-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Dwudziestojednoletni Jamie Cole właśnie wyszedł z poprawczaka, gdzie trafił jako nastolatek za morderstwo. Chłopak chce odciąć się od kryminalnej przeszłości i zacząć uczciwe życie, jednak dawne zajęcie mu na to nie pozwala. Jamie bowiem nie tylko kogoś zabił, był też utalentowanym złodziejem samochodów. Po wyjściu z poprawczaka jego dawny szef od razu chce się z nim zobaczyć, ponieważ jest przekonany, że chłopak nadal będzie chciał dla niego pracować. Jamie decyduje się ostatni raz wykonać dla niego zlecenie, po tym ma być wolny. Jakiś czas później chłopak poznaje w klubie Ellie – rudowłosą dziewczynę, która właśnie zerwała z zaborczym chłopakiem. Para ląduje razem w łóżku, potem zaś decydują się na seks bez zobowiązań, który z czasem przeradza się w coś więcej. Jednak przeszłość Jamie'ego nie daje mu o sobie zapomnieć...
O ile spodziewałam się, że fabuła nie będzie jakoś specjalnie odkrywcza sądziłam, że chociaż bohaterowie jakoś to nadrobią. Błąd. Bohaterowie to chyba największa wada powieści. Autorka chyba uznała, że w życiu wszystko jest czarne i białe, bo w swojej książce stworzyła takie właśnie postacie. W zasadzie większość bohaterów jest albo dobra albo zła. Mamy Ellie, która jest jakąś matką Teresą, jest zawsze miła i pomocna, zupełnie jak jej ojciec. Matka dziewczyny robi wszystko pod publikę, ciągle jest perfekcyjnie ubrana i umalowana, zależy jej tylko na pieniądzach i pozycji. Pod koniec książki pokazała się z trochę innej strony, ale przez fakt, że ciągle nalegała, aby Ellie wróciła do byłego chłopaka tylko dlatego, że może zapewnić jej godną przyszłość, nie byłam w stanie jej polubić. I oczywiście perełka całej powieści, czyli Miles - były chłopak Ellie. Jest zaborczy, nie może pogodzić się z tym, że dziewczyna go zostawiła i za wszelką cenę chce ją odzyskać. Większość bohaterów jest po prostu płaska i bezbarwna.
Denerwowało mnie strasznie to, że autorka ciągle zmieniała zdanie, co do wyborów bohaterów. Na samym początku Jamie nie chciał się z nikim wiązać, miał złe skojarzenia w związku z pewną dziewczyną, z którą niegdyś się spotykał. Jednak autorka najwyraźniej stwierdziła, że nie obchodzi ją co pisała jeszcze kilka stron wcześniej i uznała, że nie będzie nic dziwnego w tym, że Jamie zakocha się od pierwszego wejrzenia w dziewczynie, którą zobaczył w klubie. Tak samo było z Ellie, która sama zaproponowała Jamie'emu (który nagle dostał olśnienia i chciał być jej chłopakiem) luźny układ zamiast związku, ale długo nie zajęło jej zmienienie zdania.
Książka została napisana z perspektywy obu głównych bohaterów, dzięki czemu bardzo dobrze możemy ich poznać. Zazwyczaj taki zabieg uważam za plus, ale w tym wypadku odebrało to powieści trochę tajemniczości i wydaje mi się, jednak autorka powinna postawić na jedną perspektywę.
Związek Ellie i Jamie'ego był do bólu słodki, a przy niektórych tekstach, którymi chłopak raczył swoją dziewczynę po prostu ręce opadały. Ich relacja była strasznie wyidealizowana. Nie twierdzę, że prawdziwa miłość nie istnieje i tak dalej, ale prawie ciągle czytamy o tym, że Jamie uważa, że nie zasługuje na Ellie, a ona nie wie jak taki idealny facet mógł się w niej zakochać. Lubię romanse, ale naprawdę, ileż można tak słodzić?
Strasznie uderzyła mnie monotonność książki. Spotkania Ellie i Jamie'ego przeplatane ciągłymi powrotami chłopaka do przestępczego świata, od którego nie mógł się uwolnić były po prostu nudne. W pewnym momencie przestałam się łudzić, że kiedykolwiek zacznie uczciwe życie, bo ciągle coś go ciągnęło do dawnego zajęcia, z którym tak bardzo chciał skończyć.
Mieliście kiedyś coś takiego, że wiedzieliście, że książka jest zła i wam się nie spodoba, a mimo to chcieliście ją przeczytać i to zrobiliście? Nie? Ja mam tak bardzo często (chyba jestem masochistką) i w tym przypadku tak właśnie było. Być może ta powieść spodoba się komuś, kto lubi proste romanse z idealnymi związkami, ale dla mnie Chłopak... był za bardzo przesłodzony i banalny.
Dwudziestojednoletni Jamie Cole właśnie wyszedł z poprawczaka, gdzie trafił jako nastolatek za morderstwo. Chłopak chce odciąć się od kryminalnej przeszłości i zacząć uczciwe życie, jednak dawne zajęcie mu na to nie pozwala. Jamie bowiem nie tylko kogoś zabił, był też utalentowanym złodziejem samochodów. Po wyjściu z poprawczaka jego dawny szef od razu chce się z nim...
więcej mniej Pokaż mimo to
Henry Page sądzi, że kiedy pierwszy raz się zakocha, będzie to scena żywcem wyjęta z filmu romantycznego. Uważa, że będzie czuł motylki w brzuchu i to wydarzenie zmieni jego życie. Jednak kiedy do klasy wchodzi Grace Town, ubrana w męskie ciuchy i podtrzymująca się laską, nic takiego się nie dzieje. Kiedy nauczyciel proponuje im stanowisko redaktora naczelnego szkolnej gazetki Grace odmawia, ale ostatecznie decyduje się pomóc Henry'emu w prowadzeniu gazetki, tyle że na samym początku informuje go, że nie ma zamiaru napisać w niej ani słowa. Nastolatkowie powoli zaczynają się poznawać i spędzać ze sobą czas. Henry zdaje sobie sprawę, że Grace stała się dla niego kimś więcej niż tylko koleżanką ze szkoły. Jednak czy ona jest stanie odwzajemnić jego uczucia?
Po przeczytaniu zaledwie kilkunastu stron książki w mojej głowie od razu zapaliła się lampka. Miałam wrażenie, że w powieści jest coś dziwnie znajomego i nie musiałam się długo zastanawiać, żeby zorientować się, że książka pani Sutherland okropnie przypomina mi twórczość John Greena. Miałam wrażenie, że autorka "wzięła" sobie główną bohaterkę z Szukając Alaski, bohatera z Papierowych Miast, dorzuciła do tego trochę metafor o wszechświecie i złotych myśli o zapomnieniu żywcem wyjętych z Gwiazd Naszych Wina i tak oto powstała Chemia Naszych Serc.
Chyba najwięcej mam do powiedzenia na temat całej relacji łączącej naszych głównych bohaterów. Przyznam szczerze, że cały ten "związek" Grace i Henry'ego nie do końca do mnie przemówił. Wiem, że to miała być młodzieżówka opowiadająca o tym, jak trudna czasem jest pierwsza miłość, szczególnie w nastoletnim wieku i tak dalej, ale z każdą kolejną stroną odnosiłam coraz większe wrażenie, że relacja, która łączyła Grace i Henry'ego była toksyczna. W życiu dziewczyny zdarzył się wypadek, który wpłynął na nią do tego stopnia, że przeniosła się do innej szkoły i zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Przed tym wydarzeniem była uśmiechniętą nastolatką chodzącą w sukienkach, natomiast potem zaczęła nosić męskie ubrania i przestała pisać, co wcześniej robiła ze świetnym skutkiem. Przez całą książkę bardzo widoczny był "podział" na Grace sprzed wypadku i Grace po wypadku. Odniosłam wrażenie, że ona sama do końca nie wiedziała kim jest. Henry się w niej zakochał, ale ona była przekonana, że zakochał się w idei dziewczyny, którą już nie jest. On sam też nie wiedział kim jest obiekt jego westchnień. Przed cały czas nie mogłam się pozbyć przeczucia, że Grace dobrze wiedziała jak bardzo Henry jest w niej zakochany i w pewnym sensie wykorzystywała to kiedy miała ochotę, a później nagle stwierdziła, że powinni zwolnić. Nigdy nie powiedziała mu, że chce, aby byli parą, nie określiła się w stosunku do niego. Przez jej zachowanie nie byłam w stanie jej polubić, chociaż bardzo starałam się ją zrozumieć. Domyślam się, że zamysł autorki był inny i nie chodziło o to, aby czytelnicy odbierali tę relację w ten sposób, ale ja przez ostatnie sto stron książki nie byłam w stanie pozbyć się wrażenia, że ten związek, o ile można go tak nazwać jest po prostu toksyczny.
Powieść jest dosyć zabawna, chociaż momentami zastanawiałam się na czym konkretnie polega poczucie humoru autorki, bo niektóre sytuacje, zamiast wzbudzać mój śmiech wydały mi się po prostu absurdalne i przerysowane. Być może tylko ja to tak odbieram, ale czasem naprawdę nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Wiem, że cała ta historia miała być właśnie taka - specyficzna i zapadająca w pamięć jako wyjątkowa i inna, ale przez to po raz kolejny w głowie pojawił mi się pan Zielony i nie mogłam się pozbyć wrażenia, że autorka bardzo się nim inspirowała.
Książka została napisana z perspektywy Henry'ego, dzięki czemu jest on dla czytelnika otwartą księgą. Polubiłam tę postać, może dlatego, że miałam okazję tak dobrze ją poznać. Dużym plusem są też bohaterowie drugoplanowi, którzy zostali bardzo dobrze wykreowani. Chodzi mi głównie o przyjaciół Henry'ego, jego rodziców i osoby z otoczenia. Cieszę się, że autorka im także poświęciła trochę uwagi, bo dzięki temu, że są tak wyraziści bardzo ich polubiłam. Lola i Muz - przyjaciele Henry'ego, którzy byli zdecydowanie jedną z największych zalet powieści, jego siostra, Sadie, znajomi ze szkoły, to wszystko sprawiło, że cała powieść, mimo tych wszystkich absurdalnych sytuacji, stała się bardziej realna.
Nie mówię, że Chemia Naszych Serc to zła powieść, ale być może wystawiłabym jej wyższą ocenę, gdyby nie te skojarzenia z Johnem Greenem, których nie mogłam się pozbyć podczas czytania. Jest to po prostu kolejna młodzieżówka, o której pewnie niedługo zapomnę. Sięgnęłam po tę książkę w ciemno, więc nie mogę powiedzieć, że się rozczarowałam, ale też nie mówię, że jakoś pozytywnie mnie zaskoczyła. Jeśli ktoś ma ochotę na trochę "greenowską" powieść młodzieżową o pierwszej miłości, to czemu nie.
Henry Page sądzi, że kiedy pierwszy raz się zakocha, będzie to scena żywcem wyjęta z filmu romantycznego. Uważa, że będzie czuł motylki w brzuchu i to wydarzenie zmieni jego życie. Jednak kiedy do klasy wchodzi Grace Town, ubrana w męskie ciuchy i podtrzymująca się laską, nic takiego się nie dzieje. Kiedy nauczyciel proponuje im stanowisko redaktora naczelnego szkolnej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pewnego dnia Nanette dostaje od swojego nauczyciela egzemplarz starej książki, która już od lat nie jest wydawana. Dziewczyna od razu zaczyna czytać tę tajemniczą powieść o tytule Kosiarz Balonówki i dosłownie traci dla niej głowę. Chce się koniecznie dowiedzieć co stało się z głównym bohaterem po zakończeniu lektury, więc dzięki pomocy nauczyciela, od którego dostała książkę, spotyka się z autorem. Nanette szybko znajduje wspólny język ze starszym mężczyzną i często się z nim widuje, jednak ten nienawidzi swojej powieści i nie chce na jej temat rozmawiać. Za jego dziewczyna pośrednictwem poznaje Alexa - nastoletniego poetę, który także jest fanem Kosiarza, a potem Olivera - przyjaciela Alexa. Cała trójka próbuje dowiedzieć się czegoś więcej na temat bohaterów ulubionej książki.
Matthew Quick to autor znany przede wszystkim z takich książek jak Poradnik Pozytywnego Myślenia, Niezbędnik Obserwatorów Gwiazd czy Prawie jak gwiazda rocka. Co prawda nie miałam okazji bliżej zapoznać się z żadną z tych pozycji, ale naczytałam się masy recenzji, których autorzy przedstawiali powieści Quicka w samych superlatywach. Przynam szczerze, że poczułam się zachęcona tymi pozytywnymi opiniami i sięgnęłam po Wszystko to, co wyjątkowe.
Fabuła zapowiadała się obiecująco. Liczyłam na naprawdę dobrą, skłaniającą do myślenia młodzieżówkę, a opinie na okładce dumnie głoszące, że powieść przedstawia przejmujący portret nastolatki, która przechodzi pełen prób i błędów okres dorastania tylko podsycały mój entuzjazm. Jak to się ma do samej książki? Cóż, muszę przyznać, że chyba trochę za wysoko postawiłam poprzeczkę tej powieści. Pozycja owszem, jest pełna różnego rodzaju metafor i złotych myśli, ale czasem miałam wrażenie, że jest tego aż za dużo. Autor, szczególnie na początku książki, rzuca na prawo i lewo metaforami i życiowymi refleksjami, które czasem nijak mają się do sytuacji, w której znajdują się bohaterowie. Być może tylko ja odniosłam takie wrażenie, ale czasami odczuwałam przesyt tymi wszystkimi mądrościami.
Jeśli chodzi o bohaterów to muszę przyznać, że bywało różnie. Były osoby, które polubiłam bardziej, między innymi Nanette, która przez całe życie robiła to, czego oczekiwali od niej inni, chociaż ona sama niebardzo miała na to ochotę. Jednak szczególną sympatią obdarzyłam Olivera, który był tak pozytywną i sympatyczną postacią, że po prostu nie dało się go nie lubić. Żałuję, że autor nie poświęcił mu trochę więcej uwagi. Jeśli chodzi o Alexa, to jego w całej książce lubiłam najmniej. Pomimo tego, że rozumiałam jego postawę, jakoś nie potrafił wzbudzić mojej sympatii. Bookera, czyli autora Kosiarza Balonówki, traktuję raczej neutralnie, mimo że był on jedną z najważnieszych postaci. Jakoś nie wzbudził we mnie żadnych emocji.
Pomimo pewnych wad, Wszystko to, co wyjątkowe oceniam pozytywnie. Książkę czyta się bardzo szybko, można się z nią uporać w jeden dzień. Jest to naprawdę przyjemna lektura z ciekawą fabułą i być możliwe, że niektórzy znajdą w niej coś, co mogliby wdrożyć w życie. Nie jest to może jakieś cudowne arcydzieło, ale wydaje mi się, że warto sięgnąć po tę powieść. Polecam.
Pewnego dnia Nanette dostaje od swojego nauczyciela egzemplarz starej książki, która już od lat nie jest wydawana. Dziewczyna od razu zaczyna czytać tę tajemniczą powieść o tytule Kosiarz Balonówki i dosłownie traci dla niej głowę. Chce się koniecznie dowiedzieć co stało się z głównym bohaterem po zakończeniu lektury, więc dzięki pomocy nauczyciela, od którego dostała...
więcej mniej Pokaż mimo to
Stephen Worthington jest wykładowcą literatury i od kilku lat jest singlem. Nie radzi sobie za dobrze z kobietami i jest do bólu przewidywalny. Dlatego tak bardzo denerwuje go panna Wilde – jego inteligentna i prowokująca studentka. Któregoś wieczoru Stephen spotyka Julię Wilde pod barem i odwozi ją do domu. Ta z pozoru niewinna przysługa kończy się w mieszkaniu panny Wilde, a konkretnie – w jej łóżku. Stephen obiecuje sobie, że już więcej nie spotka się ze swoją studentką poza uczelnią, jednak nie potrafi się jej oprzeć...
Gdybym miała wybrać jedno słowo, które mi teraz przychodzi na myśl, byłoby to słowo idiotyczne. Idiotyczne były teksty, żarty, zachowania bohaterów. Zgaduję, że miało to być zabawne, ale nie wyszło. Część dialogów między bohaterami była zwyczajnie bezsensowna i chyba miała robić za zapychacz między scenami seksu, przynajmniej w pierwszej połowie książki. Generalnie całą powieść można by opisać w dwóch zdaniach: Ona jest moją studentką, nie mogę się z nią spotykać. Zakochałem się w niej. I wierzcie mi, czytając te dwa zdania zamiast całej książki niczego nie tracicie.
Związek nauczyciela z uczennicą był już przerabiany wiele razy, ale chyba pierwszy raz spotkałam się z takim jego przedstawieniem. Tytułowy debiutant to Stephen, którego Julia uczy jak obchodzić się z kobietą w łóżku. Jest przy tym śmiała i nie ukrywa, że nie wstydzi się nagości, ani otwartych rozmów o seksie. Za to główny bohater jest ostrożny, ma obsesję na punkcie porządku i ubiera się jak emeryt. W obu się przypadkach autorka chyba trochę przesadziła, bo, o ile rozumiem, że jakoś chciała wyłamać się ze schematu, to sposób w jaki to zrobiła był dość radykalny.
Główny bohater to chyba najbardziej absurdalna postać z jaką się dotychczas spotkałam. Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie są różni i tak dalej, ale ciężko jest mi wyobrazić sobie dorosłego mężczyznę, wykładowcę na uniwersytecie, który ciągle się jąka i nie potrafi złożyć sensownego zdania podczas rozmowy z kobietą. Przez większość książki miałam wrażenie, że Stephen jest nastolatkiem. Strasznie mnie irytował, szczególne pod koniec. Przez głównego bohatera i to, jak zachowywał się, nie tylko w towarzystwie Julii, cała powieść nie wypada realistycznie. Nie pomaga fakt, że książka została napisana z jego perspektywy. Jak czytałam całe akapity jego myśli o tym, że nie powinien spotykać się ze swoją studentką, po czym i tak jechał do jej mieszkania, miałam ochotę rzucić tym gniotem o ścianę, co zresztą później zrobiłam.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, że Debiutant był po prostu nudny. Bohaterowie już po jakichś czterdziestu stronach lądują razem w łóżku, mimo że podobno panna Wilde tak strasznie Stephena denerwowała. Potem cała powieść kręci się wokół tego, że główny bohater nie powinien sypiać ze studentką, ale i tak to robi. Ciągle do niej wraca, aż nagle, jak grom z jasnego nieba spada na niego świadomość, że chyba się w niej zakochał. I tak zaczyna się lanie wody, jak to on jej nie pragnie, a ona nie chce związku. Mniej więcej na tym opiera się cała ta książka.
Chyba nigdy nie żałowałam, że przeczytałam jakąś książkę, aż do teraz. Debiutant był kompletną stratą czasu i pomimo tego, że nie ma nawet trzystu stron, męczyłam się z tą powieścią, jakby miała się nigdy nie skończyć. Coś mi się wydaje, że przez długi czas będę omijać erotyki szerokim łukiem, a wam omijać radzę Debiutanta.
Stephen Worthington jest wykładowcą literatury i od kilku lat jest singlem. Nie radzi sobie za dobrze z kobietami i jest do bólu przewidywalny. Dlatego tak bardzo denerwuje go panna Wilde – jego inteligentna i prowokująca studentka. Któregoś wieczoru Stephen spotyka Julię Wilde pod barem i odwozi ją do domu. Ta z pozoru niewinna przysługa kończy się w mieszkaniu panny...
więcej Pokaż mimo to