

"Mama nie pozwoliła tacie na kupno "tej wysysającej duszę wylęgarni szmiry i bezmyślnej rozrywki", zwanej też telewizorem."

Jeśli już jestem przy bohaterach, muszę wspomnieć również o głównej bohaterce. Otóż Ruby da się lubić, ale czasami jej naiwność i bezradność wręcz razi po oczach. Wraz z upływem czasu przechodzi przemianę (dzięki Bogu!) w całkiem mocną babkę. Zaczyna rozumieć swoje dotąd nieposkromione zdolności i coraz sprawniej się nimi posługuje, a ja głupia myślałam, że do końca zostanie tak wręcz wybitnie nieświadoma... Na szczęście się myliłam, bo taką pewną siebie Ruby lubię zdecydowanie bardziej. Jestem dla niej pełna podziwu, w końcu spędziła połowę swojego życia w Thurmond, na dobrą sprawę to właśnie tam się wychowała. Pomimo tak trudnej przeszłości nadal jest pełna życia i odzyskuje nadzieję na lepszą przyszłość.

"Pochyliłam się i z całej siły wbiłam mu pięść w ramię.
-Au!-zawołał i odsunął się ode mnie zdziwiony.-A to za co?
-To wcale nie przypominało jazdy na rowerze, ty dupku!"

Akcja jest w miarę szybka i czasem płynnie zwalania, aby za chwilę gwałtownie przyspieszyć. Naprawdę nie spodziewałam się tylu zwrotów akcji i bohaterów, którzy skradną mi serce! Nie byłam również przygotowana na to, że jednego z bohaterów po prostu znienawidzę! Ale sam się o to prosił! Taki nadęty, wszystkowiedzący człowiek... samozwańczy imperator i dobroczyńca z bożej łaski... Brrr...

Bardzo spodobał mi się pomysł autorki na fabułę i poprowadzenie akcji, wszystko jest na swoim miejscu, każda tajemnica i wątek jest dobrze przemyślany. Nawet wątek miłosny jest świetny, momentami dosyć tragiczny, a o zakończeniu nie wspomnę! Trochę mną wstrząsnęło i pozostawiło niedosyt, który mam zamiar zaspokoić sięgając po kolejne części!
Polecam przede wszystkim fanom fantastyki! Nie jest to kolejny odgrzewany kotlet, a raczej pełnokrwista historia z wielowymiarowymi bohaterami. Aż miło się czytało! :)

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/mroczne-umysy-alexandra-bracken.html

"Nie, oni nie lękali się o dzieci, które mogły umrzeć. Nie martwili się pustką, którą miały po sobie pozostawić. Oni bali się nas – tych, którzy przeżyli."

USA opanowuje choroba OMNI, w wyniku której umiera duży procent amerykańskich dzieci. Te, które przeżywają "epidemię" zaczynają mieć niepokojące objawy i nietypowe zdolności. A wszystko zaczyna się w dniu ich 10...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/wielka-wtopa-i-akcja-kot-czyli-cos-do.html#more

"- Jeśli to twój sposób na podryw, powinieneś chyba przenieść się gdzieś, gdzie jest więcej ludzi - powiedziałam. [...]
- Przepraszam? [...]
- Szekspir. Nikt nie czyta w barze Szekspira, chyba że planuje w ten sposób podrywać dziewczyny. Powiedziałam, że miałbyś większe szanse kawałek dalej.
Milczał przez chwilę, a potem wyszczerzył (idealne, a jakże!) zęby.
- Nie planowałem nikogo podrywać, ale skoro tu jesteś, to chyba i tak poszło mi całkiem nieźle."

Bliss Edwards jest sympatyczną i ładną kobietą, studentką ostatniego roku aktorstwa. Ma świetnych przyjaciół, uwielbia to co robi i dobrze się bawi. Jej jedynym problemem jest fakt, że jako jedyna z grona jej bliskich koleżanek jest dziewicą. A przecież nie chce zostać pierwszą kobietą, która opuści mury uczelni nietknięta! Obmyśla więc plan idealny, który przynajmniej w założeniu jest prosty. Po pierwsze: wejdzie do pubu, po drugie: pozna przystojnego nieznajomego, po trzecie: spędzi z nim upojną noc i nigdy więcej nie spotka. "Znaleźć, zaliczyć, zapomnieć"- taki jest plan. Jednak coś idzie nie tak i w trakcie "upojnej nocy" Bliss panikuje i zostawia w łóżku nagiego, przystojnego Brytyjczyka. Pech chciał, że mężczyzna, którego miała nadzieję już więcej nie zobaczyć, jest jej nowym wykładowcą.

"- Pewnie zdajecie sobie sprawę, że nie omówiliśmy jeszcze pewnego interesującego tematu - rzuciła Victoria, unosząc brew. - Mianowicie chodzi mi o profesora "jestem tak seksowny, że zapłodnię cię samym spojrzeniem".
Faceci przy stole (ale bez Rusty'ego) wydali z siebie jęk protestu. Dziewczyny (ale beze mnie, za to razem z Rustym) wyraziły głośną aprobatę."


Czytelniczy, którzy czytają nałogowo młodzieżówki mogą zacząć robić "buuuuu!". Otóż jest to kolejna książka o "niemożliwym" związku uczennicy i nauczyciela. Odgrzewany kotlet? No cóż, jeśli ma się za sobą wiele podobnych historii, to tak. Po wątek ten sięgało już wielu autorów, ostatnio spotkałam się z nim w "Kochając pana Danielsa", więc ciężko byłoby napisać coś całkowicie "świeżego" na ten temat. Bo ile można, prawda? Jedyne co pozostaje autorom to zabłysnąć stylem, językiem, humorem i tym "czymś", czego do końca nie da się zidentyfikować, ale sprawia, że nie możemy oderwać się od książki. To nieuchwytne "coś" zagościło również w "Coś do stracenia", ale w tym przypadku pojawiło w towarzystwie sporej dawki humoru, wielu problemów i tego wszędobylskiego "chciałabym, ale to takie trudne...".

"Nie da się wszystkiego odkładać, w końcu gówno wpada w wentylator i sytuacja z kiepskiej robi się fatalna."

Jak wspominałam, o fabule wiele nowego i zaskakującego nie da się powiedzieć, ot, typowa historyjka, za to poczucie humoru wplecione w akcję jest naprawdę powalające. Co jakiś czas wybuchałam śmiechem, nie bez powodu "akcja Kot" pojawiła się w tytule. Jeśli zdecydujecie się przeczytać tę pozycję, przekonacie się dlaczego o niej wspominam. Po prostu komedia, nie da się o niej zapomnieć! Wszystko dzięki wiecznie zakręconej Bliss i jej skłonnościom do wpadania w niezręczne sytuacje. Ona i Garrick to całkiem fajna para, tacy są... charyzmatyczni i mają tę zabawną "przylepną" skłonność, no wiecie, wiecznie się do siebie kleją!
O ile książka zaczyna się zachęcająco i zabawnie, o tyle zakończenie jakoś do mnie nie przemawia, wolałabym żeby było bardziej emocjonujące. Liczę jednak, że kolejne części czymś mnie jeszcze zaskoczą, zacznie się dziać coś więcej.
Pani Carmack ma przyjemny styl pisania, lekki, prosty i jak już wspominałam, całkiem humorystyczny. Jednak dramatów nie zabraknie, spokojnie, i na problemy znalazło się miejsce w tej powieści. A! Gorące sceny, oczywiście, też są. Chociaż akurat one nie są specjalnie rażące czy gorszące. Opisy są dosyć wyważone, nic mnie w nich nie zaskoczyło i nie zafascynowało, ale są nieźle napisane i dobrze się je czyta.

Jeśli jeszcze nie oczytały Wam się podobne historie- warto przeczytać, na pewno trochę się pośmiejecie i spędzicie miło czas. Choć fabuła jest mało oryginalna, książka ma spore przyciąganie i bardzo szybko się ją czyta. Cóż mogę więcej powiedzieć? Macie chętkę na stary, dobry wątek miłosny uczennica-nauczyciel, sięgajcie śmiało! Trochę schematyczna, ale nadrabia humorem, więc 6/10 wydaje się sprawiedliwe.

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/wielka-wtopa-i-akcja-kot-czyli-cos-do.html#more

"- Jeśli to twój sposób na podryw, powinieneś chyba przenieść się gdzieś, gdzie jest więcej ludzi - powiedziałam. [...]
- Przepraszam? [...]
- Szekspir. Nikt nie czyta w barze Szekspira, chyba że planuje w ten sposób podrywać dziewczyny. Powiedziałam, że miałbyś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/10/we-dnie-w-nocy-agata-koakowska.html

"- Od nowa się nie da. - Siąkam nosem. [...]
- Rozumiem - mówi mama.
- Ale można zacząć na nowo - dodaję. - A przynajmniej tak słyszałam. Całkiem niedawno."

Książka, która ma dawać otuchę i odwagę w wyrażaniu siebie. Autorka, która pragnie pisać dla kobiet powieści z przesłaniem. Opowieść wzruszająca, momentami szokująca i poruszająca wciąż aktualne problemy i wartości.
Słowa opisu: "Przejmująca opowieść o nadziei. Wielkich marzeniach, życiowych błędach i troskliwej opiece, która czasem wykracza poza nasze wyobrażenia" skutecznie przekonały mnie, że ta historia może mnie poruszyć i warto ją przeczytać. Czy tak było w rzeczywistości?

"Wokół matrymonialny bum. Znajomi z pracy zaręczają się, żenią, a potem rozmnażają. Owczy pęd, tylko do czego? Czy oni naprawdę wierzą, że podstawowa komórka społeczna da im szczęście? I tak wcześniej czy później wszyscy obudzą się wśród wzajemnych pretensji i oskarżeń."

Historia zaczyna się całkiem normalnie i swobodnie. Ot, zapracowana matka w końcu ma weekend dla siebie, kiedy mąż z córeczką jadą do teściów. Miał być to wieczór przyjemny, prosty, wolny od wspomnień. Jednak zaczyna podsumowywać swoje dotychczasowe życie i dochodzi do wniosku, że czegoś lub kogoś jej brakuje. Może jej samej? Czy przypadkiem nie zatraciła gdzieś swojego "ja"? A może... zostało jej ono odebrane? Dręczy ją sekret, którego, oprócz jej rodziców i przyjaciółki, nie zna nikt. Prześladuje ją widmo przeszłości i skrawki wydartej pamięci.
Jest jeszcze Piotr. Posiada dobrą pracę, śliczne córeczki i wspaniałą żonę. Ma wszystko. Jednakże jego życie nie było proste i niewinne. Ma na swoim koncie niejedno przewinienie. Grzeszki, o których sumienie nie pozwala zapomnieć.
Można zapytać, co łączy tych dwoje ludzi, którzy na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą zupełnie nic wspólnego? Łączy ich tajemnica. Tajemnica, do której z czasem się przybliżamy, a gdy nadchodzi moment kulminacyjny... jesteśmy w totalnym szoku, a wzburzenie towarzyszy nam już do ostatnich stron.

Akcja została rozpisana na trzy osoby i dwa czasy. O wydarzeniach opowiadają nam Anna, Piotr i (co ciekawe) postać fantastyczna, Anioł Stróż Anny. Na przemian zagłębiamy się w roku 1997 i 2013. Taki rodzaj przeprowadzenia czytelnika przez historię może być dezorientujący, jednak kiedy już poukładamy sobie wszystkie wydarzenia, całość nabiera spójności i sensu.
Mogłoby się wydawać, że wprowadzenie nutki fantastyki w postaci Anioła, nie będzie pasować do tak współczesnej opowieści, a jednak! Wspaniale się wpasowuje w akcję, uzupełnia i uświadamia, jak chwila nieuwagi może wpłynąć na całe życie.

"Zapewne z czasem ludzie, zamiast rozmawiać twarzą w twarz, będą rozmawiali z ekranami komputerów. Zamiast uściskać się pokrzepiająco, będą przesyłać wirtualne całusy, twierdząc, że się wspierają, że są blisko. Tylko co ja mogę wiedzieć? W końcu jestem zaledwie zwykłym aniołem."


Jest to niewątpliwie powieść z przesłaniem. W czasach kiedy narkotyki czy inne używki są dostępne, trzeba oczekiwać niespodziewanego. Szczególnie kobiety wydają się zagrożone, na co Agata Kołakowska zwraca uwagę w swojej książce. Historia, którą opisała jest oparta na faktach i mogłaby się przydarzyć każdej z nas. Szokuje, wzbudza skrajne emocje, które wzbierają niczym fala i doprowadzają do prawdziwego tsunami! Znajdziemy tutaj wiele wzbudzających niechęć momentów, ale również dużą dawkę tych wzruszających czy przepełnionych miłością i nadzieją. Na naszych oczach rozgrywa się dramat o niespełnionych marzeniach i poszukiwaniu utraconej części siebie. Ale! Nie myślcie, że ominie Was uśmiech! I zabawne momenty pojawiają się w swoim czasie!


"- Nie będę tego słuchał, Wolański! Zrozum wreszcie, że jesteś od tego jak dupa od srania! I to wszystko w temacie! Słyszysz?
Dlaczego ludzie używają tak osobliwych porównań? Nie wiem i chyba nigdy tego nie pojmę."

Polecam przeczytać każdej kobiecie! To taka... bardzo dobra kobieca literatura. Nie tylko przestrzega przed niebezpieczeństwami, ale również pokazuje piękno prawdziwej miłości i troskliwej opieki. Cudowna, gorzko-słodka powieść, idealna dla przedstawicielek płci pięknej lubujących się w obyczajówkach!

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/10/we-dnie-w-nocy-agata-koakowska.html

"- Od nowa się nie da. - Siąkam nosem. [...]
- Rozumiem - mówi mama.
- Ale można zacząć na nowo - dodaję. - A przynajmniej tak słyszałam. Całkiem niedawno."

Książka, która ma dawać otuchę i odwagę w wyrażaniu siebie. Autorka, która pragnie pisać dla kobiet powieści z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

"- Nigdy cię nie pytałam, skąd się wzięła twoja ksywa. Dlaczego "Day"?
- Każdy dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Z każdym kolejnym dniem wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden dzień naraz."

Na "Rebelianta" czaiłam się od dłuższego czasu. Wszystko przez ten opis! Obiecuje on intrygujące zmagania geniusza militarnego- June i nieuchwytnego przestępcy- Day`a. Autorka wpadła na pomysł napisania tej powieści podczas oglądania ekranizacji Nędzników, zainspirowała ją relacja między znanym kryminalistą a detektywem. A skoro pojawiają się silne osobowości i błyskotliwe umysły, musi być ciekawie!

"Mroczna przyszłość, w której nic nie jest takie, jak się wydaje.
Dwa odmienne światy i dwoje bohaterów, którzy stają w walce przeciwko sobie.
Piętnastoletnia June - geniusz militarny kontra jej rówieśnik Day - nieuchwytny przestępca.
Ich ścieżki krzyżują się. Rozpoczyna się wyścig na śmierć i życie."
(opis książkowy)

Jak widać, opis jest dosyć skromny, tajemniczy i niewiele zdradza. Mamy tylko świadomość, że wkraczamy w dystopijny świat, w którym toczą się losy dwóch głównych, zupełnie różnych bohaterów. Co jest moim zdaniem lepszym rozwiązaniem, niż taki ogólny zarys fabuły, jakim zazwyczaj jesteśmy częstowani. Nie jesteśmy więc do końca pewni w co się "pakujemy", zanim nie zaczniemy czytać.
A wkraczamy w świat z przyszłości, w którym toczy się wojna między Republiką a Koloniami. Akcja rozgrywa się na terenie Republiki, która podzielona jest na bogate, wojskowe i biedne dzielnice, te ostatnie rok w rok nękają epidemie. Bogaci i dobrze sytuowani są regularnie szczepieni, co innego klasa robotnicza i niższe warstwy społeczne. Właśnie stamtąd wywodzi się Day, jego matka i dwójka braci. Kiedy najmłodszy z nich zapada na nieznaną odmianę epidemii, główny bohater postanawia, że nie spocznie, póki nie dostarczy mu szczepionki. Od tego momentu akcja wręcz pędzi , momentami zwalniając, aby za chwilę zaskoczyć nas czymś zupełnie nieoczekiwanym! O zakończeniu nie wspominając!

Spodziewałam się wiele po "Rebeliancie" i ani trochę się nie zawiodłam. Autorka wykreowała zupełnie nowy świat, w którym ludzie są szkoleni do życia i walki pod dyktando Elektora Primo. Pozbawiani są własnego zdania, wbija im się do głów kłamstwa i ogólnie przyjęte "prawdy".
Ciekawym elementem, który mnie zaintrygował, jest wprowadzenie Próby. Jest to egzamin, który przechodzą obywatele Republiki w wieku dziesięciu lat. Jeśli ktoś osiągnie wynik powyżej 1400 punktów lub maksymalnie 1500, obwołany jest złotym dzieckiem. Takie "osobniki" są szkolone do służby wojskowej. Właśnie kimś takim jest June Iparis. Rekordzistka, która uzyskała maksymalny wynik podczas Próby. Jej umysł jest ostry niczym brzytwa, a spostrzegawczością przebija nawet doświadczonych agentów. To jej przypada w udziale wytropienie sławnego Day`a. Żywej legendy wśród przestępców.


"Jego głos może sprawić, że zapomnę o wszystkich prześladujących mnie troskach. W ich miejsce pojawiają się emocje takie jak pożądanie, strach, a czasem nawet gniew. Jego głos zawsze obudzi jakieś uczucia, których nigdy wcześniej nie znałam."


Nie spodziewałam się tak zaskakującej fabuły, tylu zwrotów akcji, a przede wszystkim tajemnicy na tak wielką skalę! Jedynym, co udało mi się przewidzieć, był wątek miłosny. Ale nie oszukujmy się, miłość nie ma tutaj dominować, ma pozostać tylko miłym dodatkiem do toczących się rozgrywek politycznych i odkrywania prawdy skrywanej przez dyktatora i jego marionetki.
Czytając "Rebelianta" miałam wrażenie, że bohaterowie są znacznie starsi, w końcu są wyszkolonymi, sprawnymi fizycznie "ninja". Trochę nierealne wydawało mi się, aby to piętnastolatkowie mogli być "maszynami wojennymi", ale... może w tym świecie dzieci szybciej dorastają? Zdecydowanie. Mam nadzieję, że ich umiejętności i hart ducha zostaną z nimi także w kolejnych częściach, po które niewątpliwie sięgnę! Zachęcam do lektury każdego fana dystopii i fantastyki, naprawdę warto przeczytać! Ocena to zasłużone 9/10!

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

"- Nigdy cię nie pytałam, skąd się wzięła twoja ksywa. Dlaczego "Day"?
- Każdy dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Z każdym kolejnym dniem wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden dzień naraz."

Na "Rebelianta" czaiłam się od dłuższego czasu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Blair jest 19-letnią, delikatną dziewczyną, która od kilku lat dzieli swój czas pomiędzy naukę i opiekę nad chorą na raka matką. Do czasu, aż jej mama umiera zostawiając ją z długami za leczenie. Dziewczyna pozbawiona innego wyjścia, sprzedaje dom i wszystkie rzeczy, aby spłacić dług. Wyjeżdża do ojca, który opuścił rodzinę zaraz po śmierci jej siostry bliźniaczki, a teraz ma nową żonę i dzieci. Jest jej ostatnią deską ratunku. Jednak pod adresem, który dostała wcale nie ma jej ojca, tylko zabójczo przystojny, bogaty i młody Rush- jej przyrodni brat. Czy między dwojgiem tak różnych ludzi może zrodzić się prawdziwe uczucie? Czy namiętność, która ich połączyła będzie tylko jednorazową przygodą? Jeśli jesteście tego ciekawi, przeczytajcie koniecznie!

"Było w nim coś czego nie potrafiłam określić. Im bardziej trzymał się ode mnie z daleka, tym chciałam znaleźć się bliżej."

Muszę przyznać, że opis zwiastował kolejną historię z miłością na rozkładówce, która nie może istnieć, ponieważ: facet ma okropną przeszłość, dziewczyna ma uraz do facetów, zakochani są rodzeństwem, jedno pochodzi z dobrego domu, a drugie to dziecko ulicy itd. Musicie przyznać, że często w młodzieżówkach tak się motywuje "zakazaną miłość". Jednak, o dziwo, w O krok za daleko dopiero pod koniec zorientowałam się, dlaczego właściwie ten związek może być tak niemile widziany. Było to dla mnie lekkie zaskoczenie, które powitałam z wielkim zadowoleniem!
Wątek miłosny zdominował akcję, lecz to wcale nie razi (no, chyba, że osoby, które nie lubią "love story"). Jest okraszony sporą nutą pikanterii i ogromną dawką zmysłowego przyciągania. Namiętność wybuchająca pomiędzy głównymi bohaterami pojawia się na każdym kroku i nie pozwala oderwać się od lektury. Jest to wciągająca i wręcz uzależniająca powieść, na okładce powinno znajdować się ostrzeżenie "jeśli nie masz wolnego popołudnia i wieczoru- nie zaczynaj czytać!".


"Uważał mnie za chodzący ideał. Postawił na piedestale i nie pozwalał zejść. Może słusznie. Nie zdołam iść z nim do łóżka, nie oddając mu swojego serca. I tak już zdążył się do niego wkraść. Jeśli dałbym mu swoje ciało, mógłby unieszczęśliwić mnie w sposób, w jaki nikt wcześniej mnie nie skrzywdził. Straciłabym czujność."

Historia jest lekka, dzięki prostemu językowi czyta się ekspresowo i raczej nie możemy oczekiwać po niej głębszego przesłania. Choć poruszane są w niej tematy takie jak śmierć siostry czy matki, poczucie odrzucenia, samotności i bezradności. Głębsza refleksja się nie pojawiła. Trzeba jednak przyznać, że te dosyć tragiczne wątki łączą się bardzo dobrze z bieżącą akcją i zyskujemy z tego połączenia całkiem porządną powieść młodzieżową.
Co bardzo mi się spodobało, to wszystkie niejasności i nuta tajemnicy, które towarzyszą Blair. Jej przeszłość nie jest do końca jasna, choć ona uważa inaczej. Wydaje się, jakby wszyscy oprócz niej znali sekret dotyczący jej rodziny, również tej przybranej.
W trakcie czytania często się uśmiechałam. Bohaterowie potrafią wykazać się poczuciem humoru i ciętym językiem. I ta różnorodność postaci! Spotkamy jędzę, "słodką idiotkę", przystojniaka, bogacza i nawet typowych kowbojów. Na nudę nie można narzekać z taką obsadą

"Nie pasowałam do tych ludzi. Nigdy nie czułam się w towarzystwie, nawet w szkole średniej. Moje życie składało się z dziwnych momentów. Chciałam zostawić za sobą tę dziwną dziewczynę, której nikt nie zauważał, bo zajmowała się sprawami ważniejszymi niż spotkania ze znajomymi."

Jeśli szukacie dobrej lektury na jeden wieczór, mogę z czystym sumieniem polecić Wam "O krok za daleko" autorstwa Abbi Glines! Wydaje mi się, że ta pozycja najlepsza będzie dla czytelników, którzy nie są bardzo oczytani w literaturze młodzieżowej. Zagorzali fani tego gatunku mogą, podobnie jak ja, uznać, że lekko trąci tutaj schematycznością. Ostatecznie jednak dobrze się bawiłam i spędziłam miło czas.

recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/10/jak-posunac-sie-o-krok-za-daleko-wedug.html

Blair jest 19-letnią, delikatną dziewczyną, która od kilku lat dzieli swój czas pomiędzy naukę i opiekę nad chorą na raka matką. Do czasu, aż jej mama umiera zostawiając ją z długami za leczenie. Dziewczyna pozbawiona innego wyjścia, sprzedaje dom i wszystkie rzeczy, aby spłacić dług. Wyjeżdża do ojca, który opuścił rodzinę zaraz po śmierci jej siostry bliźniaczki, a teraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

- To idealny chłopak - mówiła Cath.
- Jest jak nocny stolik - kwitowała Wren.
- Zawsze przy mnie stoi.
-... żebyś mogła odłożyć na niego gazetę.
[...]
- [...] Lubię Abla. Jest taki stabilny.
- Właśnie opisujesz nocny stolik...

Powieść Rainbow Rowell opowiada historię bliźniaczek, Cather i Wren, które rozpoczynają swoje studenckie życie. Każda na "własną rękę", w końcu, ile można żyć i mieszkać z jedną i tą samą osobą? Poznają nowych ludzi, imprezują, piją alkohol... a przynajmniej jedna z nich- Wren. Cather jest raczej nieśmiała, wycofana, a jej ulubionym zajęciem jest pisanie fanfików o Simonie Snow. Obie dziewczyny uwielbiają książki, ale to seria o Simonie i Bazie skradła ich serca. Kolekcjonują plakaty, kubki, koszulki, wszystko co ma związek z ich ukochanymi bohaterami. Jednak Wren zdecydowała się zostawić swoją małą obsesję w domu rodzinnym, co innego nasza Cath. Kiedy myślę o "Fangirl", od razu przychodzą mi do głowy słowa "Każda potwora znajdzie swego amatora". Dlaczego? O tym musicie przekonać się sami!

Wyobraźcie sobie, że jesteście nieśmiałe, w gruncie rzeczy wolicie towarzystwo fikcyjnych bohaterów i książkowy świat magii. Aż tu nagle... trafiacie do akademika, Waszą współlokatorką jest dziewczyna, która jest Waszym zupełnym przeciwieństwem, a dodatkowo przesiaduje u Was obcy facet- i to non stop. I nie jest to byle jaki facet, tylko wiecznie uśmiechnięty i radosny Levi. Starszy, szczupły, ze swoją nieokiełznaną czupryną i oślepiającym uśmiechem. Taki "stuwatowy" Levi potrafi rozświetlić cały pokój. Jak się czujecie, trafiając do tego "wariatkowa"? Niezręcznie? Cath bardzo obrazowo potrafi powiedzieć co sądzi o swoim nowym otoczeniu. Wyznam Wam, że zadowoloną bym jej nie nazwała.

- Na biurku masz głowy Simona Snowa – zauważyła Reagan.
- To tylko pamiątkowe popiersia.
- Żal mi ciebie, więc zostanę twoją przyjaciółką.

Historia sama w sobie wydaje się taką normalną młodzieżówką, jednak można znaleźć w niej coś intrygującego, coś, co nie pozwala oderwać się od książki. Bohaterowie są wspaniale rozrysowani, różnią się od siebie i choć pozornie do siebie nie pasują, pokazują nam, że przeciwieństwa się przyciągają. Przechodzą przemiany, pokonują życiowe problemy, takie, które mogą spotkać każdego z nas. Niejedna osoba poczuje do nich sympatię, jak nie kochać tak uroczych i oryginalnych ludzi?

Autorka stworzyła ciekawą powieść, wplotła do niej specyficzny wątek miłosny, zmagania Cath z panią profesor od kreatywnego pisania oraz obraz niepełnej rodziny. Odejście matki leży u podstaw wszystkich problemów, które spotykają bliźniaczki i ich ojca, a przynajmniej tak to widzi Cather. Jej tato jest istnym pracoholikiem, który ma małe problemy ze swoją psychiką, jednak stara się jak może, aby dziewczynki miały dobre życie. O wątku miłosnym nie będę się rozpisywać, jego odkrycie było dla mnie najlepszą częścią powieści, więc... zostawię Wam przyjemność samodzielnego odkrywania go!

- Musimy poznawać nowych ludzi […]
- Nie potrzebuję nowych ludzi
- To właśnie dowodzi jak bardzo ich potrzebujesz...

Nie mogłabym nie wspomnieć o fragmentach fanfików pisanych przez Cath i Wren, które pojawiają się bardzo często oraz fragmentów książki o Simonie Snow. Poważnie, trochę mnie wybijały z rytmu i jakoś mi tam nie pasowały. Były one zdecydowanie za długie. Nie wiem, może komuś taki zabieg odpowiada, mnie on wyłącznie dekoncentrował. Bardziej odpowiadałyby mi krótkie wstawki, raz na jakiś czas. Jednak jest to jedyny zgrzyt, który zarejestrowałam podczas lektury. No, mogę się jeszcze doczepić do zakończenia, spodziewałam się czegoś zupełnie innego, choć specjalnie złe nie było.


Jest to książka skierowana głównie do młodzieży, jednak wydaje mi się, że nieco starszym czytelnikom również może przypaść do gustu. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć: polecam! Zabawna historia przeplatająca się z poważniejszymi tematami, zapewniająca miło spędzony czas. To pozycja obowiązkowa dla fanów Rainbow Rowell i świetny wstęp do jej twórczości, dla tych, którzy jeszcze nie mieli z nią styczności. "Fangirl" zasłużyła na bardzo dobre 9/10!

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

- To idealny chłopak - mówiła Cath.
- Jest jak nocny stolik - kwitowała Wren.
- Zawsze przy mnie stoi.
-... żebyś mogła odłożyć na niego gazetę.
[...]
- [...] Lubię Abla. Jest taki stabilny.
- Właśnie opisujesz nocny stolik...

Powieść Rainbow Rowell opowiada historię bliźniaczek, Cather i Wren, które rozpoczynają swoje studenckie życie. Każda na "własną rękę", w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"- Czasami jesteś tak wielkim dupkiem.
- Cóż, zatem idealnie do siebie pasujemy, bo ty przez większość czasu jesteś wstrętną zołzą."

Przedstawiam Wam Zaplątanych Emmy Chase. Napisałabym bardziej porywający wstęp, gdyby nie fakt, że w mojej głowie chwilowo panuje straszny bałagan! Cudowne historie z książek zaczynają mi się mieszać z podręcznikiem do biologii. A skoro w szkole mam aż nadto poważnej lektury- nabieram szczególnej chęci na rozrywkową opowieść, przyjemną i humorystyczną. A do tej kategorii niewątpliwie należy powieść Pani Chase! Jest to bardzo zgrabne połączenie komedii z pikantnym romansem, za które jestem okropnie wdzięczna! Taka historia z pazurem od czasu do czasu jest po prostu wybawieniem :)

Drew Evans jest niereformowalnym kobieciarzem, wszystkie przedstawicielki płci pięknej ciągną do niego jak do miodu. I nic w tym dziwnego. Naszego bohatera cechuje niezwykle atrakcyjna powierzchowność i niespotykany urok osobisty. Prawdziwa mieszanka wybuchowa, której żadna się nie oprze. No... prawie żadna!
Kate Brooks jest piękna, inteligentna i... zaręczona. W końcu kobieta z charakterem! Poza tym, jest również irytująca! Między nią a Drew dochodzi do takich spięć, że aż iskry lecą. Złość i rywalizacja jest czymś co napędza ich oboje. A dwójka nakręconych ludzi, zamkniętych w niewielkiej przestrzeni i pracujących razem... Oj tak, wiele się wtedy dzieje. Nie ominą nas pikantne opisy fantazji Drew na temat seksownej współpracownicy, a także dosadne opisy scen łóżkowych (raczej nie dla wstydliwych ;) ).

"Edward Cullen może wziąć tę swoją głupią heroinę i zaćpać się na amen. Kate jest moją własną viagrą."

Coś o czym warto wspomnieć, to przede wszystkim cięte języki większości bohaterów. Nic tak nie potrafi rozłożyć czytelnika na łopatki jak charakterne postacie i niesamowicie trafne riposty. Miałam prawdziwe szczęście, że nikt nie widział jak zwijam się ze śmiechu czytając tę książkę! Naprawdę, perypetie Drew i Kate z dodatkiem takich osób jak Delores i Alexandra, to istna skarbnica komicznych dialogów i sytuacji! Nie da się zachować powagi, więc lepiej odpuścić sobie czytanie Zaplątanych w miejscach publicznych :D
Nie mogę zaprzeczyć, że zainteresowało mnie to, iż autorka napisała książkę (i to romans!) z perspektywy Drew. Dosyć niespotykane, aby kobieta opisywała punkt widzenia mężczyzny, który dodatkowo jest świadomy tego, że go "obserwujemy". Trzeba jednak przyznać, że efekt końcowy jest świetny. Te wszystkie zwroty głównego bohatera do "widowni", spostrzeżenia i ciekawostki, którymi jesteśmy częstowani... zdecydowanie jest to mocny punkt tej pozycji. Ach, puszczanie oczka i porozumiewawcze uśmieszki posyłane pod naszym adresem... jestem urzeczona!

"- Co mogę dla ciebie zrobić, Delores?
- Byłoby świetnie, gdybyś się wykastrował. Jednak zadowolę się też twoim skokiem z mostu. Słyszałam, że o tej porze roku Brooklyn jest naprawdę ładny."

Fabuła nie jest specjalnie odkrywcza, podrywacz plus piękna kobieta musi w końcu zaowocować namiętnym romansem. (Wy też czujecie miłość w powietrzu?) Jednak z wielką przyjemnością obserwowałam potyczki Drew i Kate, była między nimi taka chemia, że nie przeszkadzało mi ani trochę, że wiem do jakiego finału zdążamy. Wiadomo, że tak od razu nie doczekamy się happy endu, jednakże nie jesteśmy skazani na kolejny łańcuszek "kłótnia-przeprosiny-kłótnia...". Akcja bardziej przypomina komedię romantyczną. Nie spotkamy tutaj wielkich tajemnic, traumy z dzieciństwa, toksycznego związku, tej "ciemnej strony mocy", czego zazwyczaj możemy oczekiwać po "standardowym romansie". Jest za to znacznie, znacznie więcej humoru!
Nie mogłabym również zapomnieć o scenach erotycznych, którymi książka jest wręcz naszpikowana. Zdarzało mi się czytać gorsze opisy, więc nie jest źle. Jednak Drew w chwilach namiętności potrafił używać określeń, które nijak wpasowywały się w zmysłową atmosferę. Może autorka chciała podkreślić, że to właśnie mężczyzna jest tutaj narratorem? Ciężko powiedzieć.

Podsumowując, jest to niewątpliwie romans, jednak zdecydowanie bardziej humorystyczny. Więc jeśli nie lubisz "zwykłych romansideł", możesz spróbować z Zaplątanymi, jest szansa, że zmienisz zdanie ;) Jest to książka, którą czyta się ekspresowo, wciąga i nie wypuszcza do końca! Wiem co mówię, zarwałam przy niej nockę. Powieść Pani Chase zaliczam do "odganiaczy stresu" i nie bez powodu. Skutecznie rozluźnia i odpręża po ciężkim dniu pełnym pracy i nauki. Wymarzona lektura na jesień, kiedy każdy "rozweselacz" jest na wagę złota! Moja ocena 8/10.

Recenzja znajduje się na blogu: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/10/zaplatani-emma-chase.html

"- Czasami jesteś tak wielkim dupkiem.
- Cóż, zatem idealnie do siebie pasujemy, bo ty przez większość czasu jesteś wstrętną zołzą."

Przedstawiam Wam Zaplątanych Emmy Chase. Napisałabym bardziej porywający wstęp, gdyby nie fakt, że w mojej głowie chwilowo panuje straszny bałagan! Cudowne historie z książek zaczynają mi się mieszać z podręcznikiem do biologii. A skoro w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja znajduje się na moim blogu: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/10/nie-pozwol-mi-odejsc-catherine-ryan-hyde.html

"- Wolę pamiętać dobre rzeczy, a zapomnieć o reszcie.
- Tak się nie da - powiedziała Grace.
- Co się nie da? [...]
- To tak, jakby ktoś chciał czuć się tylko szczęśliwy, ale nie smutny - wyjaśnia - To się nie uda. Albo coś czujesz, albo nie. Nie możesz wybierać, co chcesz czuć. Przynajmniej ja tak myślę"

Koło tej książki po prostu nie da się przejść obojętnie. Tak smutna okładka musi przyciągnąć wzrok, a opis po prostu przybija do podłoża. Kiedy przeczytałam słowa małej dziewczynki, która siedzi samotna na patio: "Jeśli będę siedzieć w środku, nikt nie zauważy, że mam kłopoty. I nikt mi nie pomoże", wiedziałam, że to jest lektura, której sobie nie odpuszczę! Ta historia, ku mojej uciesze, okazała się zupełnie wyjątkowa!

Trzeba przyznać, że opis nie jest przesadzony. Z prawdziwą przyjemnością zaczytywałam się w losach Billy`ego, Grace i reszty. Tym większą, ponieważ bohaterowie nie są w żadnym wypadku zbyt idealni, piękni czy bogaci. Każdy z nich tworzy swoistą układankę. Choć wiele elementów na pierwszy rzut oka do siebie nie pasuje, po uważniejszych obserwacjach zauważamy ich wyjątkowość i specyfikę. Małe kawałeczki tworzą osoby, ich charaktery, lęki, oczekiwania i nadzieje, które układają się z kolejnymi większymi kawałkami w jeden, wielki, barwny obraz.

"- Ten dzień jest do dupy.
- Nie bardziej niż inne, jeśli ktoś pyta.
- No to następnym razem nie zapytam - stwierdziła Grace."

Autorka ma na swoim koncie również inną inspirującą powieść Podaj dalej, na której podstawie nagrano film. Pani Ryan posiada niezwykłą łatwość i lekkość pisania, trudne tematy opisuje bardzo prostym językiem, takim, którym mogłaby przemawiać mała dziewczynka. W końcu połowę akcji śledzimy oczami Grace, która, swoją drogą, wydaje mi się najmądrzejszą dziewięciolatką pod słońcem. Uwielbiam jej "złote myśli", dziecięcy entuzjazm, odwagę oraz szczerość. Tak pozytywna postać mogłaby zmieniać świat samym uśmiechem i zapałem!
Przez drugą połowę akcji przeprowadza nas Billy, który cierpi na agorafobię i napady paniki (swoją drogą, ciekawie było poznać myśli kogoś, kto boi się otwartych przestrzeni itp.). Choć choroba to nic śmiesznego, nie poradzę na to, że niektóre zachowania naszego bohatera doprowadzały mnie do śmiechu. Jest on tak specyficzny, elokwentny i kulturalny, że uwierzcie mi- ciężko go nie polubić. Ma swoje przyzwyczajenia, których nienawidzi zmieniać, co oczywiście następuje częściej, niż by sobie życzył. A wszystko dzięki Grace. Od kiedy pojawiła się w jego życiu, rutyna zniknęła, pojawiło się całe grono ludzi, którzy bez przerwy pukają do jego drzwi. Chyba nie muszę dodawać, że niezmiernie go to irytuje, prawda?

"Znowu zapadła cisza. To była kolejna rzecz, jaką Grace zaobserwowała u dorosłych. Ciężko było wyciągnąć z nich jakąś informację, bo bali się siebie, a zwłaszcza informację o nich samych. Gdy chodziło o to, co dzieci powinny robić to mieliby mnóstwo do powiedzenia."

W korowodzie niezwykłych postaci pojawiają się również przemiła i odpowiedzialna Rayleen, bardzo niesympatyczny Pan Lafferty, starsza pani Hinman, meksykanin Felipe i wiele innych. Grupa ta odegrała ogromną rolę w życiu Grace i jej matki. Matki, która jest narkomanką. Trudna sytuacja wymogła na wszystkich wytoczenie ciężkiej artylerii, co było głównym wątkiem powieści. Akcja toczy się głównie w obrębie kamienicy, w której wszyscy rezydują, co wcale nie oznacza, że jest nudno czy pospolicie. O nie! Fabuła jest starannie przemyślana, inspirująca i pouczająca. Nie można również narzekać na brak emocji. Nasza barwna gromadka dostarcza nam zarówno tajemnic, momentów smutku, rozczarowania jak i tych weselszych chwil, pozytywnego zaskoczenia i wzruszenia.

Podsumowując, polecam tę książkę każdemu, kto zwątpił w drugiego człowieka. Ta pozycja potrafi podnieść na duchu i sprawić, że powraca wiara, iż w każdym tli się choć odrobina dobra. Dzięki niej zrozumiałam jak ciężkie życie mają osoby cierpiące z powodu licznych lęków. Każdy, kto ma styczność z takimi osobami może się zainteresować Nie pozwól mi odejść. Na pewno nie pożałuje, że po nią sięgnął! W sumie... jest to książka dla każdego! A moja ocena to 8/10!

Recenzja znajduje się na moim blogu: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/10/nie-pozwol-mi-odejsc-catherine-ryan-hyde.html

"- Wolę pamiętać dobre rzeczy, a zapomnieć o reszcie.
- Tak się nie da - powiedziała Grace.
- Co się nie da? [...]
- To tak, jakby ktoś chciał czuć się tylko szczęśliwy, ale nie smutny - wyjaśnia - To się nie uda. Albo coś czujesz, albo nie. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Recenzja: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/10/oddam-ci-sonce-jandy-nelson.html

Książka ta, całkiem niedawno, wywołała niemałe poruszenie wśród czytelników. Zastanawiałam się Co w niej jest takiego wyjątkowego? Przyznam szczerze, że przez pierwsze pięćdziesiąt stron nie mogłam do tego dojść... Narracja okazała się fantastyczna, styl i krajobrazy malowane słowami były wprost kosmiczne. Jednak nie mogłam się wczuć, wbić w świat widziany oczami bliźniąt. Najgorszą przeprawę miałam z Noahem, nie mogłam określić, co właściwie sprawia, że mam tę blokadę! Z Jude szło prościej, jej tok myślenia nie był tak zawiły i barwny, mniej artystyczny. Na szczęście mur, który pojawił się na początku, runął wraz z topniejącą w zastraszającym tempie liczbą stron do przeczytania.

"Otrząsam się z tego wszystkiego. Liczą się tylko światy, które mogę stworzyć, nie ten syf, w którym muszę żyć. W światach, które tworzę wszystko może się zdarzyć. W s z y s t k o."

Autorka stworzyła powieść, którą trzeba poczuć, zrozumieć, a pochłonie Cię bez reszty! Zagłębiamy się we współczesnym świecie, tak znajomym, a jednocześnie tak innym! Jest to świat, o który dwójka rodzeństwa toczy batalie, dzieli między sobą.
Czy nie byłoby wspaniale widzieć wewnętrzną twarz człowieka? To prawdziwe ja? Być tak wyczulonym na zmiany zachodzące w drugiej osobie, że aż jawiłaby się nam jako feeria barw? Artystyczna dusza Noaha i jego niecodzienny tok myślenia pozwala nam właśnie tak dostrzegać świat. Jako prawdziwą eksplozję kolorów. Nasz bohater jest nieśmiałym i raczej cichym nastolatkiem, a przez otoczenie postrzegany jest jako "kosmita".
Z kolei Jude patrzy na życie przez pryzmat mądrości babci Sweetwine. Mogłoby się wydawać, że jest tą mniej zdolną z dwójki rodzeństwa, tą bardziej przyziemną. Jej szkice nie są tak fantazyjne jak jej brata, nie jest tak asertywna jak on. Działa często pod wpływem impulsu, co niejednokrotnie pakuje ją w kłopoty. Jedynym jej pragnieniem jest pozyskanie upragnionej miłości matki i wpasowanie się w otoczenie. Czy pragnienie miłości i akceptacji może być złe?

"Tego właśnie bym chciała: chwycić swojego brata za rękę i pobiec z powrotem przez czas, gubiąc kolejne lata jak płaszcze spadające nam z ramion."

Jest to historia o bliźniętach, które korowód zdarzeń poróżnił i zmienił. Uczestniczymy w ich życiu, na przemian z perspektywy prawie czternastoletniego Noaha i szesnastoletniej Jude. Choć podobnie opowiedziana fabuła, nieumiejętnie skonstruowana może dezorientować, Pani Nelson tak nią pokierowała, że wszystkie wątki w cudowny sposób łączą się ze sobą i zazębiają. W ten sposób dostajemy szansę, aby samodzielnie poskładać wszystkie fakty i stworzyć spójną, zachwycającą i pouczającą całość.

Przez akcję po prostu przepływamy, wchłaniając wszystkie szczegóły, cudowne opisy i niewysłowione pokłady emocji, które targają bohaterami. Wzloty i upadki, miłość i zdrada, momenty szczerości i kłamstwa, uczucie braterskiej/siostrzanej miłości i zazdrość. Cała gama uczuć zawarta w jednej historii. "Oddam ci słońce" potrafi zarówno rozbawić, jak i doprowadzić czytelnika do łez. Moja ocena nie mogła być inna niż 10/10. Jeśli jeszcze nie czytaliście, polecam nadrobić lekturę! Uwierzcie, naprawdę warto!

Recenzja: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/10/oddam-ci-sonce-jandy-nelson.html

Książka ta, całkiem niedawno, wywołała niemałe poruszenie wśród czytelników. Zastanawiałam się Co w niej jest takiego wyjątkowego? Przyznam szczerze, że przez pierwsze pięćdziesiąt stron nie mogłam do tego dojść... Narracja okazała się fantastyczna, styl i krajobrazy malowane słowami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Byłam przekonana, że każdy na świecie ma innego bzika i, co najfajniejsze, myślałam, że gdzieś tam jest osoba pokręcona w ten sam sposób co ja, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Pomysł odnalezienia kogoś równie zwichrowanego bardzo mi się podobał. Nadal go szukałam."

Każdy z nas zna ból utraty kogoś bliskiego. Czy byli to babcia, dziadek, którzy umarli, ponieważ żaden człowiek nie żyje wiecznie. Czy też ktoś inny, młodszy, któremu nie dane było przeżyć życia do końca. Ktoś, kto jeszcze nie miał prawa umrzeć. Strata zawsze boli. Przekonali się o tym bohaterowie powieści Brittainy C.Cherry. Zostali ciężko doświadczeni, ich serca rozsypały się na milion kawałeczków, a duszom zadano głębokie rany. Jednak złamane serce, to otwarte serce. Kiedyś, ktoś ponownie je poskłada i sprawi, że życie odzyska sens, nabierze barw.

Ashlyn Jennings właśnie straciła siostrę bliźniaczkę, swoją drugą połowę. Jej matka nie radzi sobie ze stratą ukochanej córki, więc coraz bardziej pogrąża się w nałogu. Dziewczyna zostaje odesłana do ojca, który nigdy nie odgrywał ważnej roli w ich życiu. Z uczuciem odtrącenia przez matkę wyrusza w podróż ku nowemu życiu. Bez siostry. Los jednak chce, że w pociągu poznaje chłopczyznopaka o cudnych, niebieskich oczach, na których widok serce ściska jej się w piersi. Zapewne wszystko skończyłoby się jak najlepiej, gdyby nie fakt, że Pan Cudne Oczęta jest panem Danielsem- nauczycielem literatury w liceum Ashlyn.
Uczucie, które między nimi się zrodziło jest zakazane i niebezpieczne, może przysporzyć im nie lada kłopotów. Ktoś odpowiedzialny za niejeden dylemat w życiu Daniela powróci i znów zacznie sprowadzać nieszczęścia. Czy w takich okolicznościach jest możliwe, aby miłość przetrwała? Jeśli jesteście ciekawi, przeczytajcie koniecznie książkę!

Miałam wielkie oczekiwania względem tej powieści. Sprostała im w stu dziesięciu procentach! Ktoś może powiedzieć: Phi, motyw związku uczennica-nauczyciel jest oklepany, już tyle powieści o tym napisano... Widocznie ten nasz ktoś nie czytał Kochając pana Danielsa! Mówię Wam, zachwyty w tym przypadku są jak najbardziej na miejscu!

Zacznę od tego, że wydanie jest po prostu magiczne. Takie romantyczne i delikatne. Pasuje idealnie do zawartości i, cóż, miło na nie po prostu popatrzyć.
Rozdziały są pisane z perspektywy Ashlyn oraz Daniela, a każdy zaczyna się krótkim fragmentem piosenki z repertuaru Misji Romea (zespołu Daniela). Co ciekawe wszystkie teksty zespołu inspirowane są dziełami Szekspira. Co może być niezłą gratką dla jego fanów, do których osobiście nie należę, ale jest to całkiem miły akcent.
Na wielkość czcionki i długość rozdziałów nie możemy narzekać, są po prostu w sam raz.

Autorka wykreowała wspaniałe, wyraziste postacie, bardzo prawdziwe ze swymi uczuciami, problemami, popełnianymi błędami, myślami... Można się z nimi niesamowicie zżyć, co w moim przypadku nastąpiło już od pierwszych przeczytanych stron.
Każdy z bohaterów tej pełnej emocji powieści zasługuje na naszą sympatię. Moje serce skradł zawadiacki, pełen uroku Ryan, który skrywa przed matką tajemnicę oraz bierze na siebie winę za tragiczną śmierć ojca. Z zewnątrz jest popularnym i lubianym chłopakiem, jednak w środku to bardzo wrażliwy i kochający człowiek, który zasługuje na zrozumienie i miłość. Sprawił, że kilka razy musiałam przecierać oczy, ponieważ litery rozmazywały mi się przez pryzmat łez...

"— Każdy z nas ma jakieś złoto. To może być cokolwiek: piosenka, książka, zwierzę, człowiek. Cokolwiek, co sprawia, że czujesz się tak szczęśliwy, że twoja dusza płacze z czystej radości. To uczucie jak po zażyciu narkotyków, tyle, że lepsze, bo to naturalny odlot. Szekspir jest moim złotem."

Słodko-gorzki wątek miłości między Ash i Danielem został wysunięty na pierwszy plan, jednak w jego tle tyle się działo, że aż ciężko to opisać! W trakcie czytania poznajemy historię tragedii rodzinnej Daniela; śledzimy przemiany, które zachodzą w ojcu dziewczyny; jesteśmy świadkami dramatu rozgrywającego się w nowej rodzinie Henry`ego, czyli wcześniej wspomnianego ojca; obserwujemy proces aklimatyzacji Ashlyn w nowym otoczeniu oraz walki o zachowanie samodzielności w nowym życiu... Tak wiele zostało zawarte w tych ponad czterystu stronach!

Zupełnie nic nie jest tutaj przesadzone czy przesłodzone. Przynajmniej ja, jako wielbicielka historii miłosnych nie miałam na co narzekać. Dylemat goni dylemat a historia zatacza koło. Powieść świetnie opisują słowa zamieszczonego z tyłu opisu: Nasza historia to nie tylko opowieść o miłości. Opowiada także o rodzinie. O stracie. O życiu i o śmierci. Jest pełna bólu, ale także śmiechu. To nasza historia. Wspaniale podsumowują to, czego jesteśmy świadkami zanurzając się w opowieść, która wyszła spod pióra Brittainy C.Cherry. Prawdziwa burza emocji jest gwarantowana! Każda romantyczka spragniona lektury o miłości, smutku przeplatanym radością i nadzieją, będzie usatysfakcjonowana oraz uroni niejedną łzę.
Ocena nie mogła być inna niż 10/10!

Recenzja: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

"Byłam przekonana, że każdy na świecie ma innego bzika i, co najfajniejsze, myślałam, że gdzieś tam jest osoba pokręcona w ten sam sposób co ja, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Pomysł odnalezienia kogoś równie zwichrowanego bardzo mi się podobał. Nadal go szukałam."

Każdy z nas zna ból utraty kogoś bliskiego. Czy byli to babcia, dziadek, którzy umarli, ponieważ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zmienić swoje życie? Czy jedna decyzja może sprawić, że zły los się od nas odwróci? Czy może wręcz przeciwnie- nasze sprawy tylko bardziej się pokomplikują?
Nie ma co, ciekawe pytania i prosty sposób, aby poznać na nie odpowiedzi. Na wszystkie próbowała odpowiedzieć Izabella Frączyk, kolejna polska autorka, z której twórczością miałam okazję się zapoznać.

"Siostra mojej siostry" to niezła lektura, okraszona minimalistyczną okładką (za którymi przepadam) oraz dużą czcionką. Do szaty graficznej nie mam zupełnie żadnych zastrzeżeń, tyle w temacie estetyki.

Przyszedł czas, aby trochę porozmawiać o fabule. Akcja jest jednowątkowa, czym nieco się zawiodłam, sądziłam, że skoro opis obiecuje nam przygodę osadzoną w światku celebrytów, będzie działo się więcej. Oczywiście, nie było tak, że na naszym morzu wyobraźni panował spokój, żadnej, choćby pojedynczej falki zainteresowania, wzburzenia czy emocji. Po prostu autorka zdecydowała się przedstawić nam prostą historię, jak to kobieta z prowincji staje się obytą w świecie personą. Na swojej drodze do świetności napotykała przeszkody, ale jak na silną kobietę przystało, z każdą poradziła sobie śpiewająco. Pozostał jeszcze problem jej wrednej, sławnej siostry. Kaja okazuje się jedną z najtrudniejszych przeszkód. Dla Hanki nie ma jednak rzeczy niemożliwych, więc również z siostrzyczką potrafi złapać kontakt. Nie zrozumcie mnie źle, akcja co prawda jest niezbyt skomplikowana, jednak skutecznie wciąga. Książkę udało mi się przeczytać w ciągu dwóch dni (dzięki zajęciom w szkole, w innym przypadku wystarczyłby jeden dzień).


Hanka okazała się sympatyczną, ciepłą i empatyczną kobietą. Swoją pracowitością i uporem wywalczyła sobie całkiem niezłą posadę. Jako, że była również urodziwa miała kilkoro adoratorów. Ta część historii była dla mnie najbardziej intrygująca i okazała się jedyną prawdziwą niewiadomą. Miałam swojego faworyta i cóż... tutaj się nie rozwinę, jednak muszę powiedzieć, że postawa głównej bohaterki nieco mnie zirytowała. Czasem postępowała lekkomyślnie i naiwnie, autorka stworzyła ją jako "typowe dziewczę z prowincji". Na szczęście przemiana nastąpiła i nie ukrywam, że ta druga Hanka bardziej przypadła mi do gustu.
Pozostałe postacie były dosyć dobrze zarysowane, nie skupiały jednak na sobie większej uwagi. No, może oprócz Kai. Jak na celebrytkę przystało, otaczała ją aura blichtru i pewności siebie, czego nie dało się przegapić.

Podsumowując, powieść okazała się dobra, nic ambitnego czy zachwycającego. Jednak ma w sobie pewien urok i prostotę, którym ciężko się oprzeć. Okazała się miłą i lekką lekturą. Znajdziemy w niej wiele ciepła i równie wiele miłości pod każdą postacią. Polecam w szczególności osobom, które pragną się odprężyć, zrelaksować po ciężkiej lekturze czy oderwać się od "tu i teraz". "Siostra mojej siostry" zasłużyła sobie na ocenę 6/10.

Jak zmienić swoje życie? Czy jedna decyzja może sprawić, że zły los się od nas odwróci? Czy może wręcz przeciwnie- nasze sprawy tylko bardziej się pokomplikują?
Nie ma co, ciekawe pytania i prosty sposób, aby poznać na nie odpowiedzi. Na wszystkie próbowała odpowiedzieć Izabella Frączyk, kolejna polska autorka, z której twórczością miałam okazję się zapoznać.

...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/09/do-wszystkich-chopcow-ktorych-kochaam.html

Margot, Lara Jean i Katherine wychowywane są przez ojca. Po matce pozostały im jedynie koreańskie korzenie, szczęśliwe wspomnienia i pudełko na kapelusze. Pudełko stało się z czasem powiernikiem listów, na które przelane zostały wszystkie niewypowiedziane słowa do chłopców, których niegdyś kochała Lara Jean. Pozbywała się w ten sposób niechcianych uczuć i myśli. Piękna papeteria miała pozostać więzieniem dla szczerych słów już na zawsze. Ktoś jednak wypuścił je na wolność i listy opuściły bezpieczne pielesze pudła. Zdarzenie to wywołało lawinę zawstydzających, irytujących, a przede wszystkim zabawnych zdarzeń.

"Ciekawe, że te niezbyt szczęśliwe zbiegi okoliczności zawsze następują po sobie lawinowo. To jak katastrofa kolejowa oglądana w zwolnionym tempie - zanim do niej dojdzie, musi się wydarzyć kilka mniej groźnych zdarzeń, których efekty po skumulowaniu nabierają mocy bomby atomowej."

Powieść Jenny Han opowiada historię na pierwszy rzut oka całkiem zwyczajnej dziewczyny, która wiedzie prozaiczne życie. Chodzi do szkoły, pomaga w domu, ma najlepszą przyjaciółkę i kłóci się z młodszą siostrą. Jednakże im dalej brniemy w fabułę, przekonujemy się, że Lara Jean wcale nie jest przeciętniaczką, choć wolałaby, aby było inaczej. Coraz wyraźniej widzimy, że wyróżnia się wśród swoich rówieśników. Moją sympatię zdobyła od razu. Jej słabości, fobia przed prowadzeniem auta, niesamowita wrażliwość, niespotykany sposób radzenia sobie z uczuciami, chęć bycia coraz lepszą i duże zapasy empatii- te wszystkie cechy sprawiły, że niesamowicie szybko się z nią zżyłam.

Oczywiście, punktem kulminacyjnym akcji jest wysłanie listów przez tajemniczego "ktosia". Przyznaję, że pomysł był bardzo ciekawy i z wielkim powodzeniem mógł zostać jeszcze rozwinięty. Ostatecznie autorka skupiła się na dwóch relacjach i moim zdaniem było to wystarczające, chętnie jednak dowiedziałabym się więcej o innych miłostkach bohaterki. Pomysł zasłużył na oklaski, a jego wykonanie na małego plusika. Muszę w końcu być trochę krytyczna ;)

"- Siedemnaście to nie tak mało. Sto lat temu młodzi w naszym wieku zakładali rodziny.
- Tak, ale to było przed wynalezieniem elektryczności i internetu. Sto lat temu osiemnastoletni chłopcy walczyli też na wojnie i bagnetami zabijali innych osiemnastoletnich chłopców, a zanim w ogóle osiągnęli nasz wiek, mieli już za sobą doświadczenia życiowe, o jakich nawet nam się nie śniło. A co my dzisiaj wiemy o życiu i miłości?"

Całość jest jak najbardziej spójna i treściwa, bez zbędnych i długaśnych opisów. Znajdziemy w niej wiele zabawnych momentów, drażniących sytuacji a także ważnych dla nas tematów. Historia Lary Jean pokazuje nam, że życie potrafi obrócić się o 180 stopni w dosłownie każdej chwili. Dowiadujemy się jak ważnym uczuciem jest miłość, jak znacząca w naszym życiu jest rodzina, więzi łączące nas z rodzeństwem i przyjaciółmi.
Widać, że autorka skupiła się na kreowaniu postaci. Każdą z nich obdarzyła jedynym w swoim rodzaju charakterem, czymś co wyróżnia i zapada w pamięć. Cały czas mam wrażenie, że Lara, Peter, Kitty... cała ta zgraja, gdzieś tam sobie żyje i ma się dobrze.

Nie ma co ukrywać, że dla mnie lektura okazała się interesująca i całkiem pouczająca. Dzięki bohaterom stworzonym przez Jenny Han, wyodrębniłam cechy, których w ludziach doprawdy nie znoszę jak i te, które sobie cenię.
Książka pochodzi z gatunku New Adult, więc wątek miłosny nikogo nie zaskoczy, jednak jest on bardzo inteligentnie poprowadzony. Do ostatnich stron nie byłam pewna kogo wybierze Lara Jean i jak postąpi. "Do wszystkich chłopców, których kochałam" pochłonęłam w tempie ekspresowym, czyta się szybko i przyjemnie (dzięki krótkim rozdziałom). To czytadło zasłużyło sobie na mocne 9/10! Lubię być zaskakiwana i tutaj się nie zawiodłam. Polecam przede wszystkim miłośnikom książek New Adult!

Recenzja: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/09/do-wszystkich-chopcow-ktorych-kochaam.html

Margot, Lara Jean i Katherine wychowywane są przez ojca. Po matce pozostały im jedynie koreańskie korzenie, szczęśliwe wspomnienia i pudełko na kapelusze. Pudełko stało się z czasem powiernikiem listów, na które przelane zostały wszystkie niewypowiedziane słowa do chłopców,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

Po nuklearnej zagładzie, w mieście niedobitków, którzy zdołali ocaleć, toczy się walka o władzę. Przegrany ród założycieli miasta pragnie obalenia tyranii Lattimerów oraz wprowadzenia demokracji. Na pierwszy rzut oka to Westfallowie wydają się "tymi dobrymi", jednak czy jest tak w rzeczywistości?

Ivy Westfall pochodzi z rodu założycieli miasta, zostaje wraz z siostrą wychowana przez ojca, który (oczywiście) pała nienawiścią do prezydenta miasta i jego rodziny. Dziewczynki dorastają w przekonaniu, że jedynym prawdziwym złem są Lattimerowie. Mordercy ich matki, tyrani zmuszający do aranżowanych małżeństw i wyrafinowani kłamcy. To jedyne "prawdy" jakie Ivy poznała przed wyjściem za mąż za jednego z "nich"- Bishopa Lattimera, syna niesławnego prezydenta. Jej misja polega na morderstwie swego męża. Czy okaże się równie bezwzględna jak jej siostra i ojciec? Czy zdecyduje się podążać własną drogą? A może na jaw wyjdą nieznane dotąd fakty? Przeczytajcie, a znajdziecie odpowiedzi!



"Na własnej skórze nauczyłam się, że nie możemy wybrać, kogo chcemy pokochać. To miłość nas wybiera. Nie dba, czy jest nam to na rękę, czy to dla nas łatwe, czy tak planowaliśmy. Miłość ma swój własny program i jedyne, co możemy zrobić, to zejść jej z drogi."


Historia Ivy, choć akcji w niej doprawdy niewiele, intryguje. Pokazuje nam całkiem realną wizję świata, w końcu teraz atak nuklearny wcale nie należy do niemożliwych. Miasto wydaje się bardzo prawdziwe, podzielone na biedne i bogate dzielnice, otoczone wysokim "płotem", który ma chronić przed zagrożeniami z zewnątrz. Podobny motyw pamiętam z cyklu "Niezgodna", tylko brak tutaj podziału na frakcje. Również walka o władzę nie jest czymś niespotykanym. Wątek ten jest jednym z głównych, na czym książka niewątpliwie skorzystała, bo jest on ciekawie przedstawiony i pełen niespodzianek. Drugim (to było do przewidzenia) jest wątek miłosny, który skradł moje serce. Takiego faceta jak Bishop ze świecą szukać, a i tak wątpliwe jest, że się znajdzie!


Autorka stworzyła powieść, która potrafi wzruszyć, rozbawić, zirytować a nawet zasmucić. Nie zabrakło przykrych tematów, takich jak zdrada, zawód, ból po stracie bliskiej osoby czy chęć zemsty. Główna bohaterka nie miała łatwego życia. Ciągłe wymagania i napięcie, jakie wprowadzały bliskie jej osoby, sprawiły, że nagle zapragnęłam podziękować za moją całkiem normalną rodzinkę. Czytając o przeszłości Ivy, miałam wrażenie, że była wychowywana bardzo rygorystycznie, a jej życie zostało pozbawione (i to celowo) ciepła. Było mi jej żal. Tym bardziej, kiedy jej rodzina odstawiła swoje "przedstawienie".



"To Bishop pomógł mi się uwolnić. Nie próbował mnie ocalić. Pozostawił mi wolność, żebym mogła ocalić samą siebie, a to najlepszy rodzaj ratunku."



Nie zabrakło również szczęśliwych chwil, które rozjaśniły nieco mroczną atmosferę. Dużym światełkiem historii okazała się Ivy, spragniona czułości i radości, młoda dziewczyna. Jednak prawdziwym płomykiem powieści pozostanie Bishop. Prawie ideał, dobry, troskliwy, inteligentny, która dziewczyna nie byłaby nim zauroczona?

Na uwagę zasługuje również okładka. Jest minimalistyczna i dobrze przyciągająca wzrok (przynajmniej mój). Trzeba jej przyznać, że całkiem nieźle oddaje treść książki. W moje gusta zdecydowanie trafiła. Wnętrze również zapracowało sobie na pochwałę. Czcionka jest spora, rozdziały nie są specjalnie długie, a całość prezentuje się bardzo schludnie i porządnie. Szata graficzna zdecydowanie na duży plus!


Wszyscy fani dystopii i młodzieżowych "love story", powinni być zadowoleni. Z ręką na sercu: polecam! Warto było poświęcić chwilę na poszukiwania, aby oddać się przyjemności, która płynęła z lektury. Nie była to kolejna cukierkowo-słodka historyjka czy typowa "zapchajdziura", tylko wciągająca i momentami zaskakująca powieść. Ocena w pełni zasłużona 8/10!

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

Po nuklearnej zagładzie, w mieście niedobitków, którzy zdołali ocaleć, toczy się walka o władzę. Przegrany ród założycieli miasta pragnie obalenia tyranii Lattimerów oraz wprowadzenia demokracji. Na pierwszy rzut oka to Westfallowie wydają się "tymi dobrymi", jednak czy jest tak w rzeczywistości?

Ivy Westfall...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Szkoła dla snobów Carrie Karasyov, Jill Kargman
Ocena 6,7
Szkoła dla snobów Carrie Karasyov, Ji...

Na półkach:

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

Opis wydał mi się tak życiowy, że po prostu musiałam się przekonać czy oddaje to, co zawarte jest w książce. I muszę przyznać, że tutaj się nie zawiodłam. Książka opowiada historię Lucy- świetnej tenisistki oraz ambitnej uczennicy. W jej rodzinie się nie przelewa, więc stara się uzyskać stypendium w Akademii, która ma jej zapewnić dostęp do wymarzonej uczelni i otworzyć drzwi do kariery. Jak to zwykle bywa: jest nowa w szkole, próbuje się odnaleźć w towarzystwie, znajduje sobie przyjaciółkę, najpopularniejsze dziewczyny w szkole pałają do niej nienawiścią i (uwaga, uwaga!) zakochuje się w księciu (bo jakżeby inaczej). Schematyczne jak diabli, ale... o dziwo, przyjemnie się to czyta. A to za zasługą przystępnego, prostego języka, jakim książka jest napisana.

Autorki próbowały wpleść w fabułę wątek tajemnicy, podkreślam, że "próbowały". Nie do końca się to udało, ponieważ każdy przeciętny czytelnik, który już trochę książek ma za sobą, może spokojnie przewidzieć w jakim kierunku akcja się potoczy. Czy to denerwujące? Niekoniecznie, zależy z jakim nastawieniem podejdziemy do lektury. Osobiście oczekiwania miałam niewielkie, raczej chciałam poczytać coś relaksującego, co odciągnęłoby moje myśli od żaru, który lał się z nieba. I właśnie coś takiego otrzymałam. Po opisie można się zorientować, że raczej nie jest to zbyt odkrywcza książka. Ostrzegam zwolenników ambitniejszych pozycji, raczej nie polecam, chyba, że potraktujecie ją jako "odmóżdżacz".

Bohaterowie są przeciętni, ani bezbarwni, ani specjalnie fascynujący. Można powiedzieć: zwyczajni nastolatkowie. Pomijając fakt, że większość z nich to bogate, sławne, dobrze urodzone i często rozpieszczone dzieciaki. O czym nie da się zapomnieć, ponieważ autorki dosyć szczodrze obsypują nas nazwami znanych projektantów, koneksjami rodzinnymi uczniów Akademii i tym podobnymi szczegółami. Nie przeszkadza to, a nadaje historii odpowiednią oprawę i klimat. Gdybym miała podsumować jakoś ładnie fabułę, powiedziałabym, że jest to rzecz o przetrwaniu oraz aklimatyzacji w obcym środowisku. Brzmi trochę survivalowo, ale kto z nas po trafieniu do nowej szkoły, nie czuł się obco?

Jeszcze tak na osłodę dopowiem, że wątek miłosny, choć przewidywalny jest całkiem przyjemny. Nie do końca realistyczny, ale to już sami ocenicie, jeśli przeczytacie książkę ;) Miło było obserwować jak to uczucie się rozwija, jakie napotyka przeszkody i do jakiego finału dąży.

Podsumowując, jest to niezła, choć schematyczna lektura. Można przy niej spędzić całkiem miło kilka godzin. Świetnie obrazuje proces aklimatyzacji w nowym otoczeniu, choć oczywiście jest on mocno podkoloryzowany- inaczej nie powstałaby książka.
Kłopoty, w które pakuje się Lucy oraz wartości, które sobą reprezentuje wychodząc z nich, sprawiają, że czytamy z prawdziwym zainteresowaniem, i to od deski do deski, nie tylko momentami.
Moim zdaniem 6/10 to sprawiedliwa ocena w tym przypadku.

Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/

Opis wydał mi się tak życiowy, że po prostu musiałam się przekonać czy oddaje to, co zawarte jest w książce. I muszę przyznać, że tutaj się nie zawiodłam. Książka opowiada historię Lucy- świetnej tenisistki oraz ambitnej uczennicy. W jej rodzinie się nie przelewa, więc stara się uzyskać stypendium w Akademii, która...

więcej Pokaż mimo to