-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Muszę przyznać, że ta książka nie była łatwą do przebrnięcia. Bardzo długo się z nią męczyłam i sama nie wiem, co o niej myśleć. Nie wiem czy oprócz okladki, która jest naprawdę śliczna, coś jeszcze urzekło mnie w tej historii.
Milo przeżył już prawie dziesięć tysięcy żyć, a mimo wiedzy i mądrości, którą zdobył w tym czasie ani trochę nie przybliżył się do Doskonałości. Zostało mu już niewiele szans by osiągnąć ten cel i stać się całością z innymi. Niestety Milo nie do końca jest przekonany dążeniem do Doskonałości, a bardziej zainteresowany jest swoją miłością do Śmierci, która woli być nazywana Suzie. Milo nie bierze wskazówek do siebie, a każdy jego żywot kończył się tym samym - zadowoleniem, że wrócił do swojej ukochanej i coraz większym niezrozumieniem po co ma dążyć do Doskonałości. Dopiero, gdy Suzie postanawia zrezygnować z funkcji Śmierci coś się zmienia, a Milo zaczyna dostrzegać co powinien zrobić.
Niestety przeskoki z jednego życia do drugiego sprawiały, że się męczyłam i nie do końca miałam ochotę czytać, o kolejnym zesłaniu głównego bohatera na Ziemię tylko po to żeby wrócił i narzekał, że znowu nie przybliżył się do Doskonałości i nie wie po co mu to. Spodziewałam się po tej książce naprawdę fascynującej przygody, a jej filozoficzny wydźwięk miał odwrotny skutek, choć muszę przyznać, że podziwiam autora za sam pomysł.
Niektóre historie związane z żywotami Mila wydawały się tak absurdalne, że nie do końca rozumiałam, co czytam, może inaczej, rozumiałam co czytam, ale kompletnie nie składało mi się to w sensowną treść. Autor przeskakiwał z przeszłych do przyszłych żyć głównego bohatera, co było dla mnie bardzo chaotyczne, choć pewnie patrząc na to z innej perspektywy do całości pasowało idealnie. Muszę przyznać, że autorowi należy się ukłon za wykreowanie różnych epok w bardzo dobry sposób, zarówno opisy średniowiecznej Europy, jak i przestrzeni kosmicznej, w której ludzie musieli żyć były realistyczne.
Powieść z pewnością jest dobra dla każdego, ale nie każdy będzie czerpał z niej przyjemność. A może to po prostu kwestia czasu w jakim się ją czyta. Podejrzewam, że gdybym była w jakimś gorszym nastroju to pewnie pomogłaby mi zrozumieć różne rzeczy. W książce zostały przedstawione różne żywoty Mila, więc był zarówno dobrym człowiekiem, jak i złym, a jednak z każdej sytuacji jest jakieś wyjście i człowiek może dostać drugą szansę. Autor swą powieść opiera na motywie reinkarnacji, co nie do końca może przypaść do gustu każdemu, a w szczególności osobom, które wierzą, że życie jest tylko jedno i należy je przeżyć jak najlepiej, bo kolejnej szansy nie będzie.
Niestety tak, jak wspomniałam mi książka do gustu nie przypadła. Cenię ją za dawanie swego rodzaju nadziei, że każdy może się zmienić i podążać drogą, która doprowadzi do doskonałości, jednak sama miałam spore problemu z jej skończeniem. Może to dlatego, że nie do końca przepadam za książkami, które w jakiś sposób są mocno filozoficzne i traktują o tym, jaką ścieżką człowiek powinien podążać żeby być zadowolonym ze swojego życia, a może po prostu czytałam ją w nieodpowiednim momencie.
Muszę przyznać, że ta książka nie była łatwą do przebrnięcia. Bardzo długo się z nią męczyłam i sama nie wiem, co o niej myśleć. Nie wiem czy oprócz okladki, która jest naprawdę śliczna, coś jeszcze urzekło mnie w tej historii.
Milo przeżył już prawie dziesięć tysięcy żyć, a mimo wiedzy i mądrości, którą zdobył w tym czasie ani trochę nie przybliżył się do Doskonałości....
Ostatnio nie mam za dużo czasu na czytanie książek, co skutkuje pustkami na blogu i na liście książek przeczytanych w danym miesiącu, jednak są takie pozycje, po które jak się już sięgnie to czyta się je w zastraszającym tempie. Właśnie taką książką była druga część Poradnika do smoków, powieści przeznaczonej dla młodzieży, z której na pewno nie jeden dorosły się ucieszy.
Panna Drake, smoczyca opiekująca się swoją pupilką Winnie, nie spuszcza jej z oczu. To właśnie dzięki niej dziewczynka idzie do Akademii Spriggs, niezwykłej szkoły dla magicznych i zwykłych dzieci. Winnie szybko nawiązuje przyjaźń z kilkoma magicznymi dziewczynkami, jednak nie każdy jej sprzyja. Okazuje się, że dziadek Winnie planuje jej porwanie smoczyca postanawia zrobić wszystko, co w jej mocy, by nic się nie stało jej podopiecznej, która choć jest małą dziewczynką, jest też bardzo sprytna i potrafi zadbać o to,, na czym jej najbardziej zależy.
Drugi tom kontynuacji Poradnika dla smoków to bardzo przyjemna w odbiorze powieść, którą czyta się w zastraszającym tempie, a przygody Panny Drake i Winnie wywołują uśmiech na ustach. Jest to książka, która uczy, że każdy ma swoje zdanie i ma prawo walczyć o to, co dla nich najważniejsze. Tym ciekawsze jest to, że tym razem to nie zwierzę jest pupilem, a człowiek, którego też w jakiś sposób trzeba oswoić. Bardzo mi się podobało to, że Winnie, jak na swój wiek jest nad wyraz dojrzałą osobą i tak naprawdę to ona na końcu zachowała się odpowiedziała i znalazła wyjście z sytuacji.
Książka jest dedykowana młodszym odbiorcom, ale myślę, że nawet starsi znajdą w niej coś, co będzie sprawiało im przyjemność. Sama byłam zdziwiona jak dobrze mi się czytało o losach poważnej smoczycy i trochę roztrzepanego dziecka. Ich losy ciekawią od samego początku i do samego końca nie wiadomo jak wszystko się potoczy.
Ostatnio nie mam za dużo czasu na czytanie książek, co skutkuje pustkami na blogu i na liście książek przeczytanych w danym miesiącu, jednak są takie pozycje, po które jak się już sięgnie to czyta się je w zastraszającym tempie. Właśnie taką książką była druga część Poradnika do smoków, powieści przeznaczonej dla młodzieży, z której na pewno nie jeden dorosły się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy pojawia się jakakolwiek powieść Stephena Kinga biorę ją w ciemno. To autor, do którego zawsze z chęcią wracam i jedyny, którego książki kolekcjonuję. Do tej pory jedynie dwie jego powieści nie porwały mnie aż tak bardzo, ale zazwyczaj, gdy zaczynam jakąś książkę Kinga to nie mogę się od niej oderwać. W tym wypadku wraz z Owenem Kingiem (swoim synem) stworzyli coś, co ciekawi od pierwszej strony i naprawdę bardzo dużo się dzieje.
Na całym świecie coś dziwnego dzieje się z kobietami, które zasypiają, a całe ich ciało pokrywa szczelnie kokon. Obudzenie, kobiety, która zapadła w sen nie jest bezpieczne, a każdy, kto to zrobi wprawia ją w dziką furię, co skutkuje śmiercią osoby, która postanowiła to zrobić. Po zaśnięciu kobiety przenoszą się do innego świata, wydawałoby się, że o wiele lepszego, w którym nie ma mężczyzn, więc nikt nie podniesie na nie ręki, nie upokarza ich, w którym panuje harmonia, a konflikty to rzadkość. Gdy w Dooling, mieście, w którym cała akcja ma miejsce, pojawia się tajemnicza Evie wszystko nabiera rozpędu. Evie jest jedyną odporną na sen kobietą, ma nadprzyrodzone moce i wydawałoby się, że jest jedyną osobą, która może zakończyć to, co spotkało kobiety na całym świecie. Jednak zadaniem Evie jest pokazanie mężczyznom, jak wyglądałoby ich życie bez kobiet i tak naprawdę powrót ich matek, żon, sióstr, dzieci czy znajomych zależy od kobiet i tego czy będą chciały wrócić do życia z mężczyznami, którzy nie traktowali ich tak jak powinni.
Śpiące królewny to powieść, która daje naprawdę dużo do myślenia, pokazująca, że kobiety też mogą odejść od mężczyzn jeśli czują się źle traktowane. W tym wypadku jednak wygląda to zupełnie inaczej, ponieważ kobiety zwyczajnie zasypiają i nie da się ich obudzić żeby nie ponieść tego konsekwencji. W rzeczywistym świecie kobieta po prostu podejmuje decyzję o zostawieniu mężczyzny, który jej nie docenia i na tym się wszystko kończy. W tej powieści autorzy postanowili jednak pokazać, co by się stało gdyby kobiet zabrakło, gdyby mogły prowadzić życie w lepszym miejscu i stworzyć swój własny świat, w którym mogłyby wychować mężczyzn w taki sposób, że już żaden nie podniósłby na kobietę ręki, szanowałby je i zachowywałby się tak, jak powinien. Wydawałoby się to trochę wygórowane prawda? Przecież nie wszyscy mężczyźni są źli i nie traktują kobiety tak, jak powinni, ale mimo wszystko czy któraś z kobiet narzekałaby, gdyby ktoś sprawił, że mężczyźni przejrzeliby chociaż trochę na oczy? W końcu traktowanie kobiet z góry, jak kury domowe, bo przecież do tego są stworzone, poniżanie ich czy mieszanie im w głowach tylko po to żeby później, mówiąc potocznie, je olać jest czymś normalnym, a nikt nie chciałby być tak traktowany.
Całość przedstawia różne sytuacje z jakimi muszą się mierzyć kobiety, a które dla mężczyzn są czymś normalnym. Zaczynając od decydowania za swoją żonę, bo ma się wrażenie, że lepiej się wie czego ona chce, poprzez poniżanie, a kończąc na molestowaniu, w szczególności osadzonych w więzieniu kobiet, bo przecież się nie mogą poskarżyć, ponieważ strażnik może dać im naganę, a wtedy nici z ich dobrego zachowania i wcześniejszego zwolnienia. Muszę przyznać, że jestem pełna podziwu, że mężczyźni napisali taką książkę, bo to tylko świadczy o tym, że zdają sobie sprawę, jak ważne w ich życiu są kobiety, a jednocześnie wiedzą, że mężczyźni nie do końca zachowują się fair. Podejrzewam, że po różnych recenzjach tej książki może się pojawić wiele odpowiedzi ze strony mężczyzn, że przecież kobiety też nie są takie święte i oczywiście się z tym zgodzę. Ale prawda jest taka, że kobiety chciałyby się czuć szanowane i traktowane na równi z mężczyznami.
W powieści pojawia się naprawdę wielu bohaterów, co może niektórych przyprawić o lekki zawrót głowy i nie łatwo wszystkich zapamiętać, jednak każdy z bohaterów ma swoją rolę w powieści. Autorzy w genialny sposób nakreślają główny wątek powieści, którym jest śpiączka zwana aurorą, ale także warstwę społeczną i obyczajową dzięki czemu poznajemy postaci zarówno prywatnie, jak i zawodowo. I to właśnie jest coś, co u Kinga jest właściwie normalne, czyli oprócz wątku grozy przedstawia małomiasteczkowy klimat i rutynę dotyczącą zwykłych ludzi.
W ostatnim czasie nie miałam okazji sięgnąć po żadną książkę Kinga, ale bardzo cieszę się, że udało mi się do niego powrócić przy tak dobrej powieści. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy przepada za jego twórczością, a ilość stron może odstraszać, ale myślę, że Śpiące królewny to powieść, po którą warto sięgnąć, ponieważ daje bardzo dużo do myślenia.
Kiedy pojawia się jakakolwiek powieść Stephena Kinga biorę ją w ciemno. To autor, do którego zawsze z chęcią wracam i jedyny, którego książki kolekcjonuję. Do tej pory jedynie dwie jego powieści nie porwały mnie aż tak bardzo, ale zazwyczaj, gdy zaczynam jakąś książkę Kinga to nie mogę się od niej oderwać. W tym wypadku wraz z Owenem Kingiem (swoim synem) stworzyli coś, co...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie jestem pewna, co mam myśleć o tej książce. Na początku zanosiło się na bardzo ciekawą powieść, ale im dalej brnęłam w tę historię, tym bardziej coś mi przeszkadzało i nie do końca cieszyłam się z całości. Według okładki jest to najlepszy thriller 2016 roku, ale nie jestem co do tego przekonana, bo nie czułam jakiegoś wielkiego napięcia towarzyszącego w trakcie czytania i nie byłam aż tak ciekawa, jak całość się zakończy.
Dziewięcioletnia Jane budzi się w nocy i widzi jak jakiś mężczyzna, trzymający nóż na plecach jej trzynastoletniej siostry Julie, wyprowadza ją z domu. Jane nie jest w stanie krzyczeć i przez trzy godziny siedzi przerażona w szafie, gdzie się schowała, zanim mówi o wszystkim rodzicom. Życie całej rodziny nagle legło w gruzach, matka nie jest w stanie wybaczyć młodszej córce, że ta nie krzyczała i w rezultacie odtrąca ją, ojciec rzuca pracę i oddaje się w pełni poszukiwaniu córki. Policja nie wierzy w porwanie, ponieważ w domu nie widać żadnych śladów włamania. W pewnym momencie rodzina nie chce już niczego innego, jak tylko odzyskać ciało, które mogliby pochować. Po ośmiu latach przed drzwiami domu Whitakerów staje dziewczyna, która twierdzi, że jest Julie. Życie rodziny znowu zaczyna się zmieniać, jednak osiem lat przeżyć Julie odbijają się na codzienności Whitakerów.
Jak już wspomniałam początek książki zapowiadał naprawdę bardzo ciekawą historię i nie mogłam się doczekać jej odkrycia, ale tak właściwie wszystko zaczęło się psuć, gdy Julie wróciła do domu. Nagle cała powieść wydała mi się zbyt chaotyczna i nie do końca miała dla mnie sens. Powieść została podzielona na rozdziały, w których Anna, matka zaginionej dziewczyny, opowiadała, co się działo po tym, jak jej córka zniknęła i po tym, jak już się odnalazła oraz rozdziały, w których swoją historię opowiadały mogłoby się wydawać różne dziewczyny, w rezultacie była to jedna osoba wcielająca się w wiele różnych postaci. Właśnie te rozdziały wydawały mi się takie chaotyczne i nie do końca mogłam ich umiejscowić w całej historii dotyczącej Julie. Wszystko niby wyjaśniło się na koniec, ale nie powiem żeby mnie to wstrząsnęło czy zachwyciło w jakikolwiek sposób.
Wydawało mi się, że nie wszystkie wątki poruszone w książce zostały wyjaśnione do końca. Jeśli w powieści pojawia się wątek, który wydaje się dosyć ważny jeśli weźmie się całość pod uwagę to jednak lubię wiedzieć dlaczego coś się wydarzyło w taki, a nie inny sposób. W Straconej momentami mi tego brakowało, jak choćby to dlaczego Julie uciekła od swojego chłopaka, który później nagle się pojawił nie wiadomo skąd. Może i to nie jest takie istotne, ale mnie jednak bardzo raziło.
Nie rozumiem dlaczego powieść została okrzyknięta najlepszym thrillerem 2016 roku, bo czytałam lepsze. Owszem książkę czyta się bardzo szybko, ale chwilami miałam wrażenie, że autorka trochę zbyt mocno dramatyzuje, co sprawiało, że powieść traciła na wiarygodności. Powieść jest w dużej mierze związana z wiarą i religią, co w pewien sposób może odstraszyć czytelników, ponieważ nie każdy lubi takie wątki.
Stracona niestety nie przekonała mnie do siebie, chociaż byłam przekonana, że będę się dobrze bawiła w trakcie czytania. Myślę jednak, że książka znajdzie swoich fanów i będą osoby, które bardziej będą się cieszyły z lektury.
Nie jestem pewna, co mam myśleć o tej książce. Na początku zanosiło się na bardzo ciekawą powieść, ale im dalej brnęłam w tę historię, tym bardziej coś mi przeszkadzało i nie do końca cieszyłam się z całości. Według okładki jest to najlepszy thriller 2016 roku, ale nie jestem co do tego przekonana, bo nie czułam jakiegoś wielkiego napięcia towarzyszącego w trakcie czytania...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czytałam wiele recenzji tej książki, były różne, jedne przekonywały, że jest to bardzo dobra powieść, inne, że nie ma niej nic fajnego. Miałam ochotę sama się przekonać, ale jakoś nie było mi po drodze. Nie żałuję, że wreszcie poznałam pierwszą część trylogii, ponieważ bardzo mnie zaintrygowała i mam nadzieję, że kolejne będą jeszcze lepsze.
Mare Burrow żyje w czasach, gdzie przeszłość łączy się z przyszłością, w świecie, w którym wojna ma duże znaczenie, jednak nie każdy traktowany jest sprawiedliwie. Społeczeństwo podzielone jest na Czerwonych i Srebrnych. To właśnie Czerwonym przypadła rola sługusów, tych gorszych od Srebrnych, którzy muszą walczyć o przeżycie każdego dnia. Srebrni natomiast są panami, którzy oprócz przywilejów mają jeszcze magiczne moce. Dzień, w którym Czerwoni osiągają pełnoletniość dla większości jest dniem, w którym idą do wojska, omija to jedynie tych, którzy mają pracę. Właśnie taki los czekał Mare, jednak spotyka na swej drodze młodzieńca, który kieruje jej życie na inne tory. Z dnia na dzień Mare zostaje służącą w pałacu Srebrnych, a gdy okazuje się, że ma w sobie moc, przewyższającą nawet tą, którą posiadają Srebrni, staje się jednym z nich, ale tylko pozornie.
Może jest to historia, która nie do końca jest odkrywcza, bo przecież podobne pojawiały się już w innych książkach, ale mimo wszystko przyjemnie mi się śledziło losy Mare i to jak z dnia na dzień staje się pewniejsza siebie i wierzy w to, że uda jej się coś zmienić. Bardzo przypadła mi do gustu jej postać, choćby z tego względu, że nie była ułożoną dziewczyną, ale dla swoich bliskich była w stanie zrobić wszystko. Przez całą powieść widać jaką przechodzi przemianę i potrafi walczyć o swoje, nawet jeśli nie do końca jej to wychodzi i ufa niewłaściwym osobom.
W Czerwonej królowej jest wiele zwrotów akcji i wiele się dzieje, co jest kolejnym plusem tej powieści. Oczywiście na początku wydawało mi się, że wszystko układa się zbyt idealnie. Główna bohaterka ma wyjść za młodszego brata przyszłego króla, który zaczyna się do niej zbliżać z dnia na dzień. Mare z początku mu nie ufa, ale i to w końcu się zmienia, a on w cudowny sposób staje za nią i za sprawą, o którą walczy murem. Trochę podejrzane, ale przecież nie takie rzeczy działy się w książkach. Ta powieść do prawdziwa gra pozorów, bo dopóki się nie dotrze do samego końca to tak naprawdę nie wiadomo, co było prawdą, a co nie.
Zakończenie kompletnie mnie powaliło. Wszystko, co szło tak idealnie, nagle legło w gruzach i moment w jakim autorka zakończyła pierwszy tom naprawdę nie jest fajny. Od razu podsyca chęć sięgnięcia po kolejne części żeby dowiedzieć się, jak potoczyły się losy bohaterów, a wiadomo, że skoro są kolejne części to jakieś losy jeszcze ich czekają. Jednak to zakończenie należy do takich, że ma się wrażenie, że to już koniec, nic więcej nie da się wykrzesać z tej historii, bo po prostu się nie da i już.
Czerwona królowa to powieść, która powiela wiele pomysłów, które mogliście już przeczytać w innych podobnych książkach, ale jest w niej tyle ciekawych scen, że można to wybaczyć. Choć trochę obawiałam się tej serii, myślałam, że raczej będę miała podobne odczucia, jak osoby, których ta historia nie powaliła, to teraz wiem, że naprawdę warto po nią sięgnąć, bo przyjemnie się przy niej spędza czas.
Czytałam wiele recenzji tej książki, były różne, jedne przekonywały, że jest to bardzo dobra powieść, inne, że nie ma niej nic fajnego. Miałam ochotę sama się przekonać, ale jakoś nie było mi po drodze. Nie żałuję, że wreszcie poznałam pierwszą część trylogii, ponieważ bardzo mnie zaintrygowała i mam nadzieję, że kolejne będą jeszcze lepsze.
Mare Burrow żyje w czasach,...
Dawno nie czytałam książki, która byłaby jednocześnie ciekawa i pełna tajemnic, które odkrywa się ze strony na stronę. Tym razem właśnie to dostałam i nie mogłam się doczekać, aż wreszcie dojdę do końca i dowiem się wszystkiego. Żeby nie było zbyt pięknie oczywiście się wszystkiego nie dowiedziałam, ale o tym później.
Lira jest repliką zamkniętą w Haven, ośrodku, w którym trzymają wszystkie repliki i przeprowadzają na nich badania. Lekarze i pielęgniarki nie traktują replik jak ludzi, nie nadają im imion tylko numery. Pewnego dnia Lira oddala się od Haven żeby schować swoje skarby, których nie powinna mieć i spotyka chłopaka, który uciekł z ośrodka, chwilę po tym w ośrodku wybucha bomba, a budynek staje w płomieniach. Jedynym wyjściem dla Liry i chłopaka jest ucieczka. Spotykają Gemmę, która postanawia im pomóc i choć na początku mogłoby się to wydawać zupełnie bezinteresowne, później okazuje się, że miała w tym swój cel.
Powieść podzielona jest na dwie części, tę, w której to Lira jest główną bohaterką, gdzie poznajemy jej historię i tę, w której poznajemy historię Gemmy. Nie wiem czy są jakieś wytyczne, od której części powinno się zacząć szczególnie, że czytając opis książki to Gemma gra pierwsze skrzypce. Ja zaczęłam od historii Liry i wcale tego nie żałuję, bo wydaje mi się, że taka kolejność jest najlepsza. To właśnie w tej części czytelnik poznaje cały zarys, a wszystko to, co okryte tajemnicą zostaje wyjaśnione w części poświęconej Gemmie. Podejrzewam, że gdybym zrobiła na odwrót i najpierw przeczytała tą drugą część to reszta już nie byłaby taka satysfakcjonująca.
Replika to książka, w której jest wiele wątków, które dają do myślenia i trzeba się zastanawiać, jak akcja rozwinie się dalej. Bardzo lubię to w książkach, ponieważ tak naprawdę nie wiem czego mogę się spodziewać, a rozwiązanie bywa zaskakujące. Tutaj zaskoczeń nie brakowało, bo to, co przyjęłam na początku za pewnik okazywało się dosyć złudne, dopiero później wszystko zaczynało się rozjaśniać.
Niektórych może denerwować to, że sporo rzeczy w książce się powtarza, bo tak naprawdę to, co czytamy w części poświęconej Lirze, pojawia się również w części o Gemmie, jednak w tej jest to trochę bardziej rozbudowane. Dla mnie to nie było problemem, ale wiem, że znajdą się takie osoby, które stwierdzą, że nie ma sensu czytania tego samego dwa razy, ale w tym wypadku warto.
Wspomniałam, że nie dowiedziałam się wszystkiego i muszę przyznać, że miałam za złe autorce to, jak zakończyła powieść. Wreszcie zaczęło się naprawdę rozkręcać i oczekiwałam, że dowiem się, co będzie się działo dalej z bohaterami, ale autorka właśnie w tym momencie postanowiła zakończyć książkę. Mam nadzieję, że będą kolejne części, bo w innym wypadku nie widzę sensu w takim zakończeniu.
Replika jest książką pełną zwrotów akcji, zaskoczeń i tajemnic, które z wielką przyjemnością się odkrywa i jedyne czego się chce na koniec to jeszcze więcej przygód Liry i Gemmy, dlatego mam nadzieję, że kolejna część się pojawi i to już niedługo.
Dawno nie czytałam książki, która byłaby jednocześnie ciekawa i pełna tajemnic, które odkrywa się ze strony na stronę. Tym razem właśnie to dostałam i nie mogłam się doczekać, aż wreszcie dojdę do końca i dowiem się wszystkiego. Żeby nie było zbyt pięknie oczywiście się wszystkiego nie dowiedziałam, ale o tym później.
Lira jest repliką zamkniętą w Haven, ośrodku, w którym...
Istnieją takie książki, po których przeczytaniu ciężko stwierdzić czy można powiedzieć, że się podobała, ponieważ jej treść jest w pewien sposób tak zła, że mogłoby to zostać źle odebrane. Właśnie taką książką jest Nic nie mów, w której jest tak wiele zła wyrządzonego przez człowieka, że w końcu zdajemy sobie sprawę, że tacy ludzie naprawdę istnieją i są osoby, którym coś takiego się przytrafia.
Daniella zawsze starała się robić wszystko żeby zadowolić swoją matkę, która zawsze była wymagająca. To dla niej właściwie poszła na studia, które wcale nie dawały jej szczęścia i męczyła się ze swoim życiem. Kiedy poznała Shlomiego Goodmana, marzyciela, który za wszelką cenę chce zgłębiać naukę o Bogu żeby się do niego zbliżyć, życie Danielli zmieniło się całkowicie. Wyszła za mąż za Shlomiego, postanowili przeprowadzić się do Izraela, gdzie mogli być bliżej swoich korzeni, a w ich życiu zaczęły pojawiać się dzieci. Wiele lat później, gdy ich życie nie było już tak kolorowe jak na początku, kiedy się rozstali, dwoje dzieci Danielli trafia do szpitala. Jeden leży w śpiączce, a drugi jest poparzony do tego stopnia, że skóra sama odchodzi od ciała. Całą sprawą zaczęła się interesować policja, a śledcza Bina Cedek, próbuje dojść prawdy, gardząc matką, która pozwoliła na krzywdę, jaka spotkała jej dzieci.
Nic nie mów to powieść pełna emocji. Na początku wszystko wydaje się układać tak, jak powinno. Szczęśliwa rodzina, która przenosi się do swojej ojczyzny, pojawiające się dzieci, wydawałoby się, że istna sielanka. Ale ze strony na stronę widać, że wcale nie jest tak, jak główna bohaterka sobie wyobrażała. Jej mąż zgłębia religię, nie szuka pracy, nie pomaga jej przy dzieciach, sprowadza do domu guru, który obiecuje, że dzięki niemu będą jeszcze bliżej religii niż im się wydaje. Tak naprawdę czytelnik poznaje losy rodziny, która zostaje wciągnięta do sekty, a fanatyzm religijny przesłania wszystko inne. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak ktoś kierowany przez sektę może się zmienić do tego stopnia, że pozwala krzywdzić własne dzieci i daje sobie wmówić, że w ich dzieciach tkwi diabeł. Oczywiście wiem, że osobie, która ma wyprany mózg przez sektę można wmówić wszystko, ale nie zmienia to faktu, że nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
Z książki dowiadujemy się naprawdę wiele o judaizmie i muszę stwierdzić, że nigdy nie zrozumiem ich praw, tego czym kieruje się ich religia i tego jak wygląda ich życie. Każda religia ma swoje plusy i minusy, dla mnie jest to całkiem śliski temat i raczej próbuję się w niego nie zagłębiać. Mimo wszystko zupełnie nie pojęte jest dla mnie to, że tak naprawdę każde zbliżenie kobiety z mężczyzną właściwie kończy się ciążą, ponieważ nie uznają antykoncepcji, która jest dla nich grzechem. W taki właśnie sposób Daniella rodziła jedno dziecko za drugim i właściwie nie przestawała być w ciąży. Dla nich to coś zupełnie normalnego, dla mnie jest to niepojęte. Kolejną rzeczą, która mnie wręcz powaliła, było to, że mąż nie dotyka swojej żony po trudach porodu, ponieważ według religii jest ona nieczysta. Przecież sama nie zaszła w ciążę, więc dlaczego niby tylko kobieta jest nieczysta, a mężczyzna już nie.
Naprawdę jest to książka, w której złość przeplata się z taką totalną bezradnością na to, jak religia może zaślepić człowieka. Najgorszą częścią chyba było czytanie tego, jak dwaj chłopcy trafili do szpitala, a matka nie chciała nic powiedzieć i jeszcze zabroniła reszcie swoich dzieci mówić cokolwiek. Dopiero później się okazywało, że nie tylko dwójka, która trafiła do szpitala cierpiała, ale każde z dzieci było ofiarą sekty, a to co członkowie sekty z nimi robili sprawiało, że włos jeżył się na głowie.
Właśnie dlatego nie jestem w stanie stwierdzić czy książka mi się podobała. Owszem jest bardzo dobra i pokazuje czego doświadczają ludzie, ale jest też tak przesiąknięta złem, że w sumie denerwowałam się, jak ją czytałam. Nie mogę jej ocenić źle, ale nie mogę też powiedzieć, że nie cisnęły mi się na usta niecenzuralne słowa w trakcie czytania. Dawno nie czytałam książki, która wywołałaby we mnie aż tyle sprzecznych emocji.
Istnieją takie książki, po których przeczytaniu ciężko stwierdzić czy można powiedzieć, że się podobała, ponieważ jej treść jest w pewien sposób tak zła, że mogłoby to zostać źle odebrane. Właśnie taką książką jest Nic nie mów, w której jest tak wiele zła wyrządzonego przez człowieka, że w końcu zdajemy sobie sprawę, że tacy ludzie naprawdę istnieją i są osoby, którym coś...
więcej mniej Pokaż mimo to
To moje pierwsze spotkanie z muszkieterami i to dosłownie. Nigdy wcześniej nie czytałam książki, ani nawet nie oglądałam filmu. Oczywiście znałam zarys całej historii, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze z tą powieścią, ale w końcu musiałam ją poznać. W końcu kto by nie chciał poznać powieści, w której pełno jest intryg, historii miłosnych, pojedynków, ogromnej przyjaźni.
Rok 1625, młody d'Artagnan opuszcza rodzinne strony by wstąpić do elitarnej jednostki królewskich muszkieterów, o czym od zawsze marzył. Został wyposażony w najważniejsze rzeczy, od ojca dostał szpadę i kilka monet, a matka dała mu przepis na maść leczącą rany. Jak nastało na młodego, narwanego mężczyznę d'Artagnan idąc za radą ojca nikomu nie przepuszczał żadnej zniewagi, przez co jeszcze przed dotarciem do Paryża wpada w tarapaty i gubi list polecający do kapitana muszkieterów. Gdy wreszcie dociera na miejsce wdaje się w kolejne kłopoty, tym razem znieważając trzech najlepszych muszkieterów Atosa, Portosa i Aramisa, dzięki czemu zarazem zyskuje ich przychylność i zostają przyjaciółmi. Od tej pory razem będą stawiać czoła intrygom, które sięgają samych króli, kardynałów, księżniczek i książąt.
Trzej muszkieterowie to powieść, w której naprawdę dużo się dzieje, jest pełna wydarzeń i zwrotów akcji, co sprawia, że nie można się nudzić w trakcie czytania. Przy tym autor nie zaniedbał głównej intrygi związanej z kardynałem Richelieu, który za wszelką cenę próbuje pogrążyć królową. Oczywiście muszkieterowie chcąc nie chcąc zostają wplątani w tę intrygę, co skutkuje różnymi pojedynkami i wyprawami. Dużym plusem powieści jest to, że bohaterowie są bardzo barwni, każdy ma za sobą jakąś historię, której odkrywanie sprawia przyjemność, a momentami ich losy są całkiem zabawne, co sprawia, że nie jest to tylko i wyłącznie poważny klasyk, którego czytanie nie przyprawia o zachwyt, a ich waleczność, temperament i to, jak wielka łączy ich przyjaźń wzbudza naprawdę duży szacunek.
Wiem, że Trzej muszkieterowie mogą nie być łatwą w odbiorze książką ze względu na wiele rozwlekłych opisów. Wiele osób może mieć z tym problem, sama nie przepadam za długimi opisami, bo mogą one być nużące, ale w tym wypadku można to wybaczyć. Mimo tych długich opisów autor całość przedstawił w naprawdę ciekawy sposób. Jednak na pewno nie jest to powieść, którą można przeczytać bez odkładania jej na półkę. Sama musiałam robić kilka podejść tylko dlatego, że momentami potrzebowałam się od niej oderwać i sięgnąć po coś lżejszego, a przeczytanie ponad 600 stron nie jest takie proste.
"Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" to chyba najbardziej znany tekst z powieści. I właśnie to w całej powieści podobało mi się najbardziej. Ta przyjaźń między muszkieterami, którzy bez względu na sytuacje zawsze trzymali się razem, pomagali sobie i w każdej chwili byli gotowi ruszyć na pomoc towarzyszowi. Zawsze kierował nimi honor i nie było sytuacji, w której o nim by zapomnieli.
Choć to moje pierwsze spotkanie z muszkieterami i trochę ono trwało to wcale tego nie żałuję. Jest to powieść pełna uroku, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Powieść, w której męstwo i honor przeplatają się z intrygami, porywami serca czy kobie uwikłanych w dworskie konwenanse. Myślę, że jeszcze kiedyś wrócę do tej powieści, bo mam wrażenie, że z każdym następnym poznawaniem jej odkryję coś nowego.
To moje pierwsze spotkanie z muszkieterami i to dosłownie. Nigdy wcześniej nie czytałam książki, ani nawet nie oglądałam filmu. Oczywiście znałam zarys całej historii, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze z tą powieścią, ale w końcu musiałam ją poznać. W końcu kto by nie chciał poznać powieści, w której pełno jest intryg, historii miłosnych, pojedynków, ogromnej przyjaźni....
więcej mniej Pokaż mimo to
Ile razy przytrafiło Wam się w życiu coś, po czym uważaliście, że to będzie nowy początek, początek wszystkiego? Na pewno każdy spotkał się z czymś podobnym i chociaż po jakimś czasie okazywało się, że to jednak nie jest początek, a tylko kolejny epizod w życiu to jednak są takie sytuacje, które sprawiają, że trzeba wszystko zacząć od nowa i może się to okazać początkiem czegoś lepszego.
Ezra Faulkner, gwiazda szkoły, przystojny, grający w tenisa, spotykający się z najlepszą dziewczyną w szkole ulega wypadkowi, w którym samochód roztrzaskał mu kolano. To oznaczało, że już nigdy nie zagra w tenisa, a dziewczyna, która go zdradziła i przyjaciele nawet nie odwiedzili go w szpitalu. Gdy w szkole pojawia się nowa dziewczyna, Cassidy Thorpe, znacznie odróżniająca się od innych dziewczyn w szkole, Ezra jeszcze nie wie, że jego życie się zmieni. Cassidy wciąga go do swojego świata, w którym jest miejsce tylko na nowe początki.
Jak sam tytuł wskazuje książka opowiada o początku wszystkiego. Główny bohater, który wcześniej był podziwiany na każdym kroku musi się pogodzić z tym, że jego życie nie będzie już wyglądało tak, jak kiedyś. I właśnie dzięki temu widać jak wielką przechodzi przemianę. Nagle przestaje być chłopakiem, który nie zwraca uwagi na innych, który otacza się ludźmi wyłącznie podobnymi sobie i zaczyna dostrzegać to jaki był. Zauważa, że osoby, które uważał za przyjaciół wcale nie są tacy fajni jak mu się wcześniej wydawało. Sam przystępuje do kółka debatanckiego, do czego po części został zmuszony, bo to były jedyne dodatkowe zajęcia, w których biorąc pod uwagę jego stan, mógł brać udział. To tam odnawia kontakt z przyjacielem z dzieciństwa, poznaje lepiej Cassidy, a także zyskuje nowych przyjaciół, w których towarzystwie czuje się znacznie lepiej.
Cassidy również jest ciekawą postacią. Przenosi się z innej szkoły, nikt nie wie, co było tego powodem. Kiedyś była mistrzynią debat, nie miała sobie równych, a teraz odmawia w nich udziału. Oczywiście w pewnym momencie zostaje zmuszona do powrotu do debat, ale sprytnie się ukrywa i robi wszystko żeby się nie wybić.
Kiedy główni bohaterowie zaczynają coś do siebie czuć, stają się parą to ma się wrażenie, że to właśnie o takim nowym początku autorka mówi. Miłość, która ma zmienić życie dwojga ludzi. Przynajmniej czegoś takiego się spodziewałam, jednak okazało się, że się myliłam. Oczywiście obydwoje w jakiś sposób się zmieniają, ale tak naprawdę to nie miłość przyczyniła się do tych zmian, a to, że bohaterowie zaczęli zauważać jacy są naprawdę i czego tak naprawdę chcą.
Powieść czyta się bardzo szybko, między innymi ze względu na to, że chciałoby się dowiedzieć, jak potoczą się losy bohaterów. Wiąże się to również z tym, że książka napisana została prostym i przystępnym językiem. W pewnym momencie wychodzą na jaw fakty, które wydawałoby się, że wszystko zepsują. Nie mogę powiedzieć, że się tego spodziewałam, ale tego nie mogę powiedzieć, że wywołało to we mnie jakieś duże zaskoczenie. Właściwie spodziewałam się jakiegoś większego dramatu po tym, co ujawniła autorka, a niczego takiego nie dostałam. Miałam nawet wrażenie, że autorka przeszła tak po prostu do zwykłej codzienności.
Początek wszystkiego jest powieścią, która opowiada o przemianie jaką przechodzi młody człowiek, o tym jak tragedia, jaka go spotkała może sprawić, że jego życie zmieni się na lepsze. Może i zakończenie mi się nie podobało, ale całość miała w sobie tak duże znaczenie, że nawet to przyćmiło to niewielkie niedociągnięcie.
Ile razy przytrafiło Wam się w życiu coś, po czym uważaliście, że to będzie nowy początek, początek wszystkiego? Na pewno każdy spotkał się z czymś podobnym i chociaż po jakimś czasie okazywało się, że to jednak nie jest początek, a tylko kolejny epizod w życiu to jednak są takie sytuacje, które sprawiają, że trzeba wszystko zacząć od nowa i może się to okazać początkiem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pierworodna to drugi tom Potomków i na szczęście na samym początku autorka postanowiła przypomnieć, co działo się w pierwszej części. To bardzo dobry zabieg w książkach, szczególnie, gdy między wydaniem danych części mija trochę czasu i nie pamięta się wszystkiego z danej powieści. Całość opowiada o fikcyjnych losach potomków Elżbiety Batory zwanej Krwawą Hrabiną.
Audra postanowiła wymazać sobie wspomnienia żeby chronić innych, nie chciała żeby po jej śmierci ktokolwiek odebrał jej wspomnienia żeby Historyczka mogła je wykorzystać. Jednak dzieje się coś, przez co jej pamięć wraca, a tym samym dowiaduje się kogo tak naprawdę chciała chronić. Przez to musi jeszcze bardziej się postarać żeby zakończyć tę trwającą od wieków wojnę między Potomkami a Dziedzicami. Żeby tego dokonać brata się z jednym z najbliższych współpracowników Historyczki, który podobno tak samo jak Audra chce się jej pozbyć.
Pierworodną czyta się bardzo szybko, pewnie ze względu na to, że pierwszy tom zakończył się w takim momencie, że ciężko było się doczekać kolejnego tomu, ale też dlatego, że chęć dowiedzenia się, jak historia Audry się zakończy. Oczywiście w książce nie zabrakło dużej ilości akcji, cały czas coś się działo, a ze strony na stronę pojawiało się coraz więcej zaskakujących wątków. Chociaż jest to książka młodzieżowa to myślę, że każdy znalazłby w niej coś dla siebie. Bohaterowie są bardzo wyraziści, nie można się przy tej książce nudzić, a nawiązania do historii sprawiają, że nawet tak stroniący od historii człowiek jak ja, ma ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o Krwawej Hrabinie.
W tej części naprawdę wiele się wyjaśni. Czytelnik dowiaduje się co tak naprawdę skłoniło Audrę do wymazania pamięci, a nawet owiana wielką tajemnicą Historyczka okazuje się wielkim zaskoczeniem. Ale poznanie Historyczki wcale nie zakończyło całej powieści. To co się potem stało było sporym zaskoczeniem, ponieważ myślałam, że ten wątek rozwinie się trochę inaczej. Autorka już w pierwszej części pokazała, że potrafi wywieść czytelnika w pole i bawić się uczuciami.
Muszę jednak przyznać, że zakończenie nie do końca mi się podobało. Oczekiwałam od niego naprawę sporej dawki emocji, a mam wrażenie, że po wielu zaskoczeniach i akcji jaka miała miejsce na początku czy środku książki autorka postanowiła podejść do zakończenia na spokojnie. To jest właśnie chyba jedyny aspekt całej powieści, który niekoniecznie mi się spodobał.
Mimo wszystko powieść sama w sobie jest bardzo dobra i myślę, że warto po nią sięgnąć, bo wiele się w niej dzieje, a sami bohaterowie (przynajmniej ci dobrzy) należą do takich, których nie da się nie lubić.
Pierworodna to drugi tom Potomków i na szczęście na samym początku autorka postanowiła przypomnieć, co działo się w pierwszej części. To bardzo dobry zabieg w książkach, szczególnie, gdy między wydaniem danych części mija trochę czasu i nie pamięta się wszystkiego z danej powieści. Całość opowiada o fikcyjnych losach potomków Elżbiety Batory zwanej Krwawą Hrabiną.
Audra...
Małe wielkie rzeczy to pierwsza powieść autorki jaką przeczytałam i choć nie mam porównania to mam wrażenie, że trafiłam na taką, w której autorka wyciąga największe trupy z szafy Amerykanów, którymi są rasizm i dyskryminacja osób z innym kolorem skóry. Wiem, że rasizm nie występuje tylko a Ameryce, jest obecny wszędzie, ale czy to nie tam było i jest najgorzej pod tym względem do tej pory? Nie raz się przecież słyszy w wiadomościach, że w Ameryce były jakieś wojny gangów czy napady na tle rasistowskim. W trakcie czytania Małych wielkich rzeczy odczuwa się naprawdę wiele różnych emocji.
Ruth Jefferson jest położną, pracującą od dwudziestu lat w zawodzie, w jednym szpitalu. do swojej pracy zawsze podchodzi z wielkim zaangażowaniem. Przyszłe i świeżo upieczone matki ją uwielbiają, ponieważ zawsze wie czego im najbardziej potrzeba w danej chwili. Koleżanki z pracy zawsze mogą liczyć na jej pomoc, a przełożona, która ma o połowę krótszy staż niż Ruth całkowicie jej ufa. Ruth jest jedyną ciemnoskórą pielęgniarką na oddziale, co jak się później okaże przysporzy jej wiele problemów. Gdy do szpitala trafia rodzina Bauerów, biali supremacjoniści, którzy wynaleźli szpital z białym personelem, gdzie mieli się jak najlepiej zająć nowo narodzonym synem Brit i Turka, Davisem. Wszystko się zmienia, gdy do sali wchodzi ciemnoskóra kobieta, która ma się zająć świeżo upieczoną mamą i jej synkiem. Turk Bauer ledwie się powstrzymuje przed rzuceniem na kobietę, gdy jej brudne ręce dotknęły niczym nieskażonego, białego syna supremacjonisty. Turk wymusił na przełożonej Ruth zakaz zbliżania się afroamerykańskiego personelu do jego rodziny, co w dużym stopniu ubodło pielęgniarkę. Gdy mały Davis Bauer umiera po rutynowym zabiegu, a osobą, która go po nim pilnowała była Ruth, Turk próbuje znaleźć winnego i w tym wypadku pada właśnie na Ruth.
Wspomniałam już, że wiele emocji pojawia się w trakcie czytania tej powieści. Począwszy od smutku, poprzez irytację, złość i zadowolenia. Muszę przyznać, że nigdy nie zrozumiem co siedzi w głowach rasistów i co im przeszkadza w tym, że ktoś jest innego koloru skóry czy innej wiary, przecież jest to człowiek, jak każdy inny, a to, że popełnia jakieś błędy czy zbrodnie to raczej nie powinno być podciągane pod kolor skóry. Strasznie mnie irytowało to, gdy autorka opisywała zwykłą rzeczywistość ciemnoskórej osoby, która jest obserwowana w sklepie, a nawet sprawdzają jej torebkę czy czasem nie wynosi czegoś ze sklepu. Bo co, ktoś jest ciemnoskóry to znaczy, że na pewno coś ukradnie? Wiem, że autorka opisywała tylko szarą rzeczywistość, ale nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo mnie irytowało to, że inni uważają się za lepszych i uważają, że mają prawo rewidować kogoś tylko dlatego, że ma inny kolor skóry. Cała powieść idealnie przedstawia, jak rasizm wpływa na dyskryminację innych.
Kolejnym aspektem są opisywani przez autorkę supremacjoniści, którzy jak dla mnie mają kompletnie nie równo pod sufitem. Osoby, które wyznają wiarę w czystą rasę, biją wręcz do nieprzytomności ludzi o innym kolorze skóry czy orientacji seksualnej nie mogą być zdrowe. Z resztą nie muszę daleko szukać, bo u mnie w mieście wręcz roiło się od skinów, na których osiedle jak weszła osoba, która im nie pasowała, kończyła podobnie jak w książce. Turk Bauer tak się zafiksował na zemście na ciemnoskórej pielęgniarce, którą obwiniał za śmierć swojego syna, że próbował w to wciągnąć wszystkich podobnych sobie znajomych. Autorka w idealny sposób przedstawiła wszystko, co związane z rasizmem czy samymi supremacjonistami. Pokazała jakie mają zwyczaje, czego słuchają, jak wyglądają ich spotkania i czym się kierują, choć dla mnie ich zachowanie nigdy nie będzie zrozumiałe to widać, że Jodi Picoult przyłożyła się do przedstawienia postaci skinów.
Do samego końca nie wiedziałam, jak zakończy się rozprawa Ruth. Z jednej strony myślałam, że przecież musi się wszystko dobrze ułożyć, a z drugiej tylko czekałam na jakiś wybuch Ruth, który wszystko skomplikuje. Ruth jest postacią, która choć wie, że jest ciemnoskóra to za wszelką cenę chciała się "wybielić". Nie widziała tego, jak traktują ją inny, za każdym razem, gdy ktoś ją o coś prosił sądziła, że wyświadcza im przysługę, a tak naprawdę nie widziała tego, że patrzą na nią przez pryzmat tego, że jest ciemnoskóra. Dopiero, gdy wreszcie do niej dotarło kim naprawdę jest wszystko uchodzi z niej, jak z nadmuchiwanego materaca. Muszę przyznać, że zakończenie też pokazało, jak bardzo człowiek może się zmienić, a jego przekonania wcale nie są właściwe.
Małe wielkie rzeczy to bardzo dobre przedstawienie tego, że ślepie wierzenie w daną sprawę może być z jednej strony zgubne, a z drugiej może w pewien sposób uratować życie. Cieszę się, że jest to pierwsza powieść autorki jaką przeczytałam, bo była to jedna z lepszych książek po jakie sięgnęłam w tym roku.
Małe wielkie rzeczy to pierwsza powieść autorki jaką przeczytałam i choć nie mam porównania to mam wrażenie, że trafiłam na taką, w której autorka wyciąga największe trupy z szafy Amerykanów, którymi są rasizm i dyskryminacja osób z innym kolorem skóry. Wiem, że rasizm nie występuje tylko a Ameryce, jest obecny wszędzie, ale czy to nie tam było i jest najgorzej pod tym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czytając recenzje tej książki tak właściwie nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale zakończenie, które wiele osób zaskoczyło bardzo mnie przekonywało. Uwielbiam zakończenia, które naprawdę zaskakują, a jeśli reszta fabuły jest również naprawdę dobra to czego chcieć więcej?
David, uznany psychiatra i jego żona Adele, zdają się być małżeństwem idealnym. On pracuje żeby utrzymać rodzinę, ona spędza czas w domu, choć tak naprawdę nawet David teoretycznie nie musiałby pracować, ponieważ po śmierci rodziców Adele odziedziczyła spory majątek. Całość prezentuje się jednak zupełnie inaczej, a ich związkowi daleko do bycia idealnym. David pracując tak naprawdę ucieka od swojej żony, której zachowanie bywa mocno niepokojące. Adele natomiast jest praktycznie zamknięta w domu, nie ma dostępu do pieniędzy, nie posiada telefonu komórkowego, nie ma żadnych znajomych i jest ciągle kontrolowana przez swojego męża. Wszystko się zmienia, gdy David poznaje Louise, swoją sekretarkę, z którą wdaje się w romans. Dziwnym trafem Adele o wszystkim wie, a nawet specjalnie wpada na Louise tylko po to żeby się z nią zaprzyjaźnić. Dziewczyna wplątuje się w niebezpieczną grę między swoim szefem, a jego żoną. Zachowuje przed nim w tajemnicy, że zna jego żoną, natomiast Adele pomaga Louise w pokonaniu sennych koszmarów, uczy ją kontroli nad snami.
Z początku tak naprawdę nie wiadomo co myśleć o samej fabule. Wszystko jest tak zawoalowane tajemnicą, że ciężko odkryć kto mówi prawdę, a kto kłamie. David z jednej strony chciałby zakończyć swoje małżeństwo, ale z drugiej strony nie może i można się tylko zastanawiać dlaczego tego nie zrobi skoro aż tak się męczy. Można pomyśleć, że chodzi mu o pieniądze żony, którymi tak naprawdę to on rozporządza, gdyby się z nią rozstał, zostałby z niczym. Niepokojące jest jednak to, jak bardzo kontroluje swoją żonę. Wydziela jej pieniądze jedynie na utrzymanie domu, gdy wreszcie postanawia dać jej telefon komórkowy, dzwoni zawsze o tej samej porze, faszeruje ją lekami, których ona tak naprawdę nie bierze. W pewnym momencie ma się wrażenie, że psychiatra jest największym tyranem w całej opowieści.
Gdy do akcji wkracza Louise, zakochana w swoim szefie i nie potrafiąca zrozumieć, dlaczego on nie chce zostawić swojej żony postanawia dowiedzieć się, o co chodzi. Autorka w zgrabny sposób nakreśla fabułę w taki sposób żeby wszystkie wątki z przeszłości małżeństwa wyszły na jaw. Dowiaduje się coraz więcej o swojej nowej przyjaciółce Adele i powoli zaczyna przechodzić na jej stronę. W pewnym momencie nie chce mieć już nic wspólnego z Davidem, a bardziej zależy jej na uwolnieniu Adele od męża tyrana. Cała powieść to jedna wielka manipulacja, autorka nie tylko manipuluje swoimi bohaterami, ale również czytelnikami. Do samego końca nie wiadomo, co się wydarzyło naprawdę, kto jest dobry, a kto zły.
Kiedy wreszcie doszłam do zakończenia na usta pchało mi się wiele słów, których tutaj nie powtórzę. W ogóle nie spodziewałam się takie obrotu spraw, nawet mi przez chwilę przez myśl nie przeszło takie rozwiązanie. W ogóle się nie dziwię, że zakończenie tej powieści wywołało tak duży zachwyt wśród czytelników, bo to było naprawdę COŚ, a sama już dawno nie czytałam powieści, której zakończenie byłoby tak dobre.
Na stronie wydawnictwa przeczytałam: "Nie ufaj tej książce... Nie ufaj tej historii... Nie ufaj sobie" i po raz pierwszy mogę się zgodzić ze słowami, które dotyczą jakiejś książki. W tej powieści nie można ufać nikomu i niczemu, nawet sobie, bo jak już czytelnikowi wydaje się, że wie, o co w niej chodzi, to tak naprawdę nic nie wie.
Czytając recenzje tej książki tak właściwie nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale zakończenie, które wiele osób zaskoczyło bardzo mnie przekonywało. Uwielbiam zakończenia, które naprawdę zaskakują, a jeśli reszta fabuły jest również naprawdę dobra to czego chcieć więcej?
David, uznany psychiatra i jego żona Adele, zdają się być małżeństwem idealnym. On pracuje żeby...
Z tego względu, że ostatnio dość mocno byłam wycofana z obiegu czytelniczego, a ostatnia recenzja pojawiła się ponad miesiąc temu, co w sumie było związane ze złośliwością rzeczy martwy, bo jak już wróciłam do czytania to mój komputer postanowił się zepsuć. Ale wracając do tematu wycofanie z obiegu czytelniczego sprawiło, że nie zdawałam sobie nawet sprawy, że Latarnia z Kiss River to druga część trylogii i było dla mnie nie małym zaskoczeniem, gdy w trakcie czytania okazało się, że wielu bohaterów już znam.
Gina Higgins przemierza wiele kilometrów by zobaczyć słynną latarnię w Kiss River, a w szczególności soczewkę Fresnela, która jak się później okazuje ma dla niej bardzo duże znaczenie. Dopiero gdy dociera na miejsca, odkrywa z przerażeniem, że latarnia została zniszczona przez sztorm, a soczewka pochłonięta przez ocean. Gina trafia przez przypadek do Clay'a i Lacey O'Neil, dzieci Aleca O'Neila, który swego czasu był bardzo mocno związany z latarnią w Kiss River, a który teraz jest przeciwny wydobyciu soczewki z oceanu. Gina postanowiła w jakiś sposób przekonać Aleca, z którego zdaniem liczą się wszyscy w miasteczku, podając się za miłośniczkę amatorkę latarni morskich i twierdząc, że soczewka powinna być wystawiona w muzeum żeby każdy mógł ją podziwiać. Niestety jej zatajenie prawdy niekoniecznie współgra z celem, który chce osiągnąć.
Chyba nie do końca mogę nazwać to kontynuacją poprzedniego tomu, ponieważ główna bohaterka, Olivia, którą poznałam w pierwszej części pojawiła się tylko kilka razy w tym tomie, a od wydarzeń ze Światło nie może zgasnąć minęło dziesięć lat, więc nic dziwnego, że autorka skupiła się na dzieciach Aleca i nowej postaci, którą jest Gina. W tej części oczywiście też nie zabrakło starej latarniczki Mary Poor, która choć już nie żyje i tym razem namiesza w życiu bohaterów, ponieważ i tym razem przeszłość przeplata się z teraźniejszością. W poprzedniej części Mary Poor wspominała o swojej córce, z którą straciła całkowicie kontakt i właśnie w Latarnii z Kiss River autorka postanowiła odkryć tę tajemnicę i poznać czytelników z historią Bess Poor. Z drugiej strony nie do końca wiadomo, co z tym wszystkim ma wspólnego Gina, która pojawiła się w Kiss River.
Gina jako bohaterka nie jest tak porywająca, jak Olivia z poprzedniej części. To postać, która od samego początku coś ukrywa i nie jest szczera z innymi, a przy okazji nie zauważyłam w niej zbyt dużej emocjonalności, co bardzo często towarzyszy bohaterom, których kreuje autorka. Owszem jej ukryty cel wydaje się szczytny i powinien wywoływać duże emocje, ale wydaje mi się, że przez to jak Diane przedstawiła Ginę, nie do końca dało się to odczuć. Nawet muszę przyznać, że bardziej podobały mi się rozdziały poświęcone Bess Poor, ponieważ cała tajemnica, która im towarzyszyła sprawiała, że aż chciało się na dłużej pozostać w przeszłości, a nie zawracać sobie głowy teraźniejszością.
Jak na Diane Chamberlain mam wrażenie, że ta powieść nie była aż tak emocjonująca, jak inne jej powieści. Mimo wszystko poleciłabym tę książkę, choćby ze względu na to, że jeśli ktoś czytał pierwszy tom i przywiązał się do miejsca, w którym rozgrywa się akcja i do bohaterów, których można było już wcześniej poznać to na pewno będzie chciał się dowiedzieć, jak ich życie potoczyło się dalej. Powieść sama w sobie jest dosyć przyjemna, a rozdziały dotyczące przeszłości, pełne tajemnicy dodają całości uroku.
Z tego względu, że ostatnio dość mocno byłam wycofana z obiegu czytelniczego, a ostatnia recenzja pojawiła się ponad miesiąc temu, co w sumie było związane ze złośliwością rzeczy martwy, bo jak już wróciłam do czytania to mój komputer postanowił się zepsuć. Ale wracając do tematu wycofanie z obiegu czytelniczego sprawiło, że nie zdawałam sobie nawet sprawy, że Latarnia z...
więcej Pokaż mimo to