-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-04-07
„-Mack, jeśli coś się liczy, wtedy wszystko się liczy
- przerwała mu Sarayu - Ponieważ ty jesteś ważny,
wszystko, co robisz, jest ważne. Za każdym razem,
kiedy wybaczasz, świat się zmienia, za każdym razem,
kiedy wkładasz w coś serce, świat się zmienia,
każdy dobry uczynek, widoczny lub niewidoczny,
jest spełnieniem moich celów
i później już nic nie jest takie samo”
Ile razy, kiedy cierpiałeś, zdarzyło Ci się pomyśleć "gdzie jest Bóg"?
Ile razy, widząc, jak komuś dzieje się krzywda, myślałeś "skoro Bóg jest tak miłosierny, dlaczego na to pozwala"?
Ile razy, kiedy coś nie szło po Twojej myśli, życie się plątało i miałeś wrażenie, że się rozsypujesz, pomyślałeś "skoro Bóg może wszystko, dlaczego nie sprawi, aby moje życie było dobre?"
Takie wątpliwości dopadają każdego. Niezależnie od tego, czy jest osobą wierzącą, czy też nie, każdy czasem myśli o Bogu. I wtedy właśnie przychodzą pytania. Zadajemy je sobie i nie potrafimy na nie odpowiedzieć. Nie potrafimy pogodzić się z myślą, że Stwórca nie ingeruje w nasze życie w taki sposób, jak tego oczekujemy. Nie potrafimy przyjąć do wiadomości, że Bóg nie chce po prostu "pstryknąć palcem" i zrobić to, czego byśmy chcieli. Nie jesteśmy w stanie pojąć, że pomimo faktu, że jest On miłością - śmiało można tak powiedzieć, pozwala, by na świecie działo się tyle zła, tyle krzywd...
Mackenzie Allen Phillips, główny bohater "Chaty" nie jest mężczyzną, którego życie oszczędziło. Przed kilku laty, podczas letniego biwaku, jego najmłodsza córka - Missy, została porwana. Mimo usilnych i długich prób i poszukiwań, dziewczynki nie udało się odnaleźć. Wszystko jednak wskazuje na to, że Missy została brutalnie zamordowana w starej, opuszczonej chacie.
Mack już dawno przestał obwiniać się za śmierć córki. Nie jest jednak spokojny. Nie może pogodzić się z tym, że nie było mu dane wyprawić dziewczynce nawet godnego pogrzebu, pożegnać ją tak, jak należy. Stale zadaje sobie pytania o miejsce Boga, tego Wszechmogącego i miłosiernego, w tej sytuacji.
Dlaczego On pozwolił na to, by bestialsko zamordowano małą dziewczynkę?
Dlaczego nie zainterweniował?
Czy On naprawdę istnieje? Jeżeli tak - dlaczego nic nie zrobił?
Pewnego dnia Mack dostaje list...
"Mackenzie,
minęło trochę czasu. Tęskniłem za Tobą.
Będę w chacie w najbliższy weekend,
jeśli chcesz się spotkać.
Tata"
Nie zdradzę co dzieje się dalej. Tą książkę trzeba po prostu przeczytać. Każdy, bez względu na to, czy wierzy w Boga czy nie, czy chodzi na Msze, czy nie, czy odmawia wieczorne modlitwy, czy nie, powinien "Chatę" przeczytać.
Książka Younga opisuje relacje na linii Bóg-Stwórca - człowiek. Nie jest to jednak sposób moralizatorski, brak tu też pretensjonalnego tony. Nie mówi "nie wierzysz w Boga, jesteś złym człowiekiem", pokazuje raczej, że każdy z nas ma wybór.
Porusza zdecydowanie ważną, lecz delikatną tematykę. Subtelny sposób ukazania bohatera, jego wewnętrznych rozterek, szargających nim emocji czy wątpliwości, pozwala każdemu bezpośrednio się z nim zidentyfikować. Każdy czytelnik, bez wyjątku, znajdzie w nim swoje cechy... Żal, poczucie osamotnienia, niezdefiniowana nienawiść, smutek... To przecież tak powszednie w naszym życiu.
„Większość nas ma swoje smutki, nieziszczone marzenia,
złamane serca i straty, swoją własną "chatę".
Modlę się, żebyście znaleźli tę samą łaskę, którą ja znalazłem,
i żeby obecność Taty, Jezusa i Sarayu napełniła
waszą wewnętrzną pustkę nieopisaną radością i chwałą.”
Nie jest to jednak książka kierowana wyłącznie do chrześcijan. Pisana przez protestanta, ukazuje uniwersalne wartości. Prócz Boga, rozumianego w Trzech Osobach, porusza takie uczucia jak miłość, tęsknota... przebaczenie.
„Nie można kochać dwóch osób tak samo. To po prostu niemożliwe.
Kochasz każdego człowieka inaczej, bo jest jedyny w swoim rodzaju
i on w tobie również dostrzega twoją niepowtarzalność.
Im lepiej się poznajecie, tym bogatsze stają się barwy waszej relacji.”
„Wybaczenie to nie zapomnienie.
Chodzi w nim o to, żeby puścić czyjeś gardło...”
"Chata" porusza. Tak po prostu. Zwyczajnie. Porusza swoją prostotą i pięknem zarazem. Płakałam od setnej strony.
Czytając tą książkę, człowiek uświadamia sobie, jak mały jest sam, we Wszechświecie. Jak mały i nic niewart jest bez miłości, którą obdarzył go Stwórca. Uświadamia sobie, jak piękne może być jego życie, jeżeli otworzy się na miłość Pana.
Zdecydowanie składnia też do refleksji. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś tak po prostu odłożył "Chatę" po przeczytaniu na półkę i zajął się domowymi obowiązkami... Żeby spokojnie przeszedł do codzienności... Żeby o niej zapomniał... Żeby nie zadał sobie pytania: a gdzie ja jestem w tym wszystkim?
„Znacie to miejsce, gdzie człowiek jest sam...
I może jeszcze Bóg, jeśli w niego wierzycie.
Oczywiście Bóg może być w nim obecny,
nawet jeśli w niego nie wierzycie.
To do niego podobne.”
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„-Mack, jeśli coś się liczy, wtedy wszystko się liczy
- przerwała mu Sarayu - Ponieważ ty jesteś ważny,
wszystko, co robisz, jest ważne. Za każdym razem,
kiedy wybaczasz, świat się zmienia, za każdym razem,
kiedy wkładasz w coś serce, świat się zmienia,
każdy dobry uczynek, widoczny lub niewidoczny,
jest spełnieniem moich celów
i później już nic nie jest takie samo”
Ile...
2012-08-04
Zanim na dobre zaczęłam czytać "Cień wiatru" popełniłam jeden z większych błędów w mojej "karierze czytelniczej", ze tak powiem. Wielokrotnie zaczynałam tą książkę, czytałam pierwszy rozdział, a następnie książka... z powrotem lądowała na półce.
Dwa dni temu wzięłam ją do ręki i pomyślałam "może tym razem się nie zniechęcę?" i zaczęłam czytać. Nie oderwałam się już od niej do nocy.
Do teraz nie wiem dlaczego "Cień wiatru" nie pozwolił mi się pokochać od razu, bo jest to bezspornie książka niezwykła, jedna z lepszych jakie w życiu czytałam i od teraz jedna z moich ulubionych.
Jest tak niesamowita, że kiedy ją czytasz, nie zastanawiasz się nawet, co będzie później, jak się skończy, nie patrzysz na zegarek, na ilość stron, jakie już przeczytałeś i nie przejmujesz się tym, że z zaczytania zapomniałeś zjeść kolacji. Jest tak wciągająca, a bohaterzy tak bardzo realistyczni i prawdziwi, że po chwili już ich rozumiesz. Rozumiesz ich pragnienia, myśli, wiesz do czego dążą w życiu.
To pierwsza książka Zafóna, jaką przeczytałam i nie ostatnia. Na pewno nie.
Akcja książki na początku zachęca pewną tajemnicą, pewną niewiadomą... Zachęca, aby później pochłonąć do reszty. Przez dwa popołudnia i wieczory żyłam życiem Daniela Sempere, życiem jego ojca, życiem Beatriz... Przez dwa popołudnia i wieczory żyłam w błogiej nieświadomości, marząc, że kiedy na chwilę zamknę oczy i ponownie je otworzę znajdę się w XX-wiecznej Barcelonie...
Zafón w genialny wręcz sposób rozwiązuje historię życia Caraxa, wyjaśnia ją z niebywałą wręcz dokładnością i precyzją i funduje nam zakończenie najlepsze z możliwych. Zakończenie, którego mimo, że się spodziewałam, wywołało u mnie miłe zaskoczenie i uśmiech na twarzy. Nie mogłabym sobie wyobrazić niczego lepszego niż to, co dał nam Zafón. Niż szczęśliwych Daniela i Beatriz...
"Cień wiatru" to książka, którą warto przeczytać.
To książka, którą mogę polecić każdemu.
To książka, dla której warto zarwać noc.
To książka, która niesie za sobą mądrość i ponadczasowe wartości...
Zanim na dobre zaczęłam czytać "Cień wiatru" popełniłam jeden z większych błędów w mojej "karierze czytelniczej", ze tak powiem. Wielokrotnie zaczynałam tą książkę, czytałam pierwszy rozdział, a następnie książka... z powrotem lądowała na półce.
Dwa dni temu wzięłam ją do ręki i pomyślałam "może tym razem się nie zniechęcę?" i zaczęłam czytać. Nie oderwałam się już od niej...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Gra o tron"... Któż nie słyszał jeszcze o tym bijącym rekordy popularności serialu? Produkcja HBO, której twórcami są David Benioff oraz D. B. Weiss w mgnieniu oka zyskała sławę równą wielu trwającym od lat produkcjom. Wszystko to za sprawą pewnego pana w starszym wieku, George'a R. R. Martina, autora serii książek fantastycznych "Pieśń Lodu i Ognia", który w 1996 roku opublikował jej pierwszą część, czyli "Gry o tron".
"Umysł zaś potrzebuje książek,
podobnie jak miecz potrzebuje kamienia do ostrzenia,
jeśli ma oczywiście zachować ostrość."
Przyznam się bez bicia - po "Grę o tron" Martina sięgnęłam za sprawą serialu, którego jestem wielką fanką. O "Pieśniach Lodu i Ognia" słyszałam naprawdę wiele opinii, zarówno pochlebnych, jak i negatywnych, więc, korzystając z chwili wolnego czasu, od razu go spożytkowałam i sięgnęłam po tą książkę.
Jak można się było spodziewać, powieść jest naprawdę wielowątkowa. Już od pierwszych stron spotykamy się z niemałym zaskoczeniem - natłok bohaterów, historii i odrębnych miejsc, w jakich dzieje się akcja sprawia, że czytelnik czuje się pogubiony. Każdy rozdział "Gry o tron" to kolejne wydarzenia z życia innej osoby. Akcję możemy obserwować z perspektywy aż ośmiu bohaterów, żadnego z nich nie możemy jednak nazwać głównym.
Poznajemy lorda Eddarda Starka, pana Winterfell, położonego na północy Westeros, oraz jego rodzinę. Starkowie goszczą u siebie króla Roberta Baratheona z żoną, Cersei Lannister. Król Robert prosi Eddarda o przyjęcie stanowiska królewskiego Namiestnika, a Stark, pragnąc wyjaśnić przyczyny zagadkowej śmierci swojego poprzednika, Johna Arryna, podąża wraz z królem do Królewskiej Przystani.
Z drugiej strony wąskiego morza trzynastoletnia Daenerys Targaryen przygotowuje się do ślubu z wodzem barbarzyńskiego plemienia Dothraków, Kalem Drogo. Ślub ten ma pozwolić jej bratu Viserysowi na utworzenie armii i odzyskanie władzy w Westeros po zmarłym ojcu.
"Nigdy nie zapominaj o tym, kim jesteś, bo świat na pewno o tym nie zapomni.
Uczyń z tego swoją siłę, a wtedy przestanie to być twoim słabym punktem.
Zrób z tego swoją zbroję, a nikt nie użyje tego przeciwko tobie."
Dokładnie tak, jak się spodziewałam, "Gra o tron" okazała się powieścią genialną. I, uwierzcie mi, naprawdę nie przesadzam używając tego określenia. George R. R. Martin stworzył tak wspaniały, tak niesamowicie wykreowany świat, że każdy fan fantasy (i nie tylko) będzie zachwycony.
Poczynając od fantastycznych opisów przyrody i krajobrazów, przez pięknych, wyrazistych i charakterystycznych bohaterów, po doskonale zaplanowaną akcję - wszystko, absolutnie wszystko w "Grze o tron" woła "jestem tu po to, byś uznała, że jestem najlepszą książką, jaką czytałaś". Nie musiałam długo zastanawiać się, by stwierdzić, że tak właśnie jest. "Gra o tron" (i mam nadzieję, że cała saga Pieśni Lodu i Ognia) to istny majstersztyk. George R. R. Martin jest królem fantasy, jest królem wciągającej do granic możliwości akcji i nieprzewidzianych zwrotów wydarzeń. Po lekturze "Gry o tron" wskoczył na pierwsze miejsce na liście moich ulubionych pisarzy i mam wrażenie, że pozostanie tam na bardzo, bardzo długo.
Cóż mogę powiedzieć więcej? Czytajcie sagę "Pieśni Lodu i Ognia", czytajcie książki George'a R. R. Martina, a naprawdę będziecie zachwyceni.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Gra o tron"... Któż nie słyszał jeszcze o tym bijącym rekordy popularności serialu? Produkcja HBO, której twórcami są David Benioff oraz D. B. Weiss w mgnieniu oka zyskała sławę równą wielu trwającym od lat produkcjom. Wszystko to za sprawą pewnego pana w starszym wieku, George'a R. R. Martina, autora serii książek fantastycznych...
Przyznam szczerze i bez bicia - po "Igrzyska śmierci" sięgnęłam z BARDZO dużym oporem. Nie - "sięgnęłam" nie jest nawet odpowiednim słowem w tym przypadku. Igrzyska, mimo mojego głośnego sprzeciwu, wcisnęła mi w ręce kuzynka i powiedziała "masz to przeczytać!"
Dlaczego tak bardzo się opierałam?
Igrzyska wkroczyły na polski rynek wśród haseł: "To godny następca Harry'ego Pottera", "Prawie tak dobre jak Zmierzch", "Sama Rowling chciałaby napisać coś takiego"... Nie miałam chęci sprawdzić, czym media i nastolatki z całego świata tak bardzo się ekscytują... Podziękowałam.
Kolejna młodzieżówka, tak zwane paranormal-romance i cała "wspaniała" otoczka wcale mnie nie zachęcały.
Przeczytałam pierwszy rozdział i... miałam ochotę krzyknąć "Cholera! Dlaczego dopiero teraz?"
Niedaleka przyszłość, Panem, zbudowane na ruinach Ameryki Północnej. Kapitol otoczony dwunastoma dystryktami. Dystrykty te (wtedy jeszcze było ich trzynaście) przed laty zbuntowały się i wznieciły powstanie przeciw Kapitolowi.
Dystrykt trzynasty został zrównany z ziemią, a w ramach zapobiegania kolejnym powstaniom Kapitol zaczął organizować Głodowe Igrzyska - co roku podczas "dożynek" z każdego dystryktu losowane są po dwie osoby - dziewczyna i chłopak, a następnie wszystkie dwadzieścia cztery osoby trafiają na arenę.
Wygrywa tylko jeden spośród nich. Ten, któremu uda się przeżyć. Trybuci (bo tak nazywa się "wybrańców") walczą na śmierć i życie, sami dobywają pożywienie, umierają, ku ogromnej uciesze widzów. Igrzyska są bowiem transmitowane w całym Panem.
Jest o co walczyć - oprócz życia, wygranemu trybutowi oferuje się luksusową willę i zapas pożywienia (co w dystryktach samo w sobie jest już luksusem).
Szesnastoletnia Katniss Everdeen zgłasza się do udziału w Głodowych Igrzyskach sama. Wykazuje się przy tym niezwykłą odwagą, ale poświęca się dla swojej dwunastoletniej siostry, która została wylosowana. I tak rozpoczynają się przygodny Kathiss i Peety - chłopaka, który zostaje drugim trubutem.
Katniss udaje się wygrać Igrzyska, a co więcej - udaje się jej też uratować Peetę. Dalszych historii, zawirowań losu i niebezpieczeństw ze strony niezadowolonego z jej wyczynu Kapitolu jest wiele i dziewczyna zmuszona jest do walki o swoje życie, a w końcu o całe Panem...
Młodzieżówka, powiadacie?
Skądże znowu. Cała trylogia Igrzysk, mimo iż została zakwalifikowana do tejże kategorii, z młodzieżową książką ma, moim zdaniem, niewiele wspólnego.
Wszystkie trzy tomy wyściełane są ponadczasowymi wartościami, których - obawiam się - młody, niedoświadczony jeszcze przez życie czytelnik, może nie dostrzec. Dla nas jednak powieści te okazują się być kopalnią wiedzy o świecie. Przez pryzmat doświadczenia życiowego możemy dostrzec choćby to, jak mass media, polityka... wszyscy, oddziałują na nas... Manipulują, obnażają z prywatności... Zmieniają nas. Zmieniają nasze postrzeganie świata, decyzje, a - co najgorsze - życie.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Przyznam szczerze i bez bicia - po "Igrzyska śmierci" sięgnęłam z BARDZO dużym oporem. Nie - "sięgnęłam" nie jest nawet odpowiednim słowem w tym przypadku. Igrzyska, mimo mojego głośnego sprzeciwu, wcisnęła mi w ręce kuzynka i powiedziała "masz to przeczytać!"
Dlaczego tak bardzo się opierałam?
Igrzyska wkroczyły na polski rynek wśród haseł: "To godny następca Harry'ego...
„Możesz robić co chcesz,
możesz dokonać wszystkiego, czego pragniesz.
Nigdy nie brakuje Ci pieniędzy,
a czas nie jest Twoim wrogiem.
Jeśli naprawdę chcesz dokonać w życiu czegoś wielkiego,
może ci brakować jedynie pomysłu.
Czas i pieniądze to tylko kwestia odpowiedniej perspektywy.”
Czy zdawało Ci się kiedyś, że znajdujesz się w nieodpowiednim miejscu? Że nie powinno Cię tu być?
Czy zdawało Ci się kiedyś, że to, co zrobisz, jest zupełnie bez sensu?
Czy zdawało Ci się, że nie masz już żadnych perspektyw na przyszłe życie? Że dosięgnąłeś dna?
Błąd!
Opis na okładce brzmi: Nie obawiaj się! Jesteś dokładnie w tym miejscu, w którym masz być. Tak, trudno w to teraz uwierzyć. Możesz osiągnąć to, czego tak bardzo pragniesz. Najważniejsze, w którą pójdziesz stronę. Najlepsze dopiero przed Tobą.
Przyznam, niesamowicie mnie to zaintrygowało. Bo ile razy zastanawiamy się, do czego tak naprawdę zmierzamy? Co jest naszym celem? Czy ten cel, ta rzecz, do której tak zawzięcie dążymy jest tym, do czego powinniśmy się uciekać?
Pewnego dnia w małym nadmorskim miasteczku pojawia się tajemniczy mężczyzna, Jones – dla jednych włóczęga, dla drugich wędrowiec. Taszczy wielką walizkę, czasem kogoś zagadnie. Wybiera smutnych, nieszczęśliwych i zdruzgotanych ludzi. Mówi: „Chodź tu bliżej, do światła”. Potem życie każdego z nich się zmienia.
Biorąc do ręki książkę Andy'ego Andrewsa, czytając te kilka zdań zamieszczonych na okładce, od razu zapragnęłam poznać sekret, tajemnicę Jonesa. Kim jest ten włóczęga? Co robi, że ludzie pod wpływem jego słów postanawiają się zmienić? Zmieniają swoje życie.
Głównych bohaterów tej książki jest dwóch - narrator, którym jest Andy i który prowadzi historię oraz Jones - owy owiany tajemnicą mężczyzna, który pojawia się w krytycznych sytuacjach i pomaga dostrzec "inną perspektywę".
Andy spotyka Jonesa w momencie, kiedy, zdawać by się mogło, dosięgnął już dna. Mieszka pod molo, nie ma pracy, jego rodzice zmarli, a jedyną rzeczą, o jakiej myśli jest to, jak zrujnował swoje życie. Wtedy zjawia się Jones - staruszek ze skórzaną walizką. Pokazuje Andy'emu nową perspektywę, nowe spojrzenie na świat, które pomaga mu od dna się odbić. Andy zaczyna zmieniać swoje życie. Wtedy staruszek znika.
„A tak w ogóle, to gdy ty jadłeś na plaży sardynki z puszki – wyszczerzył zęby w uśmiechu – ja raczyłem się daniem mięsno-rybnym w malowniczym zakątku, z którego roztacza się cudowny widok na ocean. – Klepnął mnie po plecach. – To wszystko kwestia punktu widzenia.”
Andy i Jones spotykają się wiele lat później. Mężczyzna ma żonę, dzieci, dobrze płatną pracę. Wtedy też okazuje się, że staruszek jest "Aniołem Stróżem", duchem opatrzności wielu osób. Odwodzi ludzi od najgorszych decyzji, ratuje małżeństwa, powoduje, że ludzie zmieniają swoje życie, chcą żyć... pokazuje im nową perspektywę.
Pomaga im wszystkim dostrzec rzeczy, które być może są na wyciągnięcie ręki - trzeba tylko je zauważyć! Pomaga nawet nam, czytelnikom. Pokazuje jak życie może wyglądać, jeżeli spojrzymy na nie z innej perspektywy. Jak może wyglądać, jeśli spojrzymy inaczej na rzeczy, które do tej pory nie miały dla nas najmniejszego znaczenia, jeśli dostrzeżemy rzeczy, które spychaliśmy na bok.
„Jedni potrafią pięknie śpiewać, drudzy szybko biegać, ja zaś zauważam rzeczy których inni nie dostrzegają, mimo że większość z nich znajduje się na wyciągnięcie ręki. Widzę sytuacje z innej perspektyw. Tego właśnie brakuje większości osób. Dlatego staram się im ofiarować nowy punkt widzenia, który pozwala zatrzymać się, popatrzeć na życie z boku i zacząć od nowa.”
Jones tylko rozmawia. Pojawia się zawsze tam, gdzie ludzie są w punkcie krytycznym lub zwrotnym swojego życia. I mówi. Rozmawia. Pomaga dostrzec inną, lepszą perspektywę.
Pewnego dnia staruszek znika. Zostaje tylko jego walizka. Wszyscy ludzie, którym pomógł - wszyscy ludzie z miasteczka zbierają się, aby zdecydować, co z nią zrobić. Walizka Jonesa jest przecież czymś niezwykłym - staruszek nigdy się z nią nie rozstawał, nigdy też nie pozwalał dotykać jej komukolwiek. A teraz została. Jonesa nie ma.
"Mistrz" Andy'ego Andrewsa to książka niezwykła. Nie jest to opowieść o człowieku, który zmieniał innych. Jest to bezpośrednie zwrócenie się do czytelnika - pokazanie mu, że on także w każdym aspekcie swojego życia może znaleźć tą lepszą perspektywę. Że on także jest w stanie dostrzec więcej. Że on, pomimo, że uważa swoje życie za dobre, może je zmienić na jeszcze lepsze. Bo - jak mówi Jones - "w gruncie rzeczy każdy z nas albo właśnie przechodzi kryzys, albo z niego wychodzi, albo zmierza w jego kierunku".
Ta książka pomoże Ci odnaleźć własną perspektywę.
Ta książka pozwoli Ci spojrzeć na swoje życie z takiej strony, z jakiej jeszcze nigdy na nie nie patrzyłeś.
Ta książka jest w stanie zmienić Twoje życie. Moje zmieniła.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„Możesz robić co chcesz,
możesz dokonać wszystkiego, czego pragniesz.
Nigdy nie brakuje Ci pieniędzy,
a czas nie jest Twoim wrogiem.
Jeśli naprawdę chcesz dokonać w życiu czegoś wielkiego,
może ci brakować jedynie pomysłu.
Czas i pieniądze to tylko kwestia odpowiedniej perspektywy.”
Czy zdawało Ci się kiedyś, że znajdujesz się w nieodpowiednim miejscu? Że nie powinno Cię...
Rok 1945, Szkocja.
Dwudziestokilku letnia Claire Randall wraz z mężem, Frankiem - profesorem, zapalonym historykiem z żyłką do geneaologii, który w szkockich górach stara się odnaleźć swoich przodków. Spędzają razem wakacje, pierwszy raz od czasu wybuchu wojny - kobieta była bowiem pielęgniarką w szpitalu wojskowym.
Clarie - nieco znudzona historycznymi dywagacjami męża i czująca się niezręcznie po tak długiej rozłące, stara się jednak dotrzymywać Frankowi towarzystwa.
Wszystko zmienia się jednak kiedy kobieta, zauroczona celtyckim Kamiennym Kręgiem, dotyka jednej ze skał i przenosi się w czasie... do roku 1743!
Osiemnasty wiek!
Brzmi dość surrealistycznie, prawda?
Claire jednak musi sobie poradzić. Początkowo nieświadoma faktu, iż przeniosła się w czasie, później tym faktem zdruzgotana. Za wszelką cenę próbuje wrócić do swoich czasów, do wieku XX.
Nie jest to jednak takie łatwe.
Na swojej drodze na początku poznaje przodka swojego męża - kapitana Randalla. Uważa on ją za prostytutkę, a z opresji i od niebezpieczeństwa z jego strony ratuje ją grupa szalonych Szkotów. Claire poznaje jednego z nich - Jamiego Frasera - przystojnego, fascynującego mężczyznę. Heroiczny ratunek przeradza się jednak w porwanie. Szkocji zabierają Claire do zamku Leoch i dopiero tam zaczyna się jej prawdziwa przygoda.
Kobieta poznaje celtyckie, osiemnastowieczne zwyczaje, modę i tradycje. Przez wiele tygodni uczestniczy w życiu Leoch i - w końcu - zyskuje sympatię jego mieszkańców.
Odkrywa też, że Szkocja i XVIII wiek naprawdę się jej podobają. Staje na rozdrożu - z jednej strony pragnie wrócić do swoich czasów, do Franka. Z drugiej jednak nieustające przygody, przystojny Szkot w roli towarzysza oraz rozwijająca się kariera uzdrowicielki sprawiają, że chce zostać.
Claire Randall nie jest bohaterką idealną. Jest niepoprawna, przeklina i zbyt swobodnie się wypowiada. Mówi to, co myśli i dopiero po fakcie myśli o konsekwencjach. Ma mimo to też wiele cech pozytywnych - jest czuła, ciepła i budzi w czytelniku sympatię. Nieco komiczna narracja pierwszoosobowa sprawia, że po przeczytaniu tej 700-stronicowej powieści czuje się, jakby Claire znało się od dawna. Jakby była żywą osobą. Jakby była naszą zabawną, przesympatyczną, nieco roztrzepaną przyjaciółką, z którą wyjdziemy po południu na kawę.
Ukazanie Claire Randall w tak natruralny sposób sprawia, że książkę czyta się łatwo, przyjemnie. Narracja idealna.
Diana Gabaldon w mistrzowski wręcz sposób połączyła ze sobą wiele gatunków literackich, tworząc niesamowitą powieść. "Obca" to powieść przygodowa. Ale także romans. Jest i nieco fantastyki (do której trzeba zaliczyć przecież sam fakt przeniesienia w czasie), ale także wiele z powieści historycznej - Gabaldon opiera się na historycznych faktach, doskonale i ciekawie opisuje osiemnastowieczną Szkocję i wprowadza czytelnika w ten okres. "Obca" jako powieść, którą można przypisać do tak wielu gatunków wcale jednak na tym nie traci! Wręcz przeciwnie! To sprawia, że książka staje się jeszcze bardziej ciekawa - dotyka bowiem wielu wątków, a pani Gabaldon w przyjazny dla oka sposób i z literacką gracją, bez przynudzania - interesująco zamyka je wszystkie.
"Obca" jest więc powieścią, którą z czystym sumieniem mogę polecić każdemu. Idealnie nadaje się do poczytania na długie, zimowe wieczory, ale także jest książką, nad którą trzeba pomyśleć i wyciągnąć z niej to, co najważniejsze. I niech nie zwiedzie Was napomnienie o wątku miłosnym - "Obca" nie ma w sobie nic w typowego romansu, a sceny miłości sprawiają, że książkę czyta się z rumieńcami na twarzy!
Recenzja również na: www.im-bookwarm.blogspot.com
Rok 1945, Szkocja.
Dwudziestokilku letnia Claire Randall wraz z mężem, Frankiem - profesorem, zapalonym historykiem z żyłką do geneaologii, który w szkockich górach stara się odnaleźć swoich przodków. Spędzają razem wakacje, pierwszy raz od czasu wybuchu wojny - kobieta była bowiem pielęgniarką w szpitalu wojskowym.
Clarie - nieco znudzona historycznymi dywagacjami męża i...
Nie wiem jak w ogóle Biblię można oceniać.
Dla każdej osoby wierzącej Pismo Święte jest rzeczą najważniejszą. Zbiorem praw, według których trzeba, ale też warto żyć. Słowem Objawionym. Biblia odsłania prawdę o człowieku, mówi o tym, jaki jest.
Bóg po prostu mówi do nas poprzez Pismo Święte.
Nie wiem jak w ogóle Biblię można oceniać.
Dla każdej osoby wierzącej Pismo Święte jest rzeczą najważniejszą. Zbiorem praw, według których trzeba, ale też warto żyć. Słowem Objawionym. Biblia odsłania prawdę o człowieku, mówi o tym, jaki jest.
Bóg po prostu mówi do nas poprzez Pismo Święte.
„Jeśli czujesz, że coś w twoim życiu nie gra
i chciałbyś coś zmienić, to nie szukaj
biletu na koniec świata, tylko zacznij tu i teraz.
Jeżeli nie jesteś szczęśliwy z tym,
co masz teraz, nigdzie indziej na świecie też
nie będziesz szczęśliwy, bo szczęście nie mieszka
w określonej części świata
tylko w twojej własnej duszy.”
Beata Pawlikowska to osoba, z której nazwiskiem bez wątpienia zetknęliśmy się wszyscy. To nie tylko podróżniczka, dziennikarka, tłumaczka, fotograf i autorka audycji radiowej w Radio Zet "Świat według blondynki", ale także... pisarka! I to nie byle jaka, ale autorka bardzo poczytnych książek podróżniczych, coachingowych i językowych.
"Planeta dobrych myśli" to jednak książka inna niż wszystkie inne. Myślę, że na początku warto wspomnieć co sama autorka niej mówi:
Planeta dobrych myśli” powstała znienacka. Podczas letnich
popołudni, kiedy chwytałam za pióro i rysowałam. A na innych
Zdjęciekartkach ołówkiem notowałam to, co samo układało się
w akapity i zwrotki.
Zaczęłam publikować te myśli na Facebooku. Dwieście lajków. Pięćdziesiąt udostępnień. Tydzień później tysiąc lajków i pięćset udostępnień.
I wszyscy pytali: kiedy to się ukaże jako książka?
Proszę bardzo – oto jest.
Planeta dobrych myśli.
Muszę przyznać, że "Planeta dobrych myśli" zaskoczyła mnie (oczywiście pozytywnie) od razu, kiedy tylko wzięłam ją do rąk. Pierwsze co się "rzuca w oczy" to przepiękna grafika. Ilustracje robione są przez Beatę Pawlikowską, również znaczna część tekstu to jej odręczne pismo. Książka jest więc kolorowa, hipnotyzująca wyglądem i wygląda jak nasz prywatny, zapisany notes.
„Życie czasem wciąga w czarną dziurę macham nogami
i krzyczę ale zapadam się coraz głębiej myślę,
czego nie chcę myśleć, mówię, czego nie chcę mówić,
puchnę od zniecierpliwienia”
Pani Beata Pawlikowska jest osobą niezwykle mądrą. Doskonale zna świat, zna ludzi. Oczekiwałam więc, że "Planeta dobrych myśli" powie mi coś, czego jeszcze nie wiem. Nic bardziej mylnego! Ta książeczka jest bowiem zbiorem myśli, notatek, zapisków autorki - o życiu! Właśnie takim, jakie wiedziemy wszyscy. O naszych wspólnych problemach, przeciwnościach losu... Powodzeniach, niepowodzeniach, smutkach, radościach. O czymś, o czym wiemy wszyscy.
A jednak zapominamy.
Przychodzą jednak takie dni, kiedy potrzebne jest nam przypomnienie o tym, co w życiu jest naprawdę ważne. O tym, gdzie odnaleźć prawdziwe szczęście. Gdzie odnaleźć siebie, radość, jak po prostu żyć pełnią życia.
W takich momentach książka Beaty Pawlikowskiej jest niezbędna. To sentencja tego, jak żyć. Jak być szczęśliwym.
„Z miłością, skupieniem i zaangażowaniem,
bez chęci odwetu i rywalizacji
po prostu – rób swoje.”
"Planeta dobrych myśli" stanęła na mojej półce i jestem pewna, że już zawsze będzie ze mną. Ta niewielkich rozmiarów książeczka zupełnie podbiła moje serce i cieszę się z tego powodu. Cieszę się, że otrzymałam prosty, czytelny przewodnik "jak żyć?".
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„Jeśli czujesz, że coś w twoim życiu nie gra
i chciałbyś coś zmienić, to nie szukaj
biletu na koniec świata, tylko zacznij tu i teraz.
Jeżeli nie jesteś szczęśliwy z tym,
co masz teraz, nigdzie indziej na świecie też
nie będziesz szczęśliwy, bo szczęście nie mieszka
w określonej części świata
tylko w twojej własnej duszy.”
Beata Pawlikowska to osoba, z której nazwiskiem...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Poza tym pamiętaj - nie jesteś sam.
Każdy z nas ma do zrobienia w życiu takie rzeczy,
które nie są przyjemnie i rozrywkowe, ale trzeba je zrobić.
Rozmyślanie o tym, że to przykre i głupie
w niczym ci nie pomoże.
Pomyśl raczej, że nawet kosmonauta
musi czasem wyszorować okna w swojej rakiecie -
nawet jeżeli nie znosi sprzątania."
Jesteśmy dorosłymi ludźmi, a mimo tego szukamy. Szukamy miłości, przysłowiowego przepisu na szczęście czy prostego sposobu na to, by poprawić standard swojego życia. Ja znalazłam coś, co może ułatwić owe poszukiwania - książkę Beaty Pawlikowskiej, czyli "Planetę dobrych myśli dla dzieci od 7 do 100 lat".
Na księgarnianych półkach i na w półkach w naszych domach, a także w Internecie aż roi się od wszelkiego rodzaju publikacji z sentencjami. Cytujemy Einsteina, Paula Coelho, J. K. Rowling i wielu, wielu innych... Z kolei Beata Pawlikowska, podróżniczka, autorka i dziennikarka, znalazła ciekawy (bardzo!) pomysł na przekazanie czytelnikom swoich filozofii życiowych. W styczniu 2013 roku pojawiła się jej pierwsza książka - "Planeta dobrych myśli" [recenzja tutaj]. Zawiera ona zbiór interesujących myśli i wskazówek odnośnie tego co robić, aby być szczęśliwym. Prawie półtora roku później Pawlikowska wydała kolejną część serii o niezwykłym tytule - "Planetę dobrych myśli dla dzieci od 7 do 100 lat".
Książka Beaty Pawlikowskiej znacząco różni się od swojej poprzedniczki. Oprócz typowych wskazówek znajdziemy w niej bowiem wiele myśli na tematy związane z podążaniem za swoimi marzeniami, zdrowiem, poglądy autorki na temat kontaktów międzyludzkich czy wartości udoskonalania swojej osobowości pod względem intelektualnym. "Planeta dobrych myśli, którą śmiało można nazwać poradnikiem, to zbiór wartości uniwersalnych, odpowiednich (tak jak mówi tytuł) dla czytelnika w każdym wieku.
Beata Pawlikowska, która jest postacią kolorową, wydała właśnie taką książkę - niezwykle barwną, pięknie oprawioną, ze wspaniałymi ilustracjami (wykonanymi własnoręcznie przez autorkę). Przeglądanie sentencji podróżniczki aż cieszy oko - każda z nich przyciąga spojrzenie i zmusza do głębszego zastanowienia się nad istotą rzeczy.
Poprzednią "Planetą dobrych myśli" byłam urzeczona, jej młodsza siostra z kolei wzburza we mnie zachwyt. To niezwykła pozycja, moim zdaniem obowiązkowa dla każdego, kto nie boi się marzyć i zmieniać swoje życie.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Poza tym pamiętaj - nie jesteś sam.
Każdy z nas ma do zrobienia w życiu takie rzeczy,
które nie są przyjemnie i rozrywkowe, ale trzeba je zrobić.
Rozmyślanie o tym, że to przykre i głupie
w niczym ci nie pomoże.
Pomyśl raczej, że nawet kosmonauta
musi czasem wyszorować okna w swojej rakiecie -
nawet jeżeli nie znosi...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„- Przemyślałaś swój plan i dostrzegłaś jego wady
skarbie, zgadza się? -wypytuje mnie. -Wpadły ci
do głowy jakieś nowe pomysły?
- Chcę wzniecić powstanie -oświadczam.
- No tak, a ja chcę się napić. Daj mi znać,
jak ci idzie, dobrze?”
Susanne Collins to autorka bestsellerowej trylogii "Igrzyska śmierci". Od wydania pierwszego tomu powieści, a w końcu od zekranizowania go, Collins stała się jedną z najpopularniejszych pisarek.
W listopadzie, kiedy swoją premierę miał film "W pierścieniu ognia", znów powrócił szał związany z Igrzyskami.
Niedaleka przyszłość, Panem, zbudowane na ruinach Ameryki Północnej. Kapitol otoczony dwunastoma dystryktami. Po buncie jednego z nich i zrównaniu go przez Kapitol z ziemią, zostają organizowane Głodowe Igrzyska. Co roku jedna dziewczyna i jeden chłopak z poszczególnych dystryktów zostają wybierani do walki na arenie, ku ogromnej uciesze widzów, na śmierć i życie. Wygrać może tylko jeden spośród nich.
W 74. edycji Głodowych Igrzysk zwyciężyli Katniss Everdeen i Peeta Mellark, pochodzący z najbiedniejszego, dwunastego dystryktu, podstępem wymuszając zwycięstwo. Okazuje się jednak, że czyn ten nie ujdzie im płazem. Będą musieli za swój bohaterski czyn ponieść karę.
W drugiej części Igrzysk, "W pierścieniu ognia", kiedy Katniss i Peeta przygotowują się do obowiązkowego Tournee Zwycięzców, dowiadują się o fali zamieszek rozprzestrzeniających się na całe Panem, które wywołał ich zuchwały czyn. Zbliżają się również rocznicowe 75. Głodowe Igrzyska, które przybiorą zaskakującą dla wszystkich formę... Od teraz Katniss i Peeta znów nie będą mogli czuć się bezpiecznie, bowiem Kapitol planuje zemstę.
„- Caesarze, czy twoim zdaniem nasi przyjaciele tutaj potrafią dochować tajemnicy?
- Ani trochę w to nie wątpię - zapewnił Caesar.
-Jesteśmy już małżeństwem - wyjawił Peeta cicho.
- Przecież nawet krótkie chwile szczęścia są lepsze niż nic.
- Pewnie też bym tak uważał, Caesarze- oświadcza Peeta z goryczą. - Gdyby nie dziecko.”
Każdy, kto w miarę na bieżąco śledzi mojego bloga wie, że jestem ogromną fanką Igrzysk Śmierci. Trudno więc, bym miała jakiekolwiek uwagi do "W pierścieniu ognia". Uważam je za tak samo perfekcyjnie napisane jak pozostałe dwie części. Śmiało mogę nawet stwierdzić, że jest to moja ulubiona książka z trylogii Susanne Collins.
Pozwolę sobie też wstawić fragment recenzji, którą napisałam o "Igrzyskach Śmierci":
Młodzieżówka, powiadacie?
Skądże znowu. Cała trylogia Igrzysk, mimo iż została zakwalifikowana do tejże kategorii, z młodzieżową książką ma, moim zdaniem, niewiele wspólnego.
Wszystkie trzy tomy wyściełane są ponadczasowymi wartościami, których - obawiam się - młody, niedoświadczony jeszcze przez życie czytelnik, może nie dostrzec. Dla nas jednak powieści te okazują się być kopalnią wiedzy o świecie. Przez pryzmat doświadczenia życiowego możemy dostrzec choćby to, jak mass media, polityka... wszyscy, oddziałują na nas... Manipulują, obnażają z prywatności... Zmieniają nas. Zmieniają nasze postrzeganie świata, decyzje, a - co najgorsze - życie.
„Szkoda, że nie możemy zatrzymać tej chwili,
tu i teraz, żeby żyć w niej na zawsze.”
Wiedząc, co wydarzyło się w trzeciej części trylogii, "Kosogłosie" ciężko mi pisać o zaskoczeniu wieloma zwrotami akcji, ponieważ wiem już do czego one prowadzą. Niemniej jednak, przypominając sobie swoją pierwszą lekturę "W pierścieniu ognia", śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z książek, które wywołały u mnie najwięcej emocji.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
„- Przemyślałaś swój plan i dostrzegłaś jego wady
skarbie, zgadza się? -wypytuje mnie. -Wpadły ci
do głowy jakieś nowe pomysły?
- Chcę wzniecić powstanie -oświadczam.
- No tak, a ja chcę się napić. Daj mi znać,
jak ci idzie, dobrze?”
Susanne Collins to autorka bestsellerowej trylogii "Igrzyska śmierci". Od wydania pierwszego tomu...
||www.bookyourself.pl||
Są takie książki, na których lekturę czeka się bardzo, bardzo długo. Są takie książki, które zachwycają już od pierwszych stron, od pierwszych przeczytanych słów. Ale są też książki, które znajdują się poza wszelką kategorią. Takie, dla których słowa "wspaniały" czy "wzruszający" wydają się być jedynie zabawnym niedopowiedzeniem. Taka właśnie jest "Złodziejka książek".
Jest rok 1938. Dziewięcioletnia wówczas Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata, gdzieś obok torów kolejowych prowadzących do Molching. To właśnie dzięki "Podręcznikowi grabarza" dziewczynka uczy się czytać i poznaje niesamowitą wartość słowa. Kolejne książki zdobywa również w nietypowy sposób - jedną ratuje z płomieni, jeszcze inne wynosi z domu burmistrza... II wojna światowa nie jest jednak radosnym czasem, jest niebezpieczna. Kiedy przybrana rodzina Liesel udziela schronienia Żydowi, dziewczynka dowiaduje się jak bardzo.
Rzadko zdarzają mi się momenty, gdy czuję, że brak mi słów. Gdy wiem, że słowa w żaden sposób nie oddadzą tego, co chcę powiedzieć, co czuję. Od razu po przeczytaniu "Złodziejki książek" zrozumiałam, że to właśnie jeden z tych momentów. Nie ma tylu synonimów słowa "genialny", by móc opisać tę powieść. Jest ona po prostu fantastyczna. Fenomenalna w każdym calu.
Powieści i filmy z II wojną światową w tle interesowały mnie od zawsze, czytam na ten temat naprawdę wiele publikacji, dlatego ciężko jest mnie zaskoczyć czymś w tym zakresie. Markusowi Zusakowi jednak się udało. O, Boże, jak bardzo mu się udało! Uczynienie Śmierci narratorem powieści jest niesamowicie trafnym pomysłem. Śmierć owa nie jest jednak, jak mogłoby się zdawać, wrogiem. Wręcz przeciwnie - jest przyjacielem. Jest doskonale wykreowanym bohaterem, który staje się dla czytelnika równie sympatyczną postacią jak chociażby Liesel, złodziejka książek, której historię możemy śledzić dzięki pewnemu notesowi, który wpadł w ręce Śmierci.
O akcji tej powieści można by powiedzieć wiele, ale aby zrobić to subtelnie i nie zdradzić jej osobom, które ze "Złodziejką książek" mają dopiero zamiar się zapoznać, należy wspomnieć tylko o tym, co najważniejsze. Czasy II wojny światowej to okres, jak wszystkim wiadomo, bardzo burzliwy, również dla Niemców, w co niestety wiele osób nie chce uwierzyć. Ubogie racje żywnościowe, społeczny obowiązek należenia do NSDAP, a także siejące zniszczenia naloty sprawiały, że sytuacja Aryjczyków nie była godna pozazdroszczenia. Właśnie z takim światem zapoznaje nas Markus Zusak - biednym, brudnym, ogarniętym cierpieniem.
W "Złodziejce książek" bardzo ważną rolę odgrywają uczucia. Są one zróżnicowane i dzięki temu takie piękne. Autor największą uwagę skupił na przyjaźni. Mamy więc do czynienia z przyjaźnią zupełnie typową - Liesel oraz Rudego, ale także niezwykłą przyjaźnią, która nawiązuje się między dziewczynką a Maxem Vandenburgiem - młodym Żydem, któremu państwo Hubermannowie udzielają schronienia.
"Złodziejka książek", która przedstawia ogromną wartość słów sprawiła, że mi tych słów zabrakło. Nie potrafię opisać wrażenia, jakie zrobiła na mnie ta powieść. Nie potrafię sprecyzować, co tak bardzo mnie w niej urzekło, ale wiem jedno i mam nadzieję, że choć to Was przekona do sięgnięcia po ten tytuł - "Złodziejka książek" kradła nie tylko książki. Skradła też moje serce!
||www.bookyourself.pl||
Są takie książki, na których lekturę czeka się bardzo, bardzo długo. Są takie książki, które zachwycają już od pierwszych stron, od pierwszych przeczytanych słów. Ale są też książki, które znajdują się poza wszelką kategorią. Takie, dla których słowa "wspaniały" czy "wzruszający" wydają się być jedynie zabawnym niedopowiedzeniem. Taka właśnie jest...
Emily Walker ma osiemnaście lat. Jej życie można śmiało utożsamić ze słowem "wegetacja". Dziewczyna, oprócz mglistych prześwitów z dzieciństwa, nie ma co wspominać. Nic nie pamięta. Od dziesięciu lat razem z matką ukrywa się w schronie.
Powodem jest Asteroida, która uderzyła w ocean, niszcząc wszelkie życie na Ziemi. Świat zamarł. Przeżyli tylko nieliczni. Ci, którzy zdołali na czas dotrzeć do schronów, schronić się w nich. Ci, dla których starczyło tam miejsca.
Emily i jej matka, Megan mają szczęście. To, że udało im się przeżyć, zawdzięczają tylko i wyłącznie chorej i śmiesznej pasji dziadka dziewczyny, który w podeszłym już wielu wybudował schron w pobliżu swojego domu.
10 lat.
Masa czasu, prawda?
Emily już od dziesięciu lat się ukrywa. Nie, ukrywa to nieodpowiednie słowo... od dziesięciu lat się "chroni". Ale przed czym? Nastolatka, mająca dość życia w stęchłym i zapleśniałym schronie, postanawia wyjść na zewnątrz. W nieznane. Konsekwencje mogą być naprawdę poważne. Emily naraża i swoje życie, i życie matki. Jeżeli ilość tlenu będzie niewystarczająca, obie umrą.
Ale jednak ryzykują.
Powoli wychodzą na powierzchnię... Na początku czują promienie Słońca, które oświetlają ich twarze, chwilę później lekki powiew wiatru, aż w końcu... mogą zaczerpnąć powietrze!
Na początku kobiety postanawiają spędzić noc w starym domu dziadka. Następnego dnia Emily wyrusza do oddalonego o kilkanaście kilometrów miasteczka - w poszukiwaniu życia.
Świat wygląda okropnie. Wszędzie znajdują się ruiny, pozostałości po tym, co kiedyś było domami mieszkalnymi. Po drzewach zostały jedynie połamane konary. Zieleń oraz wszelkie zwierzęta wyginęły zupełnie - wszystko pokrywa tylko brunatny pył.
Dziewczyna, wędrując, słyszy z oddali dziwny dźwięk. Coś jakby rumor silnika. Faktycznie - zza zakrętu wyłania się samochód. Siedzi w nim najprzystojniejszy, jakiego kiedykolwiek widziała, mężczyzna. Jego pomarańczowawa skóra i fioletowe tęczówki sprawiają, że Emily nie jest w stanie oderwać od niego wzroku.
Kim jest ten niesamowicie wyglądający mężczyzna?
Co robi na tym pustkowiu?
Czy w okolicy jest więcej takich, jak on... obcych?
Pola Pane - mówi Wam coś to nazwisko? Nie? Mnie też nic nie mówiło. Sam fakt, że to początkująca, polska pisarka, sprawiał, że nie miałam zbyt dużej ochoty na sięgnięcie po jej książkę.
Kolejne paranormal romance? Kolejny "Zmierzch"?
Nic bardziej mylnego!
Owszem, powieść znajduje miejsce w wyżej wspomnianym gatunku literackim, ale doskonałe połączenie fantastyki, historii miłosnej i grozy, niebezpieczeństwa, jakie zaserwowała nam Pane, sprawia, że nie masz siły, aby oderwać się od książki. Czytasz i nagle cały świat wokoło przestaje istnieć. Czytasz i zdaje Ci się, jakbyś w tym wszystkim uczestniczył, jakbyś był częścią tej niesamowitej historii!
Czytasz i masz wrażenie, że głównych bohaterów - Emily oraz Korina (owego nieziemskiego mężczyznę z samochodu) znasz osobiście. Postaci są tak dobrze wykreowane, że aż realne. Są właśnie takie, jakie być powinny. Nie masz wrażenia, że są przerysowane, a ich zachowanie wyreżyserowane.
Grzechem byłoby, gdybym nie wspomniała o aurze, jaką roztacza wokół siebie książka. Jej niepewny, pełen niepokoju kilmat sprawia, że historia nabiera szybkiego tępa. Nie zastanawiasz się nad tym, co się dzieje - po prostu wszystko pochłaniasz!
Nie wiem, co więcej mogłabym napisać o "Arisjańskim fiolecie".
Że jestem książką zachwycona?
Było.
Że debiutancka książka Poli Pane to jedna z lepszych książek, jakie w życiu czytałam?
Że wychodzę z siebie, bo ciągle myślę o kolejnej części? (Ah, autorko, po coś dodawała na końcu pierwsze strony tomu drugiego?!)
Że nie jestem z stanie myśleć teraz o niczym innym, jak o losach Emily i Korina?
Cóż, książka ZDECYDOWANIE warta polecenia. Wszystkim z wyjątkiem osób, które nie ukończyły 16 roku życia i z wyjątkiem kobiet, które cierpią na brak mężczyzny z pobliżu... "Arisjański fiolet" momentami naprawdę rozpala zmysły.
Ciekawe, jak wyglądałaby ekranizacja?
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Emily Walker ma osiemnaście lat. Jej życie można śmiało utożsamić ze słowem "wegetacja". Dziewczyna, oprócz mglistych prześwitów z dzieciństwa, nie ma co wspominać. Nic nie pamięta. Od dziesięciu lat razem z matką ukrywa się w schronie.
Powodem jest Asteroida, która uderzyła w ocean, niszcząc wszelkie życie na Ziemi. Świat zamarł. Przeżyli tylko nieliczni. Ci, którzy...
2013-04-02
Boston.
Niezwykle brutalny zabójca uderza raz po raz. Zwany jest przez media Chirurgiem. Atakuje bowiem zawsze młode, samotne kobiety, przeprowadza na nich zabieg usunięcia macicy (kiedy są przytomne, bez znieczulenia!), a w końcu pomaga im umrzeć, podcinając gardło.
Policja ustala, że seria podobnych zabójstw miała miejsce dwa lata temu w Savannah. Wtedy to psychopatyczny morderca został zastrzelony przez doktor Cordell - jedyną ofiarę, jakiej udało się ujść z życiem.
Kim jest więc bostoński Chirurg?
Czy obie sprawy coś łączy?
Piękna doktor Catherine Cordell, pracująca w centrum medycznym, mimo upływu dwóch lat i przeprowadzki, wciąż czuje się niepewnie. Ryglowanie drzwi, okien, sprawdzanie każdego zakamarka mieszkania przez położeniem się spać czy ciągłe oglądanie się za siebie to tylko niektóre z jej przyzwyczajeń.
Co gorsza, Catherine znów nie może czuć się bezpieczna. Chirurg kontaktuje się z nią - daje o sobie znać. Pokazuje kobiecie, że jeszcze z nią nie skończył. Że jest zagrożona.
Kim więc on jest, skoro Catherine osobiście widziała martwego Chirurga z Savannah?
Jedyną osobą, która zdaje się kobiecie wierzyć jest jeden z bostońskich detektywów prowadzących sprawę - Thomas Moore.
„Ból łączy dwoje ludzie o wiele
silniej niż miłość czy namiętność.”
Pytanie jest jedno - czy detektywom oraz Moore'owi, któremu coraz bardziej zależy na lekarce, uda się w porę odkryć tożsamość Chirurga? Czy nie będzie za późno?
Pojawia się też problem - Catherine nie do końca pamięta wydarzenia tej okropnej nocy w Savannah.
„Im bardziej próbujemy coś sobie przypomnieć,
tym rzadziej się nam udaje.”
Czy wydarzyło się tam coś, co miałoby znaczący wpływ na rozwiązanie sprawy Chirurga z Bostonu?
"Chirurg" to pierwsza książka Tess Gerritsen, po jaką sięgnęłam. Wcześniej jednak już wielokrotnie stykałam się z jej nazwiskiem. Trudno byłoby przecież, obracając się w świecie książek, nie słyszeć o najpoczytniejszej autorce thrillerów medycznych. O autorce, którą Stephen King nazwał "lepszą od Robina Cooka, Michaela Palmera, a nawet Michaela Crichtona".
Ta książka to jest "coś".
Ma w sobie jakąś niewyjaśnioną siłę przyciągania - kończysz jeden rozdział i musisz zacząć czytać drugi. Po prostu musisz. Od "Chirurga" nie można się oderwać. Ja przeczytałam go w ciągu jednego wieczoru, praktycznie w jednym ciągu. Niesamowite.
Grzechem byłoby też nie wspomnieć o stylu pisania Tess Gerritsen. Naprawdę rzadko trafiam na autorów, których styl tak by mnie urzekł. Gerritsen w świetny sposób przeplata terminologię medyczną, dialogi, opisy... a do tego uczucia! Czyż to nie prawdziwy kunszt literacki? Autorka robi to w taki sposób, że miałam momentami wrażenie, że Moore dotyka mnie, nie Catherine, stoi obok mnie, nie niej...
Bezspornie "Chirurg" trafia więc na listę moich ulubionych powieści. Oraz na listę książek do kupienia, bo nie obejdę się, nie posiadając własnego egzemplarza w biblioteczce.
Cóż więcej? Polecam, oczywiście.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Boston.
Niezwykle brutalny zabójca uderza raz po raz. Zwany jest przez media Chirurgiem. Atakuje bowiem zawsze młode, samotne kobiety, przeprowadza na nich zabieg usunięcia macicy (kiedy są przytomne, bez znieczulenia!), a w końcu pomaga im umrzeć, podcinając gardło.
Policja ustala, że seria podobnych zabójstw miała miejsce dwa lata temu w Savannah. Wtedy to...
"Trzy zalęknione czarownice, uciekając przed prześladowaniami, znalazły kryjówkę u wybrzeży Massachusetts – stworzyły czarodziejską Wyspę Trzech Sióstr. Chociaż zyskały na niej spokój, wszystkie zawarły fatalne związki. Teraz Nell, Ripley i Mia muszą ocalić urokliwą wyspę przed dawną klątwą."
Wyspa Trzech Sióstr to miejsce niezwykłe. Trzy siostry - Siostra Powietrze, Siostra Ziemia oraz Siostra Ogień, stworzyły ją, szukając schronienia. Uciekając przed prześladowaniami czarownic w Salem w roku 1692, połączyły swoje siły i ze skrawka Massachusetts utworzyły wyspę, zwaną teraz Wyspą Trzech Sióstr.
Mia Devlin to zjawiskowo piękna, budząca podziw właścicielka "Kawiarni i książek". To także trzecia z czarownic mieszkających na Wyspie Trzech Sióstr. Jednak Mia różni się od Nell i Riley - odkryła swój dar już jako młoda dziewczyna i nie ukrywa go ani przed sobą, ani przed światem. Wręcz przeciwnie - umiejętnie go wykorzystuje, pomagając przy tym mieszkańcom miasteczka.
Nie tajemnicą jest, że kiedy coś ci dolega, zgłaszasz się do Mii. Prosisz ją także o rzucenie uroku, pomoc w doborze ziół na romantyczną kolację... Mia nie ma chowa daru tylko dla siebie...
Jednak jest jedna rzecz, jeden sekret, który kobieta przez wiele lat skrywała głęboko w sercu...
Mia Devlin zamknęła swoje serce przed miłością, odkąd Sam Logan, jeszcze jako młody chłopak, porzucił ją i wyjechał z Wyspy Trzech Sióstr. Kilkanaście lat później Sam wraca, by odnowić dawną znajomość i przejąć rodzinny biznes.
Początkowo Mia odnosi się do Sama z ogromną rezerwą, zimną uprzejmością. Buduje wokół siebie mur, aby nie dopuścić mężczyzny do siebie, aby nie zostać znowu zranioną. Do tej pory, kiedy poznawaliśmy historię Nell oraz historię Ripley, panna Devlin ukazywana była jako kobieta niezwykle silna, władcza, potrafiąca doskonale zapanować nad swoim życiem.
Jednak teraz, gdy po jedenastu latach na Wyspę Trzech Sióstr powraca Sam Logan, okazuje się, że Mia pod skrzętnie budowanym wizerunkiem, jest kobietą wrażliwą, zranioną. Mającą jedną słabość. Słabość, której na imię Sam.
"Niektórzy ludzie nie umieją ani dawać miłości, ani o nią prosić.
Są tacy, którzy chcieliby, żeby wszystko samo wpadło im w ręce.
Och, oczywiście, gotowi są do pewnego wysiłki.
Będą na przykład trzęśli drzewem tak długo, aż piękne,
czerwone jabłuszko samo wpadnie do ich koszyka.
Nie przychodzi im do głowy, że trzeba wleźć na to drzewo,
może nawet parę razy spaść, podrapać się po tym i posiniaczyć.
Jeśli jabłko naprawdę jest cenne,
warto dla niego zaryzykować nawet skręcenie karku."
Okazuje się jednak, że moce ciemności już po raz trzeci pojawiają się na wyspie. Pojawiają się, aby dopełnić karty legendy mającej ponad trzysta lat.
Tej części legendy, która dotyczy Siostry zwianej Oginiem.
Mii.
Czy Samowi, Nell oraz Ripley uda się połączyć siły, aby uratować Mię?
Co więcej - czy Mia, aby ochronić swoich bliskich oraz wyspę, będzie zmuszona ponieść najwyższą cenę?
"Czarodziejskie więzy" to trzecia, ostatnia część trylogii Nory Roberts. Poprzednie dwie to "Wyspa Trzech Sióstr" opowiadająca historię Nell Channing oraz "Legenda" o przyjaciółce z dzieciństwa Mii - Ripley Todd.
Muszę przyznać, że historia Mii podobała mi się najbardziej. Już od części pierwszej, kiedy to poznałam Mię, zainteresowała mnie ta postać. Od razu ją polubiłam. Mia jest kobietą silną, niezależną i z takimi cechami charakteru utożsamiam też siebie. Podczas poznawania Mii Devlin w "Czarodziejskich więzach" uświadomiłam sobie dlaczego zapałałam do niej taką sympatią... Mia przedstawia bardzo wiele cech, które ja też posiadam. I do tego rude, falowane włosy - zgadza się :-) Szkoda tylko, że nie jestem tak zjawiskowo piękna jak ona. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Mogłabym być po prostu brzydszą kopią Mii :-)
"Czarodziejskie więzy" podobały mi się jeszcze bardziej niż "Wyspa Trzech Sióstr" i "Legenda", więc cała trylogia trafia na moją listę ulubionych książek.
Zdecydowanie polecam!
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Trzy zalęknione czarownice, uciekając przed prześladowaniami, znalazły kryjówkę u wybrzeży Massachusetts – stworzyły czarodziejską Wyspę Trzech Sióstr. Chociaż zyskały na niej spokój, wszystkie zawarły fatalne związki. Teraz Nell, Ripley i Mia muszą ocalić urokliwą wyspę przed dawną klątwą."
Wyspa Trzech Sióstr to miejsce niezwykłe. Trzy siostry - Siostra Powietrze,...
2014-01-01
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Wiem,że istnieją rzeczy na niebie i ziemi,
których nie potrafimy sobie wytłumaczyć.
Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt
wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno."
Udało się. W końcu się udało. Natrafiłam w swojej bibliotece na Trylogię Czasu. Jej autorka, Kerstin Gier, to obecnie jedna z najbardziej popularnych, a także najlepiej sprzedających się pisarzy niemieckojęzycznych. Po sukcesach swoich pierwszych powieści, postanowiła pisać dalej... i tak właśnie powstała Trylogia Czasu - bestsellerowa seria, która zyskała popularność na całym świecie oraz przyniosła autorce prestiżową nagrodę Małego Donga.
Szesnastoletnia Gwen pewnego dnia odkrywa, że jest posiadaczką genu podróży w czasie - niespodziewanie przenosi się sto lat wstecz. Okazuje się, że dziewczyna nie jest ewenementem, istnieje bowiem tajemne bractwo, którego zadaniem jest kontrolowanie przemieszczeń w czasie dwunastu obdarzonych tym samym genem podróżników. Gwen jest ostatnim z nich.
Niespodziewanie dziewczynie zostaje powierzone do wykonania niezwykle ważne zadanie. Ma jej towarzyszyć Gideon, przystojny dziewiętnastolatek, który początkowo nie wydaje się być zadowolony z towarzystwa Gwen. Jednak zarówno tajemna misja, jak i miłość, nie są łatwe - wszędzie czyhają na nich niebezpieczeństwa...
"Tajemnica ma wielką moc i daje wielką moc temu,
kto potrafi ją wykorzystać,
ale moc w rękach niewłaściwego człowieka
jest bardzo niebezpieczna."
Sięgając na półkę biblioteczną po Trylogię Czasu miałam dobre przeczucia. Po przeczytaniu dziesiątek pozytywnych recenzji oraz komentarzy, nabrałam przeświadczenia, że seria Kerstin Gier mi się spodoba. Nie sądziłam jednak, że zaskoczy mnie aż do tego stopnia!
Pierwszą rzeczą, o której chcę wspomnieć jest koncepcja autorki na fabułę książki. Uważam, że jest wprost genialna! Zawiła, ale doskonale wyjaśniona. Tajemnicza, ale budująca napięcie (którego w powieści naprawdę nie brakuje!). Jest odwzorowaniem dokładnie tego, czego spodziewam się zazwyczaj po dobrej literaturze.
Kolejnym wspaniałym aspektem "Czerwieni rubinu" i, mam nadzieję, kolejnych dwóch części, są bohaterowie. Wyraziści, nieprzerysowani, z dopracowanymi do perfekcji charakterami oraz specyficznym zachowaniem. Zarówno główni bohaterowie, tacy jak Gwen, Gideon czy rodzina dziewczyny, baz wątpienia mogliby mieć swoich odpowiedników w rzeczywistym świecie.
Jak już wspomniałam wcześniej, wspaniałym efektem powieści jest napięcie, jakie buduje. Z każdą kolejną stroną, z każdym kolejnym rozdziałem czytelnik ma wrażenie, że książka wręcz go pochłania - nie pozwala się oderwać, zająć czymkolwiek innym. Sprawia, że rzucasz wszystko, byleby tylko dowiedzieć się jak potoczą się dalsze losy bohaterów.
Podsumowując, "Czerwień rubinu" to książka niesamowita, a jej czytanie jest wspaniałym uczuciem. Chylę czoła autorce, Kerstin Gier, za stworzenie tak doskonałej powieści.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
"Wiem,że istnieją rzeczy na niebie i ziemi,
których nie potrafimy sobie wytłumaczyć.
Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt
wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno."
Udało się. W końcu się udało. Natrafiłam w swojej bibliotece na Trylogię Czasu. Jej autorka, Kerstin Gier, to obecnie jedna z najbardziej popularnych, a także najlepiej...
||www.im-bookworm.blogspot.com||
Podróżowanie jest pasją wielu ludzi. Wybieramy się nad oceany, zwiedzamy egzotyczne kraje czy planujemy wyjazdy rodzinne w polskie góry. Pakujemy walizki, wsiadamy do samolotu i lecimy klasą ekonomiczną, a gdy już dotrzemy, rozpakowujemy się i idziemy na drinka w naszym super-hotelu z pakietem all inclusive. Później zatrudniamy przewodnika, który pokazuje nam egipskie piramidy czy oprowadza nas po Forum Romanum i mówimy o sobie dumnie "Jestem podróżnikiem!". Przemek Skokowski również podróżuje. I śmiało nazywa to swoją pasją. Jego podróże wyglądają jednak nieco inaczej. Pakuje plecak, bierze namiot, karimatę, staje na poboczu jakiejś drogi... i łapie stopa.
"Nigdy nie daj sobie wmówić, że czegoś nie dasz rady zrobić. Dopóki nie spróbujesz sam, nigdy się nie dowiesz.
Prawda jest taka, że jeśli czegoś naprawdę pragniesz, to wystarczy trochę szczęścia i modlitwy,
a wielką determinacją i wytrwałością można osiągnąć wszystko. Gdy zwątpisz zatrzymaj się, spójrz za siebie
i zastanów się, czy naprawdę chcesz sobie odpuścić, pójść na łatwiznę i zaprzepaścić wszystko. Nie.
Wtedy zrób przerwę, odpocznij i dalej gnaj przed siebie. Bo determinacja cechuje zwycięzców.
Nie poddawaj się, choćby nie wiem ile osób mówiło z nutą kpiny: "Cóż, życzę ci powodzenia!"."
Przemek Skokowski, autor książki "Autostopem przez życie", łapiąc stopa podróżuje od 2009 roku. Na początku była Europa Południowa, potem Zachodnia, Północna oraz Kaukaz i Bliski Wschód. W 2013 roku Przemek wybrał się w podróż autostopem przez Azję i książka jest właśnie relacją z tej wyprawy. Wyruszył 15 lipca, a próg domu rodzinnego przekroczył ponownie 1 listopada, tak więc podróż trwała 3 i pół miesiąca. W tym czasie Przemek odwiedził Rosję, Kazachstan, Kirgistan, Chiny, Laos, Tajlandię i Birmę (Mjanmę). Razem 20098 kilometrów. Autostopem.
W tym czasie autor kazachskiej rodzinie pomagał przy budowie jurty, w tajlandzkim sierocińcu prowadził lekcje języka angielskiego, w Laosie podziwiał przepiękne wodospady, w Birmie buddyjskie świątynie, a w Chinach zafascynowała go niezwykła mieszanka tradycji i nowoczesności.
O podróży autostopem marzę od bardzo dawna (pierwszy odważny wypad zaplanowałam już na przyszłe wakacje, a zamiar mam przejechać Włochy wzdłuż i wszech, zahaczając po drodze o Czechy i Austrię), dlatego kiedy odkryłam książkę PRAWDZIWEGO podróżnika, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Teraz jestem przekonana, że był to świetny wybór. Niezwykła podróż Przemka Skokowskiego do Azji, a także jego inne autostopowe wyprawy, o których przeczytałam na jego blogu stały się dla mnie ogromną inspiracją. Teraz już jestem przekonana, że moja zaplanowana podróż się odbędzie i, że będzie to wyprawa niezwykła. Bo taka jest każda podróż.
Przemek Skokowski w swojej książce "Autostopem przez życie" pokazuje podróżowanie stopem właśnie takie, jakim jest. Znajdziemy więc w niej zarówno przepiękne opisy przyrody czy zabytków, wspaniałe wtrącenia historyczne, a także wiele trudów dnia codziennego, z którymi zmuszony jest zmagać się każdy podróżnik. "Autostopem przez życie" to napisania świetnym, luźnym językiem książka, która zachwyci każdą osobę spragnioną przygód i każdego podróżnika. Według Przemka podróżowanie po świecie z wyciągniętym kciukiem to najlepszy sposób na poznawanie innych krajów i ich kultur. Nie trzeba mieć wielkich pieniędzy, wystarczy wyobraźnia, odwaga i wielka pasja.
||www.im-bookworm.blogspot.com||
więcej Pokaż mimo toPodróżowanie jest pasją wielu ludzi. Wybieramy się nad oceany, zwiedzamy egzotyczne kraje czy planujemy wyjazdy rodzinne w polskie góry. Pakujemy walizki, wsiadamy do samolotu i lecimy klasą ekonomiczną, a gdy już dotrzemy, rozpakowujemy się i idziemy na drinka w naszym super-hotelu z pakietem all inclusive. Później zatrudniamy przewodnika,...