-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant5 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać423 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2023-07-17
Ocena: 0/10
Do domu pielęgniarek przy Lovely Lane w Liverpoolu przybywa grupa kilku nowych adeptek pielęgniarstwa.
Dziewczęta pochodzą z różnych stron Anglii i Irlandii, z różnych środowisk, ale każda gotowa jest podjąć wyzwanie zostania w przyszłości pielęgniarką.
Od pierwszego dnia dziewczęta zostały pouczone o hierarchii, o tym jak mają zwracać się do swoich przełożonych i do siebie samych. Przed nimi było dwanaście tygodni wytężonej pracy, która miała zostać zwieńczona trudnym egzaminem, po którym mogły zacząć pracować już jako wykwalifikowane pielęgniarki.
Po książce Dorries spodziewałam się drugiej “Zawołajcie położną” Jennifer Worth. Niestety jeśli liczycie na podobieństwa to od razu odłóżcie “Anioły z Lovely Lane”, bo rozczarowanie będzie przeogromne.
Jeśli przebrniecie przez pierwszych kilka rozdziałów, w których mnożą się postacie tego dramatu, zupełnie zbędne i nie wnoszące niczego do historii, dojdziecie do przybycia dziewcząt do domu pielęgniarek, a kilka stron dalej bohaterki będą już po egzaminach dwanaście tygodni później, oczywiście przez wszystkie zdanym śpiewająco.
W międzyczasie przyszłe pielęgniarki będą po cichu wzdychać do mijanych młodych lekarzy.
Tutaj dochodzimy do połowy książki, po której odpuściłam dalsze jej czytanie, bo wystarczy przeczytać tych kilka rozdziałów, aby przekonać się, iż autorce zabrakło pomysłu na koncepcję książki, że nie znała zupełnie tematu, o którym chciała pisać, bo ani nie poznamy dokładnie życia w Liverpoolu z początków lat 50-tych, w których umieszczona jest historia, ani nie poznamy przebiegu kursu pielęgniarskiego.
Historia jest po prostu nudna, rozwlekła, nieciekawa, z naiwnymi dialogami.
Do tego po drodze pojawiają się błędy nie wyłapane przez korektora, np. w saloniku w pokoju Dany na pewno nie wisiały kotary z flizeliny, choć to zapewne błąd w tłumaczeniu.
Ocena: 0/10
Do domu pielęgniarek przy Lovely Lane w Liverpoolu przybywa grupa kilku nowych adeptek pielęgniarstwa.
Dziewczęta pochodzą z różnych stron Anglii i Irlandii, z różnych środowisk, ale każda gotowa jest podjąć wyzwanie zostania w przyszłości pielęgniarką.
Od pierwszego dnia dziewczęta zostały pouczone o hierarchii, o tym jak mają zwracać się do swoich...
Co sprawia, że książka, którą czytam wciąga mnie i jej akcja porywa?
Jeśli akcja jest osadzona w dobrze znanym okresie historycznych, to autor/ka nie powinien/nie powinna zakłamywać faktów historycznych lub upiększać ich w wygodny dla siebie sposób.
Autor/ka powinien/powinna w minimalnym chociaż stopniu zapoznać się z opisywaną epoką, a historia powinna być płynna bez przesadnego pompowania jej przymiotnikami, które zastosowane w nadmiarze nadają tekstowi karykaturalny charakter i staje się on egzaltowany, poza tym historia ma mnie wciągnąć, ale żeby wciągnęła, w tekście nie powinno mi nic “zgrzytać”.
Ta książka niestety zawiera wszystkie powyższe błędy.
Książkę “Adela nie chce umierać - Jest miłość po Auschwitz” zaliczam do tej samej kategorii co “Chłopca w pasiastej piżamie” i “Tatuażystę z Auschwitz” czyli “od tego typu literatury trzymam się z daleka”.
Przeczytałam 44% książki, zaczynałam ją od początku trzy razy i za każdym razem uwag miałam coraz więcej.
Zgrzytów w tej książce jest tyle, że nie wiem od czego zacząć i chyba je wypunktuję:
to co jednoznacznie przekreśliło moją chęć kontynuowania książki to wszystkie opisy związane z Auschwitz.
Pani Antczak pisze, że aby przeżyć w obozie wystarczyło nie rzucać się w oczy, dbać o to, żeby mieć suche ubranie i dbać o higienę stale myjąc ręce. Proste? Proste.
Główna bohaterka wyszła z obozu ważąc 45 kg. Całkiem nieźle jak na trzy lata pobytu w obozie. Wg zachowanych dokumentów, więźniowie opuszczający obóz ważyli od 26 do 35 kilogramów.
Skoro była w tak dobrej formie, to jakim cudem uniknęła marszu śmierci? Wg informacji na stronie obozu Auschwitz oraz w pamiętnikach więźniów, w obozie pozostały jedynie osoby, które nie były już w stanie same się poruszać.
Wyzwolenie obozu też nie było radosnym przeżyciem wbrew temu co sugeruje autorka. Radziecka armia nie miała żadnej litości dla zagłodzonych kobiet i tak jak na całej drodze do zwycięstwa brutalnie je gwałciła.
Rosyjska młodziutka arystokratka Anastazja (czy już nie ma innych arystokratycznych imion, bo co czytam o rosyjskich arystokratkach to wszystkie noszą to imię), którą poznajemy na początku książki w sanatorium dla gruźlików w roku 1886, w środku zimy w Davos nosi czerwone trzewiki… W górach? W środku zimy? Chora na gruźlicę paraduje na spacerach w trzewikach? Nie trzyma się to logiki.
Następnie dziewczę to wychodzi za mąż za francuskiego hrabiego i zamieszkuje z nim w Paryżu. Dowiadujemy się też, że owa Anastazja urodziwszy dziecię, sama wychodzi z nim na spacer do parku oczywiście w czerwonych trzewikach.
Droga autorko książki, w tamtych czasach arystokratki, hrabianki, nie chodziły z dziećmi na spacery do parku, od tego były bony.
Następnie Anastazja z rodziną przeprowadza się do Warszawy. I tutaj trzeba znowu zapoznać się dobrze z historią, bo po co francuski hrabia miałby przeprowadzać się do najbardziej zaludnionego miasta w tamtych czasach, gdzie jeszcze nie ukończono budowy miejskiej kanalizacji, gdzie brud i smród towarzyszył na każdym kroku, do miasta, które od setek lat było pod zaborami, do miasta, które zaborcy chcieli pozostawić jak najdłużej prowincjonalnym zaściankiem.
Wtedy arystokracja wyjeżdżała do Petersburga, Paryża, Wiednia, a nie do ubogiej Warszawy.
Teraz kilka cytatów, które wprost wyrywają z butów:
“Odezwała się swoim niskim głosem o nieuświadomionym, erotycznym brzmieniu”;
“Położył się obok niej na pustym leżaku, który jakby czekał na niego”;
“Gdy ich spojrzenia spotykają się we wspólnym łóżku…”;
“Wyciągnęła z pamięci, jak czekoladkę z pudełka najpiękniejsze wspomnienie”;
“Jej imię, zdrobnione pieszczotliwie dociera do niej przez długi tunel korytarza.”;
“Biały jogurt, jak świeży śnieg na ich balkonie, czeka w dzbanku. On już zdejmuje z ognia patelnię z rozerwanymi na strzępy jajkami”;
“Zmarnowała talent lekko i z premedytacją, ale przekazała córce w genach jego śladowe ilości. Adela wykorzystała go do malowania brwi”;
“Patrzy jak gorąca woda spływa po jego palcach, jak biała piana płynu do naczyń wżera się w skórę” - ciekawe z czego ten płyn do mycia naczyń był zrobiony? Z ługu, że wżerał się w skórę?
Tego nie da się czytać!
Przed autorka jeszcze bardzo, bardzo długa droga do uzyskania sprawnego i dobrego warsztatu.
Tej książki nikomu nie polecam, bo jest merytorycznie i literacko bardzo słaba.
Co sprawia, że książka, którą czytam wciąga mnie i jej akcja porywa?
Jeśli akcja jest osadzona w dobrze znanym okresie historycznych, to autor/ka nie powinien/nie powinna zakłamywać faktów historycznych lub upiększać ich w wygodny dla siebie sposób.
Autor/ka powinien/powinna w minimalnym chociaż stopniu zapoznać się z opisywaną epoką, a historia powinna być płynna bez...
2022-10-12
2022
2022-03-20
2022-02-16
2021-10-05
2021-07-31
2021-05-12
Małgorzata Starosta, miała chyba nadzieję, że naśladując styl i słownictwo Joanny Chmielewskiej odniesie sukces. Niestety wyszło gorzej niż kiepsko i to co u Chmielewskiej wywoływało uśmiech, u Starosty sprawia wrażenie nadętej sztuczności nieudolnej podróbki.
Postacie w książce są bardzo mocno spolaryzowane. Ci dobrzy, są piękni, uczciwi, szlachetni, dobrotliwi. Ci źli, brzydcy, zdradzający żony, złośliwi i mściwi.
Książka od pierwszych stron drażni swoim naiwnym stylem, a dorośli zwracający się do siebie per Henryczku, Edytko, Rafałku brzmią jak kiepska komedia.
Szkoda czasu, gdy na księgarskich półkach można znaleźć naprawdę dobre kryminały i thrillery oraz zabawne komedie kryminalne.
Małgorzata Starosta, miała chyba nadzieję, że naśladując styl i słownictwo Joanny Chmielewskiej odniesie sukces. Niestety wyszło gorzej niż kiepsko i to co u Chmielewskiej wywoływało uśmiech, u Starosty sprawia wrażenie nadętej sztuczności nieudolnej podróbki.
Postacie w książce są bardzo mocno spolaryzowane. Ci dobrzy, są piękni, uczciwi, szlachetni, dobrotliwi. Ci źli,...
2020-05-24
Dobrnęłam siłą woli aż do połowy książki i niestety dalej nie dam rady. Do tej pory nie wiem co ma przekazać ta historia, od początku czekam na "coś" co choćby odrobinę przywiąże mnie do bohaterów, ale się nie doczekałam.
Dwa plusy za piękny, poetycki język, który okazał się niewystarczający, żeby książka przywiązała mnie do siebie.
Dobrnęłam siłą woli aż do połowy książki i niestety dalej nie dam rady. Do tej pory nie wiem co ma przekazać ta historia, od początku czekam na "coś" co choćby odrobinę przywiąże mnie do bohaterów, ale się nie doczekałam.
Dwa plusy za piękny, poetycki język, który okazał się niewystarczający, żeby książka przywiązała mnie do siebie.
2020-02-05
2018-05-28
Nudne flaki z olejem,zupełnie o niczym.
Nudne flaki z olejem,zupełnie o niczym.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-07-21
O Paxie słyszałam już od dawna i miałam ogromną ochotę na zagłębienie się w historię przyjaźni małego chłopca i lisa, tym bardziej, że książka jest porównywana do „Małego Księcia”, a i przepiękny film, który oglądałam wielokrotnie pt. „Mój przyjaciel lis” sprawiły, że „Pax” znalazł się na mojej liście do obowiązkowego przeczytania.
Nie wiem czy sprawiło to fatalne tłumaczenie na język francuski, gdyż w takiej wersji ją czytałam, ale „Pax” wcale mnie nie zauroczył. Wręcz przeciwnie, co i rusz spoglądałam na ilość kartek pozostałych do przeczytania, w końcu książkę odłożyłam nie dobrnąwszy nawet do połowy.
A o czym jest ta historia?
Dwunastoletni osierocony przez matkę Peter wychowuje tytułowego lisa Paxa, którego znalazł jako małe szczenię i obydwaj są nierozłączni. Pax jest remedium na traumę chłopca związaną z przedwczesnym odejściem mamy. Jednak ich szczęście zostaje brutalnie przerwane przez wybuch wojny i decyzji ojca Petera o zaciągnięciu się do wojska.
Ojciec postanawia odesłać chłopca do dziadka, którego ten prawie nie zna i nie lubi (z wzajemnością), natomiast Pax zostaje wypuszczony do lasu, gdzie nie przyzwyczajony do samodzielnego zdobywania pokarmu oraz szukania noclegu, czuje się straszliwie zagubiony i nieszczęśliwy, mając cały czas nadzieję, że jego chłopiec szybko do niego wróci i go odnajdzie.
Już pierwszej nocy spędzonej u dziadka, Peter postanawia uciec i odszukać swojego przyjaciela. Chłopiec ma do pokonania 800 km, ale nie boi się takiego wyzwania i wyrusza do domu.
Będę chyba jedną z niewielu czytelników, których ta książka po prostu zmęczyła i porównywanie jej do „Małego Księcia” jest dla mnie ogromnym nieporozumieniem i nadużyciem.
Autorki mają raczej niewielkie pojęcie o wojnie i o jej realiach, wydaje się im, że na całym świecie ludzie od najmłodszych lat uwielbiają baseball i chłopcy w całej Europie przechadzają się ze swoja ukochaną rękawicą w plecaku. Z książki dowiadujemy się również, że Peter po śmierci mamy, nie mogąc pogodzić się z jej śmiercią, przeżywając ogromną traumę, chodził na seanse do psychologa (przed wojną). Serio? Jakoś trudno mi w to uwierzyć, żeby przed wojną prowadzano dzieci do psychologów.
Podsumowując. „Pax” bardzo mnie rozczarował.
O Paxie słyszałam już od dawna i miałam ogromną ochotę na zagłębienie się w historię przyjaźni małego chłopca i lisa, tym bardziej, że książka jest porównywana do „Małego Księcia”, a i przepiękny film, który oglądałam wielokrotnie pt. „Mój przyjaciel lis” sprawiły, że „Pax” znalazł się na mojej liście do obowiązkowego przeczytania.
Nie wiem czy sprawiło to fatalne...
2017-08-19
2017-04-19
2017-06-06
Autor mając zbyt wybujałe ego postanowił napisać książkę. Nie, nie znajdziecie w niej dramatycznych scen ratujących życie, czy choćby nudnych pacjentów z katarem.
Książka ta, to studium pijackich libacji studentów medycyny, upadku dobrego smaku, przyzwoitości i kultury osobistej.
Adam Kay w soim zwyczajnym życiu nie zrobił niczego interesującego, niczego nie dokonał, niczym pasjonującym się nie zajmuje, porzucil jedynie studia medyczne i .. napisał o tym książkę. Można? Można. Tylko czy warto to czytać? Zdecydowanie odradzam.
Autor mając zbyt wybujałe ego postanowił napisać książkę. Nie, nie znajdziecie w niej dramatycznych scen ratujących życie, czy choćby nudnych pacjentów z katarem.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka ta, to studium pijackich libacji studentów medycyny, upadku dobrego smaku, przyzwoitości i kultury osobistej.
Adam Kay w soim zwyczajnym życiu nie zrobił niczego interesującego, niczego nie dokonał,...