-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać4
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2019-10-11
2019-09-18
2019-07-12
2018-08-24
2018-07-12
2018-04-03
2017-11-28
2017-08-04
2017-06-28
Gemma cierpi na szereg różnych chorób, przez co trzymana jest w odosobnieniu, a jej rodzice starają się ograniczyć jej kontakt ze społeczeństwem do minimum. Jednakże pewnego dnia dziewczynę zaczepia obcy mężczyzna, wypowiadając jedno zdanie, które zmienia jej życie. Czym jest odizolowane od świata Haven, co tam się produkuje i przede wszystkim - czy to, co się tam dzieje, jest zgodne z ludzką moralnością?
Lauren Oliver porusza w swojej powieści bardzo aktualną tematykę, bo mimo że cała historia jest jedynie fikcją literacką, to jednak jej wydźwięk nie jest nam wcale obcy. „Replika” stawia pytania, które możemy odnieść do własnej rzeczywistości, bo czy teraz, w naszym skorumpowanym świecie mamy pewność, że wszystko odbywa się legalnie? Czy władza na pewno będzie chronić swoich obywateli kosztem wszystkiego? Pozwolę sobie na małą dygresję. Powiedzmy - produkcja niektórych wirusów. Lekarstwo na pewno jest przez kogoś znane, bo ktoś musiał tego wirusa wyprodukować. Tylko ujawnienie lekarstwa, byłoby przyznaniem się do winy. I mamy błędne koło. „Replika” sprawiła, że znów zaczęłam roztrząsać ten temat, bo w głowie kołacze mi teraz jedno pytanie - czy komuś rzeczywiście zależy na naszym bezpieczeństwie? I czy w ogóle istnieje jeszcze takie pojęcie jak moralność wśród ludzi zajmujących najwyższe stołki w państwie?
Problematyka tej książki czyni ją naprawdę fascynującą. Wbrew pozorom „Replika” nie jest kolejną powieścią fantasy czy dystopią, a już na pewno nie bezmyślnym czytadłem. To inteligentna książka, jeśli mogę tak to nazwać, z mądrym przesłaniem. Zdecydowanie nie spodziewałam się tego po lekturze dla młodzieży. Nie czytałam poprzednich dzieł Lauren Oliver, więc nie mam żadnego punktu odniesienia i nie wiem, czy poruszała podobną tematykę w swoich poprzednich książkach. Wydaje mi się, że tamte miały bardziej dystopijne zabarwienie, podczas gdy tę można interpretować trochę szerzej i odnajdywać w niej powiązania do naszej współczesności. Sądzę też, że warto rozpocząć poznawanie jej twórczości od „Repliki” - na pewno się nią nie rozczarujecie.
Autorka ma przyjemny styl pisania, momentami rozwleka niektóre sytuacje, ale innym razem tak buduje napięcie, że nie sposób oderwać się od książki. Cała powieść podzielona jest na dwie części, jedną z perspektywy Gemmy, a drugą Liry, aczkolwiek wolę o tej drugiej postaci nie zdradzać zbyt wiele, bo wiąże się z nią tyle wątków, że mogłoby to odebrać przyjemność z poznawania tajemnic krok po kroku. Ja zaczynałam od części Gemmy i tak też bym polecała innym, aczkolwiek z tego, co wiem, nie ma to większego znaczenia. Po prostu wydaje mi się, że to w jej historii jest więcej niedopowiedzeń, a poznanie tej widzianej oczami Liry, mogłoby sprawić, że poprzednia część stanie się zbyt oczywista. Z pomysłem poprowadzenia narracji w ten sposób się jeszcze nie spotkałam i jest to coś, co zdecydowanie wyróżnia „Replikę”. Z pewnością był to zabieg udany, bo choć z początku czytanie tego samego z dwóch perspektyw wydawałoby się zbędne i naciągane, to jednak okazuje się, że ma to dużo swoich zalet. Przede wszystkim ciekawie jest przekonać się, jak te same zdarzenia postrzegane są przez różne osoby, co świadczy o różnorodności ludzkiej psychiki. Szkoda tylko, że przez to historia jest znacznie krótsza (jedna część ma około 200 stron), ale dzięki temu teraz tym bardziej czekam na kontynuację (z tego, co widziałam, jest już zagraniczna okładka).
Dwa słowa o bohaterkach. Gemma momentami mnie irytowała, to trochę zaburzyło mój niemalże całkowicie pozytywny odbiór lektury. Denerwował mnie jej brak samodzielności, chociaż z drugiej strony trudno się jej dziwić, zważając na to, jak była wychowywana. Lira budzi we mnie dużo sprzecznych emocji, często jej współczułam, ale przez jej zdystansowanie, trudno było mi się z nią zżyć. Za to ogromnie polubiłam Pete'a i jego (czasem wisielczy) humor - wspaniała osobowość!
Bardzo się cieszę, że zaczęłam przygodę z twórczością autorki właśnie od tego tytułu. „Replika” to fascynująca opowieść, która stawia przed czytelnikiem dużo pytań (powiedziałabym, że czasem nawet dylematów moralnych). Nie spodziewałam się książka młodzieżowa tak mnie zaangażuje i zainteresuje już samą tematyką, często zaskoczy i wywoła tyle emocji. Może fabuła nie pędzi do przodu, ale „Replika” to bardzo dobry wstęp do obiecującej serii i jestem bardzo ciekawa, jak autorka rozwinie tę historię. Zdecydowanie warto ją poznać!
Gemma cierpi na szereg różnych chorób, przez co trzymana jest w odosobnieniu, a jej rodzice starają się ograniczyć jej kontakt ze społeczeństwem do minimum. Jednakże pewnego dnia dziewczynę zaczepia obcy mężczyzna, wypowiadając jedno zdanie, które zmienia jej życie. Czym jest odizolowane od świata Haven, co tam się produkuje i przede wszystkim - czy to, co się tam dzieje,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-05-31
Wyobrażacie sobie, jak by to było, gdybyście jednego dnia po prostu stracili wzrok? Przestali widzieć wszystkie barwy, a otaczający was świat, musieli poznawać za pomocą słuchu i dotyku? Już nigdy nie moglibyście ujrzeć swoich bliskich, rodziny, znajomych. Trudne do wyobrażenia, prawda?
Parker Grant miała zaledwie osiem lat, gdy wypadek samochodowy sprawił, że już nigdy nie przejrzała na oczy. Teraz jest licealistką i ciągle uczy się funkcjonować w nowej rzeczywistości, w czym na pewno nie pomaga jej śmierć ojca, który był najbliższą dla Parker osobą. Co więcej, były chłopak dziewczyny znowu namiesza jej w życiu. I co właściwie wydarzyło się tego feralnego dnia, o którym tak stara się zapomnieć?
Książki młodzieżowe są czasem dobrym sposobem na to, aby w prosty sposób poruszać trudne tematy i przemawiać do ludzi, którzy nieraz mogą nie być świadomi tego, co kryje się pod zewnętrzną maską niektórych osób. Dotychczas czytałam niewiele książek, w których główny bohater byłby niewidomy, dlatego tym bardziej byłam ciekawa, jak problem ten zostanie ukazany w „Do zobaczenia nigdy”. Czy jednak efekt końcowy był tak poruszający, na jaki początkowo się zapowiadał?
Trudno wejść w skórę niewidomej osoby i choć w przybliżeniu odczuć to, co ona odczuwa. Eric Lindstrom porusza ten temat delikatnie, ale przede wszystkim szczerze, pokazując wszystkie trudności, z którymi niewidomy człowiek boryka się na co dzień. Jednocześnie podkreśla, że brak wzroku nie oznacza ograniczenia umysłowego, a osoba niewidoma nie potrzebuje pomocy na każdym kroku i nie pragnie, aby ciągle okazywano jej litość. I to bardzo mi się spodobało – fakt, że autor nie czyni głównej bohaterki słabszej fizycznie, nie umniejsza jej inteligencji, ale pokazuje wręcz, że niektóre stereotypy na temat ludzi niewidomych to tylko mylne wyobrażenia innych osób.
Wydaje mi się, że „Do zobaczenia nigdy” nie miałoby takiej siły przekazu, gdyby nie Parker, główna bohaterka tej książki. Dziewczyna bardzo wytrzymała psychicznie i niezależna, stara się okazywać jak najwięcej samodzielności. Jej upór i wytrwałe dążenie imponują, ale to, za co najbardziej ją polubiłam, to jej bezgraniczna szczerość. Parker nie sili się na półsłówka, nie stara się jak najłagodniej przekazać rozmówcy co myśli, zamiast tego jej bardzo bezpośrednia i do bólu wręcz szczera. Nie próbuje również udawać, jakoby nic z nią było nie w porządku, potrafi bez zahamowań i wstydliwości mówić o swojej niepełnosprawności. Siła jej charakteru sprawia, że i wydźwięk książki jest mocniejszy, a także wartości, które niesie bardziej widoczne. Parker jest najlepszym przykładem na to, że niewidomy wcale nie oznacza gorszy, czy to psychicznie, czy fizycznie.
No i niestety, tu zaczynają się schody. Główna bohaterka naprawdę imponowała mi swoim zachowaniem, ale do pewnego stopnia. Kiedy bowiem na arenę wkraczała miłość, Parker traciła swoją stanowczość i zdecydowanie, zamieniając się w dziewczynę, która nie potrafi znaleźć odpowiednich słów przy chłopaku, ciągle czuje się niezręcznie i czasem plecie od rzeczy. Przez to miałam trochę wrażenie, że jej wcześniejsze zachowanie było jedynie taką pozą, i zapewne poniekąd tak było, ale nie mogłam już odeprzeć tego odczucia, że w psychologii tej postaci brakuje głębi i większego przemyślenia. Bo z jednej strony mamy do czynienia z bohaterką, która usilnie kreowana jej na bardzo nietuzinkową, a z drugiej jej zachowanie, gdy wszystko sprowadzało się do związków, było zwyczajnie irytujące i bardzo żałuję, że tak szybko traciła wtedy swoją charyzmę. Cóż, trudno mi jednoznacznie stwierdzić co myślę o tej postaci.
Do pewnego momentu miałam nadzieję, że będzie to poruszająca historia, ale znów, kiedy pojawiła się owa miłość (mam ostatnio wyjątkowe nieszczęście to takich wątków), zrobiło się dość przewidywalnie i po prostu banalnie. Pojawił się trójkąt miłosny, ale całe szczęście ten motyw nie był w tej książce aż tak rozbudowany, co nie znaczy, że wszystko było poprowadzone z umiarem – no właśnie nie. Po prostu tej młodzieńczej miłości było w tej książce za dużo i zwyczajnie ten wątek zaczynał już męczyć.
„Do zobaczenia nigdy” niestety nie określiłabym mianem książki poruszającej. Szczerej – tak, wzruszającej i oddziałującej na emocje czytelnika – już nie. Może byłoby inaczej, gdyby autor jeszcze bardziej skupił się na problemie niepełnosprawności, tymczasem fakt, że tyle uwagi poświęcił na wątek miłosny, uczynił tę książkę po prostu kolejną młodzieżówką. No właśnie – czy kolejną, identyczną książką – z tym ciągle mam dylemat.
Ale jednak „Do zobaczenia nigdy” ma coś, co tę powieść wyróżnia, a jest to zakończenie. Od pewnego momentu zrobiło się banalnie i słodko, dlatego nie podejrzewałam, że coś jeszcze może się zmienić. I może nie był to żaden drastyczny zwrot akcji, ale jednak zakończenie zdołało mnie trochę zaskoczyć – po prostu spodziewałam się, że autor pójdzie po najmniejszej linii oporu, a on jednak zdecydował się uczynić je bardziej niejednoznacznym. I chwała mu za to!
Reasumując, „Do zobaczenia nigdy” nie wywołało we mnie żadnych większych emocji, choć sądzę, że mimo to jest warte przeczytania, gdyż traktuje o rzeczach ważnych. Szkoda tylko, że autor poświęcił więcej uwagi na wątek miłosny aniżeli na problematykę utworu, czyniąc tę historię trochę banalną i przesłodzoną. O głównej bohaterce nie chcę wiele mówić, gdyż tak jak wspomniałam, jest postacią, która z jednej strony imponuje swą silną psychiką i charakterem, ale to tylko wtedy, gdy nie stoi naprzeciw miłości swego życia. A zakończenie zdołało jeszcze trochę podreperować wizerunek książki i jest w pewien sposób wyróżniające. Kolejna przeciętna młodzieżówka? Może niekoniecznie…
Wyobrażacie sobie, jak by to było, gdybyście jednego dnia po prostu stracili wzrok? Przestali widzieć wszystkie barwy, a otaczający was świat, musieli poznawać za pomocą słuchu i dotyku? Już nigdy nie moglibyście ujrzeć swoich bliskich, rodziny, znajomych. Trudne do wyobrażenia, prawda?
Parker Grant miała zaledwie osiem lat, gdy wypadek samochodowy sprawił, że już nigdy...
2017-05-31
Jedno z największych rozczarowań tego roku.
Początek Polski uznawany jest za równoznaczny z datą chrztu. Tyle że już dużo wcześniej nasze ziemie zamieszkiwały plemiona pogańskie, które czciły różne bóstwa słowiańskie. I chociaż ten urywek historii nie odzwierciedla się w żaden sposób w naszej obecnej kulturze, to czasem warto cofnąć się na chwilę do tych zamierzchłych czasów i zobaczyć jak to wszystko kształtowało się na naszych ziemiach. Taką właśnie próbę podjęła Paulina Hendel, pytanie tylko, czy to się jej udało?
Magda jest zwyczajną dwudziestolatką, no, może nie do końca… Jest bowiem wyczulona na obecność słowiańskich upiorów, które w wolnym czasie tropi wraz z wujkiem, Feliksem, oraz nowo poznanym Mateuszem, z którym od razu znajduje wspólny język. Feliks jest Żniwiarzem, czyli osobą jako jedyną zdolną do tego, aby zabić upiory. Tylko, co jeśli ktoś inny zdecyduje się zapolować na Żniwiarzy?
Obecnie motywy mitologiczne są coraz częściej wykorzystywane w literaturze, ale mam wrażenie, że o wiele więcej słyszymy o bóstwach nordyckich, celtyckich czy greckich niż chociażby o tych słowiańskich. Dlatego gdy tylko usłyszałam o książce, która zdawałaby się idealnie uzupełniać tę lukę, momentalnie zapragnęłam ją przeczytać. Pomysł był bardzo dobry, tyle że nieumiejętnie wykorzystany, nie stworzy dobrej książki.
Chyba najbardziej szkoda tego, że „Żniwiarz” miał duży potencjał, ale w tym przypadku zawiodło wykonanie. Owszem, autorka wplotła w fabułę te wszystkie upiory, duchy i zjawy, ale albo w ogóle ich nie opisywała, albo używała wręcz słownikowych definicji. Odniosłam wrażenie, że historii Słowian nie stara się wpleść w fabułę i uczynić ją tłem dla książki, ale zwyczajnie poświęciła jej kilka akapitów i na tym się skończyło. Brakowało mi tutaj atmosfery i jakiegoś tajemniczego klimatu, który wydawałby się nierozłącznym elementem książki o wierzeniach pogańskich. Tymczasem ani nie czułam żadnego napięcia przy tej lekturze, ani szczególnie wiele o samej demonologii się nie dowiedziałam.
„Żniwiarz. Pusta noc” to książka skierowana głównie do młodzieży i tej grupie odbiorów może przypaść do gustu. Niestety, ale ja już chyba wyrosłam z takich historii, bo zamiast ciekawie poprowadzonej intrygi (gdyż wątek zabójstw Żniwiarzy zapowiadał się naprawdę obiecująco) dostałam naiwną i przewidywalną historyjkę o walce dobra ze złem. Trudno doszukiwać się w tej historii większej głębi, ale szczerze mówiąc, to nawet tego nie oczekiwałam. Miałam zwyczajnie nadzieję, że nie będzie ona oczywista od początku do końca, a niestety taka właśnie się okazała.
A bohaterowie… cóż, nie uratowali tej książki. Magda ma dwadzieścia lat, ale po osobie w jej wieku spodziewałam się o wiele więcej dojrzałości i rozsądku. Jest bardzo impulsywna i czasami oburza się bez powodu, nie rozumiejąc tego, że inni tylko dbają o jej bezpieczeństwo. Podejmuje dużo nieprzemyślanych decyzji i musi liczyć na innych, aby pomogli uporać się jej z ich konsekwencjami. Mateusz jest sympatyczny – i to by było na tyle. Trudno mi określić jego osobowość, ponieważ on… właściwie jej nie ma. Nie posiada tej charyzmy, zdecydowania i stanowczości, może dlatego wydaje się taką do bólu papierową i bezbarwną postacią.
Wątek miłosny to – o zgrozo – coś, co ostatecznie zaważyło na mojej ocenie tej książki. Czy naprawdę nie można napisać historii pozbawionej tego motywu? „Żniwiarz” może sprawdzałby się całkiem dobrze jako powieść akcji, gdyby nie to młodzieńcze (a właściwie to już dorosłe) zauroczenie między głównymi bohaterami. Ich relacja rozwinęła się zdecydowanie za szybko, poza tym odniosłam wrażenie, że oboje zaczynają zachowywać się bardzo dziecinnie w swoim towarzystwie. Nie jak dwudziestoletnie osoby, ale jak nastolatki, pierwszy raz przeżywający swe nietrwałe zauroczenie.
„Żniwiarz” ma być jedynie lekką młodzieżówką, tak więc lepiej nie spodziewać się wybitnego pióra, czy treści ukrytych między wersami. Autorka pisze prosto i dużo informacji podaje wprost, czasem miałam wręcz wrażenie, że traktuje czytelnika jak dziecko, które niczego nie może samo się domyślić. Dialogi między bohaterami wyszły dość sztywno, momentami były, powiedziałabym nawet, wymuszane i nienaturalne. Podczas czytania czułam ten niedosyt opisów, chociaż tu wrażenie zależy już od osobistych preferencji – niektórzy wolą książki przepełnione akcją, której „Żniwiarzowi” nie brakuje. Irytował mnie jednak ten brak proporcji, mam tu na myśli momenty, które wyglądały jak wyjęte z podręcznika, kiedy autorka opisywała jakieś zwyczaje słowiańskie, tylko po to, aby przez resztę książki już o tym nie wspomnieć.
Niestety, „Żniwiarz” okazał się sporym rozczarowaniem. Brakowało mi tu tego nastroju tajemnicy, który wydawałby się niezbędny w książce o takiej tematyce. Demonologia słowiańska została opisana bardzo pobieżnie, a szczerze mówiąc, „Żniwiarza” można by podpiąć pod zwykłą książkę fantasy, gdyż tych wątków było tak niewiele. I do bohaterów muszę się przyczepić – nakreślonych schematycznie i niejakich, których działania nie budzą większych emocji, ewentualnie irytację, jeśli mowa o wątku miłosnym. Czy sięgnę po kontynuację? Wątpię, ponieważ Paulina Hendel nie jest już debiutantką i oczekiwałam trochę więcej po tak dobrze zapowiadającej się historii, której wykonanie całkowicie zawiodło. Cóż, tak jak powiedziałam, sam pomysł nie wystarczy do stworzenia dobrej książki.
http://booksbyshadow.blogspot.com/2017/06/zniwiarz-pusta-noc-paulina-hendel.html
Jedno z największych rozczarowań tego roku.
Początek Polski uznawany jest za równoznaczny z datą chrztu. Tyle że już dużo wcześniej nasze ziemie zamieszkiwały plemiona pogańskie, które czciły różne bóstwa słowiańskie. I chociaż ten urywek historii nie odzwierciedla się w żaden sposób w naszej obecnej kulturze, to czasem warto cofnąć się na chwilę do tych zamierzchłych...
2015-07-20
2015-01-31
2014-12-29
2015-04-22
"Nie będę życzyć sobie idealnego życia. Rzeczy, które przewracają cię w życiu są testami, zmuszają cię do wybrania pomiędzy poddaniem się i leżeniem na ziemi, a otarciem kurzu i powstaniem jeszcze wyżej niż stałeś zanim zostałeś przewrócony. Wybieram stanie wyżej"
Nigdy nie przypuszczałam, że sięgnę po jakiś romans. Rzecz w tym, że "Hopeless" nie jest "jakiś". Mogę powiedzieć jedno: Ta książka skradła moje serce i ciągle trzyma je w swych szponach.
O takiej historii nie da się zapomnieć w jeden dzień. Mijają tygodnie, a przed moimi oczami ciągle stoją losy Sky. Colleen Hoover stworzyła coś niesamowitego, coś, co zostanie w pamięci czytelników na zawsze.
Na początku byłam nastawiona dość sceptycznie. Wydawało mi się, że w historiach miłosnych nie ma nic ciekawego czy oryginalnego. Patrzyłam przez pryzmat rodzaju literatury, który zazwyczaj czytam, czyli fantastyki. A tu się okazało, że "Hopeless" jest książką zdecydowanie wyróżniającą się na tle innych.
Opowieść niby zaczyna się banalnie. Sky, która nigdy nie interesowała się osobami płci przeciwnej, pewnego dnia spotyka w sklepie chłopaka, który wzbudza w niej nieznane dotąd uczucia. Co więcej, on także ją zauważa. Gdy z początku ich życie ma szanse powieść się szczęśliwie, na jaw wycieka tajemnica z przeszłości, która całkowicie zmienia ich rzeczywistość.
Nigdy nie przypuszczałam, że w książce dla młodzieży mogą zostać poruszone tak poważne tematy. Niby powieść o miłości, ale o miłości, która jest w stanie przetrwać wszystko. Wzruszająca postawa bohaterów sprawiła, że przy końcówce miałam łzy w oczach. Z każdą przemijającą stroną byłam coraz bardziej zaskoczona i zdziwiona. Nigdy nie pomyślałabym, że akcja może się potoczyć w ten sposób. "Hopeless" nie tandetnym romansem z przewidywalnym zakończeniem. Ta książka wzbudziła we mnie uczucia, które zajęły na zawsze miejsce w moim sercu. "Hopeless" jest książką, którą na pewno będę jeszcze długo wspominać.
"Nie będę życzyć sobie idealnego życia. Rzeczy, które przewracają cię w życiu są testami, zmuszają cię do wybrania pomiędzy poddaniem się i leżeniem na ziemi, a otarciem kurzu i powstaniem jeszcze wyżej niż stałeś zanim zostałeś przewrócony. Wybieram stanie wyżej"
Nigdy nie przypuszczałam, że sięgnę po jakiś romans. Rzecz w tym, że "Hopeless" nie jest "jakiś". Mogę...
2015-04-06
2015-04-30
2015-06-11
Jakoś już tak mam, że ciągnie mnie do tematu chorób psychicznych. Może dlatego, że uważam, iż w świecie, gdzie ich natężenie jest tak wysokie, mówi się o nich zdecydowanie zbyt mało. Zawsze jednak istnieje obawa, że ktoś podejdzie do tego tematu całkowicie nie od tej strony, bo to, czego potrzeba tu przede wszystkim, to zrozumienia. Całe szczęście, Rebekah Crane je posiada.
Podczas czytania tej książki nachodziły mnie różne przemyślenia. Po pierwsze – jestem zdania, że metody stosowane w ośrodku są nieprzemyślane i tak podręcznikowe, że aż błędne. Nikt nie przekona chorego na depresję nastolatka o tym, jak wartościowe jest życie, banalnymi tekstami i rozmową o istocie zaufania. Trudno też zmusić osobę, która przez kilkanaście lat tłamsiła w sobie własne problemy, aby otworzyła się na sesji terapii grupowej. Przez dużą część książki towarzyszyło mi odczucie, że wychowawcy w ośrodku podjęli się takiej pracy tylko po to, aby mieć lepsze statystyki do późniejszych zawodów. Tu potrzeba czegoś więcej niż miłe słówka i puste uśmiechy. Tu potrzeba zaangażowania i wiary w to, co się robi. Autorka pokazała jednak na końcu tej książki, że wszystko ma swoje drugie dno i każdy skrywa swój sekret, nawet osoba z pozoru perfekcyjna. I o ile ciągle nie akceptuję metod stosowanych w ośrodku, to wiem już, że Rebekah Crane ma pojęcie o czym pisze i nie wiem, czy miała wcześniej jakkolwiek do czynienia z chorobą psychiczną, ale jako osoba ma coś, co wystarcza, aby uczynić tę książkę autentyczną – ogromne pokłady empatii, a może nawet jakąś wewnętrzną potrzebę, aby pisać na takie tematy.
To kilka moich refleksji. Co do strony technicznej, bardzo podobały mi początki rozdziałów z listami uczestników obozu do ich rodzin, ponieważ pozwoliły lepiej unaocznić relacje, jakie między nimi panują. Niestety, ale problemy psychiczne bardzo często mają swój początek właśnie w rodzinie czy środowisku bliskich znajomych, i to „Jak pokochać freaka?” nam uświadamia. Przykre jest to, że rodzice nieraz w ogóle nie zwracają uwagi na problemy dziecka albo traktują je jako zbędny balast, którego trzeba się pozbyć, i nawet nie próbują mu pomóc. Przykre jest też to, jak społeczeństwo w pewien automatyczny sposób wyklucza osoby chore psychicznie i to, że czasem nawet i nieświadomie do tych chorób się przyczynia. Przykre, ale prawdziwe. A „Jak pokochać freaka?” właśnie taką prawdę obnaża.
Autentyczni bohaterowie. Jestem w stanie zrozumieć Zander, Grovera i przede wszystkim Cassie. Ich problemy nie są błahe, przejaskrawione i nie są jedynie wymysłami nastolatków, którzy domagają się uwagi. Szkoda, że czasem jedynie osoby, które same zetknęły się z takimi problemami są w stanie choć trochę zrozumieć osobę chorą, i szkoda, że inni ludzie nawet nie próbują ich zrozumieć. Zrozumienie to tutaj słowo klucz, a odnoszę wrażenie, że paradoksalnie coraz mniej osób je posiada. Nawet nie wiem, co powiedzieć, gdy spotykam się z opiniami, że depresja to jakiś bzdurny wymysł, a takie i gorsze rzeczy już zdarzało mi się słyszeć. Na przykładzie tej książki widać, że takie choroby są głęboko zakorzenione w ludzkiej psychice i często mają podłoże w przeszłości. To jednak nie jest żadna zasada, bo każdy odbiera różne rzeczy inaczej i coś, co jeden puści mimo uszu, dla drugiego będzie początkiem lawiny naprawdę przygnębiających rozmyślań. Trójka głównych bohaterów nie od początku była mi bliska, ale stała się taką, gdy zyskałam ogląd na całą historię. To też pokazuje, że nie można oceniać po pozorach. Pod uśmiechem nieraz kryje się smutek.
Cassie jest tu postacią najbardziej tragiczną i to właśnie przez jej osobę tak tknęło mnie na te wszystkie przemyślenia. Jej bardzo prostolinijne podejście może być symbolem tego, jak nieraz odbiera się problemy natury psychicznej, o czym wspominałam wyżej. Natomiast jest złożona osobowość, która wychodzi na jaw dopiero gdy po przeczytaniu książki pokazuje znowu, jak błędne bywa nasze myślenie. Wielkie brawa dla autorki za stworzenie tak wiarygodnych bohaterów.
Tytuł może mylnie sugerować nam banalny romans młodzieżowy. Szkoda, że skoro zdecydowano się już znacząco odbiec od oryginalnego tytułu, nie przetłumaczono go w trochę mniej tandetny sposób. Wątek miłosny, owszem, występuje, i jest perfekcyjny. Nie zmieniłabym nic w relacji między głównymi bohaterami i byłam zauroczona uczuciem, które się między nimi rozwijało. Nie zniesmaczona, nie znudzona, ale zauroczona, co rzadko mi się zdarza. „Jak pokochać freaka?” to niezwykła i ogromnie wartościowa powieść. Wybitna w swoim gatunku i tematyce.
W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej publikacji na temat chorób psychicznych. I dobrze, cieszę się, że przełamujemy powoli pewne zahamowania, które sprawiają, że wolimy unikać tych tematów. „Jak pokochać freaka?” to jedna z najlepszych książek o takiej tematyce, jakie czytałam, i z pewnością jedna z tych, które wywarły na mnie największe wrażenie. Przez ostatni tydzień wielokrotnie wracałam myślami do tej książki – takiej historii nie da się wyrzucić z pamięci.
http://booksbyshadow.blogspot.com/2017/08/jak-pokochac-freaka-rebekah-crane_18.html
Jakoś już tak mam, że ciągnie mnie do tematu chorób psychicznych. Może dlatego, że uważam, iż w świecie, gdzie ich natężenie jest tak wysokie, mówi się o nich zdecydowanie zbyt mało. Zawsze jednak istnieje obawa, że ktoś podejdzie do tego tematu całkowicie nie od tej strony, bo to, czego potrzeba tu przede wszystkim, to zrozumienia. Całe szczęście, Rebekah Crane je...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to