-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2024-05-02
2024-05-02
2024-04-26
2024-04-25
2024-04-24
2024-04-21
2024-04-20
2024-04-17
2024-04-17
2024-04-15
Po długiej przerwie wracam do Ali Smith i jej książek. Chociaż w Polsce autorka znana jest przede wszystkim z cyklu pór roku, moja przygoda zaczęła się od tytułu wyłowionego wiele lat temu z wyprzedażowego stosu książek nad morzem. Niepozorny „Hotel świat” (2007, wyd. Muza) wtedy zrobił na mnie duże wrażenie. Znacie ten tytuł?
Sandy odbiera telefon który komplikuje jej spokojne życie. Myśli podzielone między teraźniejszością a przeszłością, wspomnieniem ojca i jego obecnym obrazem burzy niewidziana od czasów studiów znajoma. Problem czy może zagadka z jaką zgłasza się do Sandy to dopiero początek lawiny zupełnie nieoczekiwanych zdarzeń. Jest śmiesznie i strasznie jednocześnie, rozum przeciwstawia się nauce, za którą podąża filozofia. Jednym słowem - nie sposób się nudzić.
„Piąta pora roku” to wyjątkowa powieść, która prowadzi czytelnika od pojedynczej nitki do splątanego kłębka. Wątki przenikają się, jedno skojarzenie pociąga za sobą drugie i tworzy nową ścieżkę, którą możemy podążać. Możemy, ale nie musimy bo ten pierwszy, niepogłębiony sens również jest ważny. Granica światów rzeczywistego i wymyślonego zaciera się, śnimy sny na jawie, doświadczamy wraz z bohaterami pewnego wyobrażenia/przeniesienia. Sytuacje w których się znajdują są irracjonalne, dziwne, komiczne. Ali Smith porusza kwestie związane z samotnością w obliczu pandemii, chwiejnym poczuciu bezpieczeństwa, przekraczaniem osobistych granic.
„Piąta pora roku” może być zwariowaną historią o piekielnej parze bliźniąt wchodzącej z butami w życie spokojnej artystki. Historią o zagadce, która nie otwiera żadnych drzwi a ludzi. Może być też na innym poziomie powieścią o wrażliwości, której zachwianie grozi ucieczką do bezpiecznego miejsca.
Polecam, czytajcie i dajcie się zaskoczyć! Osobiście jestem wdzięczna za tak ciekawą sekwencję fikołków dla moich szarych komórek.
Po długiej przerwie wracam do Ali Smith i jej książek. Chociaż w Polsce autorka znana jest przede wszystkim z cyklu pór roku, moja przygoda zaczęła się od tytułu wyłowionego wiele lat temu z wyprzedażowego stosu książek nad morzem. Niepozorny „Hotel świat” (2007, wyd. Muza) wtedy zrobił na mnie duże wrażenie. Znacie ten tytuł?
Sandy odbiera telefon który komplikuje jej...
2024-04-07
2024-04-05
Margaret Atwood w pierwszej kolejności kojarzona jest z „Opowieścią podręcznej”, która „wróciła” do czytelników za sprawą niedawnej ekranizacji. Dla mnie jednak inicjującym momentem okazała się lektura powieści „Serce umiera ostatnie”. W powyższym zbiorze opowiadań znaleźć można echa obu tych książek.
„Wdowi las” składa się z 3 części, z których początek i koniec stanowi historia Nell i Tiga, kochających się i wspominających swoje życie małżonków. W części 2 spotykamy nie poddającą się schematom galerię pełną niezwykłych postaci. Moje serce skradł ślimak zaklęty w ciele nudnej pracownicy banku. Za to opowiadanie „Moja matka czarownica” zostawi na dłużej obraz kobiecych bohaterek - silnych, niepokornych i szalonych.
Atwood wielokrotnie w swoich tekstach przemyca własne poglądy, komentuje kondycję społeczeństwa i puszcza oko do czytelnika wychodząc poza schemat utopii, dystopii czy powieści obyczajowej. Pełne inteligentnego humoru i uszczypliwości opowiadania charakteryzuje świetna konstrukcja i język, co w każdej - dłuższej czy krótszej formie - jest znakiem rozpoznawczym autorki.
I chociaż nie mogę powiedzieć, że „Wdowi las” od deski do deski trafił w mój czytelniczy gust, to warto zwrócić na niego uwagę szczególnie jeśli planujecie poznać twórczość Atwood, a nie wiecie od czego zacząć. Znajdziecie tu bowiem wszystkie tropy, które zaprowadzą Was dalej lub wręcz przeciwnie, pokażą że twórczość Atwood nie jest dla Was. Pierwsza i ostatnia miłość, krok w to co nieznane na Ziemi i dalej, w kosmosie. Ludzka zazdrość i poczucie uwięzienia w czasie i miejscu. Po to wszystko, a nawet więcej zapraszam Was do lektury „Wdowiego lasu”.
Margaret Atwood w pierwszej kolejności kojarzona jest z „Opowieścią podręcznej”, która „wróciła” do czytelników za sprawą niedawnej ekranizacji. Dla mnie jednak inicjującym momentem okazała się lektura powieści „Serce umiera ostatnie”. W powyższym zbiorze opowiadań znaleźć można echa obu tych książek.
„Wdowi las” składa się z 3 części, z których początek i koniec stanowi...
2024-04-03
Wydawnictwo GlowBook po raz kolejny stawia przed czytelnikiem powieść, obok której ciężko przejść obojętnie. Może nie wpadniecie w świat Mony bez reszty, będziecie z przymróżeniem oka patrzeć na to, co dzieje się wokół bohaterki. Wierzyć lub niedowierzanie. Jedno jest jednak pewne - zakończenie zmyje Was z nóg!
Na szwedzkiej prowincji oprócz pisarzy z całego świata nominowanych do prestiżowej nagrody literackiej zjawia się Mona. Po dobrze odebranych debiucie czuje presję wydania równie dobrej drugiej książki. Pisanie nie przychodzi jej łatwo, myśli uciekają, ale towarzystwo ludzi pióra daje nadzieję na intelektualne rozmowy, nowe doświadczenia i przede wszystkim zwolnienie twórczej blokady. Prawda wyobrażona nie jest jednak bliska temu co staje przed Moną. Czasami ostateczny koniec to jedyne rozsądne wyjście.
„Mona” argentyńskiej pisarki Poli Oloixarac ukazuje środowisko pisarzy, którzy podczas swoich pełnych pozornej egzaltacji dyskusji budują nie tylko porządek artystycznego świata, ale i znajdują w nim dla każdego „odpowiednie” miejsce. Wiele tu ciekawych tez, które zmuszają do myślenia o kondycji pisarza i jego dzieła tak samo dziś jak i w historii literatury. Niektóre opinie zdają się jednak być jedynie przyczynkiem do rozdmuchania i tak już nadętego ego uczestników konkursu. Jak w tym hermetycznym środowisku odnajduje się szukająca swojego miejsca debiutantka? Co stoi za siniakami, które szpecą ciało Mony i w którym miejscu narkotyczno-erotycznego ciągu znajduje się nasza bohaterka? Kto zdolny jest do aktu przemocy i dokąd prowadzi jej użycie?
Człowiek i pisarz. Talent, ból i przymus tworzenia. Wielkość i małość ludzi pióra, a także oczekiwania przed którymi stają. Pola Oloixarac budzi emocje, zmusza do myślenia, chociaż ostateczny chaos nie był dla mnie do końca satysfakcjonujący. Niemniej będę się autorce przyglądać i mam nadzieję, że jeszcze się literacko spotkamy.
Wydawnictwo GlowBook po raz kolejny stawia przed czytelnikiem powieść, obok której ciężko przejść obojętnie. Może nie wpadniecie w świat Mony bez reszty, będziecie z przymróżeniem oka patrzeć na to, co dzieje się wokół bohaterki. Wierzyć lub niedowierzanie. Jedno jest jednak pewne - zakończenie zmyje Was z nóg!
Na szwedzkiej prowincji oprócz pisarzy z całego świata...
2024-04-02
2024-04-02
2024-04-01
Jeden dzień, w którym pozornie nie dzieje się nic szczególnego. Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej, zobaczymy kilka początków i końców, tak bliskich ludzkiej naturze.
Ktoś w powieści Aki Ollikainena zakocha się po raz pierwszy, ktoś przyzna się przed sobą, że miłość już dawno wyparowała. Ktoś inny po wielu wspólnie spędzonych latach, ten ostatni raz powie kocham. Ktoś szukać będzie swoich początków, w których zgubił coś ważnego, a ktoś inny straci kogoś na samym końcu drogi. To bardzo subtelne, czułe historie zwyczajnej rodziny, kilku jej pokoleń, na które spoglądamy z uwagą czytając „Sielanki”.
Chociaż dobrze wspominać będę lekturę powyższej książki, to mam jednak kilka uwag. To nie jest tak oczywista, piękna i spokojna historia rodzinna, jak mogłoby się wydawać. Autor stawia przed nami wielu bohaterów już na samym początku tekstu i gdyby nie kartka i długopis, ciężko byłoby mi zrozumieć kto jest kim. Emocje towarzyszące bohaterom są zarysowane dość płasko i ich odbiór zależny jest tylko od tego, na ile jesteśmy w stanie utożsamić się z bohaterami. Nie ma tu miejsca (książka ma niewielki rozmiar) na długie opisy i w strefie niedopowiedzeń każdy czytelnik może znaleźć coś innego.
„Sielanka” Aki Ollikainena nie jest więc książką łatwą do polecenia. Sama podczas lektury miałam momenty zachwytu, z przewagą jednak tych po prostu dobrych, niczym się niewyróżniających. Jestem jednak ciekawa jak odbiorę poprzednią książkę autora, również wydaną przez ArtRage pod tytułem „Biały głód”. Z pewnością dam znać, jeśli przyjdzie na nią czas.
Nie zniechęcam, ale też nie polecam gorąco. To dobra historia, w której docenić można odmalowanie tak intensywnej codzienności, momentu w historii zwykłej rodziny. Niezapomnianego dnia, który wpłynie na każdego z bohaterów inaczej.
Jeden dzień, w którym pozornie nie dzieje się nic szczególnego. Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej, zobaczymy kilka początków i końców, tak bliskich ludzkiej naturze.
Ktoś w powieści Aki Ollikainena zakocha się po raz pierwszy, ktoś przyzna się przed sobą, że miłość już dawno wyparowała. Ktoś inny po wielu wspólnie spędzonych latach, ten ostatni raz powie kocham. Ktoś...
2024-03-25
Pięćdziesiąt lat po pierwszym polskim wydaniu w ręce czytelnika trafia ta sama, mroczna i niebezpieczna powieść o wampirzycy, kobiecie-wampie, która miesza w głowie młodziutkiej Laurze. „Carmilla” wydana w roku 1872 była tekstem nowatorskim, przekraczającym pruderyjne granice ówczesnej literatury i właśnie na niej swój obraz Draculi budował sam Bram Stoker.
Wampirzyca zakochana w człowieku, młodej i niewinnej istocie tak ufnej i delikatnej, tak doskonałej. Cielesność Carmilli widoczna w tekście i na ilustracjach stworzonych przez Aleksandrę Czudżak podkreśla kontrast między bohaterkami. Relację Laury, której dość jednostajne życie w rodowym zamku odmienia pojawienie się tajemniczej towarzyszki czytałam z dużą ciekawością. Jej nocne koszmary przeciwstawione zostały potrzebie bliskości z istotą podobną sobie. Konsekwencje tego spotkania długo jednak nie będą jasne dla ojca Laury jak i jej nauczycielek. Pojawienie się generała i towarzyszącej mu żałobnej historii wyjaśni jednak jakie zamiary wobec dziewczyny miała Carmilla. I ile jeszcze krwi musi upłynąć, nim ktoś zatrzyma tę straszną klątwę.
Powiem szczerze, że zarówno wydanie jak i tekst podobały mi się bardzo. Czytając tę opowieść na głos znalazłam kilka zgrzytów i nie wiem czy to kwestia tłumaczenia czy korekty, niemniej polecam Wam lekturę „Carmilli”. To przyjemność dla duszy i oka czytelnika. Nawet jeśli nie znacie zbyt dobrze powieści gotyckich, Le Fanu otworzy przed Wami wiele drzwi.
Pięćdziesiąt lat po pierwszym polskim wydaniu w ręce czytelnika trafia ta sama, mroczna i niebezpieczna powieść o wampirzycy, kobiecie-wampie, która miesza w głowie młodziutkiej Laurze. „Carmilla” wydana w roku 1872 była tekstem nowatorskim, przekraczającym pruderyjne granice ówczesnej literatury i właśnie na niej swój obraz Draculi budował sam Bram Stoker.
Wampirzyca...
2024-03-24
Z czym kojarzy się Wam okładka powyższej książki? Nie miałam pojęcia czego mogę po niej spodziewać. Ale było to grzechu warte spotkanie.
Już dawno o tym nie pisałam, więc powtórzę… KOCHAM OPOWIADANIA. Kocham krótką formę. Jeśli autor potrafi zaangażować mnie tak niewielkim formatem, z miejsca trafia w sam ośrodek czytelniczej przyjemności. Wydany niedawno przez Wydawnictwo Znak „Dzień wyzwolenia” George’a Saundersa trafia do tych ulubionych zbiorów, a jakże!
Temat przewodni? Ludzie. Ich emocje, ludzkie i mniej ludzkie odczucia. Autor tworzy absurdalne scenariusze, testuje swoich bohaterów i stawia przed nimi dziwne, podważające zdrowy rozsądek pytania. Są tu przyszpileni do ściany opowiadacze historii, dziki tłum z resetowalną pamięcią, podziemne demony, ale i dwie kobiety zakochane w jednym mężczyźnie oraz walczącą o dobro dziecka matka. Jest zabawnie i strasznie, bo po śmiechu przychodzi gorzka refleksja nad kondycją współczesnego człowieka. I drogą, jaką wszyscy podążamy.
Po co czytać „Dzień wyzwolenia”?
Żeby dać się zaskoczyć każdym kolejnym opowiadaniem. George Saunders nie lubi nudy, to pewne. Misternie tworzone przez niego światy są podobne do naszych, czasami stanowią ich krzywe odbicia, wyolbrzymiają ludzkie przywary i słabości. Ale obecni w nich ludzie lub ich podobieństwa noszą w sobie znana nam dobrze emocje i lęki. Językowy majstersztyk, za co współwinny jest z pewnością tłumacz.
Polecam, jeśli lubicie przekraczać granice wyobraźni, za którymi nie zawsze znajduje się to, na co jesteśmy gotowi. Do tych najlepszych tesktów zaliczam: Dzień wyzwolenia (opowiadanie otwierające zbiór), Upiora, Dzień matki oraz Elliotta Spencera.
Z czym kojarzy się Wam okładka powyższej książki? Nie miałam pojęcia czego mogę po niej spodziewać. Ale było to grzechu warte spotkanie.
Już dawno o tym nie pisałam, więc powtórzę… KOCHAM OPOWIADANIA. Kocham krótką formę. Jeśli autor potrafi zaangażować mnie tak niewielkim formatem, z miejsca trafia w sam ośrodek czytelniczej przyjemności. Wydany niedawno przez...
2024-03-24
2024-03-21
Dawno nie czytałam powieści tak pięknej, tak subtelnej i cichej w chwilach, które budziły krzyk sprzeciwu, wycie rozpaczy. Gdybym miała określić książkę Sebastiana Barrego jednym dla mnie trafnym zdaniem, to przyszło ono do mnie po przeczytaniu ostatniej strony.
„Po stronie Kanaanu” to kronika milczącego bólu.
Lilly Bere ma osiemdziesiąt pięć lat i przeżywa właśnie siedemnaście dni żałoby po swoim wnuku. To ostatni mężczyzna który ją opuścił i zostawił po sobie puste, bolesne miejsce w sercu. Na więcej Lilly nie ma już siły.
Na siedemnaście scen podzielona zostaje również historia życia głównej bohaterki, która ucieka z Irlandii pod koniec I wojny światowej do Stanów Zjednoczonych. To nowy, trudny początek intymnej i niesamowitej historii życia kobiety, którą los wystawia na wiele prób.
Dajcie się porwać tej historii, dajcie się przekonać do przepięknej formalnie i językowo opowieści o życiu pełnym bólu i straty, które stara się nam opowiedzieć Lilly Bere. Można płakać, można się śmiać, można szukać nadziei. Warto się poddać wszystkim emocjom, które maluje przed nami Sebastian Barry.
Polecam, bardzo bardzo mocno. Jeśli macie jeszcze jakieś wątpliwości. A jeśli lektura „Po stronie Kanaanu” już za Wami, powiedzcie mi jak odebraliście tę powieść.
Dawno nie czytałam powieści tak pięknej, tak subtelnej i cichej w chwilach, które budziły krzyk sprzeciwu, wycie rozpaczy. Gdybym miała określić książkę Sebastiana Barrego jednym dla mnie trafnym zdaniem, to przyszło ono do mnie po przeczytaniu ostatniej strony.
„Po stronie Kanaanu” to kronika milczącego bólu.
Lilly Bere ma osiemdziesiąt pięć lat i przeżywa właśnie...
Po powieści wojenne sięgam zazwyczaj kiedy wykraczają poza schemat bohaterskiej śmierci, w której nieszczęśnika prowadzi buk, honor i ojczyzna. Louis-Ferdinand Céline w „Wojnie” wyłamuje wszelkie możliwe szuflady, w których można zamknąć jego powieść. Wątki biograficzne splata z rozszalałą wyobraźnią, wyolbrzymia i przerysowuje, epatuje seksualnością, brudem i najniższymi instynktami. Ale jest w tym wszystkim coś, co mnie przekonało do przeczytania odnalezionej po latach powieści autora. I chciałabym kontynuować jego odkrywanie.
Trwa pierwsza wojna światowa. Wachmistrz Ferdinand po ucieczce z transportu trafia do polowego szpitala we Francji, najpewniej prowadzonego przez Czerwony Krzyż. Jego rekonwalescencja pełna smrodu i ludzkich wydzielin, umierających wokół niego żołnierzy i stosującej niezwykłe metody „stawiania na nogi” pacjentów siostry przebiega pomyślnie. Czy jednak cokolwiek wyda się Wam tu normalne? Obawiam się, że nie. Zaczyna się bowiem brawurowa jazda bez trzymanki.
Pod różową, trudną do przeoczenia okładką powieści Céline’a znajdziecie zachwyt lub totalne odrzucenie od autobiograficznej prozy autora. Zachwyt może przynieść sam tekst, który zdaje się mieć wyjątkowy rytm i jeśli tylko go poznacie, lektura nabierze tempa. Język jest prosty, dosadny, chociaż sam autor jak i jego bohater nazywają siebie poetami. Co więc może Was obrzydzić? Erotyzacja KAŻDEJ możliwej i niemożliwej sceny, w której widzimy bohatera. Czytajcie więc odpowiedzialnie, bo szacunku do ciała próżno tu szukać.
Jeśli niestraszny Wam brudny i pozbawiony oporów opis życia żołnierza, który próbuje wrócić do normalności po doświadczeniu wojny na własnej skórze - sięgajcie i czytajcie. Mam nadzieję, że pod tym wszystkim co złe i pozbawione smaku znajdziecie mały zachwyt.
Po powieści wojenne sięgam zazwyczaj kiedy wykraczają poza schemat bohaterskiej śmierci, w której nieszczęśnika prowadzi buk, honor i ojczyzna. Louis-Ferdinand Céline w „Wojnie” wyłamuje wszelkie możliwe szuflady, w których można zamknąć jego powieść. Wątki biograficzne splata z rozszalałą wyobraźnią, wyolbrzymia i przerysowuje, epatuje seksualnością, brudem i najniższymi...
więcej Pokaż mimo to