-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz1
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-02-13
2024-01-16
2024-01-02
2023-10-11
2023-11-22
2022-03-26
2023-09-26
“Piękny charakter pisma nie polega tylko na tym, że znaki są wyraźne i eleganckie. Chodzi o to, by były w nich ciepło, uśmiech, spokój, stabilność.“
“Aby wyrazić żałobę, używa się jaśniejszego tuszu niż zazwyczaj. Ma to sugerować, że został on rozcieńczony łzami, które spłynęły na kamień pisarski.”
Sztuka pisania listów, to sztuka powoli zanikająca, na dodatek sztuka przez dużą literę S jest już na wymarciu. Kto dzisiaj potrafiłby dobrać odpowiednie słowa, dobrać papier, pióro i atrament do wyrażenia słów żalu, przeprosin czy wyznania miłości?
Hatoko nie jest zachwycona spadkiem, który przypadł jej w udziale. Odziedziczony sklep papierniczy, w którym kupuje się papier, pióra, długopisy czy atrament, to nie wszystko co wiązało się ze spadkiem, bo wraz z nim Hatoko przejęła klientów, którzy tam przychodzili i prosili o napisanie listów w ich imieniu. I nie chodziło jedynie o skreślenie kilku banalnych linijek, a właśnie o przekazanie w listach i listami uczuć.
Hatoko powoli uczyła się sztuki kaligrafii, dobierania odpowiedniego papieru, atramentu, poznawała swoich klientów w imieniu których pisała. Poznawała ich skrywane historie, radości i smutki, wstyd i żal.
Historia Hatoko, to dojrzewanie bohaterki, jej przemiana i otwarcie się na ludzi, to piękna opowieść o piśmie i pisaniu, której powolna akcja wycisza i otula nas ciepłem słów.
“Piękny charakter pisma nie polega tylko na tym, że znaki są wyraźne i eleganckie. Chodzi o to, by były w nich ciepło, uśmiech, spokój, stabilność.“
“Aby wyrazić żałobę, używa się jaśniejszego tuszu niż zazwyczaj. Ma to sugerować, że został on rozcieńczony łzami, które spłynęły na kamień pisarski.”
Sztuka pisania listów, to sztuka powoli zanikająca, na dodatek sztuka...
2023-10-24
Tam gdzie zwykle kończą się opowieści w innych książkach, tam zaczyna się historia rodziny Pataczków wracających do zrujnowanej Warszawy.
Pan Pataczek jest lekarzem, który od razu zaczyna pracę w szpitalu. Pani Pataczek przedwojenna nauczycielka języka polskiego, znajduje zatrudnienie w gazecie i opisuje codzienne życie mieszkańców próbujących odbudować nie tylko swoje miasto, ale i swoje życie. Starsza córka Tereska, pełna złości na rodziców, którzy nie pozwolili jej walczyć w Powstaniu Warszawskim, często działająca pod wpływem impulsu, egocentryczna, niejednokrotnie kierująca się niskimi pobudkami, odgruzowuje Politechnikę licząc na to, że będąc blisko swojego ukochanego, odzyska jego uczucie.
I najmłodsza Mirka, która mimo bólu po utraconym przyjacielu z dzieciństwa, najszybciej odnajduje się w nowej sytuacji. Dzięki swojej samodzielności, umiejętnościom, sprytowi, otwartości na innych, empatii, wydaje się być najbardziej pozytywną postacią tej historii, ale nie zapominajmy też o “adoptowanej” babci hrabinie, pogodzonej z losem i będącej dobrym duchem swojej nowej rodziny.
Można byłoby przypuszczać, że to historia pozytywna, dająca nadzieję, historia odbudowy miasta, jednak Grabowska szybko i brutalnie odziera nas ze złudzeń, bo to, że przeżyło się wojnę nie oznacza szczęśliwego życia w wyzwolonym kraju. Wojenne traumy, miasto śmierdzące od gnijących trupów, ekshumacje, wyjące matki nad odgrzebanymi ze wspólnych grobów ciałami dzieci, wspomnienia z pacyfikacji Woli, ukrywające się w ruinach sieroty, które nie chcą zostać zabrane do domów dziecka, dla prawie każdego utrata całego dorobku życia, bieda, brak pracy, kalectwo, powracający z obozów ludzie, którzy zobaczyli i przeżyli piekło.
Czytając tę opowieść, co chwilę zadawałam sobie pytanie, skąd ludzie brali silną wolę do działania, wiarę, że wszystko da się odbudować, że rany zadane przez wojnę kiedyś się zabliźnią?
“Najważniejsze to przeżyć” jest kolejną książką Ałbeny Grabowskiej, którą po prostu trzeba przeczytać, żeby poznać kawałek historii tej mniej znanej, a jeśli znanej, to z propagandowej socjalistycznej Kroniki Filmowej pełnej robotniczego zapału
Tam gdzie zwykle kończą się opowieści w innych książkach, tam zaczyna się historia rodziny Pataczków wracających do zrujnowanej Warszawy.
Pan Pataczek jest lekarzem, który od razu zaczyna pracę w szpitalu. Pani Pataczek przedwojenna nauczycielka języka polskiego, znajduje zatrudnienie w gazecie i opisuje codzienne życie mieszkańców próbujących odbudować nie tylko swoje...
2023-09-19
2023-09-27
Trudno znaleźć w literaturze pięknej opowieści o Prusach Wschodnich i o ich powojennej historii, a losy dawnych mieszkańców tych terenów doskonale wpisują się w problematykę dzisiejszej migracji, pokazując, że prawie każdy z nas jest przybyłym skądś migrantem, że nasi dziadkowie też zostali wygnani, pozbawieni korzeni i zostali zmuszeni do szukania nowych miejsc do zamieszkania.
Temat powojennych Prus Wschodnich znajdziecie też w książkach Wioletty Sawickiej, które bardzo polecam.
“Toń” to historia kilku pokoleń zmuszonych do podejmowania bardzo trudnych decyzji.
Historia Gudrun i Maxa, to czas upadku Königsbergu (obecnego Królewca), wkroczenia do niego Armii Czerwonej. To historia zrównanego z ziemią miasta i osiadłych tam Niemców, którzy nie mogli wydostać się z oblężenia. To dramat zgwałconych kobiet, zmuszonych urodzić dzieci wroga. To też miłość, która nie powinna była się zdarzyć, to siła kobiety, która pomimo traumy postanawia ratować siebie.
Historia Janki i Maxa, to czas osiedlenia się w nowym, wyzwolonym miejscu, gdzie Max, który był lekarzem, pomagał każdemu, kto o tę pomoc poprosił, ale nigdy nie został zaakceptowany, na zawsze pozostał Szwabem. To czas głodu, bezprawia, nawiązywania nowych relacji z sąsiadami przybyłymi z różnych stron. To historia zaledwie siedemnastoletniej Janki, która sama musiała stawić czoło tyranowi, to historia przyjaźni z Gertraude, upośledzoną młodą dziewczyną, której udało się uniknąć śmierci w szpitalu psychiatrycznym w słynnej akcji T4. To opowieść o samotnym macierzyństwie i piętnowaniu dzieci zrodzonych z zakazanych związków, to opowieść o skrytej miłości, ale też o kobiecej przyjaźni, siostrzeństwie i nadziei na lepsze jutro.
Wątek Wolfa, Alicji i Jarka jej męża, to czasy współczesne, wydawałoby się, że bezpieczne, ale przecież nie dla wszystkich. Mąż Alicji działa jako wolontariusz na granicy z Białorusią.
Wolf, ojciec Alicji chce sprzedać dom po matce, do którego od lat nikt nie ma czasu zaglądać. Czy wygra zdrowy rozsądek czy sentyment i przywiązanie?
Powieść fikcyjna, ale świetnie udokumentowana. Wspaniale wykreowani bohaterowie, a historia wciąga od samego początku. W narracji przeplatają się trzy uzupełniające się warstwy czasowe, które w innych książkach krytykuję, tutaj one ze sobą doskonale współgrają tworząc całość.
Jedyne czego zabrakło mi w powieści, to podanie obecnych polskich nazw miast, miasteczek i wsi przy nazwach niemieckich, bo choć pochodzę z dawnych Prus Wschodnich, to niemieckie nazwy są mi zupełnie obce oprócz oczywiście Allenstein czy Königsberg, a chciałabym wiedzieć, bez odrywania się od lektury, o które miejsca chodzi.
Trudno znaleźć w literaturze pięknej opowieści o Prusach Wschodnich i o ich powojennej historii, a losy dawnych mieszkańców tych terenów doskonale wpisują się w problematykę dzisiejszej migracji, pokazując, że prawie każdy z nas jest przybyłym skądś migrantem, że nasi dziadkowie też zostali wygnani, pozbawieni korzeni i zostali zmuszeni do szukania nowych miejsc do...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-16
2023-02-27
Jihun przemierza Koreę Południową wraz ze swoim psim przyjacielem Chociem. Podróżując poznaje wiele osób, które zapamiętuje nadając im numery. Wieczorami, w ciszy hotelowych pokoi pisze do nich listy. Swoją podróż ma zamiar kontynuować do czasu, aż któryś z adresatów odpisze na jego wiadomość, tylko żaden list nigdy do niego nie dociera.
Gdyby nie tragiczne wydarzenia i pogarszający się gwałtownie stan zdrowia Choćka, podróż trwałaby przez kolejne lata i pewnie Jihun nieprędko dowiedziałby się dlaczego nigdy nie dostał odpowiedzi na wysłaną korespondencję.
Z jednej strony historia wciąga swoją powoli rozwijającą się akcją, charakterystycznym azjatyckim stylem pisania - zwięzłym, ale jednocześnie wiele przekazującym, który z łatwością przenosi czytelnika do tego odległego dla nas kraju, co dla mnie jest ogromnym plusem, z drugiej strony Jihun i jedna z bohaterek, która przez jakiś czas podróżuje wspólnie z nim, są postaciami wręcz denerwującymi, egzaltowanymi ponad miarę, łączą ich z rodzinami przedziwne więzy, co może w literaturze azjatyckiej nie jest niczym nadzwyczajnym, jednak europejski czytelnik może nie zrozumieć kontekstu, gdyż nie każdy ma dostęp do literatury i kultury azjatyckiej.
Chociek, bohater pierwszoplanowy, przez większość książki jest zupełnie niewidoczny, tak jakby autorka tylko co jakiś czas przypominała sobie o jego istnieniu i dodawała go do historii, a przecież to właśnie dzięki niemu Jihun rozpoczął swoją podróż przez kraj, to Chociek stanie się głównym bohaterem tragicznych wydarzeń, to jego postać wyciśnie z oczu czytelnika łzy.
Mnie ta historia oczarowała, ale autorka nie wystrzegła się błędu pomijając psiego bohatera, a rzucając światło w zupełnie innym kierunku. Czy taki właśnie był zamysł, żeby trzymać w cieniu cichego bohatera i dopiero w zakończeniu książki pokazać jego wierność, oddanie, ciche czuwanie i nieuskarżanie się na trudy podróży?
Jihun przemierza Koreę Południową wraz ze swoim psim przyjacielem Chociem. Podróżując poznaje wiele osób, które zapamiętuje nadając im numery. Wieczorami, w ciszy hotelowych pokoi pisze do nich listy. Swoją podróż ma zamiar kontynuować do czasu, aż któryś z adresatów odpisze na jego wiadomość, tylko żaden list nigdy do niego nie dociera.
Gdyby nie tragiczne wydarzenia i...
2023-07-18
Zbiór dziewięciu opowiadań, których bohaterkami są czarne kobiety z południa Stanów Zjednoczonych. Różni je wszystko wiek, pochodzenie, środowisko, ich jedynym wspólnym mianownikiem jest wychowanie blisko Boga i kościoła, zdeterminowanie ich przyszłości podłóg wyznaczonych od dawna ścieżek, którymi powinny podążać bogobojne, pobożne kobiety.
Dorastając zaczynają zdawać sobie sprawę, że nie mają ochoty na poddanie się sztywnym regułom, nie chcą żyć ubrane w ciasne gorsety surowej moralności, zadają sobie trudne pytania o przyszłość, o to kim chcą być, a nie kim powinny być.
Cechą wspólną opowiadań jest prawie całkowity brak mężczyzn w życiu bohaterek. Występują oni sporadycznie jako drugoplanowe postaci będąc, a to kochankami matek, a to przelotnymi znajomymi, raczej słabi w swojej wierze, podatni na wszelkie pokusy.
Te opowiadania, to wspaniała lekcja kobiecości, odkrywania własnej seksualności, podejmowania wyzwań, walki ze zmurszałym konserwatyzmem, to też prostota przekazu z ogromnym ładunkiem emocjonalnym.
Zbiór dziewięciu opowiadań, których bohaterkami są czarne kobiety z południa Stanów Zjednoczonych. Różni je wszystko wiek, pochodzenie, środowisko, ich jedynym wspólnym mianownikiem jest wychowanie blisko Boga i kościoła, zdeterminowanie ich przyszłości podłóg wyznaczonych od dawna ścieżek, którymi powinny podążać bogobojne, pobożne kobiety.
Dorastając zaczynają zdawać...
2023-07-17
Ocena: 0/10
Do domu pielęgniarek przy Lovely Lane w Liverpoolu przybywa grupa kilku nowych adeptek pielęgniarstwa.
Dziewczęta pochodzą z różnych stron Anglii i Irlandii, z różnych środowisk, ale każda gotowa jest podjąć wyzwanie zostania w przyszłości pielęgniarką.
Od pierwszego dnia dziewczęta zostały pouczone o hierarchii, o tym jak mają zwracać się do swoich przełożonych i do siebie samych. Przed nimi było dwanaście tygodni wytężonej pracy, która miała zostać zwieńczona trudnym egzaminem, po którym mogły zacząć pracować już jako wykwalifikowane pielęgniarki.
Po książce Dorries spodziewałam się drugiej “Zawołajcie położną” Jennifer Worth. Niestety jeśli liczycie na podobieństwa to od razu odłóżcie “Anioły z Lovely Lane”, bo rozczarowanie będzie przeogromne.
Jeśli przebrniecie przez pierwszych kilka rozdziałów, w których mnożą się postacie tego dramatu, zupełnie zbędne i nie wnoszące niczego do historii, dojdziecie do przybycia dziewcząt do domu pielęgniarek, a kilka stron dalej bohaterki będą już po egzaminach dwanaście tygodni później, oczywiście przez wszystkie zdanym śpiewająco.
W międzyczasie przyszłe pielęgniarki będą po cichu wzdychać do mijanych młodych lekarzy.
Tutaj dochodzimy do połowy książki, po której odpuściłam dalsze jej czytanie, bo wystarczy przeczytać tych kilka rozdziałów, aby przekonać się, iż autorce zabrakło pomysłu na koncepcję książki, że nie znała zupełnie tematu, o którym chciała pisać, bo ani nie poznamy dokładnie życia w Liverpoolu z początków lat 50-tych, w których umieszczona jest historia, ani nie poznamy przebiegu kursu pielęgniarskiego.
Historia jest po prostu nudna, rozwlekła, nieciekawa, z naiwnymi dialogami.
Do tego po drodze pojawiają się błędy nie wyłapane przez korektora, np. w saloniku w pokoju Dany na pewno nie wisiały kotary z flizeliny, choć to zapewne błąd w tłumaczeniu.
Ocena: 0/10
Do domu pielęgniarek przy Lovely Lane w Liverpoolu przybywa grupa kilku nowych adeptek pielęgniarstwa.
Dziewczęta pochodzą z różnych stron Anglii i Irlandii, z różnych środowisk, ale każda gotowa jest podjąć wyzwanie zostania w przyszłości pielęgniarką.
Od pierwszego dnia dziewczęta zostały pouczone o hierarchii, o tym jak mają zwracać się do swoich...
2023-06-13
2023-05-15
2023-05-14
Szesnastoletni Julek niedawno stracił matkę, a teraz choroba dotknęła jego ojca, który z powodu długiego pobytu w szpitalu nie może zapewnić mu należytej opieki. Julek trafia więc z Ostródy do Adampola, miasteczka położonego niedaleko Stambułu, do swojej ciotki.
Zbiegiem okoliczności Julek dołącza do wyprawy archeologicznej profesora Kseresa, który pomiędzy Dardanelą i Troją chciałby odnaleźć grobowiec starożytnego plemienia Dardanów.
Pasjonująca przygoda, nieoczekiwane spotkania, ciekawie przedstawione codzienne życie w Turcji, ta książka posiada wszystko, żeby być wspaniałą młodzieżową przygodówką, więc co poszło nie tak?
Ilość błędów w książce jest wprost porażająca! Na każdej stronie roi się od archaizmów, wiejskiej gwary, błędów gramatycznych, stylistycznych... wygląda to tak jakby nikt tej książki nie wziął do korekty. Autor napisał maszynopis i wydawca bez zerkania do treści, wydał go bez żadnych poprawek.
Szkoda, bardzo szkoda, bo mogłaby to być wspaniała lektura z osmioma gwiazdkami.
Szesnastoletni Julek niedawno stracił matkę, a teraz choroba dotknęła jego ojca, który z powodu długiego pobytu w szpitalu nie może zapewnić mu należytej opieki. Julek trafia więc z Ostródy do Adampola, miasteczka położonego niedaleko Stambułu, do swojej ciotki.
Zbiegiem okoliczności Julek dołącza do wyprawy archeologicznej profesora Kseresa, który pomiędzy Dardanelą i...
2023-04-30
2023-04-01
Moja negatywna ocena tej książki, będzie raczej dość odosobniona, niestety nie jestem w stanie znaleźć w niej choćby kilku plusów.
Jedyny mały plusik daję za odrobinę historii Warszawy, ale peanów nie będę z tego powodu wznosić, bo bardzo skromniutka jest ta przedstawiona historia. Osoby szukające historycznych ciekawostek powinny szukać ich gdzie indziej.
Teraz o minusach, których jest najwięcej.
Grupa Polonusów, którzy w drugim lub trzecim pokoleniu są potomkami emigrantów i nikt z nich nie ma już kontaktów z Polską, przyjechała do Warszawy przez sentyment i wszyscy dziwnym trafem mówią perfekcyjnie po polsku, oprócz Hindusa, który wg opisu w książce, Hindusem nie jest, tylko Sikhem. Bogatym Sikhem, o którym autorka mówi w pewnym momencie, że jest fakirem.
O ile jeszcze pomylenie Hindusa z Sikhem ujdzie, to napisanie, że bogaty Sikh jest żebrakiem, czyli fakirem, wprowadza czytelnika w błąd i to bardzo poważny. Fakirzy, to żebracy, Rishi jest pracownikiem Scotland Yardu.
Dla wyjaśnienia, Hindusi nie noszą turbanów i turbany nie kiwają się nikomu na głowach, bo turbany u Sikhów, są oznaką dostojeństwa i zawiązane są na długich włosach, których Sikhowie nigdy nie obcinają. Ukłony, a raczej skinienia Sikhów są dostojne i nie jest to w żadnym razie machanie głową.
Po za tym nasz przeuroczy Rishi jako jedyny popełnia błędy językowe i kaleczy język.
Chciałabym się dowiedzieć, jakim sposobem mąż Rity jednej z wycieczkowiczek, który ożenił się z nią dwa lata wcześniej, tak perfekcyjnie i bezbłędnie mówi po polsku?
To samo tyczy się Ethel Reese, partnerki Alice Oborsky.
llu potomków dawnych emigrantów mówi po polsku? Osobiscie nie znam ani jednego, a mam sporo bliskich znajomych, których dziadkowie wyemigrowali do Francji. Oprócz kilku najprostszych słów, czy nazw potraw, nie znają naszego języka.
Ale przecież nie będziemy śmiać się z osób o jasnej karnacji, chyba, że noszą skarpetki do sandałów.
Przejdźmy teraz do fabuły.
Policja dowiaduje się, że próbowano otruć ornitologa, jednego z uczestników wycieczki. W tym miejscu do akcji powinien wkroczyć prokurator i to on powinien czuwać nad śledztwem. Śledztwem zajmuje się mało profesjonalnie, pan komisarz, który zakochuje się w Magdzie - przewodniczce, która również jest w kręgu podejrzanych, ale po co psuć zabawę i śledztwo przekazać osobie mniej związanej uczuciowo z podejrzaną? Lepiej wprowadzić wątek romansowy, który nagle wysuwa się na pierwszy plan i historia staje się ckliwym romansidłem.
Intryga w książce jest banalna, całkowicie nieprawdziwa, a jej zakończenie nieprawdopodobne, naciągane i niespójne.
Skąd morderca wiedział, że jeśli spowoduje wypadek przewodniczki, która miała zaopiekować się grupą Polonusów, to jej zastępczynią będzie Magda? Przecież równie dobrze, Magda mogła nie zgodzić się na zastępstwo.
Niby zachętą do wzięcia przez Magdę zastępstwa było podwójne wynagrodzenie.
Gdyby tak faktycznie było, to wszystkie osoby z wycieczki musiałyby dołożyć się do dodatkowej opłaty. Naprawdę wszyscy zgodziliby się na zapłacenie podwójnie za nieznanego sobie przewodnika? Tak więc Już od pierwszych zdań w książce otrzymujemy logiczne zgrzyty.
Plan zabicia Magdy i przyczyny dla których miała być zamordowana, zupełnie wyssane z palca i bezsensowne, bo mordercy wydawało się, że Magda zapamiętała go w tłumie przypadkowych osób, na pogrzebie jej babci. Serio? Magda miała wtedy głowę do zapamiętywania jakiegoś człowieka, na którego nawet pewnie nie zwróciła uwagi?
Morderca nawet nie upewnił się, czy Magda w ogóle wie gdzie znajduje się poszukiwany przez niego przedmiot.
Wątek z poszukiwaniem ukrytych rzeczy, niby rodzinnej tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie… czy tylko mnie ta "tradycja" wydaje się sztuczną i nieprawdziwą? Mnie zupełnie nie przekonał.
Gdyby nie wyzwanie książkowe, to ta książka nigdy nie trafiłaby na listę moich przeczytanych książek.
Moja negatywna ocena tej książki, będzie raczej dość odosobniona, niestety nie jestem w stanie znaleźć w niej choćby kilku plusów.
więcej Pokaż mimo toJedyny mały plusik daję za odrobinę historii Warszawy, ale peanów nie będę z tego powodu wznosić, bo bardzo skromniutka jest ta przedstawiona historia. Osoby szukające historycznych ciekawostek powinny szukać ich gdzie indziej.
Teraz o minusach,...