-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-05
2023-05
2023-06
2023-07-02
2022
Niezwykle barwnie odmalowane realia, które odbieramy wszystkimi zmysłami.
Po lekturze „Malowane henną” pozostają w pamięci nie tylko wartko opowiedziane losy bohaterki, która próbuje wyznaczyć własną ścieżkę przez życie, ale także – a może przede wszystkim – aromaty, widoki, dźwięki, a nawet faktury. W świat wykreowany przez Joshi bardzo łatwo się zanurzyć, bez względu na to, czy opisuje małą wioskę, czy wielkie, tętniące życiem miasto, w którym zderzają się skrajności. Od biednych zaułków po pełne przepychu posiadłości, autorka przeprowadza nas przez historie hinduskich kobiet, które pochodzą z różnych kast, mają różne rodziny, różne zajęcia i mieszkają w pozornie odmiennych światach, ale łączą je podobne radości, bolączki i sekrety, które wnoszą się ponad tymi podziałami.
Losy Lakszmi i osób, które hennistka napotyka na swojej drodze, nakreślono na tle przemian, którym ulegają Indie – starające się pogodzić postęp, wolność i zmieniające się role z tradycją, przesądami i kastowymi podziałami.
Namalowana henną misterna i barwna opowieść o kobiecych losach i skrywanych tajemnicach, które potrafią zarówno dzielić, jak i zbliżać do siebie.
Niezwykle barwnie odmalowane realia, które odbieramy wszystkimi zmysłami.
Po lekturze „Malowane henną” pozostają w pamięci nie tylko wartko opowiedziane losy bohaterki, która próbuje wyznaczyć własną ścieżkę przez życie, ale także – a może przede wszystkim – aromaty, widoki, dźwięki, a nawet faktury. W świat wykreowany przez Joshi bardzo łatwo się zanurzyć, bez względu na...
2022-01-22
2021-09-06
2021-07-05
2021-06-28
2021-06-17
2021-06-01
2021-05
2021
2021-05
2021
2021
2021
2021-02
2021
Millennium. John Wick. Lucy. Czarna Wdowa?
Podczas lektury „Loba Negra. Czarnej Wilczycy” miałam sporo skojarzeń z filmami (również ekranizacjami) z pograniczna kryminału i sensacji. Choć powieść Juana Gomeza-Jurado nie jest kopią żadnego z nich, to zręcznie łączy elementy, które w ten czy inny sposób przyciągają do powyższych tytułów.
„Antonia siedzi przed szachownicą. (…) Goniec Antonii ma szansę na szach-mat. Czerwone grają i wygrywają. Prosta decyzja. Nie dla Antonii”.*
Pierwszy i drugi tom trylogii o Antonii Scott spina intryga, w którą wpleciono dwie odrębne sprawy kryminalne. W przypadku „Czarnej Wilczycy” można jednak dostrzec, że „sprawa dnia” wysuwa się na prowadzenie, odstawiając na boczny tor kwestie, które były wiodące w „Czerwonej Królowej”. Autor mimochodem nawiązuje do nich, głównie poprzez myśli Antonii, ale zabrakło mi bardziej konsekwentnego podejścia do elementów, które w finale „Czerwonej Królowej” rozpaliły wyobraźnię czytelników. Teraz na dłuższą chwilę musieliśmy zapomnieć o sprawie dręczącej Scott i zagłębić się w świat mafii, korupcji, gangsterskich porachunków i międzynarodowego podziemia przestępczego. Być może finał trylogii rzuci nowe światło na to, czego dowiedzieliśmy się w „Czarnej Wilczycy”, może nowa perspektywa będzie miała ogromne znaczenie, ale na razie czuję trochę niedosytu, jeśli chodzi o to, jak autor pociągnął jeden z ważniejszych wątków „Czerwonej Królowej”.
Choć sama „Czarna Wilczyca” nie jest przez to w żadnej mierze złą powieścią. Wciąga jak dobre kino akcji, nie pozwalając się oderwać od książki. Tym razem duet Scott i Gutiérrez trafia w sam środek mafijnego półświatka, próbując rozwikłać sprawę śmierci mafijnego skarbnika, działającego pod przykrywką biznesmena, i tajemnicze zniknięcie jego żony. Pisarz umiejętnie żongluje sensacją, obyczajowością w warstwie psychologicznej oraz kryminałem, kreując kolejne haczyki, które wbijają się w czytelnika i nie puszczają – aż do ostatniej strony. Kolejny rozdział jest jak kolejny odcinek, który włączamy od razu, bo bardzo chcemy wiedzieć, co się dalej wydarzy… i tak niepostrzeżenie upływa nam cały sezon. Jak na oglądaniu „Domu z papieru”.
W moim odczuciu w drugim tomie akcja jest dynamiczniejsza – choć nadal mamy do czynienia z kryminalną grą w szachy – bo stawka rośnie, a wraz z nią poziom brutalności i rozmach intrygi, która zatacza coraz szersze kręgi, zmuszając bohaterów nie tylko do wytężonego myślenia, ale przede wszystkim do działania. Brzmi to dość interesująco, jeśli weźmiemy pod uwagę, że pierwszy tom traktował o „morderstwie niemożliwym”, więc jak tu pójść dalej? Odpowiedź na to pytanie jest krwawa. Mroczna. I piekielnie wciągająca. Narrator z sardonicznym poczuciem humoru, nawiasem mówiąc jeden z lepszych punktów powieści, czasem pozwala odetchnąć po ciężkich chwilach, a czasem jego cięte uwagi podkreślają powagę bądź absurd sytuacji. Informacje związane z różnymi obszarami hiszpańskich realiów czy bohaterami pobocznymi mogą przywodzić na myśl powieści Larssona, choć Gomez-Jurado robi to na mniejszą skalę, raczej w formie ciekawostek, które mają za zadanie nakreślić szersze tło. Co na pewno się jeszcze autorowi udaje, to zachęcenie czytelnika do główkowania, wciągnięcie go do sprawy jako kolejnego konsultanta (tutaj wyobraźcie sobie tablicę ze zdjęciami, notatkami i innymi dowodami przypiętymi pinezkami, a wszystko to połączone nitkami w różnych kolorach).
„ – To nie jest Dziad z Workiem – mówi Mentor. – Czarną Wilczycę wysyłają po to, by zabiła Dziada z Workiem”.
Przy mnogości elementów, które trzeba dopasować do układanki, łatwo popełnić błąd i tym błędem jest dla mnie podejście do tytułowej postaci. Uważam, że tkwiący w niej potencjał nie został wykorzystany, a wręcz poświęcono go na rzecz kolejnego zwrotu akcji. I to właściwie niezbyt potrzebnego. Być może, ponownie, trzeci tom rzuci na nią nowe światło – choć w to wątpię, mimo że autor uwielbia wyciągać kolejne niespodzianki z rękawa – jednak nie wiem, co musiałoby się stać, by oferowało to satysfakcję. Bo widmo kontynuacji nie może też stać się wytrychem do wszystkiego i o ile rzucenie nowego światła na sprawę kryminalną prowadzoną przez Scott i Gutiérreza byłoby jeszcze do przełknięcia, o tyle potencjalne próby nadania nowego znaczenia wątkowi Czarnej Wilczycy byłyby… drażniące. Dlaczego? Dlatego, że o ile śledztwo było ciekawe, oferowało sporo emocji i wystawiło bohaterów na jeszcze cięższą próbę, więc odsłonięcie nowych tajemnic stanowiłoby do niego ubarwiający dodatek, o tyle przedstawienie Czarnej Wilczycy było dość miałkie, więc byłoby w tym mniej ubarwiania, a więcej próby odratowania tego, co wypadło zbyt blado.
Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli napiszę, że czekam na trzeci tom. Finał „Czarnej Wilczycy” i główna intryga rozpoczęta w „Czerwonej Królowej” rozbudziły mój czytelniczy apetyt i jestem żywo zainteresowana tym, jak zakończy się główna sprawa Scott i Gutiérreza. Tytuł trzeciego tomu zwiastuje, że raczej nie będę zawiedziona.
„Niech Bóg chroni winnego przed gniewem Antonii Scott”.***
Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.
_____________________
Cytaty z powieści:
*strona 8
**strona 328
***strona 210
Millennium. John Wick. Lucy. Czarna Wdowa?
więcej Pokaż mimo toPodczas lektury „Loba Negra. Czarnej Wilczycy” miałam sporo skojarzeń z filmami (również ekranizacjami) z pograniczna kryminału i sensacji. Choć powieść Juana Gomeza-Jurado nie jest kopią żadnego z nich, to zręcznie łączy elementy, które w ten czy inny sposób przyciągają do powyższych tytułów.
„Antonia siedzi przed szachownicą....