-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel16
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik267
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2014-11-28
2014-11-27
Ciężko jest mi oceniać książkę, która jest idealna. Serio.
Rzadko się zdarza, aby jakaś powieść bądź seria zawładnęła moim sercem i umysłem na dłużej niż dwie godziny. Inaczej było w przypadku "Syna Neptuna", czyli drugiej części znanej na całym świecie serii
"Olimpijscy herosi" R. Riordana.
Owszem, skończyłam czytać tę książkę trzy dni temu, ale cały czas przyłapuję się na rozpamiętywaniu najciekawszych i najzabawniejszych momentów.
Ale od początku.
Książka rozpoczyna się w momencie, w którym Percy Jackson ( nasz stary przyjaciel z wszystkich poprzednich książek o rzymskich i greckich herosach) trafia do Obozu Jupiter, czyli jedynego miejsca, w którym rzymscy półbogowie są bezpieczni. Rzymscy. Nie greccy.
Percy utracił pamięć w wyniku knowań pewnej bogini, więc nie wie kim jest, nie pamięta swoich przyjaciół ani domu. W jego umyśle pozostało jedno, jedyne słowo...Annabeth.
Po jakimś czasie chłopak poznaje realia rzymskiego obozu ( który jest ukryty przed obozowiczami greckimi) i zaprzyjaźnia się z Hazel i Frankiem - sympatyczną dwójką, która wyraźnie ma się ku sobie..:)
Percy nie może długo nacieszyć się spokojem i bezpieczeństwem. Wraz z przyjaciółmi musi niezwłocznie wyruszyć w podróż na odległą Alaskę, aby uratować bardzo ważną dla każdego boga, herosa czy potwora postać. Po drodze na Percy'ego, Hazel i Franka czeka wiele niebezpieczeństw, ale też nieoczekiwanych zwrotów akcji i niespodziewanych spotkań. A, i jeszcze jedno.
Na podróż z San Francisco na Alaskę i z powrotem, a przy okazji uratowanie kogoś przyjaciele mają jedynie cztery dni. Czy im się uda? Tego już wam nie zdradzę, nie ma tak dobrze :)
Zakochałam się w tej książce, no. A zwłaszcza w Percy'm. To dziwne, bo w poprzednich częściach nie przypadał mi za bardzo do gustu, był taki zwykły, papierowy. A teraz... Od dziś do grona moich książkowych chłopaków dołącza i Percy.
Pozostali główni bohaterowie, tzn. Hazel i Frank zachwycili mnie w prawie takim samym stopniu jak Percy. Byli tacy prawdziwi, mieli swoje wady, problemy, nie byli "nadmuchani". Hazel, która ma dość interesującą przeszłość nie może odnaleźć się w teraźniejszości. Co dziwne, jej brat jest bohaterem, którego dobrze znają czytelnicy poprzednich części.
Frank natomiast jest niezdarny, zakompleksiony ale za to oddany i wierny. Poświęciłby swoje życie za przyjaciół, w tej ksiażce pokazał to kilkakrotnie.
Z każdą kolejną książką styl Riordana się widocznie polepsza. Zakochałam się w opisach, które pozwoliły mi na przeniesienie się niemal w 100% do herosowego świata. Wraz z Hazel przenosiłam się do lat 40, Frank zabrał mnie do domu swojej babci, a Percy walczył wraz ze mną z potworami. Czułam się prawdziwym półbogiem, z krwi i kości. Byłam częścią epickiego świata Riordana, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna.
Kocham , kocham, kocham.
Tyle.
Pełna wersja recenzji na blogu
i-am-ready-for-reading.blogspot.com
Ciężko jest mi oceniać książkę, która jest idealna. Serio.
Rzadko się zdarza, aby jakaś powieść bądź seria zawładnęła moim sercem i umysłem na dłużej niż dwie godziny. Inaczej było w przypadku "Syna Neptuna", czyli drugiej części znanej na całym świecie serii
"Olimpijscy herosi" R. Riordana.
Owszem, skończyłam czytać tę książkę trzy dni temu, ale cały czas przyłapuję...
Mam 15 lat. Tyle samo co Clary, główna bohaterka powieści "Miasto Kości" z bestsellerowej serii "Dary Anioła". Wiek to chyba jedyna cecha, która nas łączy.
Ona = odważna,
Ja = nie bardzo.
Ona = wygadana,
Ja = hmm...
Ona = mieszka w Nowym Jorku,
Ja = w malutkim mieście.
Ona = przeciętnego wzrostu,
Ja = niekoniecznie.
Mogłabym wymienić jeszcze 37 różnic.
To dziwne, ale z miejsca polubiłam Clary. Od lat nie zdarzyło się, żebym poczuła choć nić sympatii do głównej bohaterki książki. Gdy narratorem jest dziewczyna, bardzo prawdopodobne jest to, że dobrze zapowiadająca się powieść stanie się łzawym romansidłem lub lekturą naszpikowaną wzmiankami o "pięknych oczach Rena..." czy "iskrzącej się skórze Edwarda".
Bardzo się bałam, że debiutancka książka pani Clare podzieli los jej tysiąca poprzedniczek o podobnej tematyce.
A tu proszę.
Clary okazała się silną, pewną siebie dziewczyną, która nie bawi się w owijanie w bawełnę. Kiedy chce coś powiedzieć, po prostu to mówi, gdy chce coś zrobić, nic nie stoi na jej drodze. Prowadzi normalne życie amerykańskiej nastolatki. Chodzi do szkoły, spotyka się ze znajomymi, udziela się na dyskotekach...do czasu.
Pewnego dnia w jej życiu nagle pojawia się grupa ludzi w czerni. Ich ciało pokrywają dziwne wzory, ni to tatuaże, ni to blizny... Nocni Łowcy. Ich zadaniem jest walka z demonami i obrona Przyziemnych, czyli zwykłych ludzi przed mieszkańcami Podziemia. Całe ich życie Nephilim (pół ludzi, pół aniołów) to jeden wielki trening. Nigdy przecież nie wiadomo, czy miła sąsiadka jest emerytowaną bibliotekarką, czy może ukrytym demonem... Dlaczego Nocni Łowcy walczą z demonami? Dlaczego nie robi tego na przykład policja czy wojsko? Bo nie każdy może widzieć Podziemnych. A Nephilim, owszem.
Nocnym Łowcą jest m. in. Jace, chłopak, który bardzo szybko przypadł mi do gustu. Tajemniczy, arogancki, egoistyczny, na swój sposób nieuprzejmy, ironiczny, ale też wrażliwy na krzywdę innych. Od razu skojarzył mi się z Holdenem z "Buszującego w zbożu" Salingera. Na pewno czytaliście. To właśnie Jace zapoznał Clary z całym światem Nocnych Łowców, pokazał jej czym są te dziwne znaki na ciele Nephilim, runy. To symbole, które między innymi ochraniają walczących z demonami przed obrażeniami i pomagają szybciej wyzdrowieć.
Teraz, gdy pokrótce opowiedziałam o bohaterach ( chociaż założę się, że każdy już ich zna) czas na całokształt książki. Wciągnęła mnie już od drugiego rozdziału (to dobry wynik, serio). Autorka jest mistrzynią w układaniu dialogów, co rusz śmiałam się czytając "Miasto kości". Nie chciałam kończyć lektury pomimo wielu obowiązków, które miałam na głowie. Starałam się codziennie czytać jak najwięcej, z dnia na dzień byłam coraz bardziej ciekawa, co przydarzy się Clary.
Zakończenie było wręcz powalające. Kompletnie nie spodziewałam się tego, co przeczytałam w ostatnich rozdziałach powieści. Miałam łzy w oczach, nie mogłam pogodzić się z tym, co pani Clare wymyśliła wobec bohaterów. Na szczęście moja przygoda z "Darami Anioła" dopiero się rozpoczyna.
Mam nadzieję, że pozostałe części zachwycą mnie w co najmniej takim samym stopniu jak „Miasto kości”. Szczerze, to już tęsknię za Clary, Jace’m, Simonem i całą resztą.
Więcej recenzji na blogu
http://i-am-ready-for-reading.blogspot.com
Mam 15 lat. Tyle samo co Clary, główna bohaterka powieści "Miasto Kości" z bestsellerowej serii "Dary Anioła". Wiek to chyba jedyna cecha, która nas łączy.
Ona = odważna,
Ja = nie bardzo.
Ona = wygadana,
Ja = hmm...
Ona = mieszka w Nowym Jorku,
Ja = w malutkim mieście.
Ona = przeciętnego wzrostu,
Ja = niekoniecznie.
Mogłabym wymienić jeszcze 37...
Jedna z niewielu lektur, która mi się podobała.
Jedna z niewielu lektur, która mi się podobała.
Pokaż mimo toKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAM
KOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAM
Pokaż mimo to2014-09-28
Obserwując polskiego i amerykańskiego Booktube'a nie sposób nie natknąć się na rozentuzjazmowanych (ale trudne słowo) i zachwyconych "Akademią Wampirów" ludzi. Oczywiście z wypiekami na twarzy polecają, wręcz zmuszają oni do przeczytania tej serii każdego, kto dziwnym trafem jeszcze tego nie uczynił.
Mi jednak za bardzo się nie spieszyło. Owszem, naoglądałam się dziesiątek recenzji i filmów na temat twórczości Richelle Mead, dokładnie znałam bohaterów książki,ale nie sięgnęłam po lekturę. Miałam "na głowie" wiele innych pozycji, które w tamtym momencie wydawały mi się ciekawsze. Kiedy jednak zobaczyłam, że na blibliotecznej półce stoją sobie (bardzo trudno u nas dostępne) dwie pierwsze części AW, bez zastanowienia chwyciłam je i pół godziny później zanurzyłam się w lekturze pierwszej części.
Przeniosłam sie do ponurego świata dampirów, morojów i strzyg. Jeśli jeszcze nie czytaliście AW, to te nazwy zapewne nie mówią wam nic, no ale od czego są blogi książkowe...
Otóż tak: dampiry to pół ludzie, pół wampiry. Są oni opiekunami i strażnikami morojów, czyli pełnokrwistch wampirów. Strzygi natomiast to zbuntowane moroje, które przeszły na ciemną stronę mocy i są złe, okrutne, nikt ich nie lubi i tak dalej.
Rose Hathaway, główna bohaterka serii jest dampirem. Ma siedemnaście lat, a z jej zachowania wywnioskować można, że nie boi sie niczego i niegroźne jej dzikie imprezy i przyjęcia. Poznajemy ją w momencie, w którym daje się złapać strażnikom Akademii św. Władimira (nie, nie Putina :D) i wraz z morojką Lisą - jej najlepszą przyjaciółką trafiają do szkoły, z której jakiś czas temu uciekły. Rose czuje się odpowiedzialna za Lisę, mimo tego, że nie jest jej oficjalną opiekunką. Dziewczyny połączone są ze sobą niesamowitą więzią, otóż Rose czuje wszystkie emocje i uczucia targające Lisą.
Jak już jesteśmy przy Lisie, muszę dodać, że była NIESAMOWICIE denerwująca. Taka totalna sierota. Rose jest dla niej ogromną pomocą. Lisa nie umie poradzić sobie ze swoim depresyjnym charakterem, to przyjaciółka jest dla niej podporą. UGH. Nie cierpię jej z całego serca.
Z kolei Rose była nienajgorsza. Nawet przypadła mi do gustu, taka niereformowalna, niegrzeczna dziewczyna. Widać, że zna swoją wartość, nie boi się wyzwań i jest gotowa poświęcić woje życie drugiej osobie. Swoim zachowaniem i wyglądem wzbudza zainteresowanie chłopców, co umiejętnie wykorzystuje do przeróżnych celów.
- Rose jest twarda. Poradziłaby sobie.
- Nie widziałeś, jak cierpiała – odparła z uporem. –
Płakała.
- I co z tego? Wszyscy czasem płaczą. Ty również.
- Ale nie ona.
Serce Rose skrada jednak osoba, która mojego nie skradłaby w żadnym wypadku. Dymitr Bielikow. Ja nie wiem o co tu chodzi, ale jego postać wogóle mi się nie podobała. Cichy, wiecznie skryty Rosjanin, dampir, trener sztuk walki, oczywiście perfekcyjny w każdym calu. Bardzo się zdziwiłam, kiedy uświadomiłam sobie, że chyba po raz pierwszy nie spodobał mi się książkowy chłopak, do którego wzdychają wszystkie inne czytelniczki. Już o wiele bardziej zauroczył mnie Christian, młodzieniec, który kręci się w pobliżu Lissy. Był taaaki słodki i kochany :)
Reasumując, "Akademia Wampirów nie zaskoczyła mnie. Nie oczekiwałam od niej dużo i jak się spodziewałam, dużo nie otrzymałam (ale rymy!).
Recenzja z bloga
i-am-ready-for-reading.blogspot.com
Obserwując polskiego i amerykańskiego Booktube'a nie sposób nie natknąć się na rozentuzjazmowanych (ale trudne słowo) i zachwyconych "Akademią Wampirów" ludzi. Oczywiście z wypiekami na twarzy polecają, wręcz zmuszają oni do przeczytania tej serii każdego, kto dziwnym trafem jeszcze tego nie uczynił.
więcej Pokaż mimo toMi jednak za bardzo się nie spieszyło. Owszem, naoglądałam się...